Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. Po prostu Tomek

    Rule34 - zło?

    Za internet jesteśmy odpowiedzialni wszyscy. Hugoholic powiedział, że mimo zabezpieczeń czasem na coś trafi, więc to nie tylko sprawa rodziców.
  2. Po prostu Tomek

    Rule34 - zło?

    Istnieje. Cóż, nie jestem z tego faktu zadowolony, powiem więcej, dziwnie się czuję wiedząc, że ktoś rysuje takie rzeczy (uwaga! podobne zdanie mam o pornografii wszelkiego rodzaju!). Osobiście mnie to goszy, więc nie wchodzę/nie szukam/ nie czytam/cokolwiek. Z drugiej strony powiem tylko tyle, że dopóki ktoś nie lezie mi z tym w oczy mniej czy bardziej nachalnie, to nie będę się czepiał. Byle nie do mnie z tym, a wszystko będzie okej, nikt nie narazi się na cierpkie słowa. Miło, że są na przykład ostrzeżenia czy specjalny dział tutaj na forum, opowiednio opisany, dzięki czemu można go spokojnie ominąć. Takie moje zdanie.
  3. Po prostu Tomek

    Rozwój Osobisty

    Feather, nie napisałem, żeby się nie rozwijać w ogóle, tylko, że zamierzam osiągnąć poziom zadowalający mnie i tylko mnie w danej dziedzinie. Nie napisałbym w tym temacie wcale, bo mnie to naprawdę niewiele interesuje, ale określenie "debil, któremu wystarczy to, co ma" brzmi dla mnie odrobinę niemiło. Jestem zadowolony, że mam choć tyle, nie żądam więcej. Czy to coś złego? Bo po rzuconym haśle widać, że chyba tak.
  4. Po prostu Tomek

    Rozwój Osobisty

    Durnoty. Życie jest wystarczająco trudne bez udziwneń. Dobrze jest rozwinąć się do poziomu, na którym będzie ci się dobrze żyć. Dla każdego taki poziom jest inny. Nie umiem rysować, gadać dobrze po angielsku, francusku, czy niemiecku. Nie gram, nie tańczę, nie recytuję, nie jestem poetą ani nikim ważnym. Nie śnię świadomie i nie mam zieloneg pojęcia, co to jest OOBE. Okrutne, ale prawdziwe. Mój plan to zapracować na kawał ziemi, zamieszkać na jakimś zadupiu, żyć samemu dla siebie z tego, co pielęgnowana ziemia mi da. Wychodzi na to, że będę "debilem, któremu wystarcza to, co ma". Cóż, może mi być co najwyżej przykro.
  5. [81] Siedziałem w małym pokoiku, będącym moją sypialnią, biurem oraz celą jednocześnie, popijając gorącego mleka z porcelanowego kubka. Miałem przymknięte oczy i można by powiedzieć nawet, że cieszyłem się chwilą. Nagle na kolana upadła mi ładna koperta, która dopiero co zmaterializowała się z powetrza. Otworzyłem oczyi odchyliłem się nieco do tyłu, ale nic więcej się nie stało. Odstawiłem kubek na szafkę nocną i otworzyłem kopertę. Szybko zapoznałem się z odpowiedzią Celestii. Nie napawała optymizmem. Sam nie za bradzo wiedziałem, co teraz. Mogłem napisać do niej jeszcze raz, skoro wiedziałem, że to czyta. W sumie, co mi szkodzi? Jeśli kłamała z tymi wymiarami, to korespondncja nie ma znaczenia, a jeżeli nie kłamie, to i tak umrę. Postanowiłem pozwolić sobie na sprostowanie jej zdania o ludziach. Celestio Na potrzeby tego listu założę, że nie kłamiesz i pragnęłaś nam w jakiś sposób pomóc. Proszę, zanim podrzesz czy spalisz tę wiadomość, weź pod uwagę fakt, że twoje słowa brzmią naprawdę bardzo nieprawopodobnie. Nie jestem wszechwiedzący ani wszechmocny, nie oczekuj, że pojmę wszystko od razu. Chciałbym, byś kiedyś zjawiła się w naszym wspólnym domu. Może zmieni ci t pogląd na nas. Wspominałaś o morderstwach i sabotażach. Masz rację, to wielkie zło, skrzywdzenie niewinnego. Lecz zanim zacziesz oceniać nas wszystkich tą samą miarą, spróbuj choć porównać liczby. Ilu ludzi z bronią w ręku idzie na kucyki, a ilu siedzi w domu, obawiając się, byście nie skrzywdzili ich bliskich? Nie znamy was, wielu, w tym i ja, nie wie, po co wasz kraj wchłania południową półkulę. Cierpimy z tej niewiedzy, cierpimy często z braku choć jednego posiłku dziennie. Z powodu wojny prowadzonej nie przez wszystkich, lecz przez garść najodważniejszych. Niektore z waszych działań wzbudziły niechęć zwykłych ludzi. Choćby zajęcie Polski, które w oczach wielu było równoważne okupacji. Jednak nie obwiniamy cię teraz. Teraz po prostu staramy się żyć. Może wiesz, może nie, ale my wszyscy w Arce dbaliśmy o kucyki. I te z biur, i te, które niegdyś były ludźmi. Przemyśl nie spłynął krwią niewinnych istot. Nie chciałbym, żeby to się zmieniło. Jeśli nie kłamiesz i przybyłaś tu, by świat nie został zniszczony, przemyśl dobrze swoje dasze kroki. Na koniec chcę napisać jedno. Gdyby nasz świat upadł, a ten list był moim ostatnim, przebaczam wam, kucykom, wszystko. W imieniu swoim i bliskich mi ludzi. I jeśli w czymś zawniliśmy, o przebaczenie proszę. Bóg z tobą Ojciec Mykoła Zaadresowałem list tak jak ostatnio, a potem poszedłem wrzucić go do skrzynki. Kiedy wróciłem, postanowiłem zwołać nadzwyczajne zebranie, na którym powiedziałem wszystko, co było poruszone na spotkaniu z Celestią. Niektórzy z dezaprobatą kręcili głowami, szeptali między sobą. Nie dowierzali. Trudno im się dziwić, ja też nie wierzyłem. Większość słuchała w spokoju i skupieniu. Na koniec doradziłem każdemu, by najbliższy czas spędził z rodziną, a jeśli takiej nie miał, to z przyjaciółmi. Zapowiedziałem też, że zawsze jestem chętny, by kogoś wyspowiadać. Po tym wszystkim, zmęczony, udałem się na spoczynek. Jutrzejszy dzień zamierzałem spędzić z Ihorem. Napiszę też list do krewnych. Ale to rano.
  6. [81. Naprawdę dziękuję, że poczekaliście... Ale mówi się trudno. Chyba nic nie straciłem, a nawet dostałem darmo pięć punktów.] Siedziałem w spokoju, ciszy oraz jak największym skupieniu. Dyskusja odbywała się właściwie koło mnie, mimo, że starałem się ze wszystkich sił za nią nadążyć. Nie zabierałem głosu. Pawło, który był młody, a co za tym idzie narwany, parę razy próbował się wypowiedzieć, lecz wystarczył mój oszczędny gest, by osadzić go w miejscu. Działy się rzeczy, które znacznie lepiej rozumieli inni niż my. Oni próbowali pokonać w walce na argumenty białą klacz. W toku dysputy odniosłem wrażenie, że jest nam, ludziom, wroga. Jakby obwiniała nas za to, co dzieje się z naszym gatunkiem. Zamyśliłem się wtedy na pewien czas. Miała trochę racji. Ludzkość potrzebowała odnowy, naprawy. Cierpiała bowiem przez samą siebie, przez swoje ciągle popełniane grzechy. Ale mieliśmy pewną właściwość. Potrafiliśmy zawsze podnieść się z największego upadku, wyjść z najgłębszej otchłani. I kimże były te kolorowe koniki, żeby nas osądzać? Takie prawo miał tylko Bóg, a i On był miłosierny. Nie wierzyłem w pokrętne słowa i wyjaśnienia tej całej Celestii. Nie trzymały się kupy. Kręciłem głową z dezaprobatą od czasu do czasu. W końcu wszystko się zakończyło, klacz zniknęła jak sen jaki złoty, a ze spotkania jak zwykle właściwie nici. Nie wyniosłem stamtąd nic, poza zmęczeniem i wątpliwościami. Wróciliśmy z Pawłem do Polski następnego dnia w południe. Kiedy znalazłem chwilę wolnego pomiędzy wizytą u chorych w szpitalu, a wieczorną Liturgią, postanowiłem napisać list władczyni tych koników. Nigdy nie pomyślałbym, że zrobię coś takiego, ale jak widać człowiek musi spodziewać się wszystkiego. Siadłem nad metalowym stolikiem, lekko trzęsącą się dłonią złapałem długopis, przyciągnąłem kartkę w linie, jak do pisania wypracowań, po czym poświęciłem się pisaniu. W wiadomości stało to: Celestio (chyba tak to się pisze) Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz, brałem udział w zorganizowanym przez ciebie spotkaniu. Nazywam się Mykoła Hrywieńko i jestem duchowym ojcem oraz przewodnikiem wspólnoty zwanej Arką, której siedziba znajduje się w polskim mieście Przemyśl. Poczułem się nieco dotknięty twoimi gorzkimi słowami o ludzkości. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy idealni, że grzeszymy i często oddajemy się nieprawościom. Wiedz jednak, iż mamy też kilka ciekawych właściwości. Potrafimy się podźwignąć z upadku. Przebaczyć grzesznikom. W razie potrzeby o przebaczenie błagać. Kochać się nawzajem, pomagać sobie i się jednoczyć. Potrafimy wyciągnąć pomocną dłoń do najmniejszego, najuboższego. Mimo iż jesteśmy ledwie pyłkiem miotanym wichrami, staramy się wypełniać nasze życia dobrem i miłością. W najmroczniejszych godzinach naszej historii, gdy płonęły krematoria, zawsze znalazł się ktoś chętny do uniżenia się. Do oddania wszystkiego co miał, nawet i życia, za innych. Nie osądzaj nas po tym, czego nie potrafimy. Rozliczaj nas bardziej z tego, co umiemy i możemy uczynić. Przyznam szczerze, nie wierzę ci. Nie wierzę w twoje słowa o dziwactwach dziejących się na świecie. Jednak nie znaczy to, że mam cię nienawidzieć. Jeśli chcesz zobaczyć, czym ludzie potrafią być dla siebie i innych, możesz odwiedzić mnie w Arce. Bóg z tobą Ojciec Mykoła Spojrzałem na kartkę pokrytą nieco nierówną, chwiejną cyrylicą. Nie było tego dużo, cóż. Sam nie wiedziałempo co to robię, czy będzie jakiśefekt, ale spróbować nie zaszkodzi. Co może się stać? Wstałem, zapakowałem swój list w najładniejszą kopertę, jaką tylko mogłem znaleźć, a potem zaniosłem do skrzynki. Zaadresowałem: Celestia, władczyni kucyków. Za magiczną barierą. Miałem nadzieję, że jakoś dojdzie.
  7. Za ten kebab wegetariański ukręciłbym ci łeb. Ale cała reszta nawet wyrównuje poziom mojego niezadowolenia. Ba, uśmiechnąłem się. Dzięki za zrobienie mi dna, Baff.
  8. [76. I "wielki" powrót.] Nie miałem ostatnio szczególnie dużo do roboty. Przemyśl wydawał się jakby odcięty od wydarzeń w reszcie kraju. Oczywiście przyjeżdżali czasem różni poszkodowani ludzie, prosząc o schronienie. Opowiadali o różnych zaburzeniach, chodziły plotki o wojnie, a nawet, zgrozo, najeździe kosmitów czy innych plugastw. Nie wiedzieliśmy wszyscy, co o tym sądzić. Niezależnie od wichrów niszczących Polskę Arka starała się pomagać wszystkim, którzy się napatoczyli. Nieważne, kuc czy człowiek. Wychodziliśmy na tym dobrze w sumie tylko dzięki ofiarności mieszkańców miasta oraz okolicznych wsi, którzy w miarę możliwości nas wspierali. Mieli z tego korzyści, jak ochronę albo sprawiedliwie przyznawane racje, to prawda, lecz nie brakło tych, co wyciągnęli do nas dłoń bezinteresownie. No i sobie tak żyliśmy we względnym spokoju, przy niewielkim zainteresowaniu tych wszystkich organizacji. I dobrze. Do dziś. Akurat niedawno skończyła się msza wieczorna, zdejmowałem z siebie szaty liturgiczne, kiedy w rozbłysku pojawił się... list. W niepotrzebnie upiększanej kopercie. Przez chwilę wpatrywałem się w niego niepewnie, zwróciło też na niego uwagę dwóch diakonów. Kilka minut zbierałem się na odwagę, zastanawiając się, czy nie kazać tego spalić, wreszcie złapałem za kopertę i rozerwałem ją. W środku było zaproszenie na spotkanie gdzieś tam w sprawie jakiejś tam. Zapakowałem je w kieszeń pod sutanną i postanowiłem zobaczyć o co chodzi później. Przeczytałem list, siedząc w przytulnym pokoiku w dawnej bazie RFL. Wyglądała już całkiem sympatycznie, mieszkańcy zadbali, by przestała przypominać surową twierdzę, choć nie straciła funkcji obronnej. Obok mnie stał Ihor, oddałem mu list. Spojrzał na mnie. - To co robimy, ojcze? - zapytał. - Hmmm. Nie jestem pewien. Nawet nie sądziłem, że jesteśmy tak ważni - odparłem po chwili namysłu. - Może to przez nasze uczestnictwo w poprzednim spotkaniu? - Może... Pojedziecie tam? Zastanowiłem się. Ostatnie spotkanie nie skończyło się dobrze. Kogoś tam zabito, jak dobrze pamiętałem. Sam na samą myśl czułem ucisk w klatce piersiowej, mało zawału nie dostałem przez tego białego jednorożca ze skrzydłami. Ale patrząc z drugiej strony, zapraszali pewno nie darmo. Coś było na rzeczy, zawsze lepiej wiedzieć, o co chodzi. Westchnąłem głośno. - Pojadę, Ihor. Daj Pawła, był ze mną ostatnio. I we dwóch raźniej. Popilnujesz naszych? - Tak, ojcze. Przecież wiesz. - No, to trzymaj się, ja zabiorę się od razu. Daleko mam. Następnego dnia późnym popołudniem już wysiadałem u celu. Leciałem samolotem pierwszy raz i muszę powiedzieć, że nawet mi się podobało. Za to Pawło przeżegnał się jak tylko dotknął stopami ziemi. Nosiliśmy się różnie. On w kamizelce taktycznej i jakichś maskujących ciuchach, patrolówce oraz z opaską na ramieniu, miał też jakiś tam karabinek [P90, jak coś]. Ja w sutannie i kamilawce, oraz z drewnianym krzyżem na szyi, skrytym pod spływającą na pierś siwą brodą. No i byłem kompletnie bez broni. Dzięki życzliwości mieszkańców dostaliśmy się nawet sprawnie w miejsce spotkania. Wewnątrz budynku przypominającego nieco przemyskie biuro, zanim przerobiliśmy je na przedszkole siedziała ta klacz, dwóch ludzi i dwa kucyki. - Sława Isusu Chrystu - podniosłem dłoń w geście pozdrowienia, po czym oboje z Pawłem siedliśmy na fotelach. Przypatrywałem się z nieukrywaną ciekawością, acz nienachalnie wszystkim obecnym. Pawło pozostawał czujny.
  9. [będę wieczorem. Misja TCB, wooo!]
  10. Co ja tam miałem o nagabywaniach Dolara... Ach, no tak, komentarz. Zabrałem się za to zachęcony bezpośrednio przez naszego tłumacza. Już tagi zachęciły mnie do zajrzenia, bowiem SoL i Sad to jedno z moich ulubionych połączeń. Co mogę powiedzieć? Z pewnością nie czuję się zawiedziony. Nie żałuję poświęcenia tej chwili czy dwóch na zapoznanie się z pierwszym rozdziałem. Podobnie jak pan powyżej, po przeczytaniu opowiadania odczułem... smutek. Nie, nie do końca smutek. Nie za bardzo wiem, jak ubrać to w słowa. Nazwałbym to pewnym ciężarem. Budował się we mnie w miarę zagłębiania się w historię. Dopiero na samym końcu, kiedy zamknąłem dokument, zdałem sobie sprawę z jego istnienia. W fica wciągnąłem się, choć chyba nie tak głęboko, jak na to zasługiwał, przynajmniej z początku. Nie potrafiłem za bardzo, moja wina. Stopniowo jednak bardziej się nad nim pochyliłem. Główna bohaterka zarysowana wyraziście, pozostałe postaci jak dotąd pojawiały się raczej epizodycznie, z jednym wyjątkiem. Twi także jest rozbudowana jako bohaterka, dzięki scenom z jej przeszłości, o których opowiadała Lyra. Nie dane mi było kiedyś spotkać się z dziełem tak skupionym na pamięci, dookoła której cała fabuła się jak na razie kręci. Pamięci szeroko pojętej. Zarówno tej dotyczącej pojedynczej osoby tu i teraz, jak i wspomnień o tych, którzy odeszli i ich dokonaniach. O lęku przed pominięciem, zapomnieniem. O nadziei na zapisanie się jakoś na kartach historii świata, o staraniach w tym kierunku. Temat bardzo przypadł mi do gustu. Naprawdę bardzo. Dodatkowym atutem jest świetna robota tłumacza. Gratuluję, Dolarze. Czytało się doskonale, a i nie jestem pewien, czy podołałbym oryginałowi. Podsumowując, fic ma potencjał. Każe czasem pomyśleć. Zachęca do poświęcenia mu chwili uwagi. Jest kawałem dobrej literatury fandomowej. Czekam z zainteresowaniem na dalsze rozdziały.
  11. Niezły sposób na krótkie odstresowanie. Blueblood jeszcze nigdy nie był tak epicko beznadziejny, jeśli chcecie znać moje zdanie. Czytało się bardzo dobrze, gładko przechodziłem przez tekst, choć wydawał mi się odrobinę rozbity. A skoro to tłumaczenie, to pochwalam znajomość języka.
  12. [i see what thou hast performed here.] WilczaNati.
  13. Po prostu Tomek

    Chej <3

    Witam gwardię tak starą, że ledwie ją sobie przypominam [mówi random]. Baw się dobre i inne takie.
  14. No, skoro znalazłem wreszcie trochę czasu... Przeczytałem wszystkie, niektóre tu, niektóre na FGE. I, jak napisałem bezpośrednio autorowi, w każdym z nich znalazłem coś ciekawego. Dobrze czytało mi się nawet komedie, mimo że nie przepadam za tym tagiem. Opowiadanie Anonimowi Frontoholicy było naprawdę dobrze spędzoną chwilką, miłą odskocznią od rzeczywistości. Cała akcja jest ciekawa, ale końcówka naprawdę zaskakuje. Moim faworytem jest Historia odrodzenia, krótkie, acz bogate dzieło. Ludzkość zasłużyła na powrót. Więcej nie wspomnę, bo spoilery. Jedno co, to streszczenie podane pod tytułem w mojej opinii lekko nie pasuje, ale tylko lekko. Dalej, Pomyłka. Naprawdę zastanawiałem się, jak możliwe jest połączenie tagu komedia i sad. No cóż, ten fic pokazał, że jednak się da, i to w dobrą mieszankę. Niespodziewany zwrot akcji, czy jak to się tam fachowo nazywa to bardzo udany zabieg. O Ostatecznym końcu nie mam za wiele do powiedzenia, choć nie odstaje poziomem. Do pewnych przemyśleń skłania Gorycz oraz Ból. Ciężko mi to opisać, ale mój codzienny nastrój nieźle by się do tego nadawał. Moim zdaniem w obu opowiadaniach dominuje uczucie zarówno goryczy, jak i pewnego rodzaju smutku. Subiektywna opinia. Foalconmisja słusznie ma tag crossover, i za to autorowi należą się oklaski. Zacny zabójca czasu. Opowieść wigilijna także jest porządnym opowiadaniem, dobrze napisanym, zmuszającym szare komórki do puszczenia impulsu czy dwóch, ale osobiście podobała mi się chyba najmniej. To ma związek z fabułą. Cóż, nie da się zadowolić wszystkich. Oceny ogólnej i podsumowującej w skali cyfrowej nie podam, powiem za to, że bez względu na osobiste zdanie o Opowieści nie żałuję przeczytania żadnego z zaprezentowanych ficów. Cieszę się, że mi je polecono i dziękuję za to Gandzi.
  15. Po prostu Tomek

    Wyżal się.

    Drobny offtop. Polemizowałbym. Wiem z doświadczenia.
  16. [76, tyle się działo, że potrzebuję krótkiego wprowadzenia fabularnego. Wyłączam swoją postać z każdej zbyt pokręconej misji z własnej i nieprzymuszonej woli. Rzekłem.]
  17. Neftahar Mężczyzna podszedł bliżej towarzyszy, pokazując ręką na kule. - Spróbujmy zebrać ile się da i puścić tą waszą rynną. Jak wybuchną, to na naszym wrogu - po tych słowach przystąpił do ostrożnego zbierania kul.
  18. Neftahar Mimo całej swojej wiedzy mężczyzna nie mógł mieć absolutnej pewności co do zawartości kulek. Wyglądało na mieszankę chłodziwa z klejem. Ilość trocyny gwałtownie wzrastała, szybko malała też temperatura całej mieszaniny. Mężczyzna w kilka chwil przeczesał swój umysł w poszukiwaniu odpowiednich informacji. Elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Szybko wezwał moduł, ukrył go w protezie, a następnie odwrócił się do swoich kompanów. - Musimy to albo ogrzać, albo stąd odejść. Inaczej wybuchnie ogniem - odezwał się swoim bezbarwnym, zniekształconym przez metalową maskę głosem. W międzyczasie policzył szybko w głowie, czy zdoła wynieść kulki na zewnątrz przed zapłonem.
  19. Grim grzebał kopytem w ziemi, starając sięnie zdradzać lekkiego zdenerwowania, jakie zaczęło się w nim budować przez ostatnie minuty. Już niedługo wyjdą na powierzchnię, by walczyć. Porwać miasto do boju, wypędzić wroga. Wiedział, że to nie będzie łatwe. Widział dobrze braki w wyszkoleniu, powoliutku wkradające się zwątpienie oraz strach. Ale widział też determinację i odwagę w oczach swoich towarzyszy broni. Czuł, że nie zawahają się oddać życia za sprawę. Martwiło go, czy czasem nie zginie ich zbyt wielu. Już zdawał sobie sprawę, iż walka będzie toczyć się na śmierć i życie, gwałtownie, że wielu będzie nosić straszliwe rany zadane magią. Otrząsnął się i skupił, kiedy podbiegł do niego ten alikorn, Rocksplash chyba. Ciemnordzawy kuc spojrzał na niego zimno, acz z uwagą. Nie mógł powstrzymać się przed nieco drwiącym uśmiechem, jak zestawił truchcik ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy tego drugiego. - Na sto metrów? Na tyle to kusze strzelają, nie nabierzesz mnie. Ale - spoważniał. - zabiorę cię ze sobą. Ktoś musi patrzeć ci na kopyta. A tylko jeden wyskok zrobisz... Ogier starał się jakoś swoją obecnością pokrzepić poszczególnych żołnierzy. Obdarzał ich dobrym słowem, albo po prostu poklepywał po grzbiecie.. Nie miał sił na przemowę, choć zastanawiał, się, czy nie będzie musiał ich znaleźć.
  20. Skinął lekko głową Jugosłowianinowi, zanim ten wyszedł, po czym wwiercił się wzrokiem w koniki. - Powinniśmy obrać dowódcę, jak każdy porządny wojskowy oddział - odparł na to Wasyl donośnym głosem. - A teraz proszę was, Edwardzie, Iwanie. Idźcie na zewnątrz i porozmawiajcie ze sobą wszyscy. Wyniki waszych obrad oznajmicie po powrocie. Jest kilka kwestii, które trzeba ustalić. Ja natomiast posiedzę tu, popilnuję gości. Po tych słowach na twarzy Ukraińca zagościło głębokie zamyślenie. Usiadł za stołem, odchylając się do tyłu na krześle. Rozważał teraz między innymi słowa Dragana. Ów miał trochę racji. Wciąż nie było jednak żadnej pewności, czy mieszkańcy są przyjaźni lub choć pozytywnie neutralni. Nie wiedział, jak odniosą się do przeciwników monarchii, która jest tutejszym ustrojem. Zaraz! Przecież nikt o tym nie wie, pierwszy raz na oczy widzą ludzi, a ludzie ich. Można zaryzykować. W razie czego wciąż pozostaje wierny Mosin, nie ma się co spieszyć. Mężczyzna dmuchnął dymem prosto w twarze kucyków, wracając do siedzenia prosto, przy tym nie za bardzo przejmując się ich obecnością. Bawił się rewolwerem, który wysupłał z kabury, zastanawiając się przy okazji, cóż też uradzą jego towarzysze mimo woli.
  21. Czytanie tego opowiadania, jeśli mogę użyć tego wyrazu było... zdecydowanie bardzo ciekawe. Styl wydaje mi się być nieco dziwny. Sprawia wrażenie bardzo podniosłego, poetyckiego. Pokusiłbym się o określenie go jako dość pompatycznego. Przypuszczam, że musiałbym się do niego przyzwyczaić. Górnolotny język pasuje do obranego tematu. Ciężko jest mi coś napisać, nawet, gdy myślę bezpośrednio o fanficu. Po prostu mój umysł jest zajęty zupełnie czymś innym. Analizowaniem. Odpowiadaniem na stawiane pytania. Kilka kwestii zapadło mi w pamięć szczególnie, z powodów osobistych. Zdecydowanie opowiadanie skłania do przemyśleń, zmusza czytelnika, by się nad nim zastanowił. Gratuluję.
  22. Po mojemu cały fic możesz uznać za udany. Zabierałem się do niego długo, wśród powodów mogę wymienić ogólny brak motywacji. Ale dobrze, że wreszcie się na to zdobyłem. Czyta się świetnie. Szkoda tylko, że rozdziały takie krótkie, choć z drugiej strony ich długość rozbudza ciekawość, aż chce się czekać na następne. Trochę już było opowiadań o rewolucji, buncie przeciw księżniczkom, lecz to, co zaserwowałeś tutaj, jest odmienne. Widać, że nie jest to grupa występuąca przeciwko legalnej władzy "bo tak". Mają swoje motywy. Dobrym pomysłem było rozpoczęcie od listów. Te listy i pierwsze rozdziały ładnie objaśniają motywy Porzuconych, w mojej opinii pomagają czytelnikowi ich zrozumieć. Oczywiście kibicuję Porzuconym i mam nadzieję, że
  23. Nick: Nie zmieniany nick, pakujący cały fandom w kilka literek. Zabawnie brzmi, jak się go skróci do BiP. Wpada w ucho, łatwo się pamięta. Avatar: Nie jestem nim przesadnie zachwycony z powodu mojego bardzo ostrego podejścia do tego typu spraw, ale co kto lubi. Sygnaturka: Zupełnie niespodziewany całus. Jak wyżej, co kto lubi. Użytkownik: Zacny człowiek, poznałem osobiście i zapamiętałem pozytywnie. Ciekawie się z nim rozmawia. Sprawia wrażenie dość sympatycznego.
  24. To zalicz jeden głos na Epic od razu ode mnie, Dolarze. To właśnie Si Deus nobiscum przekonało mnie, bym dołączył do tego fandomu. Sam pomysł już jest ciekawy, a jeszcze opisany tym świetnym, gawędziarskim stylem Gandzi. Wciągająca fabuła, zabawne sytuacje, mnóstwo nawiązań oraz... Red Star. I Kozacy. Oby więcej takich opowiadań.
×
×
  • Utwórz nowe...