Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. [Mnie boli, że sesja zrobiła się fantastyczna. Moja postać jest po prostu niedostosowana. Ale wy bawcie się dobrze. Poczekam na misję odpowiednią dla mnie.]
  2. Neftahar Mężczyzna wyraźnie zainteresował się płynem, wypełniającym kulki. Zdjął rękawicę i uwolnił moduł, następnie posyłając go, by zbadał płyn.
  3. Przeczytałem TLU: Take Earth Back już jakiś czas temu, lecz różne dolegliwości (albo lenistwo, nazywajcie jak chcecie) sprawiły, że nie byłem w stanie skomentować odpowiednio tego fica. I szczerze nie żałuję siedzenia nad tym do godzin mocno późnych. Zaserwowana przez autora historia potrafi wciągnąć i przytrzymać czytelnika tak, że rodzi się rzeczywista, niewymuszona chęć poznawania dalszych losów bohaterów. Atutem opowiadania jest bogate opisanie uczuć przeżywanych przez bohatera. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Jego stopniowa przemiana, na którą miały wpływ takie czynniki jak otoczenie, odnoszenie się innych do głównej postaci, oraz pewien specyficzny punkt zwrotny. Choć nie powiem, ciekawych zmian biegu akcji było więcej. Postaci są pełne, nie wydają się płaskie, ponieważ mają motywy kierujące ich poczynaniami, przyświecające im cele oraz wspomnianą przeze mnie uczuciowość. Dodatkowo na moją wyobraźnie podziałał opis schronu, przywodzący nieco na myśl lubiane przeze mnie Metro. W obraz owego końca ludzkości dobrze wpasowują się porzucone miasta wypełnione powoli niszczejącymi przedmiotami, czekające aż pochłonie je bariera. Dobry jest motyw grupki ocalałych, nie mającej pojęcia, czy w upadającym świecie żyją jeszcze jacyś inni ludzie. Głównemu bohaterowi, Stevenowi, kibicowałem do końca opowiadania. Ale w wyborze najlepszej postaci z całego fica, popieram Dolara. Na koniec chciałem oczywiście oddać swój głos na EPIC. Owe opowiadanie zasługuje na niego jak niewiele rzeczy, które dotąd przeczytałem. Zwłaszcza, że nie jest pisane przez zawodowca. Za co? Przyciągnęło mnie, przytrzymało i wypuściło, ale zmusiło mnie do ruszenia mózgownicą, do uruchomienia wyobraźni. Niejednokrotnie analizowałem działania bohaterów, czasem zadając sobie pytanie: co ja bym zrobił w danej sytuacji? Niewiele ficów zapewnia mi taką rozgrywkę, dlatego chcę uhonorować The Last of Us: Take Earth Back.
  4. [Dwójkę wybierz. BTW, Gandziu, możesz na mnie liczyć w razie wojny.]
  5. Druga próba. Półlitrowy kufel. Będę... właścicielem browaru?
  6. [Tak tylko zaznaczam, że ja wciąż gram, a nie odpisuję, bo nie mam nic do roboty poza codziennym życiem w Arce. Miłego dnia]
  7. W porządku. Nie chciałem cię urazić i przepraszam, jeśli moje słowa zabrzmiały w zły sposób. Życzę wszystkiego dobrego.
  8. Grim nie słuchał za bardzo przemowy dowódcy, niespecjalnie go interesowała. Wiedział dobrze, jakie zadanie zostało mu powierzone. Poza tym nie potrzebował do niczego pompatycznych oracji, pięknych słów. Wolał wykorzystać ostatnie chwile i pomyśleć. Musiał dużo myśleć, zastanawiać się, planować. Czuł, że tak trzeba. Wraz z nominacją napułkownika otrzymał bowiem coś jeszcze. Spoczęła na nim ogromna odpowiedzialność za życie towarzyszy. Każdy jego błąd, niedopracowana akcja, albo choć lekkie nieprzewidziane komplikacje będą prawdopodobnie drogo okupione. Nie polubił tego uczucia. Do tego zrobił się sentymentalny na stare lata. Odkąd poznał Animal. Cholera jasna, jak teraz nad tym myślał, to nie żałował swojej decyzji, tej o przyjęciu klaczy za córkę. Żałował za to odrobinę tego "zmiękczenia", jak określił w duchu swój stan. Kiedy podszedł do niego Green, odsalutował służbiście, jak za każdym poprzednim razem. Ciemnordzawy kuc w skupieniu wysłuchał tego, co miał do powiedzenia zwierzchnik. Na wzmiankę o rabanie uśmiechnął się paskudnie. - Zrobić rumor, powiada pan? - odparł dowódcy z tym niemiłym wyrazem twarzy. - Tak jest. Jeśli się uda, to pobudzimy każdego robala w całym Canterlot. Uścisnął dowódcę, nieco zdziwiony poufałym gestem. Nie wnikając, spojrzał mu prosto w oczy. Dostrzegł w nich znajomą rzecz. Determinację. Kiwnął lekko głową, jakby do siebie, po czym odwrócił się, by wydać ostatnie dyspozycje. Zobaczył gdzieś pośród ustawiających się już w oddziałki swoich Rebona. Alchemik podszedł do niego. Ogier przywitał go skinieniem. - A gdzieś był, jak tłumaczyłem? I to dwa razy? Ech, w dużym skrócie. Dzielimy się na małe grupki, które pójdą wykonywać kilka ściśle określonych przeze mnie zadań. Zdejmowanie patroli, opanowanie ważnych budynków, wycinanie wrażych posiłków z zasadzki, zbieranie ochotników spośród mieszkańców, w razie klęski opóźnianie wroga tak, by dać mieszkańcom czas na ucieczkę. Ciebie chciałbym widzieć w mojej grupie, tej, która podpali jakiś budynek, w ramach kredytu zaufania. Chyba, że nie chcesz. Twoja wola, jeżeli uważasz, że przydasz się gdzie indziej, to proszę bardzo. A teraz uwaga! - podniósł głos, zwracając się do dowódców najbliższych grupek. - Drobna korekta! Kilka patroli, oczywiście po względnym zabezpieczeniu dolnego miasta, należy zlikwidować możliwie widowiskowo. Niech o nas usłyszą i nas zapamiętają! Za siedem minut wychodzimy, czas nam na stanowiska. Pegazy będą posłańcami między oddziałami. Nie bić Podmieńców z zielonymi oczami, to nasi, tylko zamaskowani, pamiętajcie o tym. I powodzenia!
  9. Wasyl zaciągnął się jeszcze kilkukrotnie w zupełnej ciszy. Dym działał na niego uspokajająco, wspomnienie pojazdów powoli odpływało, choć ciągle czaiło się gdzieś w zakamarkach umysłu, gotowe dać o sobie znać. Mężczyzna myślał o tym, co teraz poczną. Przede wszystkim powinni pomyśleć, co zrobić z tymi konikami. Kłopotliwa sytuacja. Puścić to spore ryzyko, nie wiadomo, jak to się skończy. Być może doniosą na nich do swoich władz, wtedy chudo bude. Rozwalenie ich wydaje się być najprostrzym wyjściem, lecz tym posunięciem mały oddział ludzi może narobić sobie wrogów, jak ktoś znajdzie ciała. Kto wie, czy te stworzenia są wrogo nastawione, czy nie. A nijak zapytać. Chyba dobrym wyjściem byłaby narada. - Słuchaj, Archanioł. Idę do środka zapytać, czy więzień powiedział coś ciekawego. Pomyśl za ten czas, czy lepiej jest zaryzykować i zdać się na koniki, czy położyć je do piachu. Jak chcesz, możesz iść ze mną. Po tych cichych słowach skierował się do domu, wlokąc za sobą siwy dym. Skonstatował, że w dziwnym otoczeniu, w jakim się znalazł, zaczął powoli przyzwyczajać się do obecności Niemca. Nie ufał mu jeszcze, ale raczej go tolerował, nie miał bowiem wyboru. Tkwili tu razem. Myśląc o tym wkroczył do środka wolnym krokiem, stukając butami o podłogę. Obszedł stół tak, by znowu znaleźć się przed kucykami, po czym pochylił się lekko do przodu. Wpatrywał się w parkę twardym, ale nie wrogim wzrokiem, namyślając się, cóż z nimi począć. Dmuchnął dymem w blat. - Iwan, Dragan, czy nasi goście powiedzieli coś ciekawego pod moją nieobecność?
  10. Rozbudowana, wciągająca akcja. Świetnie zarysowany charakter bohaterki, nie odbiera się postaci jako płaskiej. Bogate słownictwo, wysublimowany język. 2,2345243/10
  11. Ja tam nie mam na razie nic do roboty, ale się nie wypisuję, bo chcę iść z wami poznawać niższe poziomy.
  12. [Ja napisałem tylko trzy posty, ich zawartość w razie obrad przekopiuję, albowiem nie mam nic ponad to do powiedzenia. Przepraszam.]
  13. [76] - Mogę poprzeć pana Michaela, kucykom należy się równouprawnienie. Lecz musimy pamiętać, by nie przesadzać w drugą stronę. Nie mają prawa uważać się za lepszych ani za nas decydować. Niech zabicie kucyka będzie karane jak zwykłe morderstwo, ale przemienianie eliksirem też nie może uchodzić płazem. Może i niech je wypuści, lecz ich kraj powinien pomóc nam wrócić do porządku. No i oczywiście przestać się rozszerzać, a zacząć cofać. Jeszcze trochę i zaleją nas uchodźcy, którzy nie będą mieli się gdzie podziać.
  14. [76] - Nie znam pana na tyle, by osądzać pańskie zamiary, ale wbrew pańskim słowom zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa chyba bardziej niż pan. Polsce grozi upadek, a danie broni każdemu, kto chce, doprowadzi w ciężkich warunkach, w jakich się znaleźliśmy, do anarchii. Na pewno znajdzie się niejedna grupa ekstremistów, którzy zaczną na przykład strzelać do kucyków. Albo, proszę sobie wyobrazić, opóźni się dostawa żywności. Desperaci napadną na jakiś sklep. By nie wspomnieć o bandziorach, którzy będą się chcieli zwyczajnie dorobić na nieszczęściu. Uzbrojonej milicji mówię tak, rozdawaniu broni: nie. W sprawie wyborów cieszę się, że jest pan skłonny sprawdzić, jak bardzo ludność panu ufa. Oczywiście jeżeli zostanie pan wybrany przywódcą naszego kraju, będziemy wobec pana lojalni. Upewnię się, jeżeli zdążę wrócić, iż każdy uprawniony mieszkaniec Arki pójdzie do urny. W sprawie filmu na razie nie wypowadałem się. Według mnie brzmiał jednak... mało obiektywnie. Zobaczymy, co pan Thalberg pokaże dalej. Pawło też siedział cicho. Zastanawiałem się, czy nie czuje się onieśmielony, albo nieuprawniony do zabierania głosu. Na wszelki wypadek szeptem go o to zapytałem. Jak się okazało, na razie po prostu wolał słuchać. I badawczo przypatrywać się Michaelowi.
  15. [76. Swoją drogą, Mykoła nigdy nie był tak zdenerwowany jak w trakcie rozmowy z Celestią.] Oderwałem się od rannego, który chyba przestał aż tak bardzo cierpieć przez czarnoksięskie sztuczki. W sumie powinienem być zły, ale Aleksander był kucykiem, a do tego dzięki tym zaklęciom przeżył, więc nic mi do tego, w jaki sposób go uratowano. Istnienie zostało ocalone. Pawło podbiegł do mnie, gdy próbowałem wstać i zachwiałem się przy tym. - Dziękuję ci - powiedziałem do niego, po czym razem odwróciliśmy się w stronę białej klaczy. - I tobie też. Wróciłem powoli na swoje miejsce i z sapnięciem opadłem na krzesło. Otarłem dłonią zimny pot z czoła. Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Minuty mijały, a ja spokojnie przysłuchiwałem się z boku rozmowom. Nie miałem zamiaru się wtrącać, uprzejmość wymagała, by poczekać, aż dyskusja się skończy lub zwolni. Nietrudno było zgadnąć, że nie wierzę w ani jedno słowo tej istoty. Nie byłem do końca pewien jej zamiarów. Niby uleczyła Aleksandra, mnie chyba też, ale zabrała nam słońce i zdawała sięuważac nas za jakąś gorszą rasę. Tak odebrałem jej samowolne decydowanie o naszym losie. Pyk. Pojawił się kolejny gość. Też z powietrza. Tym razem udało mi się nie odskoczyć. Ha, nawet powstrzymałem się przed jakimś gwałtownym ruchem na krześle. Także Pawło zachował spokój. Nie udało nam się tylko zamaskować zdziwienia. Robiło się coraz dziwniej. Czułem się jakby mnie wrzucono do kiepskiego filmu z krasnoludkami, wróżkami i magią. Tylko, że to wszystko od jakiegoś czasu było częścią mojego życia. Nawet musiałem przeciw temu walczyć. Duchowo, ale zawsze. Wewnętrzna dyscyplina nakazała pozostanie względnie niewzruszonym, kiedy facet wyczarował sobie laskę, cylinder i krzesło. Skupiłem się tylko na rozmowie, idac za radą pana Pietrowskiego i po prostu ignorując wszystkie niecodzienne wydarzenia w sąsiedztwie. Po jakimś czasie dysputa przycichła, uznałem więc, że mogę zabrać głos. Wstałem i odchrząknąłem głośno. - Panowie, przepraszam, że dotąd udzielałem się tak mało. Nie chciałem wam przerywać, w końcu każdy z was miał wiele do powiedzenia, i to mądrych rzeczy. Sądzę, że najłatwiej będzie przekazać po prostu to, czego oczekuje Arka od państwa. Oczekuje stabilności i bezpieczeństwa. Wiem, że nie da się tego osiągnąć od razu, ale wszyscy członkowie wspólnoty zgadzają się co do tego, że Polska, jak każdy kraj, ma pełne i niezbywalne prawo do suwerenności. Nie może rządzić nią żaden narzucony przez obce siły przywódca. W imieniu wspólnoty oświadczam, że gotowi jesteśmy wypowiedzieć posłuszeństwo nielegalnej władzy, jakakolwiek by ona nie była. Sądzę, że poprze nas pewna grupa obywateli. Po drugie, nie zgodziłbym się na swobodne rozdawanie broni palnej. Mało to jeszcze mordów? Lepiej jest pójść za radą pana Pietrowskiego i powołać milicję, którą by się odpowiednio zaopatrzyło. Zmniejszylibyśmy ryzyko dostania się broni w ręce bandytów. Powinniśmy skupić się na służbie cywilnej. Wolontariat w szpitalach, zorganizowane rozdawnictwo żywności, prace społeczne. Oczywiście liczę się z tym, że nie stworzy się nowych miejsc pracy z powietrza, jak to próbowała zrobić ta cała Twilight, ale można na jakiś czas na przykład ułatwić przedsiębiorcom życie, by godzili się przyjmować nowych pracowników. Na jakiś czas chyba przydałoby się narzucić odgórnie jakieś ceny artykułów pierwszej potrzeby, tak, by łatwo dało się je zakupić. Albo nie narzucać niczego, ale też rozdawać część za darmo potrzebującym. Państwo powinno też popierać kółka samopomocy i wspólnoty takie jak nasza. Wiem, jak to działa od kuchni i zaręczam, że kilka takich schronisk, jak nasza Arka może wyjść tylko na dobre. Oczywiście głosowaliśmy też jednogłośnie na wzywanie do pokojowej koegzystencji. Nie będzie przemieniania siłą, ani wlewania eliksiru do wodociągów. Kucyki z biur powinny naprawić błędy swoje, czy swoich władczyń, jak kto woli, i pomóc tym wszystkim poprzemienianym. Nauczyć ich żyć. Teraz są oni zostawieni właściwie sami sobie. Milicja powinna ich chronić przed akcjami odwetowymi i przyzwyczajać ludzi do towarzystwa konwertytów. Uprzedzam w tym miejscu: nie poprzemy żadnego ruchu o charakterze nacjonalistycznym. Nie będziemy powtarzać błędów swoich przodków. Wy także tego nie róbcie. To chyba tyle. Przemowa dłużyła się nieco, bowiem wciąż byłem zbyt słaby by mówić długo bez żadnych przerw, dlatego często przerywałem, by odetchnąć albo się napić. Gdy skończyłem, usiadłem, czekając na odpowiedzi i film, jaki zaraz miał nam wyświetlić pan Thalberg. O ile pamiętałem, dowodził on RFLem.
  16. [Cóż, Celestia i pop przy jednym stali rannym...] [Na razie musze zniknąć.]
  17. [76] - O czym ty w ogóle mówisz?! Sam chodziłem nalewać eliksir zmieniający wszystkich w kucyki? Nie! Ja starałem się łagodzić konflikty, mimo braku sił sterczałem na ulicach, pomagałem rozdawać żywność i wodę, pilnowałem, by nikt nie ubił z zemsty czy przypadku żadnego kucyka w Przemyślu, moi towarzysze żyją zgodnie w międzynarodowej i międzygatunkowej wspólnocie. Czego ty nie baczysz? Ludzie potrafią o sieb... Trzy strzały, jakie rozległy się w pomieszczeniu zmusiły mnie do zamilknięcia. Zamknąłem oczy. Otworzyłem je zaraz, by zobaczyć, że gospodarz został zabity, przynajmniej tak to wyglądało. Wstałem i podszedłem do niego chwiejnie. Uklęknąłem i próbowałem mu pomóc. Ten biały kucyk przestał mnie na razie interesować.
  18. [76] - Nieprawne przejęcie wolnego państwa, wrzucanie tego waszego eliksiru do wodociągów, uchodźcy, ogólna wojna między organizacjami, z których każda chce czegoś innego. Nikt nie myśli o zwykłych, szarych ludziach. Głodowałem, byście przestali się tak szarogęsić w Polsce. Nie przejmujecie się tak naprawdę wolą innych, decydujecie za nas. Nie mordujecie, ale to wasze niby-promieniowanie już tak. To, które sprowadziliście rzekomo ze sobą. Czy to jest pomoc? Jakimi innymi wymiarami? Tyle lat nic się nie działo.
  19. [76] - Jakbyście tutaj nie przyszli, nie byłoby tego zagrożenia, nawet nie wiadomo, czy realnego, proszę pani. - odpowiedziałem równie surowo. - Jesteście gorsi niż Niemcy i Sowieci do kupy. Nie widzicie, co się przez was dzieje?
  20. [76] - To brzmi jak kiepska teoria spiskowa. Nie wejdę w to coś, przepraszam, ale nie ufam nikomu, kto pojawia się na środku pokoju z powietrza. - ściszyłem głos. - Diabelstwo.
  21. [76] - Skoro miało zgasnąć, to nie lepiej byłoby, gdyby tak się stało? - powiedziałem z nadspodziewanym spokojem w głosie. - Kiedyś musiał nadejść koniec, tak jest napisane. A wy przynieśliście tu chaos. Z waszego powodu ludzie zaczęli naskakiwać na siebie jeszcze bardziej.
  22. [76] - Powątpiewam. Słońce to potężna kula gazów, które się palą i palą. Jak dobrze pamiętam, wodór zamienia się w hel. Nasza gwiazda jest ogromna, jak miałaby się tak nagle po prostu wypalić?
×
×
  • Utwórz nowe...