Skocz do zawartości

KreeoLe

Brony
  • Zawartość

    678
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez KreeoLe

  1. Znieruchomiałam. Zadrżalam znów, przetwarzając w głowie wszystko co usłyszałam. Wpatrywałam się w niego pustym wzrokiem. Czyli jednak... - Czemu? - spytałam nagle. - Czemu jestem dla ciebie ukochaną klaczą? Czy ty nie kochałeś innej? - Zapytałam ze stoickim spokojem. Jeśli im wierzyć nie jestem już gryfem. I żyję. Nie wiedziałam, czy mam się czekać z dala od kuca z morderczymi napadami, czy wierzyć, że potrafi być inny? Widziałam jak zachowywał się w stosunku do mnie. On naprawdę mnie kochał...? Nawet jeśli nic by mi nie zrobił to... co z innymi? Nadal będzie zabijał? Może... może uda mi się mu jakoś pomóc i to opanować.
  2. Zacisnęłam zęby i potrząsnęłam głową. - Nie. Wyjdź - wydukałam. - Wyjdź stąd. Nie wierzę ci. Coś takiego nie mogło się zdarzyć. Mocniej już wypchnęłam ją. To... to nie może być prawda. Widziałam jak na mnie patrzył, jak przytulał i uśmiechał się... nie robiłby tego bez powodu. Nie miał powodu, by kłamać. I szczerze w to wierzyłam. Gdy tylko klacz znalazła się poza szałasem odwróciłam się i z zeszklonymi od łez oczami usiadłam metr od Insane'a. - Cz-czy... - spytałam go cicho. - Czy ona mówiła p-prawdę...?
  3. - Z łaski swojej: wyjdź, Jun - wstałam. Teraz poczułam jak jest zimno. Zadrżalam. - To ja decyduję czy pójdę z tobą, czy nie. Nie masz prawa mi rozkazywać, więc wyjdź stąd. Chyba rodzice nie nauczyli cię dobrych manier. Zapukaj gdy wchodzisz, wyjdź gdy ci każą. Podeszłam do niej i powoli zaczęłam wypychać i wypraszać z szałasu. Próbowałam udawać spokojną i wyszło mi to dobrze, we wnętrzu jednak byłam na nią wściekła.
  4. Zauważyłam jak się rumieni i zachichotałam cicho, choć sama pewnie wygladałam tak samo. Nie było mi zimno, a przynajmniej nie w takiej chwili, lecz nie zepchnęłam z siebie.drugiego koca który na mnie nałożył. - Um, dziękuję... - wyszeptałam, teraz pewnie rumieniąc się jeszcze bardziej od jego komplementu. Gdy jednak Jun weszła do szałasu, syknełam cicho jak poparzona i odsunęłam się trochę od Insane'a, wyrywając z jego uścisku. - Umm, eh... - wymamrotałam cicho. - Mogłabyś stąd na razie... wyjść? A zresztą... sama nie wiem, czy powinnam z wami jechać... płynąć. Nie, na razie, um... nie pomogę - powiedziałam marszcząc delikatnie nosek. Nie wstałam jednak, ani nie zareagowałam na jej późniejszą uwagę. Westchnęłam cicho czekając aż klacz wyjdzie.
  5. Położyłam się wygodniej na kocu i spojrzałam mu prosto w oczy. - Tak... - wyszeptałam po chwili. - Jesteśmy razem... Dałam się objąć i wtuliłam się w jego pierś. Zmrużyłam lekko oczy. Delikatne ciepło rozeszło się po moim ciele. Czułam się wspaniale w jego objęciach. Czułam się kochana, doceniana. Teraz nie myślałam już tym, że może kłamać. Zbyt dużo się zgadzało. A w ogóle... i tak czułam, że go kocham. Więc... to chyba nic nie zmienia. Bliskość jego ciała przyprawiała mnie o lekkie dreszcze. Nie ze strachu oczywiście, lecz z podniecenia, choć jakby próbowałam to trochę ukryć. Uśmiechnęłam się słodko.
  6. KreeoLe

    Daj swoje foto :P

    Zue zdjęcie... z telefonu trudno wstawić, więc jest tak ._.
  7. To... wydawałoby się logiczne. Te gryfie pióra... drgnęłam lekko, gdy przytulił. Wtuliłam się w niego mocniej. Nie trwało to długo, bo pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się, już szczerzej. Nie stawiałam oporu i dałam odprowadzić się do szałasu. Poczułam się lepiej. Miałam jednak małe wątpliwości co do tego wszystkiego... może kłamał? Za dużo rzeczy się zgadzało. A nawet jeśli to... to co? - Insane, czyli my... - zamrugałam kilka razy powiekami. Skąd znałam jego imię? Być może jakoś wygrzebałam je z mojej głowy, może pamięć powoli wracała? - ...my byliśmy razem, tak?
  8. Rozdziawiłam pyszczek. What? Nie wyrwałam się jednak. Czy ja z nim kiedyś byłam...? Kiedyś... kiedy? Może rzeczywiście miałam jakieś zaniki pamięci, albo byłam w jakiejś śpiączce? Nie pamiętałam. Ale... przecież nikt by tak specjalnie nie zrobił, prawda? - A-ale... - spojrzałam mu bezradnie prosto w oczy. - Nic nie pamiętam... może ktoś wytłumaczyć mi, co tu się dzieje? Wierzyłam mu jednak. Pewnie byliśmy kiedyś razem. Mimo zdezorientowania i bezradności uśmiechnęłam się lekko.
  9. Dobra, super. Z tego co zdążyłam zauważyć i usłyszeć, budują łodzie, by dostać się do Manehattanu. A stamtąd do Zebricy. Może im pomóc? Chociaż w sumie po co. Popatrzymy, co robią. Znów jakiś kuc... zagradzający drogę do mnie. Przewróciłam oczami. Podeszłam do dość wysokiego drzewa i zręcznie wspięłam się na jedną z grubszych gałęzi. Stąd mogłam wszystkich obserwować. Nadal bolała mnie klatka piersiowa, gdzie czułam pieczenie i kłócie. Zignorowałam to i zaczęłam przyglądać się psychicznemu kucowi z przedłużonym szwami uśmiechem.
  10. - C-co?! - warknęłam cicho. - Skąd wiesz jak mam na imię? Kim w ogóle jesteś?! I czemu, do cholery jasnej miałabym nie żyć? - Pominęłam pytanie o gryfa. To potem. Skąd ona wiedziała, jak się... nazywam...? Czyli jestem Corrie, suuuper. Żałosne. Co jej odbiło? W dodatku jeszcze jakiś ogier, czarny kuc ziemny szedł w moim kierunku. Następny, też radosny. A mi nie było do śmiechu. Nie wiedziałam co się dzieje. W ogóle nie miałam pamięci! Jeszcze jakieś dziwne i przygłupie kuce się ck mnie przyczepiły. O co tu chodzi?
  11. - Hę? Otworzyłam oczy. Piekły. Musiałam chwilę poczekać, aż przyzwyczają się do światła. Nieprzytomnie omiotłam okolicę wzrokiem. Nie widziałam dużo, a przyjamniej nie poznawałam miejsca w którym teraz byłam. Próbowałam dźwignąć się z ziemi. Nie miałam siły i upadłam. W końcu podniosłam się, stojąc na drżących kopytach. Bolała mnie głowa, jakby ktoś przed chwilą ogłuszył mnie czymś ciężkim w tył łba. Byłam wyczerpana i fizycznie, i umysłowo. Nie pamiętałam kim jestem. Spojrzałam na swoje kopytka. Białe. Wręcz mleczne. Mocne i potężne. Grzywa... czerwona, koralowa. Niezbyt długa, ledwie do ramion. I dziwna blizna na policzku, podłużna. No i... róg na czole. Czyli... jestem jednorożcem, ok. Byłam brudna, cała w błocie, a w grzywie kawałki liści, gałęzi i piach. Obdrapane kopytka. Mocny ból w klatce piersiowej po prawej stronie i szczypanie na szyi, jak po ukłuciu. Co najdziwniejsze, wokół mnie, jak i na mnie, walały się gryfie pióra. Dziwne... może zaatakował mnie gryf? Tego nie wiedziałam. Jak miałam na imię...? Gdzie w ogóle jestem? Nie miałam wspomnień, nie potrafiłam ich odczytać. Czy ja... straciłam pamięć...? Ruszyłam kilka kroków do przodu, choć chwiejnie. Byłam w jakimś lesie, chyba na polanie, czy coś w tym stylu. Ruszyłam przed siebie, po prostu. Nie miałam zbytniego wyjścia. Ciągle tylko szłam. Kopytko za kopytkiem. Czułam się źle. Byłam zmęczona, głodna, spragniona i było mi zimno. Nie miałam siły, lecz ciągle szłam przed siebie, przez ciągle niezmienny krajobraz. Drzewa, krzaki, drzewa, krzaki, drzewa, krzaki... nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Miałam ochotę położyć się i odpocząć. Zaczęłam cicho szlochać ze zmęczenia i bólu, co wcale mi nie pomogło. Nagle po kilku godzinach ciągłego łażenia, pomiędzy drzewami zobaczyłam jakiś ruch. Wtedy zauważyłam sporą niewielką kucyków. Tak, może oni mi pomogą! Podeszłam do nich. - H-hej... m-możecie mi p-powiedzieć, gdzie t-teraz jestem...? - Zapytałam słabym i cichym głosem, nie kierując pytania do nikogo konkretnego. Znałam jednego z tych kucy... pomarańczowego z znaczkiem jako jabłka... to wcześniej nie była przypadkiem klacz? No i jeszcze ten czarny kuc ziemny z fioletową grzywą. Znałam go... skądś. Zamrugałam nieprzytomnie oczami, czekając na odpowiedź. Towarzyszyło mi dziwne i nieodparte wrażenie, że gdzieś ich wszystkich widziałam. //Corrie powraca i powstaje niczym feniks z popiołów. Wiem, strasznie szybko poszło (i beznadziejnie wyszło ._.), bo planowałam, że spotkam was w Manehattanie. Noale byłoby zbyt nudno, nie? ^^ I jeszcze raz dziękuje Wiziakowi.
  12. Nie słyszałam już nic. Nic też nie widziałam. Czułam jak ktoś głaszcze mnie kopytem po głowie. Przez chwilę ból się nasilił. Nagle jednak przestałam czuć cokolwiek. Mimo iż nie było bólu, nie było też dobrze. Nie mogłam się ruszyć. Przez chwilę miałam nadzieję, że udało im się coś zrobić, uratować mnie. Lecz nie. Zdalam sobie sprawę, że przestałam oddychać. W mojej głowie zadźwięczało ostatnie uderzenie serca. Zdałam sobie sprawę, że to koniec. Naprawdę? Czy... to musiało skończyć się tak szybko? Takie życie. Przestałam się ruszać, łącznie z unosząca się klatką i biciem serca. Potem nie czułam nawet własnego ciała. Potem... potem nie było już nic. Tylko ciemność. //Huzzah! Tak, Corrie nie żyje. Amen. Kazała przekazać, że chce mieć ładny potrzeb. Nie martwcie się - mam plan. Po odpisie... znów ją zobaczycie. Może. =3
  13. Co, do cholery?! Czym był Pavulon?! W tym momencie próbowałam przypomnieć sobie wszystkie lekcje chemii w szkole, oraz przeczytane przeze mnie książki. To... chyba działało jakoś na... nie miałam pojęcia. Ciało i umysł były zajęte bólem. Zaczęły mi drętwieć nogi, potem straciłam czucie w kilku następnych miejscach ciała. Mój żołądek fiknął kilka razy i ledwo powstrzymałam się przed zwymiotowaniem. Ból rozchodził się po całym ciele. Nie mogłam oddychać, złapać tchu. Moja twarz stała się czerwonawa z braku tlenu. Miałam mroczki przed oczami. Odpływałam. I wtedy w jednym momencie wszystko, całe życie mignęło mi przed oczami w towarzystwie... niezbyt przyjemnej, lecz znajomej melodii z pozytywki. Najpierw widziałam mnie małą, ojca który podrzuca pod drzwi i ucieka. Drzwi dziadka i babci, moich najukochańszych osób w życiu. Widziałam szczęśliwe dzieciństwo... biwak... poznanie Darknessa. Śmierć dziadka i babci. Nauka na Uniwersytecie. Koszmary. Silent Ponyville. Ból, cierpienie. Darkness. I ja. To wszystko trwało ledwie sekundę. Ale ja czułam, że była to jedna z ostatnich sekund mojego życia. Zaczęłam się dusić. Spomiędzy uchylonych lekko powiek patrzyłam na Darknessa. Czy będzie mu lepiej beze mnie? Czemu mi pomagał? I tak byłam bliska... stałam jedną łapą na śmierci. Albo czteroma. Bez różnicy. Chciałam tylko się pożegnać.
  14. Nie wiedziałam co się dzieje. Znów poczułam ból. Tym razem na skrzydłach, na których ktoś chyba stanął. Ukłucie na szyi. Potem widziałam Insane'a odchodzącego do Bloody z pustą strzykawką. C-co on mi znów zrobił? Co mi wstrzyknął?! Próbowałam krzyknąć i wstać, a były to dwie niemożliwe i nieosiągalne teraz dla mnie czynności. Teraz tylko leżałam. Czekając na działanie płynu. Czekając na śmierć. Potem znów następne ukłucie, ku mojemu zdziwieniu po chwili krew zaczęła szybciej płynąć w moim ciele, serce zabiło mocniej. Znałam dobrze tą substancję. Adrenalina. Poczułam się choć ba chwilę lepiej, nie myślałam o bólu i o śmierci. Próbowałam się rozejrzeć, nadal cicho - mimo adrenaliny - łkając.
  15. "T-ty popie*dolony psycholu! Po tym, co razem przeszliśmy?!" chciałam krzyknąć, gdy usłyszałam słowa Darknessa. Zapiszczałam żałośnie, próbując to wykrzyczeć. Brzmiało to beznadziejnie głupio, z czego zdalam sobie sprawę potem. Mózg jednak skupiał się na czym innym. Nawet jeśli nie przeżyję... chciałam powiedzieć Cloudsowi jak bardzo jestem mu wdzięczna. Jeśli przeżyję... czułam, że otaczają mnie sami psychopaci. Nawet Darkness. Wspaniale, nosz po postu! Mimo iż widziałam niezbyt dużo przez łzy, spostrzegłam i usłyszałam Darknessa. Mhm, suuper. Każdy chce mnie tu zabić, a potem ratuje, prawda? Cieszyłam się jednak. No bo to raz mnie już uratował? Uspokoiłam się trochę czując, że nie tracę już tak wiele krwi. Znów się kłócą... od jego krzyków za dudnilo mi w glowie.
  16. Jak przez mgłę, jakbym miała uszy wypełnione wodą, słyszałam czyjś krzyk, chyba Cloudsa. Czułam, jak moim ciałem rzucają drgawki, choć nie czułam takiego... bólu jak... w... Silent Ponyville. I na wspomnienie tego miejsca wcale nie zrobiło mi się lepiej. Potwornie zakręciło mi się w głowie i miałam chęć zwymiotować. Taa... Silent Ponyville... ciągle dostawałam po nogach... tutaj jednak zaśmialam się w myślach. Teraz jednak przez ból i miejsce, w które wbiło się ostrze, zabrakło mi już powietrza. Z całej siły zacisnęłam oczy i ścisnęłam łapy, jakby to miało pomóc. Odruchowo wygięłam się nienaturalnie przez ból, co tylko wywołało jego powiększenie. Nic nie widziałam, moje oczy pewnie już lśnily od łez. Gdy Clouds do mnie podszedł i wyciągnął z piersi nóż, zawyłam głośno z jeszcze większego bólu. Tak samo zareagowałam też na wodę utlenioną. Nadal nie mogłam opanować oddechu, czułam, że długo nie wytrzymam i zacznę się za chwilę dusić.
  17. Gdy wypowiedział głośniej ostatnie zdanie, w przerażeniu wytrzeszczyłam oczy. Zobaczyłam, że trzyma scyzoryk, nóż, lub coś innego co na pewno było ostrego. Ja... nie spodziewałam się tego. Trzeba było trzymać się z dala od tego psychola! Nagle poczułam potworny, przeszywający ból w klatce piersiowej. Zdławiłam krzyk i upadłam na ziemię, łapczywie próbując złapać powietrze, którego zaczynało mi brakować. Spojrzałam na miejsce, źródło bólu. Zobaczyłam głęboko wbity nóż. Po moich piórach ciekła krew. Mimo iż chciałam, nie miałam siły się ruszyć, by wyjąć ostrze z mojego ciała.
  18. - M-mi...? - wymamrotałam mrużąc oczy. - Nijak. Teoretycznie... beznadziejnie. - Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie wyszłam z szałasu, nie patrzyłam się jednak w ich stronę. Przez to pewnie nie zauważyłam pomniejszonych źrenic Insane'a. Szczerze, to nie widziałam nawet że płakał, jednak było to trochę zaskakujące. On... miewał dziwne i nieopanowane napady szału i chęci mordu - przynajmniej to wnioskowałam z jego zachowań.
  19. Znudzona już, spęłzłam z drzewa, przy okazji prawie wywalając się dziobem na ziemię. Przeszkadzały mi łapy. Dziwnie było mieć dwie orła, dwie lwa. Eh. Nie miałam co robić. Chwilę pokręciłam się po obozie szukając czegoś, czym mogłabym się zająć. Moje juki... zostawiłam je w szałasie Herby. Dlatego poszłam też tam. Weszłam do środka. Rozejrzałam się w poszukiwaniu torby. W końcu, gdy znalazłam, chwyciłam ją dziobem i uniosłam. Dopiero teraz zauważyłam Herby i Insane'a. Wytrzeszczyłam oczy, po czym zarumieniłam się. - Umm, s-sorki, już wychodzę... - zaczęłam wycofywać się i przepraszać nieśmiało. - M-mam nadzieję że wam... nie przeszkodziłam, huh... //Jest wi-fi, więc będę może czasem odpisywać Corrie. ^^
  20. Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie. Wiedziałam. Nie mógłby. Choć przyznam, że chwilami mnie przerażał. Udało mi się w końcu podnieść z ziemi. Podniosłam mój łuk i przełożyłam go przez ramię, uprzednio sprawdzając, czy nie jest uszkodzony. Wyszłam z namiotu, jednak uśmiechnięta. Normalnie, delikatnie. Czułam satysfakcję i radość mimo, iż mogłam umrzeć. Wychodząc, uśmiechnęłam się do Travel i Darknessa, jakby przed chwilą nic się nie stało. Tylko w sumie... gdzie miałam iść? W końcu wdrapalam się na jakieś drzewo i położyłam się na gałęzi. Nie zabił mnie... czyli jednak jeszcze żyję.
  21. Zaprzestałam próby podniesienia się. Przewróciłam oczami i spojrzałam w jego stronę. Ta, cały Darkness. Jemu nigdy nie dorównam. Jak zresztą nikt. Rozluźniłam mięśnie i przestałam się wierzgać. Ze spokojem i opanowaniem patrzyłam jak celuje we mnie. W duszy bałam się jednak, próbowałam tego po sobie nie poznać. "Jesteś na mojej łasce..." byłam. Nie mogła praktycznie nic zrobić, wiedziałam to. Leżałam tak, czekając co dalej.
  22. Odskoczyłam na bok, tracąc przy okazji równowagę. Wywalilam się boleśnie na plecy w tył, próbując się jednak szybko podnieść, zanim Darkness zdoła mi zabrać łuk. Coś jednak mi nie wychodziło, bo te na tych cholernych, gryfich łapach trudno było ustać po takim upadku. W dodatku zaczęło boleć mnie prawe skrzydło, pewnie upadłam też na nie. Cholerne, gryfie ciało!
  23. Jego wzrok nie zrobił na mnie wrażenia. Ja sama patrzyłam prosto i szczerze w jego oczy. Miałam... ostry dziób i szpony, łuk i ten kawałek żelaza. Nadal nie przestawałam się szyderczo uśmiechać. Zrobiłam powoli kilka kroków w przód w jego stronę. - Czego chcę, hmm... - zaśmiałam się. - No wiesz... nic takiego... konkretnego... - ściszyłam trochę głos, prawie już sycząc. Jednym, błyskawiczym ruchem wyciągnęłam i nałożyłam na cięciwę mojego łuku jedną ze strzał. Błyskawicznie na tyle, na ile pozwalało mi ostrze trzymane w łapie. Wycelowalam w niego. - Jesteś tego pewien, kochanie? - wysyczałam. I wystrzeliłam, celując w jego brzuch. Mój gryfi wzrok sprawdzał się idealnie.
  24. Przez chwilę stałam tak oniemiała, ciągle myśląc o tym, co przed chwilą usłyszałam. Poprawiłam płaszcz i narzuciłam kaptur na głowę. Mocniej ścisnęłam ostry kawałek żelaza i uśmiechnęłam się. Nie zwyczajnie, lecz tak jak ten ogier, Insane. Przez chwilę dwie moje strony buntowały się i walczyły, jednak zdecydowałam. I w duchu podziękowałam za ostre pazury i dziób gryfa, który teraz był odoowiedni i idealnie nadawał się do tej sytuacji. Weszłam do namiotu, w którym leżał Darkness. Travel... ta żmija... Przybrałam słodki i niewinny wyraz twarzy i ukryłam ostrze, zaciskając je w łapie. - Umm... hej. Przyszlam zobaczyć co z Darknessem... - Zwróciłam się cicho do klaczy z zezem na razie normalnym tonem. Ona jednak wyszła do Clodsa, chyba mnie nie widząc. Wykorzystalam okazję i wślizgnęłam się do środka. - Witaaj, Darknesssie...
  25. ~Nowy punkt w regulaminie~ Jeśli przez około dwie tury nie zgłosisz nieobecności i nie będziesz odpisywać w temacie, zostajesz wywalony z gry. Zeżarty, zabity, zgubiony itd. Sorry, tak już jest. Łuna. zrezygnowała z gry. Mam nadzieję, że fajnie się bawiłaś! A teraz powiedz "pa, pa", bo za chwilę coś zadźga twoją postać! ^^ I przypominam, że wyprawa niekoniecznie może się udać. No i nasze postacie mogą umrzeć. Jeśli tak się stanie - niestety - automatycznie zostajecie wywaleni z gry. Więc uważajcie. Bu.
×
×
  • Utwórz nowe...