Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Jeden wdech tego powietrza i życie skraca się wielokrotnie u każdej żyjącej istoty... - Pokręciłam głową po czym spoważniałam jeszcze bardziej. - To była bomba atomowa... Nie czujesz jak powietrze jest dziwnie naładowane, co się w nim unosi? To nie buntownicy z którymi możesz walczyć twarzą w twarz i zginąć za Equestrię. - Spojrzałam na niego jeszcze ostrzej próbując przemówić mu do rozsądku. - To śmierć w promieniach sztucznego słońca i tego co po nim pozostało. Ja się o ciebie po prostu martwię... - wyznałam z głębokim westchnięciem.

    - Nic więcej. W twoje możliwości nie wątpię, bo ci ufam... Tylko czy możesz walczyć z czymś czego nie widać, a wykończyłoby cię w męczarniach na moich kopytach równie skutecznie co kula karabinowa tylko o wiele wolniej. Wyobraź sobie poparzenia całego ciała bez ognia.. - Próbowałam szokować. - Mam ci na to pozwolić wiedząc co się stanie jak pójdziesz? Co byś zrobił gdyby role zostały odwrócone? To samo. Zatrzymałbyś mnie... - dodałam ciszej swoją prawdę. Wierzyłam w to co mówiłam.

     

  2. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Zatrzymałam go kopytem trącając, by zatoczył się praktycznie pod samą ścianę, po czym słychać było ogłuszający huk jak sama pod nią stałam. 

    - Nie wychodzimy z pałacu... a już na pewno nie ty, bo zginiesz - powiedziałam twardo nie tłumacząc przyczyn tego co zrobiłam. Powietrze zrobiło się dziwnie klujące. Jakby było naelektryzowane... Dotarł do nas ciepły powiew. Mogłam się domyślać jak to wygląda miasto... Pojawiło się lusterko przede mną które posłużyło mi za peryskop. Ten wybuch był potężny. Założyć mogłam że atomowy... Buntownicy nie wwieźliby do stolicy potrzebnego materiału normalnie... Jak to zrobili już mnie to nie interesowało.

    - Trzeba wynieść się z Canterlot jak chcesz żyć... - powiedziałam. Sama promieniowania się nie bałam... Bo i po co. Nie byłam kucem, by to mi przeszkadzało.

  3. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Nadal jest blisko - zaprzeczyłam jego słowom. Nie lubiłam szczególnie żartować w takich chwilach... Po wszystkim owszem, ale w tamtym momencie wydawało mi się to mocno nie na miejscu, po przez podwyższanie pewności siebie, co bywa równie zgubna, co sama pycha. Wyczuliłam zmysły szukając jeszcze czegoś ale one się faktycznie oddalały... Dziwiło mnie tylko że nie wyczułam wcześniej Cadence... Luna aż tak silna była? Może sama dałbym jej radę w walce tej różowej...

    - Zabranie nas stąd teleportacją może pobudzić gwardię, by to sprawdziła. Kto jak i dlaczego... Nie chcemy tego. Weszliśmy tu, to i stąd wyjdziemy... Nieprawdaż? - powiedziałam, po czym wzięłam i połknęłam klucz wyciszając to co mógł z siebie emitować własną aurą... Ciężko więc było znaleźć dowody przy nas że byliśmy gdzie byliśmy...

  4. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]
    Zanim Discord zdążył wspomnieć o Lunie, ja już o niej wiedziałam chwile wcześniej. Jej mocy nie można było pomylić z jakąś wielką ilością kuców. Celestii nie było z oczywistych powodów, bo po prostu zniknęła. Twilight była słabsza... o Kredensie nie wspominając.
    - Ja wiem... - stwierdziłam widząc jak Discord po prostu się ulatnia... On to miał dobrze. Nie musiał nic i jeszcze my mu rozrywki dostarczaliśmy tym że Luna będzie mogła nas znaleźć... Z drugiej strony to może ona jego szukała... Mój róg błysnął na krótko, zanim wszystko znalazło się na miejscu, takim jakim się znajdowało zanim zaczęliśmy tu myszkować, oprócz klucza tego dużego.. Ten przedmiot mógł się nam jeszcze przydać, a kopiowanie go mogło graniczyć z cudem... Po chwili znalazłam się cichaczem koło Goldinga.

     

  5.  [Katarina Lore]

    Nie wiedziałam co zrobiłam, gdy szłam moment zataczając się po piasku, ogłuszona emocjami. Dźwięk bicia serca, dobijał mnie tak samo jak suchość w ustach, gdy powietrze raniło i tak przesuszone drogi oddechowe. Dlaczego to zrobiłam? Już nie wiedziałam, idąc przed siebie. Czy złamałam swoje zasady? Czy to nadal byłam wtedy ja, ta która zadawała ciosy czy inna osoba ograbiona z człowieczeństwa i kierującej się samym instynktem... Ta która zabiła Johna w ataku furii. Odpowiedź nasuwała się mi sama.

    Nie chciałam widzieć jego przed oczyma. Tego jego uśmiechu. Ilu krotnie widziałam jego twarz, na której zastygło życie, tyle razy odwracałam mimowolnie wzrok. Gdziekolwiek próbując na to nie patrzeć. Musiałam... To mnie przerażało ale tylko przez moment. Przyzwyczaiłam się.

    Nie wiedziałam kiedy dotarłam do swojej kryjówki. W głowie pojawiła mi się tylko iskra nadziei... Na arenie została nas tylko trójka z tego co zdołałam jeszcze policzyć. Nie mogłam się nawet wypłakać po tym wszystkim... Coś mi zabraniało pozbyć się ciężaru... Poczucie winy, a może parująca zupa, po której poszłam spać z nadzieją że nie złapie mnie to co ostatnio... Śmierć na śnie.

    ***

    Obudził mnie jednostajny szum w uszach i ogniste języki przebijające się przez powieki, co jak wielka sfora, gdzie widoczne były same ogony pogoni, próbowały mnie otoczyć i pożreć zmieniając w węgiel niczym głodne wilki. Tym własnie był pożar ~ ogołacającą wszystko watahą. Czułam gorąc na wysycającej skórze przez materiał ubrania... Dym kłujący w oczy tworzył przebiegające mi przed wzrokiem zarzyste ślepia... To napawało mnie mimowolnie lękiem. Wracałam do snu... Do Johna i Ronana... Nie było nikogo już za mną. Może i lepiej? Sama stanowiłam w sobie siłę... Jeszcze ten jeden raz.

    Chwyciłam plecak zarzucając sobie go na plecy. Znów musiałam uciekać. Jak daleko? Mój wzrok nie mógł tego zmierzyć. Wybrałam najszerszą drogę znając zasadę jak uciekać z pożaru na ukos i pod wiatr by nie zatruć się dymem. Mimowolnie skierowałam się ku rogowi obfitości...

  6. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Zagadeczka zawsze użyteczniejsza niż słowa zupełny brak - rzuciłam bezmyślnie... Co mogłam zrobić innego? Mogłam mu tylko pozwolić mówić, zabierając swoją głowę wykonując przy tym taneczny krok dostawny w bok. Cały czas patrzyłam na niego dość przenikliwie tymi swoimi specyficznymi oczami ... Miałam w głowię od dawna pewną zasadę. O swoim cielę decyduję tylko i wyłącznie ja. Jemu na nic nie pozwoliłam. Zresztą nie zasłużył sobie na nic... Nie zaimponował mi niczym że nogi by mi zmiękły a sama ochała bym i achała..

  7. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Odpuść Golding... Do niego to nawet nie dotrze... W pył go twoja magia nie zetrze. Brak sensu dostrzegam i cię przed błędem zastraszania ostrzegam. Odpuść cię proszę i tym ruchem wcale nie zgrzeszę... Spójrz... Czy rozmawiać z nami nie chce? - zwróciłam się do Goldinga, próbując grać z Discordem w jego grę. Jak bardzo ambitny był nie wiedziałam. Zaczęłam bez zająknięcia zwracają właśnie w jego stronę. Nawet myśleć nie musiałam. gdy rytmizowałam swoją wypowiedź.

    - Wybacz... masz jednak tą opinię zreformowanego, ale niestety nadal walniętego... - rzuciłam z odrobiną ironii. - To już nie moja sprawa i wina, to nie z mojej strony drwina... Że chaos posiadasz we władaniu  i nie wiadomo co ci do głowy strzeli... Która klacz za to samca nie zdzieli? To już po tym moim poprzednim zdaniu. Mam nadzieję że prawdę teraz usłyszałam... bo inaczej już dość się na ciebie obraziłam... - Pokręciłam głową. Nie lubiłam go... ale skoro miał coś do powiedzenia chciałam z niego wyciągnąć jak najwięcej.

    - Skoro taką wiedzą posiadasz, lub też nic nie wiesz, a my już na pewno nic kompletnie nie wiemy i się z pewnością nigdy nie dowiemy i na pytania nasze jasno nie odpowiesz... Ale wiesz że dla pewności założyłam, że twoje intencje z niczego się nie biorą... Się zwyczajnie słysząc to zdziwiłam... Że radość ci sprawia to że się nad tym kuce głowią? To za proste na moją wizję świata, stąd ta krótka dezaprobata... Skoro grasz z nami i bóstwami tej krainy i znudziły ci się te z nas nierozumne drwiny. Nawet jeśli nic nie powiesz teraz, co to zmieni? Gra twa trwać będzie nadal... Po co to wszystko? Po co komplikować zabawę odkrywaniem się?.

  8. [Anastazja]

    - To już naprawdę drobna przesada,

    że tak często zmienia się tutaj obsada...

    Jak może powstać cokolwiek, tak bez emocji?

    Co wyszło, proszę cię z tej opcji?

    Ja za prawdę się nie domyślam,

    - urwała widząc że zbliża się do niej tęczowa fala kryształów.. Słyszała co tamta powiedziała... Co mogło to oznaczać? Nie wiedziała... Nie miała czasu na zastanawianie się, gdy chwyciła portal oburącz zasłaniając się nim jak tarczą, puszczając jednocześnie wachlarz, co został pochłonięty przez sferę w postaci rozpływających się kolorowych wstęg. Domyślała się jak to ma się skończyć... jednak się myliła.

    Starły się dwie potęgi ze sobą. Nicość i cokolwiek to było, iskrzyło potężnie odpychając ją do tyłu i rozpraszały się wokół niej na pojedyncze kawałki zaklęć. Całość była pochłaniana, ale na ten ołtarz to było za dużo, gdy ten zaczął pękać i słabnąć coraz bardziej, a otoczenie spowite mrokiem i brakiem przestrzeni zaczęło wracać do stanu wyjściowego tego starcia. Do prawdziwej rzeczywistości.

    Uderzyła twardo o ścianę odrzucona siłą własnego zaklęcia, co rozprysło się w jej rękach. Jedyną jej satysfakcją było to że klacz powinna skończyć tak samo jak ona odrzucona do tyłu ładunkiem zwrotnym. Powstrzymała się by nie krzyczeć z bólu, gdy jej plecy przywitały się strasznie nie delikatnie z prawdziwym światem. Spadła twardo na kolana witając się z tarciem podłoża i grawitacją...

    - Kim ty jesteś że mnie nie pamiętasz?

    Czego ode mnie teraz żądasz...

    Nie przedstawiłam ci się na początku?

    - mówiła to zła że ją boli i dlatego że zadawała naiwne pytania, myśląc że uda się jej zwieść ją na nieuwagę... Kotka jednak nie miała dać się na ten prosty numer, co był jej zdaniem w typie kucyka ~ naiwne... W jej ręce zebrał się spory ładunek energii, co została wpuszczona bez widowiska w podłożę, gdy klęczała na nim gotowa uskoczyć.

    • +1 1
  9. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]
    - Pomagał... - zaakcentowałam - gdyby powiedziałby to zwykły kuc...Wisiałby za barierką na gwoździu za ogon już tej w chwili, gdy tylko to powiedział - stwierdziłam bez problemu i nie stanowiło to całkowicie groźby bez pokrycia. Jednak on nie był zwykły i tylko to go chroniło przed tym losem... Nie bałam się go... Nakręcała mnie agresja drzemiąca we wnętrzu, co jeszcze się nie uwidaczniała się. Pusta odwaga. Zupełnie niepotrzebna.

    - Pomocą nazywasz to że o mało mnie twoja gra nie zabiła? W wigilię leżałabym z dziurą w głowie, gdyby nie parę milimetrów. Oczywiście wszystko było perfekcyjnie zaplanowane by nas napuścić na siebie... To mogłeś sobie naprawdę darować...  I tak bym do niego poszła... Rozumiem że jesteś chaotyczny i potężny, robisz praktycznie to co chcesz... Pewnie też jesteś wieczny - zaakcentowałam ostanie słowo - inni niestety są delikatniejsi. Nie mają supermocy by naruszać czyjąś prywatność, by wiedzieć wszystko. Nie wiem czy być na twoją osobę wściekła i wyjść stąd natychmiast czy zostać i... Sama się waham co jeszcze mogłabym tu usłyszeć. Czy tego za prawdę chce - urwałam na moment kalkulując.

    - Może zadam pytanie nie związane z tematem. Tak najpierw. - Zastanowiłam się moment. - Jak wiele widziałeś... i jak często nas podglądałeś. Po co ta szopka skoro wszystko wiesz... Po co ci my jako zabawka. Aż taką rozrywkę ci to sprawia że wszystko może się zawalić jak popełnimy błąd? I ostanie pytanie... Co tak naprawdę przynosisz nam... Niepotrzebny byłby twój występ gdyby nie miało to na celu czegoś... Nie wiem jeszcze czego ale liczę że powiesz mi to... i skoro wiesz co się stało z naszym kochanym piekarnikiem to pewnie nam nie powiesz, by uprościć to wszytko. Tylko każesz się dowiedzieć - westchnęłam zła. Miałam tego dość. On tylko spotęgował to odczucie.

  10. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Chciałabym, by było choć trochę inaczej... Wierz mi... Sama bym chciała, by było tak jak wskazywała na to jej tysiącletnia maska. Sama się myliłam co do niej... Rzadko mi to się zdarza że pudłuję całkowicie z charakterem kucyka, gdy go widzę, słyszę by ocenić go i przypiąć mu daną łatkę, której długo nie zmieniam, bo się nie mylę praktycznie za każdym razem... Nie mogę tego zmienić, co jest. Mogłam dać ci tylko wybór, co do poznania jeszcze odrobiny prawdy ale nie zakryję jej przed tobą... - westchnęłam przeciągle, gdy to skończyłam mówić. Co mogłam jeszcze zrobić? Nie wiedziałam... Musiałam zaakceptować to i jej postępowanie... A co jeśli i do nas miała jakieś wyższe plany? To mogło być niebezpieczne...

    - Co tu się stało nie zapytam... Widać... Czuję Celestię i krew... Moc z niej pochodzącą - Zaciągnęłam się i spojrzałam do łazienki przez okno... Nie musiałam nic więcej zrobić widząc rozbite lustro i czerwone kropki... - Nie zrobię tego co bym zrobiła z każdym innym kucem, by wiedzieć co tu się stało z całą pewnością - myślałam na głos. - Byłeś na górze? - zapytałam wskazując na barierkę i na koniec na dach.

  11. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Lekko zatkało mnie to co przeczytałam... Kiedy ona znalazła na to czas? Żyje długo jak ona to stwierdziła... Pogrążała się w oczach Goldinga jeszcze bardziej... Własne korzyści i egoizm. Ludzie... Ile wiedza była warta dla niej? Mogłam zgadywać że stała na wyższym poziomie niż ja sama. Ile mogła poświęcić dla niej? Ja wiedziałam kiedy zakończyć pogoń by przeżyć i nie robić sobie wyrzutów że mogłam zrobić jeszcze to czy tamto... Chwyciłam dziennik w swoją lewitacje. Czy powinnam mu to pokazać? Nie wiedziałam... Mogłam zgadywać jak się zachowa. Ruszyłam do niego...

    - Jeśli chcesz się czegoś jeszcze dowiedzieć o Celestii, tarczy i tego co jej dotyczy... Zajrzyj tu... Ostrzegam jednak że będziesz myślał o niej jeszcze gorzej niż obecnie. Czy chcesz tego? - spytałam się go zanim weszłam na balkon do niego... Pokazując mu dziennik prawie przed nosem... To był jego wybór.

  12. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Ja wiem i na samą myśl mnie ciarki przechodzą... Bryy... Zła przyszłość - mówiłam to przeciągając się delikatnie... Byłam z siebie zadowolona. Od samego początku wiedziałam że do tego może dojść jak dowie się czegoś niesprzyjającego jego idei. Tkwił w nim normalny kuc... Dlatego był dla mnie taki niezwykły... A z Celestią na pewno będę musiała sobie pograć... tak jak ona to z nami zrobiła. Dla naszego dobra.

    Łazienka... Co mogło być w łazience? Porcelanowy tron... Może jakieś kosmetyki do pielęgnacji sierści, grzywy i piór... Parę szczotek, każda innego rodzaju... Raczej rzeczy zwykłe posiadane przez każdą klacz... Nie kwestionowałam tego wyboru sama udając się przez zamknięte drzwi... Tam zastałam widok zupełnie odmienny od tego co znajdowało się za mną. Zakurzona biblioteka podobna do tej z lasu Everfree... Rzucił mi się w oczy dziennik do którego prędko podeszłam tylko po to by go zbadać...

  13. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Wiem co inni czuli... Jeśli to się kwalifikuję... Tak, wiem co czujesz w tej chwili, chodź sama raczej uczestniczyłam zwykle w tej drugiej stronie. Tej zwodzącej wszystkich wokół... - powiedziałam wzdychając zanim znowu zaczęłam. - Co chciałeś zrobić 15 minut temu... Kto zna odpowiedzi na pytania, które stawisz całkiem niedługo albo już się to w twojej głowie urodzi. Cały czas przewija się jedna osoba. Dobrze wiesz która. Czy dopuszczenie do jej całkowitego zniknięcia dla tysiąca nieświadomych po przez porzucenie próby jej odnalezienia jest dobrym pomysłem w dalszej perspektywie? Mi się tak nie wydaje... - urwałam na moment zanim znowu zaczęłam inną myśl. - Bezczynność cię uderzy mocniej.

    - Jedno jej trzeba przyznać nawet jeśli w twoich oczach popełniła niewybaczalny błąd... Potrafi patrzeć na wszystkich, by każdy mógł żyć zapominając o sobie. Jak myślisz co w sobie dusiła... Może nawet tego siostrze nie musiała powiedzieć i z tym żyła na co dzień. Jak ją postrzegają wszyscy, a gdzie leży prawda? Jakie są stosunki między nimi mogę tylko zgadywać. Przeszłość i jej przyzwyczajenia mogą jednak dać pewien obraz tego. Chcesz opuścić jedyne takie słońce equestrii z takiego powodu? Kto ją zastąpi... Potrzebne są obie... Nie tylko wam. Każdej rasie żyjącej na tej ziemi...

    - Gdy się to skończy będziesz mógł wybrać co zrobisz dalej i zmienić swój los. Pomogę ci w tym przez najbliższe 30 lat... W tej chwili jednak musimy gnać przed siebie i nie zatrzymywać się nawet na moment. - Przymknęłam oczy... - Nawet będziesz mógł przyjść do niej osobiście i powiedzieć w cywilizowany sposób co myślisz o tym jak postąpiła... Wątpię by miała ci to za złe... Mnie nie zamknęła podczas kontroli w klubie mimo że było jej to mocno w niesmak. Zawsze do tego miejsca wierzyłeś w to co zawsze... W Władczynię Equestrii.... To w tobie siedzi i to wskazuje ci cel, który domniemanie utraciłeś. Dobro Equestrii jest dobrem Celestii... Nie można nijak temu zaprzeczyć. - Pokręciłam głową spoglądając na niego. - Rozumiesz co chcę ci przekazać?

  14. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Golding... Nie załamuj się tym co się stało. - Zaszłam go od tyłu obejmując dość delikatnie. - To się przestaję liczyć jak reszta decyzji miała na celu wyłącznie wasze dobro. Zrobiła to dla was, jak każda matka by zrobiła ratując swoje dzieci przed upadkiem. Możesz mieć za złe to? Grały w niej te same emocje co w każdej klaczy. Tylko do tego mogę to porównać. Mniejsze zło, nadal jest złem, ale czy w jej spojrzeniu nie było to dobrem? Sprawdź listy na biurku... Odpowiada poddanym na nie. W nich jest ona i to wystarczy raz przeczytać by to zrozumieć co posiada w duszy. Czy ocalenie nas jako gatunek nie mówi wiele o jej sposobie myślenia. Chciała najlepiej dla wszystkich mimo że nie musiała i mogła zaopiekować się tylko wami. Nie jest egoistką. Myśli o wszystkich w koło. Zastanów się nad tym szerzej a nie przyjmuj kolejnych sztyletów do serca. Celestia wiedziała co robi... - westchnęłam. - Chcesz mi coś powiedzieć? - spytałam się przytulając do jego grzbietu.

    [Drinking Smile] [White Tail [Solar Chaser]]

    Dwie klacze dobiegły do drugiej grupy changelingów wchodząc między nie... Tylko White czegoś szukała w nich aż znalazła to wskazując z wyrzutem na Sandy.

    - Ty nie jesteś jeszcze czysta tak jak oni... - powiedziała to odrobinę zdziwiona patrząc na nią jak kogoś nienormalnego. - Muszę od ciebie to pożyczyć, jeśli oni jeszcze chcą z tobą żyć. Znajdą was wszędzie w tej chwili i to ty wyłącznie stanowisz problem... - Przyłożyła jej kopyto do piersi zanim zdążyła dobrze zareagować i mogła poczuć jak jej magia ją całkowicie opuszcza i zostają tylko zdolności energetyczne changelinga...

    Magia Sandy została wygnana z jej ciała na jakiś okres czasu... Po prostu przestała istnieć zablokowana.

    - Nie próbuj jej czerpać, by używać, jeśli nie chcesz mieć ich na ogonie. Im nie uciekniesz taka słaba! Opuść miasto zanim kocie oczy cię dostrzegą. Ona nic nie wie! Kolejne tarcie będzie inaczej wyglądało... Ona się ciebie pozbędzie bez litości. Żyj jeśli oni się chodź trochę dla ciebie liczą. To bezpieczne wyjście... - mówiła to jak natchniona wróżka dając niejasne ostrzeżenie do tego co mówi... Słuchacz jednak zorientowany mógł bez problemu zrozumieć o co jej chodzi...

    - Skoro już sobie pogadałaś strasząc wszystkich w koło... - powiedziała smętnie Smile oparta całkiem luźno o Sensetive'a jakby nie mogła utrzymać równowagi... - Tutaj nie będzie imprezy... Chodź Solar... Dość im pomogłyśmy. Słuchajcie jej bo wie co powiedziała... - zwróciła się bezpośrednio do nich. - Co zrobicie... Wasza sprawa, radziłabym się zabawić jednak chodź trochę... zanim zrobicie cokolwiek. Na więcej nie liczcie. Pomogliśmy wam tylko ten jedyny raz - wskazała na dwójkę ale nie na Sandy. - Jej się nie powinno to należeć... - rzuciła ostrzegawczo do zbrodniarki w jej oczach. Zanim te dwie jak szybko się pojawiły tak szybko poszły we własną stronę...

  15. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Kleopatra... Speciosssssa... Syczeć mi się chciało, jak niejednej żmijce, gdy to czytałam... Różowa zaraza chciała nas się pozbyć na zawsze... Z drugiej strony. Czy to miało znaczenia akurat w tamtej chwili? Prawdę mówiąc praktyce już nie. Nie doszło do tego, dlatego powinnam znaleźć Celestię, by wrócić jej miejsce w Canterlot. To jej cicha zasługa i dług względem nas. Nie wymazała nas raz na zawsze... Mimo że się jej bałam i mogła zrobić ze mną praktycznie wszystko. Jaki opór mogłam stawić tej alikorn... Żaden. Może 10 sekund bezpośrednio zanim uleciałoby ze mnie całe życie... Powinnam jej pomóc... Może nawet równie cicho. Nie musiała o mnie wiedzieć wcale.

    - Oto kolejne odpowiedzi i pytania, co do tej gry... Może jeszcze Discord się za nami pojawi? - rzuciłam od tak wzdychając demonstracyjnie... Chciałam całej odpowiedzi bez kolejnych pytań.

    Chwyciłam klucz w swoją lewitację... Do czego mógł pasować... Nie miałam niczego odpowiedniego w zasięgu wzroku zanim się nie rozejrzałam jeszcze raz... Duży klucz równał się spory zamek. Kufer, a może raczej drzwi? Idąc dalej tym tropem posłałam go ku zamkniętym drzwiom, by sprawdzić ich zamek. Wcześniej jeszcze zerknęłam sama na łóżko, a szczególni pod nie...

     

    [Drinking Smile] [White Tail [Solar Chaser]]

    Dwie dość zwykłe, a może również tak samo niezwykłe klacze w ukryciu, kroczyły ulicami Canterlot... Pegaz o tycjanowej sierści i cynamonowej długiej grzywie, znana wszystkim dawniej jako White Tail, w tamtej chwili jednak przybranym jej imieniem było Solar Chaser... Nie wiadomo gdzie podziewała się jej siostra bliźniaczka...

    W jej towarzystwie poruszała się również dość powoli ziemna klacz o sierści mlecznobiałej z lekko rumianymi policzkami prawdopodobnie od cydru, bo to można było wyczuć doskonale w jej oddechu, a trzeba by wspomnieć że było dopiero popołudnie, gdy promienie słońca prześwitywały pomiędzy gęstymi kawałkami chmur padając na jej przetłuszczoną prostą grzywę w barwie starego srebra sięgającą piersi zębami... Jej srebrzyste oczy były dość senne i szkliły się jednoznacznie... zdradzając jej przypuszczalny stan. poruszała się jednak dość prosto jakby jej głowa nie należała do najsłabszych... 

    Ich oczy doskonale widziały mobilizacje gwardii ale nic sobie z tego nie robiły tylko szły przed siebie gdzieś tam we własnym celu. To nie one stanowiły cel dla nich, bo nie wydawało się im by dawały ku temu jakiś ważny powód mimo że słyszały o zniknięciu Celestii. Zachowywały się nawet na miejscu. Nikogo nie zaczepiały, nie rozmawiały między sobą za dużo... Szły powoli aż zatrzymały się równie gwałtownie obie na raz praktycznie synchronicznie czując tak charakterystyczną woń, a jednocześnie tak inną. Nie ich...

    Popatrzyły się po sobie i tyko kiwnęły głowami nie porozumiewając się między sobą słownie... Ruszył przyśpieszonym krokiem zaraz po tym jak White przeciągnęła się strzepując z siebie ciężar jak jakiś kot... Wszystkie jednorożce mogły poczuć jak dopada je tępy ból głowy, a magia zawieszona w powietrzu miesza się i mąci zacierając harmonie i tak panującego nieporządku w promieniu do pół kilometra... Trop po teleportacji rozpadł się tak gwałtownie jak się tylko pojawił. Młoda changeling tylko sapnęła z wysiłku... Musiała tak postąpić... 

    Efekt ten nie ominął również Sandy co w sobie posiadała pewien magiczny potencjał, który wykorzystała do teleportacji. Sensitive i Sneaky nie poczuli praktycznie nic... Oprócz tego że ślady z ich organizmów zniknęły rozproszone czyjąś mocą. Mogli też usłyszeć że ktoś przyśpieszonym krokiem zmierza w ich stronę.

     

  16. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Jej biurko bardziej mi się podobało niż cała reszta w tym pokoju. Sama chciałabym takie mieć, ale nie miałam co nawet próbować marzyć... Mogłam to przyznać z pełną swoją wypracowaną szczerością. Jedno co mi nie grało to stężenie magii w tym wszystkim. Czułam dziwne mrowienie na całym ciele. Ile tu stało że przeszło aż tak jej osobą? Czułam ją wtedy dość wyraźnie stojąc tuż przy meblu... Tego nie wiedziałam. Zapełnione było stertami makulatury jej potrzebnymi... Dla mnie niestety bezużytecznymi... Otwieranie szuflady ciałem fizycznym mogłam próbować... Jej magia była za silna. To nie był zamek Goldinga... Takie nic.

    - Kluczyka brakuje - powiedziałam do niego, łamiąc ciszę swoim szeptem... - Niewielki i prawdopodobnie złoty... Jeśli  jest wykonany z tego samego materiału co zamek... - zarzuciłam większą ilością szczegółów.

  17. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]
    Szczerze mogłam stwierdzić że ten pokój już był przejaw potężnej megalomanii... Nie podobał mi się. Tak po prostu... Już niektóre Penthausy na Manehattanie mi się bardziej podobały od tego wszystkiego. Ich funkcjonalność i rola reprezentacyna, co tak nie przytłaczała. Z drugiej strony musiałam pamiętać że to co mi się podobało, nie koniecznie grało z upodobaniami tej tysiącletniej klaczy, co przeżyła wiele epok, na które wpływała swym własnym kopytem. Wszystko odegrało w niej jakieś znaczenie... Może ten pokój był wyrazem tego wszystkiego?

     Kiwnęłam Goldingowi głową że rozumiem co chce zrobić... Ja poszłam w stronę biurka. Musiałam dokładnie je sprawdzić...

     

  18. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Dla większego dobra... - szepnęłam, nie wiem czy upewniając siebie, czy też jego. Powiedziałam to jednak pewna samej siebie, patrząc mu w oczy, zanim je przymknęłam tylko na moment... Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Po prostu musiałam zanim zajrzałam do środka, gdy on otworzył wrota. Bałam się... Delikatnie mówiąc. Chyba tylko Luny, niż tego że ktoś nas przyłapie i... Co zrobiłby? Niewiele... Przecież była to idea większego dobra. Wszyscy się denerwowali. Ile czasu potrzeba byłoby by ktoś sięgnął po środki ostateczne łamiące jakieś ogólnie przyjęte reguły? Jak widać było całkiem niewiele.

    Musieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej, a trop urywał się w tej komnacie. Musieliśmy to znaleźć. Była to komnata tysiącletniej klaczy... Prawie na pewno przesiąknięta jej magią... Jeśli stało się coś tam mającego związek z potężnym magicznym incydentem prawie na pewno poczułabym że coś takiego miała miejsce. Nie minęło wcale tak wiele czasu od jej zniknięcia. Ślady pozostawały nadal świeże... O ile takie istniały. A może miała tam jakieś tajemne skrytki dotyczące odłamków... Trzeba było wszystko dokładnie i po cichu sprawdzić... Najlepiej nie zostawiając śladów.

  19. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Zaskoczyło mnie to że ktoś nas zaczepił tak gwałtownie, krzycząc w stronę Goldinga wołając go, ale nie drgnęłam zaskoczona, po prostu się odwracając w stronę tegoż kuca tak jak na musztrze, która trzymała mnie przy tej roli i pokazywała pozorny spokój... Oddałam mu należyty szacunek, salutując jako że miał wyższy stopień, jednak nadal milczałam, pozwalając mówić Goldingowi i uważnie słuchając to co mówili. Nic więcej robić nie musiałam, gdy tamten przyszedł... Znałam ten głos aż za dobrze, wiedziałam do kogo należał. Ciężko było nie wiedzieć jak we wspomnieniach wszystkich gwardzistów się gdzieś przemykał... Kapitan.

    Im dłużej tego słuchałam... Tym w większe popadałam wątpliwości... Co jej odbiło że zniknęła i grozi jej aż takie niebezpieczeństwo. Przecież to była ich potężna Celestia. Nie mogła od tak sobie zniknąć gdzieś. Po prostu nie mogła. A jednak to zrobiła... Musiała wrócić. Prawda? To ona trzymała ten świat w ryzach przed ludźmi...

    Po moim pysku przeleciał strach na te najgorsze wieści, co skumulował się w oczach ale nadal trzymałam marmur swej osoby. Nie mogłam pokazać że nie trzymam się przy tym wszystkim psychicznie. Odesłaliby mnie do domu, bo bym się nie nadawała do tego zadania. Nie zadawałam swoich pytań mimo że chodziły mi po głowie. Byłam nikim... A jak miałam coś powiedzieć co nic by nie wniosło to wolałam nie mówić nic... Kiwnęłam tylko potakująco. Wiedząc co musimy zrobić.

  20. [Katarina Lore]

    Biegłam przez tropikalny las… Wszędzie nie byłam bezpieczna, goniona bez wytchnienia od paru minut, bo głupia dałam się im tak łatwo znaleźć. Gdzieś zgubiłam swój nóż, gdy spadłam w dolinkę ze śliskiego zbocza. Utraciłam go w błocie, którym byłam cała pokryta. Nie miałam czym się bronić. Za sobą znowu usłyszałam pogoń, co się przedzierała przez gęste krzaki o wiele sprawniej niż ja biegłam po przetartych szlakach… Straciłam swą szansę, gdy moja noga wpadła w wilcze doły, gdzie ostry bambus przebił podeszwę buta… Krzyknęłam z bólu przewalając się siłą rozpędu parę metrów po twardej ściółce, zatrzymując się dopiero pod jakimś konarem. Wybiegli oni. Myśliwy i jego wilcza sfora. Nie miałam najmniejszych szans.

    Spojrzałam na siebie. Nie miałam nóg, a rude łapy, a jedna z nich tkwiła w metalowych sidłach. Czułam ból całego ciała, tłumionego adrenaliną, gdy ostre kołki przebiły tkanki. Otwarłam szczęki, co momentalnie wypełniły się gorącą krwią, gdy chrupnęła moja kość, a skóra pękła nią przebita… Oczy wypełniły mi się łzami, gdy odgryzłam swój łańcuch, co mnie trzymał w miejscu. Musiałam… dla wolności… tylko po to by dalej biec kulejąc.

    Usłyszałam krótki huk za sobą i już nie mogłam nic. Zamarłam czując chłód w piersi, gdy kula przebiła mi serce… Nie było już nic dla mnie…

    ***

    Obudziłam się na posłaniu z miękkich liści, chwytając się rękami za oba nadgarstki… To wszystko mieszało mi w głowię coraz bardziej z każdą chwilą co to wszystko trwało… Obmacałam się dla pewności w ciszy. Najpierw nogi potem korpus. Bolało. ale zignorowałam to, gdy usłyszałam jak ktoś idzie w ciszy którąś ścieżką. Zwierze inaczej by się poruszało, więc musiał być to człowiek lub też… Nie… Kapitol by się do tego nie posunął...

    Nasłuchiwałam dłuższy moment. czekając aż sobie pójdzie trochę dalej od mojej pozycji… Dźwięki w lesie rozchodziły się inaczej. Musiałam o tym pamiętać, gdy sama wstałam zostawiając plecak na miejscu pod zwałem liści, tylko dlatego, żeby widać go za bardzo nie było… Zawsze mogłam tam wrócić, a w tamtej chwili wystarczał mi nóż przy pasie…

    Wstałam, gdy przestałam ją słyszeć i ruszyłam szybko znajdując na ściółce ślady podeszew. Po głębokości i sposobie stawianiu kolejnych kroków rozpoznałam że to kobieta ważąca około pięćdziesiąt parę kilogramów… Niewiele zostało na tyle śmiałych trybutów na coś takiego. Krąg możliwego zwycięzcy zaciskał się na szyi wszystkich. Zamknęłam oczy kalkulując tylko moment, zanim się uśmiechnęłam wrednie. Nie mogłam tego przepuścić. Nie po raz drugi, gdy ruszyłam przez las za nią, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Musiałam dotrzymać tej obietnicy. Chociażby dlatego… Emeralda musiała zginąć, a ja musiałam wygrać.

    ***

    Nagle mój cel przyśpieszył kroku, a nieopodal mnie wbił się bełt w drzewo. Znałam ten pocisk… To był John… Nie mogłam się mylić!

    - JOHN! - krzyknęłam nie myśląc, ani chwili dłużej… Wydarłam ze swojego gardła wszystkie tkwiące emocje na sercu i duszy. Ulżyło mi na moment i znów poczułam swoją determinacje, co wracała wypełniając moje zielone oczy... Jeśli tamta miałaby odrobiny oleju… Myliłam się. Ona chciała go zabić i nie myślała wcale. Potem próbowałby na pewno mnie wiedząc że jestem za nią. Nie chciałam na to pozwolić. - Na Plażę. Na lewo! - darłam się dalej. Tam nie miałam pola manewru… Na plaży owszem.

    W mojej prawej ręce znalazł się drewniany kij długości może z pół metra, co nie był przegniły… Miałam nadzieję że John da radę przeżyć. Co byłoby po tym… Nie wiedziałam, gdy biegłam na przełaj. Musiałam być szybsza od nich dwoje razem wziętych. 

    Zaczęłam uspakajać serce, by nie padło mi w decydującym momencie. Liczyłam oddechy nadając im jednostajny rytm jak w dobrym silniku, co napędzał wszystko co posiadałam. Raz za razem stawiałam kroki uważając gdzie stąpam. Nie chciałam powtórki ze snu...

    Widziałam że las się przerzedzał i przejaśniał. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, aż wypadłam na piasek. Dostrzegłam błyskawicznie jak John celuje w nią swą kuszą… Popełniał błąd, ale nie mogłam go już ostrzec. Nie miałam już żadnego wolnego oddechu. Każdy był mi potrzebny… Aż zginęłabym. Wtedy stanęłoby wszystko.

    Zmieniłam kierunek na Emeraldę… Jeśli ona miała mord w oczach, to ja posiadałam nienawiść do świata, co kumulowała się w moich rękach dając mi dodatkową siłę. Biegłam dalej przed siebie… Zaciskałam zęby… Działo się to co mówiłam wcześniej. Adrenalina cichy zabójca i narkotyk zaczął spełniać swoje zadanie osłabiając ciało. Miałam go gdzieś, gdy piach chrząścic pod moimi nogami. Już mnie nie napędzał on. Tylko wola walki.

    Zorientowała się że nie jest sama na tym polu… Jej wzrok skierował się na mnie. Mogłam ją wykończyć tak jak ona chciała to zrobić chwilę wcześniej z Johnem. Nasze spojrzenia się wymieniły błyskawicznie. Miała głód drapieżnika w oczach… Krew na jej ramieniu potwierdzała mi to, gdy spoglądałam na nią pewnie. Wiedziałam co mam zrobić, gdy zrobiłyśmy zamach jednocześnie kończąc na starciu w okręgu. Całość trwała parę sekund, gdy kotłowałyśmy się jak dwa rozjuszone węże, dźgające się ostrymi kłami, gdy drugie uskakiwało równie gwałtownie nie dając się trafić.

    Szybko i z powrotem na miejsce, które non stop się zmieniało. Piach sypał się na wszystkie strony. Odbyłam wiele takich pojedynków z nożami z farbą... Widziała również że byłam praworęczna wcześniej, ale nie dałam skorzystać jej z tej informacji, gdy jej nóż wbił się za którymś razem w kawał drewna, co miałam o wcześniej przygotowany. Wyrzuciłam go daleko ale całość się nie skończyła. Pięści twoją najmocniejszą bronią… Za dobrze o tym wiedziałam.

    Nóż poleciał w piasek w kierunku Johna, wbijając się koło jego nogi… Nie był mi potrzebny, a wręcz zbędny. Wykorzystała jednak tą okazję, by wbić się w mój korpus ale wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie na ból… Nic jej nie zrobiłam, ale nie myślałam już, gdy wyprowadziłam kontrę na jej głowę… Prawy, lewy prosty. Reszta straciła znaczenie. 

    Czułam ból nadgarstków, co pochłaniały obciążenia kolejnych uderzeń równi gwałtownych co poprzednie… Padła na piasek po błyskawicznym nokaucie. Jak każdy po czymś takim. Rzuciłam się za nią z pięściami, klęcząc jej na klatce piersiowej, mimo że nie miała prawa szybko się podnieść… Biłam już tylko dlatego że nie widziałam nic po za tym.

    Straciłam więź ze światem w kolejnych ciosach. Pochłonęła mnie walka, gdy jej twarz robiła się sina i czerwona, tak jak moje pięści pokrywające się posoką… Nie wiem kiedy trafiłam ją w tchawicę miażdżąc ją. Krztusiła się… Biłam dalej mimo że nie musiałam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Słowa Johna? Kto to był... Rzuciłam się na tą osobę. Nie wiedziałam dlaczego. Tak po prostu... Dla zasady, by przeżyć.

  21. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    Na zewnątrz mnie panował względny spokój... W oczach tkwiła determinacja i ostrożność... Nie wiedziałam nic. Istniał tylko mój dowódca i nikt po za tym. Nie robiłam nic, a chciałam wiele, gdy kroczyłam za nim jak cień. Nawet jak mnie przedstawił tylko spojrzałam nijako na gwardzistów. Nie mieli wartości. Stali nam na drodze, którą kroczyliśmy. Przeszkadzali nam, a my mieliśmy swoje cele. Czym się to różniło od tego co było między nami wcześniej? Szłam jako jego podwładna, gotowa wykonać każde polecenie bez marudzenia. Bez pytań. Tak naprawdę? Nie... Tkwiło między nami coś więcej... W tle. 

    Z trudem powstrzymywałam się by nie patrzeć na wszystko dookoła... Widziałam te korytarze, ale nadal były mi obce. Trwała walka posłusznego ciała i ciekawego umysłu. Chciałam i nie mogłam. Musiałam iść przed siebie. Nie spoglądać na nikogo... Nie mogłam. Musiałam maszerować za Goldingiem. Dla niego i tylko dla niego. A może nie? Musieliśmy znaleźć Celestię, kolejne fragmenty układanki. Nie obchodziła mnie nigdy jak trwała na swoim stanowisku. Była statyczna~wieczna... Traciła znaczenie w mych równaniach. Jej zniknięcie. Nie było nikomu z nas na kopyto. A to może ona była kluczem? Musiała mieć własne cele w tym wszystkim za które zapłaciła i stało się to co miało... To co odczuwaliśmy. Skutki tego...

  22. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Tak jest Golding Shield! - powiedziałam żwawo, a mój wzrok stał się całkowicie obojętny... Liczyło się dla mnie zadanie i tylko to z nich można było wyczytać. W środku zaczęłam grę samą ze sobą czy dam radę. Wytyczne były dość jasne. Golding miał mnie nie interesować ani trochę. Czy mogłam to zrobić? A ilu krotnie to robiłam z innymi... Stawałam się zimna i taka też chciałam być w tamtym momencie...

    Maszerowałam równo, a mój krok stał się lekko nerwowy jak wszystkich w kołach co próbowali ukrywać że są niespokojni... A kto by normalny nie był? Musiałam szybko wytracić cały swój wypracowany urok w każdym aspekcie  by stać się zupełnie normalną klaczą bez podwyższonych możliwości przyciągania wzroku ogierów w ciągu jednego spojrzeniu co zawsze zapadało w pamięć.

  23. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]]

    - Mam szczerze taką nadzieję... - Zagryzłam wargę, zastanawiając się jeszcze moment, zanim po prostu wyrzuciłam całość problemu z głowy od tak... - Nie mam nic do zrobienia, chyba że masz jakieś uwagi do tego co ma być i powinnam je usłyszeć, a nie się domyślać - spytałam wodząc za nim, gdy mnie oglądał. Musiałam być pewna swego jeśli to miało przejść tą próbę. Prawdą było że nie przybierałam postaci innych. No prawie... Z tej brałam tą część... Z innej tą i tak powstawały kolejne formy... Nigdy jednak nie ściągałam całości... Mało tego... Nie upodobniałam się do kogoś, kto żył obok mnie. To grało w przeciwnym kierunku niż u mnie to co własnie robiłam... Branie z każdego po trochu tworząc kogoś nowego... To stanowiło moją rolę jako obserwatora...

    - Jak nie to możemy ruszać od zaraz... - westchnęłam lekko. - To jak?

  24. [895] [Lust Tale [Forest Song >> Breezy Orchid]]

    - Ja wiem że nie na stałe... po prostu przyjęłam pewną zasadę, by nie wpaść - westchnęłam delikatnie, myśląc jeszcze chwilę nad możliwymi konsekwencjami. To nas zawsze oskarżano o najgorsze rzeczy... Jeśli nawet się wyda to nie dadzą mu wiele powiedzieć. Sprawa będzie przecież jasna... Ja go zwiodła... To kolejna zagrywka niebezpiecznych changelingów, co knują jak dobrać się do ich miłości. Nie chcą zrozumieć...

    - Skoro jednak mówisz że nic się nie stanie to zaufam na słowo - powiedziałam pewnie zamykając na moment oczy wizualizując ją sobie w głowie... To nie była postać, którą miałam gotową w głowie od zaraz... Potrzebowałam chwilę by dopasować wszystkie detale i struny głosowe by próbować imitować jej głos... Jednak tego nie bałam się... Gdy się obejrzałam było wszystko w miarę okej. Przynajmniej tak mi się wydawało dlatego mogłam wyimaginować sobie zbroję gwardzistów na jej rozmiar... Nie miałam z tym jakichś wyjątkowych problemów.

    - Będzie dobrze? - zapytałam ale głos mi się nie podobał... Nie był taki jak powinien. Za wysoko go podniosłam. Odkrztusiłam tylko i spróbowałam jeszcze raz. - A teraz? Jak mnie słychać - ponowiłam pytania do niego wstając by mógł sobie mnie obejrzeć.

  25. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    Spojrzałam na zdjęcie... Brzydka nie była jak to klacz... O rzadko której można było powiedzieć że nie miała w sobie ani krzty swojego uroku. Jednak mi się niebieski kolor nie bardzo podobał... Wolałam zielenie, czerwienie... Niebieski... Powiedzmy był dziwny. Nie pasował do jednorożców tylko do pegazów co latały po niebie... ale ja byłam całkowicie przyziemna.

    - Nie mam w zwyczaju przybierać niewyimaginowanych form z prostego faktu, to niebezpieczne dla mnie... - stwierdziłam bardzo prosto... - Nie znam postaci, oprócz tego co widziałam u ciebie w głowie. - Wskazałam na niego kopytem. - Jeśli jesteś całkowicie pewien że to bezpieczna opcja i nie będę musiała mówić czy robić czegoś, co skazałoby mnie w jakiś sposób na wykrycie to mogę się na to zgodzić... - Kiwnęłam na znak zgody.

×
×
  • Utwórz nowe...