Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [795] [Lust Tale [Forest Song]]

    - O byłych się nie wspomina... - Przyłożyłam kopyto do buzi unikając odpowiedzi. Całkiem zrozumiale. - Jest tu i teraz... To co będzie. Więcej się nic nie liczy oprócz konsekwencji, które nastąpią. Kiedyś możemy porozmawiać przy kawie o tym w cztery oczy... Zgoda? - spytałam się wiedząc że odpowiedź będzie twierdząca. - Mówiłam że nie jesteś damą, a ty że nie ocenia mnie się po tym co widzi... Życie jest tylko jedno. Brać z niego trzeba pełnymi kopytami ale nigdy nie kosztem innych...

     

    - Wszelkich? - spytałam zaskoczona... - Nie... Mnie raczej nie unika, a przynajmniej nie odczułam tego, ale dobrze wiedzieć... Nie będzie mógł się wykręcić. - Spojrzałam na nią chytrze. - Brak czasu to jedna z najczęstszych wymówek. Niektórzy wiele zrobią by nie mieć czasu, by unikać problemów... - Przerwałam na moment żeby urwać temat.

     

    - Wiesz im dłużej słucham ciebie to tak sobie myślę że mogłabyś być dla niego starszą siostrą, a nie tylko kuzynką... - zaakcentowałam epitet dość wyraźnie. - Spójrz tylko na siebie... Na niego. Swoją troskę o niego... - Mój uśmiech zaczął się robić coraz szerszy gdy zaczęłam wyprowadzać po prostu komizm. - Zobacz wszystkie powiązania ze światem i sprzeczności... Wszystkie warunki spełnione. W domu rodziców nigdy by nie było za cicho. Chyba że... Zresztą sama widzisz... - Rozłożyłam kopyta. - Jest, a go nie ma...

  2. [795] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Jak los da to pewnie się wybierzemy... - Stuknęłam kopytami o siebie myśląc. - Tylko komuś będzie musiało się najpierw chcieć, bo widzę że ktoś tu kogoś unika, a i nie można rzucać wszystkiego od tak. Bardziej myślę o Goldingu i jego służbie niż o sobie, bo tam panują chyba trochę poważniejsze zasady co do urlopu niż umowa słowna... - Spojrzałam na rzeczonego ogiera. Jak ja się z tego bym miała się wykręcić to naprawdę nie wiedziałam... Musiałam zostawić sobie furtkę.

     

    - Jak przetrwamy rok to odpowiem ci na to pytanie całkowicie twierdząco. - Pokiwałam głową. - Wcześniej miałam w planach nie siedzenie w jednym miejscu, ale zarzuciłam ciężką kotwicę. Jak się nie zerwie od mojego serca to zostanę przy Goldingu na dużo dłużej... Nie będę go przecież odciągać od jego kochanego miasta i pracy jak mi jest w nim dobrze, a wszędzie można jeszcze pojechać, by zobaczyć. Jeszcze dużo czasu przed nami, przed tobą... Nic jakoś szczególnie złego nie może się wydarzyć. Nasze księżniczki nigdy na to nie pozwolą, jak wielokrotnie to udowadniały.

     

    - Widzę że i z ciebie całkiem zaradna klacz nie ta z książkowych nieporadnych dam... Masz kogoś? - Zmrużyłam chytrze oczy rozpoczynając kontratak. - Skoro kryształowe kucyki są takie miłe, to pewnie i ogier się znalazł, bo chyba całkiem długo już tam siedzisz... Co mi powiesz na ten temat... - Celowo uniknęłam rozmowy o walkach... Nie miałam ochoty a i było to jak stąpanie bo naprawdę cienkim lodzie... Niepotrzebne. Te tematy były bezpieczne.

     

  3. [795] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Nam minął tam bardzo spokojnie dzień, żeby nie powiedzieć że się delikatnie dłużył... - Machnęłam lekceważąco kopytem. - Nie było widać czegoś nadzwyczajnego w nim. Małe miasteczko. Czytałam o tym co się tam stało ale zdążyli je ogarnąć... Nic dziwnego mieli naprawdę dużo czasu, by to zrobić po tym... - Zaczęłam w głowie szukać prawdy.... a ta brzmiała następująco: - Te miejsca to zbieg okoliczności... Ponyville blisko na wypad rano i powrót wieczorem, a do krainy dostaliśmy bilety, które można było po prostu wykorzystać, by uciec od panującej zimy bryy. Wole wiosnę i lato. - Uśmiechnęłam się. - Jak widzę wybrnęłaś z tego niebezpieczeństwa cała... To dobrze. Nie ma po co tego wspominać. Nie warto nawet pamiętać - westchnęłam dłużej. - Będą ciekawsze wspomnienia do zapamiętania. Może ta chwila?

     

    - Los Pegazus to naprawdę duże miasto żyjące całymi dniami... Momentami dzieję się tam aż za dużo że nie sposób tego ogarnąć zwłaszcza wieczorami, tylko trzeba uważać na zawiłości kulturowe, bo te różnią się na tamtym wybrzeżu dość mocno od tego co dzieję się na przykład w Canterlot... A tak to tam jest parę wieżowców, galerie handlowe, małe domki na obrzeżach i wzgórzach rozrzucone w mniejsze okręgi. Ogólny nieporządek w każdej postaci więc trzeba umieć się tam odnaleźć, bo niektóre ulice wyglądają wręcz identycznie, a i cwaniaków nie brakuje na każdym rogu zwłaszcza jak pojawili się konwertyci na ulicach. Teraz bym się tam raczej nie wybierała, zwłaszcza sama, bądź kursem samoobrony. - Spojrzałam w jej oczy chcąc sprawdzić jak zareaguje,

     

    - Canterlot pod tym względem jest spokojniejszy, ale niestety droższy z całą pewnością. Nie narzekam na swoją kawalerkę w kamienicy, zresztą mam naprawdę miłe współlokatorki, bliźniaczki ~ Solar i Haze Chaser pracujące w pobliskiej restauracji... Nie mam złego słowa do powiedzenia o tym wszystkim, może po za barierą za oknem - wymierzyłam własną opinie na temat w odpowiedzi na pytanie. - A gry na Saxofonie można się nauczyć wiedząc jak zbudowana jest muzyka... Ogólnie niewiele trzeba by przejść z jednego instrumentu dętego na drugi... Nie mówię tu o przejściu na klawiszowe, bo z tego zadania niestety szybko się wycofałam. - Wykluczyłam wiedząc o tym całkiem sporo. - To nie dla mnie. Może kiedyś spróbuje jeszcze raz, a jak tobie się powodzi w Kryształowym? - spytałam ją...

  4. [795] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Czyli jeszcze posiadam ten zmysł co do innych kucyków.... - mruknęłam przykładając sobie kopyto do brody myśląc dłuższy moment... - Zacznijmy od tego że całkiem nieźle gram na saksofonie, chodź nie to jest moim talentem, ale o nim może kiedy indziej, by nie zbaczać z tematu. - Umilkłam znowu na moment porządkując wolne myśli. - To dość normalne że chcesz wiedzieć... - Pauza. 

     

    - Pochodzę z Los Pegazus, a twojego kuzyna poznałam na Wigilii Ciepłych Serc w Ogrodach Canterlot. Zresztą sama go wyciągnęłam na parkiet, bo sam, jak się zapewne domyślasz, nie kwapił się jakoś wybitnie, bo leniwy do czasu... Potem samo poszło dość szybko i ogniście. Parę spotkań w kawiarniach i powoli wyszedł z niego całkiem inny kucyk... Później weekendowy wypad do Ponyville... Teraz to co widzisz i pewnie w twojej głowie już wszystko wiesz, ale by cię upewnić. Jest pełnoprawnym ogierem o nic nie musisz się martwić. Zna swoje zadanie... - Uśmiechnęłam się odwracając wzrok, gdy pojawił się na moim pyszczku drobny rumieniec.

     

    - Wiesz że zwykle się widzi swoje wady, a u innych zalety... Tak niestety działa świat - rzekłam lekko filozoficznie w odpowiedzi na komplement. - Grunt być szczerym, a wszystko będzie dobrze... Przynajmniej ja tak uważam...

  5. [795] [Lust Tale [Forest Song]]

    Powiedzieć nie oznaczało że brak we mnie kucyka... Pójść tam też nie bardzo mi pasowało, bo za wielkie minusy grały mi w głowie, zanim nie zaczęłam szukać tych pozytywnych stron całej tej sytuacji, a te zaczęły się dość szybko wbrew pozorom się jednak pojawiać. Decyzja zapadła na korzyść Snow. Przy okazji, mogłam się dowiedzieć czegoś nowego o Goldingu. Czemu nie? Do naszego pokoju nie było daleko, więc z pewnością nie mógł jej wiele powiedzieć. O ile nie prowadziła go dopiero na przesłuchanie przy kawie... Prawie na pewno tak miało to wyglądać. Zresztą w tamtej chwili prawie zapomniał o jego obecności. Byłam w centrum uwagi...

     

    - Wstyd się przyznać... ale przez moment myślałam że mam konkurencję... Sama wygładzasz jakbyś regularnie występowała w jakimś pisemku może z ubraniami? - spytałam wiedząc co nieco na jej temat. Czemu nie skorzystać z tej wiedzy i pokazać że mogę mieć całkiem niezłą intuicję? - Niewiele klaczy ma aż taką figurę... - powiedziałam z doskonale wyczuwalną zazdrością w głosie po czym umilkłam tylko na moment.

     

    - Złapałaś Goldinga... Więc niech teraz Golding podejmuje decyzje; co zrobić. Śmiem jednak wątpić że ma coś do powiedzenia oprócz tak bądź chodźmy - ściszyłam głos - chce mieć to za sobą... - Uśmiechnęłam się lekko złośliwie... Solidarność jajników.

  6. [795][Lust Tale [Forest Song]]

    Odetchnęłam ze spokojem słysząc że to tylko jego kuzynka, która z łatwością mogłaby wygryźć mnie w ramach konkurencji w tej mojej uległej postaci. Zamknęłam na chwile oczy układając w swojej głowie wszystko co usłyszałam, zanim się po prostu uśmiechnęłam delikatnie bez żadnego urazu na pyszczku... Nawet miałam za chwilę sama zachichotać ale się powstrzymałam zachowując swoją dość dystyngowaną postawę.

    - Sztywny? - spytałam sama. - Zdaje mi się że mówimy o dwóch zupełnie różnych kucykach.... - Zamyśliłam się mierząc ją jeszcze raz zanim spojrzałam na Goldinga, mając jedno oko cały czas na niej. - Chyba nie bardzo dajesz nam wybór co do tego... Nie odpuścisz mojemu Goldingowi? - spytałam z płonną nadzieją, specjalnie używając tego samego epitetu co Snow. 

  7. [795] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Nie mam innego wyjścia, jak nie chcesz dołożyć swojej cegiełki. Los zdecydował. Żegnam, bo raczej już się nie spotkamy. - Zaczęłam wstawać od stołu, ale za nim zdążyłam odejść stojąc do niej już tyłem ale ze wzrokiem na niej rzekłam lekko rozczarowana. - Dziwi mnie tylko że nie chcesz mi pomóc. Jaką tajemnicę masz w głowie że... Zresztą to już nie mój interes... Wyraziłaś się jasno. Miłego pobytu - westchnęłam wychodząc z lokalu. Widać było że mogłam być zła... ale moje zrezygnowanie doskonale pokazywało że nie zamierzałam nic z tym zrobić. Ono zniknęło tuż za rogiem. Żaden kucyk nie powinien być smutny. Nie leży to w ich naturze... Po za tym. Szybciej zmarszczki się robią.
     
    Idąc po schodach nie myślałam dużo... Niby powinno się udać, ale nie wyszło. Dawno nie odniosłam porażki, gdy naprawdę coś chciałam i zapomniałam jej smaku. Co się dzieję w głowie po tym. To zwątpienie, które szybko zrzuciłam z najwyższego urwiska własnej podświadomości, tylko po to by się go pozbyć... Dobrze wiedziałam że zdarzało się mi to na początku nawet dość często, ale w tamtej chwili nie powinno nie wyjść. Wszystko powinnam robić i kończyć to z  zupełnym sukcesem... Za stara byłam na porażki i w ten sposób prawie bym nie zauważyła tego kto schodzi po schodach z tego wszystkiego...
     
    Klacz schodząca z moim Goldingiem była... ładna i dość wysoka, wybijając się tym z tłumu, raczej stawiająca na naturalne piękno i prostotę stąd sposób noszenia długiej, białej grzywy i brak makijażu... Jej granatowa sierść przyjemnie kontrastowała z żółcią mojego towarzysza. Chwile mi zajęło skojarzenie kto przy nim stał... To była jego kuzynka Snow Night. Nie odezwałam się stając na klatce jakbym ich puszczała dalej. Patrzyłam tylko czy się do mnie przyzna, czy jednak pójdzie dalej z nią. Mój wzrok jednak mówił że jest coś nie tak praktycznie od razu, więc czytanie ze mnie nie mogło być jakimś wyzwaniem że gdzieś tam zaczyna brzęczeć osa.
  8. [Katarina Lore]

    Z plecaka, co chwilę później znalazł się na moich plecach, wyciągnęłam nóż, którego pochwę przerobiłam na procę z pomocą kształtu jego obudowy i wewnętrznego wyposażenia w postaci gumy... Z ziemi podniosłam parę kamieni, które władowałam do kieszeni, a to co zostało przypięłam sobie do pasa... Mogłam ruszać do ataku...

     

    Rozejrzałam się dobrze. Ktoś wyłowił miecz tej małej. Trza będzie go wyeliminować, gdy poczuje się że wszystko gra. Zapamiętałam kierunek w którym się udał względem szczytu wulkanu i rogu obfitości. W pamięci wyszukałam to co wiem na jego temat. Nie powinnam mieć z nim większego problemu jeśli jest taki jak wszyscy w jego dystrykcie...

     

    Moje oczy nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Trwała walka o nie... Wystarczało przeczekać aż się powybijają sami... Nic więcej nie trzeba mi było... Po tym mogłabym je szabrować do woli. Inni już zdążyliby je porzucić salwując się ucieczką lub też martwi... Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

  9. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    Wyciągnęłam zdjęcie z pod pachy... Nie takie zwykłe, bo obrazy na nim się zmieniły dość płynnie... Sama podkładałam głos. Bawiłam się w kabaret...

     

    - Jeszcze trochę i by cie za ogon złapał. Jeszcze nie widziałam tak szybko biegnącego jednorożca. - Zlimitowałam głos Fire którą najwyraźniej bawiła ta sytuacja, w której znalazł się Shatter na zdjęciu.
    - No wiesz... strach dodaje skrzydeł. A ty też się ociągałaś z tymi kamieniami. - Mówiłam dalej wcielając się w drugą rolę.
    - Wiesz jaki ciężki potrafi być taki kamień? Nie narzekaj, gdyby nie ja ten patykowilk rozszarpał by cie dużo wcześniej.
    - Gdybyś mnie posłuchała że nie pasuje mi ta cisza w tym lesie nie musiałabyś zrzucać tych kamieni.
    - Nie bądź już taka nerwowa. Wszyscy żyją czyli jest tak jak być powinno.
    - Ty przed nim nie uciekałaś więc nie wiesz jak to jest.
    - Nie marudź. Nie było aż tak źle.
    - Nie było aż tak źle? Chyba pamiętamy dwie różne sytuacje - powiedziałam lekko zirytowanym głosem.
    - Spokojnie nie dramatyzuj. Pogadamy potem - powiedziała ona sama patrząc na gwardzistów.
     
    Pokazałam jej jeszcze Lunę w ludzkiej postaci na ułamek sekundy po czym wszystko wyblakło... Jakby zdjęcie przed wywołaniem zostało potraktowane promieniami słonecznymi.
    - W takim razie nie mam tu nic do zrobienia... Skoro się nie zgadzasz możemy się pożegnać... - powiedziałam trochę zawiedziona. Obiecałam nie zrobić jej nic... Słowo się rzekło... a jednak przymusiłabym ją chętnie do tego, ale za dużo jest tu wszystkich i wcale nie jestem u siebie.
  10. //Post 8... Byłem świadom tego zbiegu wydarzeń... Dlatego szafa pancerna tam stoi której nie rozbijecie... :aj3:

    Wieszak rozbił się na gaśnicy po prostu łamiąc w pół, a sama klacz została odrzucona do tyłu... Jej zmysł równowagi został rozproszony przez masę tego nosorożca... Zakręciła się oszołomiona uderzeniem z animatronem zanim się nie potknęłam na losowej stercie makulatury... Słychać było krótkie "łaaaa" zanim twardo wleciała do szafy której drzwi same się za trzasły, tak samo jak zamek szyfrowy należący do tych starych zrobionych przez naprawdę dobrego ślusarza... Otwarcie go wydawało się niemożliwe, bez znajomości kodu, a ten zmieniany był regularnie przez Iron Hoofa...

     

    Klacz znalazła się w nieciekawej sytuacji... Ciemno, mało miejsca i niewygodna pozycja. Coś gniotło jej skrzydła i zadek. W pierwszym momencie uderzyła parokrotnie o drzwi ale nie mogła ich otworzyć. Zostały zamknięte na amen. Musiała tam siedzieć, ale przynajmniej bezpieczna od tych potworów, Złożyła kopyta na klatkę piersiową zła jak osa... Nie robiła już nic zrezygnowana walcząc w swojej głowie.

  11. [Katarina Lore]//Dzieki Eliza za płytką wodę...

    Za chipowali nas jak zwierzęta... Musieli mieć nad nami pełną kontrole, byśmy przypadkiem nie uciekli z tego co chcieli nam zgotować. Zresztą nawet nie zamierzałam... Westchnęłam jeszcze siedząc odchylając głowę do tyłu gotowa do drzemki w poduszkowcu... Wcale nie miałam ochoty na oglądanie przyszłych ofiar. Nie było mi to w niczym potrzebne. Informacji miałam dość z treningu. Moje oczy pochłonęły więcej niźli powinny... I dobrze się stało... Musiałam się okazać mocno ekspansywna na początku, by wykorzystać zjawisko snowballu własne postaci... Gdybym wykończyła zbędne elementy w tamtej chwili, nie miałabym z nimi problemu później... Nie musiałam nawet myśleć o tym. Mogłam się odprężyć przed wszystkim. Nerwy stały się zupełnie zbędne dla mnie. Nie mogłam dawać działać adrenalinie, tylko uspokoić rytm serca. Adrenalina jeden z najgorszych powolnych zabójców. Daje siłę, by później zawieść w najmniej odpowiednim momencie.

     

    Ja ofiara, okrucieństwa,
    Precz wygnana niczym śmieć, 
    Klucz mi wskażę do zwycięstwa
    I nauczy śmierć nieść! 
    Muszę silna być i zręczna,
    Groźna i bezwzględna też!
    Mówi mi mój ryk wewnętrzny
    Że ja bestia, a nie zwierz!
    Nadchodzi kres, niech każdy drży!
    Na nic błagania, na nic łzy! 
    O słodka krew, w to mi graj!
     
    Zanuciłam pod nosem  zanim zdążyłam odpłynąć na ten moment... Czuwając. Później mogłam już nie mieć na to potrzebnego czasu. Każdy sen, nawet ten krótki był cenny...
     
    ***
     
    Otaczała mnie prawdziwa nijakość, po tym jak znaleźliśmy się w budynku po opuszczeniu poduszkowca... Każde śnieżnobiałe pomieszczenie gotowe było doprowadzić do szaleństwa raniąc oczy... Wreszcie zamknięta w tubie kończyło się wszystko. Wolność do odzyskania, poczucie własnej osoby... Inne dobra zamknięte w głowie... W tamtej chwili zaczął się liczyć dla mnie tylko róg obfitości... Przejąć go i spalić... Jak ja nie mogę mieć... To nikt tego niedostanie... Zanim nie wezmę tego co potrzebne... Zaczynała się pora na wszystko... Na walkę i krew...
     
    Krew popłynie strugą wartką,
    Dla mnie bomba choćby dziś! 
    Strach, ból i zemsta wiodą prym! 
    Symfonia śmierci, gniewu hymn,
    To dla mych uszu istny raj,
    Luli-luli-laj!
     
    W uszach brzmiały mi dźwięki gitary przy ognisku, a z moich recytowane były pojedyncze słowa zagłuszające chłodne odliczanie... Gdy przez powieki przebił się świat... Już wiedziałam że otacza mnie woda, która dla Ronona stanowiła niestety swego rodzaju problem. Nie wiedziałam co zrobi... Szybko zmierzyłam wzrokiem głębokość wody... Nie musiałam przepłynąć całego dystansu. Płycizna zaczynała się dość szybko, by móc zacząć biec...
     
    - 4... 3... 2... 1... - Kończyło się odliczanie... Na koniec, którego ruszyłam nie szczędząc własnych mięśni. Nie miały prawa zawieść, chyba że przez ten zastrzyk, który jeszcze czułam pod skórą. Zacisnęłam usta oddalając od siebie ból. Zapomniałam o nim. Przestał istnieć.
     
    - Nosy squirrel! - usłyszałam jeszcze hasło... Czyli miałam jednego pionka w grze więcej. To było już coś... Myślałam siebie płynąc kraulem do połowy zanim zaczęłam sprintować łącząc odbijanie się od dna i ruchy pływackie... Gdy dotarłam do wyspy chwyciłam plecak otwierając go... Moje oczy spojrzały dookoła patrząc kto gdzie jest, zanim spojrzałam do wnętrza. Potrzebowałam czegokolwiek co zwiększyłby moje szanse na powodzenie planu.
  12. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    - To już moja sprawa, jak się to potoczy. Powinnaś się już dawno zorientować, że my postrzegamy świat z goła inaczej niż wy... Oskarżenie kogoś bez dowodów jest niemożliwe... A wspomnienia są niepodważalnym dowodem. Nie da się ich falsyfikować, to powie Ci praktycznie każdy jednorożec znający się na rzeczy. Można j zamglić... uniemożliwić do nich dostęp. Je sprawdza się pierwsze w sprawie. Tylko ktoś kto ma coś do ukrycie nie zgadza się na sondę przez 12 niezależnych... Nawet jeśli będzie chciała zaprzeczyć temu, wygram to. Będzie o tym za głośno, nie do zatrzymania. Sądy nie podlegają Celestii... Kto to wyda? EqNews... Mam tam znajomych. Pomogą mi, bez żadnego ale. Gdy zniknę, niepełny dokument i tak ujrzy światło dzienne... Wraz z moją pamięcią... Szach Mat dla Celestii. - westchnęłam z marzeniem na pysku.

     

    - Jak nie teraz to kiedy? Sami swoją historią pokazaliście że przewroty wydarzają się w najgorszym możliwym czasie, bo inaczej się . Później będzie za późno na cokolwiek. Zobacz na historię, która wydarzyła się na ziemi. Ona nie kłamie. To fakty. Teraz albo nigdy... Co to dokładnie sprawa, której raczej nie zrozumiesz... Chodzi głównie o to jak się znalazła EQ na Ziemi... Tego co działo się na wiele lat przed tym zanim to nastąpiło, ostatnie wydarzenia. Wszystko zostało szczegółowo zaplanowane. Bo niby jakim cudem zrobiła te swoje serum... Kontakt wystąpił znacznie wcześniej. Na to też mam dowody też znalazłam... A to tylko jedna z większych mankamentów tego wszystkiego... Tego jest więcej... Jaka decyzja? - spytałam lekko nachalnie... Nakręcona tym wszystkim co powiedziałam.

  13. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Bo kłamie... - rzuciłam nie pewniej zbita z tropu ale zaraz go odzyskałam... - Nikt nie powinien kłamać... Co to za szczęście jeśli za zakrętem może okazać się zwykłym oszustwem, a my byliśmy jej potrzebni tylko po to by... Sama nie wiem, ale nie podoba mi się to czego do końca nie rozumiem... - przerwałam na moment. - Jak mówiłam nie będę cię zmuszać, bo byłabym podobna to tej uzurpatorki... ale gdy to upublicznię w gazecie Equestria Times to nie licz już na moją pomoc... Twoja pamieć przepadnie bezpowrotnie... Nikt ci jej już nie wróci... Minie za duża ilość czasu i to co pamiętasz stanie się po prostu prawdą... - Spuściłam głowę po czym rozjaśniłam swoje myśli.

     

    - Myślisz że sami bez niej nie jesteśmy wstanie zbudować własnego szczęścia? Wy nie byliście wstanie trzymać jednego państwa w którym panowała jeden język historia i kultura? Szczęścia możemy sami zaznać... Nawet bez niej. Po co władza która zwodzi? Taka jest niepotrzebna... Wszystko rozpadnie się gdy zabraknie jednej osoby? Nie sądzę. - Podkreśliłam wagę swoich słów.

  14. Za łatwo poszło... O wiele za łatwo. Myślał że był cwańszy niż ja... Mylił się, bo ja bawić się tak nie zamierzałam.,.. Zwierzyna chciała przechytrzyć łowcę? Z góry startował z niższej pozycji.,. co on mógł, jak nie mógł nic. Chociaż przyznać mu było trzeba że zdołał mnie dość pozytywnie zaskoczyć, ale co mogło mu to dać? Nic. Powinien wcześniej pokazać jakiż hardy... A tak? Nikt się za nim nie powinien stawi bo głupi, przeciętny i nie umiał pokazać tego czego oni tak bardzo chcieli... To nie te zasady gry. Mojej gry. Ich gry... Nie mógł ugrać za wiele...

     

    Pozostawiłam to co powiedział bez odpowiedzi... Nie musiałam zabierać głosu, gdy wstałam i poszłam do pokoju... Mogłam zrobić wiele rzeczy, ale spać nie mogłam. Kto mógłby? Na pewno nie ja... Nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu, a co mówić o spoczynku... Moje oczy po raz kolejny skupiły się na toaletce... Nigdy nie miałam takiej... Lustra... Lampek... Kosmetyków... Tylko na co mi to było? Jak jutro mogło to wszystko się okazać zupełnie zbędne... ale kto nie chciał spełnić jakiegoś małego marzenia przed tym wszystkim?

     

    Otworzyłam szufladkę. Było tam dużo rzeczy ale wszystkie były... To nie mogło o to chodzić... Nie pokazywało niczego... Paznokci nie zamierzałam malować... Maseczki... Nie... Farba do włosów... Zawsze chciałam przestać być blondynką, ale wiecznie coś mi wypadało. Nic nie mogło się stać jak sobie bym zmieniła kolorek przed walką.

     

    - Miedź, czerwień, kasztan... - Czytałam na głos... - Rubin... - Zatrzymałam się podejmując ostateczną decyzję.

     

    ***

     

    Skończyłam bawić się farbą parę minut przed północą... Trochę ponad pięć godzin snu nie wydawało się mi małą ilością. Spałam czasami krócej, gdy obudził mnie niespodziewanie mentor... A w tamtym czasie wkładałam nowy uniform, co był po prostu dobry ale szybko powinnam go umazać ziemią, pyłem, czymkolwiek na arenie. Jego kolory były za nienaturalne...

     

    Spięłam wyzywające czerwone włosy gumką, zakładając przy okazji parę na swój nadgarstek... Spojrzałam jeszcze we własne oczy mówiąc sobie prosto w twarz o zaciętym obliczu że przeżyję wszystkich... I nie będę posiadała litości, czy wyrzutów sumienia. Jednak sobie mogłam to mówić by uwierzyć...

     

    Z takim nastawieniem ruszyłam na dach, a później na poduszkowiec... Nic więcej mi nie pozostało...

  15. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Od wtedy gdy się go oszukuję w szkolnych podręcznikach... - Trzasnęłam delikatnie zła w blat. - Rozwiązując tą zagadkę może udami się otworzyć wszystkim kucom oczy że były oszukiwane... - Tu tkwił wyczuwalny zapał. Cel i determinacja by to osiągnąć. - Wielkie Panie z Canterlot mają za dużo tajemnic. Zwłaszcza ta starsza... Wiesz że zamknęła własną siostrę na księżycu... A wiesz że ta teraz to tylko wykreowana przez nią marionetka?! Prawdziwa lunarna siostra nigdy by nie tknęłaby was... Nigdy też nie chciała sprowadzić wiecznej nocy na Equestrie. Wszystko to brednie wyssane z kopyta jeśli wie się czego szukać. Co zrobi Ona postawiona przed ścianą? Zagrozi że zgasi słońce? Obydwie dobrze wiemy że to cykle astronomiczne i wszystko można przewidzieć z zegarkiem... Co i ona robi... a cała ta oprawa świąt i ceremonii to tylko złudzenie, by utrzymać boskość władzy... Chce prawdy... Pełnej prawdy, a nie kolejnych kłamstw, którymi nas karmią. Prawda idzie przez was... Więc i wam trzeba pomóc, bo chcą was zasymilować...

  16. - Ech... - westchnęła zażenowana. - Gdybym wiedziała jak się nazywa, to bym powiedziała imię, a nie ksywkę... No nie? Idąc dalej tym tropem nie znamy jej personaliów. - Otwarła wielką dłoń, którą zacisnęła aż słychać było zgrzyt mechanizmów na całej sali. - Nie wiemy o niej nic wartościowego oprócz tego że to wariatka? Nie ma schematu... Jaki przestępca wybija szyby u jubilera i nie bierze nic z wystawy? Przepraszam. Nie wybija. Wysadza swą wyrzutnią budząc całą dzielnicę hukiem. Jaki przestępca wchodzi do zoo i wypuszcza wszystkie zwierzęta wysadzając klatki ładunkami? To wariatka, której nikt nie byłby wstanie kontrolować, nawet jeśliby chciał. Wariatka czerpiąca adrenalinę z pościgów za nią... Tylko to ją interesuje... Czego jeszcze ci trzeba czy twoja ciekawość została zaspokojona? - zapytała otwierając dłoń...

  17. Rozdział 1:
    Taniec Anarchii część 1
    ~
    Wielka rozróba na Manehattanie.
    [Crossover LoL]
     
    5 lat przed powrotem Księżniczki Luny z księżyca...
     
    To był pierwszy taki dzień, pierwszego miesiąca służby, podczas którego wszyscy początkujący gwardziści zostali wezwani na salę konferencyjną, a nie odprawieni na patrole rozsiane po całym mieści, gdzie nic się naprawdę nie działo, bo tak były wyznaczone trasy ale to był tylko mały szczegół, aż do tamtego czasu o godzinie 10, dnia 1 lipca, gdzie już upały dały popalić mieszkańcom Manehattanu temperaturami rzędu 37°C, a Claudsdale nie mogło nic zrobić z braku dostatecznej ilości pegazów...
     
    Sala była spora, typowa klimatyzowana sala wykładowa na 100 osób z czego może była zajęta z 1/3 miejsc przez gwardzistów ubranych w czarne, przyciągające słońce kamizelki kuloodporne z całym osprzętem. 2 pary metalowych kajdanek, pałki i pistoletu energetycznego na wkłady z kryształów, służący do ogłuszania w nagłych przypadkach.
     
    20 była jednorożcami, 8 pegazami, a pozostałe ziemskimi kucami. To stanowiło cały skład sali rozmawiających dość żywo na temat po co w ogóle zostali tu sprowadzeni w takiej liczbie. Większość się znała z Canterlot, więc nie brakowało im wspólnych tematów zwiększających ekscytację po przez kolejne wymysły i niestworzone teorie...
     
    Wszystko jednak ucichło, gdy po raz kolejny otwarły się drzwi, a przez nie weszła pojedyncza klacz, nie posiadająca żadnych szczególnych atrybutów anatomicznych... Może poza tym że nie była na pewno to ta przedstawicielka, która zajmuje się typowymi klaczymi sprawami. Nie miała na sobie żadnego munduru, poza różowym żakietem i ochraniaczami z syntetycznych płyt na tylnych kończynach i torsie przytwierdzonymi skórzanymi paskami chroniąc tak całą ją szczupłą sylwetkę. Zadziwiającą rzeczą były hextechowe rękawice znajdując się na przednich kopytach nie należące do najlżejszych... To jednak ona poruszała się niezwykle lekko mając je naprawdę mocno przytwierdzone... Większość zaczęła się zastanawiać jak to robiła.
     
    Widzieli ją po raz pierwszy na posterunku... Klacz o jasno brązowej sierści i różowej średniej długości, postrzępionej grzywie z okularami w formie opaski podtrzymującą fryzurę o grubych szkłach widzianych na wielu budowach. Spojrzała się na wszystkich swoimi niebieskimi oczami, w których przez chwilę można by dostrzec istną kpinę... A pod jej okiem, na lewym policzku widoczny był magicznie wykonany dodatkowy znaczek. Było to cyfra rzymska sześć albo słowo :Vi"... W uchu miała parę drobnych kolczyków...
     
    Podeszła do mównicy, o którą się oparła luzem i nie korzystając z mikrofonu zaczęłam, jakby to miało być dla niej bardziej karą niż obowiązkiem.
     
    - Witam młodzież w naszym pięknym mieście... Mieście wielkiego postępu.... - mówiła to z lekkim sarkazmem choć sama nie miała wiele więcej niż oni. - Zostaliście mi przydzieleni...Wszyscy bez wyjątku... - Wskazała na wszystkich swym kopytem gestykulując przy tym palcami swej wielkiej rękawicy. - Nie wiem po co. Sama sobie bym poradziła ale Caitlyn... Wiecie ogiery... Mus to mus... Pchać się trzeba. Oto plan na dziś... Mówcie mi Vi... - Wskazała na jednego palcem. - Odpal rzutnik - rzuciła krótko. Milczała moment zanim projektor się nagrzał.
     
    - Dowód 995r04698 w mojej sprawie... Stwarzanie masowego zagrożenia publicznego. Zbiorowa panikowanie, wybuchy... Szkody które kosztowały już miasto ponad pół miliona bitów w niecały tydzień. Może słyszeliście o tym co działo się w zoo? A to jeszcze nie koniec. Jak widzicie... Jinx, bo tak została nazwana wielce trafnie panna, która to napisała zaplanowała kolejny skok i powiadomiła nas o tym - mówiła wielce zła że wykazała się aż taką arogancją wzorowej obywatelki...
     
    Różową kredką świecową na brudnym białym pergaminie było napisane dość wielkimi literami...
     
    "wielka łapo! złap mnie jeśli potrafisz! dziś 12 bank centralny! papatki!"
     
    Pismo było więcej niż koślawe, a całości ledwo można było się doczytać jakby pisał to ktoś pod wpływem... albo dziecko. Choć jedno i drugie nie było wcale wykluczone.
     
    - Widzicie więc, co się szykuję... Przez nią już 10 wylądowało w szpitalu... Jedna zasada. Nie gońcie jej. Od tego jestem ja... Następne zdjęcie! - rzuciła i pojawił się następny obraz. Tym razem rysopis... Biała klacz znajdowała się na nim o niebieskich długich warkoczach i różowych oczach wyglądała jakby uciekła z wariatkowa... Artyście idealnie udało się odtworzyć te spojrzenie. Zabiję cię... Ale nie wiadomo czy była to jego wizja artystyczna, czy naprawdę tak wyglądała z przekazu świadków. Jednak ten obraz wyraźnie mówił że jest z nią co nie tak.
     
    - Jinx, którą tu widzicie... To wariatka pierwszej kategorii, może nawet tworzy nową dla siebie. Nie cofnie się przed niczym by mieć ubaw i będzie go szukać na każdy możliwy sposób. Pewnie dlatego to napisała by mieć pewność że się zjawię... - Wzruszyła ramionami. - Co musicie o niej wiedzieć... Używa 3 broni... Wyrzutni rakiet, działka obrotowego na energię powietrza i przerobionej wersji naszego miotacza... Oprócz tego dysponuje granatami hukowymi... Nie lekceważcie jej... Może wygląda jak wygląda ale zawsze udaje się jej zwiać jakimś cudem i nikt nie jest wstanie tego wytłumaczy. Nie wiadomo czy ma to wszystko zaplanowane... Gdzie ma umieścić ładunki wybuchowe, czy to ślepe szczęście, na które to wiecznie wygląda. Jakieś pytania? - spytała od niechcenia. Bardziej machinalnie niż chcąc to zrobić... Później chciała przejść do objaśnienia planu i na tym by skończyła przed jedenastą... Tak myślała...
    • +1 1
  18. [Katarina Lore]
    - Mogę tylko zareagować na to co widzę... Nigdzie nie zostało powiedziane że naprawdę Ci wierzę i za kogoś cię uwarzam... Bo nie wierzę nikomu praktycznie od zawsze. Nawet w to co potrafię... Nie pozwalam przekraczać granicy bezpieczeństwa komuś komu nie ufam... A ciebie chciałam tylko podbudować... Bo mogłam? Bo coś mi kazało w duszy... Wszyscy trafią tam gdzie wierzą, a odchodzić ze strachem? Nikt tego nie chce, włącznie ze mną - snułam powoli i ostrożnie wystukując dłonią rytm mojej wypowiedzi.
     
    - Chcesz skończyć to wszystko w pojedynku dżentelmenów skoro proponujesz współpracę? - spytałam... - Nie chce zginąć całkiem przypadkowo z myślą że mogłam zrobić jeszcze to i to... Ale decyzja co do tego czy wchodzisz w to należy tylko do ciebie. Czy jesteś wstanie komuś zaufać... Że ktoś nie zadusi cię podczas snu. Ronon w to wszedł już dawno. Nie musiałam go długo przekonywać ze znanych powodów... Jak chcesz to powiedz mi w trakcie turnieju jeszcze z daleka... - urwałam tylko na moment myśląc. - Hasło brzmi "nosy squirrel" bym nie zabiła cię w odruchu. Zrobili ze mnie prawdziwą rzeźniczkę...  Tylko to określenie do mnie pasuje... - Spojrzałam zła na własne dłonie. - Bo nie dano mi wyboru. Taka ideologia... - Wzruszyłam ramionami. - Mogę tylko pamiętać... To zemnie pozostało, a ty powinieneś iść spać... Zresztą ja sama również, o ile uda mi się zasnąć - westchnęłam. Nie wstawałam. Czekałam na to co powie.
  19. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Miałam powiedzieć kim jestem proszę bardzo... - Mogłam wyjść na wariatkę w tej wersji, ale co mi szkodziło... Nikomu krzywdy nie robiłam, a i kuców wokoło nie było za wiele... Rozejrzałam się zapobiegawczo zanim zaczęłam. - Moje imię znasz... Urodziłam się w Los Pegazus... Gram na saksofonie... Choć mój talent dotyczy zupełnie czego innego... Jest to trójkolorowa poskręcana wstęga, niby bez znaczenia dla tego kto się nie zna... Znaczkoznawca powiedziałby całą wiązankę na ten temat, ale skupmy się na głównym fakcie. Widzę powiązania... Dostrzegam sprawy, których nie widać i ktoś chce je szczelnie ukryć... Tak też znalazłam tą sprawę dotyczącą samego serca Canterlot. Dlatego też mogę mogę spróbować naprawić twoją pamięć... Jest tam celowa integracja w wspomnienia. Nienaturalna... Wykonana przez osobnika będącego naprawdę potężnym i wszystkim znanym... O nieprzeciętnym autorytecie... - Zbliżyłam się do niej konspiracyjnie i z moich ust nie wyszło imię... Ale ruch warg jasno wskazywał na to co chciałam powiedzieć... "Celestia"...  - Więc widzisz jakiego to kalibru jest sprawa... A dotyczy ona... - Z warg jasno znowu widać: "ludzi". - Jeśli chcesz się bardziej w to wplątać powiedz. Jest czas by się wycofać - zastrzegłam. - Jeśli masz pytania pytaj... - Znowu się rozejrzałam patrząc czy ktoś nie podsłuchuje.

  20. Anastazja znajdowała się zupełnie gdzie indziej, ponieważ jednorożec zawierzyła własnym oczom i innym zmysłom, a nie logice przemieszania się akurat po tym polu bitwy. Patrząc i ucząc się nowego rozporządzenia przestrzeni... Zaklęcie poleciało w zupełnie innym kierunku niż powinno i trafiło najzwyczajniej w ścianę nie przynosząc żadnego pożądanego skutku. Nie tędy szła droga...
     
    Kotka w tym czasie zaczęła czerpać moc ze źródła, z którego nie powinna nigdy więcej używać, przy zdrowym rozsądku. Zaczęło się od paru drobnych, nic nieznaczących iskier, jednak im więcej jej brała tym nie ona pragnęła jeszcze trochę, a ciało co czerpało niesamowitą przyjemność wyostrzającą wszelkie zmysły jak nie jeden narkotyk... Bo tylko do tego można by porównać moc pochodzącą z cienistego splotu bogini Shar, do którego to mieli dostęp nie liczni... A udostępniany był raz na zawsze przez zbieg okoliczności... Zwłaszcza śmierci... zemsty... utraty sensu w życiu... Nikt naprawdę nie wiedział na jakiej zasadzie się to odbywało... Jedni mówili że trzeba mieć preferencje... Inni że jest to tylko kaprys bogini co widzi i wie o wszystkim co dzieję się w mroku... Czy to widzialnego, czy też tego co tkwił głęboko w osobowości... Nikt tego nie posiadał pewnych informacji na jej temat. Istniały tylko przypuszczenia i pewność że ma na pieńku z swoją siostrą Selune...
     
    Lampy zaczęły przygasać znacznie jedna po drugiej, gdy Anastazja zaczęła czynić przygotowania do zakończenia tego, co zrodziło się w jej głowie... Zadania które stało się nadrzędne. Zapomnienie... Pustka... Sprowadzenie jej na każdego kogo spotka... Kolejne utrudnieni pojawiały się na na polu bitwy, gdy światło stało się ciemne i niestabilne, bo cienie zaczęły skakać, a przez to mylić wyczucie odległości. Rzuciła jedno zaklęcie tworząc na środku areny studnie do pustki, w której panowało upragniona cisza, spokój... Brak obowiązującego porządku. Otoczył ją lekki fioletowy krąg płomieni znacząc, gdzie powinna być... Z niej zaczęła emanować moc przekształcając świat w sposób niezauważalny...
     
    Ta studnia nie mogła być kręgiem runicznym... portalem czy czymś innym, co było często widziane. Stanowiła bowiem nowe miejsce kultu. Istniejącą manifestacje wpływu na świat Shar i jej mocy, co przesiąkała w tamtej chwili przestrzeń...
     
    Anastazja zbierała już wtedy myśli, tworząc kolejne łańcuchy i haki włączając w nie swoje ja, a także to co dopiero wyciągnęła ze źródła mocy... Pochłonął ją cień, gdy co chwilę pojawiała się i znikała w jego obcości uprzednio rzucając hakiem w nową Rin znowu celując w jej duszę i przytwierdzając koniec do skały przy której stała... Chciała zakuć ją, by nie mogła się ruszyć zadając sobie samej rany przy każdym najmniejszym ruchu, nawet przez zwykły płytki oddech, po przez cięcia chcące oderwać należną im część duszy... Chciała zatruć ją upragnionym zapomnieniem, gdy umysł staję się ciężki, a decyzje coraz ciężej przychodzą, gdy nadchodzi ten stan... Sen. Niemoc zrobienia czegokolwiek po przez rezygnacje... Zdanie się na łaskę świata jako bierny element.
  21. Rin musiała się naprawdę wiele nauczyć o Faerûnie, skoro myślała że nie da się czytać przyszłości... Że można kogoś pokonać zabierając mu coś niezmiernie ważnego dla niego... Nie znając wszystkich konsekwencji tego czynu... A te niosły ze sobą zwykle zniszczenie, gdy obróżka anthro kotki zaczęła piec ją niemiłosiernie, gdy pieczęć na nią nałożona zaczęła coraz bardziej się łamać. Wdzierało się w nią coś czego nie pragnęła, ale to coś chciało ją posiąść za wszelką cenę, tak jak kiedyś było, zanim została wyzwolona w młodym wieku od tego brzemienia, co zostało zastąpione o wiele lżejszym widocznym podczas tej walki.

     

    - Coś ty najlepszego uczyniła?

    Coś ty sobie w głowie uroiła?

    Nigdy nie robi się takich rzeczy,

    bo zawsze ktoś się skaleczy,

    kto bogiem próbuje się stać...

    Kto próbuje się w Mystrę wdać,

    ten u Shar zwykle kończy.

    Tylko dlatego że pozbawiłaś mnie mej opończy.

     

    Żelazo, które trzymała w swej łapie rozpłynęło się w fioletowych oparach. Zwykłe oczy tego by nawet nie zauważyły, gdy energia psioniczna jej myśli zaczęła ją otaczać w postaci łuny ognia okalającej jej całe ciało w nerwowych podrygach, zanim zdążyło się wszystko uspokoić przybierając właściwą formę dla ujarzmionych jej emocji... Wcielił się w nią smok wykonany z części jej ja, wypalający wokół siebie przestrzeń, co nadal tkwiła w nie lada nieładzie że nie mogła być postrzegana tak jak podpowiadały temu zmysły.

     

    Powietrze wokół niej zgęstniało pokazując ukształtowaną formę... Był widoczny wokół niej duch sporo większego od niej smoka pozbawionego ciała i nie istniejącego jako tako w rzeczywistości... Ruch łapy Anastazji odpowiadał ruchowi szponów tego monstrum... Rozłożyła skrzydła i wystrzeliła w górę... Z morzem ognia myśli, którymi zaatakowała jednorożec w postaci fali chcąc zrobić w jej głowię prawdziwą pożogę i sprowadzić na nią to samo co ona czuła od tego momentu, gdy została siłą odepchnięta od swej pani... Uderzyła tam, gdzie jej jeszcze nie było... Na jej głowę, gdy chroniła się ciągle przed niewyobrażalną mocą...

     

    Uderzyła w barierę swoją pięścią, a smocze szpony przeszły dalej jako że to nie było magią i wykraczało poza jej definicję. Uderzyła jednocześnie bezpośrednio na jej duszę chcąc pokazać jak się czuje istota co traci część siebie... Może na krótko... ale nie zmieniało to faktu że to ona była poszkodowaną w tym przypadku... Chciała, pragnęła zadośćuczynienia. Nawet nie zorientowała że przestały być to do końca jej myśli, a jej oczy zaczynają być wypełniane swego rodzaju pustką.

  22. //Jutro egzamin E18... Ostatnie powtórki wczoraj miałem, a dziś odpoczywam, więc pisze. Przepraszam że dopiero tera.

    Rainbow Dash uderzyła w blokadę tylko raz... Pomysł sam w sobie był dość dobry, tylko leżał jeden problem, a może nawet dwa... Miała większy zasięg i lepiej umieszczony punkt ciężkości własnego wieszaka, przez co mogła o wiele szybciej nim operować, zmieniać przy tym taktyki i postawy...

     

    Obróciła kij wokół własnej osi, cofając się tylko na moment, by lżejszym końcem, ślizgającym się po powierzchni butli, zaatakować punkt podparcia z wypadem do przodu, jakim była jego dłoń trzymająca gaśnicę... Chciała tak wytrącić ją z jego uchwytu. Pozbawić go jego tarczy, by zdzielić go niespodziewanie w staw barkowy, uderzeniem od dołu cięższą częścią, w próbie jego rozbicia i zmniejszenia zdolności ofensywnych...

     

    Gdyby musiała jednak zrobić unik przed lecącym pociskiem, czy zwiększyć odległość między sobą, a nim wykorzystałaby punkt ciężkości przeciwwagi do piruetu połączonego z ciosem obrotowym wymierzonym w wysunięte do przodu części ciała, co wcale nie było złą opcją... Żeby zakręciło jej się w głowie trzeba by naprawdę czegoś więcej niż takiej małej karuzeli, gdzie przeciążeń praktycznie nie było, bo jej serce biło jak szalone, zwiększając ciśnienie krwi ciągle, doprowadzając tym wszędzie ją tam gdzie trzeba.

     

    Później po gwałtownym uderzeniu podczas trwania piruetu, wykonałby błyskawiczny i przymusowy zwód w stronę przeciwną od punktu uderzenia tylko po to żeby zdzielić go w głowę, gdy to on będzie wytrącony z równowagi... 

     

    Ona jednak w głowie miał cały zarys sytuacyjny idący dużo dalej, po rozbiciu jego obrony i stawu barkowego, pozbawienie go jego przeklętej szczęki, która za nic jej się nie podobała im dłużej się na nią patrzyła. Chciała się jej pozbyć, by nie widzieć oczyma wyobraźni jak jest pożerana właśnie nimi... Tymi zębami, co zwiększyło jej szybkość.

  23. Anastazja siedząca na murku, obserwowała to co się działo poniżej... Wiedziała że to się wydarzy, a raczej miała taką nadzieję na to że los potoczy się właśnie tak jak powinno się właśnie to wydarzyć, a może nie do końca... Tego nie umiała przewidzieć ~ pełnych konsekwencji. Nie mogła. Niby wszystko się zgadzało z przewidzianymi faktami ale jej wzrok mógł zostać oszukany jak wielokrotnie wcześniej sprowadzając kolejną przegraną. Za łatwo to szło. Gdzie podział się ich ból i strata, korzyść? Szukała tego wszystkiego w tych działania... ale oprócz paru oczywistych siniaków i napędzenia oczywistego strachu... To wciąż było mało... Za mało jak na nich... A tamci odeszli. Nie czuła ich obecności. Czyżby to miał być koniec? Nie wydawało się jej... Gdzieś się kryli.

     

    Opona przeleciała zbiegiem okoliczności nie raniąc nikogo śmiertelnie czy doprowadzając do trwałego kalectwa... A sama obserwatorka została wytrącona z równowagi po tym jak murem zatrzęsło uderzenie wyhamowanej na niej opony, która później potoczyła się wzdłuż rowu przestając być w ten sposób zagrożeniem... Zeskoczyła miękko na trawę zastanawiając po co to wszystko... Gdzie sens, gdzie ich logika... Chyba że chcieli mieć go postanowionego w takiej sytuacji jakiej się znalazł. Gdzie znajdował się poza ich zasięgiem. Przynajmniej na razie... Odeszła dalej patrząc jak ludzie wyciągają telefony... Większość tych co stała zupełnie bezpiecznie z dala od zajścia robiła zdjęcia. Znalazła się jedna może dwie co zadzwoniły pod właściwy numer... Nic nadzwyczajnego jak już człowiek się przyzwyczaił.

     

    ***

     

    Kierowca ciężarówki skręcił z piskiem hamulców na bok, próbując utrzymać samochód ostatkiem nerwów na właściwym pasie... Sunął zaraz przy krawężniku sypiąc całą masę iskier z giętych i skrawanych felg o kamienną powierzchnie... Zatrzymał się parędziesiąt metrów dalej, a za nim sunęło jeszcze parę osobówek. Nikomu się nic z grubsza nie stało... Nie licząc napędzonego, nic nie wartego strachu, przez którego nieszczęsny kierowca tira położył głowę na kierownicy. Dopiero wtedy go sparaliżowały emocje i napływające konsekwencje swojej decyzji ~ zaoszczędzenia masy czasu. Chciał uciekać, ale zanim dotknął nogą gazu już ją opuścić. Nie mógł się przebić przez zator który sam zrobił... 

  24. Po ciosie, punkt ciężkości broni zmienił kierunek według trzeciej niutona, po tym jak odbił się od animatrona z metalicznym brzmieniem, a nie głucho jak w przypadku kuca. Rainbow straciła skrupuły, co można w jej różowych oczach. One wręcz zaczęły się palić od iskry świeżej odwagi... Tak zyskała tą potrzebną wiedzie, że to nie było wcale żywe i on śmiał ją jeszcze straszyć swoimi przyjaciółmi. Śmiesznie brzmiało to w jej głowie, gdy za nią stały zamknięte drzwi, a on miał jeszcze czelność mówić że sprowadzi ich tu więcej. Skoro już byli w klatce bez wyjścia i musiała go tylko unieszkodliwić, by być sama, bezpieczna zamknięta do rana, a wtedy ktoś się zjawi tutaj. Czego jeszcze miała się bać, gdy zacisnęła zęby...
     
    Wykorzystała siłę odśrodkową do zmienienia bardzo płynnie płaszczyzny natarcia, na taką która prawie pionowo z lewej przecinała jego głowę przy wykorzystaniu wszechpotężnej siły grawitacji do zwiększenia jeszcze bardziej energii natarcia do uderzenia. Sama używała tylko tyle racy w to, by utrzymać drągal w kopytach.... Miała nadzieję roztrzaskać jego głowę, lub w najgorszym wypadku uszkodzić jakieś sensory.... Zresztą miała zamiar go lać tak długo aż nie padnie i przez następne pięć minut na zapas.
×
×
  • Utwórz nowe...