Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Mam nadzieję... Jakby ktoś to zauważył co robisz.... Że masz tiki prześladowcze na każdym kroku, zabraliby cię na długie i żmudne badania, by ustalić co tak naprawdę prześladuje cię wszędzie, a już na pewno przy kotach... Co wtedy bym zrobiła? - zapytałam zadziornie kładąc oba kopyta na jego klatce... Odchylając się do tyłu, by spojrzeć w jego oczy. - Po za tym... - Myślałam na głos. - Nie martw się o swoją prywatność. Jest jedna jedyna na cały Canterlot. Nie może być wszędzie. Możesz być spokojny... Jesteś najmniej ważny dla obserwacji... Zresztą sama tu jestem. Kto inny mi potrzebny do pomocy? - Zbliżyłam się niebezpiecznie blisko do jego pyska...

    [Mystical Mask] [Shady Clue]

    Mask przewróciła oczami by je na końcu zamknąć... Sama już nie myślała za wiele... Z wnętrza bańki wyrosła błyskawicznie para kopyt co miała owinąć się w standardowym chwycie do przekręcania karku wokół szyi Sneaky... Całość zajęłam jej może z pięć setnych sekundy. Chciała tylko usłyszeć satysfakcjonujący trzask... I to byłoby na tyle... w kwestii bezpiecznego transportu... Sam rdzeń powinien zrosnąć się jej w parę godzin w raz z kością...

  2. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Siedziałam i patrzyłam na to wszystko z dość daleka, tak jak całą tamtejszą noc na was, a szczególnie na ciebie. To ja cię wtedy obserwowałam, bo była to tylko i wyłącznie moja sprawa. Po co miał mi ktoś pomagać? To nie było rzeczą ważną, by zawracać komuś głowę swoimi rozterkami... Zresztą... Sama nie wiedziałam po co i tak nie miałam nic do zrobienia... Nic co by mnie zainteresowało, oprócz ciebie. - Zamyśliłam się chwilę dłużej. - Nie miałam zamiaru przyjść tam na rozmowę do momentu znalezienia kolejnego odłamka... Ona przybiegła do mnie do ogrodów po tym jak znalazła mieszkanie Eri i tego gryfa, by mi o tym natychmiast powiedzieć. Mówiłam tamtej nocy że muszę załatwić tą sprawę... Z resztą tego co widziałeś robiła mi po prostu na złość. To czego ja nie mogłam. Nie chciałam się w tedy mieszać... Ona mogła. To cała historia tego wydarzenia z mojej strony - wyznałam zgodnie z prawdą.

    [Mystical Mask]

    - Jak tam sobie chcesz - mruknęła kompletnie obojętnie... Skoro z tamtą miał tyle problemów to po co miała z ostatnią ryzykować? Chciała wykonać szybki ruch tylko po to by złamać kark w odpowiednim miejscu poddając ją paraliżowi od szyi w dół i już by miała z nią względny spokój... Odłączyć ją chciała w ten sposób od całych pozostałych jej pokładów energii zgromadzonej w ciele... Ile mogło być jej w samej głowie skoro nie posiadała rogu? Niewiele...

  3. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Czy jak każe jej odejść stąd natychmiast to nie okaże się to po prostu dziwne? - spytałam się dość zadziornie. - Pomyśl sobie, co zrobi jeśli jest wścibska ponad wszelką możliwą normę, którą znasz... - pukałam go delikatnie w pierś kopytem. - Kazać mogę. Tylko jaki będzie tego skutek? To najmniejszy changeling jakiego znam, nie mogący przyjąć ciała normalnego kuca... Zwykle bawi się na mieście w postaci kota, skoro tak bardzo chcesz wiedzieć. Podsłuchuje wszystkich przez otwory kominowe... Kto jej zabroni... Obserwuje siedząc na oknie... Czyta z ruchu warg... - Stuknęłam go mocniej. - Tylko nie rzucaj teraz książkami w każdego kota za oknem... - Zrobiłam to znowu próbując mu uświadomić i wybić parę rzeczy z głowy. - Są pod moim zwierzchnictwem... Nie kontrolą jak roboty. Coście sobie z tym ubzdurali ja naprawdę nie mogę dość... - Spoczęłam do pierwotnej pozycji... Już go nie pukając.

  4. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Kimś o kim wolałbyś za wiele nie wiedzieć... - Ostrożnie dobierałam słowa. - Ponieważ wiedza ta może przysporzyć fobii że ktoś wciąż cię obserwuje na każdym kroku w mieście... Bo faktycznie kręci się po całym, a słucha jeszcze więcej... Ale sobie pójdzie stąd za niedługo gdzie indziej. Zna umiar jak nic się nie dzieję... Mam nadzieję... - Westchnęłam długo milknąć na moment. - To jest ktoś z kim miewam problemy od czasu do czasu ze względu na to że wszyscy są za mądrzy by podejrzewać ją o to co robi na okrągło i czuje się zupełnie bezkarna z tegoż powodu. Pamiętasz może plagę zaginięć biżuterii w pałacu i najlepszej dzielnicy z czym gwardia nie mogła sobie poradzić? To właśnie jej robota. Tu pojedynczy kolczyk... Tam zegarek, a z kolei stamtąd brożka... O to cała Anastazja co zachowuje się jak kukułka, gdy coś się błyszczy i ciągnie wzrok... Do dziś nie wiem co ją podkusiło, by właściwie próbować robić takie rzeczy. Udało mi się jej jednak wybić to z głowy w miarę szybko. Dlatego to ucichło tak gwałtownie jak się zaczęło... a paczka ze wszystkim znalazła się w skrzynce pałacowej dostarczona pocztą... Sama go tam wysłałam i na tym się skończyło. Nie złapałam jej nigdy więcej na tym. To jest właśnie Anastazja.

    [Mystical Mask]

    - Jak tam sobie chcecie odbierając należne wam zasługi... - Łechtała ich dumę, którą tak wcześniej pokazywali... Wyższość. - Przecież każdy changeling jest słaby wobec waszej miary... takie nic przy dostojnym kucu... - Spojrzała na to jak się zachowują szeregowi... Ruszyła sugestywnie brwiami po czym spoważniała... - Pora na inną rozmowę lub też jej brak... - Skupiła się wyciągając kulę ze Sneaky sama przejmując wszystkie z nią problemy... Odesłała resztę swoich podwładnych po czym spojrzała ze spokojem na ostatniego zbiega...

    - Witam... Coś mi powiesz czy spluniesz na mnie, zanim zrobię to co muszę? - zapytała się jak miała w zwyczaju...

    [Shady Clue]

    - Ale po co? Skoro i tak się nie ruszysz... A nawet jeśli... To co zrobisz? Nic... - stwierdziła lekko. - Z Mask się nie dyskutuje... Tak tylko radzę - rzuciła na szybko, wylatując dziurą zaraz po opuszczeniu swojej bariery. Ze zdziwieniem spojrzała na powierzchni że stają tam kuce. Zagadała się i przestała obserwować aż tak uważnie otoczenie. Nie zauważyła ich wcześniej.

    Co oni tu robią? - spytała się Mask, która jej już nie odpowiedziała...

  5. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Nie chce mi się nic... - mruknęłam czując się  aż za dobrze. Musiałam uważać by nie zacząć tam mruczeć. - Za dobrze mi przy tobie, bym musiała się ruszyć gdziekolwiek - urwałam na krótki moment myśląc - Anastazja chce chyba wtykać nosa tam gdzie nie trzeba... W moje osobiste sprawy - powiedziałam nerwowo po czy wypuściłam powietrze próbując wrócić do siebie po niepotrzebnym ataku... Nie chciałam z nią rozmawiać... Może tylko przechodziła? Dziwnym była changelingiem mimo wszystko... Nie przewidywalnym i wychodzącym po za granice kontroli w sposób zupełny, chodź umiałam sobie ją podporządkować...

     

    [Mystical Mask]
    - Następnego razu nie wybaczę - rzekła krótko, po czym dodała... - Trzymam za słowo i lepiej by tak było Glowing Flame... - Spojrzała z ukosa na kuca dowódce... Znała go ze wspomnień gwardzistów... To zachowanie... Nie mogła się pomylić. - Tamta co siedzi na dole pozabijałaby was w ułamku sekundy mimo odniesionych ran postrzałowych i połatanych krwotoków. Mogłabym wam ją wydać tu i teraz... a tamta zrobiłaby to co chce za mnie i zupełnie czysto. Mało tego uciekłaby chen daleko rozbijając znowu całą reputacje gwardii na drobne kawałeczki... - Myślała na głos nad planem. Jej głos był zimny i kompletnie obojętny po za tym mówiła sobie dobrze znane fakty... Ciekawiło ją również co się stanie jak im tak dogryzie... Będą chcieli tą robotę za nią czy stchórzą... - Jakieś życzenia? - spytała się zupełnie swobodnie.

     

    [Shady Clue]

    - Nie może być gorzej... Zresztą... Nie ma słowa najgorzej... Odnosi się ono tylko do indywidualnych odczuć... - powiedziała Shady podnosząc się. Jej bronie lądowały w kolejnych kaburach, co pojawiły się na pancerzu wspomaganym wykorzystującym różne właściwości materiału... Strzelba, karabin i pistolet maszynowy... To stanowiło jej wyposażenie... W tym czasie bańka pomniejszej trójki zaraz po uszczelnieniu miała błyskawicznie pomniejszyć się, by przylec do tej którą wykonała Sneaky. Tak właśnie miała zmieścić się w otworze sufitowym, żeby mogła wyleźć na zewnątrz...

  6. // Post został napisany w pełnej synergii z Shatterem i jest zupełnie samodzielny, chodź zawiera wypowiedzi drugiego gracza, to wszystko zostało z nim uzgodnione podczas pisania… To jest wizja Katriny Lore na temat tego co się tam wydarzyło. Na temat tej krótkiej przygody… Post Shattera zawiera wizję Ronona Largh z jego punktu widzenia na te same wydarzenia…

    // 8 stron A4 Eliza... Cierpliwości przy ocenianiu... Dużo tego, a teksty się na siebie nakładają...

    [Katarina Lore] 

    Wokół panowała niemała zawierucha łudząca oczy, gdy fale na jeziorze odprawiały swe głośne harce i przyciemniony krajobraz dawał uczucie dziwnego niepokoju w połączeniu z wszechobecnym szumem wody… Czy to falującej daleko, czy to tej co rozbijała się o piasek w kolejnych przypływach i odpływach bombardując go dywanowo raz za razem, w porywach huraganowego wiatru, co nie miał zamiaru ustać od tak… To wszystko potrafiło po paru minutach wykończyć psychicznie wraz z pytaniami. Istna depresja na temat tego; co to będzie? Co jeszcze rzucą nam i się doprosiłam, gdy John zjadł swoją porcje z mojej puchy… Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Nie kazali na siebie czekać…

    Wyścig psów. Tylko do tego mogłam to porównać. Zawsze musiało się coś dziać, gdziekolwiek, bo chcieli patrzeć, a nie mogli na nic, bo nie było na kogo. Nikt nie ginął… Nie mogliśmy się pozabijać ku ich uciechy. Nie było jak. To oni mogli to zrobić za nich lub wypłoszyć nas jak należy, byśmy dali się pozabijać… Udało im się mnie nastraszyć. Nie miałam kontroli… Tamten kociak przy tym był niegroźny, choć równie śmiertelny w przypadku pojedynczego błędu.

    Moje oczy zostały oślepione momentalnie wybuchem płomieni, co błyskawicznie zrobiły krąg odcinając nas od świata. Istne piekło ale nie dałam jednak się na to zagranie. Zmrużyłam oczy widząc że coś jest nie tak… Jednak i mnie dopadła biała ćma. Uchyliłam się przed pierwszą kulą ognia wpadając do okopu Ronona wprost na jego kolana, mimo wszystko dość twardo choć lekka byłam jak na dziewczynę… Młody coś krzyczał. Nie rozumiałam co, ale wiedziałam o czym… Tyle mi wystarczało… O czym innym mógł… Widzieliśmy to oboje.

    Do moich uszu doszedł syk gotującej wody, co parowała gwałtownie w kontakcie z płomieniami czy tymi latającymi obiektami, co zaryły o ziemie tworząc białe strugi pary pnącej się w powietrze, tylko po to by się rozwiać i ograniczyć pole widzenia… Dawali piękny spektakl świateł… Zanim spojrzałam na twarz mojej poduchy nie spełniającej swej roli. Tyłek mnie bolał...

    - Chcesz to teraz zrobić tak przy wszystkich? - powiedział to z tym swoim dość wyjątkowym, a przez to unikalnym uśmiechem, pełnym tej jego wrodzonej złośliwości, co czasami mi się podobała… Innym razem no cóż… Wiedziałam o co mu chodziło, ale nawiązywać do tego w takiej sytuacji? Mógł sobie odpuścić, mimo wszystko ciągnął to dalej po swojemu. - Najpewniej patrzy na nas teraz ogromna ilość osób. Po za tym czemu na piasku? Włazi wszędzie i ogólnie jest nieprzyjemny. Może poczekamy na inny moment w odpowiedniejszym miejscu przy śladowych ilościach prywatności?

    Co mogłam z nim zrobić? Trzepnąć zdrowo i wybić przednie zęby… Musiałam jednak mieć cały nadgarstek, a robienie czegoś takiego nie należało do rzeczy prostych. No chyba że posiadało się krzesło do pomocy. Wtedy stanowiło to samą przyjemność, podczas uderzenia i zaraz po tym gdy strona przeciwna zbierała to co jej z podłogi z zza baru. Mogłam też go zaskoczyć i nie zareagować w ogóle dając proste polecenia, ale to kłóciło się z zasadą, którą przyjęłam na samym początku. To kłuło mnie najbardziej… Sam się zresztą prosił. Mogła dziać się wola góry, a my i tak mogliśmy robić swoje, idąc pod prąd…

    Chwyciłam jego podbródek w dwa palce zanim zrobiłam coś, co chciałam zrobić zawsze, ale grałam niedostępną i wszyscy poznani przeze mnie faceci nie doskakiwali nawet do połowy tejże ściany, by zasłużyć… Nie miałam nic do stracenia, gdy dałam mu szybkiego buziaka w usta… Nie miałam czasu na więcej… Nie w tamtej chwili, choć atmosfera była istnie ognista…

    - Chcesz więcej? Zasłuż… - powiedziałam krótko i dość poważnie, szczypiąc go zanim zabrałam palce… - Jak to zrobimy? Ogień wszędzie… i jeszcze strzelają… Pięknie. Kasztela… - mruknęłam korzystając z lusterka w pochwie noża do zbadania sytuacji w wokoło…

    - Najlepiej byłoby wydostać się z tego naszego małego piekiełka - powiedział spokojnym rzeczowym tonem, z którym nie mogłam się nie zgodzić. - Przydałaby się jakaś mokra osłona przed tymi słupami ognia, a potem po prostu przepłyniemy przez wodę - zaproponował, gdy ja patrzyłam na to co się dzieję w około prymitywnym peryskopem… Mój wzrok spoczął na mojej zaczerwienionej dłoni, na której pojawiły się małe czerwone chrosty…

    - Dosypali coś do wody… - stwierdziłam pokazując mu dłoń. - Moja skóra tak nie wyglądała wcześniej. To reakcja uczuleniowa - myślałam na głos. - Wolałabym do niej jeszcze raz nie wskakiwać… Jeszcze nas rozpuści… To jednak 10 basenów olimpijskich i wszystko może się zdarzyć… - mówiłam dalej aż moje oczyska spoczęły na namiocie… Metalowe płyty i rury… śruby do betonowanego postumentu… - Mamy i naszą łódź... Pomysł na wiosła? - spytałam go spoglądając dalej na nasz nowy środek lokomocji, oceniając szanse na wykonanie tegoż planu…

    - Ciekawe dlaczego zadali sobie tyle trudu żeby nas zatrzymać na tym rogu… Słupy ognia, a potem woda, z którą jest coś nie w porządku - urwał, chyba zastanawiając się nad czymś - mam jeden pomysł, może nie jest to prawdziwie wiosło, ale mam dość długi drewniany kij, którym da radę odpychać się od dna - rzucił pomysłem, na który tylko kiwnęłam głową na znak zgody. W tym czasie składałam wszystko do kupy… Musiało się udać.

    - Nie pozwolą nam tego od tak odkręcić… - mruknęłam patrząc peryskopem na ustawienie ognistych wieżyczek. Celowali tylko w nas, a młodego chyba ignorowali… Dlaczego zależało im właśnie na nas? Nie było na to czasu, gdy szybko złożyłam z noża i pochwy klucz hydrauliczny… Nie ważne jaki tam dali rozmiar łba. Musiał tam na pewno pasować bo zaciskał się na śrubie, by ją odkręcić. Włożyłam Rononowi cały ten zestaw do ręki ze słowami: - Zajmij się namiotem. Ja ich zabawię, jak tylko stąd wyskoczę… -  Spojrzałam w jego oczy. Oczekując pewnej i zdecydowanej odpowiedzi.

    - Dobrze - odpowiedział krótko - miłej zabawy w dwa ognie i nie daj się trafić - dorzucił jeszcze od siebie jak to on… Nie mówiłam już nic. Kiwnęłam tylko potakująco głową i przymknęłam oczy koncertując się tylko moment. Nie mogłam zwlekać z tym wszystkim. Czułam puls, co rozrywał żyły niczym lodowaty, górski potok. Adrenalinę krążącą we krwi rozpalającą wszystko za sobą. To przez nią stawałam się bogiem, nie czującym nic… Dokonującym czynów niemożliwych...

    Wyskoczyłam z przewrotką z dziury na piasek, co zatrzeszczał w raz ze szkłem. Dobrze że nie spędziłam tam więcej czasu, bo moje mięśnie w tamtej pozycji już krzyczały dość, ale tylko przez pierwszy moment… Po pierwszej unikniętej kuli nie czułam nic, gdy śmigały koło mnie. Koordynacja oko, ciało stała u mnie na najwyższym poziomie. Mogli strzelać, ale robili to w sposób… Powiedzmy sobie szczerze dość dziwny i oklepany… Niby próbowali mnie zaskakiwać w kolejnych salwach, ale moje taneczne kroki i figle skutecznie pokazywały im że celowanie przede mnie, za mnie… Nie miało wiele sensu… Sami bawili się ze mną...

    - Długo jeszcze? - krzyknęłam niecierpliwie… To stało się moim błędem, bo skierowałam głowę w kierunku namiotu… Jednocześnie ominęłam kolejną kulę, czując gorący powiew na swojej twarzy, co ciągnął się zaraz za pociskiem… Było po moim warkoczu co się zwęglił jak po użyciu źle ustawionej prostownicy… Swoje długie zadbane włosy mogłam skreślić ze swojego wizerunku… Gnałam dalej swego rodzaju nieprzewidywalnym zygzakiem niemal pewna że mam po nich… Bolało to mnie w głębi.

    Miałam jeszcze na uwadze brwi, lecz nie miałam jak sprawdzić czy jednego czy drugiego znajduje się na swoim miejscu, a jak już to w jakim staniu… To samo tyczyło stanu ubrania… Czułam gorące miejsca, gdzie woda przyjęła na siebie całe ciepło przelotu. Uniknęłam w ten sposób obrażeń mimo że widziałam że rękawy pokryły się czarnymi nalotami.

    - Tak właściwie to już skończyłem - odpowiedział mi spokojnym głosem, gdy przewrócił namiot robiąc tarcze… To był dobry pomysł. Wturlałam się pod tą żółwią skorupę. Ogarnęła mnie ciemność. Ta łajba musiała być dość szczelna…

    - Dobra robota - rzuciłam na szybko… Zanim odsapnęłam krótki moment wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc przez suchą tchawicę. To wszystko kosztowało mnie całkiem sporo energii i wysiłku. A to jeszcze nie był koniec… Słyszałam jak kule odbijają się od skorupy raz za razem… - To niesiemy to i wodujemy gdy wiatr rozwieje ognistą zasłonę? - spytałam się go, chodź znałam odpowiedź… Innego wyjścia nie widziałam.

    - Ta, dokładnie tak tylko ja bym raczej nie czekał aż wiatr rozwieje te słupy ognia tylko przewrócił ten metalowy namiot, a potem zrobił to jeszcze raz i dopiero zwodował. Czekanie na mocny podmuch wiatru to trochę loteria, a do tego czasu możemy się ugotować pod tą metalową blachą. - Słuchałam uważnie tego co mówił… Nie miałam jak się z nim nie zgodzić… Musieliśmy się naprawdę śpieszyć.

    - No to zaczynajmy po twojemu - powiedziałam pewnie… Po czym dodałam jakby do niego ale kierowane to tak naprawdę było do mnie. - Będzie dobrze. - Uśmiechnęłam się do siebie dodając otuchy… Musiałam być pewna swojego. Inaczej… Mogłam zapomnieć o wszystkim do czego dążyłam po tak brutalnej drodze… - No to chop do góry! - rzuciłam wesoło choć nie było do czego. Mokre ręce nieprzyjemnie kleiły się do blach.

    - Jak na razie idzie łatwo - stwierdził, gdy szliśmy powoli przed siebie… W pewnym momencie spytał mnie się; czy jestem gotowa… Odpowiedziałam że tak… Rozpoczął odliczanie do trzech, po którym przewróciliśmy to do dołu dnem… Ronon wskoczył do środka… Widziałam czarne ślady jego butów na konstrukcji gdy po niej przeszedł… Ruszyłam za nim nie ociągając się ani na moment, by stanąć koło niego. Każda sekunda przy naszym termometrze była za cenna, by móc ją zmarnować od tak… Pozostało nam zwodowanie tego i nic po za tym… Czułam gorącą wodę co zaczęła obmywać podeszwy moich butów… Brakowało tak niewiele do szczęścia... 

    - Już prawie - syknęłam… Powoli cała akcja mnie wykańczała coraz bardziej. Nie byłam przyzwyczajona do takich warunków… Nie do aż takich bo to faktycznie wydawało się istnym piekłem, albo lepiej… Dniem apokalipsy…

    - Pakuj się do środka - powiedział dość szybko. Zrobiłam to z przyjemnością jaką o siebie bym nie podejrzewała… Nie chciało mi się gadać co prawda, ale w środku czułam spokój. Po chwili jeszcze usłyszała: - Ja wejdę zaraz za tobą tylko muszę przytrzymać naszą łajbę by nie odpłynęła.

    Siedząc już w środku, podałam mu dłoń chcąc zaciągnąć go do środka… Tak było po prostu szybciej na mój gust. Gdy wskoczył pochwycił prowizoryczne wiosło i zaczął nam nadawać szybkość byśmy znaleźli się na brzegu, co zbliżał się niesamowicie wolno po tym wszystkim. Odpoczywałam zamyślona, gdy się odezwał…

    -  Góra trzy minuty i będziemy na brzegu - powiedział zapewniając mnie ale z moich ust dobiegło tylko krótkie “e” … Dopiero przy drugim zaskoczyłam jak należy. - Prawie jak w Wenecji, jak uważasz? - pytał. Co miałam mu odpowiedzieć… Nie wiedziałam. Miałam stwierdzić że nie, bo za dużo śmierci wokoło… Tak, by nie zgadzać się z samą sobą.

    - Może - mruknęłam… - Może gdyby było tu inaczej. Tak to cały klimat został zeżarty przez ogień i otoczenie… Gorący pokład. Gdyby nie to… Może bym mogła czerpać z tego jakąś radość. Pierwszy raz płynę w czymś po jeziorze. Tak to nie mam z czego - stwierdziłam patrząc na niego oparta o sam dziób chroniąc się plecakiem od temperatury blach.

    -Ta, nikt raczej nie lubi takich miejsce jak to. Może jest urocze ale psuje to ciągła walka o przetrwanie i pułapki organizatorów - powiedział po czym zapadła cisza aż znaleźliśmy się na drugim brzegu. - No to wysiadka - rzucił krótko.

    - Nareszcie... - odpowiedziałam krótko sama wyskakując z plecakiem na plecach. - No to pora w las... Nie ma na co czekać - rzuciłam patrząc na co jest przed nami. Nie bałam się... Byłam zdecydowana chodź zmęczona, bo adrenalina opuściła mnie równie gwałtownie co przyszła dodając sił.

    ***

    - Chyba jesteśmy bezpieczni... - powiedziałam zmęczona do Ronona, gdy znaleźliśmy się na zachodniej plaży wyspy, gdzie nikogo nie było, bo wszyscy ruszyli na ucztę, którą sami zgarnęliśmy. Nikt nas nie śledził podczas drogi... Zrobiłam specjalnie parę kółek prowadząc nas w to miejsce nadkładając drogi. Tak upewniłam się że nikt za nami nie kroczy... W ten sposób mogłam spokojnie obmyć twarz w słonej wodzie... Spojrzałam w lusterko w pochwie noża, który mi zwrócił podczas drogi przez las. Miałam nadpalone brwi... Połowę warkocza sobie odcięłam, a włosy rozpuściłam... Za krótkie były na wiązanie... Miałam ciężki wybór. Nie mogły mi wpadać do oczu... Zabawiłam się w fryzjera nieumiejętnie skracając swoją fryzurę na chłopczycę... Nie chciałam na siebie patrzeć.

  7. [Mystical Mask]
    - Ostrzegałam... - mruknęła sama niepatrząca nawet na gwardzistów stojących za nią, gdy to ona ciężko harowała za nich. Mogli jej okazać chociaż odrobinę szacunku i milczeć. Nie... Oni myśleli że nie czuje nic. Że wszystko spływa po niej jak po jakiejś kaczce... To wszystko jednak w ciąż mogło powracać w jej pamięci na okrągło... Zrobiła szybką akcję kneblując kawałkiem stworzonej szmaty gwardzistę co jej wyjątkowo podpadł wewnątrz jego hełmu. Jak byli na tyle inteligentni to powinni próbować jej tknąć... a reszcie języki powinny same znieruchomieć. Widząc że nie warto... Skończyła odgarniać ziemię wpuszczając do jamy promienie światła zanim się zwróciła do nich jeszcze raz.

    - Ostrzegałam was ja... Ostrzegał was wasz dowódca... - Zmierzała powoli w ich kierunku... Jej oczy płonęły, a każde słowo wydawało się ostrym sztyletem wbitym w pierś. Nie było tam klaczy, lecz potwór dochodzący własnego spokoju. - Powiecie jeszcze coś co udowodni wasz egoizm i poszukiwanie prostych przyjemności wzrokiem, a nie głową, co teraz zrzuca winę tylko na stronę przeciwną to zaknebluje wszystkich po kolei.. To wam obiecuje. - Uśmiechnęła się krzywo. - To wyłącznie wasz wybór... Zresztą jak każdy który od nas dostaliście na ten temat, na który tak burzliwie rozmawiacie. Kto wam kazał robić właśnie to? Wasze oczy i pragnienia... Nie prościej było znaleźć wam klacz na mieście? Za trudno było...  a patrzeć... trzeba było. Łatwiej było zapłacić... - Lała kwas na nich w każdym swoim słowie, udowadniając ich kaprysy..

  8. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Takie jak każde inne... - westchnęłam powoli patrząc na niego, czując jego dotyk, jak każdy inny, a jednocześnie... Po prostu inny... Lepszy. Miałam zaraz skończyć to wszystko, by oderwać całość od ciebie. Co miałam mu powiedzieć jak sama pierwszy raz to robiłam. Zawsze to tkwiło we wewnątrz mnie... Sama tego nie widziałam do momentu aż mu tego nie dałam. Tylko on to widział na oczy... Nikt inny. - Ciepło, czasem coś się przedostanie na zewnątrz przez nieuwagę jak jest tego po prostu za dużo... Widziałeś chyba że czuję wszystko na nowo. Jeszcze raz, trochę szybciej... Muszę przelać to czego tam nie ma - mruknęłam sporo ciszej - na starą mnie... - Zasłoniłam firanki jak to miałam w zwyczaju... Po czym płynnym ruchem oderwałam to od siebie pokazując że pod tym znajduje się moje prawdziwe ciało, co zaraz zasklepiło się w szybkiej pożodze zielonych płomyków uzupełniając tą iluzje... Odłożyłam dusze na stolik, gdzie sama delikatnie świeciła się zielenią jak słaba nocna lampka... Zwróciłam się do niego kładąc kopyto na jego piersi...

    - To co zrobimy? - spytałam przykładając głowę do jego piersi...

  9. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - To połóż się misiek koło mnie, skoro lubisz tylko patrzeć... To najlepiej jednak wszystko widać z bliska, a przy okazji mnie przytulisz... - powiedziałam trochę bezpośrednio... Odrobinę zaciemniając przekaz, co tak naprawdę grał mi po głowie, jak to zwykle robiłam ja... Naprawdę wychodził z niego zupełnie inny ogier, tak jak powiedziałam to Snow przy naszej rozmowie... Przy innych raczej się nie rumienił. Jego oparcie pochodziło u innych? - Dobrze się wydawało... Miałam to samo... - szepnęłam kończąc powoli już wszystko.

     

    [Mystical Mask]

    - Już nie daleko - mruknęła ni to do siebie, ni do nich po prostu prowadziła ich przez las swoim powolnym krokiem nie śpiesząc się zupełnie nigdzie. Nie było do czego... Nie wymówiła więcej słów, gdy wreszcie się zatrzymała, a ziemia pod nimi zaczęła delikatnie drżeć otwierając się jak konserwa zwijając dość płynnie odsłaniając tym to co znajdowało się pod spodem. Bańki... Sneaky'i... 4 inne changelingi. Nie zwracała uwagi na swe własne ciało. To też przestało ją obchodzić. Liczył się cel... Nic więcej... Reszta już nie mogła zmienić wiele, w tym troska o siebie.

     

    [Shady Clue]

    - I co z tego? - Wzruszyła swoimi ramionami dalej czyszcząc swoje kopytka na błysk. - Już mówiłam ci... Polecenie to polecenie... I już... - wyliczała powoli w rytm poruszając pilniczkiem. - Tak ciężko zrozumieć że mi naprawdę wszystko jedno do czego to doprowadzi. Nie moja w tym głowa - westchnęła egzystencjalistycznie wracając do swojej roboty zanim kawał ziemi nie zaczął szybować w górę... - Ocho... już tu jest! - rzuciła radośnie że może nie będzie musiała długo tu siedzieć. To było już coś w jej głowie...

  10. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Dlaczego milczysz? - spytałam od tak nie otwierając nawet oczu. Słyszałam jego kroki, wydychane powietrze, co owiewało delikatnie moje ciało. Stanął blisko mnie... Czyżby mi się przyglądał z bliska? Nic przecież nie robiłam. Skąd ta ciekawość? To nie do końca było do niego podobne... - Dlaczego tak stoisz? - pytałam dalej chcąc uzyskać odpowiedź, ale zaraz zreflektowałam się odrobinę... - Jeśli chodzi o to - wskazałam na kamyk kopytkiem - to mam w pełni podzielną uwagę... - stwierdziłam spoglądając na niego z pod swych powiek.

  11. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Mam nie pytać skoro już wszystko o tobie wiem? A przynajmniej tak myślisz... Znam wspomnienia... Twoja wiedzę... Nie całego Ciebie... To trudne... - urwałam wypowiedź czując swoją dusze. Czułam ją aż nazbyt wyraźnie... Przecież to właśnie stanowiło fragment mnie wyrwany z ciała... Całkiem dobrowolnie, tylko dla niego... - Po co milczeć? To twoje decyzje i wola, którą chciałam poznać - spytałam i odpowiedziałam bardzo prosto, zanim kontynuowałam dalej - a powinieneś wiedzieć że ja ją szanuje ponad wszystko inne... Nie robię nic bez zgody strony przeciwnej praktycznie nigdy - stwierdziłam dość dobitnie z godnie z prawdą. Fire... Miała wybór, z którego skorzystała dla własnego szczęścia... On... Miał wybór, co ze mną zrobić. Zaryzykował, nie żałuje... Gwardziści? Każdy po kolei miał swój wybór. Oczy ich poprowadziły do własnego upokorzenia...

    - To chwile potrwa - westchnęłam zanim pochwyciłam delikatnie już mdły kamyk w swoje sidła... Musiałam dopisać to co się wydarzyło między nami. To byłam ja z przed okresu zanim go wyjęłam. Czy to nadal byłam jednak Ja czy kto inny? Czy aż tak bardzo się zmieniłam od tamtego razu... Przymknęłam oczy na moment zanim przyłożyłam ja sobie do piersi, gdzie delikatnie zabłysła żywą zielenią...

    - Wiesz że niewielki mamy wybór co do tego... Błądzimy ale może jesteśmy coraz bliżej... Mam przynajmniej taką nadzieję i zobaczymy co będzie dalej. Chciałabym już teraz wiedzieć wszystko... Zresztą powinieneś już to wiedzieć... - odgryzłam się delikatnie w jego kierunku na jego wcześniejsze słowa... Zanim jęknęłam delikatnie przygryzając wargę... Ciekawe było przeżywanie wspomnień jeszcze raz... Noga mi niekontrolowanie drgnęła. Nie czułam czegoś takiego z kimś innym...

  12. Kotka zaczęła po raz kolejny swój taniec na emocjach... Poznała smutek i ból tej istoty, ale nadal nie stanowiło to takiego cierpienia jakie sobie wymarzyła w podświadomości dla swej własnej niezaspokojonej przyjemności. Tkwiła tam zbędna nadzieja... Nic jednak nie traciła... Mogła patrzeć na próby uwolnienia, gdy tamta złapała się w sieć i plątała się w niej coraz bardziej... A  kolejne kukiełki miały zacząć ruszać się same z siebie, przyprawione kolejnymi dopalaczami.... Czyżby tamta zapomniała co się odbywa na arenie... Że trwa walka właśnie z nią... Że wpadła we własny labirynt, delikatnie pchnięta w przepaść. Strzelając na oślep, by trafić... Bez sensu... Mogła zniszczyć ją emocjami... Bezmyślna przegra, a druzgoczący cios się zbliżał... Wystarczyła jedna myśl. Chcę... Proste pragnienie...

    Anastazja chwyciła swój wachlarz rzucając oczami swej wyobraźni kolejne obrazy... Całe otoczenie zmętniło się jak zburzona tafla wody na jeziorze po wrzuceniu głazu na jego samym środku. Całość jednak na komendę uspokoiła się... Wyklarowała się, tworząc nowe rzeczywistości...

    Scena... Zaczynała się identycznie jak poprzednia... Rin walczyła wraz z bratem przeciwko patykowilką... Latały drzazgi w powietrzu, a bestie się nie poddawały. Wystarczył moment nieuwagi ich oboje, a drewniane kołki znalazły się na szyi młodego ogiera rozcinając tętnicę szyjną... Dostała jego krwią  po oczach, gdy kolejny próbował dorwać się do niej w podobny sposób. Kotka w tym momencie posłała pełen ładunek żalu i nienawiści ku niej próbując wywołać ten stan, który powinna poczuć... Mogła zauważyć że jej ciało pokrywają płomienia jak to się działo gdy jednorożcami targają skrajne negatywne emocje. Rozniosła się ognista fala wypalająca kawał lasu... Wszystkie ciała spopieliły się... Nie było czego leczyć... Była bezpieczna... Za jaką cenę? Chwilę wcześniej mogłaby spróbować pomóc bratu, a w tamtej chwili... To ona go zabiła...

    Następny obrazy... Znajdowała się w sali szpitalnej. Jej mentor cierpiał męki ze starości... W jej lewitacja znajdowała się strzykawka z gęstym czarnym płynem... Ulżyła mu w cierpieniach po prostu uśmiercając po przez odebranie bicia serca... Bez bólu... Najzwyczajniej zasnął, a jego lodowate oczy spoglądały na nią po tym jak się uchyliły. On wiedział.... W tej samej chwili mogła usłyszeć słowa skierowane właśnie do niej... Wprost do ucha, przez głos złudnie podobny do jej samej, a jednak posiadający dziwną barwę. Spokoju i pewności... Nie na miejscu... a mówił:
    - Zrobiłam to dla jego większego dobra... - Brzmiało to tak jakby upewniała się że postąpiła słusznie... Jej własne sumienie...

    Rzucała pieczęć... Coś poszło nie tak po przez strach i Ronana zamknęła wraz z bestią... Mogła obserwować jego zawiedziony wzrok pełen wyrzutu... "Zaufałem Ci... Zawiodłaś mnie." To mówiły jego gasnące tęczówki tracące iskrę życia po tym jak brama się zamknęła. Bezpowrotnie... Zabił go cios niedźwiedzicy... Kto jej pomógł? Kto popełnił błąd... Odpowiedź nasuwała się sama... To ona ich wszystkich zabiła po kolei... Doprowadziła do tego... Chcący, nie chcą... Przypadkiem... Wszystko zrobiła ONA!

  13. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    Weszłam do mieszkania, które było takie samo jak tysiące inne... Nieindywidualne... To nie było to samo co wcześniej. Nie czułam tego czegoś jak byłam u niego kiedyś. Ten pierwszy raz... Tego przytłaczającego zapału do ojczyzny... Brakowało mi tych obrazów. Pasowały do Goldinga... a może chciałam by tak było... Sama nie wiedziałam. Ważne że miał dach nad głową i swój kąt, gdzie w razie czego zawsze mogłam wpaść choćby bez uprzedzenia. Może by pogadać... albo coś więcej, jakbym miała ochotę... Pokręciłam głową wyrzucając niesforne myśli. Nie powinnam tak myśleć o nim. Jak o kawałku mięsa... Był kimś więcej. Znacznie więcej.

    - Wyruszyć możemy choćby zaraz... Tylko co z twoimi obowiązkami... - rzuciłam od tak idąc sobie spokojnie do salonu. Czekałam z zaczęciem tego tematu zanim wróci kładąc się na całej długości kanapy, bo tak było mi właśnie wygodnie. Spoglądałam w sufit.

     - Tydzień urlopu to długo, a z tego co wiem... a wiem dość dobrze na ten temat że ustawowo się ma 3 tygodnie płatnego urlopu plus to co mają do powiedzenia związki zawodowe ale z tym bywa dość różnie... Co zrobisz? Co zrobimy jak już tam dotrzemy. Hmy? Kamyki nie emitują pola magicznego... To reszta też nie musi... Strasznie mało punktów zaczepienia... - mruknęłam zła. - Odłamki możemy wziąć ze sobą... Co zrobimy dalej... Nie wiem... - Pokręciłam głową.

  14. [Katarina Lore]
    Informacja o braku broni... Jeśli przeciwnicy to usłyszeli mogli pomyśleć że on naprawdę nie ma broni i sprawa wygląda następująco: mają przewagę liczebną podczas ataku, którą powinni wykorzystać, z drugiej strony... Co jeśli okazałoby się że to tylko prosta podpucha... a to wszystko pułapka na nich tylko po to by poczuli się pewnie. Co wtedy? Nad tym powinni się naprawdę porządnie zastanowić... Ja widziałam... Oni mogli zgadywać... a to pewna droga na śmierć w przynajmniej jednej opcji.

    - To miło Ronon... Ja zaraz podgrzeję zupę... - zakrzyknęłam udając się w jego kierunku. Skoro zapraszał. W tym samym czasie zaczęło padać. - A może jednak wróćmy do namiotu... - westchnęłam będąc tuż przed nim. Nie miałam zamiaru bardziej moknąć... Wartę zawsze możemy wystawić, by  widzieć kto się zbliża...

    Będąc na miejscu wrzuciłam całą puszkę do foli i zgniotłam saszetki z których uwolniło się naprawdę przyjemne ciepło bez ognia, dymu... Całkowicie bezpiecznie... Po chwili całość była gotowa. Otworzyłam puchę... Zjadłam może 1/3 po czym przekazałam Johnowi bez pytania czy chce wraz z plastikową łyżką, co tylko oblizałam po sobie... Nie powinien marudzić, bo myć jej nie zamierzałam, a dobry posiłek zawsze był potrzebny. Zwłaszcza w tamtej chwili...

    Sama udałam się w strategiczne miejsce po to by patrzeć czy ktoś idzie... Resztki samopodgrzewacza już nie parzącego włożyłam sobie do kieszeni grzejąc dłonie... Nóż miałam w pogotowiu, uszy wsłuchiwały się w wiatr, a oczy szukały ruchu... 

  15. - Nie próbujcie tego naśladować na scenie, bo mnie szef zabije...  - powiedziała, po czym delikatnie uśmiechnęła się zerkając jak sobie radzą... Może trochę Spasse'i przesadzał z naśladowaniem jej ruchów, ale nikt tego nie widział... Na szczęście... To był on i nie powinien tak kręcić tyłkiem. Raczej mu to nie przystawało...

    ***

    Tęczowowłosa wyszła ze stróżówki oglądając się czy nie ma w pobliżu tych maszyn... Otwarła drzwi przez moment siłując się z zamkiem... Stał tam oczywiście jak nie kto inny jak Iron Hoof... Stał tam moment nasłuchując zanim zaczął...

    - Dzień dobry panno Dash... Słyszę że już nie jesteś tu sama... - powiedział mierząc ją wzrokiem dość dokładnie... - Kogo wpuściłaś na swojej warcie? Hmm... - spytał, a ta próbowała udawać wyluzowaną jak zwykle ale widać że była dość spięta po jej skrzydłach co mocno przyległy do boków.

    - No wpuściłam Romantic... - zaczęła ostrożnie nadając swojemu głosowi swej pewnej nuty. Udawało jej się to tak mniej więcej, gdyby nie było to takie wymuszone.

    - Tak wcześnie? Powinna przyjść za pół godziny... - mruknął pytaniem do siebie i stwierdził fakt... - Może już mnie wpuścić i pójść sobie do domu. Poradzę sobie z resztą...

  16. [Katarina Lore]

    Przerzuciłam na chybcika zawartość jednego plecaka do drugiego, miałam dość jadła na zaś... Widziałem również że nad polem śmignęła strzała i oszczep w przeciwnych kierunkach... Poczułam jak zrywa się wiatr z nad wody w stronę lasu jak to zwykle bywało w takich miejscach powodując jeszcze mocniejszy jego szum... To akurat wydawało się dobrym omenem dla nas... Strzały stały się nieskuteczne jako że każda wystrzelona po parudziesięciu metrach po prostu chlupnęłaby w dół. Pozwalało to być bezpiecznym do następnego głupiego wydarzenia. Nie dało się strzelać celnie w takich warunkach za dobrze o tym wiedziałam i oni też powinni... Ta sytuacja wydała się istnym patem. Żadna ze stron nie mogła się od tak ruszyć by nie stracić, a nad jeziorem zawsze wiało...

    - Pochować się i obserwować - zakrzyknęłam jak jakiś generał na wojnie do moich towarzyszy podbiegłam do Johna... po czym dodałam ciszej. - Nie ma sensu walczyć. Poczekajmy aż się zamoczą... My możemy poczekać... Dwustu pięćdziesięciu metrów nikt nie przepłynie od tak niezauważenie pod wodą. Wystawimy warty. a wiatr nam sprzyja... Wystrzelamy ich jak będą chcieli to przepłynąć. - Płaskość wyspy wydawała się wielkim plusem. Z każdego miejsca można było obserwować cały horyzont czy ktoś chce się odważyć zmierzyć z nami... Lustrowałam całość patrząc czy nie ma już jakiegoś chętnego nurka w wodzie... Białych bałwanów na niej, które zostają po zmąceniu cieczy. Nie dostrzegłam ich.

    - Fortyfikujemy się Ronon! - rzuciłam na całe gardło. - Jak głupi, to sami podejdą... - Tak właśnie brzmiała prawda.

  17. 895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Nie potrzebują mojej pomocy. Sami sobie poradzą... - rzuciłam bez zastanowienia, po czym przez moment zaczęłam analizować swoją wypowiedź. White? Znajdowała się pod skrzydłami Romantic... Ufałam jej że zrobi wszystko dla jej dobra... Zresztą... Jak mogła cokolwiek schrzanić... Jak z jednym młodej nie wyszło to poszła do następnego ogiera czy klaczy... To nie stanowiło żadnego problemu.

    - Jak coś wiesz to możemy iść i porozmawiać. Mi nigdzie się nie śpieszy... - stwierdziłam kiwając głową.

     

  18. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Przepraszam za moją końcową oziębłość... Musiałam się przygotować, a teraz naprawdę jest dobrze... Nic mi nie dolega - powiedziałam szczerze, muskając ustami delikatnie jego policzek. Tak w nagrodę... - Dziękuję że pytasz. To miłe. Tylko znów dostaliśmy te chore pytania. Dlaczego, a one na razie pozostają bez odpowiedzi... - westchnęłam, a w moim głosie poczuć można było delikatną złość i zniecierpliwienie nie wymierzone w żadnym konkretnym kierunku. O tak zła, narzekałam na cały świat nie mogąc trafić celu... Zagadki.

    Przymknęłam na moment oczy łącząc się ze swoją grupą... Z każdym z kolei lekko tykając ich umysłów informując że znowu jestem i czuwam... Nie było to nic nachalnego. Sprawdzania co robili. Nie interesowało mnie to, oprócz tego czy wszyscy są bezpieczni i cali. Dostałam parę pozdrowień, na które szerzej się uśmiechnęłam dziękując krótko na nie, znowu puszczając ich samopas. Nie miałam wątpliwości że jest dobrze. Że radzą sobie beze mnie. 

    - Przynieś mi za niedługo łzę... Przestaję ją powoli czuć... - szepnęłam Goldingowi do uszka. To było dla mnie ważne. Nie chciałam jej stracić w tak głupi sposób. Przez własne zapominalstwo. To byłoby naprawdę niezdarne... Nie pasowało to praktycznie w ogóle do mnie.

  19. - Jakie igrzyska w Cloudsdale? - spytała autentycznie zdziwiona, patrząc przez moment podejrzliwie na animatrona i jednocześnie nie przerywając swojego pochodu do kuchni. - Na pewno z tobą wszystko dobrze? Zresztą sprawdzę to, ale nie wydaje mi się że będą tam... Może nie siedzę cały dzień z gazetą, ale rzuciłoby mi się to w oczy. Raczej... - Doszła na swe miejsce pracy, gdzie wyjęła kasetę jeszcze przez moment nie przejmując się swoimi dwoma pomocnikami... Włożyła ją odwrotnie i zapuściła z małego odtwarzacza swoje jazzowe rytmy...

    - Dobra... Muzyka jest... Można zaczynać - westchnęła wyciągając rzeczy z półek że przez moment powstało małe tornado z latających kawałków drożdży wody, mąki pszennej, oliwy z oliwek i soli... Wszystko lądowało w paru miskach w odpowiednich proporcjach bez użycia szklanek i łyżek. Klacz już po ciężarze wiedziała czego ile ma iść do jej mieszanki... Z drugiej strony po co miała się bawić w zmywanie? Po co miała się przemęczać... Przecież nie wypadało to jej... - Pomożecie mi wyrobić ciasto i podzielić je na porcje... Nie za dużo, bo zawsze dorobić można... Z miski wychodzi pięć placków... Wystarczy tylko zamieszać aż nie będzie się lepić... - Podała im kopytniczki1, bo nie dysponowali magią tak jak ona... Widać było że jej bioderko delikatnie rusza się kołysząc w rytm prostej improwizowanej muzyki... - Do roboty... - dodała na koniec.

    Dla nie kumatych... Rękawiczki na kopyta...     Rękawiczki + kopyta a ==>n ==> kopytniczki

    ***

    Dashie w tym czasie patrzyła w monitory i nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Te maszyny właśnie w tym czasie zachowywały się jak kucyki, a nie terminatory z jakiegoś krótkiego komiksu, w którym miały nie dopuścić do wystąpienia jakichś wydarzeń. Nie pamiętała jak się to skończyło... Jednak w tamtej chwili jasno widziała że druga klacz traktuje je normalnie.... Nie boi ich się... Dlaczego zaszła taka zmiana? Pegaz zaczęła boleć głowa od tego wszystkiego. Za dużo starała się wyjaśnić i przyswoić. Co tamta wiedziała czego ona nie. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi... To wyrwało ją z letargu. Przetarła oczy zanim się ruszyła.

  20. [895][Lust Tale [Forest Song]]
    - Tak będzie dobrze... - rzuciłam zaczynając kroczyć powoli ku wyjściu... Nie śpieszyłam się, tylko zmierzałam powoli ku normalności wynikającej z wolności... Ciało nadal się mnie nie słuchało tak jak powinno, wysyłając sprzeczne informacje do głowy że coś jest nie tak ~ bólu, co znikał gdzieś w otchłani że on wcale nie istnieje i to tylko zwykłe złudzenie rzeczywistości... Po moim ciele znowu zaczęła rozprowadzać energia, co została wcześniej rozproszona... Musnęłam samym ogonem pierś Goldinga... - No chodź... Nie ma na co czekać... - pogoniłam go delikatnie... Nie chciałam tam zostawać ani chwili dłużej.

  21. [Katarina Lore]

    Schowałam to co dostałam do plecaka i musiałam zdobyć kolejne fanty... Tym razem po Dayla Yanger... Problem był tam naprawdę jeden ~ woda... Zostawiłam swój plecak na piasku ... Pamiętałam gdzie utonęła i w jakiej odległości... Czekało mnie wyławianie ładunku z 2 metrów i przeniesienie go kolejne 30... Ile mógł ważyć namoczony plecak? Nie wiedziałam. Miałam tylko nadzieję że nie tyle że byłabym wstanie go podnieść... Nie miałam czasu na zabawę w wchodzenie do wody powoli. Wskoczyłam do niej, a jej chłód ukuł dość boleśnie moją skórę. Przepłynęłam żabką, co parę metrów spoglądając na dno... Woda była czysta, a dno niemętne... Czarny plecak i ciało widać można było zobaczyć z daleka i tak też było...

    Wzięłam głębszy oddech zanim zanurkowałam... Czułam jak z każdym machnięciem ciśnienie chciało wypchnąć mnie na powierzchnie, a ja uparcie płynęłam w dół... Dorwałam się do ciała, co jeszcze nie całkiem zdążyło wystygnąć... Odpięłam klamry i przerzuciłam go parę metrów po dnie, zanim wybiłam się na powierzchnie po cenne powietrze. Zrobiłam tak parę razy aż była wstanie stać i ciągnąć go aż wytargałam na brzeg, gdzie po rozejrzeniu się dookoła spojrzałam na jego zawartość... Byłam gotowa na przepakowania potrzebnych rzeczy do swojego co stał zaraz obok...

  22. - Może widziałeś ją w pizzerii wcześniej, a imię zasłyszałeś... - sugerowała mimo wszystko tego co powiedział. Wydawało się jej to właściwe. - Innego wyjścia nie ma. Spójrz na to logicznie. Nie znasz chyba nic po za tymi murami i tych którzy tu byli... Opuściłeś lokal kiedyś? - pytała ostrożnie. - Chyba nie. Jesteś z nim związany od samego otwarcia z tego co wiem. Nie wydaję ci się tylko coś i tyle. Zbitka jakichś nic nie znaczący faktów. Nie znam się na tym... - Zawahała się. Wolała przy nich nie mówić że są maszynami tylko traktować je tak jak kucyki... - Pomógłbyś mi wyrobić ciasto? - rzuciła od tak. Tak samo jak on nietypowo... White nie było... Szefa jeszcze tak samo ale on i tak by nie pomógł... a czarna klacz nie lubiła siedzieć i nic nie robić...

  23. [Katarina Lore]

    Deszcz szkła... Mówiłam że to wariaci, ale ja musiałam odpocząć moment i nic mnie to nie obchodziło. W tym czasie słychać było kolejny wystrzał... Ronon przyniósł mój nóż... Zaraz był komunikat o uczcie nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne, bo nietypowe opady się skończyły... Dźwignęłam się z cichym jękiem patrząc na rany, po których pozostały białe pręgi pod koszulką.

    - Każda blizna swoją ma, i każda opowiada... Jakąś inną historię... Od życia na pamiątkę... - rzuciłam patrząc na nie z dość ciętym wzrokiem, ale no cóż. Nic już nie mogłam zrobić... - Dzięki Ronon za fatygę... - podziękowałam chowając nóż do pochwy. - Teraz jest inna robota... Uczta wzywa... Wypatrzcie czegoś nowego na horyzoncie i lecicie każdy w innym kierunku po prezenty ale uważajcie... Nie będziemy po nie jedyni... - powiedziałam tyle zanim ruszyłam jak ten dziki kot bez pomyślunku, którego chwilę wcześniej ubiłam. Szkło kruszyło się pod moimi butami ale podeszły zapewniały bezpieczeństwo stopą... Rany po walce jeszcze pobolewały... "Ból to tylko wymysł ciała..." To sobie powtarzałam.

    Ciężko było nie zauważyć postumentu, na który wdrapałam się jak ryś... Czemu wcześniej tu nie stał? Ułatwiłby mi zabawę z tamtym kotkiem... Chwyciłam to co było, ale dopiero na dole patrzyłam co tam było rozglądając się uprzednio za kimś innym. Zaraz miałam zrealizować drugi punkt planu.

×
×
  • Utwórz nowe...