Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    Czułam się jakby ktoś rzucił mi linę, by wyciągnąć mnie ze swoistej studni, w której coraz gorszą popadałam otchłań tracąc czucie absolutnie wszystko, chodź wcześniej wydawałoby się że będzie dobrze. Dotyk jego warg... Pobudził mnie delikatnie acz gwałtownie do podstawowych funkcji życiowych... Do myślenia. Położyłam kopyto na jego piersi odpychając go od ciebie... Oczy miałam wciąż zamknięte aż do oporu i z nich poleciało parę łez, gdy trzymałam głowę zwieszoną bardzo swobodnie... Nienawidziłam teleportacji... a jednocześnie błogosławiłam ją jako środek transportu. Jedyne wyjście dla mej osoby z Canterlot.

    - Już... starczy - wysapałam spoglądając na niego z czerwonym pyskiem.. - Nie przy wszystkich... Nie wypada... - sapałam coraz płynniej - ale dziękuję... - Uśmiechnęłam się... Powoli wracał mi wzrok... Plamy nabierały kontorów...

  2. - Pytasz się jakbym wiedziała... Po co? - powiedziała Romantic kombinując jak naprawić to co zepsuli.  - Nie wiem... Zobaczysz... - Zacisnęła zęby przerywając jak coś strzeliło, a zaraz po tym radośnie zaskoczyło tak jak powinno, bo w kablach popłynął świeży prąd, a informowały o tym mocno świecące żarówki. Na pysku klaczy w tym czasie pojawił się drobny uśmiech przy czym spojrzała na animatrona i zaczęła tłumaczyć jak dziecku... - Dowiemy się jaką decyzję podjęła jak przyjdzie wieczorem lub też nie. Przecież nie jest tu tak strasznie w nocy. Czego by się tu bać... Was? - Wyglądało to na żart w tym kontekście, ale w środku grało coś zupełnie innego, ale to wiedziała tylko ona. - Już się do niej tak przywiązaliście że tak o nią wypytujecie... - Chciała złapać kontekst pytania.

  3. - Dziękuję... - rzuciła krótko pstrykając palcami. - Do rzeczy... Następny slajd... - Machnęła dłonią. A na ścianie zobaczyć można było plan szczegółowy plan banku. - Nie wiemy jeszcze jak chce przebić się przez ściany... W ogóle jak chce wejść tam... Nie znaleźliśmy żadnych podkopów, rozmieszczonych wcześniej ładunków... Kanały są za daleko... Niedostanie się nimi. Ten atak ma się wydawać samobójczy... Nie możliwy. Nie patrzę jednak tak na niego. Nie mogę. Nie raz nas zaskoczyła - Westchnęła lekko rozczarowana spoglądając na gwardzistów. - Posłuchałabym waszych pomysłów... ale nie ma na to czasu i tak do tego nie dojdziemy. Próbowaliśmy już dawno... a zostały nam raptem 2 godziny od 10... a dobry kwadrans już minął... - Ziewnęła. - Nie dużo czasu w tym skwarze... To jest nieistotne. Będziemy imrowzować.

    -Dalej... - Machnęła po raz kolejny. Pokazał się schemat rozmieszczenia sił... Rozpisany na szybko markerem... w postaci plam i liczb... - Pegazy na dach... Połowa jednorożców do środka w auli... 5 bezpośrednio w skarbcu. Reszta obstawia otoczenie wraz z pozostałymi w 3 osobowych zespołach. Ziemny i 2 jednorożce w komplecie... Krótkofalówki w pogotowiu/ Dobieracie się sami według tych wytycznych. Znacie się lepiej. - Urwała na moment zanim znowu zaczęła. - Nie zgrywajcie bohaterów. Jeśli macie iść do WC to teraz. Tak samo jak jeszcze potrzebujecie coś z arsenału. Pozostawiam wam wolne kopyto... Nie przesadźcie tylko. Za 20 minut chce was widzieć na parkingu w ciężarówkach Gotowych do drogi... Wszystko jasne? - spytała podniesionym głosem. Chciała słyszeć wyraźną odpowiedź.

  4. - Powiedziałam na miejsca, a nie do roboty... - rzuciła krótko Romantic - a zresztą róbcie co chcecie, co mnie to ma obchodzić? Otwieramy i tak dopiero o ósmej... Chcecie stać bez potrzeby, proszę bardzo... - Zironizowała wszystko idąc naprawić źródło zasilania. Musiało zostać uszkodzone. Tak jak zawsze się działo po takiej nocy. Znała całą grę na pamięć. Schemat działania z uciszonych opowieści. Mogła coś z tym zrobić? Tak... Nie stresować szefa rzeczami paranormalnymi. Mówić o wszystkim co ważne stróżom, by jej nie wierzyli... Lepiej nie zwracać uwagi na otoczenie, innych i być ślepym. Lepiej na tym wychodziła. Jak na przykład teraz. Komu mogła o czymś powiedzieć ta niebieska, by ten ktoś mógł jej chodź trochę uwierzyć. Nikomu... Cała historia nie trzymała się kupy... Atrakcja zabójcza w nocy? Nonsens...

     

    Rainbow Dash w tym czasie podniosła wieszak... Odłożyła nieszczęsną gaśnicę na miejsce... Świerzych śladów na ścianach nie mogła usunąć, więc liczyła tylko na to że ktoś nie zauważy... Że coś było nie tak, a noc przebiegła całkiem spokojnie. Jej serce jeszcze jednak waliło jak dzwon na słuchawkach na samą myśl tego co się wydarzyło. Słyszała każde uderzenie doskonale w swoich uszach, co nerwowo się obracały nasłuchując kroków i najmniejszego szelestu... Dostała swoistej nerwicy natręctw bojąc się o swoje życie. Stwierdziłby to każdy początkujący psycholog patrząc na nią. Nerwowe tiki, roztrzęsione spojrzenie szukające wszystkiego i niczego... Ratunku i pomocy. Pytałby o traumę której doświadczyła...

    Pegaz nie ufała animatronom ani trochę wciąż. Nawet po tym jak przyszła druga klacz i nic jej nie zrobiły. Dlaczego? Wcześniej były głupie w jej oczach. Tej nocy stały się zabójcze i musiała komuś o tym powiedzieć. Tylko komu? Nie wiedziała... Przyjaciółką? Której... Zamknęła drzwi stróżówki i usiadła tyłem do ekranów, by mieć widok na całe pomieszczenie... Nie mogła wyjść. Jeszcze nie... Musiała się uspokoić i spotkać z szefem. Tylko co miała mu powiedzieć? Że zaatakowały ją jego roboty. Na idiotkę by po prostu wyszła. Nie mogła...

  5. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    Stało się to czego się spodziewałam... Znowu miałam tą przeklętą rację, a moje obawy dały mi następny cios, po tym jak smok wpuścił we mnie swoją magię, tylko po to by mnie teleportować... Strach i ból wzmacniały tylko odczucia, bo wyolbrzymiały wszystko wokół z małych rzeczy w ogromne, nikomu niepotrzebne problemy. Typowa nieuzasadniona reakcja organizmu, przywołująca na myśl ucieczkę. Nie mogłam, gdy już położył na mnie swoją łapę. Już wcześniej wiedziałam że te gadziny nie są delikatne dla kucy ale to przekroczyło wszelkie możliwe granica. Moje zimne ciało ogarnął gorąc nieporównywany do wszystkiego innego.

    Odczucie miłości Goldinga ~ jego emocje... Przesadzenie w użyciu nadmiernej ilości energii, gdy ciało oblewał ból dla danego efektu ~ błędy młodości i nauki własnych możliwości... Nic nie zwaliło mnie z nóg tak jak tamto. Nawet pierwsza podróż tutaj w ten sposób. Padłam ciężko na kopyta już w Equestrii. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam, kto jest w pobliżu. Mój wzrok zmętniał do białej plamy i kolorowych obłoków na nim, gdy łapałam nerwowo oddech jakbym zaraz miała dostać zawału, bo serce chciało mi wyskoczyć z piersi. Musiałam to przetrzymać. Gdzieś musiał być Golding...

  6. Sesje o magicznych szkołach... Pojawiają się chyba tylko dlatego że ktoś się naoglądał anime... Anime jest dużo i każda szkoła jest inna, bo zawsze czymś się to różni, czego się nie da pogodzić. Zostawcie szkoły w spokoju jako oddzielny, mało znaczący temat. To ich urok że się pojawiają i znikają. Niech tak będzie... Niektórzy Otaku chcą znaleźć się w takiej rzeczywistości... Można ich zostawić samych sobie, a po miesiącu ciszy skasować... Tak jak stoi w regulaminie...

    Ja bym zrobił coś innego. Uderzył z zupełnie innej strony, by to ograniczyć i niejako wymusić podniesienie poziomu tam ale nie jakoś drastycznie... Na przykład w regulaminie LGL napisał coś takiego: "Objętość postu 4 linijki, bo inaczej jest to spamem"... To nie jest dużo, raptem około 100 słów. ale jednak ich ilość rośnie, a z tym oczywiście przekaz. Ograniczy to nabijanie 20 stron dziennie i zmusi do odrobiny wysiłku w opisywaniu otoczenia, emocji i całej reszty potrzebnej sesji, by miała jakąś głębie, a co ważniejsze fabułę. Skończą się jednolinijkowcy. Nie wiem czy nawet nie rozwiążą się wszystkie zarzuty... Jakby się to udało.

    Czy to dobry pomysł?

  7. - 6 AM... Game over... Pozbieraj się lepiej i ogarnij jeśli chcesz mieć jeszcze tą robotę przez miesiąc.. Dobrze radzę i zejdź ze mnie już... - westchnęła spokojnie, nie zwracając uwagi na nic. Nie musiała. Czy to miało znaczenie dla niej? Nie... Już dawno znalazła złoty środek w swojej głowie i przez to życie stało się o niebo łatwiejsze, bo po co przejmować się problemami, co nie dotyczącymi właśnie jej osoby. Za cel miała tylko spokojną emeryturę, a mieszanie się w coś, mogło jej to tylko w tym przeszkodzić.

    - O co tu chodzi? - warknęła tęczowa, słuchając tego wszystkiego z niepokojem, ale nikt nie atakował już jej... Nigdzie nie było wyjścia przynajmniej na razie. - Powiedz mi!!! - krzyknęła prawie sama wysłuchując tego o czym mówili wokoło aż niedobrze jej się robiło. Dziwiła się drugiej klaczy. Dlaczego zachowuje się tak bez emocjonalnie. Tak dziwnie. Jakby nic jej nie groziło...

    - Ja nic nie muszę. Sama się dowiedź. Zasady egzystencji tutaj już znasz... - powiedziała Romantic chwytając ją za ogon i podnosząc prawie pod sufit, gdy tamta próbowała się rzucać, ale za dużo wzięła ta noc z jej sił. Czy to ciała, czy psychicznych... Sama obsydianowa klacz podniosła się a jedno, z jej tylnych kopyt samo z siebie strzeliło w stawie niosąc dźwięk chrupania w kościach po całym cichym obiekcie. - Sama mnie wpuściłaś tutaj - rzuciła ustawiając jedną wersje wydarzeń  przemieszczając się odrobinę kulejąc zanim rozchodziła swe niedoskonałości. - Wracać na swoje miejsca... Raz. raz... - rzuciła leniwie ale jej wzrok wskazywał na to że nie chce słyszeć odmowy wykonania polecenia od Animatronów... Rainbow w tym czasie spadła na cztery kopyta i patrzyła nie mogąc się zdecydować. Co zrobić...

    - Dlaczego jesteś taka?

    - A co będę miała będąc taką jaką ty chcesz? Same nieprzyjemności, kłopoty - urwała na moment - podałam kopyto na początku... Zignorowałaś... - Wzruszyła ramionami, stojąc do niej tyłem, gdy to wszystko mówiła. Tym zakończyła całą dyskusje jednorożec...

  8. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - I tak sądzę że to nie jest przypadek... Za duże te zbiegi okoliczności i niespodzianki... Czemu my? Czemu teraz i dlaczego... Po co? - zwróciłam się do niego zamykając swe powieki pod którymi błysnęły zielone oczęta... Pojawiły mi się w głowie obrazy, co błyskawicznie wyrzuciłam gdzieś w podświadomość. Mogły zaczekać na przemedytowanie. Po prostu na właściwszą ku temu porę... - To nie potrafi utrzymać sensu... Muszę sprawdzić jeszcze raz literaturę, by zrozumieć. Choć spróbować - westchnęłam cicho lekko zmęczona. Przygotowywałam się do teleportacji, a raczej własne ciało. Po prostu osłabiając je. Traciłam przy tym wszystko...

    - Wiesz że ja pamiętać będę zawsze... - Spojrzałam dość wymownie na niego. - I nie osłabną nigdy w mojej głowie te obrazy... Nie zostaną zatarte przez starość. Żadna z tych chwil... Każda naprawdę mocno wryła się w moją pamięć, tak jak... - Ściszyłam głos, robiąc się coraz bardziej zimna. - Nie mam ochoty poetyzować... - Ruszyłam powoli przed siebie, a mojemu krokowi brakowało tego co zwykle. Pewności w dążeniu do celi... Niezaprzeczalnej racji. Całej mnie. Ostała się tylko chłodniejąca skorupa mogąca iść i poddać się przeznaczeniu. Byliśmy coraz bliżej miejsca próby, a mnie się chciało coraz bardziej rozwinąć skrzydła i polecieć samodzielnie.

  9. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    Sama stałam dość powoli... Rzadko odczuwałam totalną niechęć przed czymś. Zwykle wszystko przychodziło mi dość lekko, obchodził mnie sam skutek, a nie działanie, czy to co po tym, bo to zawsze stało przede mną naprawdę jasno i klarownie... Tam gnębiły możliwe konsekwencje wynikające z przypadku... Czy dam radę temu wszystkiemu. Co jeśli wszystko wydało się zaraz po teleportacji? Nie wiedziałam... Już gnałabym jak głupia przed siebie nie patrząc na nic... Nawet na Goldinga.  Byle dalej od wszystkich, co ścigaliby mnie jak na jakimś polowaniu...
     
    - Zrobisz co chcesz tylko uważaj... -Podniosłam kopyto dotykając jego piersi. - I to bardzo. Nie chcemy problemów. Nie chcemy być na oczach wszystkich, więc nie wspominaj raczej o mnie... - Kręciłam głową w rytm każdego "nie". - Cała historia może się posypać. Prześpij się dobrze zanim coś powiesz komuś... - Obróciłam się w stronę wyjścia. - A teraz możemy już iść - zarządziłam...
     
    ***
     
    Szłam powoli... Licząc kątem oka kamienie na ścieżce, które mijałam, gdy nagle nastąpiłam na jednego i się zatrzymałam. Prawie wpadła na mnie klacz idąca za mną. Nawet nie przeprosiłam zajęta sobą, a ona coś rzuciła... Nie słuchałam jej... Rzadko czułam takie uczucie. Ślepe zainteresowanie, czymś... Takie jakie poczułam parokrotnie patrząc na Goldinga podczas nocy. Czemu akurat wtedy? Nie wiedziałam. Coś mi kazało podnieść kamień i to zrobiłam. Nie okazałam żadnych emocji wciskając to Goldingowi przed nos. Kolejny fragment naszej układanki ze smokiem niszczący praktycznie wszystko.
  10. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Ja się nie martwię... - Znowu urwałam. Nie wiedziałam co się ze mną działo, że nie mogłam płynnie słów składać. - Po prostu... Nie wydarzyło się wiele rzeczy w moim życiu że nie poszło coś zgodnie z planem, choć odrobinę... - Pokazałam kopytami  ilość tego. - Tu nie wyszło praktycznie w ogóle, a całość nie wydawała się znowu jakoś wybitnie trudna. - Klasnęłam kopytami. - Od to klacz... - Spochmurniałam.

     

    - Pewnie powinniśmy... Pewnie jestem gotowa, bo nie mam innego wyboru - powiedziałam, by tylko odpowiedzieć bez zbytniego polotu. Czemu moje myśli były takie zagubione? Myślałam nad tą klaczą, analizując co mogłam zrobić inaczej... Jednak zawsze dochodziłam że zrobiłam wszystko dobrze. To w takim razie w kim tkwił błąd?

  11. Kotka zamrugała parokrotnie, błyszcząc zawadiacko agrestowymi oczyma, po czym syknęła przeciągle i złowrogo słysząc że wzywana jest potęga księżyca i coś ją trafia... Nic sobie z tego faktu za bardzo nie zrobiła. Może wcześniej, by to podziało jakoś mocniej, ale w tamtej chwili... Była za blisko swojej prawdziwej rzeczywistości, by cokolwiek działało tak jak należy. Tak jak powinno w umyśle przeciwniczki, zgodnie z jej planem. Całość stawała się wycinkiem innego planu... Jej planu. Planu Początku Shar, gdzie planuje cisza i spokój, a wszystko spowijają materia początku ~ bezkształtna i niezdolna do podporządkowania czemukolwiek...
     
    - Selune ~ bogini księżyca, ta przez wieczność przeklęta,
    a wszyscy jej wyznawcy, jak te głupie pisklęta...
    Idą tylko w jednym celu, na swą rzeź,
    ale ja nie jestem jak ten tygrys ~ zwierz...
     
    Na co mi ono... To zabójstwo?
    Na co mi te krwawe świadectwo?
    Łzy i serce złamane, rozum zagubiony,
    cały zdrowy rozsądek zduszony.
     
    Tego ja zaprawdę tak zajadle pragnę!
    Pozwól mi, co cię boli, że po prostu zgadnę.
    Twego bólu, rozpaczy i braku życia chęci,
    to tylko twój zodiak ~ los się nad tobą znęci
     
    Krew to droga ostateczna na ołtarzu skropiona...
    Twa największa tajemnica zgłębiona...
    Raz za razem... Pozwól mi patrzeć na to tak jak ty.
     
    W prawej ręce pojawił się wachlarz, wykonany z ciemnofioletowej energii, co wylała się z jej dłoni jak płyn i od razu przybrała pożądany kształt. Tam jednak nie było wiatru... Nie było w ogóle powietrza, którym można byłoby poruszyć... Nie istniały potrzeby ciała. Te tam stały się zbędne na planie wyższym, gdzie emocje działały po prostu coraz silniej zbiegiem czasu, by na końcu najzwyczajniej się wypalić i pozostawić depresyjną pustkę po sobie. Bo jak można żyć bez emocji, dzięki którym istnieje indywidualny charakter? Plan ten zabierał wszystko dając tą zabójczą ciszę... Emocje rozchodziły się i grały w umyśle wszystkich na nim obecnych, przekazując słowa i obrazy, by na końcu się rozproszyć...
     
    Rzuciła wachlarzem, co kręcił się wokół własnej osi i kreślił wielki krąg nad nimi, wracając co jakiś czas bezbłędnie do rzucającej jak bumerang, która z wręcz taneczną kocią gracją łapała, przeskakując i tańcząc po polu jak tancerka baletowa z pewnym planem... W samym środku... Nad najważniejszą runą siedziała już zrozpaczona jednorożec, która miała zostać dobita swym istnieniem jeszcze bardziej... Swoją własną historią, co została ujawniona w ułamku procenta. Zginęli, ale jak?
     
    Całość rozbłysła na koniec, a życzeniem Anastazji było zobaczyć... Zobaczyć śmierć najbliższych tej istoty parokrotnie. Sprawdzić z pierwszego źródła co się właściwie stało, a później zacząć zmieniać prawdę na gorszą i gorszą. Że to wszystko jej wina. Jej słabości i najgorszych błędów, co nie powinny za nic nastąpić, właśnie to się stało. Jednak obrazy miały być pokazane... Kwestie usłyszane... Każde słowo dogłębnie zapamiętane przez odbiorczynie tego wszystkiego... Miała patrzeć... Nie móc nic powiedzieć, wszystko działoby się bez jej udziału, a jej krzyki miały do nikogo nie trafiać, by pozostać zupełnie głuche. Mogłaby uciekać... Wszystkie jednak by trwało wokół niej jak należy... Bez punktu odniesienia. Podążając za nią bez końca...
     
    Przywołała przeszłość z wiru czasu, zmieniając ich otaczający świat na tamte wydarzenia w formie wizji rzeczywistości... Była ciekawa co się stanie... Oj była... Robiąc jeszcze jedną rzecz, ale by to zrobić tylko błysnęły jej oczy, gdy usunęła się w cień patrząc na wszystko z innej perspektywy... Nie mogła jej przeszkadzać w jej historii i jej alternatywnych bujd... Prawda?
  12. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Dziękuję za komplement... - Uśmiechnęłam się, po czym skrzywiłam, stukając chwilę dość szybko kopytkiem o blat, przedłużając moment w którym miałam udzielić odpowiedzi. - No cóż... - Dalej przeciągałam. - Nie udało się. Wiem że była człowiekiem... Że miała coś do stracenia. Coś wielkiego. Ja rozumiem prywatność... Ale wyjawienie tego sekretu mogło pociągnąć za sobą za duże konsekwencje. Gdyby chodziło o seksy i inne typowe rzeczy, kto by się nie zdecydował? Nic z tym i tak niemożna byłoby później zrobić. Nie była kimś ważnym, czy znanym. - Zawiesiłam głos. - Powiedziałam sporo, ale nie wszystko, a najważniejsze praktycznie pominęłam... Pójście na ciekawość i wolną wole nie wyszło, chociaż wątpliwości zostały zasiane... Można było to zobaczyć jak przechodziła obok nas, gdy rozmawialiśmy... - urwałam zupełnie zastanawiając się jeszcze raz nad tym wszystkim.

  13. [Katarina Lore]

    Złapałam butelkę już w locie, by zaraz po tym ją odkręcić i przyssać się chciwie do orzeźwiającej zwartości. Piłam szybko, mocząc swoje suche gardło, ale jak szybko zaczęłam, tak samo skończyłam. Nie było to moje, a później rozliczać się nie zamarzałam że muszę komuś coś tam oddać, bo i tak nie mogłabym tego zrobić... Nie tutaj, a Ronon chyba nie należał do tych typów ludzi, co się upominają. Co korzystają z kontekstów dla ratowania skóry. No chyba... O tym miałam się przekonać w niedługim czasie. Spłacić długi lub też je porzucić pozostawiając krew za sobą u wszystkich pozostałych wierzycieli.

     

    - Ja wszystko mam w nożu... - Zamyśliłam się ciesząc że skończyli wrzeszczeć i przerwałam ten wątek, którego nie warto było tak naprawdę dłużej rozdmuchiwać. - Jeszcze przynajmniej wiem, gdzie może można byłoby zdobyć coś jeszcze, jak chcecie bawić się w saperów... Tylko zgaduje że z waszej dwójki tylko ja potrafię pływać... - Spojrzałam na nich podejrzliwie ale z żalem że nikt nie będzie mógł mnie zastąpić przy robocie, gdzie jeszcze na brzuchu coś mnie mrowiło... Nie wiedziałam od czego, więc to zignorowałam.

     

    - No właśnie. Wziął ktoś mój nóż, czy został przy zwłokach? - spytałam się z lekką niecierpliwością i wyrzutem że o tym nikt nie pomyślał o moich rzeczach.

     

  14. [Katarina Lore]

    Deszcz dzwonił o coś dość intensywnie dobijając moje wyczulone uszy po błogiej ciszy bliskiej otchłani, a na dodatek było mi naprawdę zimno, więc zwinęłam się do pozycji embrionalnej. Wróciłam z pogranicza śmierci, będąc cała przemoczona, odrobinę zmęczona, a także obolała, ale chyba najważniejsze że cała po tym całym kocie i jego pazurach. Nie byłam przygnieciona przez niego wciąż, lecz moje rozmyślania zostały brutalnie przerwane, gdy ktoś krzyknął dobitnie z bólu jakieś przekleństwo... Był to na pewno Ronon, co darł japę... Poznałam go po tym, tylko nie wiedziałam o co ją tak otwiera. Nie musiałam. Nie obchodziło mnie to wcale. Miał się po prostu zamknąć dla swojego dobra. Wyciągnął mnie, ale przeszkadzać sobie nigdy nie pozwalałam.

    - Cicho chłopy. Drżycie się jak jakieś baby... - powiedziałam zniecierpliwiona i dość dobitnie próbując zwrócić na siebie uwagę. Mój głos stał się suchy i zachrypnięty przez to wszystko słyszany był głos jakiegoś demona.

  15. //Sorry że tak póżno. Ponad miesiąc... Ech. Wakacje to nie jest dobry czas na systematyczność, a ja mam jeszcze przeprowadzkę.

    //Wracaj do domu... Jęśli chcesz, a jak nie to coś wymyślę.

    Kierowca spoważniał, po prostu przywracając się do złudnego porządku w swoim duchu, mimo tego że jego twarz przybrała kolor czerwonego raka, a z czoła zaczęły spływać pojedyncze i bardzo nieprzyjemne krople potu... Obserwował wszystko we swych bocznych lusterkach i zza swojej szyby... Jak niektórzy ludzie z aut, zwłaszcza mężczyźni jakby ściskający w swych dłoniach potężne gromy zbliżają się właśnie do niego, by wymierzyć domniemaną sprawiedliwość. Zamknął wszystkie drzwi modląc się po cichu o nadejście policji.

     

     

    ***

     

    Agi mógł poczuć że do jego dłoni jest przyklejona karta do jakiejś gry... Z jednej strony miała tylko srebrną powierzchnie, w której odbijało się wszystko jak lustro. Z drugiej raziła czarną matową powierzchnią z widocznie zaznaczonymi błyszczącymi na ciemno fioletowo literami "Vide cui fide" w okręgu na jej środku... Wyglądało to bardzo porządnie, a papier z którego została wykonana mógł być lepszy od wizytówkowego. Była naprawdę sztywna. Wytrawny nos za to mógł jeszcze zwietrzyć zapach fiołków z żeńskich perfum... Bardzo delikatnych.

     

     

  16.  siedziała w szafie dłuższą chwile nasłuchując otoczenia... Jej puls spadał powoli, a z czoła zaczęły spadać zimne krople potu... Głos animatrona sprawił że drgnęła ale zdusiła w sobie wszystko. Nie tego się spodziewała przychodząc tutaj na roboty. Na dodatek skończyła zamknięta w jeszcze mniejszej przestrzeni niż wcześniej. Nie żeby bała się, ale niemożliwość ruchu zaczęła doskwierać jej mięśniom, po których zaczęły maszerować całe oddziały mrówek.

     

    Zamek lokalu został otoczony szczerozłotą poświatą, a po tym słychać było wciskanie kolejnych pinów. Otworzyły się z łatwością przed czarną klaczą, co ze spokojem weszła do środka nic nie robiąc sobie z tego że po prostu wcześniej stały zamknięte i miała ich pilnować tamta klacz. Domyślała się co się stało ale gdy drzwi stróżówki stały otwarte wpadła tam jeszcze szybciej. Nie podobał się jej widok pozostawiony po walce, ale nie widziała śladów krwi, przez to jej zimny osąd zwyciężył. Ona musiała gdzieś tkwić... Oczy spojrzały na całe pomieszczenie aż zatrzymały się na szafie... Wiedziała że wiecznie stała otwarta, bo ten zamek bardzo lubił się zacinać, tak że sporo trudności przynosiła jego ponowne otwarcie...

     

    - Jesteś tam? - spytała pukając parokrotnie w metalowe drzwi... Odpowiedziało jej poruszenie i już wiedziała co się stało. Przynajmniej tak w teorii. Otoczyła zamek magią i zaczęła przy nim kombinować. Szło jej o wiele trudniej ale po paru minutach stały otworem. Tego jednak co się stało później się nie spodziewała. RD wyskoczyła na nią nieco pokracznie ale dość skutecznie by ją przewrócić.

     

    - Co to miało być? - spytała z złością w głosie... Tam tkwił strach, co się zamienił w gniew ukierunkowany w jedną stronę. Starsza klacz tylko na nią spojrzała i milczała. Nie śpieszyło jej się z odpowiedzią.

  17. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Bezpiecznej drogi i do zobaczenia - powiedziałam odwzajemniając uścisk Snow... Nie przeszły na mnie jej emocje, choć czułam że są dość silne. Były chyba za ogólne... Nieukierunkowane... Tkwiły w niej tak po prostu i były dość skrzętnie chowane że ciężko było mi określić co w niej się działo bez tej wiedzy co się stało chwilę wcześniej...

     

    - Spójrz na mnie i stwierdź czy jestem w humorze... - Spojrzałam mrużąc oczy do Goldinga. Byłam ciekawa jego odpowiedzi. Mogłam sobie nagrabić u niego tym wszystkim ale mam nadzieję że wyszło dość prawdziwie... Wyglądała na przekonaną do tego wszystkiego. Zaprosiła mnie przecież na następne spotkanie. Musiało być co najmniej dobrze, jak nie doskonale...

  18. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    Skutek nastąpił taki jak zwykle przy rodowitych kucach... Nieustanne współczucie względem drugiego kucyka jakby moje rany były ich bliznami... Mogłam to próbować później wykorzystać, tylko pytanie brzmiało: po co? Nie musiałam. Miałam ją w pełnym szachu. Zrobiłaby wszystko to co bym chciała, prawie bez żadnego ale o ile zgadzałoby się z moralnością. Dla Goldinga wszystko.

     

    - Postaram się, by nie robił głupot przy mnie i wybijać mu je wszystkie jak się o jakichś dowiem... Jednak pewne głupoty mogą być poza moim zasięgiem... Chociaż wierzę że nie będzie robił ich celowo, by to one pośrednio uderzyły we mnie... - powiedziałam szczerze patrząc na Goldinga...

     

    - Miałaś to co ja odzyskałam w ostatnich trzech latach tworząc własne postrzeganie świata... Poznałam wiele kucyków kształtując swoją osobowość, co potrafi być dosłownie jak morze... - powiedziałam patrząc się w stronę Snow. - Mi też się naprawdę dobrze rozmawiało z tobą i przez to naprawdę będę musiała jeszcze do ciebie wpaść. Nie będę mogła przegapić takiej okazji... - westchnęłam wypijając całą kawę, która stała przede mną... Wolałabym herbatę ale no cóż...

  19. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Za co przepraszasz? - spytałam się. - Za moją prawdę, którą chciałaś usłyszeć. Nie mam zamiaru nic ukrywać przed nikim... Nie chce przywdziewać masek. - Spojrzałam na nią. - To już nie boli. - Przyłożyłam sobie kopyto do serca. - Wypaliło się już dawno, a dowiedziałabyś się wcześniej czy później. Nie lepiej zawczasu by później zostało tylko miejsce na szczęście? Nie ma co się smucić. Nie pasuje to twojego pyszczka, a od łez powstają naprawdę nieładne zmarszczki... Po prostu... nie wracajmy do tego. Nie ma potrzeby. Jest teraz i to co będzie. Spójrz przed siebie i tylko tam. Miło się nam rozmawiało. Nie? Powiedź mi coś jeszcze o swojej młodości w Canterlot. To lepszy temat...

  20. [895] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Golding jest monogamistą i raczej nie chciałabym się nim z kimś dzielić... Ty chyba też szukasz tego jednego, a nie stada, chodź tego nie mogę założyć ze stuprocentową pewnością. - Pokiwałam głową w rytm wypowiedzi. - Sama wychowałam się do 15 roku życia w stadzie z 16 siostrami, 5 braćmi, 6 przyszywanymi matkami i jednym ojcem, do którego się nie odzywam i nie zamierzam go nawet szukać... - Westchnęłam dłużej. - Po tym piętnastym roku życia wszystko się posypało jak domek z kart... Zostałam sama z matką na ulicy... Przy 16 roku życia rzuciłam szkołę, więc nie mam nawet średniego wykształcenia i raczej mieć go nie będę ale na co to komu, jak można żyć bez niego... Wszystko zaczynałam wcześniej i prowadziłam życie samouka. Sama stwierdź czy warto dorastać wcześniej, by pomóc osamotniałej rodzicielce na zmywaku, by przynieść mieszek bitów do domu po całym dniu.

     

    - Nie jestem z kryształu by się potłuc... Cenię to czego nie miałam. Odzyskuje to czego nie doznałam... Stąd moje decyzje i akceptacja czyichś wyborów dążących do szczęścia... Nie mogę mu zabraniać, tak jak zabroniono mojej matce... Czy się mylę w takiej filozofii? Raczej nie, bo Golding mnie nie oszuka i nie zdradzi. Jest za krystaliczny. Zepsuć wszystko mogę tylko ja... Nie zamierzam tego zniweczyć. Nie teraz... Jak już się mi udało do tego dojść - powiedziałam z całkowitą pewnością ukradkiem spoglądając na Goldinga z nutą zrozumienia i pełnego zaufania.

  21. [895] [Lust Tale [Forest Song]]
    - No chyba już tu sobie za długo nie posiedzimy. Szkoda - westchnęłam z zawodem, który w głębi mnie nie istniał. Po prostu nadałam swojemu głosowi taki wydźwięk... Nic mi nie stało na przeszkodzie, by kontynuować mimo wszystko tą rozmowę. Najwyżej nas mogli wygonić tak jak ostatnie niezdecydowane klientki sklepu... - To nie mam innego wyjścia niż tylko wpaść do ciebie jak znajdzie się czas.
     
    W przejściu zobaczyłam Fire Wing... Rzuciła mi krótkie nic nieznaczące spojrzenie pełne wątpliwości... Już nic nie mogłam dla niej zrobić. Odmówiła i tylko to zostaje w niej... Poczucie że można było jednak to zrobić i mieć spokój na sumieniu. W tamtej chwili było już za późno.
     
    - Mówić, mówił ale przez zaakceptowanie tego faktu nic się między nami nie zmienia... Poświęca mi swój czas. Nie odczuwam tego. - Zaczęłam dość ostrożnie. - Można zaakceptować wszystko w ramach pewnej wolności wyboru... Nie mogę mu zabronić jego szczęścia, gdy wybrał je dawno temu... Mogę się o niego martwić, ale wybierając go wiedziałam na co się decyduję. Bierze się wszystko... - powiedziałam przymykając oczy i kiwając delikatnie. - Nawet ryzyko...
     
    - Mówił sporo o sobie, ale kontekstu co do innych raczej niewiele dał... A że mogłabyś być jego siostrom po prostu mi się skojarzyło... Jesteś bardziej wygadana niż on... Kontrast zachodzi między waszymi sierściami, a grzywa to Yin i Yang... Kolejne kontrasty. Dlaczego starsza? Tak mi się skojarzyło... Nie znałam twojego wieku... Do teraz... Sama jestem od niego młodsza o całe 5 lat... Nie przeszkadza mi to w żadnym razie.
  22.  
    Niewiele mogłam już zrobić, gdy to zwierze wyszło mi na spotkanie delikatnym kołem zza skarpy, bo nie bardzo miał się gdzie ukryć na tej piaskowej wyspie, a uciekałby tylko ten kto zwałby się po prostu samobójcą. Prawdą jest to że drapieżnik chce by jego ofiara uciekała. Sama to czułam we krwi, bo gnająca przed siebie zdobycz, nie ma jak się bronić inaczej niż zwiększając nieustannie odległość... Zresztą sama nie miałam jak tego zrobić. W pełni bezpieczna droga została odcięta, pozostała tylko walka, a by jeszcze było troszeczkę milej zaczął lać deszcz, rozbijając się o ziarna piasku wchodzące dosłownie wszędzie i przemaczając zupełnie ubranie dość szybko. To się nie liczyło, a walka nigdy nie przychodziła gdy stał ktoś gotowy ~ taka niepisana zasada, którą bez trudu można przeskoczyć zakładając najgorsze, ale tego akurat się nie spodziewałam, ani trochę.
     
    Moją, niby prostą trasę po łup z tej małej, przeciął nie wiadomo skąd czarny kot... Duży kot, więc już na wstępie mogłam założyć że miał coś nie tak z genami dość mocno, a wiedziałam także że cokolwiek ze zwierząt nam rzucą, to nie będzie to te wytworzone podczas procesu swobodnego wybijania i przedłużania gatunku dla jego większego dobra. Zwyciężą najsilniejsi ~ mówili, ale genetyków to nie dotyczyło. Oni od zawsze wdawali się w bogów nie wiadomo jakiego tworzenia... Co mu zrobili? Jak go ulepszyli według swojego widzimisię? Nie interesowało mnie... To on chciał mnie zabić i tylko to leżało w moim interesie, by tego nie zrobił. Przynajmniej za łatwo.
     
    Gdzie był schowany podczas masakry, nie miałam czasu nawet dobrze pomyśleć, gdy nóż znalazł się w mojej ręce całkiem odruchowo... Bardzo powoli spojrzałam w ślepia bestii, tak jak on w moje, gdzie to ja byłam dla niego jakąś sarenką, która w normalnych okolicznościach już dawno czmychnęłaby gdziekolwiek byle przed siebie. Ja stałam i patrzyłam jak ten słup soli na niego... Miałam błahą nadzieje że odpuści ale tylko pokazał białe kły z typowym pomrukiem i zaczął podchodzić coraz bliżej i bliżej przechodząc w trucht, by się gwałtownie przy skręcie zatrzymać. Tylko prowokował, by dać mu więcej zabawy z samej pogoni. Gdybym odwróciła się do niego tyłem, już dawno by zaatakował. Bawił się mną jak kociaki swą pierwszą ofiarą, bo wiedział że jestem praktycznie martwa. Co mogłam mu zrobić?
     
    Walka z każdą następną sekundą stawała się coraz bardziej nie do uniknięcia, bo mogłam się tylko cofać, utrzymując kontakt wzrokowy, a deszcz w międzyczasie wygrywał swe niezrozumiane symfonie w rytm porywów wiatru z nad szerokiej wody targającego moimi spiętymi włosami.
     
    Lewa ręka próbująca go poskromić... Że się go nie bałam, ani trochę... W prawej nóż... Kolejny jego doskok mógł być moim ostatnim. Wszystko zależało od refleksu i decydującego ciosu. Jego pazury bez trudu przecięłyby moje mięśnie, a szczęki zmiażdżyły kości jak liche wykałaczki, z których językiem niczym jakąś tarką zdarłby każdy kawałek mięsa, po czy wylizałby ze smakiem szpik.
     
    Metalowe ostrze za to miało możliwość przebicia jego tętnic... Interesowały mnie tak naprawdę dwie. Szyjna i podobojczykowa... Jedna z tych dwóch sprawnie przebita dawała mi szansę na wygraną, przygnieciona jego cielskiem ale przynajmniej żywa. Ten los wydawał się ciekawszy z jednego powodu. Dłużej bym po prostu pożyła, a nie skończyła jako pierwsza w kolejce po najsłabszych ogniwach wybitych przez tą przeklętą Emeraldę, której po prostu udało się uciec z swym łukiem... I miałam racje nie podchodząc nawet do niej. Zostawiłaby mnie przy okazji, możliwości mojego zgonu, a reszcie powiedziałby że niestety mi się nie udało. Uwierzyliby... Nigdy nie zamierzałam zginąć za łatwo!
     
    Palce zaczęły mi się delikatnie ślizgać na gumowej nakładce noża, a same opuszki zdążyły zdrętwieć dość nieznośnie, gdy ciągle zaciskałam zęby będąc gotowa na ten ostatni skok, który nie chciał nadejść. Ciągle był odkładany jak ten dzień ostatniej próby, co zawsze następuje... Nie wiem ile to trwało... 20 sekund? 30 sekund? Minutę? Nie miałam pojęcia słysząc w uszach morderczy rytm mojego serca, bijącego po prostu do ucieczki. Nie drgnęłam by to zrobić... Nie mogłam...
     
    Nastąpił skok... Dobre dwieście kilo cielska skoczyło na mnie z otwartymi śniącymi jak sztylety białymi pazurami i rykiem paraliżującym mięśnie... Każdy mógł zabić, gdybym nie uskoczyła tocząc się moment tak jak na ćwiczeniach po twardym piachu i tworzących się na nim kałużach wróżących moją ciągle zmieniającą się przyszłość...
     
    Wstałam tylko na kucki, gdy tamten już znalazł się przy mnie z tą swoją wielką łapą. Wyglądało to jak zabawa młodego kociaka kłębkiem, którego nie mógł trafić, ale za każdym razem miał tą szanse, coraz większą... Znowu uskoczyłam ale nie w bok, a do tyłu i niestety dużo bliżej niż wcześniej. Wszystko dlatego że nie zdążyłam skumulować odpowiednio siły. Pomijam fakt że się poślizgnęłam na osuwającym piasku...
     
    Skończyłam z tyłkiem w wodzie i nożem wbitym w piasek... Mało czasu na zrobienie czegokolwiek, gdy tamten już doskakiwał bezlitośnie do mnie... Nie zdążyłam przełknąć tak jak w książkach to się dzieję nawet głupiej śliny. Mrugnęłam za to raz, by móc zobaczyć jego dzikie, nienaturalnie wielkie oczy. Nie wiedziałam co mu zrobili... Ale nie tak powinien się zachowywać. Nie zdziwiłabym się gdyby po prostu był naćpany chemikaliami i tak jak ja nie wiedział co się dokładnie dzieję...
     
    Błysk kłów i ostrza... Przez moment nawet nie czułam uderzenia, tyle adrenaliny krążyło w mojej krwi... Trwała walka... Jedna ręka znalazła się na szyi, blokując tym zębiska, co znalazły się tuż przed moim nosem. Jego rozgrzany oddech omiótł moją twarz... Druga bezlitośnie dźgała go raz za razem w szaleńczym rytmie przebijając skórę... Łapy biły piasek, gdy on próbował zatopić we mnie swe kły... Czułam przenikające zimno samego strachu towarzyszącemu zbliżającej się powoli czyjejś śmierci. Trysnęła gotująca się krew obmywając moje ciało łamiącym się szkarłatem, co ginął w kroplach deszczu po prostu zmytym do jeziora...
     
    Wystrzeliły z jego szerokiej rany cztery strugi posoki zanim jego ślepia spowiła mgła, a szczęka się nienaturalnie otwarła z wysuniętym językiem. Był już martwy, gdy spięte mięśnie rozluźniały się, gdy opadał na mnie ciężko... Czułam doskonale w tamtej chwili jego potężny ciężar... Nie bardzo miałam jak się spod niego wyczołgać... Brakowało mi siły, gdy ręka z ostrzem padła na piasek... Miałam cichą nadzieję że nigdzie nie ukryli następnego. To znaczyłoby że po prostu jestem martwa, nie mogąc się nawet bronić... Zresztą powoli i systematycznie się taka stawałam...
     
    Powoli bramy wieczności otwierały się dla mnie, jakby ktoś mi nie pomógł to zginęłabym albo po przez utonięcie, lub też niemoc nabrania oddechu, gdyż każdy pojedynczy oddech przy podduszeniu stawał się moim malutkim zwycięstwem, oddalającym odrobinę tą wizję niedotlenienia przez systematyczne zamazywanie wzroku...
     
    Mój oddech stawał się coraz cięższy, a wola słabsza... Myślenie skupiało się tylko na braniu w usta jak największej ilości powietrza i wtłoczeniu jej sobie do płuc... Próba podkopaniu piasku dla zrobienia sobie odrobiny większej ilości miejsca skończyła się niepowodzeniem. Zaniechałam więc wszelkie próby wydostania się spot tego... Krzyczeć nawet nie mogła, zresztą po co miałabym to robić? W tamtym miejscu wszyscy chcieli się mniej lub bardziej po prostu zabić.
     
    Mogłam liczyć tylko na Ronona i ewentualnie John'a... Ale wydawało mi się że tylko ten pierwszy mógłby mi pomóc własną siłą. Zresztą bardziej mu ufałam i wierzyłam w jego lojalność, gdy tkwiłam tam przyciśnięta do ziemi...
     

    Zasypiając...

  23. Edit poprzedniego... Nie jestem wstanie wyprowadzić nowego posta bez tych drobnych zmian...

    Z:

     nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Nikogo w koło. Mogłam je szabrować do woli. Inni już zdążyli je porzucić. Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

     

    Na:

     nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Trwała walka o nie... Wystarczało przeczekać aż się powybijają sami... Nic więcej nie trzeba mi było... Po tym mogłabym je szabrować do woli. Inni już zdążyliby je porzucić salwując się ucieczką lub też martwi... Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

    [Katarina Lore]//Nie lubię Cię Eliza... Zablokowałaś najlepszą opcje... :bemused: Emeralda Stannet jest na razie objęta ochroną, ale wszystko w swoim czasie.

    Każdy trybut powinien świadom był potęgi łuku do zabijania innych... Nie trzeba było nawet podchodzić, by zadać ten śmiertelny cios... Wystarczyło trafić, a to ze wzrostem odległości i w różnych warunkach coraz ciężej przychodziło... Nieważne z czego się strzelało. Improwizowany, klejony, bloczkowy. Każdy robił to podobnie... Klatka piersiowa i głowa... Dlatego mogłam wypracować sobie znane metody, tylko po to żeby nie stanowił dla mnie wyzwania... Problem stanowiła wiedza... Musiałam wiedzieć coś by zareagować. Świst strzał mógł być już zwodniczy... To tylko setne, gdy potrzebne są całe sekundy.

     

    W tamtej chwili wiedziałam wszystko... Złapanie strzały w locie nie stanowiło wyjątkowego zadania, gdy powtarzałam ten manewr tysiące razy w kamizelce i tępych grotach, by móc złapać kiedyś prawdziwą w kluczowym momencie i oddać ją do źródła... Oswoić się z niebezpieczeństwem i zrobić to co trzeba, gdy tylko będzie to potrzebne... Księżniczka Krwawego Początku ~ Emeralda... Zwróciła moją uwagę, ale dwa lisy to za dużo w jednym kurniku zwanym drużyną, więc trzymanie jej na odległość w tym wypadku wchodziło tylko w grę. Mieć ją w drużynie to nie było rzeczywistością w którą chciałabym zainwestować. Za cwana się wydawała... To mi wystarczyło w mojej opinii.

     

    W moich oczach doskonale można by zobaczyć, jakby ktoś podszedł na tyle blisko by w nie spojrzeć i dostać śmiertelny cios tym co pod ręką, że chciałabym by ten łuk służył mi... Naciągnęłam procę, mając w granicach wzroku rejony niebezpieczne... Dziewczyna płynęła... Pierwszy kamień poleciał na ukos... Dawno tego nie robiłam. Rzadko kto postrzegał procę za narzędzie mordu, a ta w pewnych wypadkach była nawet lepsza. Drugi poleciał już prosto, po paraboli, na przewidywany tor ruchu tej małej... Celem była głowa żeby tylko ogłuszyć... Sama później się utopiła... Wystarczyłby jeden łyk... Plecak załatwiłby resztę ciągnąć bezlitośnie na dno za chciwe postrzeganie świata, którego nie sposób udźwignąć przy wielce wątłych siłach dziecka. Widziałam przyszłość walki o oddech... To stanowiło tylko kwestię czasu i trafienia...

×
×
  • Utwórz nowe...