Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [136]

    White przewała prowadzone czynności, gdy usłyszała słowa "nakarmię cię miłością", a jej twarz odrobinę posmutniała. Targały nią jakieś emocje. Pewnie była zła i zawiedziona. Nie dziwię się. Upatrzony posiłek właśnie skrócił sobie drogę do krainy marzeń. Nie dozna nawet ostatniej realnej przyjemności w życiu.

    - Za dużo wiesz... a to oznacza tylko jedno...- wymamrotała mało rozemocjonowanym głosem, siadając na jego kolanach.

    Ta piosenka tu pasuję...

  2. [136]//wszystko było zaplanowane.

    White liznęła jego szyję na całej długości zaczynając od jej podstawy kończąc przy lewym uchu. Wyglądała jak tygrysica oceniająca posiłek z tymi skarpetkami. Trza jej było przyznać że dość dobrze wyglądała w tej sytuacji. Przez to że ogier nie mógł się ruszyć naprawdę wyglądał jak ofiara.

    - Nie chodzi o to czego my chcemy, tylko czego ty pragniesz - wyszeptała mu seksownie do ucha następnie gryząc je delikatnie. - Nie wyjdziesz stąd za szybko o własnych siłach, to ci obiecuję. - Zachichotała. - A później spełnimy twoje marzenia... 

  3. [136]

    - Tak nagle nie chcesz spełnić swojego marzenia. Dlaczego... Chyba przecież tego pragniesz, jak nic innego? - Chwyciłam go we własną magię i wcisnęłam twardo w fotel, by nie mógł się ruszyć i przypadkiem uciec od nie nieuniknionego. - Uwierz mi nie ma na co czekać ze spełnianiem marzeń, bo później może być na to za późno - zwróciłam się ze spokojem do niego zwracając mu uwagę na priorytety. - White dowiedz się o nim więcej proszę, potem zdasz mi sprawozdanie z jego życiorysu. Jest twój jak chciałaś. Metody dowolne... - zwróciłam się do niej podając instrukcje na głos, by wiedział, co go czeka. -  A później dalej do przechowalni... - Biała klacz podeszła do niego spoglądając na niego delikatnie z góry w jego oczy. Uśmiechnęła się drapieżnie pokazując długie kły.

  4. [136]

    - Możesz nas ze spokojem nazywać... diablicami... wiele to nie zmieni - powiedziałam unikając słowa changelingami. Po co ma wiedzieć wszystko?  Zaciągnęłam się po raz kolejny tym razem zaczęłam się bawić, więc puściłam pętle. - Spełniamy wszystkich marzenia, tak czy inaczej... A teraz jesteśmy tu, by spełnić twoje o byciu człowiekiem i zniszczeniu księżniczek. Zainteresowany? - spytałam się obdarzając go pewnym uśmiechem strzepując popiół do popielniczki.

    Ale ja chciałam z nim przeżyć pierwszy raz! Usłyszałam w głowie oskarżycielki ton White Tail, na który się szczerze się roześmiałam.

    - A no to ci proszę niespodzianka... - powiedziałam na głos do siebie spoglądając ze zrozumieniem na białą pegaz.

  5. - Uspokój się człowieku - warknęłam ostrzegawczo trzaskając kopytem o blat i marszcząc brwi. - To nie nasze księżniczki. My mamy królową. Nas sprawy Equestrii nie obchodzą, tak jak to co zrobiły ci te łatwowierne kuce - powiedziałam wolno akcentując dobrze parę wyrazów, po czym wyciągnęłam papierosa i osadziłam go na lufce odpalając przy tym zielonym płomieniem. Zdenerwował mnie. Wypuściłam kłąb dymu w jego kierunku. - Nie wiesz z kim rozmawiasz... więc się uspokój... dobrze radzę, jak nie chcesz skończyć w odkurzaczu... - Zachichotałam wrednie.

  6. [136]

    White Tail wysłała mi parę myśli dotyczących całego zajścia. Miała racje nie mogą tego zrobić. Zagroziłoby to naszej pozycji w Equestrii. Jak na razie księżniczki nam nie wadzą, więc niech sobie panują. Nam to nie przeszkadza. Co zrobili by ludzie? Nikt tego nie wie i to wszystkich przeraża. Mało tego dała mu możliwość ucieczki... jednak wybrał swój los na który zasłużył. Chce być człowiekiem to nim będzie...

    - Niech pan opowie nam o swoim problemie - uśmiechnęłam się przyjaźnie siadając w fotelu zakładając wygodnie nogę na nogę.

  7. [136]//no to zaczynam, to co planowałem od początku tej sesji ale trochę w innej formie...

    Wracałam powoli do klubu, nie śpiesząc zbytnio, bo nie miałam najmniejszego powodu. Wiele kuców mnie mijało w zadziwiającym tempie, uciekając jak najdalej od pałacu. Nie przejmowałam się tym jednak. Uliczki Canterlot, pięknie wyglądały tego wieczora, mimo tego że nie otrzymałam tego co chciałam. Miałam jednak nadzieję że zasiałam ziarno, które za niedługo powinno zebrać niemały plon. Może jutro wyśle mu liścik... tylko nie mam jego adresu... myśląc tak zrobiłam złowieszczy uśmiech. Wiedziałam jak zrobić, by go dostał. Może nie prostą drogą, ale przynajmniej dostał.

     

    Weszłam do klubu wśród łakomych spojrzeń klientów. Twarz miałam zimną, gdy usłyszałam o procedurze którą trza wykonać i już. Nie ode mnie to zależy. To dla naszego wspólnego bezpieczeństwa... Zeszłam szybko po schodach, o mało się nie przewracając przy tym. Weszłam nerwowo przez stalowe drzwi, do gabinetu przy akompaniamencie skrzypienia ciężkich drzwi. Zatrzasnęłam je kołowrotkiem, z niemałym trzaskiem blokując. Tera gabinet był w pełni szczelny nie licząc klatek wentylacyjnych 20*30 centymetrów. Za małych, by ktokolwiek nimi uciekł...

    - Następny? - spytałam się na głos, by zwrócić wszystkich uwagę. Mój głos był zimny i kompletnie pozbawiony emocji.

  8. [136]

    [Gala]

    Można było się tego spodziewać że będzie mnie bronił przed niebezpieczeństwem... Zresztą kogo by nie chronił? Chyba tylko changelinga, bo za pewne czuję tylko do nich nienawiść, za to co się stało z jego ojcem... Podeszłam do niego powoli i sprzedałam mu delikatnego buziaka w policzek. Miałam nadzieję że nie obrazi się za niego i pomyśli o mnie od czasu do czasu. Nie będzie mógł wyrzucić mnie ze swej głowy. Tego tylko pragnęłam... Taka miłość jest wyborna... Pożądanie jest za płytkie.

    - Byś nie zapomniał... - powiedziałam mu do ucha, po czym zaczęłam opuszczać galę. 

     

    [Klub]

    White Tail weszła do wyciszonego gabinetu Lust Tale i gestem kopyta zaprosiła gościa do środka, gdzie w jednym z czterech głębokich foteli dla gości, siedziała czarna kucoperz, oglądająca swoje zadbane kopytka. Jej czerwone siatkowate skarpetki leżały obok na podłodze. Musiała je zrzucić nie dawno.

    - Musimy poczekać na szefową... - mruknęła wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami z siostrą.

  9. [136]

    [Gala]

    Obróciłam się delikatnie, by zobaczyć efekty moich zabiegów. Pochylił głowę tak żeby nie patrzeć na mnie, pewnie się przy okazji zarumienił, więc ukrywał to przede mną. Wstydził się reakcji własnego organizmu? Słodziak z niego. A z tego z kolei mogłam wywnioskować, że właśnie teraz w nim trwała niemała batalia ze zdrowym rozsądkiem, o to co ma zrobić... Byłam być może, bliżej celu niż mi się wydawało. Weszłam na salę, gdzie ktoś coś krzyczał o terrorystach... Zaniepokoiło mnie to. Po ranach można za łatwo nas rozpoznać w tłumie. My nie mamy czerwonej krwi... tego nie umiemy niestety imitować.

    - Chyba weszliśmy w złym momencie - zwróciłam się nerwowo do mojego towarzysza.

     

    [Klub]

    Klacz zamyśliła się znała procedurę na wypadek takiej informacji. Wiedziała jak ma zareagować w takim wypadku... Wysłała krótką notkę do Romantic, by wszystko przygotowała jak należy.

    - Chodź ze mną jeśli chcesz, twój wybór... - powiedziała tajemniczo, kierując się najpierw na zaplecze, a później schodami w dół do piwnicy.

  10. [136]

    Cóż można powiedzieć? Jestem z nim umówiona na później, więc nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Co z nim mi poszło nie tak? Na analizę błędów przyjdzie czas później. Teraz jeszcze mogę co najwyżej, spróbować go ponęcić tym jaka jestem piękna. Nic więcej mi nie pozostało... Buziaka mi się raczej nie uda skraść, chociaż istnieje jeszcze jeden moment w tym przedstawieniu, kiedy może mi się to udać, lecz szanse są równie niskie, jak wyrzucenie szóstki na kościach jak jest to właśnie potrzebne.

    - No to pójdziemy... - rzekłam robiąc pierwszy krok w stronę pałacu, z którego wydobywało się sporo świateł i słychać było dźwięki muzyki. Przez to że ruszyłam się pierwsza przez moment został z tyłu, więc zakołysałam ponętnie biodrami, by mógł sobie na mnie spojrzeć z innej strony. 

  11. [136]
    Wiedziałam że zasłoni się obowiązkami, ale czy nie istnieje stwierdzenie: nigdy nie mów nigdy... Teraz myśli tymi kategoriami co zawsze, jednak w jakiś sposób go tam nęcę swoim urokiem, a jedna przespana noc potrafi wiele zmienić w myśleniu na każdy temat. Może przyśnie mu się jak będzie spał na brzuchu w jakiejś sprośnej pozycji? Odezwą się jego ukryte fantazję? Może odnajdzie jakiś fetysz do tylnych kopyt? Nie wierzę by był aż tak obojętny na moje wdzięki, by podświadomość nie mówiła mu co powinien że mną zrobić. No cóż zobaczymy za niedługo...
    - Czasu mam co nie miara... Mogę się dopasować - zapewniłam go. - A teraz może wrócimy do środka, jakby nigdy nic? - zaproponowałam.

  12. [136]
    - Ja nie żyję przeszłością, bo bym zaraz się popłakała jaka to jestem nieszczęśliwa i biedna. - Zaczęłam machnąwszy kopytem jakbym wyrzucała coś. - Na to nie mogę sobie pozwolić. Ty pewnie także... - zwróciłam się bezpośrednio do niego. - Działam, próbuje i różnie bywa... - Zamyśliłam się. - Twierdzisz że nie jesteś odpowiednim towarzyszem... Udowodnij mi to na randce. Rozwiąże ci to problemy mojego zejścia ze sceny i plotki... Pokarzesz innym że jednak umiesz obchodzić się z klaczami, bo taka pójdzie z tobą na wspólny wieczór... - Przejechałam kopytem wzdłuż swej tali. - A mi pozwoli się przekonać że na pewno mi na tobie nie zależy, a to wszystko to nic nie znaczące zauroczenie... - spojrzałam zalotnie w jego kierunku.

  13. [136]

    [Gala]

    Zmiana tematu na luźniejszy, zawsze jest dobrą decyzją, o ile przedłuża rozmowę w sposób naturalny. Do poprzednich tematów zawsze można wrócić, kiedy indziej... chociażby na randce, którą chce mu zaproponować, by rozgromić plotki na jego temat, ale to będzie tematem na później... Nie ukrywam podobał mi się ten osobnik ze względu na jego charakter, który był dla mnie nie małym wyzwaniem. Większość ulegała mi po pierwszych 10 minutach, reszta była formalnością, zanim zaciągnęłam ich do łózka.

    W to że moja matka zabiła jego ojca, to raczej nie wierzę. Królowa zamyka takie kuce w kokonach, obdarzając wiecznym snem w krainie fantazji, gdzie mogą robić co chcą, produkując przy okazji dla nas pożywkę. Niestety jest jej za mało byśmy mogli na niej wyżyć z tego powodu powstają kluby i inne rzeczy mające zapewnić nam przetrwanie...

    - To smutne - przyznałam gdy skończył mówić. Nie powiedziałam dziś nic bardziej fałszywego. - Moja historia nie jest lepsza. Wychowałam się na Manechatnie w sierocińcu, gdzie byłam tak długo aż nie dorosłam na tyle, by móc go opuścić... Tam też zaczęłam przeklinać życie za mój znaczek. Co może być talentem osoby, co ma śpiącego, czarnego kota na zadku? - próbowałam zażartować z siebie. - Długo szukałam zatrudnienia z moim dość średnim wykształceniem... potem pojawiła się ziemia. Byłam na niej trochę. Nasz ośrodek był dość spokojnym miejscem a tamtejsi ludzie byli dość mili. O zamieszkach dowiadywałam się z tego. No... czarnego pudła z obrazkami i głosem... - Udawałam że nie mogę sobie przypomnieć że chodzi o telewizor. - Potem po pochłonięciu ziemi wróciłam do Equestrii ale nie powróciłam do "rodzinnego miasta". Nic mnie tam nie trzymało oprócz paru wspomnień. Przybyłam tu i pracuję jak mogę na działalności gospodarczej dzięki dofinansowaniu. Tak mniej więcej wygląda moja historia - zakończyłam melancholicznie wpatrując się gdzieś daleko.

     

    [Klub]

    - To brzmi dość logicznie - zaczęła. Słodko wyglądała tak zakłopotana, nie wiedząca co ma powiedzieć. - Nie pomogę ci ze zmianą w człowieka... bo to raczej nie możliwe. Do tego chyba są zdolne tylko księżniczki... - Puknęła się w czoło delikatnie kręcąc przy okazji głową. - Nie mam po za tym rogu - Uśmiechnęła się słodko. - Jedyne co mogę zrobić to pokazać że te życie nie jest takie złe. Trzeba iść z prądem. Zapomnieć o tym co było i je sobie osłodzić czymś innym. Nie wiem jak to jest przejść taką metamorfozę i się raczej nie dowiem. Te ciało też ma swoje plusy które mogę ci pokazać. - Przejechała ci czubkiem kopyta po twoim ramieniu pokazując jak bardzo potrafi być delikatna jeśli naprawdę tego chcę. 

  14. [136]

    [Gala]

    A było tak blisko... Prawie nagięłam jego zasady. No cóż, przegrałam tą rozgrywkę... Chociaż, czy ja kiedykolwiek się poddałam? Nie, to nie byłoby ani trochę w moim stylu... Ja wiecznie muszę działać. Nie przywykłam do porażek i do głowy przyszła mi jeszcze jedna logiczna droga, dojścia do niego. Może na okrętkę, z możliwością dojścia później, ale czego nie robi, by osiągnąć cel?

    - Skoro tak mówisz... - stwierdziłam, myśląc intensywnie. - Ja wiem o tobie tyle, że jesteś gwardzistą... ty mnie wypytałeś o parę rzeczy... - zaczęłam myśleć na głos pokazując moje tory myślenia - Opowiesz mi coś osobie. Cokolwiek co mogło przybliżyć mi twoją historię... - powiedziałam urywając co jakiś czas, patrząc na niego pokazując na kim mi by zależało. 

     

    [Klub]

    White Tail po skończonym występie, skierowała swe kroki najpierw do baru po shoota, po czym dosiadła się, bez pytania, do ogiera obserwowana bacznie przez resztę klientów, którzy mieli nadzieję że to właśnie przy nich zajmie miejsce. Ona jednak miała jasno ustaloną drogę, którą chciała podążyć. Oparła głowę o swoje kopyta, na których ładnie prezentowały się białe skarpetki w tygrysie czarne paski. Nie wiedziała czemu właśnie dziś takie założyła ale nikt nie narzekał na ich widok...Tak wyglądała drapieżniej, jak to określiły jej siostry w przebieralni. 

    - A jednak wróciłeś tutaj - zagaiła do ogiera, odwracając delikatnie w jego stronę głowę. W zacienionym przejściu widziała błyszczące złote oczy Romantic Heard, co przyszła popatrzyć, co czyni młoda adeptka podrywu, która postawiła sobie za cel zaprowadzenie swojego celu na zaplecze...

  15. [127+9=136]

    [Gala]

    Wzdrygnęłam się czując spodziewany, dobrowolny dotyk ogiera. Objął mnie swoim ciężkim ramieniem. Tu grała litość nic więcej, a ja chciałam, o wiele więcej, niż tylko niepotrzebne mi jego współczucie. Pociągnęłam nosem, przywierając do niego. Był blisko mnie, nęcąc tym jeszcze bardziej. Musiałam przestać, myśleć o tym, co ma być, a bardziej skupić się na tej sytuacji, która w tej chwili była dla mnie wysoce podbramkowa, lecz jeszcze niestracona. Każdy los można odwrócić. Trzeba było tylko wiedzieć jak. W tym wypadku było to wielce trudne, a mi nie zostało wiele kart do wykorzystania, w tym asów, co posiadałam w swoim arsenale. Na ten moment miałam tylko jednego do wykorzystania i od niego teraz wszystko zależało...

    - Naprawdę tak uważasz? - spytałam się z nadzieją w głosie, spoglądając w jego oczy. Jego usta były tak blisko moich. Dzieliło je raptem parę centymetrów. To właśnie była granica, którą chciałam przekroczyć. Zahipnotyzowałam się właśnie w nich zbliżając się do nich jakby otumaniona. To miała być jedna z tych magicznych chwil.

     

    [Klub]//3 os.

    White Tail, właśnie tańczyła na głównej scenie z innym changelingiem, co przybrał postać obsydianowej klaczy kucoperza. Gdy jej czerwone oczy, dojrzały osobnika (Padocholiku, o ciebie mi tu chodzi), którego próbowała zdobyć, nie tak bardzo dawno temu. Pamiętała, że uciekł z niewiadomych jej powodów, tak naprawdę bez słowa... Posłała parę swych myśli do partnerki, która odpowiedziała jej drapieżnym uśmiechem, wyraziła tym aprobatę jej pomysłu. Zaczęły jeszcze bardziej pokazywać co potrafią wśród niemałych gwizdów o więcej. A to wszystko by pokazać się temu jednemu.

  16. [127]//telefon...
    Moja twarz zwrócona była w rozgwieżdżone niebo, a z mych oczu jakby mogło by się wydawać nie płynęły łzy. Były suche i surowe. Widać że coś się w nich gotuje. Emocje mogą być różne i to one w teorii zaczynały grać główne skrzypce. Lęk, niepewność a może nawet złość przejmowały nade mną kontrolę. Wszystko było oczywiście odegrane. Nie inaczej... Moje uszy zwróciły się w jego stronę na dźwięk jego kroków.
    - To ja jestem idiotką której w ogóle nie powinno tu być. To nie twoja wina. Nie powinnam... - rzekłam niepewnie zwracając się w jego kierunku. Byliśmy tu sami bez spojrzeń innych kuców. Ja i ofiara. Nikt więcej. Stanęła naprzeciwko niego. - Nic co się stało nie jest twoją winą tylko i wyłącznie moją. - Próbowałam wziąć całą winę na siebie. Litość taka ciekawa cecha... Łamie najtwardszych czyjąś słabością... Byłam od niego na wyciągnięcie kopyta. Moja twarzyczka skierowana była na jego a oczy miałam je szeroko otwarte od przypływu adrenaliny.

  17. [127]
    Na to liczyłam, że odezwie się jego współczucie, co każe mu mi pomóc. Ten chwyt z odrobiną perswazji cielesnej i sytuacyjnej, miał mi zapewnić bezpardonowe zwycięstwo. Miałam nadzieję że zna stwierdzenie, że klacz zmienna jest i właśnie tym, wytłumaczy sobie moje zachowanie. Nie zostało mi wiele figur na tej szachownicy, a i czas mnie powoli gonił. Zaczęłam nieostrożność, a teraz płaciłam za błędy. Wyszłam z prawy aż tak bardzo czy zadanie mnie przerosła? Nie wiedziałam... 
    - Ja przepraszam - szepnęłam podpychając go delikatnie od swojej osoby jednocześnie wyswabadzając się z jego objęcia i szybkim krokiem udałam się ku wyjściu do ogrodu by tam w ciemności przy świetle gwiazd odegrać jeszcze jedną ostatnią już rolę.

  18. [127]//piszę z telefonu. Ja pociągnąłbym tą misję dalej.
    Niezły był i sprawiał mi nie lada problemy. Dawno tak, nie musiałam się tak natrudzić, by dostać to, co chcę. Im bardziej się opierał, tym bardziej, go pragnęłam. Taka zależność tu panowała, jednak tutaj wynik był wciąż niejasny i mglisty. Nie podobał mi się wcale ten stan. Opór jest dobry do pewnego momentu potem staje się męczący a także irytujący że nie chce zrzucić sobie ciężaru z krzyża.
    - Ja, ja... - jąkałam się. - Nie wiem co mam powiedzieć. Brak mi słów. Nikt mnie jeszcze tak nie potraktował... Zawsze traktowano mnie z góry... - Zamknęłam oczy jakby za chwilę za nimi pojawić się łzy. - Ja przepraszam - wydusiłam z siebie.

  19. [127]

    Rozejrzałam się powoli dookoła, jakbym upewniała się że nim mi nie grozi, zanim zaczęłam. Była to gra pozorów. Nic więcej.

    -Nie jestem nikim specjalnym dla społeczeństwa Canterlot... Można powiedzieć, że w hierarchii tego miasta jestem niżej od ciebie, więc nie jestem żadną damą, za którą mógłbyś mnie wziąć. Tak naprawdę jestem najzwyklejszą klaczą, w ładnej kiecce, której jakimś cudem udało się zdobyć bilet tutaj, bo bardzo tego chciała. Po prostu spełnić swoje marzenie, znaleźć się gdzieś wysoko, gdzie teoretycznie nie wolno. Księżniczkę widziałam pierwszy raz w swym życiu... Nic więcej. Skąd cię znam? Stojąc za barem można usłyszeć różne rzeczy... w tym to że boisz się klaczy. Muszę więcej na ten temat mówić? Nie wiem co mnie napadło, że podeszłam właśnie do ciebie - powiedziałam na jednym wydechu, ściszając głos w kluczowych miejscach. - Jaka ja głupia byłam... - Zaczęłam grać niespokojną. - Po co ja ci to w ogóle mówię? Pewnie teraz mnie zostawisz, bo anioł stracił swe skrzydła... - zakończyłam spuszczając głowę w dół z poczucia winy.

  20. [127]

    Pokręciłam delikatnie głową. Gdyby wiedział kim jestem, to by już mnie tu nie było - pomyślałam. Teraz musiałam pojechać dalej na jego charakterze. Innego wyjścia nie miałam. Wiedziałam po rozmowie z nim że nie zrobi nic z tymi informacjami.

    - Ale musisz jedną rzecz mi obiecać, że nie zrobisz nic z tym co ci teraz powiem, jeśli naprawdę chcesz to usłyszeć - zaczęłam, patrząc na niego poważnym wzrokiem. Zabrałam kopyto z jego pleców, kładąc mu je na piersi, tworząc tym prowizoryczną barierę. Nie przerywałam jednak tańca. Nie czułam takiej potrzeby.

  21. [127]

    Już wiedziałam od początku, że mam styczność z osobnikiem prawym, którego może pokonać tylko szczera, odrobinę podkoloryzowana prawda... Przymknęłam oczy, zdając się po chwili całkowicie na niego, by to on poczuł jak się kogoś prowadzi w tańcu. Że wymuszenie na kimś ustalonych ruchów w danym rytmie nie jest wcale takie łatwe, choć efekty zachwycają oko. Miałam nadzieję że załapał choć odrobinę praktyki.

    - Chcesz znać całą prawdę, skąd wiedziałam kim jesteś? - powiedziałam to co myślałam. - Teraz wiem, że to co słyszałam było tylko kłamstwami... Nie jesteś taki. Jesteś wspaniałym ogierem, którego uda się zdobyć prawdziwej szczęściarze.

  22. [127]

    Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc to co powiedział. Według niego to co robiliśmy, było blisko granicy tego co dozwolone. Czyżby wstydził się tego co właśnie rozbiliśmy? To było możliwe. Po głowie chodziły mi różne rzeczy jak przekroczyć tą granicę, która u każdego cieńsza lub grubsza, a raz przekroczona będzie coraz szybciej się cofać i pozwalać tym na coraz więcej. Wystarczy tylko zmienić definicje grzechu, a reszta sama by się ułożyła.

    - To nic złego że wybrałeś inną damę, co zwie się Equestrią i się jej poświęcasz z całego serca. Imponujesz mi tym tak naprawdę, tylko czy musisz odmawiać sobie tych drobnych przyjemności? - spytałam się go, po czym po chwili dodałam ciszej. - Jesteś na dobrej drodze.

  23. [127]

    Prowadziłam go dość umiejętnie, więc nie było najgorzej, chociaż mogło być lepiej jakby trochę poćwiczył, lecz czego więcej mogłabym się po nim spodziewać. Mówił prawdę o swoich umiejętnościach. Myślałam jednak że dość szybko załapie o co w tym wszystkim chodzi. Wykonywaliśmy, jak większość par w około, krok podstawowym nazywanym wirowym. Obserwowałam z bliska jego reakcje. Czułam jego ciepło i dość silny zapach, co kusił mnie, wzmagając nieodparte pragnienie, które musiałam powstrzymywać, bo nie przyszła jeszcze pora. Wydawał się jakiś taki spięty całą sytuacją. Jego błądzące oczy mówiły mi wszystko.

    - Coś... ci przeszkadza? - szepnęłam mu do ucha niby przypadkiem muskając jego szyję. W tej pozycji był sporo wyższy ode mnie, a w tej postaci byłam raczej drobnej budowy.

  24. [127]

    Będąc na parkiecie pokazałam mojemu ogierowi że ma powstać na tylne kopyta jak wszyscy dookoła. Nie zwracałam uwagi na kpiący wzrok co po niektórych. Był tylko ja i on w tańcu co miał pozwolić mi go zauroczyć. Nic więcej się wtedy nie liczyło.
    - Pozwól że to ja będę prowadzić zanim załapiesz - powiedziałam bardzo pewnie spoglądając mu w oczy. - Lewe kopyto na mój grzbiet - poinstruowałam wyciągając prawe w bok i wzrokiem pokazując że ma się go chwycić. Wymuszałam przy okazji kontakt pomiędzy naszymi ciałami od bioder po pierś.

×
×
  • Utwórz nowe...