-
Zawartość
1771 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Posty napisane przez Hoffner
-
-
- Dalej przed siebie by powiadomić ludzkość o tym co się tam dzieję. - W moim głosie aż kipiało determinacją a palcem wskazałem w stronę laboratorium.
-
- Terenówka jechała ale zawróciła... - urwałem swoją wypowiedz. - Piętnaście minut by zabrać co potrzebne i w drogę... za blisko laboratorium jesteśmy o wiele za blisko - powiedziałem, a w moim głosie słychać było obawę.
-
Wylądowałem na głównym podwórku farmy i wszedłem do środka bez pukania słysząc tam czyjeś rozmowy.
- Heja - fuknąłem dość głośno by zwrócić na siebie uwagę.
-
[Gandzia]
Celestia zmierzyła gryfa siedzącego w pokoju. Nie odwzajemniła jego uśmiechu jej postać pozostawała neutralna gdy siadała na przygotowanym dla niej miejscu.- Herbaty panie... - urwała czekając aż się przedstawi. -
Doleciałem na farmę którą musiałem przelecieć by móc łukiem na nią zlecieć. Obserwowałem rozkład budynków. Już wiedziałem że długo tu nie zostanę za blisko laboratorium. O wiele za blisko. Poświęcę parę minut zabrać/zrabować to co jest mi potrzebne i dalej gdzie skrzydła poniosą... Najlepiej do jakiegoś miasta... Skórzane rękawiczki by się przydały, jakiś normalny strój i buty.
-
[Gandzia]
Celestia nie sprawiała problemów podczas transportu. Jednak na jej pyszczku od czasu do czasu pojawiał się ledwo dostrzegalny uśmieszek, jakby coś planowała. Nawet jak dostała pierścień na róg, to się nie zgłosiła sprzeciwu. Nie odzywała się więcej, tak jak w strefie neutralnej, gdzie wszystko co powiedziała po prostu ją ośmieszyło. Czekała na rozpoczęcie prawdziwych rozmów.
-
Po natrafieniu na komin wstępujący który bez mojej pomocy unius mnie wysoko gdzie był przeciwny prąd powietrzny (zimny...) do tego na dole bez problemu mogłem lecieć w stronę farmy szybując i wytracając swoją wysokość. Byłem za wysoko by mnie wypatrzyć gołym okiem.
-
Pokręciłem głową widząc że naturą wiele nie zdziałam... Może nie mam na uwadze ich dobra... ale jeszcze mogą mi się przydać... Przynajmniej dopóki nie udamy się do miasta... Myślałem odbijając 15' na lewo w stronę pustyni łapiąc ciepłe prądy powietrzne dzięki którym nie musiałem machać skrzydłami. Natura mnie niosła.
-
Mój wzrok przyzwyczajał się do otoczenia gdy zobaczyłem że mam na ogonie po ziemi poruszającego się Jeep. Przekląłem go pod nosem zmieniając swój kierunek na przeciwny. (Eliza ukształtowanie terenu proszę..)
-
[Gandzia]
Celestia pozostawała niewzruszona na ile pozwolała jej sytuacja.
- Ja nie majaczę... - westchnęła demonstracyjnie. - Sprawdźcie co jest na północy. Zobaczycie że Equestrie ze wszystkich stron otacza woda - próbowała nadal wyjaśnić co się stało niedawno.
//Burza się zbliża nie wiem czy nie będę musiał znikać, a miałem wychodzić...
-
(3 km poza zasięgiem... nawet snajperką nie trafisz... po za tym zabijesz mnie strzelając teraz...)
Zrobiłem pętle do tyłu składając skrzydła by polecieć mniej więcej prosto na farmę. Testowałem różne ustawienia skrzydeł. Składałem jedno, rozkładałem drugie... zmieniałem kąt natarcia powietrza. Mój lot stał się nie przewidywalny. Co jakiś czas lustrowałem okolice szukając różnych ciekawych rzeczy. Wszystkiego co można byłoby wykorzystać jako broń.
-
Leciałem w górę pod niebo póki nie byłem wystarczająco wysoko by zobaczyć co jest bardzo daleko.(Co widzę?)
Wiatr muskał moje pióra wprowadzając w stan pewnej ekstazy światem.
-
[Gandzia]
- Nie to przez Windigos... - Chciała zacząć ich uczyć ale ugryzła się w język. - Naprawdę musicie zrozumieć że nie jesteśmy u siebie a te wybuchy to nie moja wina. Tylko jedność może nas teraz ocalić... - znowu próbowała przemówić im do rozsądku. Wiedziała że ich serca są twarde. - Sprawdźcie na północy że tam niczego nie ma... To jeden z dowodów że mówię prawdę... - Ruszyła za nimi.
//Późno jest, burza jest muszę kończyć.
-
[Gandzia]
- Źle mnie zrozumiałeś... - ciągnęła dalej. - Nie jesteśmy u siebie. Ani ja, ani ty... To nie ta planeta którą znasz... - próbowała wyjaśniać.
-
[Gandzia]
- To nie ja to te istoty z zewnątrz... - prostowała informacje podnosząc się tak jak kazali. - Nie jesteśmy u siebie... - mówiła dalej.
-
[Gandzia]
Bariera rozjarzyła się na całej długości od strony wschodniej. Przez ułamek sekundy widać z tamtej strony było 10 jakby słońc. Ziemia w Equestrii się zatrzęsła po raz kolejny. Celestia nie ruszyła się stała tam gdzie stała niewzruszona niczym. Już wiedziała że nie będzie jej łatwo na tej planecie.
//Strzelać pewnie będą...
-
[Gandzia]
- Podstęp? W którą stronę jest ojczyzna gryfów? - stawiała po raz kolejny pytanie. Niby takie oczywiste ale czy na pewno?
-
[Gandzia]
- Zaprzestanie walki, która już straciła sens, bo nie ma o co walczyć? - mówiła ze spokojem.
-
Poczułem świst powietrza za mną. Likwidator był w powietrzu... Zwinąłem skrzydła i wykorzystując jego i mój moment bezwładności przeniosłem się nad niego by z amortyzował mój upadek na ziemię poczym odbiłem się od niego i leciałem dalej będąc poza jego zasięgiem...
-
Straciłem kawałek małego palca lewej ręki. Odrośnie stwierdziłem. Zaraz potem zjawili się likwidatorzy. Trza wiać... Pomyślałem. Liczę się tylko ja... Dobro innych mnie nie obchodzi...
Rozwinąłem skrzydła i leciałem ku wolności...
-
Domyślając się co może chcieć zrobić niemowa zacząłem pomagać mu przy tym co robi. Napiąłem swoje mięśnie.
-
- Jesteś odporny na lasery bo ja raczej nie... - mruknąłem. - Może by spalić elektronikę lub soczewki w nich... - rzuciłem pomysłem.
-
- Nie podoba mi się to... Za łatwo poszło... - mruknąłem wychodząc ostrożnie z windy by rzucić parę piór ze skrzydła przed siebie i zobaczyć co się stanie.
-
- Nie lubię wind - mruknąłem pod nosem. To klatka z której nie ma ucieczki a i bronić się czy atakować jest ciężko. Nie spodziewałem się nieplanowanych gości. Ta mała mnie zaskoczyła biorąc diablicę za zakładnika. Potem jeden pchną jej rękę w krtań i było po wszystkim... Jedna oprawczyni nie żyła... Czy czułem się lepiej?
[Zapisy/Gra] Laboratorium (Human)
w Archiwum
Napisano
- Hej - powiedziałem po czym wróciłem do rozmowy o moim pomyśle. - Może i byłem dzieckiem jak mnie zabrali ale jak mam uciekać całe życie to wolę im nabruździć ile się da - powiedziałem szczerze. - Tamci... - Znów wskazałem na laboratorium. - będą nas ścigać do skutku chyba że odwrócimy ich uwagę od siebie.