Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [Ziemia]

    Z Rosji bez uwzględniania tego z amerykanami wystrzeliła w nieznany ląd 10 głowic z wyrzutni UR-100 o łącznej mocy 7,5 megaton. Niemożliwe było ich zestrzelenie ponieważ tarcza antyrakietowa nie działała po impulsie elektromagnetycznym.

    [Gandzia]

    Celestia stała tam ze spuszczoną głową i zamkniętymi oczami. Była spokojna. Wiedziała że ma rację. Że ich walka straciła sens.

    - Za co walczycie? - spytała się pewnie podnosząc głowę patrząc twardo przed siebie. Liczyła że odpowiedz będzie za Cesarza. 

  2. [Gandzia]

    Celestii i Lunie chwile zajęło zapoznanie się z planem obrony Canterlot. Wiedziały że zdane na szczęście by to wygrać. Nie chciały ryzykować więcej walk by jeszcze więcej zginęło lecz co miały zrobić? Słyszały co się dzieje na zewnątrz. Były pewne jednak że jednorożca zapewnią teraz stosowną obronę przed pociskami nieprzyjaciela tylko pytanie jak długo będą wstanie to robić? Nikt nie był pewien. Nie mierzono wytrzymałości zaklęcia tarczy na obstrzał artyleryjski. Ktoś wbiegł do sali z ulotką i podał ją starszej z sióstr którą szybko przejrzała. W jej oczach wybuch gniew natychmiast zduszony przez samokontrolę.

    - Luna idę spróbować po raz ostatni przemówić im do rozsądku że już sytuacja nie jest tak klarowna jak im się wydaje. Nie mogą walczyć za Cesarza którego tu nie ma - powiedziała wychodząc z sali niewzruszona na słowa swej siostry co próbowała odwieść ją od tego.

    Kierowała się na pole neutralne. Robiono jej przejście gdy szła przez oddziały w całkowitej ciszy. Zatrzymała się dopiero pośrodku czekając tam aż ktoś się zjawi.

  3. Znowu siedziałem w bezpiecznej odległości od szyby oparty o zimną ścianę po tej "kolacji". Patrzyłem na monstrum które jak zwykle stało bez ruchu. To nie było ludzkie...

    Puchar krwi,

    los z nas drwi.

    Czas czekania.

    Czas spaczenia.

    Laboranci to oprawcy,

    zbrodni wszystkich sprawcy...

    Znów zeszło mi się na rymowanie zanim próbowałem zasnąć.

  4. [Gandzia]

    Siostry leciały powoli i dostojnie po łuku z góry przelatując nad terenem neutralnym. Pokazując tym że są obecne na polu bitwy podniosły morale swoich żołnierzy. Kierowały się w stronę Canterlot.

    Na tyłach equestriańskiej piechoty widać było że pojawiają się duże konstrukcje w liczbie 12 stuk.

  5. - Coś komuś chyba nie pykło - westchnąłem patrząc przez co robi to monstrum. Chwile płonął nieszczęśnik i zgasł. Stwierdziłem że jest ognioodporny i sala nie posiada spryskiwaczy przeciwpożarowych bo by penie zareagowały na ulatniający się dym mocząc wszystko dookoła.

  6. [Elizabeth Eden]

    - Jestem kucykiem! Nie jakimś tak koniem... - oburzyła się. Biorąc książkę by schować ją w kieszeni morficznej Star Swirl'a. Cieszyła się w duchu że jako pierwsza będzie czytać książkę z innego wymiaru i to że jako jedyna umie ją odczytać.

    - Chcę Ci Elizabeth bardzo podziękować za prezent, rozmowę i ocalenie życia - rzekła oficjalnie. - Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy. Jesteś interesującą osobą. Do widzenia - powiedziała radośnie wychodząc przez drzwi.

    Ogarnęło ją dziwne powietrze. Było ciężkie, zanieczyszczone. Czuła że to nie jest ten standard do którego przyzwyczaiła ją Equestria. Spojrzała na obce słońce które ma jej zastąpić to które widziało jak się urodziła. Czuła jego ciepłe promienie na swojej twarzy. Rozłożyła skrzydła. Sprawdziła je parokrotnie czy może lecieć po czym wzięła rozbieg i odleciała spokojnie rzucając czar namierzający by wiedzieć w którym kierunku ma się kierować do domu. 

  7. [Elizabeth Eden]

    - Wy postawiliście na technologiczne rozwiązanie własnych problemów. My korzystamy z magii którą posiadamy. Tym się właśnie różnią nasze cywilizacje - filozofowała choć nie rozumiała takich słów jak "telewizja" , "internet" czy "telefon" nie chciała się już pytać o takie szczegóły. Miała wrażenie że im dalej brnie w ich kulturę tym bardziej jest zniechęcająca. - Eliksiry o działaniu użytkowym i medycznym? Na złamania, na porost grzywy... - wymieniała.

  8. Mi na początku mówili tutaj że będzie to mój nowy dom jaki straciłem wcześniej. Opiekowali się mną jakiś czas. Miałem wszystko co chciałem... Zdradzili i urządzili mi piekło jakie znasz teraz - pomyślałem przypominając sobie początki tutaj.

  9. - Ale magii nie znacie? - zapytała Elizę próbując skontrować jej stwierdzenie o technologii.

    - Nie jestem okazem - fuknęła. - Jestem Twilight Sparkle - przedstawiła się patrząc srogo na mężczyznę. Nie przejęła się informacją o królikach. To ich kultura. Ona może tylko tego nie akceptować.

  10. [Elizabeth Eden]

    - Gryf. Drapieżny gatunek zamieszkujący górzyste tereny znajdują się na północ od Equestrii. Żywiący się głównie rybami. Są połączeniem orłów i lwów. Posiadają tułów, tylne nogi i ogon lwa. Przednie kończyny, skrzydła i głowę orła. Przewodniczy nimi cesarz wybrany podczas przewrotu... - rozpoczęła mówić jakby czytała z encyklopedii. - Rozwinięci technologicznie zwłaszcza pod względem militarnym. -  To oni na nas napadli praktycznie bez powodu. Ich broń i technika przewyższa naszą.

  11. [Elizabeth Eden]

    - Nic nie szkodzi. - Machnęła kopytkiem zbywając problem swojego napoju. To nie było teraz ważne. - Na pewno uda dojść do porumienienia ze wszystkimi - uśmiechnęła się.

    Gdy słuchała o tym wszystkim dotyczącym sekcji i dożywocia. Niedobrze jej się zrobiło. Musiała się również zrobić odrobinę blada. Dożywocie za złe czyny o których nawet nie słyszała by wydarzyły się w jej krainie. Sekcja to musiało być coś okropnego. Kroić kogoś by się dowiedzieć co ma w środku to wydawało się jej abstrakcyjne i absurdalne. Wolała już nie pogłębiać tematu... 

  12. [Elizabeth Eden]

    - Księżniczka Celestia - znowu ją poprawiła wypracowując sobie powoli zdanie na temat swojej rozmówczyni, która zdawała się wyprana z uczuć. Skoro tak łatwo mówi o śmierci, okrucieństwie i sposobach zadawania cierpienia. - Na pewno nie chciała zrobić nic złego. Jakby wam słońce gasło też szukalibyście drogi ucieczki, a to był jedyny wybór. Nie wiem co to jest ta fala elektromagnetyczna ale nie to była naszym zamiarem. My naprawdę nie chcemy konfliktów. Nie wiem jak wygląda sytuacja Equestrii w tej chwili. Nie wiem czy jest możliwe przeniesienie jej powtórnie w najbliższym czasie. Żeby przenieść ją w to miejsce była potrzebna energia ze słońca... - mówiła nie wierząc w to całe okrucieństwo o którym mówiła Eliza. Nie mogła sobie wyobrazić takiego świata opartego o cierpienie.

    - Dożywocie, sekcja... a co to? - zadała swoje pytania.

  13. [Elizabeth Eden] // poprawiłem już z tą książką będzie powód budyniowania... o taaak...

    Klacz podziękowała za ten skromny posiłek różniący się od tego o co prosiła, po czym upiła łyka kawy która miała dziwny smak, ale nie narzekała. Była po prostu inna od tego do którego się przyzwyczaiła. Nie za bardzo rozumiała sceptyczne podejście swojej rozmówczyni przecież przyjaźń według jej mniemania mogła pokonać każdy problem.

    - Na to nie było wpływu... Czasoprzestrzeń została rozerwana, a dalej to była podróż na ślepo. Ja tu przybyłam lecąc tym torem, który jeszcze się nie zamknął... - wyjaśniała powoli. - My naprawdę nie szukamy waśni. Najwyżej możemy zaoferować naszą pomoc. Nic więcej. Nie pragniemy nic ponad to co już mamy - zapewniała rozmówczynię nie rozumiejąc jak tak łatwo można mówić o zabijaniu.

  14. [Elizabeth Eden]

    - Księżniczka Celestia - poprawiła klacz Elizę po raz kolejny podkreślając stanowisko swej mentorki mając przy sobie tą straszną książkę. - Mam nadzieję że masz rację ale to nie było wcale takie proste jakie się wydaję. Teleportacja jednego ciała to sztuka, a całego państwa? Tego jeszcze historia magii nie widziała... - westchnęła szukając miejsca w którym mogłaby usiąść. - Herbaty i jakieś jabłko jeśli można prosić.

  15. Stwór ryknął a ja tylko otworzyłem powieki. Nie spałem za dobrze tej nocy. Po mojej głowie znowu chodził ten stwór. Za każdym razem łamał mi kręgosłup gdy próbowałem uciec... Nie ważne jak wysoko udało mi się wzlecieć w powietrze już poza laboratorium. Łapał mnie łańcuchem za nogę i ściągał na ziemię by zabić... Pokręciłem głową by wyrzucić te obrazy z głowy. Liczy się tu i teraz.

  16. [Gandzia] // No to bitwa o Minas Tirith...

    Z północnego zachodu ciągnął front burzowy tworzący superkomórkę. Był jeszcze z 2 km od Canterlot. Zbite ciemne chmury wirowały wokół własnej osi. Czasem między nimi przeskoczyła błyskawica. Na ich tle można było dostrzec pegazy kształtujące to niebezpieczne zjawisko. Silny wiatr zaczął wiać w stronę gryfich umocnień, czyli w stronę wyżu atmosferycznego, wzbijając tumany kurzu. Na tyłach Equestriańskich pozycji były podnoszone do góry i zbijane konstrukcje z drewna.

     

    [EQ, Świątynia na górze]

    Siostry stały nieruchomo na szczycie góry patrząc na rozwój sytuacji.

    - Już tu są - powiedziała Celestia stwierdzając fakt. - Nie przewidziałam tego... - zamknęła oczy by na to nie patrzyć.

    - To bitwa o wszystko... Nie wiedzą że zostali uratowani przed zniszczeniem, a my mamy teraz ich zabić niszcząc przy tym cały gatunek którego większa już została na to skazana? - wyszeptała Luna.

    - Rozmowy nic nie dadzą byłaś przy tym. Ich można tylko unicestwić by nie zagrażali nam... - Oczy Celestii zapłonęły od przypływu gniewu.  

  17. - Liczę na to że się uda - szepnąłem już patrząc na to monstrum. - Śmierć i życie ważna rzecz, z rzeczywistością się zderz... Krew pulsuje w żyłach twych.... Otworzy drogę do przygód nowych... Śmierć i życie ważna rzecz... Losie wykuj zemsty miecz.... - zacząłem klecić rymowankę jak mi się podobało by usnąć i mieć siłę na kolejny dzień.

  18. - Ja mam skrzydła i zestaw brzytw w palcach. Na tego dziwoląga nie zda się ten ekwipunek chyba że przeciąłbym mu tętnice szyjną. Tu potrzebny jest grizzly tak z 200 kg i można by uciec daleko... Ten którego ostatnio wnosił jak kota do klatki ten który zdemolował celę że go zaczęło zalewać... nadał by się... - szeptałem zapamiętując co powiedział. Miałem nadzieje że ten pod spodem to słyszy.

  19. - Nie musisz wiedzieć... Czasami trzeba znaleźć się na krawędzi by zobaczyć co się ma za sobą. W tamtej chwili nie widziałem innej opcji teraz mam ich cały wachlarz. Zwłaszcza że wiem o ile to się może sprawdzić to za dwa dni stąd po śniadaniu na które podobno ma być sama woda go zabiorą na całe 3 godziny... - westchnąłem. - Tylko jak się stąd wydostać? Nie rozwalę tej szyby pod napięciem...

  20. - Taa... nie mam po co spać puki go widzę bo odechciewa mi się żyć. Prawie mi się dziś udało uciec na inny świat... - Zamyśliłem się po czym zmieniłem temat. - Mnie ochrzcili mianem Bastard'a ale wolę krótko Fox. Widziałeś by ten olbrzym ruszał nogami jak stoi czy poprawiał sobie pozycję? - szeptałem a głos niósł się po całej hali bo panowała taka niczym nie złamana cisza.

×
×
  • Utwórz nowe...