Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [127] Będąc na parkiecie pokazałam mojemu ogierowi że ma powstać na tylne kopyta jak wszyscy dookoła. Nie zwracałam uwagi na kpiący wzrok co po niektórych. Był tylko ja i on w tańcu co miał pozwolić mi go zauroczyć. Nic więcej się wtedy nie liczyło. - Pozwól że to ja będę prowadzić zanim załapiesz - powiedziałam bardzo pewnie spoglądając mu w oczy. - Lewe kopyto na mój grzbiet - poinstruowałam wyciągając prawe w bok i wzrokiem pokazując że ma się go chwycić. Wymuszałam przy okazji kontakt pomiędzy naszymi ciałami od bioder po pierś.
  2. [127]//piszę z telefonu. - O mnie się nie martw - powiedziałam przyciszonym głosem, kończąc cydr i odstawiając kieliszek na jedną z tacy. Moje uszy odwróciły się, same z siebie w stronę orkiestry, która zaczynała dopiero grać następny utwór, a z tego co widziałam niektóre pary zaczynały się ustawiać na parkiecie. Rozpoznałam z daleka co to będzie. Prosty ale romantyczny walc angielski. Uśmiechnęłam się psotnie. - Chodź teraz. Druga taka okazja się nie powtórzy. - Chwyciłam mojego partnera za kopyto próbując wyciągnąć go na parkiet.
  3. [127] Ogier nie umiejący tańczyć... Skąd ja to znałam? Pokręciłam delikatnie głową w ramach dezaprobaty, udając że myślę i kalkuluję. Odpowiedzi mogłam udzielić z marszu, tylko po co miałabym zdradzać swoją pewność siebie? Do szczęścia nie było mi potrzebne, a okazja, by dobrze się zabawić mogła szybko nie nadejść. - Nauczę cię - powiedziałam dość powoli z przejęciem, odbierając od ogiera ostrożnie mój napitek. - To nic trudnego - próbowałam zwiększyć jego pewność siebie. - Kwestia kroków i rytmu. Nic więcej. Nie może być aż tak źle - stwierdziłam pewniej spoglądając w jego stronę, po czym upiłam mały łyk napoju. Był jak każdy cydr. Lekka kwaskowatość mieszała się ze słodyczą, w którą wkomponowane były jabłka z dobrze wyczuwalną nutą alkoholu.
  4. [127] Zadziałała ta cecha charakteru, rodowitych kuców , którą lubiłam najbardziej. Chodziło tu oczywiście o ich dobrze wykształcone współczucie, co każe od zawsze nieść im pomoc jak tylko mogą. Wiele razy udało mi się ją wykorzystać to lepiej lub gorzej dla własnej korzyści, z konwertytami sprawa wygląda odrobinę inaczej... Jeszcze nigdy się na niej nie przejechałam. Postanowiłam iść za ciosem. - Z chęcią - powiedziałam, po czym dodałam pytająco - a później na parkiet? - Zatrzepotałam delikatnie rzęsami. Nie ma to jak granie niewprawnej klaczki...
  5. [127] Uśmiechnęłam się szatańsko, stojąc do niego tyłem. Ten prosty numer, dawał mierne dalsze efekty, ale zwykle skuteczne teraźniejsze, choć nie jako wymuszone. No cóż trudno... Przecież klacz zmienna jest i nie lubi jak się jej za daje za dużo pytań, jak ona chce to zrobić. Obróciłam się do niego, uśmiechnięta dość wymuszenie i niejako w środku zadowolona z tego obrotu sytuacji. Klacz nie powinna być sama na balu, a wszystko da się odbudować... Tylko muszę grać dalej słabą klaczkę... - Jak nie chcesz, nie będę cię zmuszać... - zaczęłam by po chwili dodać - ale było by miło. - Zakończyłam szczerym uśmiechem.
  6. [127] - Że jest pan gwardzistą to słyszałam z paru drobnych plotek, łącznie z całym opisem, w kawiarni. - Zasłoniłam usta, jakbym powiedziała odrobinę za dużo, zmierzyłam go przy tym jednocześnie całego wzrokiem. - Widzę że te były prawdziwe, co rzadko się zdarza. Po prostu miałam szczęście że kolory się zgadzały. Nic więcej. Od takie zrządzenie losu... - urwałam przeklinając się w myślach. Powinnam wejść na niego z kieliszkiem. Wyglądałoby to bardziej naturalnie... Teraz jest już za późno. Walka trwa. - Jeśli jestem tu niepotrzebna... to sobie pójdę. - Zrobiłam zawiedziona jeden mały krok do tyłu by się odwrócić. Wiedziałam że schrzanię... Wyszłam z wprawy przez tych prostych tłuków których obsługuję. Jeszcze raz myśl logicznie a będzie dobrze. Uspakajałam się przypominając sobie podstawowe zasady.
  7. [127] Czyli to nie jest gwardzista gorszego sortu. Odnotowałam w głowie, spoglądając w jego pełne, niebieskie oczy. Czeka mnie z nim ciężka przeprawa. Zabrałam kopytko, gdy skończył mnie witać, jak prawdziwy gentleman. Do dzieła. Moje oczy zmrużyły się na moment. - Pierwsza, a w tym mieście, jestem od dość niedawana. Dopiero się zadomawiam - powiedziałam niepewnie, spoglądając nerwowo na ten cały ten tłum. - Szukałam towarzystwa... - przerwałam przez moment - a pan wpadł mi w oko rozganiając tłum od tamtego biedaka - skończyłam przyśpieszając.
  8. [127] - Nikim ważnym... - stwierdziłam uśmiechając się delikatnie, w jego stronę. Był okazalszy, niż na tym wspomnieniu, gdzie część jego ciała okalała zbroja. Byłam trochę niższa od niego... Postanowiłam sprawdzić w nim parę rzeczy. Zdobywając przy okazji parę dodatkowych informacji o nim. Te które posiadałam mogły być delikatnie mówiąc przekłamane. - Zwą mnie Lust Tale - przedstawiłam się podnosząc prawe kopyto do góry. Jak jest taki jak przewidziałam, to powinien wiedzieć, co chce mu przez to przekazać, pomyślałam. Nadszedł czas wybrania roli, którą będę musiała odegrać zanim pójdę krok dalej.
  9. [127]//no to zaczynamy polowanie... Weszłam na główną salę jednym z bocznych wejść. Kojarzyłam rozmieszczenie pomieszczeń, ze wspomnień strażników, na których wcześniej żerowałam. Stanęłam sama przy stolę, racząc się jednym z słabych drinków, pod samym oknem z widokiem na ogród przykrytym cieniem nocy. Rzuciło mi się ukradkiem w oczy parę ogierów, ale wszystkich odrzuciłam nie traktując ich jako żadne wyzwanie... chciałam czegoś niezwykłego i ekscytującego na tą noc. Nagle typowe hałasy, takiego przyjęcia, zostały przerwane przez niemałe zamieszanie. Nawet sama Celestia skierowała swe kroki w tamtą stronę. Od niej wolałam się trzymać z daleka... Moją uwagę przykuł ogier rozganiający tłum. Szybko przypomniałam sobie jego imię. - Golding Shield jesteś mój - szepnęłam pod nosem kończąc napój. Odłożyłam naczynie kierując swe kroki w stronę upatrzonego celu. - Golding Shield? - spytałam się rzeczonego osobnika, zachodząc go od tyłu.
  10. [127] Szłam spokojnie. Nigdzie mi się nie spieszyłam, a z tłumu nie mogłam się wyróżniać, bo bym została dobrze zapamiętana. To było mi zbędne i zupełnie tego nie chciałam. Coś zwyczajnego i błahego jest szybko zapominane w całym natłoku informacji. Strażnicy nie mogli przez to wszystkich skojarzyć. Nawet jakby mieli zrobić czyjś rysopis. Jeśli coś się wyróżnia ze zbioru, to każdy od razu to zauważy, a przez to i zapamięta. Wreszcie nadeszła moja kolej. Od razu podałam fałszywy bilet. - Witam panią. - Obejrzał go i przeczytał. - Lust Tale. Jakieś osoby towarzyszące? - spytał się kasując bilet. - Jestem tutaj sama - odpowiedziałam neutralnie spoglądając uśmiechnięta delikatnie w jego stronę. Drugi w tym czasie niedyskretnie pożerał wzrokiem. Typowy ogier, co lubi sobie popatrzeć... Chyba nawet stały klient klubu. - Witamy na gali! - rzekł podniośle i wpuścił mnie do zamku. Udało mi się. Ostatnia część planu, właśnie została wykonana. Jestem w środku. Niczego teraz więcej do szczęścia nie potrzebuje... na razie. Co się stanie czas okaże. Podobno o niektórych tych bankietach, krążą legendy...
  11. [127] Rozejrzałam się po uliczce, czy ktoś może mnie przyuważyć na tym, co właśnie chciałam zrobić. Wszyscy byli przede mną obróceni tyłem. Maszerowali w jedno miejsce, więc mogłam zaczynać moje małe hokus pokus. Zamknęłam oczy przypominając sobie wszystkie szczegóły sprzed chwili. Złota kartka i uporządkowane napisy. Nagle pojawił się z niewielkim hukiem mały zielony płomyczek, co zmaterializował przede mną ów bilet. Pochwyciłam go zachłannie, sprawdzając czy na pewno wszystko gra. W miejscu imienia nie pisało Wing jakiś tam, tylko elegancko Lust Tale czarnym tuszem. - Idealnie - mruknęłam pod nosem idąc w stronę kolejki, która ustawiła się przed wejściem. Zrobiłam to samo.
  12. [127] Szłam główną ulicą Canterlot, oglądając różnych osobników. Szukałam sposobu na zdobycie zaproszenia, analizując kolejne opcje, gdy wpadłam na jednego ogiera. Był wyższy ode mnie i co niespodziewane stałam właśnie przed pegazem, któremu wypadł z marynarki rzeczony świstek. Odruchowo sięgnęłam ku niemu, podając mu go, lecz zanim to zrobiłam obróciłam parokrotnie, w powietrzu, tą złotą kartkę. Zapamiętałam w tedy całą jej treść... - Przepraszam pana - pisnęłam cofając się krok do tyłu. Ustępowałam mu pola grając słabszą, a przez to i uległą. - Nic się nie stało. Niech pani jeszcze nie odpływa. Gala się jeszcze nie zaczęła - powiedział z typowym canterlodzkim akcentem i sposobem... Czyli elita tego miasta. Poznać ją można z daleko. Wszystko, co najlepsze na sobie, łącznie z perfumami. Na mój gust te były odrobinę za mocne. Kręciły mnie w nosie. Ja mam za to feromony, więc ze "sztucznymi zapachami" się nie bawię. - Jeszcze raz przepraszam - rzekłam kłaniając się z szacunkiem, po czym czmychnęłam w jedną z bocznych uliczek. Nie poszedł za mną na szczęście.
  13. [127] Stałam przed zwierciadłem w gabinecie, oglądając siebie, ubraną przed chwilą odtworzonej z gazety, kusej, czarnej sukni wieczorowej z odsłoniętym delikatnie grzbietem. Eksponowała dość dobrze moją figurę... ale brakło w niej tego czegoś. Przyjrzałam się jej jeszcze chwilę, po czym dodałam na rantach srebrne akcenty z napylonego srebra. Ładnie się teraz błyszczała. Następnie spojrzałam na swoją grzywę. Po krótkim namyśle spięłam ją w kok zapinając czarną spinką. Obróciłam się parokrotnie, patrząc krytycznym okiem jak wygląda całość. Było dobrze... suknia nie była za krótka, ani za długa... była w sam raz. Chociaż... wyrzuciłam zbędne myśli z głowy. Nie powinnam tego roztrząsać. Było dobrze i już. Teraz została mi ostania część planu. Zdobyć bilet na galę. Tylko jak ja to wykombinuję? Skorzystać z uroku osobistego, by zdobyć sobie na tą noc ogiera, czy może jednak wykorzystać jedną z changelinskich sztuczek... Wyboru będę musiała dokonać w trakcie do zamku, bo nie miałam czasu na dopinanie planu na ostatni guzik. Musiałam improwizować resztę, a tego nie cierpiałam. Za mało miałam czasu...
  14. [101+20+6=127] Byłam w biurze, paląc papierosa osadzonego w długiej, szklanej lufce - niestety my także ulegamy, niektórym nałogom... Byłam dopieszczona i uchachana po zgoła niezaplanowanej sesji wysiłku fizycznego na moim biurku, przy którym właśnie siedziałam. Mam nadzieję że nikt tego nie słyszał, z drugiej strony, pewnie wszyscy się już domyślają od dłuższego czasu o tym co zaszło pomiędzy mną a Ironem, tylko nie mówią nic, by mi nie podpaść czasem... Uroki władzy. Nigdy nie usłyszysz całej prawdy. Przeglądałam właśnie jedno z kolorowych czasopism, gdy moją uwagę przykuł pojedynczy artykuł na całą stronę. Była to bardziej reklama niż zapowiedz... Jego tytuł brzmiał "Wielka Gala Grand Galopu" . Wczytałam się w to bardziej i brzmiało to przynajmniej ciekawie. Tylko czemu wcześniej mi to umknęło? Nieważne. Oceniłam potencjalne zagrożenia i bonusy wynikające z dostania się na tą imprezę. Wyszło dodatnio po dodaniu do oceny mojej próżności... Tylko w co ja się ubiorę?
  15. [101] White zamrugała parę razy orientując, co się właśnie stało. Zadawała sobie pytanie: Co ja własnie zrobiłam źle? Chciała go tylko rozchmurzyć, ośmielić, a w ostateczności zaciągnąć do łózka. Chciała... Zamieniła się myśląc o tym. Było to dla niej coś nowego. Co znała tylko w abstrakcyjnej postaci od sióstr... Wiedziała dokładnie czego chciała, tylko to osobnik, był nieodpowiedni. Jeszcze chwilę analizowała rozmowę, po czym zneutralniała. - Co poszło nie tak? - spytała się sama siebie z wyrzutem, kładąc kopyta na blat, po czym wypiła swojego drinka na raz.
  16. [101] Klacz pokręciła głową słysząc słowa ogiera. - Powiedz mi. - Zagryzła wargi, oblizując je . - Czy ja... - Przejechała kopytkiem po swej piersi. - Różnie się od ciebie? - spytała się, kładąc kończynę na jego sercu. - Twoje bije tak samo jak moje. - Westchnęła, zbliżając się do niego. Jesteśmy tacy sami i nieważne, co było kiedyś. Liczy się tu, teraz i to, co z tego może wyniknąć... - Spojrzała proste w jego oczy. - Naprawdę nie ma sensu się zamartwiać. Proszę bądź bardziej... - przerwała - radosny? Miał w sobie więcej życia...
  17. [101] Zarzuciła delikatnie grzywą, by opadła jej na lewą stronę. Zamrugała oczami. Pierwszy raz próbowała zrobić coś czego uczyła się tylko w teorii od starszych sióstr. - Jestem White Tail - powiedziała nie skrępowana i uśmiechnięta, wyciągając zadbane kopytko w jego stronę. - Ja nie gryzę - próbowała zażartować próbując rozrzedzić atmosferę ośmielając stronę przeciwną do dalszego działania. Miała co do niego już dość sprecyzowane plany a tym zagraniem chciała... Sama do końca nie wiedziała ale wierzyła że tak trzeba.
  18. [101] - Dziękuję. - Uśmiechnęła się zalotnie. - Ja tu mam wszystko na firmę... - ucięła przemyśliwując dalszą część działania. - Naprawdę nie musi Pan... - Czekała aż się przedstawisz. //Lust Tale Zeszłam ze sceny. Gdy szłam przez zaplecze poczułam pchnięcie. Krzyknęłam zaskoczona, ale zaraz znalazłam przyciśnięta do ściany a moje usta zostały zasłonięte bym nic nie powiedziała. Otworzyłam nerwowo oczy. W słabym świetle dostrzegłam kogoś kogo się nie spodziewałam. - Wiesz że jesteś tylko moja - rzekł zachłannie Iron odsłaniając mi usta i liżąc szyje na całej długości. - Co się stało? - spytałam zaniepokojona jego zachowaniem. - Dlaczego całowałaś kogo innego? Obiecałaś... - mruknął. Jego kopyto zaczęło błądzić coraz niżej. - Wiesz że niczego nie robię bez powodu? Zaufaj mi zrobiłam to dla naszego dobra. - Odtrąciłam jego kopyto. - Nie tutaj - dodałam wyswabadzając się z jego sideł. - U mnie? - spytałam się znając jego odpowiedz. Przejechałam mu zachęcająco ogonem po nosie. //wszyscy wiemy co będzie dalej... Cenzura... a niech cię.
  19. Klacz wyciągnęła pożółkły pergamin i pokazała ci go przed nosem - Wódka jest zabroniona. Whisky nie jest wódką. 3 Bity - W jej tonie nie było słychać krzty emocji. - Shota poproszę - rozległ się głos po twojej prawej. Była to White Wing, która siadła na krześle zakładając nogę na nogę. Barmanka ignorując przez moment ciebie obsłużyła ją wrzucając do szklanki sprita kieliszek etanolu.
  20. [101]//3 osobowy narrator... Za barem stała jedna z "klaczy". Była to zgrabna jednorożec barwy starego pergaminu i mysiej grzywie z fryzurą na hełm w białym fartuchu z logo firmy, którym był śpiący kot, czyli był niczym innym jak cutie markiem Lust Tale. Szybko podawała kolejne napitki, a gdy doszła do ciebie Blue Cut'cie odrzekła na twe pytanie: - Whisky mamy. - Wskazała na jedną z butelek kopytem. Jej głos był zupełnie obojętny. Jakby mówił automat nie żyjąca istota. - Podać? - spytała się spoglądając w twoje oczy.
  21. [101] Moje oczy przyciągnął jeden, chętny ogier - właśnie ten, który rzucił sakiewkę. Jego zapach prowadził mnie krok po kroku i robił się coraz intensywniejszy. Zeszłam powoli i z pełną klasą ze sceny, ktoś gwizdnął w tle widząc to, i już wiedziałam że to na nim robiłam całkiem nie dawno... Miał ochotę na powtórkę... Ciekawe, co teraz przede mną odkryje zupełnie nieświadomie. Odchylił się do tyłu na wygodnym fotelu obitym czerwonym materiałem złudnie przypominającym skórę. Nastawiał się. Jego kończyny leżały nieruchomo na oparciach. Czyli trzymał się zasady że nie dotykamy. Weszłam na niego drapieżnie i władczo niczym kot oceniający posiłek. Może faktycznie tak było? Spojrzałam mrożąc swoje oczy w w jego rozszerzone od adrenaliny źrenice. Usiadłam na nim przejeżdżając prawym kopytem po jego klatce. Piękny był to osobnik. Pełny wigoru który można łatwo skonsumować. W takich chwilach się zazwyczaj nie myśli. Odpływa się gdzieś daleko w krainę przyjemności skupionej w jednej naprawdę krótkiej chwili. Tak było i teraz. Moja ofiara wyłączała kolejne funkcje swojego ciała oddając mi się bezgranicznie. Płynęły do mnie potokiem jego obrazy i myśli składające się w wspomnienia. zatrzymałam się na jednym. Było całkiem świeże. Słychać w nim było "To jest obrzydliwe! Nie! Choćbym nie wiem, kto pozwoli na otwarcie takiego miejsca! Moje kopyto nigdy tam nie stanie." Właśnie to mówił żółty ogier jednorożca o czarnej grzywie. Poszukałam głębiej. Miał na imię...Golding Shield. Z jego zachowania można było wiele wyczytać. Zwłaszcza to że nielubi mojej działalności. Trza było działać i to szybko a przede wszystkim skutecznie. Zrobiłam coś czego zwykle nie robiłam. Zbliżyłam swe wargi do jego zaczynając głęboki pocałunek. Zrobiło się głośno od wiwatów innych klientów. Jednocześnie zaczęłam szybko pochłaniać większe ilości tego czego potrzebuje po przez większy kontakt z jednostką. Robiłam także coś co miało pomóc zacieśnić stosunek gwardzistów do mego klubu... Wysyłałam mu krótkie instrukcje dotyczące jego zachowania. Że ma krytykować odmieńca że nie ma dość odwagi by tu przyjść i nie przyjmować jego logicznych kontrargumentów a także zachęcać innych by tu przyszli... Oderwałam się od niego z myślą że teraz będzie ślepy jak kret na słowa innych jak ktoś zacznie mówić coś o mnie czy też o dobrym imieniu tego lokalu. Jego czas się ze mną się skończył... Jęknął nieznacznie zwiedzony że już odchodzę od niego kręcąc swym zachęcająco swym plotem. Chciał coś powiedzieć ale nic nie wyszło z jego gardła. Chwyciłam sakiewkę znikając na zapleczu. Najedzona i zadowolona obrotu sprawy.
  22. [101] Wyszłam na przyciemnioną scenę wraz z White Tail, razem w jednym rytmie, na razie spokojnej muzyki, która dopiero miała się rozkręcić. Moje oczy szybko dojrzały że większość klientów to Królewscy Gwardziści. Łatwo było ich rozpoznać po białej sierści, niebieskiej grzywie i oczach a także nienagannej posturze. Większość mogłam już rozpoznać po zapachu... Na razie wszyscy siedzieli spokojnie. Niektórzy pili piwo czy też cydr. Że coś się zbliża widać było po pegazach i ich skrzydłach. Zaczęłyśmy wspólny występ na jednej rurze najbardziej wysuniętej w stronę publiczności. Zaczęłyśmy spokojnie. Od prostych ruchów przechodząc w coraz śmielsze posunięcia. Nasze ciała ocierały się o siebie w zgrabnym tańcu który mógłby się wydawać planowany i ćwiczony wiele godzin wcześniej. Tak naprawdę całość była uzgadniana i improwizowana z pomocą telepatii. Czułam podświadomie zapach pożądania co wypełnił powietrze. Nagle światła zgasły przysłaniając nas mrokiem. Gdy zaczęły się na nowo rozpalać stałyśmy na stojąco, zwrócone do siebie, ciasno objęte skrzydłami tak, by zasłaniać nasze pyszczki. Po chwili zaczęłyśmy opuszczać tą naturalną kurtynę by pokazać co robimy. Podobno dla ogiera nie ma nic bardziej podniecającego niż liżące się dwie klacze. Tak było i w tym przypadku. Uderzyła w nas fala odbierająca zmysły. Zatraciłyśmy się jeszcze bardziej w swoim pocałunku z tegoż powodu. Przerwałyśmy go dopiero gdy usłyszałyśmy brzdęk bitów w sakiewce rzucanej na scenę... Wciąż byłam nienasycona i pragnęłam więcej... Nawet po takim ładunku emocji... było mi mało.
  23. [101] Podeszłam do sejfu, ukrytego w podłodze. Otworzyłam go, wprowadzając odpowiedni szyfr i potwierdzając swoje spektrum magiczne. Tylko ja mogłam go otworzyć... Całą jego zawartość stanowiły fiolki z płynną zieloną substancją. Była to po prostu skroplona miłość, która przyjęła postać płynnej galarety. Wyciągnęłam jedną z pustych fiolek i ją odkorkowałam. Następnie zrzuciłam z siebie cały kamuflaż przybierając swoją prawdziwą postać. Zamknęłam oczy przed przyłożeniem rogu do naczynia. Skupiłam się mocno, zaczynając napełniać pojemnik drogocennym pożywieniem. Pociemniało mi przed oczami. Poczułam nieprzyjemne pieczenie w całym ciele. Część sił mnie opuściła... Gdy uznałam że mam dość przerwałam proces spoglądając na efekty swojej pracy. Prawie przelałam. Zakorkowałam z powrotem i zamknąłem skrytkę na 4 spusty.Osłabiona zebrałam się na wysiłek przybierając estradową postać. Była to drobna pegaz o sierści koloru świeżych sosnowych, szczerozłotej grzywie i ogonie ułożonych w łobuzerskim, młodzieżowym stylu. Jej kończyny pokrywały czerwone, błyszczące skarpety sięgające za kolano. - Do dzieła - powiedziałam ruszając na górę.
  24. [121-20=101] Pochodziłam po jubilerach i butikach oglądając, co ciekawego mają tam do zaoferowania... Nie kupowałam nic, za to mój wzrok chłonął absolutnie wszystko, jak zawsze. Każdy najdrobniejszy szczegół, by móc później to odtworzyć wprost na sobie... Po co miałam kupować, skoro mogłam zawsze sama to stworzyć? Zajrzałam jeszcze, do kiosku kupując tam klacze, kolorowe czasopisma traktujące o modzie. Lubiłam czytać wszystkie rubryki, dowiadując się różnych ciekawych rzeczy, lub też bzdur wyssanych wprost z kopytka. Co jest na tobie, co pomoże mi w osiągnięciu mojego celu, co porabiają gwiazdy... Trafiały się również gorące plotki, czy też jeszcze cieplejsze porady, albo triki typu; jak zdobyć tego jedynego. Z tych ostatnich śmiałam się cicho pod nosem. Jako doświadczona łowczyni wiedziałam, co zrobić, by zawsze zdobyć to co chce. Klacz czy ogier... na co przyjdzie mi smaczek w danym momencie... Zastał mnie wieczór... to oznaczało tylko że nadszedł ten moment w dniu podczas, którego muszę wykorzystać swe zdolności... Wróciłam do lokalu zamykając się na parę minut w swoim gabinecie rzucając zakupy na blat biurka...
  25. [121] Przechadzałam się przez ładne ulice, co dopiero budziły się z wolna do życia. Mijałam parę kucy idących luzem, były to czasami samotne ogiery, z rzadka klacze, czy też patrole gwardii. Widziałam także te kucyki, które tworzyły niewielkie stada. Minęło parę dni zanim udało mi się rozgryźć do końca całą strukturę społeczną Equestrii... Wygląda ona mniej więcej tak; 1 na 3 źrebięta to ogier. Czyli na jednego ogiera przypadają przeciętnie 2 klacze... Jak wcześniej wspominałam minęłam "stada". Składają się one zwykle z jednej klaczy, która przewodziła zwykle całości. To ona zwykle dominowała w całej grupie, pod każdym względem. Później jest, zazwyczaj jeden jurny ogier, rzadziej zdarzają się dwa. Do tego dochodzą dodatki w postaci klaczy, które wchodzą do tego "haremu". Jest ich zwykle kilka... I tu dochodzimy do paru istotnych faktów. Nie każdy samiec jest może czy też umie przyciągnąć do siebie samice, mimo tego, że fizycznie nic mu nie brakuje. A że zabrakło dla nich towarzyszek to zwykle kierują swoje kroki ku gwardii królewskiej. To tam ginie cała ich nadwyżka. Przez to nie widać ich tak samotnie na ulicach - chodzą parami na wspólne patrole. To z tego między innymi tworzy się pobyt na nasze usługi, z potrzeby klaczego ciepła które dostarczamy. Jest jeszcze parę ciekawych faktów dotyczących Equestrii... jak na przykład jeden okres, na jakiś czas na wiosnę, gdy większość klaczy jednocześnie staje w ogniu... Wtedy zwykle wszystkich czeka parę bezsennych nocy, czy tego chcą czy też nie... Jak doszłam do skrzynki to wrzuciłam ten przeklęty list do niej - jeden problem z głowy mogłam stwierdzić, po czym zrobiłam w tył zwrot i inną drogą wrócić do lokalu. Nie cierpiałam tej całej biurokracji i wiecznej kontroli ale z czasem idzie się przyzwyczaić.
×
×
  • Utwórz nowe...