-
Zawartość
1820 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Omega
-
- Uspokój się - poradziła ci Luna - znasz jego dokładną lokalizację, czy tylko przybliżony kierunek przebywania? Północ to wielki obszar, ciężko go będzie przeczesać...
-
- Dobrze, zdobywaj ich zaufanie - zgodził się Stark - Nightmare Moon będzie z ciebie dumna. Niech nastanie wieczna noc! - powiedział i jego obecność zniknęła.
-
Przez chwilę nic się nie działo, ale zaraz poczułeś obecność. Naprawdę potężną obecność. - Jestem Sea Charger - usłyszałeś jej spokojny głos - nie musiałeś tak krzyczeć. O co chodzi?
-
- Mieszkałeś w Canterlocie? - zapytała się zdziwiona Apple Bloom - myślałam, że żaden kucyk stamtąd nigdy by się tutaj nie przeprowadził... - A Twilight? - zapytała się ją Applejack - on też mieszkała w Canterlocie. - To co innego - upierała się młodsza siostra. - Właśnie, że nie - odpowiedziała starsza.
-
Zaczęłaś uderzać o powierzchnię dziury, odrywając spore kawałki ziemi, które potem spadały w ciemność. Robiłaś to już od kilkunastu minut i powoli się męczyłaś. Wtedy, gdy oderwałaś kolejny kawał ziemi, poczułaś, że ziemi osuwa ci się spod kopyt. Poleciałaś, wraz z ziemią do tunelu i obijając się o jego ściany, spadłaś do sporej wielkości jaskini, obijając się przy tym solidnie.
-
Na początku nic się nie działo. Skupiałeś się, ale nic się nie pojawiało. Siedziałeś tak kilka minut, powoli tracąc wiarę w to, że się uda. Już miałeś się poddać kiedy nagle coś poczułeś. Jakby niewidzialna nic delikatnie szarpała cię z kopyto w kierunku północnym. Ale było to delikatne szarpnięcie, co mogło oznaczać, że prototyp był daleko...
-
- W takim razie lepiej się nie wychylaj - skwitował to Stark - lepiej unikać tak ryzykownych akcji w przyszłości. Co teraz zamierzasz zrobić, skoro Celestia może co podejrzewać?
-
- Jutro będziesz pracować tylko do południa - powiedziała do ciebie Applejack. - Dlaczego? - zdziwił się Big Macintosh. - Bo jutro Pinkie urządza dla niego impreze - wyjaśniła Applejack - i wątpię by pozwoliła mu w tym czasie pracować - puściła do niego oko. - Pewnie masz racje - zgodził się w końcu i wrócił do jedzenia. - A właściwie, skąd jesteś? - zapytała się Apple Bloom.
-
Noc już na dobre zagościła na niebie Equestrii gdy wyszedłeś z biblioteki. Gdzieś w oddali zawył patykowilk. Ty zaś bez strachu ruszyłeś przed siebie, drużką idącą do twojego domu. Po drodze obyło się bez niespodzianek, chłodny wiatr niósł ze sobą zapachy lasu. Gdy dotarłeś do swojego domu zamknąłeś za sobą drzwi i ruszyłeś do sypialni.
-
- Celestia kazała mi informować ją gdyby stało się coś złego - odparła Twilight stanowczo - o pilnowaniu cię nie było mowy. Ale jeśli coś zrobisz, raport o tym zostanie wysłany. I nie, nie chcę się ciebie pozbyć, ale wolę pracować w ciszy i spokoju. Czy odpowiedziałam już na wszystkie pytania? - zapytała szorstko.
-
- Tak, ogólnie całe to drzewo oddano do mojej dyspozycji - potwierdziła Twilight przeglądając swoje zapasy - jestem w tanie zrobić taki eliksir, ale... dopiero na jutro rano. Przykro mi, ale to ciężka mikstura i wymaga mnóstwa skupienia - także nie martw się, jutro dostaniesz swoją miksturę, a do tego czasu... możesz wrócić do siebie. Nie ma potrzeby bbyś ślęczał tutaj całą noc.
-
- T...tak - odparła zaskoczona - jakiego eliksiru potrzebujesz? - zapytała wprowadzając cię do biblioteki, pełnej starych i nowych woluminów. Ona jednak je ominęła i kierowała się do innego pomieszczenia, pełnego menzurek, tynktur i aparatury alchemicznej.
-
Po kilku chwilach usłyszałeś odgłos kopyt i zgrzyt zamka. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich znajoma lawendowa klacz. - Co mogę dla ciebie zrobić? -zapytała się z wahaniem wpuszczając cię do środka.
-
Ruszyłeś w kierunku tego wielkiego drzewa, w którym mieszkała pupilka Celestii. Zresztą to był jeden z głównych powodów twojego pojawienia się tutaj. Potrzebujesz tej mikstury na ból, a w okolicy tylko Twilight zna się na eliksirach.
-
Fluttershy coś tam jeszcze powiedziała, ale nie słyszałeś o co chodziło. Ruszyłeś dalej ścieżką mając nadzieję, na szybkie dotarcie do miasta. Powoli dzikie krzaki ustępowały równym grządką kwiatów. Gdzieniegdzie stały białe ławki. Widziałeś już dachy domów i nieliczne głowy na ulicach. Dotarłeś do Ponyville, akurat kiedy kładło się spać. Gdy tam przyszedłeś, na ulicy zostały tylko trzy małe kucyki, które i tak już rozchodziły się do domów.
-
- Dzi... dziękuję - odparła Fluttershy wychylając głowę z liści - g.. gdzie mieszkasz?
-
- Ja.. ja jestem... jestem Fluttershy - powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałeś - jak.. jak to mutantem?
-
- A..ale kim jesteś? - doszedł cię cichy głos z korony drzewa - nigdy nie widziałam tu kogoś... kogoś.... takiego.
-
- K..kim ty jesteś? - usłyszałeś cichy szept, a zaraz potem dźwięk poruszających się liści. Odwróciłeś się i zobaczyłeś, że z liści wystaje tylko pojedynczy kosmyk różowych włosów. Najwyraźniej schowała się zaraz po tym jak zadała ci to pytanie.
-
Klacz najwyraźniej cię nie zauważyła, wciąż przelatywała z gałęzi na gałąź, poprawiając gniazda i szepcząc coś ptakom. Był to niezwykle dziwny spektakl. Szedłeś powoli w jej kierunku, kiedy nagle pod twoim kopytem pękła gałązka. Klacz odwróciła się w twoją stronę i pisnęła przeraźliwie chowając się do korony najbliższego drzewa przy okazji budząc wszystkie ptaki.
-
Po chwili dostałaś wyraźny odzew. - Co się stało agentko Moon Light? - usłyszałaś głos Starka.
-
- Ale skoro póki co jesteś tutaj to musisz pracować z nami - powiedział Big Macintosh - nie ma nic za darmo.
-
Przedzierałeś się przez krzaki nie chcąc spłoszyć tajemniczego śpiewaka. Po chwili wyszedłeś na niewielką polankę gdzie ujrzałeś żółtego pegaza o różowej grzywie, który latał od drzewa do drzewa i robił coś przy ptasich gniazdach. Klacz najwyraźniej śpiewała ptakom... na dobranoc?
-
Ruszyłeś leśną drużką w kierunku skąd przyszedłeś. Nagle usłyszałeś cichy śpiew. Cichy, ale piękny śpiew gdzieś z prawej strony. Byłeś tym bardzo zaciekawiony.
-
Gdy wyszedłeś z domu zauważyłeś, że był już wieczór. Słońce powoli chowało się za horyzontem i przybierało krwawą barwę. Las wydawał się teraz niezwykle jaskrawy i ciekawy.