Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. Wokół mężczyzny, na podłodze powstał krąg płomieni odgradzający go od Rockiego. Odwrócił się w jego stronę a z otworów w masce biło czerwone światło. -Nie zbliżaj się do mnie plugawy odmieńcze. Odezwał się surowo. Nie miał zamiaru rozmawiać z Alikornem...
  2. Nie bacząc na cokolwiek Masked cisnął kulą ognia pod kopyta Ruby i dalej kierował się do kuźni.
  3. -Twa pomoc przyda mi się później. Jednak jeśli chcesz się czegoś nauczyć pójdź ze mną. Odpowiedział zaspale, wciąż ściskając w ręku drobne kryształy. Po swojej wypowiedzi jednak ruszył ponownie kierując się do kuźni.
  4. W końcu. Wpadł na pewien pomysł. Teraz trzeba było go zrealizować. Mężczyzna wyją swój sztylet i wyłupał w kryształowej ścianie mały otwór. Pozbierał pięć kamieni w odpowiednim rozmiarze po czym snując się jak zwykle ruszył w stronę kuźni. Jednak to nie był szczyt możliwości, idąc więc wciąż nie przestawał rozmyślać nad innymi możliwościami.
  5. -Istota... dwojga ciał... Szept był cichy i złowróżbny. Mimo iż wydobywał się z ciała towarzysza Wiktora, to wydawało się iż wypowiadany był przez setkę innych skrytych w mroku istot. Ledwie oświetlana ogniem pochodni postać zerknęła przelotnie na kuca, z dziwną zachłannością. -Wszystko jest w doskonałym stanie. Odrzekł mężczyzna. Palce jego podobne w tym świetle do szponów zastukały cicho o ścianę, a postać ruszyła dalej jakby w poszukiwaniu czegoś...
  6. Mężczyzna snuł się w korytarzach skrzydła magicznego niczym zmora, zjawa z sennego koszmaru. Przemykał się cicho pośród cieni, a paznokcie jego skrzypiały lekko ocierając się o kryształowe ściany. Czarny płaszcz powiewał z wolna niczym czarne skrzydła. Mimo odgłosów paznokci, korytarze niedaleko Maskeda wypełniała dziwna cisza, mącona jednak cichymi szeptami, nie do zrozumienia ni pojęcia, przerywane tylko krótkimi chichotami. Oczywiście mężczyzna wciąż obmyślał swój plan, jednak jego wygląd i zachowanie nie wzbudzały teraz nawet krzty zaufania, a i nie zwiastowały niczego dobrego...
  7. Maskeda zmęczyło czekanie, wstał więc i powolnym krokiem wciąż rozmyślając o swoim planie, zaczął spacerować po korytarzach, wciąż jednak opierając się o ściany. Chodzenie w tej pozycji przestało mu przeszkadzać, a nawet było dość wygodne, bo wciąż miał wolne przednie, a raczej górne kończyny. Głód był jednak nieprzerwani i mimo że odrobinkę go zbił gdy Poison poszedł po wodę to ciągle było mu mało...
  8. Mężczyzna spochmurniał. -Najpierw sprowadź Atlantisa i przekonaj go do pomocy. Zamknął księgę z runami zapisanymi w mowie czarnych magów i oddał klaczy wraz z pustą stronicą. Atlantis im nie pomoże. wiedział o tym. Sam z kolei przystąpił do rozmyślania mad swoim pomysłem. "Nowa magia", tak to był jego nowy cel...
  9. Spod maski wydobywał się cichutki chichot. Był dziwny i nie zwiastował niczego dobrego. -Wiedza o której mówisz jest już w moim posiadaniu. Przejechał palcami po grzbietach swoich ksiąg. Uniosły się one i otworzyły na odpowiednich stronach. -Magia która wyjmie duszę i pozwoli ją kształtować została mi dana przez ciebie. Wiedza jak tę dusze ponownie zamknąć w ciele... No cóż jestem jej przykładem, to nekromancja. Z kolei moc która ponownie tchnie życie w ciało to wasza magia. Ta którą się tak chlubi Atlantis. Obie księgi nagle wróciły na swoje miejsca przy pasie, a nieustanny chichot urwał się. -Jednak jak połączyć te różne sztuki w jedną? Był by to nowy rodzaj, wyższa magia. Nieznająca podziałów ni ograniczeń. Jednak jak tego dokonać?
  10. Masked zamyślił się. Jednak szybko przeszedł do odpowiedzi. -Zaklęcie to nie ochroni nas, gdyż zamknięcie duszy uśmierci ciało. Jednak daje nam to możliwość ingerencji w duszę, wspomnienia, myśli. Czy myślisz że to mogłoby się przydać? Mężczyzna nie czekając na odpowiedz powrócił do lektury księgi otrzymanej od Dakelin...
  11. Maska wyłoniła się zza starej księgi, słuchając co ma do powiedzenia klacz. Był bardzo zaciekawiony propozycją, która dałaby mu ogromne możliwości. Wziął niespiesznie książkę i zaczął odczytywać mozolnie runy. Było to ciężkie, ale nie niemożliwe. Przegrywał się więc przez kolejne linijki tekstu. Gdy tylko mógł porównywał zapiski z własnymi księgami. W końcu jednak doszedł do ostatniej linijki. -Masz rację co do zaklęcia i myślę że poradzimy... znaczy poradzę sobie z nim. Jednak do czego ci to?
  12. Flaszkę Whisky... Każdy lubi Whisky...
  13. Mężczyzna wciąż opierając się o ścianę dochodził z wolna do biblioteki. Znów ta muzyka. Męczyła go strasznie, wszystko było głośne. Za głośne.Jego wzrok był inny, albo to wszystko inne się zmieniło. Nie miał sił, a głód ponownie mu doskwierał. Przesuwając się po ścianie usiadł. Oparł się i postanowił że tutaj będzie czytał. Nie dojdzie do samej biblioteki, a tu nie było źle. Wyjął księgę prawiącą na temat nekromancji i zaczął ją przeglądać w poszukiwaniu wiedzy i odpowiedzi na nowe pytania...
  14. Masked podniósł jedną ze swoich dłoni. Na jednym z palców pojawił się płomyk który radośnie zaczął skakać po pozostałych . Mężczyzna uznał ten czyn za wystarczającą odpowiedź, po czym zgasił płomyk, siłą woli podniósł sporą bańkę wody z wiadra i przemył nią twarz schowaną pod kapturem. Na powrót założył swoją maskę starając się jak mógł nie pokazać twarzy i sięgnął po księgi. Umocował je przy pasie i powolutku zaczoł wstawać. -Nie i daj mi spokój... Odezwał się naglę jakby w stronę swojego odbicia. Jego głos lekko się załamywał, a całe ciało drgało. -Przecież mówię że nie. Z resztą o czym ty mówisz? Co? Głośniej! A nieważne. Następnym krokiem Poison... ucisz się wreszcie... będzie kontynuacja nauki z księgi. Musze dowiedzieć się co poszło nie tak i pozbyć się ich. Czemu w ogóle za mną łazicie? Zachowanie mężczyzny nie wróżyło nic dobrego, szczególnie że mówił do ściany. Jakby do swojego własnego odbicia. Zaraz po tych wydarzeniach, powoli, opierając się o ściany ruszył w stronę biblioteki gdzie mógł usiąść i kontynuować zdobywanie wiedzy.
  15. Widok jaki rozpościerał się przed Wiktorem był dość nietypowy. Poza jego własną przemianą, w kącie sali siedział skulony Masked, tyle że w ludzkiej formie. Miał na sobie płaszcz z kapturem, zasłaniającym jego twarz, a księgi leżały przed nim, obok jego maski. Cała podłoga była umazana smugami, jakby roztartej krwi, której ślady było widać również na rękach Człowieka. Gdzieś na podłodze leżała nieprzytomna Dakelin. A cała sala wyglądała trochę jak kadr z horroru.
  16. Coś było nie tak. Otworzył oczy, spojrzał w dół i... nie... Był za wysoko, coś na pewno było nie tak. Spojrzał na swoje kopy... Co?! Miał ręce jak Rebon. To nie miało być tak. Oparł się jedną z nowych dłoni o ścianę, a drugą otarł z niej kurz. Spojrzał na swoje odbicie. Wiele się zmieniło. Był bowiem teraz wysokim mężczyzną. Na nogach miał wysokie skórzane buty, za kolana. Pod nimi były spodnie wiązane pasem. Jego klatkę piersiową zasłaniała biała koszula z rozszerzającymi się przy nadgarstkach rękawami, oraz ciemnobrązowa kamizelka. Jego twarz... Ona była niewidoczna, nawet maska była cało, choć teraz ukazywała ludzką twarz, po policzkach której spływały krwawe łzy, a usta jej zdobił czarny uśmiech. Jego włosy były rozwiane, niepoukładane. Lekko nawet przysłaniały maskę swym nieładem. Oprócz tego na ziemi pośród licznych plam krwi leżał jego czarny płaszcz oraz jego dwie księgi i sztylet. Próbował do nich podejść jednak padł na kolana, lecz nic nie poczuł. Czuł się... nie, on nic nie czuł. *Chyba się udało, ale nie tak miało być.* Pomyślał. Był głodny, czuł ponadto dziwną pustkę. Był inny. -Pomóż mi wstać i się ubrać. Albo nie, przynieś mi wody, ja tu dojdę do siebie. Mężczyzna usiadł i podparł się jedną z rąk, na drugą zaś spojrzał z zaciekawieniem. Nie była już poorana wypalonymi runami. Widniały na niej jedynie resztki blizn układające się w znaki, jednak nie bolały go i nie były już tak głęboki. Nawet prawie ich nie było. Ale teraz musiał odpocząć i coś zjeść. Ten głód nie dawał mu spokoju.
  17. Wchodząc do sali nie zwracał uwagi na resztę, rozpoczął śpiew swej inkantacji, a robił to głośno i pełną piersią. Zaczął przekraczać krąg rysowany właśnie jego krwią, która sama wyciekała z rany i szybując układała się w linię i runy. Wszyscy go widzieli i słyszeli, działo się coś wielkiego, a w głosie czarnoksiężnika słychać było obłęd. Nie zatrzymywał się mimo utraty krwi. Czarna moc jego magii ogarnęła cało pomieszczenie i zwiastowała coś dziwnego, nie do przewidzenia dla kogokolwiek. Gdy wkroczył do środka inkantacja dobiegła końca i...
  18. Gdy tylko skryli się w cieniu, ogier szybko wyciągnął księgę i zaczął wertować jej strony. Spod maski wydobywał się cichy chichot i tym szczęśliwszy im więcej stron odczytał. -Będę potrzebował twojej pomocy. Masked wskazał jeden z kręgów znajdujących się w księdze. -Ja rozetnę swoje kopyto a ty napisz ten krąg w skrzydle magicznym, resztą sam się zajmę. Szybko schował księgę pod płaszczem, po czym rozciął zdrowe kopyto sztyletem i lekko utykając ruszył do głównego pomieszczenia. -Musimy to zrobi szybko...
  19. Masked ledwie przelotem zerknął na książkę i od razu schował ją pod płaszcz. W jego oku można było zobaczyć przerażenie i dziwne podniecenie. -Poison, będziesz mi potrzebny. Chodź ze mną. I ruszył jak najszybciej w jakiś ciemny kąt, gdzie nikt go nie zobaczy, oglądając się czy nie jest przypadkiem śledzony.
  20. Maskeda podniósł na duszy widok dawnego kompana. I choć nie był pewien czy się przyda to jego pomoc zawsze była mile widziana. -Więc chodź ze mną, przedstawię cie jednemu z moich "kompanów". To Wiktor, były wojskowy. I ruszył powolnym krokiem w stronę pegaza...
  21. Masked wypiął swą pierś, a jego zimny wzrok potęgowało wystające spod maski krwawo czerwone oko. Obejrzał z góry do dołu stojącego naprzeciw niego kuca z wielką dezaprobatą. Wystąpił o krok w stronę "przybysza" po czym roześmiał się cicho i sztucznie.... -Lata to już całe. Jednak co tu robisz? Jego słowa były zimne i nie przywodziły na myśl nic miłego, mimo że najwidoczniej miały taki zamiar. -Nie wzywałem cie do siebie przez te lata i wciąż uważam że nie jesteś gotów by posiąść moją wiedzę. Dodał niezwłocznie, najwidoczniej szukając takiego powodu w tym spotkaniu. I choć słowa były chłodne i władcze to nie były obraźliwe ani nie tworzyły otoczki nienawiści bądź tajemnicy jak przy rozmowie z kimkolwiek innym. -A jeżeli nie taki jest powód twojej wizyty, cieszę sie z niej. Jednak mam zamiar prowadzić niedługo bardzo "Ważne" dla mnie badania. Sam rozumiesz....
  22. Wystające spod maski oko ukazywało granicę cierpliwości do jakiej zbliżali się wokół obecni w tym gwarze. Masked nie mógł znieść iż nie dają mu ciszy do studiów nad księgami. Ale, w tym momencie pojawiła się nadzieje. Przybył wyczekiwany Wiktor z ofertą tak ważną dla planów czarnoksiężnika. Zamknął wszystkie księgi i pozostawił je jak leżały. -Czekałem na te słowa z niecierpliwością, drogi Wiktorze. Możemy ruszać.
  23. Masked nie mogąc znaleźć odpowiednich ksiąg zajął się czytaniem stronnic wypełnionych zaklęciami. One również przydadzą się w boju. Ciężko było się skupić, przylazła ty cała zgraja kucy. Nie miał na nich siły. I jeszcze Atlantis, oby sczezł. Potrzebował teraz księgi, tej od Wiktora. Nie zwracając uwagi wrócił do odczytywania stronnic wypełnionych magicznymi sentencjami.
  24. Mad? Are we mad, Milord, or is it perhaps that our truth is Maddening?

  25. Jego podróż do tego celu dobiegała końca, brakowało niewiele. Ostatnie guziki były już dopinane. Wszystko składało się w jedną całość. Nie rozumiał jeszcze wszystkiego ale wiedział że musi tego dokonać. Tak niewiele dzieliło go od jego marzeń. Jednak czegoś wciąż brakowało. Czegoś istotnego, co połączy wszystkie składniki. Musiał zdobyć księgę Wiktora, ona pokaże mu prawdę. Nie może jednak popełnić błędu, a o taki łatwo. Wiedział bowiem że jest obserwowany. Nie ufali mu, niektórzy nienawidzili. Ale jeśli się uda, nie będzie to miało większego znaczenia. Może nawet wciąż będzie im pomagał, o ile Tego nie zauważą. Musi działać szybko...
×
×
  • Utwórz nowe...