Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. Masked spojrzał na Atlantisa dość zdziwiony. -Co do tego typu ksiąg, są mi niepotrzebne. Chodziło mi raczej o zbiory Wiktora, Yellowa czy panienki Shadow. Przepraszam że mogło to zabrzmieć nieuprzejmie ale rozumiesz, chodzi mi jedynie o siłę i potężne zaklęcia bądź sposoby obrony przed nimi, wiedzę zdobywam sam, choć powoli. Wiedział już czego szukać i co jest mu potrzebne. Musiał to tylko zdobyć a jego plan będzie kompletny.
  2. -Nasze pomysły idą w dobra stronę. Potrzebne jednak będzie dobre przygotowanie każdego z nas. Prosiłbym więc o udostępnienie mi ksiąg magicznych z waszych zbiorów... Śmierć Celestii była mu na kopyto więc nawet nic nie wspominał, musieli się jednak dobrze przygotować, a plan miał swoje znaczne plusy.
  3. -To jest doskonały pomysł, musimy jedynie znaleźć odpowiednie osoby które zajmą się formowanie rebelii i atakiem na pałac. Poza tym, jak ci tam na imię? Ty ważna, ta, no... Shadow, jeśli dobrze mówię. Ty będziesz musiała przydzielić swoje kuce do pozostałych punktów planu Atlantisa... Może uda im się w końcu znaleźć idealny plan i wykonać go dobrze.
  4. -Tak jak zauważyłeś, to potwory bez uczuć. Odezwał się dość nieprzyjemnie, naciskając na koniec zdania. -I jeśli zaatakujemy ich dowództwo za wcześnie, spacyfikują miasto dla samej zemsty i nie będzie z czego robi powstania. Potrzebujemy szybkości i ogromnego zgrania żeby to wszystko wyszło, jednak wasi ziomkowie również muszą wsiąść udział w odzyskiwaniu wolności. W takich momentach nie ma mowy o braku strat, dlatego właśnie potrzeba pokonać ich władczynię. A powstanie może odciągnąć ich uwagę oz zagrożenia dla księżniczki, jakie się pojawi.
  5. Masked wszystko przemyślał, plan był dużo lepszy niż jego ostatnie wersje. -Plan niby dobry jednak powinniśmy dodać do niego jeszcze dwa bardzo ważne moim zdaniem punkty. Pierwszym jest wzniesienie powstania w mieście. Wprowadzi to chaos w szeregach wroga i da nam dodatkowe siły. Drugim zaś punktem jest grupa uderzeniowa, która podczas tych wszystkich wydarzeń ruszy do zamku i ściągnie alikornową przywódczynię, po jej śmierci wrogie siły stracą morale. Zastanowił się raz jeszcze ale uważał że te dwie rzeczy są najważniejszymi z pominiętych. Sami sobie nie poradzą.
  6. -Och, będę ci niezmiernie wdzięczny drogi Wiktorze. Zwrócił się do niego. Nie pojmował że może poznać tę zapomnianą przez wielu magię, która nawet okiem wielu czarnoksiężników była zła. Jednak on wierzył. Wierzył że nawet z nią udowodni że są i dobrzy czarnoksiężnicy, nawet tacy którzy poznali tajniki nekromancji. Był pewien że zmieni historię i pokaże światu prawdę skrywaną przez tyranki.
  7. Masked usłyszał słowa które otworzyły jego umysł. Słyszał rzeczy od których pękała mu głowa, nie wierzył. Taka wiedza uchodziła mu koło nosa. Jednak miał pewność że jej nie pozna. W końcu należała do Wiktora. Zwrócił się więc zadziwiony do rozmówców. -Moi drodzy. Raz jeszcze przypominam że moja magia została zakazana gdyż księżniczki bały się że ktoś je obali. Jest to bowiem magia gdzie wieloletnie nauki osób takich jak ty Atlantisie można zastąpić paroma miesiącami praktyki czarnoksięstwa. Jednak za tę prędkość i łatwość w nauce płaci się ogromne ceny. Dlatego nie nauczę tego nikogo, gdyż niektórzy muszą oddać nawet zdrowy rozsądek bądź logiczny pogląd na sytuację, czego mi udało się uniknąć i nie używam tych mocy do złych czynów. Następnie zwrócił się bezpośrednio do Wiktora z drobną nadzieją w głosie. -Czemuś od razu nie mówił iż posiadasz takowe skarby przy sobie. Wiedza jest to ogromna, a jak wiesz wiedza dla mnie ponad wszystek jest wyniesiona.
  8. Masked zaczął wertować stronice czytając każdą runę. Były mu znane, sam nimi zapisał wiele części swojej księgi. Jednak nie wszystko mu pasowało. -Co do run, musiałbym mieć czas aby je wszystkie odczytać. A jeśli chodzi o czarnoksięstwo. Nie ma zaklęcia o którym mówisz. Aby posiąść potęgę musisz coś stracić. Oczywiście zatracanie siebie można zamienić na ofiary z innych żywych stworzeń albo pakt z demonem, jednak tego nie polecam. Pozostałe słowa puścił w niepamięć, udając że niedosłyszał. Nie znał jej i nie był pewien czy chce, a ona wyskoczyła z czymś takim.
  9. -Poznanie tej magii ciągnie za sobą utratę czegoś. Ja straciłem już wiele dla niej więc większa jej ilość już mi nie zaszkodzi. Jego słowa pierwszy raz od dawna były zwykłe i choć wciąż pozbawione uczuć to już nie tak zimne i twarde. Wypowiedziane z troską i wiedzą.
  10. Masked zrezygnował. Nie udało mu się przywołać grupy do porządku i wątpił coraz bardziej w wolną Equestrię. Podszedł więc do Dakelina. -O co chodzi? Słowa jego były prawie że szeptane, miał nadzieję na nowe pokłady wiedzy lub księgi magiczne, jednak wątpił iż ktokolwiek z dobrej woli podaruje mu coś takiego. Patrzyli tylko na siebie, a grupa nie obchodziła chyba żadnego z nich.
  11. Kuc skończył odprawiać swe rytuały po czym zwrócił się do MT. -Co do pierwszej sprawy, mylisz się. Grimm jest doskonałym mówcą i ma ogromną wiedze jedynie jego czysta nienawiść go zaślepia. Nie zaniża on poziomu, a utrzymuje w mocnej pozycji pokazując że zwykłe kuce też mogą walczyć o swoje racje. I choć uparty, to jest on pomocny i stara się. Po tych słowach poprawił swoją popękaną maskę. -A co do tego co noszę na twarzy, nie jest twoją sprawą. Tak, szantażowałem. Wiele razy zdarzało mi się kraść. Wszystko to by żyć normalnie pod tyranią księżniczek. Jednak nigdy nie zabiłem jeśli nie broniłem samego siebie. A jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to chętnie pokaże ci moje prawdziwe oblicze, pyskaty dzieciaku. Następnie zwrócił się do Ruby. -Za księżniczek żyłem pod uciskiem i w strachu o życie, mimo iż nie uczyniłem nic złego. Teraz twoja kolej żebyś odczuła to co ja. Popieram nowego księcia i mam nadzieję że nie popełni błędów starej kasty jednak obalonym tyranką należy się śmierć, taka jaką obdarowywały moich ziomków. Trzecim adresatem jego słów stał się Thermal. -Mój drogi. Skoro moje słowa nic nie dały, to i ty wiele nie poczynisz. Możemy mieć nadzieję jednie na gospodarzy, iż oni uspokoją tę wrzawę.
  12. -Chyba wreszcie znajdę jakiegoś ciekawego towarzysza rozmów. Ale wpierw Ty, demoni pomiocie. Runy raz jeszcze rozbłysły a z ust kuca wypłynęła inkantacja.
  13. Jaenr Linnre

    Pytania do Celestii

    Och tyranko, widzę iż twa ignorancja sięga szczytów tak więc zadam ci inne pytanie. Jak często odprawiasz swych poddanych (a raczej zniewolonych) gdy przybywają do ciebie po pomoc?
  14. -Mieć przyjaciół? Kochać? Zwrócił się tym razem ze swym zwykłym zimnym spokojem. -Przecież właśnie zobaczyłaś co czynią ze mną uczucia. Nie wolno mi ich posiadać i odcinam się od nich jak mogę, aby tylko żyć bezpiecznie. Wszak nie jestem prostym czarodziejem, a poświęciłem się moim sztuką bez granic. Tym razem jego ton nieco spochmurniał, a wzrok słał się jeszcze ostrzejszy niźli zazwyczaj. -A chaos panuje w tym królestwie od zawsze, jedynie maskowany przez alikorny. Moi pobratymcy byli ścigani i mordowani przez ziomków Atlantisa na rozkaz waszych Księżniczek. A staram się jak mogę odbudować co zostało zaprzepaszczone więc mnie posłuchajcie, bo chce dla was dobrze.
  15. Białolicy ogier nie wytrzymał, coś w nim pękło, a odczuł to każdy w jego pobliżu. Po całym jego płaszczu jak i fraku poczęły przeskakiwać srebrzyste pioruny zwiastujące wściekłość. CM począł bić niczym żywy, a płomienie wokoło raz jeszcze niczym na farmie wybuchły błękitnym płomieniem. Spod maski można było ujrzeć czerwone niczym świeża krew ślepia pałające żądzą mordu. Nawet cienie wokoło czarownika ukazały dziwaczne kreatury podkreślając straszliwy obraz. Maska kuca przypominała teraz żywą twarz z czarnym uśmiechem szaleństwa, a czerwone łzy płynęły niczym źródlane potoki, choć nie tak czyste. Runy na jego kopycie rozbłysły paskudnie paląc pobliskie włosie, a swąd palonego mięsa szybko ogarnął salę. -Cisza... Wydobył się cichy, choć głęboki i złowrogi głos wprost z pod maski. Magia w czystej postaci wylewała się z Maskeda i jakby wlewała się w niego z powrotem z rozpędem. -Cisza! Zawył raz jeszcze nie bacząc czy ktokolwiek zwraca na niego uwagę. -I to wy chcecie uwolnić ten wasz kraj? Teraz powinniście obradować nie zaś wdawać się w te błahe rozmówki. To czas wojny, nie zaś czas na zabawę i miłe spotkania. Chcecie podnieść swój upadły kraj a nawet ze sobą nie potraficie się dogadać. Moc bijąca z kuca rosła z każdą chwilą jakby wspomagana przez to miejsce. Do tego uczucia które winny być w łańcuchach myśli ogiera uwolniły się aby siać zamęt w jego pękniętej duszy. -Uważasz się za mądrego Atlantisie, a chcesz odesłać Grima. Wiedz zatem że z nas tu zgromadzonych to on najszybciej podniósł by ten zapomniany przez szczęście lud, nie zaś twoja moc czy dobre słowo. Teraz jego wzrok padł na parszywe stworzenie, tak przez niego znienawidzone. -Ty zaś alikornie, kamracie upadłej rasy która to tak wynosiła swą mądrość ponad innych, wcinasz się w zdanie nie pytana. Nie wiesz nawet co czynisz, a sytuacja w tej sali jest już dość napięta. Zimne ślepia przeskoczyły niczym płomienie między drwami na Wiktora. -Ty z kolei pomiocie demona chcesz by uważano cie za przyjaciela, a wdajesz zwątpienie w myśli innych namawiając ich przeciw sobie. Kuc gotował się sam w sobie a maska na jego twarzy przestawała wytrzymywać ciężar tej mocy pękają powoli w okolicach oczodołów. Jego wzrok padł na MT. -Ty mechaniczna podróbko, podczas narady gdzie nie czas na zbędne spory prowokujesz Grima, nie czując leku choć powinieneś. Furia która powoli przelewała się przez czarę była ostatnim o czym myślał teraz kuc. -Ty Ruby męczysz nas jazgotem swej piszczałki, gdy czas na poważne myśli i szybkie decyzje podając zebranym zbędne tematy do zbadania, oddalając ich od celu. Wszyscy z kolei, tu nie oszczędzając mnie samego zgadujemy się na rozmowy z dala, odgraniczając się od drużyny która powinna czynić jedność jeśli ma pokonać waszych wrogów. Wtem raz jeszcze jak to zwykło bywać wszystko znikło. W kucu nastała cisza i spokój, a wszystkie oznaki jego furii zniknęły niczym zmyte przez falę. -A teraz odkładając to wszystko na bok, nie chcę byście mnie postawili za wroga jednak zakończcie te jałowe dysputy i przejdźmy do sedna tego wszystkiego. Omówmy plan, a miast zgadywać się na późniejsze terminy wszystkie sprawy omówmy w tej sami. To nie czas na tajemnice. Wtedy to usiadł i zamilkł czekając na prawdziwą część narady nie bacząc na to jak inni zareagują na jego słowa.
  16. Masked kiwnął nieznacznie głową na zgodę. Nie podobał mu się ten ton.
  17. Ogier wiedział że prędzej czy później przyjdzie i na niego kolej. Nie chciał tego przedłużać, w końcu ta narada nic dla niego nie znaczyła jak z resztą cała ta przeklęta drużyna. I choć co do nowego księcia posiadał jakikolwiek szacunek to ostatnią rzeczą jaką by uczynił to ratowanie księżniczek. Powstał powoli przerywając swą piosnkę. Poprawił maskę ażeby nie przeszkadzała mu w mówieniu. Obejrzał po kolei każdego swymi jeszcze świecącymi czerwienią spod maski ślepiami, a każdy na kim spoczął jego wzrok mógł poczuć zimny dreszcz. Przejechał powoli kopytem po gasnących runach, najwidoczniej sprawiających mu swego rodzaju bul. Wziął głęboki, bardziej teatralny niż rzeczywiście potrzebny wdech i począł mówić swym pozbawionym jakichkolwiek uczuć zimnym jak lód głosem. -Możecie nazywać mnie Masked jak ci którzy jak dotąd mnie poznali. Można powiedzieć iż jestem specjalistą od wszelkich rodzajów magii którymi inni boją zajmować aby nie przejść na "złą" stronę. Nie boję się tego więc jeśli chcecie się czymś takim podzielić to będę wdzięczny. Słowa wychodziły przez gardło czarownika z ogromnym trudem. Spoglądał dokładnie na każdą nieznaną mu osobę, a nakładając akcent ogromnej pogardy na słowo "złą" zerkną nie ukrywając tego w żaden sposób na Atlantisa. Do tego myśl że musi przebywać w tak ogromnej grupie dodatkowo sprawiała mu dodatkowy dyskomfort. -Jestem absolwentem kilku magicznych uniwersytetów Equestrii jednak swoich sztuk nauczyłem się sam. Przed wojną mieszkałem w Everfree i to tyle ile musicie o mnie wiedzieć. Wreszcie skończył to co musiał. Rozsiadł się ponownie na swym miejscu, a jego wzrok raz jeszcze powędrował na tego wystrojonego jak paw magika Yellowa...
  18. Ogier w czarnym płaszczu nie wstał, nie śpieszył się nawet z przedstawieniem. Jedynie wbijał swój zimny wzrok w Yellow Blasta. Wyglądał dumnie ale otoczenie najwyraźniej nie sprawiało mu przyjemności, choć zmylić wszystkich mogła piosenka śpiewana cicho przez niego. Brzmiała ona dość radośnie co bardzo nie pasowało do białego kuca. Oczy jego pobłyskiwały czerwienią i można było wyczuć wokół niego dość nieprzyjemną aurę. Co poniektórzy mogli zauważyć iż runy wypalone na jego kopycie świeciły leciutko, co wyglądało boleśnie. Sam kuc zaś wciąż czekał aby poznać pozostałych.
  19. Masked szedł wyraźnie zadowolony i nucił coś pod nosem. Brzmiało niczym piosenka w nieznanym języku mile pieszcząca uszy, jakby nikt nic nie uczynił. Jednak wokół niego uniósł się odór palącego się mięsa który łatwo było rozpoznać.
  20. -Lepsza nazwa i o nią nie będę się na ciebie gniewał, choć sztuka moja potępiona jest jedynie przez byłe tyranki. Masked powrócił do naturalnego dla siebie tonu głosu. -Masz rację, zostałem ranny w tej bitwie. W końcu nikt nie jest niepokonany i przyznam ci że żle było ze mną. Jednak właśnie dzięki moim potępionym sztuką wyszedłem z tego, ponadto natychmiast. Temat ten nie był ciężki dla ogiera, w końcu wiedział że nikt nie jest nieśmiertelny. -I mimo że pomogły mi moje sztuki przyznaję ci iż w tym wypadku lepiej sprawdziła by się twoja magia. Przyznaję przed tobą iż jest ona cudem jeśli chodzi o leczenie czy niesienie pomocy bądź jeśli chodzi o jej codzienną użytkowość w drobnych sprawach. Kuc doskonale widział zmęczenie "Kompana" -Jednak nasze spory muszą dobiec końca, przynajmniej na razie. Podczas narady nawet głupie pomysły się przydadzą. A jeśli wypoczniesz pewnie coś mądrego nawet tobie wpadnie do głowy. Tymi słowami, w których to słychać było iż stara się być miły zakończył swą rozmowę z Atlantisem, jednak spojrzał raz jeszcze nieprzychylnie w stronę Wiktora.
  21. -Widzę iż albo głupota albo zmęczenie przyćmiły twoją orientację w czasie kuglarzu... Odezwał się raz jeszcze czarnoksiężnik. Kolejny raz mógł wypomnieć błędy dzieciaka który tak bardzo działał mu na nerwy. -Dwie godziny temu to nawet nie mieliście pewności czy dotarłem do Canterlot. Więc skąd możesz wnioskować iż biłem się z kimkolwiek, a co dopiero że zostałem położony. Tym razem w jego głosie pojawiła się nuta współczucia. -I nie nazywaj mnie magiem gdyż nim nie jestem. Wy magowie słuchacie się jedynie Alikornów które zakazały mej magii bojąc się iż ktoś w końcu przejrzy na oczy i je obali. Ale to już się stało. I również uważam że ta rozmowa jest jałowa, lecz dlatego że nawet nie starasz się słuchać, a ja dobrze wiem o czym prawisz albowiem również kończyłem wasze szkoły. Wtem wzrok jego przeniósł się na pozostałych. -A moja śmierć nie skończy się tak przyjemnie jak pęknięcie balonika. Pamiętaj Wiktorze iż masz w sobie demona z którym sobie słabo radzisz.... Ostatnie jego słowa ociekały groźbą niczym kły węża ociekają zabójczym jadem. *Zero poszanowania dla starszych i nawet nie są wstanie wynieść nauk z mych słów.* -Pomyślał
  22. -Smarkaty głupcze, ja już jestem od ciebie silniejszy. Przechwalasz się jeno wiedzą zdobytą bezwiednie od jakiejś nic nieznaczącej, nieudolnej księżniczki, do tego obalonej. Ja za to za swoją moc płaciłem krwią, bólem i częścią siebie. Ty nie poświęciłeś nic i twoja nikła moc jest równie wiele watra! Po Maskedzie widać było paskudną niczym najgłębsze otchłanie piekła wściekłość bijącą czystym strumieniem magii po jego ciele. Jednak wraz cała jego złość zniknęła zastąpiona nieprzeniknionym spokojem i zimnem jego słów. -Jednak jak słusznie zauważył nasz uprzejmy towarzysz Grimm, nie jest to najlepszy czas na kłótnie... I urwał swą wypowiedź...
×
×
  • Utwórz nowe...