-
Zawartość
185 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Jonathan Cloud
-
- Nah... To jest trochę skomplikowane, ale spoko. Nie potrzebuję broni. Mam swoją - powiedziałem spokojnie i wyciągnąłem z kabury czarny pistolet. Popatrzyłem na niego przez chwilę, po czym sprawdziłem stan amunicji. - Teraz... musimy obmyślić plan.
-
Mówiąc szczerze spodziewałem się pytania Jacoba. Sam zadawałem je sobie, gdy byłem tu pierwszy raz. Niestety... odpowiedź nie jest tak oczywista. - Żadne z powyższych. Tak naprawdę sam do końca nie wiem czym są te istoty. Jedyne informacje, jakie o nich posiadam to to, że pochodzą ze źródła pochodnego od nekromancji - spojrzałem na mojego towarzysza. Po chwili uśmiechnąłem się. - Po drugie... ten wymiar nie jest ani wymiarem głównym, ani pobocznym, których wcale nie ma dwóch, a trzy. X, Y, a także alfa. Alfa jest tak naprawdę zlepką pozostałych dwóch istniejący tylko w określonych warunkach. Ale to nie czas na takie pogawędki. Wracając do tego, czym jest ten wymiar, a także tamte stwory. To miejsce jest tak naprawdę tylko pod-wymiarem. Cały "Sektor 1" jest tak naprawdę zlepką wszystkich wymiarów, naszych wspomnień i strachów, a także morderczych intencji istoty, która ten podwymiar. Znajdujemy się aktualnie w jego punkcie startowym. Jest to także pierwszy z setek Sektorów w Uniwersum Pułapek. Na szczęście i Rubik, który jest panem tego Sektora, musi się trzymać pewnych zasad. A co do stworów... Sposób na pokonanie ich jest tyle problematyczny, że za każdym razem jest inny, przez co nie wiem jak teraz powinniśmy je zniszczyć. Ale... możnaby spróbować pewnej rzeczy. Możesz mi podać swoją broń?
-
- Najpierw musimy wymyślić plan. Cienie zazwyczaj chodzą w grupach. Na szczęście ten, kto nas tu więzi, nigdy nie zmienia schematu grup. Przynajmniej z tego co wiem - spojrzałem na Jacoba. Sam nie wiedziałem co myśleć. Cienie zazwyczaj kręciły się dopiero na trzecim piętrze Szpitala. Nie mogło to być przypadkiem. Wszystko... Nagle mnie olśniło. Obróciłem się na pięcie i skoczyłem do stołu, na którym leżała jakaś kartka. Wyjąłem z kieszeni i zacząłem rysować, jednocześnie mówiąc do towarzysza: - Każda grupa Cieni ma pewien schemat. Rodzaj, który przed chwilą nas gonił, nazywa się Preter. Jest najsłabszym z Cieni. Jeżeli szedł tędy, to znaczy, że pozostałe 3 Pretery chodzą po trzech korytarzach wokół nas. Po zewnętrznym pierścieniu krąży Magik. Tak go nazwaliśmy z przyjaciółmi, po ostatnim razie... - powiedziałem szybko, chcąc jak najszybciej objaśnić działanie tych potworów. Skinąłem na chłopaka, by ten do mnie podszedł. Chciałem mu pokazać plan. Musimy się stąd jak najszybciej wydostać.
-
Biegłem ile sił w nogach, ale miałem wrażenie, że nic to nie daje. Cień cały czas utrzymywał stały dystans. Eh... Ledwo początek, a ja już uciekam przed cieniem. Na dodatek Preterem. Tylko Preterem Po chwili zobaczyłem po prawej jakieś drzwi. Uderzyłem w nie ramieniem. Pod wpływem uderzenia, tak jak wcześniej podejrzewałem, zamknięte drzwi puściły. Otwarły się szeroko, a ja wpadłem do środka. - Szybko! Wchodź do środka!
-
Gdy tylko gość obok mnie się poruszył i wyjął broń z kabury, skoczyłem na niego przewracając go. - Debil! - krzyknąłem. - Biegnij! Nie masz szans! Biegnij! - krótko po tych słowach poderwałem się z ziemi i spojrzałem na Cienia. Fragmenty jego głowy przestały się przestawiać. To oznacza tylko jedno. - Zwaliłeś. Jeżeli chcesz żyć, to b i e g n i j!
-
Sorki... Trochę się zapędziłem. ------------------- - Hmm... Dobra. Musimy znaleźć wyjście - powiedziałem spokojnie, po czym ruszyłem przed siebie. Po kilku minutach usłyszeliśmy dziwny zgrzyt. Złapałem Jacoba za rękę i pociągnąłem go za sobą w stronę ściany. - Siedź... Cicho... Nie ruszaj się... Wstrzymaj oddech - powiedziałem rozglądając się po korytarzu. Na nasze szczęście był on dość szeroki. Po chwili ujrzeliśmy w ciemności kształt...przypominający człowieka. Lecz z całą pewnością ten stwór nie był człowiekiem. Gdy podszedł bliżej, tak że lampa na suficie oświetlała jego twarz, dojrzeliśmy budowę jego ciała. Tułów a także inne kończyny były normalne. Oprócz głowy. Była ona podzielona na kilkanaście elementów, które nieustannie zamieniały się miejscami. Cienie. Myślałem, że już ich tu nie ma
-
- Cóż... Obawiam się, że gdziekolwiek jechałeś...raczej tam nie pojedziesz. Kiedy ostatni raz tu byłem, w realnym świecie upłynął tydzień. - zacząłem iść przez korytarz. Machnąłem ręką, aby mężczyzna za mną poszedł. Zacząłem się rozglądać po korytarzu. Nic niesamowitego w nim nie było. Zwykłe kafelki na ścianach i podłodze. To samo na suficie. Gdy chłopak do mnie podbiegł, zatrzymałem się na chwilę. - Tak w ogóle to nie powiedziałeś mi jak się nazywasz.
-
Uśmiechnąłem się. - Wcale nie twierdziłem, że nie masz silnej woli. Po prostu ostrzegałem - spojrzałem na niego poważnie. Poprawiłem okulary, po czym spojrzałem w ciemność. - Co do broni. Jeżeli miałeś jakąś na początku, powinieneś ją mieć i teraz. Nic nie masz? - spojrzałem na niego zdziwiony.
-
Czas na nową nazwę >.< Ta moja zmienność...
-
W pewnym momencie instyktownie odsunąłem się od ściany. Chwilę potem usłyszałem dźwięk pękającej struktury. Przed moimi oczami stanął wysoki mężczyzna z dziwnym, materiałowym hełmem na głowie. - Yo. Jestem Jonathan Cloud. Ale mów mi po prostu Johnny - uśmiechnąłem się do chłopaka. Po chwili moja twarz znów przybrała neutralny, trochę tajemniczy wyraz. - Ale wiesz... Ten budynek jest prawdopodobnie jedynym miejscem, które znam. Dalej będziemy narażeni na nieznane niebezpieczeństwa - spojrzałem pochmurnie na niego - Dlatego dam ci radę. Jeżeli nie jesteś gotowy na wysiłek psychiczny i fizyczny, a także nie masz zbyt silnej woli...lepiej od razu się zabij. Skierowałem wzrok prosto w jego oczy. Widziałem w nich przerażenie, ale i pewność siebie. W głębi duszy miałem nadzieję, że mnie nie posłucha i razem wydostaniemy się z tego chorego miejsca.
-
- To skacz! Walnij w tą ścianę! - zawołałem. - Masz coś, co może ci pomóc mnie znaleźć? Szybko! Nie mamy czasu.
-
Stół, na który wskoczyłeś(innego miejsca nie było), przewrócił się z łoskotem. Kwas zaczął pożerać krawędzi mebla. ------------ Usłyszałem łoskot upadającego przedmiotu. Wciąż przytulony do ściany, sunąłem się w bok, a by namierzyć dokładnie źródło dźwięku. Gdy doszedłem do pewnego miejsca, zza ściany dało się słyszeć jakby czyjść głos. To tutaj! Zwykle ściany pomiędzy korytarzem, a pomieszczeniami są osłabione. Czym by tu ją zniszczyć... Najpierw poszukałem najsłabszego punktu w ścianie. Wyjąłem scyzoryk i zacząłem wyskrobywać tynk. Potem wyjąłem pierwszą cegłę. Potem drugą. Spieszyłem się jak mogłem, ponieważ wiedziałem, że osobie wewnątrz nie zostało wiele czasu. Gdy usunąłem wystarczającą ilość cegieł, zobaczyłem to, czego najbardziej się obawiałem. Ten fragment ściany musiał zostać zniszczony od wewnątrz. - Hej! Słyszysz mnie? - krzyczałem z całej siły. - Uderz w ścianę. Skocz w nią!
-
Kilka sekund po kopnięciu kostki... Nic... Minuta... Nic. Twoje serce zwalnia. Gdy patrzysz na kostkę, leży ona rozbita na podłodze. W miejscu, gdzie leży kostka, widzisz przezroczystą ciecz. Niby woda. Lecz gdy podpływa pod łóżko, na którym jesteś, podłoga zaczyna się przybliżać. Okazuje się bowiem, że w środku umieszczony był żrący kwas. ________________________ Biegłem przez kilka minut wyszukując źródła dźwięku. Nagle usłyszałem dźwięk rozbijania jakiegoś przedmiotu. Znów to samo! "Przytuliłem się" do ściany poszukując jakichkolwiek dźwięków po drugiej stronie. Niestety. Nic nie mogłem zrobić. Dlaczego znów tu jestem? Przecież uciekłem stąd już dwa razy. Naprawdę aż tak mnie lubi? Skupiłem się na nasłuchiwaniu. Czekałem na najcichszy dźwięk.
-
Teraz to ja się ciebię boję jeszcze bardziej. Ale... padam ze śmiechu jak wyobrażę sobie Twoją postać w Google Glasses xD ________________________________ Powoli odzyskiwałeś pełnię możliwości wzrokowych. Gdy tylko przyzwyczaiłeś się do jaskrawego światła panującego w pomieszczeniu, w oczy rzucił ci się wcześniej zauważony przedmiot. Tym razem już wyraźny. Była to... zwyczajna kostka Rubika. Obok ciebie leżały zawinięte w skórę twoje bumerangi. ____________________________________ Gwałtownie otworzyłem oczy obudzony głośnym krzykiem. Odruchowo szarpnąłem głową do przodu, co obróciło się przeciwko mnie. Mocno uderzyłem głową w szafkę, w której byłem uwięziony. Znów to samo. Za dużo razy tu trafiłem, żeby nie zdążyć się stąd wydostać na czas. Powiedziawszy to, wyjąłem z głębi włosów brązową spinkę, którą nosiłem właśnie na takie okazje. Odgiąłem jej fragment, po czym włożyłem do zamka. Po chwili pracy usłyszałem dźwięk zapadki. Otworzyłem drzwiczki, by zorientować się, że jestem w długim ciemnym korytarzu. Ściany wokół mnie były pomalowane na czarno. Jedynie strzałki narysowane jaskrawą, zieloną farbą odróżniały się od reszty otoczenia. Jeżeli strzałki wskazują tamten kierunek... Trzeba się udać... dokładnie w przeciwną stronę. Ruszyłem wzdłuż ciemnego korytarza. Gdy ujrzałem zakręt, rzuciłem się pędem w jego kierunku.
-
Jedna rzecz... Jak ty chcesz włożyć Google Glasses na tę maskę? >.> ---------------------------- Obudziłeś się w dużym, sterylnym pomieszczeniu. Lekko oślepiony jaskrawym światłem, próbujesz się podnieść. Na środku pokoju widzisz metalowy stół, a na nim pewien przedmiot. Nie możesz jednak zobaczyć, co to dokładnie jest.
-
1390 zł
-
Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce, podszedłem do statku. Z zainteresowaniem obserwowałem uszkodzenia. Jest porządnie zniszczona. Nie zrobił tego byle kto -Co tu się wydarzyło? - zapytałem wciąż wpatrując się w zniszczone elementy statku.
-
13,5 tys.
-
Czy tylko dla mnie Hotel Transylvania jest most awesome bajką ever? Zakochałem się w niej od pierwszych minut, głównie dzięki postaci Mavis. Dzisiaj obejrzałem to 2. raz xD Z niecierpliwością czekam na drugą część.
- Pokaż poprzednie komentarze [2 więcej]
-
Ten film jest kamieniem milowym w moim angielskim. Dzięki niemu zorientowałem się, że jestem na tyle ogarnięty, że mogę oglądać bajki dla dzieci po angielsku ;_; Meh... Czuję się taki głupi przy amerykańskich dzieciach.
-
-
-
- Jak chcesz - odpowiedziałem. - Ale nie powinniśmy liczyć na jakieś zaskakujące wyniki. Jest dość duże prawdopodobieństwo, że Christina jest nie do naprawienia, a nawet jeżeli tak, to magowie będą zajęci walką. W każdym razie, pójdziemy to się przekonamy - rzuciłem.
-
Just... Nathan... ;_; __________ Oddałem Rinzlerowi zioła, po czym obserwowałem, jak opatrywali dziewczynę. Gdy się obudziła, nadal siedziałem w niezmiennej pozycji. Musiałem wszystko przemyśleć. Wszystkie możliwości. Zero many, kilka ran, a wrogów wciąż wielu, na dodatek w pełni sił. Jedyne co możemy zrobić, to czekać na rozwój wydarzeń.
-
Oczywistym jest, że to pułapka. Ale czy napewno? To kraina snów. Ale... Przecież to właśnie Luna rozkazała nam znalezienie Elementów Harmonii. Więc dlaczego miałaby nam odbierać gwiazdę, skoro to od niej ją dostaliśmy? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. I co teraz zrobić? Jeżeli pobiegnę po gwiazdę i ją złapię, mogę uratować towarzyszy przed pułapką. Jeżeli zaś to naprawdę jest księżniczka Luna, prawdopodbnie nie pobędę już długo Wice-Kapitanem. A... A co... Jeżeli głos podszywający się pod Lunę to przyczyna tego całego chaosu? Nie.. Nie mogę pozwolić aby coś się komuś stało. To tylko by nas osłabiło. Zastanowiłam się przez chwilę, po czym rzuciłam się w stronę gwiazdy. Złapałam ją w pyszczek i spróbowałam zawrócić, ale nagle poźlizgnęłam się na czymś. Prawdopodbnie była to krew stworów, z którymi wcześniej walczyliśmy. Rozproszona, wbiłam się w ciemność.
- 63 odpowiedzi
-
- Moja Mała Incepcja
- My Little Inception
- (i 7 więcej)
-
Gdy przed moimi oczyma pojawił się Jakkaru, były z nim też jakieś inne osoby. Rinzler i... jakaś dziewczyna, której nie znałem. Wylądowałem tuż przed nimi. - Yo. Co tam, Rinzler? - uśmiechnąłem się i spojrzałem na towarzyszkę maga. - My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Nathan. Nie wiem czemu, ale wszyscy mówią do mnie Nathan'iel. - spojrzałem na nią wesoło.
-
340zł
-
Jeszcze mangi nie czytałem xD Ale ogarnę. ____________________ - Jasne. I tak nie mam nic ciekawego do roboty. - odparłem. - Albo wiesz co? Pójdę przeczesać teren. Zaraz wracam. Powiedziawszy to, odbiłem się od ziemi i ruszyłem przed siebie. Po drodze wskoczyłem na najbliższe drzewo i zacząłem poruszać się wśród ich koron. W końcu, po kilku minutach, uświadomiłem sobie, że przecież Jakkaru jest teraz prawie bezbronny. Zamiast sprawdzić teren, powinienem przy nim być i osłaniać go. Ech.. Przez tą dziewczynę mamy mocno ograniczone możliwości. Szybko ruszyłem z powrotem.