Kamienna trumna, hucznie nazwana przez towarzyszącego mi niewolnika „windą” powoli sunęła w głąb szybem. Jedynymi dźwiękami zakłócającymi delikatny szum magicznych mechanizmów poruszających konstrukcją, były powtarzające się co chwila przeraźliwe zgrzyty kamienia trącego o kamień.
Powoli zaczynałem się nudzić.
-Jak długo jeszcze zajmie ta podróż? - odezwałem się zniecierpliwiony.
-Pańska komnata znajduje się 10 poziomów poniżej zamku panie - odparł niewolnik pochylając głowę. - Powinniśmy dotrzeć na miejsce w ciągu 8 minut.
- A cóż takiego znajduje się na poziomach które mijamy?
-Upraszam o wybaczenie Panie, lecz nie wolno mi o tym mówić.
Hmmm.
Wreszcie długa jazda dobiegła końca.
Przeciągły jęk sprężyn towarzyszył mi przy wysiadaniu z ciasnej klatki.
Korytarz ciągnął się dalej w głąb ziemi, jednak prowadzący niewolnik zatrzymał się przed dość masywnymi, wzmacnianymi żelazem drzwiami. Z zadowoleniem zauważyłem że wisiała już nad nimi stalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem "Profesor Calamity". Niewolnik otworzył drzwi, stękając ciężko z wysiłku po czym wkroczyłem do środka.
Szeroki uśmiech wypłynął mi na twarz. Może i Sombra jest Impulsywny i krwiożerczy. Ale z pewnością wie jak się traktuje specjalistę.
Bowiem pomieszczenie to było rajem dla każdego absolwenta sztuk zaliczających się do inżynierii magicznej i pochodnych.
Od razu zachwyciłem się bogactwem znajdującego się tu wyposażenia.
Pierwsza przyciągała wzrok kuźnia umieszczona w centrum pomieszczenia, niczym gwiazda i tak samo rozświetlająca wszelkie mroki. Przechadzałem się między rzędami maszyn i narzędzi przeróżnych typów i zastosowań. Kowadła, młoty, piece, prasy,nagrzewnice. Wszystko o czym tylko wysokiej klasy kowal mógłby zamarzyć. Ściany pomieszczenia pogrożono w mroku, jednak widziałem doskonale że przyrządy tam ustawione znajdują zastosowania w wielu dziedzinach sztuk tajemnych, w tym także tych zakazanych. Nad nimi zawieszono rzędy skrzynek, szaf i zbiorników pełnych rozmaitych drobiazgów, w rodzaju mikroskopów i probówek wszelkich kształtów i rozmiarów.
Nierzucający się w oczy rząd manekinów. A nawet przemysłowej klasy generator tarczy do co bardziej niebezpiecznych testów.
Nieco głębiej w hali odkryłem też drzwi prowadzące do niewielkiego pomieszczenia, zawierającego pokaźny regał z literaturą fachową, stół oraz ogromne łóżko.
Wszystko dobrano perfekcyjnie i ustawiono na prawidłowym miejscu. Obchodziłem warsztat kilkakrotnie próbując znaleźć choć najmniejsze niedociągnięcie i wytknąć je z zażenowaniem. Nie znalazłem. W tym miejscu mógłbym pracować godzinami, zapominając o całym świecie.
To oczywiste że Sombra nie podarował mi tego wszystkiego z dobrej woli. Będę musiał sobie ciężko odpracować całe to bogactwo. Nie przeszkadzało mi to jednak.
Przechadzając się po komnacie, kątem oka obserwowałem znajdującą się tu już wcześniej, nieliczną grupkę ogierów-niewolników. Ich twarze były kalejdoskopem emocji, od niepewności po przerażenie. Zapewne oczekiwali jakiejś bezpośredniej reakcji. Jakiejkolwiek Krytyki. Oceny ich pracy. Złośliwego komentarza. Prychnięcia. Domyśliłem się że kompletna cisza nieodmiennie oznaczała dla tych istot ciszę przed burzą.
Obróciłem się gwałtownie. Nie wszyscy z nich ponownie zdążyli przybrać obojętne miny którymi przywitali mnie przy wejściu.
Przybrałem groźny grymas.
-Kto jest odpowiedzialny za projekt tego pomieszczenia?
Przed grupę wyszedł podstarzały jednorożec z długą skołtunioną brodą. Mimo że w tej chwili przypominał kloszarda, rozpoznałem że musiał kiedyś być utalentowanym magiem. Zwyczajny ogier nie posiadałby tak wyraźnej magicznej prezencji. Były kolega po fachu?
-Hem, hem, wygląda na to że hem, ja Panie.
-Twój pan Sombra dowie się o tym – odezwałem się robiąc pauzę, wskazując kopytem rzędy maszyn i pozwalając ciszy wykonać robotę za mnie. Malująca się na twarzy starca groza była niemal namacalna. - że przeszedłeś tu samego siebie. - dokończyłem z lekkim uśmiechem i posłałem mu srebrną monetę. Podstarzały ogier z niedowierzaniem uniósł srebrnika, ostrożnie i powoli, jakby miał z niego zaraz wyskoczyć sam Sombra i wymierzyć mu karę.
- A teraz, odejdźcie. Nie potrzebuję żadnej pomocy.
Uciekli gnąc się w uniżeniach.
Korciło mnie by wypróbować wszystkie te wspaniałości, lecz zdołałem się opanować. Praca nie ucieknie. Skoro poznałem już piwnice, zapragnąłem tym razem dowiedzieć jakiż to widok rozciąga się z samego szczytu zamczyska.
-Zaprowadź mnie do którejś z wież. Chciałbym się rozejrzeć po okolicy –poleciłem towarzyszącemu mi niewolnikowi.