Właściwe każdemu magowi trzecie oko ostrzegło go, jeszcze zanim agresor wykonał ruch.
Calamity obrócił głowę. Gdy uaktywniły się systemy analityczne czas dla maga zwolnił, a on sam ocenił zagrożenie. Obracając się powoli, kryształowa kula barwy świeżo ciętego lodu leciała w jego stronę. Czuł emanujące ze środka śladowe ilości energii. Doskonale mu znane (choć niezwykle koślawo wykonane), płytko wyżłobione wzory kanałów energetycznych, pokrywały sferę na całej powierzchni. Granat oślepiający. Kiepskiej produkcji zresztą . Po chwili zlokalizował właściciela wątpliwej jakości uzbrojenia. Ogier o mrocznej karnacji, wyglądał zza wysokiej, ostro zakończonej skały.
-”Kolejny który najpierw działa, potem myśli...Przydałoby się wybić mu to z głowy.”
W tej chwili granat dotarł do środka swojej trajektorii i z potężnym blaskiem uwolnił ładunek.
Skomplikowany system przesłon zmniejszył natężenie przyjmowanego światła, całkowicie niewelując efekt granatu. Na tym się jednak nie kończyła jego droga w powietrzu. Na twarzy Behemota wykwitł złośliwy uśmieszek. Minęło kilka setnych sekundy gdy wreszcie przedmiot znalazł się w jego zasięgu.
Chmura kamiennych odłamków wzniosła się nad ziemią gdy Calamity gwałtownym ruchem ciała przyjął dawno temu wyuczoną pozę. Jednocześnie róg maga słabo zaświecił ciemną zielenią. Potężnym telekinetycznym impulsem zmusił swoją stalową laskę do wykonania zamaszystego zamachu. Rozległ się głośny świst i niemal jednocześnie głuchy odgłos uderzenia stali o kamień. Wszystko to trwało nie więcej niż sekunda.
-„Dobrze wiedzieć że wyuczone wieki temu nawyki wciąż działają” - z zadowoleniem pomyślał Calamity, obserwując jak uderzona lagą martwa bryła kryształu pomknęła, niczym kula armatnia, z powrotem do właściciela. Uśmiechnął się szeroko. Aż żałował że nie jest teraz na uniwersyteckim boisku. To wybicie z pewnością spotkało by się z applausem. Dobre czasy. I jedne z nielicznych miłych wspomnień.
Głos Wychudzonego maga, który zdecydował się w końcu na przerwanie milczenia, wyrwał go z pełnego samozachwytu zamyślenia.
/Devilsplague
-Istota rozumna zawsze woli stać na uboczu. Świat znacznie lepiej widać, kiedy samemu jest się skrytym w mroku.
Coś jednak nie dawało mu spokoju. Przeskakiwał od jednego trybu widzenia do innego, obracał głowę raz po raz. Termowizja, analiza auralna, podczerwień...nic. Wreszcie znalazł to czego szukał. Cobalt stała na jednej z sąsiednich skał. W dodatku ktoś jej towarzyszył.
Cały czas wpatrując się się w odległą kryształową klacz, odezwał się do Jednorożca w szacie.
-Musisz mi wybaczyć ale opuszczę cię teraz - rzucił na odchodne.
Obliczając najbardziej optymalną trajektorię skoku, zastygł na chwilę w bezruchu. Po chwili oddalił się na odpowiednią odległość od krawędzi skały. Chmura pyłu wzniosła się w powietrze gdy wykonał nagły zryw i pognał galopem ku przepaści . Przy każdym uderzeniu kopyta o ziemię dudniło, a odłamki rozgniatanych skał leciały na wszystkie strony. Gdy tylko Calamity dotarł do krawędzi klifu tylne kopyta, z siłą młotów pneumatycznych grzmotnęły o skałę wyrzucając go w powietrze. Lot trwał sekundy. Wylądował, wzniecając deszcz siekących wszystko dookoła i grzechoczących o pancerz kamiennych odłamków. Pęd po skoku okazał się jednak zbyt duży. Bezskutecznie próbował wyhamować, z głośnym trzaskiem złamał młodą sosenkę po czym wpadł na pokaźnych rozmiarów owalny głaz. Spowodowany tym wyczynem wstrząs powalił na ziemię zaskoczonego jego pojawieniem się Jednorożca, w obszernym szarym płaszczu .
Calamity powoli podniósł się z rumowiska. Cobalt, z jej jak zwykle znudzonym wyrazem twarzy stała kilka metrów dalej.
Skupił się teraz na ogierze brązowej maści który właśnie pozbierał się z szoku spowodowanym jego własnym lądowaniem i pośpiesznie podniósł upuszczoną parę sztyletów.
Zmarszczył czoło. Czyżby kolejny psychol? Już powoli zaczynali mu działać na nerwy.
Wzrok Behemota wwiercał się w brązowego jednorożca , a po jego pancerzu przebiegło z głośnym trzaskiem błękitne wyładowanie energii.
Zakręcił stalową laską skomplikowany młynek.
/Cobalt
-Czy ten ogier sprawia ci kłopoty Whisp? – zapytał, wskazując jednorożca czubkiem laski.