Z każdą sekundą moja świadomość coraz bardziej dawała o sobie znać. Moje źrenice zaczęły się rozszerzać, a twarz przybierać coraz poważniejszych rys. Spojrzałem na Ola z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Co on mógł tutaj robić i dlaczego jest prawie bezbronny. Przytłumiony moim niedoszłym snem, zapytałem się jak długo mnie nie było, co skutkowało nagłym zwróceniem uwagi wroga bezpośrednio na mnie. Trihoofeńczyk spojrzał na mnie i pogardliwie stwierdził że jestem prostakiem i ta noc nie jest dla mnie. Wściekłość ponownie zapłonęła we mnie czarnym ogniem. Jak ktoś taki jak on może w ogóle nazywać mnie prostakiem! Jestem mimo wszystko szlachcicem, a an jakimś podrzędnym złodziejaszkiem! Widać było że Olo potrzebuje jakiejś porządnej broni, bo inaczej sam sobie z nim nie poradzi. Wtedy usłyszałem znajomy głos w mojej głowie.
- Pamiętaj, im więcej dusz wchłoniesz, tym staniesz się silniejszy. Ja będę twoim przewodnikiem w tej wyprawie. Każda wątpliwość, każdy błąd, będzie zarówno mój, jak i twój. Radzę ci nie zginąć w tej wyprawie. Masz przed sobą kolejnego wroga, na twoim miejscu, wybrałbym zaklęcie czternaste.
Nagle głos umilkł, a ja pogrążyłem się w kontemplacji. Zaklęcie czternaste... co to mogło być. Wtedy nagle mnie olśniło. Spojrzałem na mojego wroga, a następnie uśmiechnąłem się moim, a raczej jego mrocznym uśmiechem. Wtedy mój róg zaświecił czarną energią.
- Nie radzę nazywać mnie prostakiem, a ta noc jest jedną z najlepszych w moim życiu.
To zaklęcie przywołuje mroczny miecz. Jeśli uda mi się go wytworzyć, to w razie ataku wroga, obronię się i wykonam kontratak.