Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4026
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    135

Posty napisane przez Cahan

  1. 42 minuty temu, Duckling napisał:

    jest to określenie kończyn dolnych u ludzi

    U zwierząt, które poruszają się na czterech kończynach jest to określenie zarówno na kończynę piersiową jak i miedniczną.

     

    Mnie by na studiach pałę postawili gdybym mówiła o rękach i nogach xD

     

    44 minuty temu, Duckling napisał:

    Tak samo gryzie się z kopytojeścią

    Jak już pisałam, kopytojeść to twór Zodiaka, a nie mój. W moich fikach, a nie fikach do fików, nie pozwalam by kuce walczyły w ten sposób. Ani trzymając miecze w pyskach. Tylko poprawne biologicznie koniki i stworzone dla nich uzbrojenie oraz opancerzenie :crazytwi:!

    • Lubię to! 1
  2. Akurat "kopytojeść" to słowo stworzone przez Zodiaka, który jest autorem "Wiedźmy". Starałam się by "Początek" był możliwie zgodny z kanonem.

     

    A co do sugestii - nie mogę się zgodzić z sugestią zamiany "nóg" na "kończyny". "Nogi" to termin z mowy potocznej, "kończyny" z bardziej prawidłowego nazewnictwa. Jednak osobiście uważam, że "kończyny" są w tym wypadku gorsze stylistycznie. Poza tym jako osoba, która wie nieco o jeździectwie, nigdy nie spotkałam się z tym, by ktoś mówił o nogach jako o kończynach - koń podaje nogi, stawia nogi, kuleje na nogę, etc.

  3. Ta najnowsza komedyjka jest zacna. Porządny humor i genialny pomysł. Poza tym podoba mi się jak ten fanfik nawiązuje do wielu odcinków i wyjaśnia funkcjonowanie całego świata. Equestria w Ghatorrversum pomimo tego całego absurdu wydaje się być jakimś takim logiczniejszym miejscem niż w serialu. Poza tym dobrze napisane postacie, jakby wyszły spod klawiatury samej Rarity. Styl pasujący do całości i wprost stworzony do śmieszkowych fanfików. Daję okejkę.

    • +1 2
  4. Na świecie nie ma rzeczy niemożliwych. Jeszcze parę miesięcy temu perspektywa tego, że Ghatorr ukończy Lazarusa wydawała mi się tak cholernie abstrakcyjna... No i proszę. 

     

    Nie podobają mi się nowe rozdziały tego fika. Poprawił się warsztat autora, ale cała reszta jakoś mi nie leży. Może po prostu oczekiwałam czegoś zupełnie innego? Mimo wszystko doceniam i podziwiam za ukończenie wielorozdziałowca, mimo że trwało to tyle lat.

     

    Spoiler

    No, może zacznę od tego, co mi się podobało: przede wszystkim wyjaśnienie tego czym są alikorny, jak działają i że Luna tak naprawdę nie siedziała na Księżycu.

     

    I w sumie chyba tylko to.

     

    Akcja pod koniec przyspieszyła, wydaje się być wręcz nieco chaotyczna i bardzo skacze po różnych miejscach i bohaterach, a to nie jest w tym wypadku dobre. Poza tym sam pomysł by Lazarus był bogiem... No, wydaje się to być dość dziwne. Za to fajne było, że przy tym jednocześnie stracił swoje człowieczeństwo, a przynajmniej tak to zrozumiałam.

     

    No i sama końcówka też tak średnio. Został kucem i wszystkie znaki mówią: on i Angel Wing będą szczęśliwie żyć w Equestrii jako para. Jeszcze pewnie doczekają się stada źrebiąt. Jakoś mi to nie pasuje. Wolałabym bardziej mroczne zakończenie. Bo raczej nie doczekamy się kontynuacji, w której on ją morduje. Albo ona jego.

     

    • +1 2
  5. Spoko komedyjka, ale nie podobało mi się tłumaczenie. Pewne słowa są nieprawidłowo użyte. Przykładem jest "wstrząs mózgu". Wstrząs to może być anafilaktyczny czy hipowolemiczny. Mózgu to jest wstrząśnienie. Jestem dość wyczulona na takie rzeczy.

     

    A poza tym jest ok, dobra robota. Polecam. Krótkie, zabawne i dość ciekawy pomysł.

     

    Zastanawia mnie tylko czemu nie wstawił tego autor, tylko Mid.

  6. Kolejna świetna komedyjka. Yay! Tym razem nieco dłuższa, ale wciąż posiada wszystkie cechy raritkopisarstwa:

    - piękna forma

    - serialowość

    - przyjemne dowcipy

    - wybitnie oddane postaci kanoniczne

     

    Ten tekst chyba najbardziej mi się spodobał z całej Twojej twórczości. Może dlatego, że był dłuższy. A może przez pływających Świadków Jehowy.

    • Lubię to! 1
  7. Bardzo fajna seria, przeczytałam oba fiki, Rarity, nie bij!

     

    Ten pierwszy chyba nawet powstał na jakiś konkurs, w którym sędziowałam.

     

    Pochwalam humor i formę. Lekkie, proste i przyjemne komedyjki ze Starlight i Trixie. Generalnie polecam jako lekturę dla tych, którzy lubią serialowe i krótkie fiki. Bardzo dobre oddanie postaci kanonicznych, a do tego teksty są ładnie napisane.

     

    Podobał mi się pomysł z "Księżniczki Midnight Shine" - wyjaśniał wiele rzeczy, które mogliśmy zobaczyć w serialu. 

     

    Więcej nie napiszę, bo muszę mieć materiał do recki do ET.

    • +1 1
  8. Berenika nie jest hipokrytką. Jest raczej bardzo młoda i jeszcze dość naiwna. Większość życia spędziła w Szkole Mantykory i łajno wie o prawdziwym świecie. A Szlak jeszcze nie zdołał jej doświadczyć. Inna sprawa, że Wiedźminlandia nawet u Sapkowskiego nie przypominała pod tym względem średniowiecza - chociażby postaci Milvy, Angouleme, różnych rozbójniczek. W Wiedźmie pojawia się chociażby postać najemniczki Au. Także chociaż klacze prawdopodobnie mają tam trudniej, to jednak nie ma dla nich takich barier jak w Europie sprzed paru wieków. Poza tym nie jest powiedziane, skąd się wzięły prostytutki w mieście. Co prawda pewnie z biedy i z innych prostytutek, bo tak zazwyczaj powstają prostytutki, ale nie myślałam o wsi.

     

    Ogółem miała być pod tym względem trochę wzorowana na Lambercie z Wiedźmina 3. Nie chciała być wiedźmą i na początku uważała to za przekleństwo. Marzyła o normalnym życiu, ale jednocześnie nie miała o nim pojęcia. Za to miała instynkt macierzyński i marzenia na poziomie nastolatki. Nie zna się na relacjach międzykucykowych, bo jej konfraterki są dość specyficzną grupą. Normalne życie to dla niej bajka, którą opowiadano jej w mroźne zimowe wieczory. I ona chciałaby być bohaterką takiej historii.  To wcale nie tak, że uznałam, że to będzie zabawne... Generalnie to postać, która miała ewoluować - i tak się stało. Symbolizują to blizny na pysku kucoperki. Pod koniec opowiadania Berenika całkowicie akceptuje swój los i pojmuje, że jej praca jest ważna, i to dzięki takim jak ona normalne kuce mogą wieść normalne żywoty. Poza tym Seaweed zostaje jej adoptowaną córką, a jednocześnie materiałem na kolejną wiedźmę.

     

    No i mały spoiler:

    Spoiler

    Szkoła Mantykory była nieco wzorowana na Szkole Kota. W późniejszych opowiadaniach Berenika przestaje być tą młodą i sympatyczną klaczą. Za to zaczyna polować na kucyki, które uważa za skurwysynów i prawdziwe potwory. Jednocześnie wciąż jest łagodna i opiekuńcza w stosunku do reszty świata. Różni się tym od Geralta czy Chromii, którzy generalnie starają się zachować neutralność dopóki sprawa nie dotknie ich osobiście.

     

  9. Event forumowy się już skończył, więc zgodnie z obietnicą, przedstawiam Wam konkurs. Macie napisać kontynuację do fabuły eventu Samhain 2018. Są nagrody i nie musieliście brać udziału w samej zabawie, ponieważ streszczę Wam wszystko, o czym musicie wiedzieć. A w razie czego, to całość wisi na forum...

     

    Realia i fabuła:

    Spoiler

    Plaga nawiedziła Equestrię. Wszystko zaczęło się od dnia, w którym Zecora oraz Księżniczka Luna odkryły w Zamku Królewskich Sióstr pozostałości po mrocznym rytuale. Koszmar, moc, która niegdyś opętała Panią Nocy znalazł sobie czterech nowych nosicieli i przy ich pomocy próbował wtargnąć do naszego świata by raz na zawsze go zniszczyć. Aby temu zapobiec uznano, że należy spalić wiedźmy. Zapłonęły stosy. Spłonęły Fluttershy, Twilight, Minuette i Trixie. Jednak łowcy czarownic pożałowali swych decyzji i z pomocą Zecory wskrzesili Księżniczkę Przyjaźni, wymieniając jej życie na to należące do Celestii.

     

    Przegraliśmy. Nasz świat się skończył. Pozwólcie, że zacytuję słowa zapisane przez samą Zecorę. Już nie żyła, kiedy ją znalazłem.

     

    Pół roku po wydarzeniach na Wzgórzu Ognia

     

    Tamte dni zmieniły wszystko. Podczas nowiu siódmego listopada purpurowe płomienie dosięgły nieba, które spowiło się pomarańczem i karmazynem. Zerwał się huragan, którego nie przewidziały pegazy, a w tej wichurze było słychać krzyki potępionych. A potem ogień się wypalił i wszystko ucichło.

     

    Większość mieszkańców uwierzyła, że to koniec Koszmaru, że wygraliśmy. Jak bardzo się mylili. Wiele kucyków opuściło Ponyville, nie trzymało ich tu już nic poza złymi wspomnieniami. Martwi przyjaciele, rzucane oskarżenia, błagania wleczonych na stosy. Koszmary, ciągłe koszmary. Przez to nawet nie zauważyliśmy nieobecności Lyry i Spitfire. Ale one wróciły… później.

     

    Twilight Sparkle przejęła obowiązki swej mentorki, Księżniczki Celestii i wraz z grupą możnych próbowała odsunąć Lunę od władzy. Młoda księżniczka zmieniła się - ogień wypalił z niej całą niewinność, pozostały żal, ból i poczucie obowiązku. Nie mogła uwierzyć, że Pani Dnia dała się skorumpować. Dopiero Koszmarowi udało się je pogodzić i wychudzone, półżywe alikorny stanęły po jednej stronie by stanąć do tego beznadziejnego boju.

     

    W kraju nastał głód, zgromadzona żywność zaczęła pleśnieć i gnić, nie mogliśmy nad tym zapanować. Z dnia na dzień coraz bardziej słabliśmy. Wtedy dopadły nas choroby. Źrebięta i starsi umierali jako pierwsi, ich żywota były zbyt wątłe by przedłużyć egzystencję o suchej trawie. Stosy gnijących ciał, których nikt nie miał siły pochować, a później już tylko trupy, walające się wszędzie niby śmieci, za które miał nas Koszmar.

     

    Wiarę straciłam jeszcze na Wzgórzu Ognia, jednak mimo wszystko walczyłam. Cóż innego mi pozostało? Walczyłam, bo tak trzeba. Bo tak mówiły martwe ideały. Wielu prosiło mnie o pomoc. Niektórzy przynosili na grzbietach swe martwe źrebięta, jakby nie pojmując, że to koniec. Rozpacz. Brak nadziei.

     

    Szloch matek. Szloch ojców. Szloch żon i szloch mężów. Płacz rodzin i płacz przyjaciół. Świadomość, że nie ma ucieczki. Gnijące zwłoki i uczta dla wron.

     

    Trzeba nam było spłonąć na Wzgórzu Ognia. Płomień oczyszcza. Płomień nie jest gnijącą raną, z której wychodzą larwy. Płomień nie katuje cię tygodniami. Płomień uwalnia duszę i pozwala jej umknąć w noc.

     

    Spoza Equestrii zaczęły napływać złe wieści, naszych sąsiadów spotkało to samo i błagali o ratunek. Księżniczka Luna obawiała się, że w swej desperacji mogą nas najechać. Jednak tak się nie stało, ich wojska pierwiej przegrały z głodem i zarazą niż z nami.

     

    Cierpienie. Ból skręcający trzewia. I zmęczenie, śmiertelne zmęczenie. Jakbym była we śnie, który się nie kończy. Chyba to pozwoliło mi przetrwać tak długo.

     

    Twilight, Luna i Cadance próbowały nas ratować. Szukały zaklęć, artefaktów i wiedzy w prastarych księgach. Nie wiem, czy alikorny jeszcze żyją.

     

    Podczas Solstycjum po niebie przegalopowały dwie klacze. Jedna wychudzona i wynędzniała, z wyleniałą, zielonkawą sierścią i długim rogiem, druga zaś wielka, uskrzydlona, zostawiająca za sobą stada much. Jej ciało gniło i odpadało płatami, lecz mimo to wciąż żyła. Śmiały się i krzyczały, drwiąc z naszych męczarni.

     

    O, śmierci! Dlaczego nie przychodzisz?! Dlaczego nie chcesz nas tak po prostu zabrać? Przytul nas! Ukochaj nas! Bo tyś jest jedyną matką, która może nam pomóc.

     

    I gdzie teraz jest przyjaźń? Gdzie się podziała Harmonia? Miłość? Jakie to wszystkie wydaje się puste w tych chwilach. Jak pozbawione znaczenia banały, powtarzane w spokojnych czasach by poczuć się lepiej.

     

    Tam gdzie one się kończą, tam rodzą się bestie.

     

    Widziałam jak Applejack zabija Pinkie Pie o pęczek szczawiu. Jak mąż pożywia się na zwłokach żony. Jak proste kucyki szukają winnych i mordują sąsiadów. Jak… jak…

     

    Jak Koszmar posila się na duszach słabych, jak obejmuje tych, którzy dali się złamać i ogarnąć zepsuciu w tych trudnych czasach.

     

    Bestie stały się plagą. Parę razy widziałam przemiany, zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczęły. Później uciekłam, zapadłam w głąb Everfree i zabarykadowałam się w moim domu.

     

    Applejack jako pierwsza uległa zezwierzęceniu. Na początku chciała ratować rodzinę. Takich jak ona, dopuszczających się okropnych rzeczy, byle pomóc bliskim, znalazło się sporo. Potem nie miała już kogo chronić, jednak granica została przekroczona. Pamiętam ten widok, pamiętam jak pomarańczowa klacz unosi swe puste spojrzenie znad zmaltretowanego truchła różowej klaczy, a potem krzyczy długo i przeciągle, zaś jej ciało skręca się spazmatycznie, rośnie. Pysk wydłuża się i wypełnia długimi, ostrymi kłami. Jelenie rogi, wyrastające z głowy i długą sierść. Wielka, silna, potężna.

     

    Bestie nie pamiętają kim były wcześniej. Napędza je tylko głód, którego nie mogą ugasić. Ucztują na żywych i piją ich krew.

     

    Tropiciele wiedźm, którzy narodzili się na Wzgórzu Ognia, zostali pierwszymi łowcami bestii. Dowodzenie nad nimi objęła Rainbow Dash, jednak długo nie piastowała tej funkcji. W końcu sama stała się tym, z czym walczyła. Jak i wielu innych.

     

    Łowy były podstępne. Zacierały się granice pomiędzy świadomością a bestialestwem. Polujący tracili strach i zastępowali go radością mordu, na swą zgubę.

     

    Robiłam straszne rzeczy. Nie uchroniłam Equestrii, pozwoliłam by spalono niewinnych. I weszłam w zaświaty, by zapobiec Zagładzie, która i tak nadeszła. Boję się. Boję się, że ja również jestem bestią.

     

    Słyszę szepty i krzyki. Krew szumi mi w uszach. To koniec. Mój czas nadszedł. Nie wiem, czy dla Equestrii jeszcze jest nadzieja. Na pewno Koszmar nie uderzył z pełną mocą. Może jeśli istoty rozumne wzniosą się na pewien poziom, kiedy pokonają własne słabości… Może wtedy... Może wtedy Koszmar odpuści, bo będziemy od niego silniejsi. Bo nie będzie mógł nas dotknąć i zranić.

     

    Kiedy byłam mała, to matka opowiadała mi, że całe zło tego świata narodziło się wraz z samoświadomością żyjących. Że każdy ma dwie strony, a ono reprezentuje jedną z nich. Koszmar wyrósł na nas i to my go karmimy. On tylko ujawnił naszą zgniliznę.

     

    Dla mnie nie ma już nadziei. Straciłam wiarę, coś, co okazało się najcenniejszą rzeczą jaką można mieć. Bez niej nie ma już niczego. Bez niej się już tylko czeka na koniec tej beznadziei. Na ciemność, w której nie czeka nas nic. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro zakończenie jest takie niesprawiedliwe?

     

    Regulamin:

    1. Obowiązuje regulamin forum i działu opowiadań. Nie jesteśmy w dziale +18, więc wiecie, co to oznacza.

    2. Prace muszą być napisane samodzielnie. Czyli przed publikacją nie pokazujecie ich kolegom i nie podsyłacie im fragmentów oraz nie dyskutujecie o fabule. Risercz jak najbardziej możecie robić. Oraz pytać ludzi o zasady pisowni.

    3. Prace nie mogą być poddane korekcie oraz prereadingowi.

    4. Limit dolny wynosi 1000 słów, górnego nie ma.

    5. Prace muszą być poprawnie otagowane.

    6. Prace zamieszczacie w formie linku do google docsa w tym temacie. Tylko wyłączcie komentarze i edycje.

    5. Limity słów są sprawdzane w docsach.

    6. Termin oddawania prac: 31 stycznia 2019, godzina 23:59

    7. Organizator zastrzega sobie możliwość dyskwalifikacji pracy w przypadku cwaniakowania innego niż to zawarte w regulaminie. Wątpię by się to zdarzyło.

    8. Najlepsza praca zostanie poddana korekcie oraz opublikowana na łamach Equestria Times.

     

    Sędziować będziemy ja i @Rarity.

     

    Całe podium otrzyma nagrody:

    1 miejsce forumową odznakę i obrazek ode mnie - fullbody/portret ołówkiem lub kredkami z możliwością ubrania kuca/gryfa/co tam chcecie w jakieś ubrania i dodania częściowego tła albo napiszę mu fanfik na zadany temat - oneshot

    2 miejsce forumową odznakę i obrazek ode mnie - fullbody/portret ołówkiem lub kredkami, ale bez tych możliwości, co miejsce pierwsze

    3 miejsce forumową odznakę i obrazek ode mnie - portret ołówkiem lub kredkami

     

    Dobre rady:

    1. Oceniamy również formę. Dlatego jeśli nie umiesz zapisywać dialogów bądź formatować tekstu, to zanim wstawisz swój fanfik możesz udać się po pomoc do mnie lub do Konesera Polskiego Fanfika. Zapytaj się co i jak.

    2. Cały event był raczej w mrocznych klimatach. To jest konkurs na sequel. Uważajcie jednak by nie przesadzić i nie zrobić z tego gore.

    3. Jeśli czegoś nie wiesz, to pytaj w tym temacie lub na PW.

    • +1 4
    • Lubię to! 3
    • Mistrzostwo 2
  10. 5 minut temu, Stormy Mood napisał:

    Nadal jestem ciekawa o co chodziło z Kraśnymi kucykami. 

    Zandi lubi Stalin Glimmer, zaczął ją odgrywać, to było dziwne, wiec dorobiłam wątek z alkoholem, proszkami na uspokojenie i książką kolekcjonerską do RPG. Tam naprawdę nie było nic innego.

     

    8 minut temu, Stormy Mood napisał:

    Niestety było mnóstwo niedoróbek, wskazówki często były dla mnie dość nieczytelne.

    Wskazówki miały wymagać dość intensywnego kojarzenia faktów. Czasami były to wskazówki wykluczające winę lub naprowadzające na pewne tropy. Chętnie posłucham też o innych niedoróbkach.

    • +1 2
  11. Pół roku po wydarzeniach na Wzgórzu Ognia

     

    Tamte dni zmieniły wszystko. Podczas nowiu siódmego listopada purpurowe płomienie dosięgły nieba, które spowiło się pomarańczem i karmazynem. Zerwał się huragan, którego nie przewidziały pegazy, a w tej wichurze było słychać krzyki potępionych. A potem ogień się wypalił i wszystko ucichło.

     

    Większość mieszkańców uwierzyła, że to koniec Koszmaru, że wygraliśmy. Jak bardzo się mylili. Wiele kucyków opuściło Ponyville, nie trzymało ich tu już nic poza złymi wspomnieniami. Martwi przyjaciele, rzucane oskarżenia, błagania wleczonych na stosy. Koszmary, ciągłe koszmary. Przez to nawet nie zauważyliśmy nieobecności Lyry i Spitfire. Ale one wróciły… później.

     

    Twilight Sparkle przejęła obowiązki swej mentorki, Księżniczki Celestii i wraz z grupą możnych próbowała odsunąć Lunę od władzy. Młoda księżniczka zmieniła się - ogień wypalił z niej całą niewinność, pozostały żal, ból i poczucie obowiązku. Nie mogła uwierzyć, że Pani Dnia dała się skorumpować. Dopiero Koszmarowi udało się je pogodzić i wychudzone, półżywe alikorny stanęły po jednej stronie by stanąć do tego beznadziejnego boju.

     

    W kraju nastał głód, zgromadzona żywność zaczęła pleśnieć i gnić, nie mogliśmy nad tym zapanować. Z dnia na dzień coraz bardziej słabliśmy. Wtedy dopadły nas choroby. Źrebięta i starsi umierali jako pierwsi, ich żywota były zbyt wątłe by przedłużyć egzystencję o suchej trawie. Stosy gnijących ciał, których nikt nie miał siły pochować, a później już tylko trupy, walające się wszędzie niby śmieci, za które miał nas Koszmar.

     

    Wiarę straciłam jeszcze na Wzgórzu Ognia, jednak mimo wszystko walczyłam. Cóż innego mi pozostało? Walczyłam, bo tak trzeba. Bo tak mówiły martwe ideały. Wielu prosiło mnie o pomoc. Niektórzy przynosili na grzbietach swe martwe źrebięta, jakby nie pojmując, że to koniec. Rozpacz. Brak nadziei.

     

    Szloch matek. Szloch ojców. Szloch żon i szloch mężów. Płacz rodzin i płacz przyjaciół. Świadomość, że nie ma ucieczki. Gnijące zwłoki i uczta dla wron.

     

    Trzeba nam było spłonąć na Wzgórzu Ognia. Płomień oczyszcza. Płomień nie jest gnijącą raną, z której wychodzą larwy. Płomień nie katuje cię tygodniami. Płomień uwalnia duszę i pozwala jej umknąć w noc.

     

    Spoza Equestrii zaczęły napływać złe wieści, naszych sąsiadów spotkało to samo i błagali o ratunek. Księżniczka Luna obawiała się, że w swej desperacji mogą nas najechać. Jednak tak się nie stało, ich wojska pierwiej przegrały z głodem i zarazą niż z nami.

     

    Cierpienie. Ból skręcający trzewia. I zmęczenie, śmiertelne zmęczenie. Jakbym była we śnie, który się nie kończy. Chyba to pozwoliło mi przetrwać tak długo.

     

    Twilight, Luna i Cadance próbowały nas ratować. Szukały zaklęć, artefaktów i wiedzy w prastarych księgach. Nie wiem, czy alikorny jeszcze żyją.

     

    Podczas Solstycjum po niebie przegalopowały dwie klacze. Jedna wychudzona i wynędzniała, z wyleniałą, zielonkawą sierścią i długim rogiem, druga zaś wielka, uskrzydlona, zostawiająca za sobą stada much. Jej ciało gniło i odpadało płatami, lecz mimo to wciąż żyła. Śmiały się i krzyczały, drwiąc z naszych męczarni.

     

    O, śmierci! Dlaczego nie przychodzisz?! Dlaczego nie chcesz nas tak po prostu zabrać? Przytul nas! Ukochaj nas! Bo tyś jest jedyną matką, która może nam pomóc.

     

    I gdzie teraz jest przyjaźń? Gdzie się podziała Harmonia? Miłość? Jakie to wszystkie wydaje się puste w tych chwilach. Jak pozbawione znaczenia banały, powtarzane w spokojnych czasach by poczuć się lepiej.

     

    Tam gdzie one się kończą, tam rodzą się bestie.

     

    Widziałam jak Applejack zabija Pinkie Pie o pęczek szczawiu. Jak mąż pożywia się na zwłokach żony. Jak proste kucyki szukają winnych i mordują sąsiadów. Jak… jak…

     

    Jak Koszmar posila się na duszach słabych, jak obejmuje tych, którzy dali się złamać i ogarnąć zepsuciu w tych trudnych czasach.

     

    Bestie stały się plagą. Parę razy widziałam przemiany, zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczęły. Później uciekłam, zapadłam w głąb Everfree i zabarykadowałam się w moim domu.

     

    Applejack jako pierwsza uległa zezwierzęceniu. Na początku chciała ratować rodzinę. Takich jak ona, dopuszczających się okropnych rzeczy, byle pomóc bliskim, znalazło się sporo. Potem nie miała już kogo chronić, jednak granica została przekroczona. Pamiętam ten widok, pamiętam jak pomarańczowa klacz unosi swe puste spojrzenie znad zmaltretowanego truchła różowej klaczy, a potem krzyczy długo i przeciągle, zaś jej ciało skręca się spazmatycznie, rośnie. Pysk wydłuża się i wypełnia długimi, ostrymi kłami. Jelenie rogi, wyrastające z głowy i długą sierść. Wielka, silna, potężna.

     

    Bestie nie pamiętają kim były wcześniej. Napędza je tylko głód, którego nie mogą ugasić. Ucztują na żywych i piją ich krew.

     

    Tropiciele wiedźm, którzy narodzili się na Wzgórzu Ognia, zostali pierwszymi łowcami bestii. Dowodzenie nad nimi objęła Rainbow Dash, jednak długo nie piastowała tej funkcji. W końcu sama stała się tym, z czym walczyła. Jak i wielu innych.

     

    Łowy były podstępne. Zacierały się granice pomiędzy świadomością a bestialestwem. Polujący tracili strach i zastępowali go radością mordu, na swą zgubę.

     

    Robiłam straszne rzeczy. Nie uchroniłam Equestrii, pozwoliłam by spalono niewinnych. I weszłam w zaświaty, by zapobiec Zagładzie, która i tak nadeszła. Boję się. Boję się, że ja również jestem bestią.

     

    Słyszę szepty i krzyki. Krew szumi mi w uszach. To koniec. Mój czas nadszedł. Nie wiem, czy dla Equestrii jeszcze jest nadzieja. Na pewno Koszmar nie uderzył z pełną mocą. Może jeśli istoty rozumne wzniosą się na pewien poziom, kiedy pokonają własne słabości… Może wtedy... Może wtedy Koszmar odpuści, bo będziemy od niego silniejsi. Bo nie będzie mógł nas dotknąć i zranić.

     

    Kiedy byłam mała, to matka opowiadała mi, że całe zło tego świata narodziło się wraz z samoświadomością żyjących. Że każdy ma dwie strony, a ono reprezentuje jedną z nich. Koszmar wyrósł na nas i to my go karmimy. On tylko ujawnił naszą zgniliznę.

     

    Dla mnie nie ma już nadziei. Straciłam wiarę, coś, co okazało się najcenniejszą rzeczą jaką można mieć. Bez niej nie ma już niczego. Bez niej się już tylko czeka na koniec tej beznadziei. Na ciemność, w której nie czeka nas nic. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro zakończenie jest takie niesprawiedliwe?

     

    Zebra odłożyła pióro i westchnęła z ulgą. Zdążyła dokończyć swoje wspomnienia. Nie wierzyła w to, że ktokolwiek je kiedyś przeczyta. Nie wiedziała nawet, czy nie jest ostatnią istotą pozostałą przy zdrowych zmysłach. Chciała jednak pozostawić po sobie cokolwiek i w pewnym sensie dokończyć tę historię.

     

    Zecora chwyciła kopytojeść sztyletu. Był długi i wąski, oferował szybką śmierć. Przyłożyła czubek do klatki piersiowej, z boku, od lewej strony. Przez chwilę się zawahała. Przymknęła oczy i przypomniała sobie radosne chwile źrebięctwa, dni beztroski, wypełnione szczęściem i miłością, rzeczami, o których już niemal zapomniała. Po czym zamachnęła się i wbiła mizerykordię prosto w serce.

     

    Uśmiechnęła się po raz ostatni. Czuła ulgę. Ulgę, że to już koniec.


     

    Spoiler

    Temat został zamknięty, ponieważ niebawem pojawi się na forum pewien konkurs. No i inny temat na podsumowanie pozafabularne.

     

    • +1 2
    • Mistrzostwo 6
  12. Trixie i wzrost mocy? Zecora zastanawiała się co takiego ją ominęło. Jeśli tak, to faktycznie może coś w tym było.

     

    Jeszcze raz, ostatni raz, a potem... potem gorzka wygrana lub słodka zagłada. Koniec horroru. Nie było nadziei ani radości, a tylko pragnienie zakończenia tego koszmaru. Zebra pragnęła tylko się obudzić we własnym łóżku i odkryć, że ostatni miesiąc to tylko zły sen.

     

    Mżyło przez cały dzień, stos nie będzie dobrze płonąć. Widziała jak straże Luny dokładają nieco suchego drewna na podpałkę, żeby zechciał się w ogóle zająć ogniem.

     

    - Podjęliście decyzję. Dobrze, więc... - rozległ się głos Księżniczki Luny. - Trixie Lulamoon, niech ogień oczyści twą splugawioną duszę. Niechaj wypali zarzewia Koszmaru, byś mogła odrodzić się po drugiej stronie, skąpana w blasku dnia naszej drogiej siostry!

     

    Odpowiedziała jej cisza. Lunarni gwardziści weszli w tłum, ale niebieskiej jednorożki w nim nie znaleźli. Zecora spojrzała na wąski sierp malejącego Księżyca i pomodliła się by wybór okazał się słuszny. 

     

    W końcu strażnicy wrócili, wlokąc za ogon, stawiającą opór klacz. Przyszło ich mniej niż wyruszyło, w dodatku dowódcy brakowało miecza.

     

    - Zostawcie mnie! Czego chcecie od Wielkiej i Potężnej Trixie?! - krzyczała magiczka. A potem dostrzegła stos: - Nie, nie, to pomyłka! Trixie nie ma z tym nic wspólnego! Staaaaarlight! Staaaargliiight! Ratuj!

     

    Szlochająca Starlight wyciągnęła kopyto w stronę czarodziejki, jednak uzmysłowiwszy sobie jak beznadziejna była sytuacja, zniknęła w tłumie. Nie mogła pomóc przyjaciółce.  Nie dałaby rady pokonać Gwardii Nocy ani granatowego alikorna.

     

    I tak zrobiła dużo by ratować przyjaciółkę. Więcej niż inni. 

     

    Przyjaźń umarła w płomieniach jeszcze przed Księżniczką Przyjaźni.

     

    Zebra pragnęła odwrócić wzrok, ale nie mogła. Nie chciała tego oglądać. Nie chciała widzieć, jak potężne kucoperze z gwardii Luny przywiązują do stosu walczącą klacz. Jak Trixie uwalnia się z więzów i galopuje w stronę Everfree. Jak Pani Nocy zagradza jej drogę i skuwa magicznym łańcuchem, po czym teleportuje na miejsce kaźni i podpala wilgotne od deszczu drewno. Jak klacz kaszle i łapie oddech wśród dymu. A potem traci przytomność, nim płomienie objęły jej ciało.

     

    Smród dymu.

    Smród strachu.

    Smród cierpienia.

     

    Przyszedł czas oczekiwania. Co się stanie? Czy wygraliśmy? A może nie? Może niedługo wszyscy zginiemy?

     

    Stos płonął, rozświetlając ciemność nocy. Trzeszczały bierwiona, strzelały iskry. A Zecora płakała.

    • +1 4
    • Lubię to! 1
    • Mistrzostwo 1
  13. Zecora przybiegła zdyszana na Wzgórze Ognia.  Musiała je na chwilę opuścić, żeby zabrać z chatki leki potrzebne do uzdrowienia nieszczęsnego Vocala. Ogier czekał tam gdzie go zostawiła, co nie powinno nikogo dziwić. Podziękowała niebiosom, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę Księżniczki Luny. Żeby uzdrawiać musiała najpierw mieć kogo.

     

    - Księżniczko, czy łowcę tego byś uwolniła? Chciałabym żeby mikstura go uzdrowiła.

     

    Luna nie odezwała się, tylko odczarowała Vocala. Zebra natychmiast do niego pokłusowała i wlała mu do gardła jeden z eliksirów. Wysypka zaczęła znikać w oczach.

     

    - Dobrze - zaczęła Pani Nocy - skoro wszyscy są zdolni by oddać swe głosy, to niechaj to zrobią. Tylko niech powiedzą nam dlaczego.

  14. Zebra przetarła oczy ze zdumienia. W pierwszej chwili obeszła ostrożnie bryłę kryształu, mrucząc pod nosem dziwne słowa w swoim języku.

     

    - To dziwne schorzenie musi być zróżnicowane, sposoby diagnostyki przez kryształ są mi jednak nieznane. Sądzę, że spowodowała to magia przeklęta Koszmaru, sądzę też, że uda nam się pozbyć tego czaru. - Zecora spojrzała w dziwne, puste oczy podmieńca i w zwykłe, przerażone ślepia kucyka. - Ma ja dla was również inne wieści, posłuchajcie sami, bo w głowach się nie mieści. Podczas Samhain pani Cake mnie odwiedziła i zaiste, ze sprawą dziwną tutaj przybyła. W swej piwnicy odnalazła szmatę brudną od płynu czerwonego, boi się, że przez Pinkie koszmarem dotkniętego. Myślę, że dwa dni temu, podczas tego święta, wzmocniona została koszmarna moc przeklęta.

     

    Podejrzewała, że da radę odwrócić rozwój choroby, magiczne dolegliwości zazwyczaj dobrze reagowały na kuracje czarami. A dopóki purpurowy ogień nie rozleje się po niebie, dopóty była nadzieja.

  15. Zebra obudziła się zziębnięta i obolała. Jej ciało domagało się więcej snu, ale nie mogła mu na to pozwolić. Zresztą tam tylko czekały na nią koszmary. Musiała wstać, musiała odpowiedzieć na pytania swych gości. Jakby tego nie zrobiła, to całe poświęcenie byłoby zbędne. Sprawę należało poprowadzić do końca.

     

    Powitała kucoperkę i podmieńca uprzejmym skinieniem głowy. Upiła łyk zimnego rumianku, zaparzonego poprzedniego wieczora. Gardło miała suche i obolałe. Najwidoczniej w nocy znowu krzyczała. Śniły jej się płomienie, pożerające jej ciało i duszę.

     

    - Miska była zwykła, z gliny ulepiona, symbolizować ma wodę, która obudzona - zwróciła się do Rubby. Po czym odpowiedziała na pytanie podmieńca: - Ogień jest jednym z pięciu żywiołów, wiedzieć to powinien każdy z pachołów. Płomień purpurowy to rzecz właściwa dla Koszmaru, ja sama nie znam tego czaru. Niektóre zaklęcia są bogom niemiłe i na dodatek ze wszech miar zgniłe. - Zebra skrzywiła się. Na jej pysku malowała się odraza.

×
×
  • Utwórz nowe...