Skoro mowa o Władcy Pierścieni, to ja przytoczę Wam Hobbita. Jak dla mnie Peter w ogóle nie otworzył książki. Większość fajnych i istotnych momentów z książki zostało pominiętych, ale i tak zrobiono z tego 3 filmy, chociaż dla mnie można by było to zakończyć tylko i wyłącznie w dwóch, jeżeli w pierwszych dwóch częściach ekranizacji nie było tyle zwiedzania i podziwiania widoczków. W LOTR wędrówki były pokazywane szybko z lotu ptaka, jak biegną sobie po jakieś łące z dodatkiem nastrojowej muzyki. I to mi się podobało, bo nie poświęcali tyle minut filmu na np. zwiedzanie Rivendell... Muszę przyznać, że grafika komputerowa była na mistrzowskim poziomie, ale moim zdaniem ostatnia część wypadła najgorzej... O ile dobrze pamiętam na Filmwebie dałam Bitwie pięciu armii ocenę 6/10, podczas gdy Pustkowie Smauga otrzymało mocne 8/10. Wszystko tam było chaotyczne i na pewno podobałoby mi się bardziej, gdybym przed obejrzeniem filmu nie przeczytała wcześniej książki. Beznadziejny trójkącik (Legolas x Tauriel x Kili) , bez którego film też mógłby żyć i do tego niewiadomo skąd wziął się Legolas, który... Uwaga! Spoiler! Po skończonej bitwie idzie szukać Aragorna, który podczas trwania akcji miał dopiero 10 lat, ale Thranduil jest święcie przekonany, że jest łowcą i Obieżyświatem.