-
Zawartość
892 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Cava Herondale
-
Zaprzeczyła ruchem głowy. - Za mało informacji!
-
Udawała, że zastanawia się nad odpowiedzią. - Wszystko. Od pieluch, aż do teraz.
-
Ogłoszenie o naborze dodane. Niedługo będziecie mieli swoich przeciwników.
-
Arceus jest już po pojedynku i w tym jest problem... Jednak wyjątkowo pozwolę Wam na ten pojedynek. EDIT: Thorn jest wolny. Z nim walcz.
-
Cadance przewróciła oczami. - Gdybyś nie zauważył, to dysponuje mocą teleportacji... - powiedziała i przeniosła się nieco dalej. Niestety wybucha strzała wylądowała niedaleko miejsca dolecowego jej teleportacji i księżniczka została wyrzucona w powietrze. Przeturlała się po ziemi i magią wyczarowała ciernie w miejscu, gdzie stał Rex, które oplotły się wokół jego kopyt i wbiły boleśnie do jego ciała uniemożliwiając ruch na kilka chwil, zanim nie pozostanie po nich żaden ślad. Nie mogła marnować czasu, pomimo kilku mocno krwawiących ran. Fala ostrzy została wysłana w kierunku ogiera, a sama księżniczka już przygotowywała sie do obrony kolejnych ataków.
-
Osoby bez partnera do walki niech zgłoszą się do mnie.
-
Poczuła, jak trucizna wstrzykuje się w jej żyły. O dziwo nie czuła niemocy w swoim rogu, co oznaczało, iż ogier najzwyczajniej w świecie kłamał. Tani chwyt... Myślał, iż zdobędzie przewagę. Jeszcze mu pokażę, że srogo się pomylił. Jak na razie będzie udawała. Prawdopodobnie oboje mieli na siebie asy. Zachowa manę na potężniejsze zaklęcia. Wycięgnęła jeden ze sztyletów i wbiła w ogiera. Przeżyje ten cios, ale powinien nieco go osłabić. Zbliżali się w kierunku ziemi. Kiedy wyczuła, że może swobodnie wylądować nie łamiąc kości, odbiła się od niego i gładko stanęła na piasku. Pokazała ruchem kopyta, że ma pierwszy zaatakować. - Pokaż mi, że nie bez powodu jesteś w drużynie Sombry. Uśmiechnęła się i chwyciła za swój miecz. Jego brzegi zaświeciły się na niebiesko. Podarowała jej go Celestia. Pochodzi z czasów Star Swirla Brodatego. Podobno umieścił w nim kamień runiczny, który odnalazł wysoko w górach szukając pomysłów na 64 zaklęcie. Czy ona w to wierzy? W świecie pełnym magii wszystko jest możliwe. Czas wypróbować to cudo w prawdziwej walce.
-
Elfka roześmiała się uroczo. Nie zwracała uwagi na tłum gapiów. No cóż... Elf tańczący z człowiekiem to niespotykany widok. - Opowiedz mi coś więcej o sobie. - rozkazała.
-
Elfka zrobiła obrót. Nie pomyliła jeszcze ani jednego kroku. To jakiś cud! - Świetnie tańczysz, wiesz? - powiedziała półgłosem, jakim posługiwały się prawdziwe damy.
-
- Nikt nie zasługuje na bycie torturowanym... - powiedziała marszcząc brwi. - Nie sądzisz? Popatrzyła na butelkę. Gdyby nie to, że jest podmieńcem miałaby pewne zastrzeżenia co do posiadania takiego typu rzeczy. - Nie, dziękuję. Mam co pić.
-
W takim razie zamiast trzymać nas w niepewności powinna powiadomić, iż nie ma czasu... Już dawno temu znalazłaby się osoba na jej miejsce.
-
Pragnę powiedzieć, iż będę rzadziej odpisywała. Przepraszam Cię, Rex, jednak mam teraz dużo spraw do załatwienia. Sam chyba zrozumiesz. Postaram się powoli w wolnym czasie szykować odpisy dla Ciebie. A nie chcę też dać czegoś "na odwal". Pozdrawiam, Cava Schreave
-
Anatith wstała i pociągnęła Edwarda za sobą na parkiet. - Mam ochotę potańczyć. Ale uważaj na nogi. Jestem kompletnym laikiem, jeżeli chodzi o tańczenie. - wzruszyła ramionami. - Najwyżej to ty będziesz potrzebował maści.
-
Obejrzałam pierwszy odcinek Hanayamata. Nie ogarniam, o co chodzi.
-
Elfka uniosła brwi. - Ja Edwarda też znam jeden dzień i co z tego wyszło? Więc jak widzisz - jeżeli ktoś się zakocha, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby z tą osobą być... - powiedziała. - No chyba, że ma brata...
-
- Ehh... Tylko Celestia i Luna znają hisorię Kryształowego Królestwa, zanim jeszcze Sombra je podbił... - klacz opuściła uszy. Wyraźnie posmutniała. Westchnęła ciężko. - Sombra zrobił z kryształowych kucyków swoich niewolników. Pracowali w kopalniach całymi dniami chodząc skuci kajdankami. Do tego było kilka osobników, którzy traktowali byli... Jak by to powiedzieć... Specjalnie. - zdjęła częśc ubrania i pokazała długie rany rozciągające się po grzbiecie. - Codziennie byłam bita, a w moje rany wcierana była sól. Do tej pory mało jem, gdyż mój żołądek już nigdy nie przystosuje się do normalnych dawek jedzenia.
-
- Uuu... Widzę, że kolejna parka nam kwitnie. - powiedziała i mrugnęła do Isaaca.
-
Przytuliła się do niego mocno. - Na szczęście mam już przemowę za sobą... Jak ktoś mi każe znowu to zrobić, to ostrzegam, że dostanie ogniem w łeb. - powiedziała całkiem poważnie.
-
- Szczerze mówiąc nie poczułam tego zaszczytu... - powiedziała w zamyśleniu. - Ale wiesz... Jestem z Equestrii. Znam nasze władczynie i to dla mnie jest zaszczytem. Dostaje zaproszenia na gale, których i tak nie lubię. Nie nadaje się do tego... W końcu kto by chciał spotykać się z generałem, skoro są inni? Jeżeli już, to dla samego spotkania z księżniczkami. Wyjawiła, że jest jej przykro z tego powodu, jednak odchrząknęła i znów przybrała kamienny wyraz twarzy. - Jednak to nic takiego...
-
Elfka uśmiechnęła się szeroko do Edwarda. - Wszyscy sobie świetnie poradziliśmy.
-
Anatith poklepała Arianę przyjaźnie po plecach. - Byłaś naprawdę świetna. - powiedziała z uśmiechem. - Nie wiem, po co Ci była ta kartka. Mów zawsze to, co uważasz za słuszne.
-
Sunset się przeniosła jako kucyk do tamtego świata. Nawet, jeżeli miała swoją aletrnatywną wersję, to musiała się jej pozbyć, aby funkcjonować. O ile ta alternatywna nie mieszka na drugim końcu świata...
-
Chciała już powiedzieć, iż to ona wdarła się, uwięziła jej najlepszą przyjaciółkę przed ślubem, ale powstrzymała się. Zgrzytnęła tylko zębami. - Niech Ci będzie... - powiedziała niechętnie. - Może po tej całej walce drużyn spotkamy się kiedyś, kiedy zostanę wezwana do pomocy... Chrysalis już traktuje mnie jak swoją własność... Nawet krzesło jej musiałam odsunąć. Oparła swój pysk na blacie biurka. - Owszem, spotkałam się z nią, kiedy podpisywali to i czułam się bardziej jak pokojówka, niż generał.
-
- No to na mnie pora... - powiedziała zrezygnowana i wstała z gracją. Poruszała się elegancko i śmiało, że niektórzy mogliby się przestraszyć. Weszła na scenę, zadarła prawą nogę do tyłu i dygnęła nisko. - Mieszkańcy Arterii... - zaczęła donośnie z nutą władzy w głosie. - My będziemy walczyć i nie poddamy się do ostatniej kropli krwi. Jednak pomyślcie o tym, co wojna robi z nami. Wyniszcza nas. Macie coraz mniej środków do życia, ludzie umierają, a wysoce postawieni osobnicy cieszą się, iż mięśnie poświęcone siedzeniu są pilnie chronione. Jednak gdzie wasza ochrona? Nie macie jej... Liczycie na nas i nie chcemy Was zawieść, jednak prawdopodobnie idziemy na pewną śmierć, a gdy zginiemy, to Wy również będziecie na nią skazani. Podziewiała ostro, jednak wciąż wyglądała spokojnie i dumnie. Jak prawdziwa dama. - Nie chce Was zastraszyć... - zaprzeczyła ruchem palca wskazującego. - Tylo zmusić do zastanowienia się. Czas, aby Wasze umysły zaczęł działać i zamiast biesiadowania godzinami rozpoczęli rozwijanie się naukowo, fizycznie i w medycynie. Jak również technicznie. - powiedziała i mrugnęła do Isaaca. - Nie liczcie na innych ludzi, tylko na siebie. I nauczcie się rozwiązywać swoje brudy... My, elfy ciągle Wam pomagamy. Ale jeżeli wyprowadzimy się z tych terenów w poszukiwaniu miejsca oddalonego od wojny, to co Wam pozostanie zrobić? Zastanówcie się sami... Ponownie dygnęła i zeszła ze sceny. Zdania najwyraźniej były podzielone.