Skocz do zawartości

Geralt of Poland

Brony
  • Zawartość

    406
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Geralt of Poland

  1. Ponownie zamyśliłem się na chwilę. Wyglądało na to, że wieczór może być bardziej owocny, niż się spodziewałem... Chociaż do tajemniczego osobnika nadal nie miałem krzty zaufania. Przez moment biłem się z myślami, ale ostatecznie wygrała ciekawość i wizja zarobku. I to sporego, patrząc na wygląd jegomościa. Poza tym w sumie zawsze mógłbym się nie zgodzić...

    - Co to za praca?- spytałem krótko. W rozmowach o interesach lubiłem przechodzić od razu do konkretów.- Ostrzegam tylko, że jeśli chcieliście nająć sobie zbira do pierwszej lepszej brudnej roboty, to trafiliście źle.

  2. Wziąłem w dłoń butelkę i przez chwilę wpatrywałem się w nią, starając się ułożyć myśli w głowie. Cóż, w kwestii gawiedzi trudno było nie przyznać mu racji, patrząc na kłębiący się na środku sali tłum, rozbrzmiewający coraz to bardziej niewybrednymi okrzykami i wyzwiskami. Musiałem też przyznać, że uwaga na temat wyższych sfer mile mnie połechtała. W końcu ośmieliłem się pociągnąć łyk wina, co wyrwało mnie z milczącego zamyślenia. Pochyliłem się nad stołem, patrząc w twarz tajemniczego  osobnika, siłą pokonując odruch ucieczki wzrokiem od jego przeszywających oczu.

    - A wy, panie, kim jesteście?- spytałem bez ogródek.- Trochę już w życiu zobaczyłem, ale nieczęsto widuje się wśród chlejącej, barbarzyńskiej hołoty persony w złotych łańcuchach. Co jak co, ale na zdrożonego kupca mi nie wyglądacie.

  3. Powoli, ostrożnie usiadłem na krześle, cały czas zerkając to na bijatykę, to na odzianego w czerń osobnika. Cały błogi nastrój towarzyszący mi na początku wieczora całkowicie uleciał. Wiedziałem, że po takich podejrzanych typach, noszących złote łańcuchy i sygnety, a mimo to przesiadujących wieczorami w skromnych karczemkach, nie można się spodziewać nic dobrego. Starałem się zachować pozory spokoju, jednak siedziałem spięty, gotów w każdej chwili dobyć sztyletu, który przezornie nosiłem zawsze ukryty w cholewie buta. Jednocześnie uważnie wypatrywałem u "czarnego" ukrytej broni. Miałem nadzieję wyjść z sytuacji pokojowo, jednak w razie ostateczności wolałem wiedzieć, na czym stoję.

  4. "Cholera, jak mogłem go wcześniej nie zauważyć?"- pomyślałem na widok osobnika, który widocznie odcinał się od wypełniającej salę ciżby. Ech, nie lubię takich dziwaków, oj nie lubię... Jednak w tym spojrzeniu było coś... Nie wiedzieć czemu wstałem od stolika i wśród wrzasku kibicującej bitce gawiedzi zacząłem przeciskać się w stronę jegomościa w czerni. Uważałem jednocześnie na kufle, stołki i inne przedmioty, które zwykły latać w powietrzu podczas karczemnych burd i lada chwila mogły zacząć to robić, gdyż z dobiegających z okolicy stołu dźwięków wynikało, że walka coraz bardziej się rozkręca.

  5. Raczej nie nadaję się na stałe pisanie publicystyki (co nie znaczy, że już nigdy nie przyślę czegoś "gościnnie", tak jak mojej recenzji książki), ale zastanowię się nad zgłoszeniem na korektora.


  6. W tym przypadku impreza to nocne jeżdżenie tramwajami po Wrocławiu w dziesiątą rocznicę przejścia komunikacji nocnej w całości na linie autobusowe.
    Cóż, podobno każda okazja na (jakąkolwiek) imprezę jest dobra. :rainderp:
    • +1 1
  7. Uśmiechnąłem się tylko i bez słowa podsunąłem do napełnienia w połowie opróżniony już kufel, taksując jednocześnie wzrokiem dziewkę, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na wiadomych walorach. Była całkiem ładna i chętnie spędziłbym z nią parę chwil sam na sam, ale chwilowo zależało mi wyłącznie na napełnieniu brzucha, pozostawiając na później "duchowe przyjemności". Po wielodniowej podróży i noclegach spędzonych w podrzędnych przydrożnych karczemkach chciałem nacieszyć się porządnym jadłem, ciepłem z kominka i szumiącym dookoła ludzkim gwarem. Jednocześnie rozglądałem się wśród gości szukając kogoś, kto mógłby zaoferować mi godziwą robotę, jak chociażby zamożniejsi kupcy, szukający ochrony na kolejną daleką podróż. Jednak wyglądało na to, że tego wieczoru do gospody zeszli się głównie miejscowi.

    "Cóż, mam czas."- pomyślałem, biorąc kolejny łyk chłodnego piwa i rozpierając się wygodnie na krześle.

  8. Jakie wrażenia? cóż, myślę, że odcinek był naprawdę dobry, a nawet zaskakująco dobry, patrząc na wszystkie obawy, jakie się pojawiały przed premierą.

    Jak dla mnie akcja trochę zbyt szybko biegła do przodu, ale cóż, limit czasowy robi swoje. Dlatego też cieszę się, że nie dali żadnego zapychacza w formie piosenki.

    Jeśli chodzi o wspomniane zmiany w grafice serialu to na początku trochę trudno było mi się do tego przyzwyczaić, ale myślę, że to dobre posunięcie ze strony twórców.  

    Co do Discorda, to na pewno pozytywnie zaskoczeni są ci, którzy narzekali na jego nawrócenie- w tym odcinku wypadł po prostu świetnie, taki, jaki być powinien.

    No i cieszy mnie wprowadzenie dłuższego wątku fabularnego, czyli tajemniczej skrzyneczki.

    Podsumowując: odcinek jako wstęp do 4 sezonu zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i jeśli pozostałe odcinki będą trzymały co najmniej tak samo wysoki poziom, to nie ma się czego obawiać.

  9. Uniwersum: WEDŹMIN

    POSTAĆ:

    Imię i nazwisko: Roger Paulus. Przedstawia się imieniem bądź nazwiskiem, używając ich zamiennie.

     

    Rasa: Człowiek.

     

    Płeć: Mężczyzna

     

    Wygląd: Średniego wzrostu, dość szczupły, choć umięśniony. Ma pociągłą twarz, ciemnobrązowe oczy, czarne włosy przystrzyżone na jeża, kilkudniowy zarost. Na lewym policzku ma starą bliznę, biegnącą od kącika ust aż do ucha.

     

    Charakter: Typ samotnika, raczej stroniący od nadmiernego kontaktu z innymi, gdy nie jest to potrzebne. Stara się być chłodny i opanowany, jednak gdy coś już go zdenerwuje potrafi wybuchnąć gniewem. Choć jest najemnikiem, to nie jest typem agresywnego rębajły, poza polem bitwy i gdy praca tego nie wymaga stara się unikać rozlewu krwi i przemocy, gdy nie jest to konieczne, próbuje się też nie pakować bez potrzeby w burdy, awantury i bijatyki, choć z różnym skutkiem. Stara się mieć dystans do siebie i świata, żyjąc chwilą bieżącą i nie robiąc planów na przyszłość. Czasem jednak, mimo wszystko,  odzywa się w nim dusza "błędnego rycerza" i staranie by za wszelką cenę nieść swoją pomoc potrzebującym, co niejednokrotnie wpakowało go w tarapaty.

     

    Ekwipunek: Jako wędrowny najemnik nie posiada majątku poza tym, co ma przy sobie.

    Normalnie ubrany jest w lekką skórzaną kurtkę brązowego koloru, skórzane spodnie i wysokie buty. Do walki zakłada kolczugę z nałokietnikami oraz nakolanniki i nagolenniki. Jego broń stanowi półtoraręczny miecz i zatknięty za cholewę buta sztylet. W przytroczonej do pasa podróżnej sakwie ma najpotrzebniejsze drobiazgi, jak krzesiwo, bandaże, igła i nici (do szycia zarówno ekwipunku jak i ran), trochę leczniczych ziół, paczuszka suszonego mięsa, manierka wody i flaszka krasnoludzkiego spirytusu. W sakiewce ma 40 novigradzkich koron (około 300 orenów).

     

    Historia: Urodził się w niewielkim miasteczku na północy królestwa Redanii jako jedyny syn lokalnego płatnerza, wywodzącego się z podupadłej, zubożałej szlachty. Jak zawsze bywa w rzemieślniczych rodzinach ojciec wyuczał go do zawodu, dzięki czemu chłopak posiadł wiedzę o broni, jej naprawianiu i wytwarzaniu, nauczył się również pewnych podstaw walki mieczem.

    Mając czternaście lat wraz z kolegą, synem myśliwego, zaczęli urządzać sobie w tajemnicy kłusownicze wyprawy do okolicznych lasów. Roger nauczył się wtedy posługiwania łukiem, co całkiem nieźle mu wychodziło. Niestety podczas jednej z tych eskapad zostali nakryci przez leśniczego. Jego znajomy zdołał uciec, jednak sam Paulus został schwytany i odprowadzony na dwór lokalnego władyki. Za kłusownictwo w pańskich lasach chłopakowi groziło co najmniej więzienie, a w najgorszym przypadku powieszenie. Szczęśliwie ojciec jako dość wpływowy członek lokalnej społeczności zdołał odsunąć władcę od karania syna i wykupić go sporą sumą pieniędzy.

    Dwa lata później miasteczko, w którym zamieszkiwał Roger zostało napadnięte przez bandytów. Dom i warsztat spłonęły. Matka Rogera zaginęła w zamieszaniu, ojciec został ranny w walce i prawdopodobnie zmarł, a chłopak został porwany w niewolę. Szczęśliwie jeszcze tej samej nocy obóz bandytów został zaatakowany przez grupę najemników, którzy już od pewnego czasu na zlecenie tropili bandę. Roger, mając świadomość, że wraz ze zniszczeniem majątku rodzinnego i prawdopodobną śmiercią bliskich całe jego dotychczasowe życie legło w gruzach, postanowił przyłączyć się do grupy swoich wybawców, którzy zgodzili się i przyjęli młodzieńca na próbę. Okazał się być obiecującym rekrutem. Przez następne kilka lat podróżował z niewielkim, ośmioosobowym oddziałem szlifując swoje umiejętności szermiercze, pracując jako eskorta, ścigając bandytów czy okazyjnie służąc w zaciężnych wojskach. Z czasem jednak oddział zaczął się rozpadać, więc dwudziestoletni wówczas Roger postanowił odłączyć się i rozpocząć karierę najemnika samodzielnie, okazyjnie tylko dołączając do innych grup.

    Pewnego dnia, wędrując przez Temerię, aby skrócić sobie drogę przedzierał się przez las, jednak niefortunnie przewrócił się i wpadł do leśnego wąwozu, łamiąc nogę. Unieruchomiony leżał na dnie, słysząc w zapadającym mroku zbliżające się potwory. Szczęśliwie odnaleziony i uratowany przez pewnego nieznanego wiedźmina, który pomógł mu wydostać się z lasu i dostać się do miasta, gdzie najemnik bezpiecznie wykurował obrażenia. Od tego czasu zafascynowali go ci wędrowni zabójcy potworów, zwłaszcza ich legendarne umiejętności i techniki walki. Jego marzeniem stało się ponowne spotkanie i bliższe poznanie jednego z nich, zwłaszcza słynnego Białego Wilka.

    Obecnie jest w trakcie podróży przez Redanię, postanowił się jednak zatrzymać na dłużej w Tretogorze wiedząc, że w stolicy królestwa zawsze znajdzie się praca dla kogoś potrafiącego dobrze machać mieczem...

     

    Pochodzenie: Jak wspomniano, pochodzi z Północnej Redanii.

     

    Kim jesteś, wędrowcze: Jak również powiedziano, wędrowny wojownik.

     

    Cel: W chwilowej perspektywie: znalezienie w mieście pracy, która pozwoli zarobić na kufel chleba. Życiowe marzenie: spotkać jednego z wiedźminów.


  10. Nie będę generalizować księdzów, gdyż uważanie kogoś za pedofila/maniaka tylko ze względu na sutannę jest jak generalizowanie jako spamera/gimbusa, tylko ze względu na broniacwo. Gdyż te czarne owce psują obraz całości.
    Masz 100% racji. Największą szkodą jest to, że właśnie te czarne owce są najbardziej widoczne a ich działania najbardziej rozdmuchane.
  11. Popieram Gandzię, czyta się bardzo dobrze i czuć klimat Sagi. Jedyne co mi się rzuciło w oczy to parę powtórzeń w scenie walki z laguuną, ale sam miewam z tym problemy, więc się nie czepiam. Chwali się jednak autorowi umiejętność pisania scen akcji i walki tak, że nie są ani zbyt krótkie i niezapadające w pamięć, ani długie i rozwlekłe- są dynamiczne i zarazem dobrze opisane, takie, jakie być powinny.


  12. (zakładam, że zapoznał się z treścią chociaż jednego odcinka)
    Osobiście bym w to wątpił.


    O ile bronies wiedzą, że jest to czysta fikcja o tyle nie ma pewności jak w swoim umyśle odbiera to kilkuletnia dziewczynka.
    Aczkolwiek to chyba nie jest powód, by rzucać od razu okultyzmem i satanizmem w kolorową kreskówkę o kucykach. Z takim argumentem można by zakazać czegokolwiek, w końcu dziecko nigdy nie będzie patrzyć na świat identycznie, co dorosły.


    Może czasem warto zastanowić się co naprawdę ma na myśli ksiądz czy ktoś inny wyrażając swoje opinie. Nie zawsze muszą być zgodne z naszymi. Dlatego nie na miejscu jest pisanie o kimś idiota, itp. A podobno bronies to love&tolerance. Tyle ode mnie.
    Osobiście staram się być tolerancyjny i wyrozumiały dla poglądów innych, ale niestety mam pewne granice. Może faktycznie zbyt ostre słowo, ale cóż, po prostu jestem przeczulony na wszelkiego rodzaju bezpodstawną i przesadzoną krytykę i nagonkę, a właśnie takimi jest wspomniana w temacie krytyka MLP. Pozdrawiam i przepraszam, jeśli jakoś Cię uraziłem.
  13.  Temat był już wałkowany tutaj: http://mlppolska.pl/watek/7601-mlp-w-polskich-mediach/

     

    Dlaczego kucyki są postrzegane jako zło wcielone?

    Dlatego, że wszędzie znajdzie się jakiś idiota, który sobie coś ubzdura, więc dlaczego ktoś nie miałby wymyślić czegoś takiego? Cóż, duchowny też człowiek, a jak wiadomo są ludzie i parapety. A skąd się biorą tacy naśladowcy Natanka? Moim zdaniem po prostu chcą zwrócić na siebie uwagę, więc wymyślają takie głupoty, w które nawet sami pewnie nie wierzą.

    • +1 2
  14. Również zajmuję się drugowojennym modelarstwem, tyle że plastikowym. Siedzę w tym już jakieś dwa lata, ale ponieważ kleję dość mało i z długimi przerwami zrobiłem jak dotąd tylko 10 modeli.

×
×
  • Utwórz nowe...