Skocz do zawartości

Geralt of Poland

Brony
  • Zawartość

    406
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Geralt of Poland

  1. -Pięknie, kurwa, pięknie...- mruknąłem pod nosem. Bez walki się nie obejdzie. Jakkolwiek by się ona nie skończyła.

    No to zobaczymy, czy da się zabić trupa. Zamachnąłem się mieczem na szkielet z toporkiem, starając się obciąć mu głowę... czaszkę właściwie. Wydało mi się to jedynym logicznym sposobem, by go pokonać.

  2. Leżałem pod drzewem, starając się zaczerpnąć tchu, mając nadzieję, że niczego sobie nie złamałem. Mroczki latały mi przed oczami, przywaliłem całkiem nieźle. Lekko chwiejąc się na nogach wstałem i dobyłem miecza. Zakląłem, widząc, czym są zbliżające się sylwetki. Widziałem w życiu to i owo, ale nigdy żywe trupy. Wstrząsnęło mną na ten widok, ale uniosłem miecz, zastanawiając się jednak, czy da się w ogóle zabić umarłych. Wątpiłem w to.

    - Sophia!- zawołałem.- Weź mnie na Lunę! Spieprzamy stąd!

  3. - Jedziemy!- krzyknąłem i zerwałem kasztankę do galopu, pochylając się jak najniżej nad jej szyją. Już drugi raz tej nocy coś ostrego prawie trafiło mnie w głowę, choć okoliczności poprzedniego przypadku były zdecydowanie milsze. Wolałem nie kusić więcej losu. I raczej nie byłem specjalnie ciekaw, kto lub co strzela. Odwróciłem się na moment, by zobaczyć, czy Sophia za mną nadąża.

  4. Gdy wyrwany z zamyślenia dokładniej przyjrzałem się otoczeniu byłem zmuszony przyznać jej rację.

    - Fakt, dziwnie tu... Widziałem w swoich podróżach parę takich lasów i żaden nie był takim, gdzie można by się wybrać na wieczorny spacer. Chyba naprawdę mamy szansę znaleźć jakąś pracę w tej okolicy. Choć znając życie, w takim miejscu pewnie wiedźmin prędzej by się przydał. Kto wie, czy faktycznie nie działają tu jakieś złe czary...

    Skróciłem pas wiszącego na plecach miecza, by móc łatwiej dobyć go w razie potrzeby. Nie miałem wielkiego doświadczenia w walce z potworami i niespecjalnie takich doświadczeń pragnąłem.

  5. Nie wiedziałem, jaka jest pora, ale wyglądało na to, że już wkrótce, może za godzinę czy dwie, powinien wstać świt. Przez porastające wokół drzewa nie widziałem niczego w oddali. Tematy do rozmów skończyły się, więc jechaliśmy w milczeniu, a ja znów zacząłem myśleć o moim tajemniczym zleceniu. Oby okazało się wkrótce, czy ów zbój-czarownik jednak istnieje, czy też dałem się wywieść w pole tamtemu dziwakowi w karczmie. Już dawno postanowiłem, że jeśli Sophia zgodzi się wykonać to zlecenie wraz ze mną, podzielę się z nią nagrodą po połowie. A jeśli się okaże, że całe zlecenie to bujda... Cóż, pojedziemy dalej. Po tym, jak przez parę miesięcy na szlaku mogłem pogadać najwyżej z koniem żal byłoby porzucać tak miłe towarzystwo.

    Po całej nocy jazdy zaczęło mi burczeć w brzuchu. Obyśmy dotarli o świcie do wioski i znaleźli tam jakąś gościnę.

  6. - Wszystko bzdury- skwitowałem krótko.- Poza tym, że zabijają potwory. Ja spotkałem kiedyś wiedźmina. Uratował mi życie. Leżałem w leśnym parowie ze złamaną nogą, zmierzch zapadał, potwory się zbliżały. A on mnie stamtąd wyciągnął. Byłem wtedy biedny, jechałem za jakąś pracą, to nawet złamanego grosza ode mnie nie wziął. Ale powiedział mi, że zrobił to, bo takie jest jego zadanie. Że gdyby chciał, mógłby wyjechać gdzieś daleko, ukryć to kim jest, osiedlić się. Ale wiedział, że jest potrzebny ludziom. I ja podobnie czuję. Nigdy nie walczę za skurwysynów, którzy myślą, że skoro mają władzę i złoto, mają prawo by w ich imieniu palić wioski, gwałcić baby, mordować niewinnych.

  7. Zastanowiłem się nad sensem ostatniego zdania i zapisałem go sobie w pamięci.

    - Czasami myślałem, czy nie rzucić tego wszystkiego, nie zaoszczędzić tych wszystkich pieniędzy i osiąść gdzieś, na prowincji. Założyć rodzinę, takie tam... Ale teraz, po prawie, cholera, sześciu latach, które jakoś przeżyłem... Nie wiem, czy bym potrafił. Może kiedyś, jeśli uda mi się dożyć... Ale poza tym...

    Sięgnąłem do torby, wyciągnąłem flaszkę krasnoludzkiej wódki i pociągnąłem łyk.

    - Słuchaj...- zacząłem po chwili.- Spotkałaś kiedyś wiedźmina?

  8. -Stąd, z Redanii, z północy dokładniej. Dorastałem w jakiejś małej mieścinie na prowincji, ojciec był płatnerzem. Pewnego dnia napadły nas jakieś zbiry rozpieprzyły wszystko w cholerę.- Na wspomnienie tamtego dnia uśmiech zniknął mi z twarzy. Nieruchomym wzrokiem wpatrzyłem się w horyzont.- Porwali mnie w niewolę razem z paroma innymi mieszkańcami, ale odbiła nas grupa najemników. Całe miasto było rozgrabione, ojciec nie żył, z warsztatu nie zostało nic, to przyłączyłem się do nich, innego wyboru wtedy nie widziałem. Taka tam moja historia do wyciskania łez. Było, minęło.

    Po chwili jednak rozchmurzyłem się nieco. Poczułem dziwną ulgę, mogąc wyrzucić z siebie tę historię, którą dotychczas niemal z nikim się nie dzieliłem.

  9. - Zawsze jest piękna!- odkrzyknąłem.

    Cieszyłem się jazdą, spoglądając na przesuwające się wokół krajobrazy, skąpane w srebrzystym księżycowym blasku. Jednocześnie wypatrywałem wiosek pośród rozciągających się dookoła pól. Świszczący wokół wiatr natychmiast wywiał mi z głowy zmęczenie i wszelkie obawy i zmartwienia, jakie mnie dręczyły. Zawsze wolałem podróż wśród pól i lasów od siedzenia w wielkich, zatłoczonych miastach. Kto wie, może za wiele lat skończę z najemniczą profesją i osadzę się na wsi?

    - Zwolnijmy nieco!- krzyknąłem po dłuższym czasie.- Zdążymy, a nie ma co męczyć koni!

  10. Wskoczyłem na grzbiet swojej kasztanowej klaczy i wyjechałem ze stajni na drogę. Odwróciłem się na chwilę, by spojrzeć na światła miasta widoczne pośród ciemnej nocy, po czym spojrzałem na ciągnącą się na południe drogę, którą mielimy wyruszyć. Ponagliłem lekko konia, który ruszył kłusem. Średnio lubiłem podróżować w nocy, ale po niemiłych incydentach tego wieczoru wolałem nie wracać do Tretogoru przez jakiś czas. No cóż, zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.

  11. Gdy ostrze śmignęło i wbiło się tuż obok mojej twarzy mina, mimo interesujących widoków, natychmiastowo mi zrzedła, choć nie całkowicie. Szybko wycofałem się na korytarz i zamknąłem drzwi, nie chcąc nie chcąc oberwać czymś więcej. Oparłem się o ścianę i powiedziałem na tyle głośno, by była mnie w stanie usłyszeć:

    - Uznajmy, że ten widok to dostateczna zapłata za to, że musiałem tyle czekać!

  12. Cóż, mógłbym się w tej chwili skromnie wycofać zamykając za sobą drzwi, ale tego nie zrobiłem. Stanąłem oparty nonszalancko o framugę, ciesząc oczy widokiem, tak miłym po oglądaniu przez większość wieczora zapijaczonych mord. No dobra, czas goni, starczy tego teatru. Mógłbym po cichu wyjść, ale tego nie zrobiłem. Odchrząknąłem głośno, by oznajmić swoją obecność.

  13. Zacząłem się mocno niecierpliwić. Najpierw sama mówiła, że trzeba wyjeżdżać jak najszybciej, a teraz spóźnia się nie wiadomo dlaczego. Choć w sumie może coś się jej stało? No ale co mogłoby się do cholery stać w karczemnym pokoju... Zaczynając się złościć nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi.

  14. Witajcie, kucykowi ASG- maniacy. Jeśli chodzi o moją przygodę z airsoftem, to niestety jak na razie interesuję się nim tylko w sferze teorii. Moja praktyka ograniczyła się do paru strzelanek z kumplami parę lat temu przy użyciu zabawkowych bazarowych "replik". Znajomi rozwinęli się, kupili lepszy sprzęt, ja też planowałem wziąć się za ASG na poważnie, szukałem repliki, sprzętu, zbierałem informacje itp. ale ostatecznie jakoś to wszystko nie wyszło. Jednak ostatnio zew airsoftu znowu zaczął się we mnie odzywać i stwierdziłem, że najpóźniej latem skompletuję sobie podstawowy sprzęt (o ile zdołam uzbierać kasę. Niestety, przykry skutek ograniczonych finansów i kilku na raz hobby i zainteresowań, na które można je wydać).

  15. Zastanowiłem się przez chwilę. Najczęściej podróżowałem sam i było mi z tym dobrze, ale fakt, we dwójkę zawsze raźniej. Poza tym zawsze będzie z kim pogadać na szlaku, a musiałem przyznać, że dziewczyna wydawała się całkiem sympatyczna. Ładna z resztą też była.

    - W porządku, dlaczego nie, skoro i tak nam po drodze. Zazwyczaj pracuję sam, ale dobrą kompanią nigdy nie pogardzę.

  16. - Nie ma za co. Oby tylko te nasze tańce z tymi bandziorami nie ściągnęły nam kogoś więcej na głowy.

    Ruszyłem wraz z nią, dość szybkim krokiem. Szczęśliwie droga do karczmy była dosyć prosta, a pokazujący się księżyc nieco oświetlał ulicę. Idąc mówiłem do Sophii:

    - Masz rację, prześpię się parę godzin i wyjeżdżam jak najszybciej do Aryuik.. Nie podoba mi się w tym mieście, za dużo rzeczy mnie tu spotkało jak na jeden wieczór. Tak w ogóle to nie mieszkasz w Tretogorze?

  17. Przyklęknąłem przy jednym z zabitych i wytarłem zakrwawiony miecz w jego ubranie. Ostrze, mimo że wysłużone, nadal radziło sobie bardzo dobrze. Podszedłem do dziewczyny, rozglądając się, gdzie umknął herszt bandy, albo czy nie leży wśród zabitych.

    - Łatwo poszło. Cholerne kmioty, rabunku im się zachciało... Gdzie ten szczur? Z nim też chętnie bym sobie pogadał... A z resztą chędożyć go. Chodźmy, wracamy do gospody, wystarczy mi już wrażeń na ten wieczór.

  18. Uniosłem ostrze z zamiarem dobicia pozbawionego ręki, ale widząc, że dwóch drabów na mnie szarżuje stwierdziłem, że nie mogę dać się zaskoczyć z kilku stron. Szczęśliwie ruszali się tak niezgrabnie, że mogłem sobie pozwolić na uniki. Szybko wybiegłem kilka kroków do przodu i przypadłem plecami do najbliższej ściany, zasłaniając się mieczem przed ewentualnym ciosem.

  19. Westchnąłem. No tak, czułem, że nie będzie siedziała cicho. Nie siląc się na zbytnią delikatność chwyciłem ją za ramię i odciągnąłem za siebie.

    - Ta panna jest pod moją opieką. A uwierzcie, że o swoje pieniądze umiem się zatroszczyć. Choćby nie zabierając ich tam, gdzie mogą się czaić chciwi kmiotkowie- powiedziałem zgodnie z prawdą, gdyż śpiesząc za dziewczyną wziąłem tylko miecz. Sakiewka została w pokoju w karczmie.- Pozwólcie więc, że odrzucę waszą propozycję i wszyscy wrócimy do swoich spraw, jak gdyby nic się nie stało.- Odwróciłem się i, wciąż trzymając dziewczynę za ramię, by nie zrobiła czegoś głupiego, zacząłem powoli oddalać się od bandytów, wciąż jednak ich obserwując.

×
×
  • Utwórz nowe...