-
Zawartość
5482 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
8
Wszystko napisane przez Magus
-
-Ja zrobię ty odpocznij trochę i tak dużo robisz
-
Pogłaskałem konia. Tak mam wrażenie, że mam sporo do powiedzenia w tym związku. Cóż, ale jakoś nie specjalnie mi to przeszkadzało. Powoli poszedłem do domu. Z siatki wyciągnąłem zakupy. Były tam trzy chleby, ogórki, kabanosy, ser, sałata, jakaś wędlina, ciasto, kawa, herbata i butelka coli. Położyłem wszystko w kuchni i spojrzałem na Elizabeth. -Tak, jeśli chodzi o imiona dzieci to bardzo ładne
-
Pewnie i tak bym niewiele z tego zrozumiał. Lekko się uśmiechnąłem -Wybacz nie dawali skórzanych siedzeń do kompletu. A teraz trzymaj się mnie mocno Ruszyłem konia. Jazda chwilę trwała, ale w końcu dotarliśmy do domu Elizabeth. -Cóż może nie jest wygodny, ale na pewno tak jest szybciej niż iść spacerkiem. Powiedziałem z uśmiechem pomagając Elizabeth zejść.
-
-Efektów ubocznych? Jakich dokładnie? Spytałem pomagając Elizabeth wejść na konia.
-
-Poza tym że omal nie zginąłem. Nie działo się nic ciekawego. No i zrobiłem zakupy przy okazji. A jak u ciebie minął dzień?
-
(ZW) W końcu dojechałem do laboratorium. Zostawiłem konia na zewnątrz i zabrałem reklamówkę z zakupami. Skierowałem się do pokoju dla pracowników. Elizabeth tam była. Ale nie sama. Klara jedyna osoba, która mnie chyba tu bardzo przerażała ze swoją miłością do pokręconych eksperymentów. -Witaj Klaro. Spojrzałem na Elizabeth. -Wybacz Elizabeth, że tak długo straciłem poczucie czasu
-
Jeździłem po mieście, ale od czasu tego dziwnego incydentu., Który spotkał mnie dzisiejszego dnia. Nic specjalnego się nie działo. Nie mając nic lepszego do zrobienia zrobiłem niewielkie zakupy. Cóż w końcu przyda się coś więcej do jedzenia. Wciąż zastanawiała mnie tajemnicza wyspa. Ciekawe jak ona wygląda dokładnie. Może kiedyś zobaczę. Ruszyłem powoli w stronę laboratorium zabrać Elizabeth jak obiecałem.
-
(A tak żeby była bk ci, którzy grali w wojnę wiedzą, o co chodzi xD) Jechałem na koniu po mieście, gdy nagle przejechałem koło jednego budynku usłyszałem strzały. Z ciekawości się zatrzymałem. Nagle strzały ucichły i ktoś wybił okno tuż obok mnie wyskoczył mężczyzna. Na twarzy miał kominiarkę i grubą kamizelkę kuloodporną na sobie. Chciałem sięgnąć po pistolet. Jednak nim zdążyłem to zrobić coś mignęło mi przed oczami. Wtedy spostrzegłem jak jakiś miecz jest pod moim gardłem. Nagle usłyszałem głos mężczyzny. -Za wolno kowboju Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem jak ten gość to zrobił -Słyszałem strzały -Brawo Sherlocku. Podpowiem ci coś to nie ja strzelałem. Ale jak widzisz strzały ucichły -Zabiłeś ich? -Nieźle. Prawdziwy z ciebie Einstein -Kim jesteś? -Imiona są mało ważne. Mów mi Żądło -Zabiłeś ich mieczem? -Właściwie kataną. Jestem artystą w swym fachu a broni palnej może używać każdy głupi. Zakładam, że ty też masz broń. Ale nie jesteś z grupy tych ludzi, których odwiedziłem. Cóż raczej na policje nie pójdziesz, bo nawet nic o mnie nie wiesz i mojej twarzy też nie widziałeś. Powoli schował miecz. -Teraz wybacz muszę iść. -Nie zabijesz mnie? -Zabijam tylko tych, za których mi płacą. Nic za darmo. I nie próbuj do mnie strzelać, bo zrobię wyjątek. Zresztą zanim zdążysz to zrobić. Będziesz martwy. Jestem mimo wszystko szybszy. Mężczyzna zaczął powoli odchodzić. Nagle zniknął mi z oczu. Nie wiedziałem skąd się tu wziął. Ale wolałem chyba w to nie wnikać. Nigdy nie widziałem kogoś tak szybkiego. Wsiadłem na konia i szybko odjechałem. Pierwszy raz byłem tak bliski śmierci.
-
Przytuliłem Elizabeth i lekko pocałowałem. -Więc będę wieczorem. Do zobaczenia. Powoli opuściłem laboratorium. Po czym zabrałem konia i ruszyłem w stronę miasta. Nieco się rozejrzeć po okolicy
-
Popatrzyłem jak znowu zmienił się we mnie -Tylko nie pomyl go przypadkiem ze mną. Przyjechać po ciebie wieczorem?
-
Zmrużyłem oczy -Cóż, więc nie współczuje mu ani trochę. Wy, chociaż robicie z nimi rzeczy, do których się przydadzą. Ja tylko ich utylizuje. Ciekawe jakie będą te efekty uboczne. Jeśli, jednak nie wystąpią jakimś cudem. To odnieśliście niesamowity sukces
-
Popatrzyłem jak stwór zmienia się w Elizabeth. -Musi was to nieźle szokować. Jak tak się w was zmienia. Mimo wszystko dziękuje że pozwoliłaś mi sobie towarzyszyć lubię spędzać z tobą czas. A tak z ciekawości. Co ten wirus zrobiłby z człowiekiem?
-
Byłem w kompletnym szoku. Nie wiedziałem co myśleć. To mógłby być szpieg idealny w przyszłości. -Jestem nieźle zaskoczony. To jest naprawdę niesamowite. Swoją drogą myślałem że gorzej wyglądam. Powiedziałem z lekkim uśmiechem.
-
Wystrój w tym miejscu jak zawsze był ciekawy. Ten widok mnie zdziwił. Klara?! Chwila czy ten stwór przybrał jej wygląd? Czy to może ona? -Elizabeth czy to jest ten stwór? Czy on właśnie się zmienił w Klarę? Czy może się wydostał i ją wsadził do klatki?
-
Może to i lepiej pomyślałem. I znowu ten mrok. Cóż ta atmosfera chyba się tu nigdy nie zmieni. Szedłem milcząco za Elizabeth. Zastanawiało mnie jak będzie wyglądał ten stworek.
-
Odcinek "Luna odmieniona" jest wycięta scena jak Rarity miała zrobić sukienkę dla Luny
-
(Ok) Popatrzyłem chwilę w milczeniu. Po czym kiwnąłem głową. -Rozumiem. Elizabeth czy mówiłaś o mnie swoim rodzicom?
-
Również oparłem się o ścianę. Po czym spojrzałem na Elizabeth. -Czy coś się stało? Coś cię martwi?
-
Również skończyłem kawę i śniadanie po czym wstałem. Z opisu Elizabeth wychodzi że spotkam ciekawe stworzenie z ciekawymi zdolnościami. -Oczywiście że idę. Po tych słowach ruszyłem za Elizabeth.
-
Lekko się uśmiechnąłem. -Czyli zapowiada się ciekawy dzień. Jak mocno agresywny jest ten stworek? jakie on właściwie posiadł zdolności?
-
-Gdy tak mówisz zakładam że ten obiekt przeżył. Co się z nim stało po podaniu wirusa? Zmutował w coś?
-
Ponownie napiłem się kawy -Miłość do końca. Powiedziałem z krzywym uśmiechem. -Więc co nas dokładnie tam czeka?
-
Zrobiłem sobie kanapki usiadłem obok Elizabeth po czym napiłem się kawy. -Czyli? Znowu Piramiś udał się na wycieczkę po poziomie? Czy może tym razem coś jeszcze ciekawszego nas czeka?
-
Cóż przyda mi się jakaś nowa rozrywka pomyślałem. Przynajmniej będę miał oko na Elizabeth i nie będę się musiał martwić. Poszedłem za Elizabeth do pokoju dla pracowników zjeść jakieś śniadanie i się spokojnie przygotować.