Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Gdy dotarło do mnie jej pytanie opadłem bezwładnie siadając na ziemi. Czyli nie wiedziała jak nasza arogancja doprowadziła nas do zguby? Jak zawiodłem wszystkich, którzy na mnie wtedy liczyli? Gdy byliśmy tam i wspomniała o moim dawnym domu sądziłem, że znalazłem kogoś, kto to widział. Kogoś, kto zdoła mi odpowiedzieć. A jednak ona nie widziała tamtego dnia. Czy byłem w stanie jej odpowiedzieć? W samych myślach, co noc w każdym koszmarze odtwarzałem tamten dzień. Pamiętam te krzyki i odgłosy walki. Królestwo, które miało dać nam nadzieje zmienione na mych bezradnych oczach w gruz. Wszystko tamtego dnia przepadło. Nie podniosłem głowy tylko wbiłem ją w ziemie aż zaczął dochodzić z mych ust słaby dźwięk. Gdyby nie to, że byliśmy sami w jaskini pewnie nic by nie było słychać. - Byłem młody, gdy zakończyłem akademię a jednak miałem swoisty talent tak mi wtedy powiedziano. Szybko zacząłem piąć się w hierarchii aż stanąłem na samym szczycie zostając dowódcą naszych sił zbrojnych - mój głos coraz bardziej się łamał tak jak bym miał się niedługo rozpłakać. - Tam wszyscy byliśmy niczym rodzina. Każdy nie patrzył na swoje dobro, lecz na brata czy siostry każdy gotów oddać za siebie życie bez mrugnięcia okiem. Wspaniałe królestwo, które górowało nad wszystkim innym. Nasi przodkowie nie chcieli dalej tak żyć, dlatego porzucili królestwo jednorożców. Wiedzieli, że wojna między kucykami nigdy się nie skończy a to najlepsze wyjście - na chwilę zamilkłem. - Nie mówiliśmy już jednak jednym głosem. Nasz wspaniały skarb górował nad innymi królestwami jednorożców, które wybrały podobną drogę jak my. Pragnęły go jego wielkiej mocy - złapałem lekko oddech by dalej móc kontynuować. - Nasi władcy potrafili się jednak z nimi porozumieć i utrzymywać pokój przynajmniej tak było do tego dnia. Miał to być najpiękniejszy dzień ze wszystkich. Na świat przyszedł dziedzic, który miał pociągnąć dalszą falę ich szlachetnego rodu. Jednak źrebię urodziło się słabe i chore. Nikt ani nic nie mogło mu pomóc i niedługo później potomek rodu zmarł. Rodzina królewska nigdy nie pogodziła się ze stratą i coraz bardziej pogrążali się w smutku nie będąc już w stanie sprawować kontroli nad wszystkim - zamilkłem i podniosłem lekko głowę by skierować na nią swój wzrok. - Na mnie spadł obowiązek by utrzymać naszą krainę w całości ja jednak nie byłem gotowy na taki obowiązek - uderzyłem kopytem w ziemię na samo wspomnienie. - Przeciwne królestwa natychmiast zauważyły, że słabniemy. Wspólnie założyli sojusz przeciw nam by zabrać nasz skarb. Próbowałem najpierw negocjacji i udało mi się wywalczyć kilkumiesięczny pokój jednak byłem głupcem im ufając. Nadal w tajemnicy knuli przeciw nam. Wiedziałem, że coraz bardziej tracę grunt pod kopytami, więc poszedłem błagać rodzinę królewską o pomoc - znów na chwilę zamilkłem a mój głos spoważniał. - Byli tam martwi. Zabili się z rozpaczy i tak zakończyła się ich dynastia. Wrogowie szybko to wykryli i nie dali nam czasu na żałobę byśmy przypadkiem zbyt szybko się nie pozbierali wykorzystali szansę. Staraliśmy się bronić jednak było ich zbyt wielu. Kolejne posterunki i przyległe miasteczka upadały. Nie oszczędzali nikogo. W akcje ostatniej desperacji nakazałem by wszyscy mieszkańcy uciekali w góry, gdy reszta naszych oddziałów, która jeszcze przetrwała dawała im czas na to. Wiedziałem jednak, że nasze królestwo jest stracone. Nie mogłem pozwolić jednak by skarb wpadł w ich kopyta by zaczął nieść cierpienie. Zebrałem najbardziej zdolnych oficerów wokół skarbu. Czekaliśmy jak najdłużej by uciekło tak wielu ilu zdoła a potem wspólnie, gdy oddziały wroga były coraz bliżej użyliśmy naszej magii by zniszczyć to, czego tak chroniliśmy. Potężna eksplozja magii zabiła wszystkich i zniszczyła wszystko wokół Mieliśmy ponieść tamtego dnia największą ofiarę - nagle się podniosłem i stanąłem naprzeciw niej. - Teraz rozumiesz? Liczono na mnie a ja wszystkich zawiodłem. Obiecałem, że wszyscy zginiemy razem zamiast tego ja się obudziłem wśród kości kucyków, którzy byli mi kiedyś rodziną jak i agresorów. Mój niegdyś wspaniały dom był ruiną a ja zostałem zupełnie sam. Obiecałem im wspólną śmierć a ich oszukałem. Oni nie żyją ja tu zostałem. Jedyną moją szansą by zaznać spokój jest znowu się z nimi spotkać i dotrzymać danego im słowa w tamtym dniu. Nadal nie potrafię zrozumieć jak przeżyłem wtedy - odrzekłem znów upadając. Miałem racje te słowa były bardziej bolesne niż myśli i obrazy w nich. Niemal miałem wrażenie, że czuje łzy, które mogłyby mi wypłynąć, ale oczy jednak pozostały suche.
  2. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Otworzyłem szeroko oczy lekko się cofając, gdy klacz się nagle zaczęła ku mnie zbliżać. Nie byłem pewny, co chciała zrobić, ale ja sam raczej nie przywykłem do takich sytuacji. Zaraz jednak zobaczyłem jak jej czoło zbliżało się ku mojemu by zaraz je dotknąć. Sam skamieniałem bez ruchu widząc ten gest. Widziałem często, gdy jakieś pary tak robiły w królestwie, z którego pochodziłem. Jednak byłem przekonany, że nie może chodzić o to. Musiało za tym kryć się coś więcej. Szybko okazało się, że miałem, co do tego racje. Moje oczy otworzyły się szerzej na widok tafli, która nas nagle wciągnęła. Nagle poczułem jak znowu mnie puściła. Chciałem otworzyć oczy zobaczyć, co właściwie się stało. Nie zdążyłem jednak tego uczynić. Ponownie poczułem jej bliską obecność i niemal się zgiąłem słysząc jej krzyk do ucha jednakże zastosowałem się do jej instrukcji. Poczułem jej kopyta na sobie, przez co na moim pysku pojawił mi się lekki rumieniec. Cieszyłem się, że miałem hełm, dzięki któremu nie było tego widać. Jednak, co miało znaczyć, że nie jestem gotowy? Ponownie poczułem coś na swych oczach. Znów mnie puściła a ja mogłem otworzyć oczy. Jednak nie tego się spodziewałem. Z czym walczyli mieszkańcy tego miasta? czy to jakaś diabelska roślina? Gdy ponownie ją usłyszałem przekierowałem wzrok na nią. Canterlot? Czym że niby jest ten Canterlot? Jeśli to było to miasto widać, że dawniej było imponujące, ale teraz... Nie wiem, co strasznego musiało tu się stać. Gdy nagle ją usłyszałem zrozumiałem, że albo czytała mi w myślach jak wtedy albo się tego domyśliła. - Mam wiele pytań - odrzekłem kierując się w jej kierunku. - Mógłbym spytać cię o to, co widziałem, gdy na ciebie patrzyłem. Również o to, czym jest ten Canterlot i co tu zaszło - stwierdziłem i lekko westchnąłem. - Masz wielką wiedzę zobaczyłem to, gdy wtedy do mnie przemówiłaś. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego? - spytałem lekko opuszczając głowę. - Dlaczego ja przeżyłem a inni zginęli? Poszukuje tej odpowiedzi od dawna. Czy to jest moja kara za to, co uczyniłem? Oboje wiemy, że tu nie pasuje. Niemal nic nie wiem o tym świecie, podczas gdy wy wszyscy macie większą wiedzę o nim ode mnie, choć jesteście z innych światów - westchnąłem i uniosłem głowę. - Raz już zawiodłem nie chce uczynić tego drugi raz - w tych ostatnich słowach zagościł u mnie wyraźny smutek.
  3. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Nie do końca byłem świadom, co się stało. Nagle poczułem coś dziwnego w okolicy mych oczu a potem stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Ponownie widziałem jednak nie do końca tak jak zawsze. Barwy, które teraz widziałem były dla mnie niecodzienne. Czy to zrobiła ona? Nigdy nie widziałem tak niezwykłej magii. Zacząłem rozglądać się nerwowo aż mój wzrok zatrzymał się właśnie na niej. Byłem w kompletnym szoku widząc to przed swym wzrokiem. Nie mogłem uwierzyć w to, co teraz ujrzałem. Czy to było jej wnętrze? Ale jeśli tak było to gdzie serce i inne organy potrzebne do życia? Co dawało jej życie? Czy to były te klucze? Tyle pytań mi się cisnęło w głowie. A jednak mimo braków organów żyła i była świadomą istotą taką jak ja. Nic z tego nie rozumiałem. Gdy powiedziała bym ruszył nic nie powiedziałem tylko kiwnąłem głową na znak zgody. Sama prosiła bym był cicho, więc postanowiłem się do tego przystosować. Poruszałem się cały czas będąc zamyślonym tym, co ujrzałem dopóki nie pokazała mi bym spojrzał w dół. Gdy tylko skierowałem tam wzrok niemal się cofnąłem zszokowany. Olbrzymie monstrum, jakie mogłoby chyba pojawić się tylko w koszmarach a jednak tu było i widziałem je. Gdy się tak przyglądałem temu stworowi zauważyłem pewne u niego podobieństwo do kogoś, kogo widziałem. Ta pyskata gadzina wyglądała nieco podobnie do niego. Tylko była znacznie mniejsza. Czy byli ze sobą spokrewnieni? Jednak teraz było jeszcze inne pytanie, jeśli tak było. Wychodziłoby, że to zapewne dorosły osobnik dla ich gatunku, więc ile ona miała lat? Może, dlatego była tak pyskata, bo jest niczym nastolatka. Widziałem wnętrze tego stwora i podobnie jak moje było pełne organów niezbędnych do życia. Tak bardzo się różniliśmy a jednak te same rzeczy pozwalały nam żyć. Ponownie zwróciłem swój wzrok na Fate i wyciągnąłem ku niej kopyto jak bym chciał sprawdzić czy jej ciało jest prawdziwe. Szybko jednak z tego zrezygnowałem. Nie wiedziałem w jej wnętrzu serca, ale miałem wrażenie, że jednak je ma w pewnym sensie. Nie widziałem jej mózgu a jednak była niezwykle mądra. Nie potrzebowała żadnych organów by mieć odwagę czy rozum. A to właśnie te cechy były niezwykle ważne moim zdaniem. Była z pewnością niesamowitą istotą najbardziej niezwykłą z naszej grupy. Miałem nawet wrażenie jakby w pewnym sensie była żywym odzwierciedleniem skarbu mojego dawnego domu. Byłem ciekawy czy byłaby w stanie udzielić mi odpowiedzi na wiele moich pytań jednak teraz nie czas był na to. Kiwnąłem w końcu głową w milczeniu i ruszyłem dalej za nią. Nie chciałem sprowokować tej bestii. Była jednak trochę duża by bezpośrednio z nią walczyć jeszcze w takim miejscu gdzie wszystko by mogło się na nas zawalić.
  4. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Czy taki był mój koniec? Te myśli zrodziły mi się w chwili, gdy walące tory zbliżały się do mnie coraz bardziej. Widać tak mi było sądzone pomyślałem z uśmiechem. Przypominając sobie tamten dzień. Wszędzie krzyki i odgłosy walki. Intruzi coraz bardziej przedzierali się do środka królestwa. Nasz obrona została przełamana. Para królewska odebrała sobie życie kilka dni wcześniej a ja nie podołałem sam temu wszystkiemu. Stałem patrząc jak reszta cywili ucieka w góry, gdy my dawaliśmy im czas. W końcu stanąłem obok swych najwierniejszych oficerów obiecując im, że nasze czyny i chwała będą żyły wiecznie a potem wszyscy się spotkamy tam przy jednym stole. Wtedy też to wszystko się zaczęło. A jednak nie dotrzymałem swojego słowa. Oni zginęli jak bohaterzy a ja nadal żyłem. Skazałem ich na śmierć a sam ocalałem. Potem zrozumiałem, dlaczego tak było. To miała być moja kara. Na zawsze będzie mi ciążyć ich śmierć. Jednak teraz to dobiega końca. Lecę do was towarzysze pomyślałem, gdy zacząłem spadać w ciemność a na moim pysku tkwił uśmiech. Nagle jednak otworzyłem oczy lądując na czymś dziwnym. Czy tak właśnie wyglądał ten drugi świat? Gdzie, więc byli moi bracia i siostry? Zacząłem się rozglądać jednak w zdziwieniu spostrzegłem, że nadal byłem w jaskini. A ja spoczywałem na czymś... No właśnie, na czym? Czy to była chmura? Ja nie byłem barbarzyńskim pegazem nie miałem na nie wstępu. Nagle jednak usłyszałem damski śmiech i zacząłem szukać jego źródła. Wtedy też spostrzegłem znaną mi już osobę. Chwilę wpatrywałem się w nią zszokowany. W końcu jednak chwyciłem jej kopytko pozwalając sobie pomóc. Chwilę tak stałem wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Nigdy nie spotkałem kogoś tak niezwykłego jak ona. Władała mocą poza moim zrozumieniem. A jej wiedza, co niedawno mi udowodniła była niezwykła. Zaraz jednak zabrałem kopyto zauważając, że za długo trzymałem jej przez swoje zamyślenie. Pokręciłem lekko głową. - Wybacz. Jestem trochę rozkojarzony tym wszystkim - powiedziałem lekko przechylając głowę w dół z uniżeniem by zaraz ją podnieść. - Uratowałaś mi życie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś to dla mnie zrobił. Nie wiem czy zdołam kiedyś spłacić ten dług, ale zrobię, co mogę - nagle jednak dotarły do mnie kolejne jej słowa i szybko zaprzestałem używać zaklęcia światła i chwyciłem włócznie w kopyto na wszelki wypadek. - Co za plugastwa się czają w tych ciemnościach? - spytałem rozglądając się wokół.
  5. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Widząc jak wszystko na niewielką chwilę ciemnieje zmarszczyłem delikatnie brwi patrząc ku górze. Cóż za zła moc musiała tam być by pochłaniać szlachetne światło? Jak daleko zawiodła chciwość mych braci by kopać tak głęboko? Żadne twory nie miała praw ruszać magii jednorożców a tym bardziej szlachetnego światła. Na szczęście efekt był niezwykle krótki. A jednak wzbudził moje zaniepokojenie całą tą sytuacją. Jednak zaraz musiałem skupić się na czymś zupełnie innym, gdy do mych uszu dotarł niepokojący dźwięk a ja obróciłem głowę i zobaczyłem walające się tory. Nie byłem pewny czy sama kolejka będzie w stanie dojechać nim to mnie dosięgnie. Oczywiście nigdy nie mogło być zbyt łatwo. Mogłem się poddać i dokonać tutaj żywota, ale jakbym się wtedy pokazał mym braciom tak łatwo się poddając? Zacząłem skupiać swą magię, która zaczęła otaczać wagon żółtym światłem. Chciałem go, choć trochę przyśpieszyć jednak starałem się nie robić tego nadmiernie by go nie wykoleić. Szkoda byłoby jednak zginąć tak prędko nim cokolwiek się wyjaśniło.
  6. Gdy do mych uszu dotarły słowa Stephanie aż miałem ochotę jej powiedzieć na głos, jakim dwulicowym kłamcą jest Riddle. A ulubioną rozrywką tego psychopaty jest dręczenie innych w najbardziej okrutny sposób a potem obserwowanie z radością wyników tej pracy. By nawet nie ważyła się o nim mówić, gdy z nimi jestem chyba, że nasze relacje mają się nagle ochłodzić. Jednak powstrzymałem się przed tym zdając sobie sprawę jak głupie by to było. To nie była jej wina. Po prostu ona nie widziała tego, co my. Ponure myśli o Tomie i reakcji Stephanie jednak ode mnie odeszły z chwilą, gdy Elisabeth znów się odezwała. Wyglądała na tak słabą. Nadal musiała odczuwać ten "wypadek". Gdy jej dłoń sięgała po moją butelkę oddałem ją jej. - Przecież wiesz, że nawet nie musisz pytać o takie rzeczy - powiedziałem uśmiechając się, gdy butelka była już w jej dłoni. Cała akcja była obserwowana przez Sophie, która cały czas śledziła w ukryciu swojego niby kuzyna. Czekała aż w końcu się napije. Miała nadzieje, że teraz to zrobi i eliksir sprawi, że zakocha się nawet w jednej z tych durnych dziewczyn. Nie miało znaczenia, w kim byle tylko zranić te wredną rudą wiewiórę by przestała swą obecnością ośmieszać ród Travers. Jednak widok, w którym ten wręczył butelkę jej nieco ją zdziwił. Z drugiej jednak strony to mogło być nawet lepsze. Gdy się napije zakocha się w kimś i tym samym złamie serce temu idiocie. Zrozpaczony wróci na kolanach do rodziny by znów go przyjęła a wtedy w końcu uda się go odpowiednio ukształtować. Czekała teraz spokojnie na dalszy rozwój sprawy.
  7. Było mi niezwykle ciężko przez ostatni okres. Czas, który Elisabeth spędzała w skrzydle szpitalnym ja spędzałem na coraz większym tworzeniu muru wokół siebie. Nie zauważałem nikogo nawet Toma będąc myślami gdzie indziej. Zapewne i tak nie miałby ochoty ze mną rozmawiać jednak niewiele mnie to obchodziło. Chociaż zauważyłem coś niecodziennego. Sophie często na mnie spoglądała a to z pewnością nie znaczyło nic dobrego. Wciąż miałem w pamięci jak rozmawiała o czymś z moim ojcem. Byłem niemal pewny, że coś knuła jednak nic nie mówiłem o tym Elisabeth by oszczędzić jej zmartwień. W każdym razie jedynymi pięknymi chwilami były te, które spędzałem z nią w skrzydle, choć wiedziałem jak jej ciężko. Stephanie i Adelia oszalały na punkcie Toma a ona musiała tego słuchać. Za to mój system dnia stał się monotonny. Gdy nie odwiedzałem ukochanej w skrzydle siedziałem na lekcjach lub w bibliotece później kładłem się spać i tak cały czas aż do środy, kiedy właśnie mieli ją wypuścić. Czułem straszne nerwy przed tą chwilą, gdy znów będziemy mogli razem spędzać czas. Przeniosło się to w jakiś sposób na moje pragnienie, przez co piłem bardzo dużo wody. Gdy tylko obudziłem się rano wstałem natychmiast i szykowałem się w biegu. Nic, więc dziwnego, że nie zauważyłem, że na kogoś wpadłem. A była to moja kuzynka. Przez zderzenie wszystkie moje rzeczy się rozsypały a ja zacząłem je zbierać tak samo jak ona swoje. - Uważaj na przyszłość szlamo jak chodzisz - skwitowała zabierając swoje rzeczy i powoli odchodząc. Nie zwróciłem na to większej uwagi. Niewiele mnie obchodziło jak mnie nazywała. Najlepiej by było gdyby mnie wcale nie dostrzegała. Gdy tylko pozbierałem swoje rzeczy pobiegłem bardzo szybko do wielkiej sali. Nie mogłem zauważyć, że na twarzy Sophie pojawił się naprawdę nieprzyjemny uśmiech, gdy tylko odszedłem a w jej dłoni spoczywała taka sama butelka z wodą jak moja. Gdy tylko wbiegłem na błonia ujrzałem coś, co mnie zupełnie sparaliżowało. Ten przeklęty psychopata pocałował dłoń Elisabeth. Czułem ogromną złość miałem ochotę natychmiast rzucić się na Toma. To musiała być właśnie zazdrość. Powinienem jednak wiedzieć, że on jej wcale nie kochał. Nie po tym, co mi powiedział. Znowu ze mną grał. Tylko skąd wiedział, kiedy to zrobić? Sięgnąłem dłonią do torby chcąc się napić wody mając nadzieje, że to pomoże mi przegnać złe rzeczy, które chciałem zrobić. Gdy już jednak chciałem odkręcić wodę Tom odszedł od Elisabeth a ja szybko pobiegłem w jej kierunku. - Wszystko dobrze? - spytałem ją powoli do niej podchodząc. Zignorowałem w tej chwili Stephanie i Adelie, bo wiedziałem, jakie one miały mylne przekonanie o Tomie. Pewnie zaraz skomentują moje pytanie. Jednak czy mogłem mieć im za złe? To nie ich wina, że nie dostrzegały prawdy. On pogrywał ze wszystkimi od tak dawna, że ciężko było się dziwić. Wiedziałem jednak jak to musiało być ciężkie dla niej doświadczenie. Cały czas go unikała a teraz nawet nie mogła wyrazić swych prawdziwych emocji gdyż za radą profesora mieliśmy udawać przychylnych mu. Nie byłem na nią zły a bardziej zmartwiony. Obawiałem się jednak, że to początek jego gierek.
  8. Gdzieś w Chinach nieznana lokalizacja Na świecie istniało kilka takich lokalizacji. Nikt jednak nie wiedział gdzie dokładnie były położone. Nawet w organizacji nie było świadomości ich istnienia. Wszystkie powstały za sprawą Crystal. To tutaj mieli zbierać się jej słudzy w tajemnicy przed resztą świata. Wiele ją kosztowało utworzenie tych miejsc, ale wiedziała, że będzie warto. Ten czas właśnie nadszedł. Na ołtarzu, który na samym szczycie widniał pusty tron wokół roztoczone były kryształy z samej Equestrii niewiele ich jeszcze przetrwało. Wokół nich zaczęła zbierać się dziwna moc, na co kamienie zaczęły reagować dziwnym miganiem i wydzielaniem z siebie energii. Będący tam ludzie pierwszy raz widzieli takie ich zachowanie. Dlatego natychmiast została wezwana ochrona. Teraz grupa około 20 ludzi obserwowała te zjawisko w przerażeniu. W końcu na samym środku powstała postać a właściwie cień, który nie przypominał człowieka. Cień wyglądający jak kucyk niczym sam mrok. Wisiał na jego szyi charakterystyczny czerwony róg i widać było tylko w pełni czerwone oczy. Postać upadła na ziemie będąc wyraźnie osłabioną. Jednak świadkowie, którzy to widzieli byli widocznie przerażeni i nie zamierzali czekać. Ochrona natychmiast otworzyła ogień w kierunku postaci, lecz pociski zamiast ranić ją niszczyły cały ołtarz. A to najwyraźniej zirytowało postać, bo ta, choć słaba nagle uniosła głowę. - Jak śmiecie?! - powiedział głos, pomimo że istota nawet nie otworzyła czegoś, co mogłoby pokazywać usta. Głos brzmiał w ich głowach. Jej oczy jeszcze bardziej się naświetliły a w tym momencie wszyscy padli na kolana ledwo mogąc wytrzymać ból, jaki teraz ich dotknął. - Jestem słaba i ledwie utrzymuje się w całości jednak to nie kosztuje mnie nadwyżki mocy. Zawarliście ze mną pakt ducha. Wasze życia należą do mnie. Taka jest cena mocy, którą wam obiecałam - dookoła roznosiły się coraz liczniejsze jęki aż ktoś krzyknął w końcu. - Pani wybacz nam! - wrzasnął niemal z jękiem. Slate Violet - Naprawdę jesteś tak ciekawy? - odrzekła z lekkim uśmiechem jednak nie wskazywał on na nic dobrego. Musiała przyznać, że sobie radził jednak pytanie brzmiało ile to potrwa. Wiedziała, że w końcu zginie. Jednak, kiedy? Czy Volcanic najpierw zabije Star żeby cierpiał czy ma inny plan? - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła i powinieneś już się tego... - nagle otworzyła szeroko oczy powoli cofając się ku biurku aż na nim usiadła. Trzymała się dłońmi za brzuch i zaczęła ciężko dyszeć. Crystal? Ich pani była wściekła a teraz ich karała wiedziała to. Tylko ona mogła im to zrobić. Nagle podniosła głowę na Cyrusa. - Wynoś się stąd! - wrzasnęła wściekle. - Natychmiast! - teraz jej krzyk był słabszy. Cokolwiek się stało widać było, że przeżywa jakieś cierpienie.
  9. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Spoglądałem w milczeniu na całe to przedstawienie. Wciąż mi jednak coś tu nie pasowało. Księżniczki miały potężną wiedzę magiczną i były z pewnością znacznie mądrzejsze i potężniejsze ode mnie a jednak nie znały Crystal tak jak ja. Co prawda jej prawdziwe oblicze poznałem dopiero teraz, ale coś mi tu nie pasowało. Wszystko szło zdecydowanie za łatwo. Ta kobieta była przebiegła zawsze miała kilka planów by się uratować. Czy teraz też tak mogło być? Na słowa księżniczki tylko kiwnąłem głową. Jednak nie usiadłem tylko stałem prosto patrząc na to wszystko. Sama Crystal natomiast dalej to robiła i czuła się coraz słabsza przesyłając tam swoją istotę. Wszyscy jej za to zapłacą. Będą myśleli, że przepadła na zawsze jednak ona nadal tu będzie a teraz wie znacznie więcej i wie, kogo już szukać. Celestio i Luno zgładzę was i skradnę całą waszą magię, ale najpierw zabiorę to, co jest wam najdroższe by wasze serca krwawiły. Wiem już, kim jesteście. Mówiła cały czas do siebie. To samo czeka twojego żałosnego pieska Celestio. Na twoich oczach zniszczę Twilight i Cadence. Potem Lunę i gdy będziesz zrozpaczona zabiorę się za ciebie. Golding Shield o twej zdradzie też nie zapomniałam. Stracisz cały powód by żyć. Zabije wszystkich bliskich twemu sercu a potem ciebie. Żałosna abominacjo to wszystko twoja wina. Ty mnie wpakowałaś w te pułapkę. Jeśli myślisz, że to koniec to się mylisz. Gdy skończę z nimi zabije ciebie w najbardziej okrutny sposób, jakiego nie można sobie wyobrazić. No i jeszcze ty Crystal. Nie masz nikogo poza mną zapamiętaj to sobie. Zawsze będziesz sama a pustka będzie wypełniać twoje serce jednak ja pewnego dnia tu wrócę i zabiorę, co moje. Powoli zamknęła oczy znów trafiając do świata szachownicy. Spojrzała na Lunę a potem na te żałosną istotę i lekko się uśmiechnęła, co było dosyć dziwne, bo na oczach Luny się rozpadała na kawałki, Nawet nie wrzasnęła pomimo ogromnego bólu tylko uniosła kopytko w górę patrząc jak powoli się rozpada podobnie jak łańcuchy, które krępowały klacz jednak tamta nie reagowała i nadal była nieprzytomna. Jeszcze tu wrócę wszyscy zobaczycie powiedziała w myśli nim całkiem się rozpadła znikając z oczu Luny. Czując wypływającą magię upadłem na kolana ciężko dysząc. Więc tak ludzie reagowali na magię? Nic dziwnego, że jej tak nienawidzili. Udało mi się jednak w końcu podnieść a moje oczy skierowały się na księżniczki a potem na samą Crystal. Coś było zdecydowanie nie tak. Powoli podszedłem do Crystal, bo wyglądała gorzej niż księżniczki. Była bardzo blada bardziej niż zwykle. Zacząłem sprawdzać jej puls jak i oddech. W czasie całego procesu zauważyłem coś dziwnego a właściwie kilka rzeczy. Na szyi nie było rogu Sombry. Uległ zniszczeniu? A może nie miała go ze sobą? Powoli jednak podszedłem do księżniczki Celesti by pomóc jej wstać i użyczyć jej swojego ramienia by się podparła. To samo zrobiłem z księżniczką Luną a sam stanąłem na środku. Mój szok magiczny był niczym przy tym, co one czuły byłem tego pewny. Stałem na przeciw Crystal i otworzyłem w końcu usta w ich kierunku. - Wasze wysokości nie jestem lekarzem, ale przeszedłem szkolenie w New Medica jak każdy. Nie wiem, co się z nią stało, ale jej organizm jest skrajnie wykończony przynajmniej takie mam wrażenie. Nie wiem, co będzie jak nie dostanie kroplówki i pomocy lekarskiej. Zresztą podobnie i wy potrzebujecie lekarza i wypoczynku. Nie mam pojęcia, co chcecie zrobić i chociaż zrobiła coś tak okropnego, o czym nie da się pomyśleć nie sądzę, że powinna tak skończyć. Nie powinniśmy zniżać się do jej poziomu - byłem ciekawy czy zaklęcie się udało i czy nadal jest przede mną ta okrutna klacz czy może coś, czego nie poznałem. Nie byłem pewny, co z Lust, ale nie sądziłem by ktoś tak twardy jak ona mógł ucierpieć bardziej od tej trójki. Skierowałem na nią wzrok. - Lust pomóż mi! - krzyknąłem do niej. Strażnik - Zgoda, ale pójdziesz ze mną. Zbyt wielu już przepadło by i jej się coś stało - powiedział twardo pozwalając wejść Cyrusowi do środka. Zaraz rozległo się jeszcze głośniejsze ujadanie psów. - Ucisz je to tylko paczka! - krzyknął w stronę opiekuna tych zwierząt. - Przy okazji zgaś to. Nie chcemy by ludzkie nałogi na nas wpadały - odrzekł w stronę chłopaka prowadząc go do środka. Gdy przechodzili korytarzami mógł zobaczyć znajomą kobietę, która była dawniej podmieńcem. Teraz poruszała się w grupie innych sobie podobnych i nawet nie zwróciła na nich uwagi znikając gdzieś w korytarzach. Powoli zaczęli kierować się do gabinetu, lecz za nim weszli mężczyzna zapukał. Dopiero po charakterystycznym proszę otworzył drzwi. Znana już Cyrusowi kobieta siedziała znów za biurkiem. Jednak teraz wyglądała inaczej jakby była bardziej zmęczona. Jej oczy były opuchnięte i trochę czerwone a włosy niemal całe rozczochrane. Jednak nic nie mówiła tylko czekała najwyraźniej aż Cyrus to zrobi pierwszy.
  10. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Gdy do mych uszu zaczęło docierać tylko moje własne echo padłem instynktownie na ziemie zatykając uszy kopytami. Dopiero po pewnym czasie ponownie wstałem by sprawdzić czy ucichło. Gdy już nie docierało do mych uszu odetchnąłem z ulgą, że się tego pozbyłem. To było naprawdę irytujące jednak teraz byłem pewny, że najwyraźniej byłem tu zupełnie sam a całe to miejsce było od dawna opuszczone. Sięgnąłem kopytem po jeden z klejnotów by się mu lepiej przyjrzeć. Chciwość niektórych moich pobratymców była czasem naprawdę zgubna. Ciekawe czy to samo spotkało tych, co tu pracowali. O ile to były inne jednorożce. Dziwny był kolor tych kryształów taki dosyć niecodzienny jednak teraz miałem inne zmartwienia niż te klejnoty. Zacząłem rozglądać się po okolicy. Im bardziej się jednak tu rozglądałem miałem wrażenie, że jest coraz ciekawiej. Dopiero, gdy ujrzałem trasę kolejki powoli zacząłem się do niej zbliżać. Wtedy też ujrzałem samą zablokowaną kolejkę a czując powiew powietrza zaczynałem mieć wrażenie, że to najlepsza droga. Jednak i była ryzykowna. Nie byłem pewny czy to wszystko się nie zawali, gdy tylko nią ruszę. Patrząc jednak na rozległość tych jaskiń minęłyby całe wieki niż znalazłbym inne wyjście o ile takie było. Nie miałem tyle czasu a reszty życia też tu spędzać nie chciałem. Czasami ryzyko było konieczne. Wskoczyłem do wagonika a gdy tylko się tam znalazłem za pomocą magii zwolniłem hamulec i usunąłem przeszkodę w postaci kamieni z drogi. Miałem nadzieje, że ten wagonik mnie wyprowadzi naprawdę na zewnątrz bym znów zobaczył światło dnia.
  11. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Wciąż w uszach dzwonił mi śmiech tej gadziny. Tak bardzo miałem ochotę dać nauczkę temu stworzeniu, gdy tylko znajdziemy się po drugiej stronie. Więc gdy tylko się tam znalazłem już nawet chciałem coś powiedzieć w kierunku tego stwora. Jednak stało się coś, czego nie przewidywałem zupełnie. Sądziłem, że ten portal przeniesie mnie do jakiegoś nieznanego mi miasta gdzie mieszkańcy są równie dziwni jak stworzenia, które napotkałem w tej wierzy. Ostatecznie byłem też gotów pomyśleć, że wyląduje w ogniu jakiejś nieznanej mi walki. A jednak za żadnym razem nie przewidywałem, że wyląduje... No właśnie gdzie ja się znalazłem? Było tu tak ciemno a ja nic nie widziałem. Na dodatek nie słyszałem żadnego z tych tworzeń, które miało mi towarzyszyć. Ostatecznie w końcu otworzyłem usta mając nadzieje, że czegoś się dowiem. - Zechcesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy? - spytałem w kierunku Fate, bo jak do tej pory ona wydawała mi się jedyną rozsądną osobą w naszej grupie. Przynajmniej sądziłem, że też tu jest. Jednak, gdy przez dłuższą chwilę nadal panowała cisza zagłuszana tylko dźwiękami mojego oddechu. Byłem nieco zdziwiony. Zacząłem po omacku błądzić przednim kopytem wokół siebie. Jednak, gdy wyczułem tylko te jednolitą skałę wokół siebie zdałem sobie sprawę, że zostałem zupełnie sam. Zmarszczyłem delikatnie brwi na te myśl. Zresztą czy potrzebowałem kogoś z nich? Odkąd nie było mych braci i sióstr sam musiałem dawać sobie radę od bardzo dawna. Teraz też nie było różnicy. Nie było światła? Cóż to za problem dla jednorożca? Zanim jednak je wywołałem sięgnąłem po swą włócznie i przyjąłem pozycje gotową do walki. Nie byłem pewny gdzie byłem jednak nawet, jeśli nie było ze mną tu tych moich niby towarzyszy nie mogłem być pewny, że na pewno jestem tu zupełnie sam. Dlatego wolałem być gotowy na nagły atak. Gdy byłem już gotowy użyłem swej magii by rozproszyć otaczającą mnie ciemność.
  12. Przywykłem już do tego, że panowała ogólna cisza w pokoju wspólnym ślizgonów. Jeśli wszystko dobrze pójdzie sprawdzę tyko czy jest jakaś informacja i zniknę wszystkim z oczu nim ktokolwiek zauważy moje istnienie. Wbrew pozorom ostatnio było to nawet łatwiejsze niż dawniej. Większość arystokratów traktowała mnie teraz jak powietrze. Bali się ze mną rozmawiać jakbym przenosił jakąś nieuleczalną chorobę. Mówiąc szczerze było mi to nawet na rękę. Nawet, gdy byłem członkiem rodu Travers nie przepadałem za ich towarzystwem. A teraz byli jeszcze gorsi zwłaszcza przez to, co myśleli o Elisabeth. Wyminąłem w milczeniu gromadę osób, z którymi nie miałem ochoty rozmawiać by zbliżyć się do ogłoszenia. Tak jak mówiła było tu. A więc będziemy musieli wstawić się w ostatnią sobotę września? Będę musiał przekazać te informacje Elisabeth. Zastanawiałem się tylko czy kapitan będzie wobec nas sprawiedliwy. Nigdy nie mieliśmy z nim problemów jednak obecnie łatwiej było o wrogów niż jakichkolwiek przyjaciół. Chciałem się już wycofać dyskretnie jednak nim to zrobiłem usłyszałem znajomy głos, który nie należał do Toma, ale jednak do innej osoby, za którą też nie przepadałem. Szkoda, że nie mógł mnie zignorować jak wszyscy inni szlachcice. Nie on tego nie chciał zrobić. Miałem jednak przeczucie, że jego słowa w moim kierunku nie będą należały do miłych. Niestety szybko okazało się, że miałem racje. Miałem nadzieje, że ten bufon nie dostanie się jednak do drużyny. Sama myśl, że musiałbym go znosić na każdym treningu aż mnie odtrącała. Najgorsze zaczęło się dopiero jednak potem. Gdy usłyszałem nazwiska Elisabeth i Stephanie miałem jakieś złe przeczucia ponownie, które niestety znów się potwierdziły. Nie sądziłem by ta jego zadufana kuzynka mogła rywalizować z tak utalentowanym zawodniczkami jak moja Elisabeth czy Stephanie. Mimo wszystko chyba powinienem jej o tym powiedzieć. Zastanawiałem się tylko czy nie poczekać aż opuści skrzydło. Nie zdziwiłbym się, że ta nagle by z niego wybiegła by zacząć trening nawet w obecnym stanie słysząc, że ma konkurencje. Znałem ją i byłem niemal pewny, że zaraz by chciała trenować. - Quidditch to coś więcej niż tylko status naszego pochodzenia. Najbardziej liczą się tu umiejętności. A jeśli choć trochę znasz się na tej grze to wiesz dobrze, że Elisabeth i Stephanie są świetnymi ścigającymi i nie łatwo je komukolwiek będzie wygryźć. Oby, więc panna Constance się solidnie przygotowała do tej rywalizacji - odparłem z krzywym uśmiechem. Nie miałem zamiaru dać mu się głupio sprowokować i zrobić nie wiadomo, co. Nie byłem głupi by dać się złapać w te jego gierki. Musiałem teraz pomyśleć jak powiedzieć o tym wszystkim Elisabeth tak by nie zrobiła przypadkiem nic głupiego zwłaszcza w jej obecnym stanie.
  13. Główna siedziba organizacji Wokół panował spokój nawet w chwili, gdy Cyrus jechał i przekroczył teren prywatny organizacji. Najwyraźniej Slate nie kłamała, że już wiedziano o jego wizycie, bo w jego stronę nie poszedł żaden strzał ostrzegawczy. Nawet wartownicy nie dawali oznak życia najwyraźniej musieli zostać wyłączeni. Dopiero, gdy Cyrus znalazł się pod bramą rozniosło się głośne ujadanie psów, które zareagowały naturalnie na intruza. Gdy mężczyzna czekał aż ktoś mu otworzy mógł zobaczyć dosyć ciekawą sytuacje. Za bramą był mężczyzna, który wczoraj z nim rozmawiał w barze. Teraz natomiast rozmawiała z jakąś młodą dziewczyną widać jednak było, że do zrozumienia było im daleko choćby po gestach, jakie robili rękami. Niestety nie było słychać, o czym mówią. W końcu dziewczyna go odepchnęła i poszła do budynku. Mężczyzna zrezygnowany uniósł dłoń w jej kierunku jednak zaraz ją opuścił i poszedł gdzieś za budynek. Nagle jednak brama stanęła otworem a z niej wyszedł uzbrojony w karabin strażnik i podszedł do samochodu. - Masz paczkę? - spytał spoglądając cały czas na Cyrusa.
  14. Magus

    [GRA]Prawda Początku

    Pierwszy raz tego dnia brakowało mi słów. Nie wiedziałem, czym dokładnie była ta istota jednak wiedziałem już, że posiada ogromną wiedzę. Nie mogła kłamać, bo nic nikomu tu nie powiedziałem o sobie. Wiedziała jak się nazywał mój dom. Królestwo, z którego pochodziłem jak i wiedziała, czym jest nasz skarb. Jej słowa wykazywały, że wiedziała wiele o jednorożcach. Trapiły mnie jednak kolejne pytania a niektóre były ponad wszystkie inne. Sprzed czasu zawiązania Equestrii? A czym że była ta cała Equestria? Co stało się po wielkiej bitwie, utracie mego domu i śmierci mych braci? Jak bardzo ten świat się zmienił? Wiedziałem jedno musiałem ukazać temu stworzeniu pewien rodzaj szacunku. Nie mogłem źle patrzeć na kogoś o tak wielkiej wiedzy. Na dodatek wiedziała, co myślę. Czy w myślach też mi czytała? Mój wzrok nagle zwrócił się na moje kopyto. Nie czułem już bólu a rana zaczęła zanikać. Było to zbyteczne. Ból fizyczny był niczym wobec bólu, który będę już zawsze nosił w sercu. Skierowałem wzrok na kolejne stworzenie, które teraz mówiło w mym kierunku. Spojrzałem na klejnot, który pokazał i lekko zmrużyłem oczy. Nie mogłem zaprzeczyć, że magia była podobna jednak ten był niczym okruch przy tym, który leżał w naszym królestwie. Założyciele królestwa twierdzili, że spadł on z nieba i był dla nas darem. Być może ten odłamek się od niego oderwał w czasie upadku. Niestety niedane mi go było bardziej zbadać, bo ten nagle został wyrzucony, na co zmrużyłem jeszcze bardziej oczy. Słuchałem go dalej nic nie mówiąc a gdy w końcu umilkł i ja otworzyłem usta. - Tylko w ogniu walki zdobywa się brata. Wyłącznie w trakcie niej wydajemy prawdziwe uczucia i poznajemy szczerych przyjaciół, którzy są gotowi poświęcić własne życie by ocalić swego brata gdyż ich własne życie jest dla nich mnie znaczące niż życie poległego towarzysza. Tak właśnie zdobywa się zaufanie - odrzekłem w kierunku tego stwora, co kierował się do portalu. - Nie mam zamiaru obdarzyć go nim kogoś tylko przez puste słowa. To, że nas wszystkich łączy jedna misja nie świadczy, że wszyscy na nią tak samo spoglądamy. Jaką mogę mieć pewność, że jedno z was nie zostawi towarzyszy na pewną śmierć lub nie przedłoży własnego dobra ponad dobro brata? Czas, więc pokaże czy ktoś zasługuje, na choć cień zaufania - nagle skierowałem swój wzrok na tego dziwnego kota znaczy Grimalkina. - Twe słowa świadczą o głębokiej mądrości a więc wybacz mą wcześniejszą ocenę ciebie, jako zwierza. Jak do tej pory zrobiłaś na mnie największe wrażenie - odparłem spoglądając na portal i powoli idąc w jego kierunku.
  15. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis - Jak śmiesz?! - wrzasnęła teraz naprawdę wściekle w kierunku Celestii. Chyba pierwszy raz straciła cierpliwość podczas całej tej sytuacji przynajmniej do tego stopnia. - Ja nie jestem kucykiem?! - w jej głosie coraz bardziej narastała wściekłość. - Jestem bardziej kucykiem niż to żałosne indywiduum, które waszym zdaniem jest przeze mnie uwięzione! - nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Czy to nie dziwne Luno? Tyle czasu nie była w stanie się zamknąć a odkąd mnie obudziłyście czy słyszałaś, choć raz jej szept? - odpowiedziała za nią. - Oczywiście, że nie! - wrzasnęła z satysfakcją. - Bo już nie żyje i to ty ją skazałaś na śmierć w chwili, w której kazałaś mnie obezwładnić. Jednak, co to dla ciebie za różnica? To w końcu nie pierwszy kucyk, który przez ciebie zginął - celowo atakowała księżniczkę nocy w ten sposób by wzbudzić w niej poczucie winy. Prawdą było, że wiedziała, że tamta nadal żyje. Ledwo, ale jednak żyła. - Nie martw się jednak i tak nikt płakać za nią nie będzie - nagle skierowała swój wzrok na mnie. - Karą za zdradę jest śmierć Golding. Zabije ciebie tego robala na twoich oczach jak i te całą Snow Night a dopiero, gdy będziesz mnie błagał o śmierć ja spełnię te życzenie. Boleśnie i powoli, ale zrobię to - Zamilcz - powiedziałem ledwo będąc w stanie zacisnąć zęby by nie powiedzieć czegoś bardziej nieprzyjemnego. Prawdą było, że złość gotowała się we mnie z każdym jej słowem bardziej. Nagle jej wzrok skierował się na Celestie. - Nie pozbędziecie się mnie ja i tak wrócę. Zabije ciebie i twoją siostrę a nawet uczennicę zabiorę ci wszystko, co kochasz! Rozumiesz?! Zapłacisz mi za to! - wrzeszczała wściekle starając się kręcić głową i unikać knebla. Wiedziała, że została jej ostatnia szansa by ocaleć jednak wtedy straci bardzo dużo. Niedługo jednak wszystko odzyska postara się o to z całą pewnością. Zbierała resztki magii w miejscu gdzie nikt poza nią nie mógł jej wyczuć, czyli szachownicy. Jednak było to niezwykle trudne przez dekoncentracje, którą powodował knebel. Jednak musiała to zrobić by przetrwać i się zemścić. Slate Violet - Nie wypowiadaj się na rzeczy, o których nic nie wiesz, bo to nie świadczy dobrze o twej inteligencji - powiedziała na to wszystko z najbardziej wściekłą miną, jaką Cyrus mógł kiedykolwiek u niej zobaczyć. Niewiele ją obchodziło, co myślał o niej i co jej wmawiał. Jednak obrażanie jedynej osoby, która mogła przynieść przyszłość ich rasie doprowadziło ją do wściekłości. Jak on śmiał tak wyrażać się o Crystal?! Ich pani zawsze o nich dba i jest z nimi. Zrobi dla nich wszystko i dzięki niej staną się potężni. Dostaną coś, co Celestia nigdy nie chciała im dać. Patrzyła tak dłuższą chwilę wściekle na Cyrusa aż w końcu otworzyła usta. - Dostarczysz te paczkę - powiedziała kładąc nagle jakieś pudło na biurku. - Ma dotrzeć do Sparking. Chyba już ją poznałeś prawda? - spytała jednak kontynuowała nie czekając aż odpowie. - Pojedziesz tym razem sam. Tak samo masz sobie sam zorganizować transport. Jak to zrobisz niewiele mnie obchodzi - wzruszyła ramionami i dalej kontynuowała. - W każdym razie znasz drogę do organizacji i to ci wystarczy. Wiedzą już, że masz przyjechać, więc cię wpuszczą. To tyle. Chyba nie jest to zbyt skomplikowane a może potrzebujesz instrukcji jeszcze? - spytała wrednie jakby zwracała się do półgłówka.
  16. Slate Violet Stała spokojnie wpatrując się w szybę, z której widziała jak kolejni "ludzie" idą do pracy. Trzeba było przyznać, że zamieszaniem, które zrobił ten głupek dobrze się im przysłużył. Jednak nadal była nieco zła, że Volcanic akurat ją naraziła. Na dodatek nadal nie pojmowała, po co jej była ta zabawa. Miała ich oboje na wyciągnięcie ręki. Mogła się pozbyć zarówno Star jak i jego. Zamiast tego ona wolała się nimi bawić. Nie była pewna czy to rozsądne. Jednak, kim ona była by wątpić w jej decyzje? Prawda była taka, że od czasu wyjazdu Crystal panowały straszne nudy. Zapewne, dlatego też podjęła się tej całej zabawy, aby mieć zajęcie. Powoli się jednak odwróciła z chwilą, gdy nagle ponownie Cyrus wszedł do jej gabinetu. - Dziś będziesz musiał coś dostarczyć... - nagle jednak przerwała. A więc w śmieciach była Sonya? Nic o tym nie wiedziała. Zresztą czy to miało różnicę? Zginęła tak jak żyła. - Nie miałam pojęcia, co tam jest i niewiele mnie to obchodziło. Czy ją pochowałeś czy wyrzuciłeś niema różnicy. Teraz to tylko martwy kawał mięsa dla robali - odparła siadając za biurkiem a na jej twarzy pojawił się szczery gniew. - Co masz na myśli wpływy Crystal? Ona o nas dba. Robi wszystko dla naszego dobra. Otworzyła nam oczy i poprowadzi nas ku naszemu prawdziwemu przeznaczeniu, którego Celestia nie chciała nam ukazać, bo była po prostu słaba i się bała- odrzekła z niesmakiem na wspomnienie dawnej władczyni.
  17. Just Quake - Jeśli sądzisz, że Crystal zwróciłaby na to uwagę to muszę cię rozczarować - powiedział znów upijając łyk cydru.- Nie znasz jej tak jak my. Nie będzie jej przeszkadzała ta zabawa dopóki nie ignorują jej rozkazów. Gdyby jej to przeszkadzało już dano kazałaby zabić ciebie i Star, co nie byłoby dla nich trudne skoro masz w sobie jakieś paskudztwo. Najwidoczniej jest teraz czymś innym zajęta - odrzekł z ponurą miną. - Star jest jedną z nas i też nie chcemy jej tak zostawić jednak twój ostatni wyczyn miał konsekwencje. Najprawdopodobniej wkrótce spróbują pozbyć się Sparking z obecnego stanowiska. A w ich znaczeniu pozbyć się oznacza często wieczny wypoczynek. Kto wie może nawet tobie to zlecą by się jeszcze lepiej bawić. W ich oczach jesteśmy zdrajcami a nie swoimi, dlatego ci zlecili zabicie Star - ponownie na chwilę zamilkł jakby się nad czymś zastanawiając aż w końcu znów otworzył usta. - Mogą ci się nie podobać nasze pacyfistyczne metody, ale my nie chcemy stać się tacy jak oni. W każdym razie jesteśmy bliscy namierzenia Star, ale potrzebujemy jeszcze czasu. Ty spróbuj zachowywać się jak zawsze by niczego się nie domyślili. Pozostaje jeszcze sprawa tego paskudztwa w tobie. Najchętniej bym z kimś pogadał by ci to usunął, ale obawiam się, że się o tym dowiedzą. Nie wiesz, jaka to trucizna? - spytał spoglądając na niego
  18. Just Quake - Niezły bajzel - odparł w chwili gdy Cyrus skończył mówić a sam znów się napił cydru by kontynuować. - Znasz stwierdzenie poznaj swego wroga? - spytał jednak nie czekał na odpowiedź tylko kontynuował. - Slate tobie znana, jako Jessica czy ta druga osoba kiedyś były zupełnie inne. Nie różniły się niczym od innych dawnych kucyków - wyraz jego twarzy nagle spochmurniał. - Nim powstał cały ten bałagan byłem strażnikiem. Jednak nie taki typowym a pilnującym banku w miasteczku. Miałem rodzinę i żyłem spokojnie nie mieszając się do tego całego buntu. Wszystko skończyło się wraz z atakiem buntowników. Gwardia dzielnie stawiała im opór, więc ci zdecydowali się na zbombardowanie miasta, z którego pochodziłem. Na to niestety nie byli gotowi. W rezultacie przeżyłem tylko ja i moja córka. Żona i syn niestety tego nie przeżyli - ponownie upił łyk napoju by zaraz kontynuować. - Potem wszystkich nas zmieniło. Ja i moja córka jakoś sobie radziliśmy, ale to było życie z dnia na dzień. Przynajmniej tak było do czasu spotkania Goldinga. Dołączyliśmy do jego gromady i wtedy było nam znacznie lepiej, bo byliśmy wśród swoich. Wszystko się jednak skończyło, gdy dołączyła do nas Crystal - zmarszczył brwi wściekle i znów się napił. - Crystal potrafi znaleźć nasze najbardziej ukryte słabości w sercu wniknąć w nie a potem zmienić cię tak byś stał się jej marionetką. Tak właśnie straciłem córkę - przetarł lekko oko palcem. - Za późno zobaczyłem, co się dzieje. Spieraliśmy się coraz częściej. Mi podobał się pomysł o nowej Equestrii bez wojen i życiu w pokoju a ona będąc coraz bardziej pod jej wpływem chciała zemsty. Chciała by ludzie zapłacili za to, co zrobili. W końcu zniknęła a ja nie wiem nawet gdzie - ponownie się napił i spojrzał na Cyrusa. - Rozumiesz, co chce ci powiedzieć? Ty nie chcesz zabić psychopatów a ofiary kogoś, kto ich całkiem wyniszczył. Nawet sami nie wiedzą, kim są. Poza tym jak sądzisz, dlaczego prowadzą z tobą te grę? Odpowiedź jest prosta chcą byś stał się taki jak oni. Jeśli ich pozabijasz i tak wygrają, bo zatracisz na zawsze siebie takie jest ich rozumowanie - ponownie upił trochę płynu.
  19. Just Quake Barman spojrzał na Cyrusa i tylko wzruszył ramionami. Miało to najwyraźniej wskazywać jednoznacznie, że nic o tym nie wie, bo zaraz się obrócił i poszedł do innego klienta. Właściwie przez pewien czas nic się tu nie działo. Przychodzili kolejni klienci składali zamówienia i zaraz odchodzili nie zwracając uwagi na Cyrusa. Można było nawet pomyśleć, że tajemniczy strażnik się jednak nie pojawi. Jedynie atmosfera baru była nadzwyczaj spokojna, bo nie dochodziło tu do żadnych utarczek. W końcu jednak dosiadł się jakiś mężczyzna w średnim wieku obok Cyrusa. Ubrany był w długi szary płaszcz i staromodny kapelusz. - Proszę numer 4 - powiedział do barmana a ten nalał mu szklankę cydru. Nagle mężczyzna spojrzał kątem oka na Cyrusa zanim zaczął pić. - Gdy tylko ją tam zobaczyłem wiedziałem, że prowadzą z tobą grę. Bardzo niebezpieczną, ale jednak grę przynajmniej w ich uznaniu nią jest. Przychodząc tutaj twoje szanse z żałośnie marnych podeszły pod niewielkie. Więc zechcesz mi powiedzieć, jaka jest twoja sytuacja nie pomijając żadnych szczegółów? - spytał a zaraz potem napił się płynu ze szklanki.
  20. Sebastian - Slate Violet - Gdybym mógł jednak coś zrobić to w razie, czego daj znać - powiedział spoglądając jeszcze chwilę na grób, w którym spoczywała Astral. Nic z tego nie rozumiał. To nie był z pewnością jego typowy codzienny świat. Pomimo że też należał do organizacji był tylko zwykłym kucykiem dawniej a teraz podobnie był tylko zwykłym pracownikiem. Bał się narażać swoje życie czy przyjaciółki, z którą, na co dzień pracował. Zgodnie jednak z życzeniem Cyrusa zaczęli wracać do New Medica. Cała podróż przebiegła w milczeniu widać było, że całe wydarzenie odbiło się nieco na psychice chłopaka. Gdy jednak tylko wjechali na parking czekała już tam na nich nie, kto inny jak Jessica. Gdy Sebastian i Cyrus tylko wysiedli podeszła do Cyrusa dając mu jego lek i nagle spojrzała na drugiego chłopaka. - Sebastianie proszę do mojego gabinetu - powiedziała spokojnie i nie czekając na niego zaczęła odchodzić. Jednak zanim odeszła jeszcze zwróciła się do Cyrusa. - Ty możesz już odejść - Dzięki za współpracę - powiedział Sebastian. - Może jeszcze kiedyś nasze drogi się skrzyżują - odrzekł z uśmiechem. Celowo nie bardzo chciał mówić o tym wydarzeniu z ciałem. Nie chciał tego wspominać i zastanawiał się, co chciała od niego Slate.
  21. Lekko posmutniałem widząc Elisabeth ponownie zmęczoną. Zdawałem sobie sprawę, że nie powie mi prawdy nawet gdybym spytał. Byłem, co do tego pewny. Pomimo swego zmęczenia chciała dziś iść ze mną by być przy mnie, gdy rozmawiałem z ojcem. Teraz, pomimo że była w lepszym stanie niż wtedy nadal się dało zobaczyć jej zmęczenie. Nawet gdybym teraz zaproponował by odpoczęła a ja ją zostawię to by się na mnie zirytowała to pewne i po złości nie poszłaby spać aż pielęgniarka by jej nie zmusiła do snu. Cały problem się jednak rozwiązał z chwilą, gdy wróciła. Nie mogłem się spodziewać w sumie innej reakcji na mój widok. W końcu Elisabeth musiała odpocząć a mi było tutaj z nią tak przyjemnie, że straciłem poczucie czasu. - Będę tu znowu po południu - odrzekłem z uśmiechem i jeszcze lekko pocałowałem dłoń Elisabeth nim zacząłem kierować się do wyjścia. Przy samym wyjściu jeszcze rzuciłem ostatnie spojrzenie na moją ukochaną aż zniknąłem za drzwiami. Byłem szczęśliwy, że wracała do zdrowia a jednocześnie zmartwiony. Nie byłem pewny jak teraz będzie wyglądała nasz sytuacja. Teraz do końca nawet nie byłem pewny, co robić samemu. Kiedyś to nie był problem jednak teraz bez niej czułem się dziwnie. Może pójdę do biblioteki? Chociaż tak teraz o tym myślałem to mogłem pójść sprawdzić w pokoju wspólnym jak wygląda sprawa tego ogłoszenia drużyny. Byłem pewny, że też będzie to chciała wiedzieć po południu. Ruszyłem, więc w milczeniu do pokoju wspólnego mając nadzieje, że nic się już dziś nie stanie. Chyba wspólnie z Elisabeth zużyliśmy pecha za kilka lat bardzo bym tego chciał.
  22. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis Byłem kompletnie wściekły ledwo byłem w stanie zapanować nad sobą, gdy słyszałem, Crystal. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że coś takiego ukrywa w sobie. Ta pewność siebie tak bardzo chciałem jej pokazać jak bardzo jest zgubna. Miałem już nawet coś powiedzieć jednak wtedy nagle w końcu do rozmowy wtrąciła się Lust. Jak zawsze pomimo gorzkich słów, które tu padły potrafiła zachować zdrowy rozsądek. Zauważyła natychmiast grę ze strony, Crystal. Jednak, gdy tylko wspomniała, że sama chce wyzwać ją na pojedynek otworzyłem szeroko oczy. Nie chciała bym ja ryzykował a sama chciała to zrobić? Na twarzy samej Crystal pojawił się jednak dziwny i niepokojący uśmiech zarazem na propozycje ze strony Lust. Chciałem już sam coś powiedzieć by ta również tego nie robiła, lecz nie zdążyłem. Bo nagle do rozmowy wtrąciły się księżniczki. Na dodatek sama Luna, która zdawała się nas do tej pory ignorować. Ich odmowa jednoznacznie blokowała mi możliwość podjęcia walki. Słuchałem z uwagą każdego słowa księżniczki nawet Crystal zdawała się to robić jednak nadal na jej twarzy było coś, co mnie niepokoiło nawet sam nie byłem pewny, dlaczego. Jednak to, co usłyszałem wcześniej o szachownicy wiele wyjaśniało. - Naprawdę sądzisz, że nic by mi to nie dało? - spytała nagle kierując wzrok na Lust. - Masz racje wasza magia jest inna nie praktyczna. Jednak dogłębnie zbadałam twój gatunek. Pamiętam ten dzień, gdy natknęłam się na niewielki obóz twojego gatunku. Było ich tam może siedmioro. Wtedy też pierwszy raz dowiedziałam się, że wyróżniacie się nieco. W każdym razie walka nie trwała długo a ta cała ich trutówka, która jak to powiedziała jest "silniejsza ode mnie" skończyła rozerwana na strzępy. Wyobraź sobie zaklęcie bariery jednorożca w formie niewielkiej bańki, które ląduje w pysku a na koniec leci aż do żołądka by tam przybrać naturalny kształt, ale był z tego bałagan. W każdym razie kamyk, który po niej został był całkiem przydatny w niektórych badaniach, więc jak widzisz wasze resztki też mogę być użyteczne owadzie - stwierdziła z chytrym uśmiechem. - Skoro miałaś taką moc, dlaczego do tej pory jej nie użyłaś? Choćby na mnie w końcu nie raz miałaś ze mną problemy - spytałem zaciskając wściekle zęby. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę do tej pory. Nagle jej wzrok skierował się na mnie. - Jeśli tego nie rozumiesz to znaczy, że jesteś zbyt głupi. Najwyraźniej, Celestia nie sprawdza poziomu wiedzy swych oficerów - znów skierowała jednak wzrok na księżniczkę, gdy ta się odezwała. - Wiem o twych bitwach znacznie więcej niż ci się wydaje a przynajmniej o jednej z nich. Co do twojej uczennicy wielką szkodą było, że wciąż ją trzymałaś pod swymi skrzydłami. Tak bardzo chciałam poznać tego uzdolnionego źrebaka - znów lekko oblizała swoje wargi i zmarszczyła wściekle brwi. - Tak poza tym, co ty tu robisz? Golding twierdził, że widział twoją śmierć, ale mogłam się w sumie domyślić, że to zbyt piękne by było. Gdy zobaczyłam cię w twojej ludzkiej postaci pierwszy raz już czułem do ciebie głęboką niechęć. Bratasz nas z ludźmi, których należy zniszczyć... - Brazylia - powiedziałem nagle jej przerywając jakby nieprzytomnie. - Powiedz, że to nie ty zabiłaś te biedne rodziny - na jej twarzy znów pojawił się diaboliczny uśmiech. - Zrobiłam, co należy. Oko za oko ząb za ząb. Ludzie muszą nauczyć się gdzie ich miejsce, jako gorszego gatunku - Ty potworze! - niemal ryknąłem. - To byli niewinni ludzie jak mogłaś? - Udowadniasz tylko jak słaby i żałosny jesteś Golding - odrzekła ze znudzeniem i nagle spojrzała na Lunę i delikatnie się uśmiechnęła by znów spojrzeć na Celestie. - To może układ księżniczko? Twoja siostra wspomniała o mojej szachownicy, lecz ma ona jeszcze pewną zdolność. Jestem w stanie znaleźć każdego, kto posiada jakąś moc. Mogę znaleźć Speciosę, Chrysalis albo smoczą matkę, jeśli jednak mnie zniszczycie stracicie te szansę. Poza tym zanim tu dojechaliśmy twoja siostra miała pewne spotkanie a ja, co nieco wiem o tej osobie. Czy więc możecie zmarnować taką okazje? - spytała z chytrym uśmiechem. Sebastian Chłopak był niczym skamieniały, gdy zobaczył, kto był w worku. Dlaczego Astral się tam znalazła? Słyszał, że zginęła, ale dlaczego władowano ją do kontenera i jeszcze ta reakcja Cyrusa. W końcu się jednak otrząsnął i kiwnął głową w geście zgody następnie zaczął wyładowywać śmieci nic nie mówiąc. Widać było, że sam ledwo był w stanie zapanować nad szokiem. Jego blada mimika twarzy i trzęsące się ręce najlepiej to zdradzały. Powoli wsiadł do pojazdu by ruszyć jednak nie zdążył, bo nagle pojawiał się strażnik, który niedawno sprawdzał kontener i podszedł do okna w samochodzie, przy którym siedział Cyrus. - Powiedzieli, że ty wiesz, co trzeba zrobić - odrzekł jakby zszokowanym tonem. - Nie wiem, w co się władowałeś, ale powinieneś wiedzieć, że są 2 obozy być może można ci pomóc. Jeśli jesteś tym zainteresowany przyjdź dzisiaj do baru niedaleko budynku New Medica przy głównej ulicy. Załóż kaptur na głowę, gdy będziesz tam szedł oni wszystko widzą - gdy skończył powoli znów odszedł. Sebastian w międzyczasie ruszył do lasu jak prosił go Cyrus. Przez całą drogę nic nie mówił dopiero, gdy się zatrzymał otworzył usta. - Rozumiesz coś z tego? - spytał wyraźnie zdezorientowany.
  23. Golding Shield/Karol Patris - Crystal - Felicja Romanis Cały czas szedłem w milczeniu za księżniczką. Nadal nie byłem pewny, co tam napotkam. Jednak po tym, co nie dawno zostało powiedziane miałem naprawdę złe przeczucia. Nadal nie potrafiłem zrozumieć jak mogłem pozostać tak ślepy. Crystal zwodziła nas tyle czasu a ja na to pozwalałem. Powinienem był dawno zareagować. Zacisnąłem pięści wściekle, gdy tylko o tym myślałem. Droga, którą pokonywaliśmy zdawała się ciągnąć w nieskończoność a jednocześnie bałem się jej końca. W końcu jednak dotarliśmy do jakichś drzwi, które księżniczka otworzyła. Powoli wszedłem za nią do pomieszczenia. Zacząłem się rozglądać po całym wnętrzu i po wszystkich tutaj zgromadzonych a zwłaszcza skupiłem się na dwóch osobach. Księżniczka Luna w swojej ludzkiej formie wyglądała inaczej niż wtedy, gdy znalazłem ją ze Swiftem w lesie Everfree. Widziałem ją już kilka razy w internecie i różnych wywiadach jednak spotkać ją ponownie na żywo nie mogło się z tym równać. Nagle moje oczy skierowały się na Crystal, która teraz spojrzała na mnie ze łzami w oczach jakby oczekiwała ode mnie ratunku. Pierwszy raz w życiu ją taką widziałem. Gdzie uciekła jej pewność siebie, którą zawsze nam okazywała? Moje oczy jednak teraz skierowały się znów na księżniczkę Lunę a potem na osoby, które nas opuściły. To musiała być gwardia księżniczki. Nie sądziłem by wybrała, kogo innego do takiego zadania. Ponownie zwróciłem oczy na księżniczki i słuchałem słów Luny. Nie mogłem po prostu uwierzyć w to, co teraz dochodziło do mych uszu. Spoglądałem za każdym razem na Crystal z wyraźnym gniewem w oczach, gdy padało każde słowo. Jednak ona nie zmieniała postawy nadal miała załzawione i przerażone oczy jakby nie wiedziała, co się wokół niej dzieje i dlaczego tu jest. Były, więc 2 Crystal? Ale jak to możliwe? Nigdy nie słyszałem o takiej magii. Czy możliwym jest, że gdy pierwszy raz poznałem Crystal była wtedy tą uwiezioną? Nie to by nie miało sensu. Według kolejnych słów, które tu padły Crystal miała zabijać jednorożce jeszcze w Equestrii by wzmacniać swą moc. Więc jak długo już musiało to trwać? Dopiero potem znów spojrzałem na księżniczkę Celestię, która pozwoliła mi z nią pomówić. Ukłoniłem się lekko z wdzięczności. Sam chciałem usłyszeć, co ma do powiedzenia. Powoli podszedłem, do Crystal i zdjąłem jej knebel, który blokował jej możliwość mówienia. - Golding błagam pomóż mi - powiedziała tak przerażonym głosem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie słyszałem. - To wszystko kłamstwa. Przybyłam tu by cię znaleźć. Zapewne nie wiesz, ale nasz budynek został zniszczony i zginęło kilkoro z nas. My potrzebowaliśmy ciebie - mówiła dalej ukazując coraz większy smutek aż łzy wypłynęły jej z oczu. - Zamiast ciebie jednak spotkałam ją - skinęła głową na Jolantę. - Gdy odkryła, że jestem kucykiem powiedziała mi, kim naprawdę jest, więc zaczęłam ją wypytywać o to, co mi powiedziałeś i o upadek Equestrii jednak ona nie chciała mi odpowiedzieć - pokręciła głową. - Uznała nas i całą organizacje za zdrajców. Obiecała, że najpierw zniszczy mnie a potem zniszczy wszystko to, co wspólnie osiągnęliśmy. Golding to wszystko spisek one chcą cię wykorzystać ponownie. Już raz cię zawiodły a wspólnie możemy wszystko zrobić wiesz to. Błagam zrób to, jeśli nie dla mnie to dla dobra wszystkich kucyków, które powierzyły nam swoje życie - mówiła nadal ze smutkiem i głębokim żalem. - Nie ładnie kłamać Crystal - nagle z jej twarzy zniknął smutek a pojawiło się coś złowrogiego. - Wiele rzeczy dziś usłyszałem. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam wynagrodzić księżniczkom mój brak wiary w nie, ale jednego jestem pewny. Nigdy by nie zaatakowały niewinnych kucyków i innych mieszkańców Equestrii nawet, jeśli by się od nich odwrócili. A teraz powiedz mi prawdę, czym jesteś i co zrobiłaś prawdziwej, Crystal? - A jakie to ma znaczenie? - odrzekła teraz jadowicie. - Powtarzam to dziś już nie wiem, który raz. Nikogo nie obchodziła. Jej własna matka pozbyła się jej jak nic nie wartego śmiecia, którym zresztą zawsze była. A ja jestem tym, co może osiągnąć każdy kucyk, jeśli przestanie kierować się jej naukami - pokazała palcem na Celestie i nagle odezwała się w ich kierunku. - Śmiecie mnie sądzić i uważać za złą? Celestio ile ty masz krwi na swoich kopytach? Ilu gwardzistów poświęciłaś pozbawiłaś rodziny matek i ojców. Sprawiłaś, że wiele źrebaków zostało sierotami, bo bagatelizowałaś początki buntów. Na dodatek sama siedziałaś wiecznie na tronie, gdy twoja uczennica ruszała do walki - nagle jej wzrok teraz powędrował na Lunę. - O tobie nawet nie wspomnę Nigtmare Moon. Jak wielu zginęło, gdy wypowiedziałaś wojnę siostrze z powodu głupiej zazdrości? - mówiła wściekle starając się zaatakować ich najgłębsze uczucia. - W twoim, więc uznaniu mamy stać się tak bezdusznymi potworami jak ty? Nic nie osiągnęłaś tylko wypięłaś się na naszą wrodzoną naturę - powiedziałem ledwo dając radę zapanować nad nerwami po tym, co teraz słyszałem. - A to ciekawe, co mówisz Golding - nagle jej wzrok powędrował na Lust. - Z tak bliskiej odległości mogę wyczuć wiele rzeczy jak choćby pewne uczucia. Powiedz mi Golding czy w całej Equestrii nie było żadnej klaczy, która by się tobą zainteresowała, że pokochałeś to coś? - Przestań! - wrzasnąłem wściekle. Jednak ona nie zamierzała przestać tego robić jakby to ją bawiło. - Musiałeś być niezwykle zdesperowany jednak to wyjaśnia wiele rzeczy jak choćby skąd tyle wiesz o tych robalach. Najbardziej zabawne jest to, że jej się wydaje, że może uciec od tego, czym się urodziła. Nie okłamuj się. Nigdy nie będziesz szczęśliwa nawet z nim, bo w końcu ci się znudzi a ty wrócisz do dawnych praktyk. Nie ważne, jakie masz ciało nie oszukasz tego, czym jesteś - na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech. - Wiem o was wszystko, bo badałam twój gatunek bardzo dogłębnie a ile było przy tym zabawy - nagle znów jej wzrok skierował się na Celestie. - Ty też musisz być w desperacji by wybierać takich sojuszników - ledwo byłem w stanie się powstrzymać by zaraz czegoś jej nie zrobić. Jedną z mych zasad zawsze było by nie bić kobiet czy klaczy jednak jak się teraz powstrzymać? W końcu udało mi się otworzyć usta. - Nic o niej nie wiesz tak jak nic nie wiesz o ich gatunku, bo wtedy byś wiedziała jak się mylisz. Twój los zostawiam księżniczką - odrzekłem było słychać, że ledwo wstrzymuje własne nerwy. - Czemu sam tego nie zrobisz Golding? - znów skierowałem na nią wzrok. - Właśnie uraziłam twoją dumę i klacz, na której ci zależy czyżbyś się bał i nie miał honoru? Pokaż, że jesteś prawdziwym ogierem i walcz o swój i jej honor. Luna wspomniała o szachownicy tam oboje możemy przybrać prawdziwą postać i używać całej magii, jaką posiadamy. Możesz, więc odkupić swoje błędy i mnie osobiście pokonać - nagle znów spojrzałem w kierunku księżniczek. - Nauczyłem się 7 poziomów magii w Canterlocie i zgłębiłem w waszym dawnym zamku zaklęcia Daytime Force. Czy mogę, więc przyjąć wyzwanie? - Imponujące - odrzekła chytrze Crystal i lekko oblizała wargi. Sebastian Kontener ciężarówki wydał dziwny dźwięk i zaczął się powoli otwierać. W końcu był w pełni otwarty. O dziwo nic się nie stało. Nie nastąpił żaden wybuch ani nic też nie wypadło na Cyrusa. Strażnik w kombinezonie powoli zbliżył się do kontenera by przyjrzeć się zawartości i wtedy nagle cofnął się do tyłu niemal przewracają na ziemię. W kontenerze rzeczywiście pełno było odpadów medycznych. Wiele zużytych strzykawek czy przeterminowanych leków jak i jakiś pojemników, na których było zapisane nieudane. Jednak to wszystko było niczym, bo wśród tych śmieci leżał czarny worek na zwłoki i widać było, że coś jest w środku. Strażnik powoli wstał i podszedł do Cyrusa. - Czy wy robicie sobie żarty?! Sprowadzacie nam tu trupa?! - wrzeszczał najwyraźniej nic o tym nie wiedząc. Na dźwięk krzyków nagle otworzyły się drzwi ciężarówki, z której wysiadł Sebastian. - O co chodzi? - powiedział zbliżając się do ciężarówki, gdy tylko zobaczył jej zawartość sam cofnął się przerażony. - Czy to jest? - spytał roztrzęsiony. - To ja się pytam, co to jest?! Jeśli kogoś zabiliście i wsadziliście tutaj - pokręcił głową. - Mam nadzieje, że to jakiś żart. Zaczekajcie tutaj idę zadzwonić i to wyjaśnić - strażnik powoli odszedł a Sebastian spojrzał to na worek to na Cyrusa i nagle się odezwał. - Chyba zaraz zwymiotuje. Czy myślisz, że to jest naprawdę to? - pytał lekko przerażony. Nadal nie rozumiał, dlaczego załadowali im trupa i kolejnym pytaniem było czy jeśli naprawdę jest tam ciało to, do kogo należało?
  24. Nie chciałem zostawiać tu Elisabeth samej. Wiedziałem, że nie jest typem, który potrafi przeleżeć cały dzień w łóżku. To nie była Stephanie, która potrafiła się całymi dniami wylegiwać. Wiedziałem, że ogromną dla niej torturą byłoby bezczynne leżenie w samotności tutaj. Dlatego chciałem spędzić z nią każdą wolną chwilę by nie musiała tego znosić. Zresztą i tak najlepsze chwilę mego życia były właśnie z nią. Zastanawiałem się, kiedy pozwolą opuścić jej skrzydło. Co prawda nadal nie chciałem by się nadmiernie przemęczała, ale również nie odpowiadało mi by miała tu zostać całkiem sama nudząc się nie wiadomo jak długo. Wiedziałem jednak, że zapewne niedługo już nie będziemy tu sami i przyjdą tu Stephenie i Adelia, które również będą chciały ją odwiedzić. Jednak o ile nigdy mi nie przeszkadzały i całkiem je lubiłem to jednak nadal się martwiłem tym, co było wczoraj. Nadal nie wiedziałem, o czym Tom z nimi rozmawiał, gdy tak uciekłem. Miałem złe przeczucia, co do tego. Moja głęboka zaduma się skończyła, gdy znów skupiłem się na tym, co mówiła do mnie Elisabeth. Z każdym jej słowem na mojej twarzy rósł coraz większy uśmiech. Wiedziałem, że oboje będziemy mieli ciężko w tym roku. Naraziliśmy się wszystkim ważniejszym osobą w Slytherinie. Ja zhańbiłem wszystkich szlachetnie urodzonych i stałem się szlamą. Niemal nikt nie popierał naszego związku i był uważany często za obrzydliwy. Sam również uwielbiałem Quidditcha i sama myśl o tym, że mógłbym zostać wyrzucony z drużyny sprawiała, że czułem zmartwienie. Poza Elisabeth to tylko gra w Quidditcha pozwalała mi zachować jeszcze resztki zdrowego rozsądku, gdy wciąż rodzina stawiała przede mną coraz większe wymagania. Zabawne było powiedzieć coś takiego w myśli. Przecież jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia bym nawet tak o nich myślał, ale tak była prawda teraz to widziałem. W każdym razie wiedziałem, że Elisabeth była świetna i bez niej drużyna z pewnością by sobie tak dobrze nie radziła. Zresztą nawet nie wyobrażałem sobie, kto by mógł ją zastąpić. Nikt nie byłby w stanie tego zrobić taka była prawda. Zaraz potem znów poczułem pocałunek z jej strony, na co jeszcze bardziej się uśmiechnąłem. - Masz racje jesteś świetna i zawsze będziesz. Chociaż... - nagle na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. - Możesz być świetna, ale zawsze będziesz za mną - odparłem z lekkim chichotem znów nachylając się nad łóżkiem Elisabeth i teraz ja ją pocałowałem w policzek i lekko przejechałem dłonią po jej czole znów na nią spoglądając. - Wszystko po kolei. Gdy tylko wrócisz do zdrowia wspólnie im pokażemy, że ta drużyna bez nas nie istnieje i nie mają prawa się nas pozbyć, bo to byłaby głupota - nagle w głowie zrodziła mi się pewna iskra nadziei. Być może, jeśli uda nam się wypaść dobrze w rozgrywkach wszyscy przestaną na nas tak patrzeć a my będziemy mieli spokój. Co prawda nie spodziewałem się żebyśmy byli jakoś specjalnie tolerowani, ale neutralność też nie byłaby taka zła. Patrząc na te wrogość z niemal wszystkich stron w naszym kierunku. Jednak, co najlepsze było to, że Tom nie grał w Quidditcha i będziemy na boisku wolni od jego obecności nareszcie.
  25. Sebastian - Właściwie to i tak nam zlecono to zadanie - odrzekł wyjeżdżając już za miasto i spoglądając na drogę. - Zawsze ktoś wysiada przy wysypisku by otworzyć kontener, Nie wiem, dlaczego ale chciano byś zrobił to ty - nagle kiwnął głową w kierunku szufladki przed Cyrusem. - Zakładam, że nawet nikt cię o niczym nie instruował. W szufladzie są rękawice i maska tak na wszelki wypadek by się czymś nie zatruć. Nigdy nie wiadomo, co może być w kontenerze - dalsza podróż przebiegała spokojnie i w milczeniu. Jednak była niezwykle długa. W końcu jednak można było dostrzec jakiś prywatny teren, który był starannie odgrodzony płotem i były na nim liczne tabliczki z informacją o zagrożeniu. Pojazd zaczął powoli zatrzymywać się przy ogrodzeniu. A gdy tylko stanął wyszedł jakiś człowiek w kombinezonie z karabinem w ręku. - Przywieźliśmy kolejne odpady - powiedział Sebastian do mężczyzny wskazując na kontener. - Dobra niech jeden z was wysiądzie i otworzy go - po tych słowach ochroniarz zaczął powoli odchodzić za kontener czekając aż ktoś do niego przyjdzie. Sebastian znów spojrzał na Cyrusa. - To tyle otwórz mu ten kontener oni go opróżnią i będziemy mogli wracać. Tylko bądź ostrożny. Czasem jest przeładowany uważaj by nic ci nie spadło na głowę czy coś. Ja zaczekam tutaj na ciebie
×
×
  • Utwórz nowe...