Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Alan Gdy stałem przy swoim kufrze nadal będąc przytłoczonym poczuciem winy nagle do mych uszu dotarł głos Hectora. Nie potępiał mnie, a próbował pocieszyć i wyglądał jakby rozumiał obecną sytuacje, chociaż nie było go przy tym wszystkim, a i ja dałem mu naprawdę niewiele informacji o tym co zaszło. Nie wiem jak to się działo, ale jego słowa były niezwykle krzepiące. Do tego stopnia, że, aż odwróciłem się w końcu w jego kierunku i lekko uśmiechnąłem, dziękując za słowa wsparcia i zrozumienie. Zaraz potem znikł z komnaty gdzie zostałem ponownie sam. Znów obróciłem się przygotowując swój zawszański mundurek, ale była to krótka chwila, bo zaraz usłyszałem jak drzwi łazienki się otwierają i zobaczyłem w nich Aidana. Nie miałem nadal odwagi by spojrzeć mu w twarz po tym co zaszło, aż nagle go nie usłyszałem. Mimo, że się uspokoił słyszałem w jego głosie jak nadal się z czymś boryka. W końcu jednak odwróciłem się w jego kierunku. - Aidanie... Nie wiem jaki masz związek z tą Elvirą i co ci zrobiła - Nagle lekko spoważniałem. - Musisz jednak wiedzieć, że to na pewno nie ona jest powodem tego, że trafiłeś do Akademii. Głównym powodem jest to co masz w sercu, a jest ono dobre i dzielne. Nie musisz udowodnić tego innym, a tylko samemu sobie - Lekko się uśmiechnąłem w jego kierunku. - Przemyśl to - Dodałem nim ruszyłem ze swoim mundurkiem w ręce w stronę łazienki, ale nim wszedłem zatrzymałem się. - Aidanie mam do ciebie jeszcze prośbę. Proszę zajmij mi miejsce w jadalni zanim tam trafię, muszę jeszcze wysłać list, będę ci zobowiązany - Powiedziałem nieco zakłopotany wskazując wzrokiem na kopertę by zaraz zniknąć za drzwiami łazienki. Sophie Dziewczyna poruszała się samotnie korytarzami Akademii chcąc dotrzeć na czas. Wiedziała, że jako prawdziwa księżniczka spóźnienie jej nie przystoi. Nadal jednak nie mogła uwierzyć, że tak długo spała. W myśli nadal sobie mówiła, że to wina tej chrapiącej, gdyby nie ona miałaby spokojny sen. Na dodatek widok tej rudej niby księżniczki rano sprawił, że otępiała. Była pewna, że już jej nie zobaczy, a ta znowu wróciła. Naprawdę musiała wynieść się z tej komnaty i poszukać współlokatorek bardziej jej podobnych, bo do obecnych wcale nie pasowała. Kto był na tyle głupi by dać jej taką komnatę? Trzeba chyba było być zupełnie ślepym by coś takiego zrobić. Teraz jednak musiała dotrzeć na śniadanie. W planie miała znowu usiąść koło Alana z kilku powodów. Jednym z nich było to, że nadal nie do końca kogokolwiek tu znała i nie wiedziała gdzie by mogła się dopasować. Tego problemu by nie było gdyby mieszkała ze zwykłymi współlokatorkami. Poza tym musiała mieć go na oku, bo miała nadal wrażenie, że ta ruda się nim interesuje i na dodatek z wzajemnością. Jeszcze pewna rzecz nie dawała jej spokoju. Dlaczego ją obudziły? Przecież mogły ją tak zostawić by dostała konsekwencje spóźnienia w ramach zemsty za wszystko co do tej pory o nich powiedziała, a mimo to tego nie zrobiły, co było powodem tego? Została nagle wyrwana z zamyślenia słysząc czyjś głos, powoli się obróciła i zamarła zszokowana. To był książę Edward, teraz zupełnie nie była w stanie się skupić gdy widziała jego niesamowitą urodę połączoną z jego nienagannością. Czuła się zupełnie teraz jakby trafiła do jakiejś bajki, bo był pierwszym prawdziwym księciem tutaj, który ją dostrzegł. Na dodatek byli tu teraz zupełnie sami we dwoje bez innych wścibskich oczu. Gdy zbliżał się coraz bardziej do niej czuła jak jej serce zabiło mocniej. Jednak dlaczego tak się działo? Nie rozumiała tego, był co prawda niesamowity i przystojny, ale przecież już nie raz spotykała przystojnych adoratorów, na których tak nie reagowała. Musiała się skupić na swoim zadaniu, a nie na księciu. Jeśli skupi się na tym chłopaku jej marzenia mogą przepaść. Mimo, że się zapierała ciało nie chciało ruszyć i czekała zapatrzona w niego, powoli zapominając o tym co miała zrobić, a w chwili gdy stanął już przy niej i zaoferował jej ramię niemal zamarła. Musiała jednak coś zrobić, nie mogła przecież przed nim wypaść niczym skończona idiotka. W końcu lekko się uśmiechnęła zachowując przy tym cały swój urok i chwyciła ofiarowane przez księcia ramię. - Dziękuje, mości książę, jesteś prawdziwym dżentelmenem - powiedziała delikatnym melodyjnym głosem, starając się powstrzymać by nie zrobić przypadkiem czegoś głupiego, dlatego starała się by jej wzrok nie zdradzał jak bardzo jego wygląd ją omamił. Jednak poza tym spostrzegła coś jeszcze. Ona przecież nigdy nie miała problemu wypatrzyć czyjeś emocje, ale starała się zwykle ignorować emocje innych, uznając, że nikt nigdy nie interesuje się co ona czuje, więc czemu ona by miała? W tym jednak wypadku pojawiła się w niej cecha, która sądziła, że w niej zamarła dawno temu, a było to teraz szczere zainteresowanie powodem miny księcia. - Wybacz mą ciekawość, mości książę, ale odnoszę wrażenie, że coś cię trapi. Domyślam się, że zdradzanie własnych rozterek nieznajomej księżniczce z innego królestwa nie jest rozsądne, ale jeśli chcesz o tym porozmawiać chętnie cię wysłucham. Czasami samo zwierzenie się bywa niezwykle pomocne - Mówiła tak jakby sama o tym już dobrze wiedziała. Jednak w jej wypadku zwierzać się mogła tylko swojemu pamiętnikowi.
  2. Thomas i Christian Zaraz po wyjściu z pokoju Thomas ruszył za resztą nigdziarzy w stronę jadalni, niespecjalnie zwracając uwagę na ich reakcje na widok Christiana. Niewiele go obchodziło co myśleli o nim czy o tym co mu zrobił. Najważniejsze dla niego było, że ten dostał już nauczkę, to mu wystarczyło. Nie znosił takich ludzi jak on i tylko dlatego to zrobił. Na pewno nie dla tej całej Elviry, przynajmniej tak sobie wmawiał. O ile jednak Thomas podchodził do całej sytuacji niezwykle spokojnie tak z Christianem było zupełnie inaczej. Słyszał za plecami i widział wszędzie wokół siebie drwiny innych nigdziarzy. Obiecał sobie, że wszyscy oni mu za to zapłacą. Zrozumieją, że on jest prawdziwym czarnym charakterem lepszym niż każdy z nich. W końcu dotarli na stołówkę gdzie oboje czekali w kolejce po swoje posiłki. Gdy Thomas właśnie miał iść po swoją porcje spostrzegł jak na stołówkę wkracza Elvira wraz ze swoimi współlokatorkami. Zobaczył jej uśmiech, ale zaraz sam odwrócił głowę starając się ją zignorować. Nie zrobiłeś nic dla niej. Jej opinia cię nie obchodzi: To sobie mówił w głowie odchodząc ze swoją porcją jedzenia, jeśli tak to można było nazwać. Usiadł samotnie z dala od innych, chcąc specjalnie się od nich odizolować. Teraz dopiero spojrzał na swoje jedzenie, które przypominało jakby ślinę wilków. W jednym momencie cały żołądek odmówił mu posłuszeństwa. Miała wrażenie, że już skazańców lepiej karmiono. Nawet będąc sierotom potrafił zdobyć lepszy posiłek niż to. W każdym razie już wczoraj poszedł spać bez posiłku, wiedział, że potrafi długo wytrzymać bez jedzenia, bo nie pierwszy raz tak było, ale nie mógł tak w nieskończoność. Miał nadzieje dostać się przy jakiejś okazji do lasu i zapolować jak za starych czasów, może dorwie jakiegoś jelenia niedaleko okolicy zamku zawszan. Dziczyzna nie byłaby zła, a na pewno bardziej dla niego odżywcza niż to coś. Zaczął beznamiętnie mieszać w jedzeniu. W momencie, gdy Christian miał wziąć swoje jedzenie do jego uszu dotarły słowa Walburgi i wtedy już nie wytrzymał. - Ja słaby?! - wrzasnął, a przez opuchniętą wargę z jego ust kapała ślina. - Uważacie, że ten niby nigdziarz jest lepszy ode mnie?! - Wskazał dłonią na Thomasa, który wydawał się go ignorować gmerając sztućcem w papce. Christian jednak kontynuował. - Zgadza się, żaden z niego nigdziarz, udaje twardego, ale pochodzi z brudnej zawszańskiej rodziny! Sądzicie, że ktoś taki może w ogóle zdać na lekcjach?! - Thomas dalej ignorował chłopaka, uznając, że nie ma sensu dawać się sprowokować, a Christian w ten sposób po prostu chciał odzyskać szacunek innych. Nagle zobaczył Christiana ze swoją papką tuż obok niego. - Co brakuje ci potrawek mamusi? - warknął Christian wtedy też Thomas na niego spojrzał bez emocji. - Tak, jak widać mój brudny zawszański żołądek nie wszystko strawi - Nagle odsunął tackę ze swoją papką na bok wzruszając ramionami. - Zresztą... Po co mam się jeszcze truć skoro mam dziś nie zdać? Jak sam zresztą powiedziałeś - Położył dłoń pod brodą wyraźnie znużony tą rozmową, czekając, aż czas posiłku dobiegnie końca.
  3. Alan Widząc reakcje Aidana zesztywniałem nie wiedząc co powiedzieć. Ten pełen życia tryskający za każdym razem optymizmem chłopak w jednej chwili zniknął, a pojawiło się coś czego się po nim nie spodziewałem. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć już wiedziałem jaki popełniłem błąd. Najwyraźniej znał te dziewczynę i to bardzo dobrze. Możliwe, że razem dorastali, była być może jego przyjaciółką czy coś. A jednak coś sprawiło, że została wybrana na nigdziarkę. Pamiętałem dobrze jej portret w Akademii Zła. Choć nie wyglądała jak nigdziarka jej oczy ją zdradzały. Nie byłem pewny co zaszło między nimi, ale byłem pewny co do jednego. Nie ona była powodem dla którego Aidan tu trafił. Byłem przekonany, że to dzięki temu co ma w sercu był tutaj z nami. Nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć Hector nagle wyszedł, a Aidan to wykorzystał i uciekł do wolnej teraz łazienki. Musiał teraz przechodzić naprawdę poważną walkę z przeszłością. Nagle spojrzałem na Hectora by powoli wstać i przygotować swoje rzeczy. - Powiedziałem coś czego najwyraźniej nie powinienem i obudziłem demony przeszłości - powiedziałem przygnębionym tonem z niekrytym poczuciem winy, nawet nie byłem w stanie spojrzeć na Hectora pod wpływem wstydu. Miałem tylko nadzieje, że zdołam przekonać Aidana, że nie powinien się tym przejmować i by udowodnił wszystkim, że zasłużył by znaleźć się w Akademii. Sophie Dziewczyna nie wiadomo, który już raz z kolei przejeżdżała szczotką po swoich włosach, ale widać było na jej twarzy skupienie gdy przeglądała się w swoim lusterku. Zupełnie jakby najmniejszy błąd był karany niczym śmierć. Mimo swojego skupienia była w stanie słuchać swoich współlokatorek, tak samo jak ich śmiechów. Mimo to starała się je ignorować. Czemu miałaby się w końcu przejmować ich szczeniackimi wygłupami? Najwyraźniej one jeszcze nawet nie dojrzały. W końcu, gdy skończyła z włosami sięgnęła po jeden z flakoników z perfumami i zaczęła na siebie nim pryskać, sprawiając, że znowu cały pokój zaczął pachnieć polnymi kwiatami. Następnie wyjęła jakiś płyn o wdzięcznej nazwie kryształowa rzeka by wylać go troszeczkę na jedną z dłoni. Nim jednak zaczęła wcierać go w twarz usłyszała jak ta ruda dziewczyna poddaje wątpliwościami jej wyprowadzkę. - Chyba sama powinnaś zauważyć, że to jakaś pomyłka i nie pasuje do was tak samo jak wy do mnie. Dziekan się zgodzi dla dobra nas wszystkich - mówiła z niebywałą pewnością siebie w głosie. Wtedy też zaczęła kontynuować swoje czynności pielęgnacyjne. Pomimo, że nie była zadowolona, że te dwie dziewczyny były przed nią w łazience teraz nie miała czasu wybrzydzać. Więc gdy tylko wyszły zabrała swoją zawszańską sukienkę jak i szklane pantofelki i zamknęła się w łazience. Proces, który tam zaczęła, trwał naprawdę dłuższą chwilę. Zanim się przebrała musiała użyć na swym ciele wielu ze swoich specjalnych kosmetyków, które zapewniały jej skórze zdrowy i piękny wygląd. Nie mówiąc już o ustach czy brwiach i rzęsach, które też doprowadzała do perfekcji. W końcu, gdy skończyła zdjęła z siebie koszulę nocną i kapcie wkładając na siebie sukienkę zawszanki jak i pantofle. W przeciwieństwie do współlokatorek zajęło jej to znacznie krócej jakby robiła to od zawsze, co było zresztą prawdą. Powoli wyszła z łazienki w pełni gotowa na ten dzień. Nagle jednak spojrzała na jeden z kufrów. Wiedziała, że musi pomówić z nimfami by jej pomogły go wynieść później po lekcjach. Akademia była pełna inspiracji, ale z tymi dwoma nad głową nie mogłaby się skupić i nic by jej nie wyszło. Chciała już wyjść z komnaty i była już za drzwiami, aż nagle nie wróciła sięgając po swoją parasolkę, której niemal zapomniała. Na chwilę na nią spojrzała i uśmiechnęła się jakby czuła czyjeś wsparcie na sobie. Powoli w końcu gotowa opuściła komnatę.
  4. Thomas i Christian Dla Thomasa nie była to łatwa noc, ale nie z powodu tego, że pobił Christiana, niewiele go to obchodziło. Jego zdaniem to i tak było za mało, więc z pewnością nie miał poczucia winy, tak jak zresztą kiedykolwiek by je miał. Głównym problemem dla niego tej nocy były te przeklęte burki, które swym wyciem wybudziły go ze snu. Niewiele go obchodziło co było powodem ich zachowania, bardziej go interesowało, kiedy znowu zaśnie. Dlatego też po obudzeniu dobre kilka minut kręcił się z boku na bok próbując zasnąć. W końcu położył się w odpowiedniej pozycji i znów smacznie spał. Sytuacja Christiana była nieco inna. Nawet wycie wilków nie było w stanie obudzić go z twardego snu po tym niezwykle ciężkim dla niego dniu. Właśnie dlatego gdy wszystko się zaczęło on nawet nie otworzył oczu tylko przewrócił się na drugi bok. Thomas ponownie się obudził w chwili gdy wilki zaczęły walić do ich pokoju. Nie wyglądał na zaspanego, gdy siadał na łóżku rozglądając się wokół. Co ciekawe z jego twarzy ciężko było wyczytać jakieś emocje, bo ta była ich pozbawiona. Mimo to łatwo było się domyślić, że nie chciał gadać o tym co zaszło wieczorem. Zaraz po nim usiadł na łóżku jeszcze lekko obolały Christian. Teraz można było dostrzec limo pod jego okiem jak i opuchniętą wargę. Jednak poza tymi obrażeniami nie wyglądało jakby coś mu poważnego dolegało. Widać było na jego twarzy ogromną wściekłość, którą kierował tylko i wyłącznie w kierunku Thomasa nie zwracając uwagi na Navina. Natomiast sam Thomas zdawał się ignorować spojrzenie Christiana i zamiast tego spojrzał na drugiego współlokatora lekko kiwając głową. - Rozumiem. Dzięki za informacje - To były jedyne słowa, jakie padły z ust Thomasa gdy ten odrzucił z siebie koc i nagle wstał z łóżka by zaraz położyć się na podłodze i zacząć robić pompki. Christian się nie ruszał. Jedyne, czego pragnął to zemsta. Najpierw myślał by po prostu naskarżyć dziekan. Jednak, co ona by zrobiła? Skazała by go na salę udręki? Bestia już raz pokazał, że nie jest zainteresowany katowaniem Thomasa. Poza tym miał wątpliwości co do samej dziekan. Ta kobieta nie robiła sobą żadnego wrażenia. Gdyby nie to, że nosiła te mroczne ciuchy i ten Kastor nie nazwał tej kobiety dziekanem, pomyślałby, że jest ona jakąś zawszańską nauczycielką. Nie miał pojęcia jak ona mogła tak się wkupić w łaski Dyrektora by zostać dziekanem zła. W każdym razie na kogoś takiego nie mógł liczyć jeśli chciał słodkiej zemsty. Przez pewien czas myślał i w końcu zrozumiał jak się na nim zemści. Wiedział już, że ten chłopak nie zda już pierwszego dnia. W końcu nie był nawet prawdziwym nigdziarzem tylko podróbką jak ta dziewczyna. Co miał pokazać na lekcji talentów? Napnie mięśnie? Tylko tyle się po nim spodziewał. Lekcje brzydoty? Thomas nie wyglądał jakoś na tyle tragicznie by kobiety z dziećmi przed nim uciekały, co lepsze, że gdyby nie kilka zaniedbań wyglądałby naprawdę dobrze. Jedynie te blizny mogły niedobrze wyglądać, ale i one mu raczej nie były na tyle w stanie pomóc, zresztą też nie tak bardzo go szpeciły, więc i te lekcje na pewno obleje. Klątwy i pułapki czy przetrwanie w baśni? Musiał się powstrzymać by się nie zacząć śmiać. Jak ktoś taki jak on miał sobie poradzić z tymi przedmiotami? On nawet pewnie nigdy w Puszczy nie był, a co może wiedzieć o klątwach? Tak jego zemsta wkrótce nadejdzie, był co do tego pewny. Tylko zastanawiał go ten jego spokój. Czyżby pogodził się już ze swoim losem?
  5. Alan Przez całą noc przewracałem się z boku na bok. Byłem już co prawda przyzwyczajony do nocnych treningów chociażby we własnym domu jednakże nigdy nie robiłem takich wycieczek w nocy jak ta wczoraj. Niespodziewana wyprawa do Akademii Zła strasznie mnie zmęczyła, nawet bardziej niż sądziłem. W końcu te bieganie i ukrywanie się musiało mieć swoje efekty. Na dodatek przez całą noc miałem dziwne sny, w których często pojawiała się Elisabeth uciekająca, ale nie do Akademii Dobra czy Zła, a do wieży, w której był Dyrektor. Próbowałem ją zatrzymać, ale nie byłem w stanie jej dogonić i ta zawsze znikała gdzieś za horyzontem. Mimo wszystko to tylko sen, nie ma sensu nad tym rozmyślać. W każdym razie gdy słyszałem dobijanie się do naszej komnaty ignorowałem to przewracając się na drugi bok. W końcu, któryś z nas zdecydował się wstać i sprawdzić, kto się dobija. Nie odwróciłem się sprawdzić kto wstał, tylko leżałem na boku próbując dalej spać. Dopiero otworzyłem leniwie jedno oko słysząc głos Hectora. W końcu otworzyłem dwoje oczu i wpatrywałem się dobrą chwilę owinięty kołdrą w ścianę. Tak bardzo nie miałem ochoty nic robić. Jednak wiedziałem, że nie mam za dużego wyboru. Po dobrej chwili wydostałem się z wygodnej pułapki i usiadłem na krawędzi łóżka, kładąc stopy na ziemi i starałem się dojść do siebie rozglądając się przy okazji po pokoju. - Rozumiem - powiedziałem z lekko skrzywioną miną słysząc, że nie mogę mieć swojego miecza. Z nim mimo wszystko czułem się pewniej. - Nie mam nic przeciwko - dodałem przy tym lekko ziewając do Hectora, gdy ten zaproponował, że się ubierze pierwszy. Wtedy też gdy zniknął w łazience dotarł do mnie głos Aidana. - Najwyraźniej - Słabo się uśmiechnąłem, a potem podniosłem plan lekcji, który leżał teraz niedaleko koperty, w której był list do mojej mamy. Historia bohaterstwa? Z tym nie powinienem mieć większych problemów podobnie jak z szermierką czy przetrwaniem w baśniach jednakże pielęgnacja męskości? To mnie właśnie martwiło, nigdy nie byłem tego typem księciem. Z naszej rodziny to Sophie lubiła takie zabawy. Nagle znów uniosłem głowę na Aidana przypominając sobie wczorajszą wycieczkę z Elisabeth i postanowiłem spytać o coś co mnie nurtowało. Musiałem jednak zrobić to tak by się nie domyślił co zaszło. - Wczoraj wśród nigdziarzy zobaczyłem dziewczynę o dość nietypowej jak dla nich urodzie. Dowiedziałem się, że nazywa się Elvira i podobnie jak ty pochodzi z Nottingham możesz coś o niej powiedzieć? - spytałem zaciekawiony, głównie dlatego, że skoro była szansa na poznanie wroga, to trzeba było ją wykorzystać. Sophie Noc dla dziewczyny, kiedy tylko wróciła z łazienki zaczęła się idealnie. W końcu pozbyła się tej irytującej rudej dziewczyny i został już tylko problem z tą jedną. No właśnie, kto by pomyślał, że ta druga będzie tak irytująca nawet, gdy spała. Zaczynało się spokojnie, przynajmniej do czasu, aż ta dziewczyna nie zaczęła chrapać niczym dzika bestia z najgłębszych czeluści Puszczy. Na tym się nie skończyło, bo zaraz potem zaczęła się kręcić niczym by miała robaki. W pewnym momencie Sophie zaczynała naprawdę myśleć, że ta dziewczyna jest wilkołakiem i dlatego była tak owłosiona. Bała się, że zaraz wstanie i zacznie wyć do księżyca. Nie mogła wręcz uwierzyć, że jej mama miała własną baśń. Może ją adoptowała lub znalazła w Puszczy i z litości przygarnęła, a następnie nie chciała powiedzieć jej prawdy? To by miało sens. W końcu udało jej się zasnąć i śniła naprawdę przyjemne sny. Nareszcie była królową i miała wszystko czego tak pragnęła. Miała własną baśń, a przy tym własne długo i szczęśliwie. Wszyscy w Puszczy ją znali i szanowali, a w samym królestwie miała wszystko czego zapragnęła. Nie dość, że wszyscy ją kochali i rozpieszczali tak jak na to zawsze zasługiwała, to w końcu dostała to na co czekała od tak dawna. Znów zobaczyła swoich rodziców, z którymi ponownie mogła tworzyć szczęśliwą rodzinę. Wszystko było wspaniale jak dawniej, a co stało się dawniej zniknęło. W końcu mogła być naprawdę szczęśliwa. Przynajmniej tak było, aż pod wpływem nieznanego krzyku rodzice znów ją opuścili, a pałac zaczął się rozpadać. Roztrzęsiona i zaspana wstała wręcz impulsywnie z łóżka niemal się przy tym przewracając, kiedy pościel owinęła się wokół jej kostki, na dodatek nadal miała opaskę na oczach. - Straże na mury! Atakują nas! - krzyknęła, aż nie zaczęło do niej docierać, że wszystko to było snem, a ona ze wstydu zrobiła się cała czerwona na twarzy. Powoli zdjęła opaskę by najpierw ujrzeć Stephanie i lekko się na jej widok skrzywiła. - Ja spóźniona pierwszego dnia?! - Gorączkowo zaczęła grzebać w swoich kufrach szukając rzeczy, które jej pomogą doprowadzić się do porządku, z całego tego roztrzęsienia nawet nie włożyła na bose stopy kapci wyrzucając kolejne rzeczy z kufra by znaleźć te odpowiednie. Nie była pewna jak ma tak szybko doprowadzić się do porządku, tu potrzeba było czasu, którego nie miała. Znowu nagle odwróciła się naburmuszona do Stephanie. - To wszystko twoja wina! - warknęła. - Gdybyś nie zachowywała się jak smok w czasie spania, nie byłoby tego problemu, wszystko powiem pani dziekan i wtedy... - Nagle szeroko otworzyła oczy widząc drugą współlokatorkę. Cały sen z wieczora w jednej chwili zmienił się w koszmar. Spostrzegła, że i ona nie jest ubrana, czyli najwyraźniej znów sobie z niej drwiły. - Ja... nie... rozumiem... - mówiła roztargniona patrząc na Elisabeth jakby zobaczyła ducha. W końcu lekko pokręciła głową, najwyraźniej nie chcąc tego kontynuować. Postanowiła nie wydawać tej dziewczyny przed drugą współlokatorką. Skoro chciała się szwendać poza zamkiem, to niech to robi dalej, to jej sprawa. Powoli podniosła wcześniej wyrzuconą z kufra szczotkę do włosów, a następnie włożyła stopy w miękkie puchowe kapcie. Zaraz potem usiadła do lustra by zacząć czesać swoje włosy. - Bardzo zabawny żart - mówiła już bez emocji, nawet się do nich nie odwracając. - Jednak będę tą miłą dla was. Wszystkie trzy wiemy dobrze, że wy nie chcecie mnie tu tak samo jak ja nie chce też tu mieszkać z wami. Porozmawiam z panią dziekan by poprawiono tę pomyłkę i mnie przenieśli gdzie należy. Wy będziecie szczęśliwe jak i zresztą ja. Wszystkie będziemy miały z tego korzyści - Lekko wzruszyła ramionami nie zaprzestając czesania włosów. Po tej jednej wspólnej nocy po prostu nie miała już ochoty czekać, aż któraś z nich nie zda. Tego było po prostu za dużo jak dla niej. Musiała się przenieść natychmiast.
  6. Alan Stałem jeszcze niewielką chwilę patrząc na zamknięte drzwi, za którymi zniknęła Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale gdy zniknęła zrobiło się cicho. Nie chodziło mi o te oczywistą ciszę, a tę, którą teraz poczułem w sercu. Targały mną mieszane uczucia. Było mi naprawdę przykro, że nam się nie udało. Wiedziałem, że tak bardzo chciała uwolnić przyjaciółkę i wrócić do domu do swych bliskich, a nic nam z tego nie wyszło. No i to drugie uczucie, które mi się nie podobało, bo czułem się z tym częściowo okropnie. Pomimo, że było mi przykro, że tak się to wszystko zakończyło czułem także pewną nutę radości gdzieś wewnątrz siebie z myślą, że jeszcze będę mógł zobaczyć rudowłosą księżniczkę i to mi się nie podobało, bo było to okropnie samolubne z mojej strony. Nie chciałem nad tym dalej tutaj rozmyślać, musiałem wracać do komnaty nim ktoś mnie zobaczy. Powoli więc zacząłem ruszać coraz bardziej oddalając się od jej komnaty. Zgodnie z instrukcjami ze strony Elisabeth zacząłem schodzić na niższe poziomy, aż nie zacząłem zbliżać się do znajomej wieży honor. Po drodze nie natknąłem się na większe trudności. Napotkałem co prawda parę wróżek, ale tylko niewielkie ilości, więc łatwo było mi ich unikać. Nie natknąłem się już jednak na żadnych nauczycieli, co mnie cieszyło. Zdecydowanie wystarczyło już niespodzianek na dzisiaj. W końcu dotarłem do komnaty, do której po cichu wszedłem by nikogo nie budzić. Wewnątrz nadal panowała ciemność, a gdy spoglądałem to w stronę Aidana czy Hectora żaden nie wskazywał bym ich obudził. Na co lekko odetchnąłem z ulgą. Skierowałem się do swojego łóżka by zdjąć ze stóp brudne i przemoczone skarpetki. Po stracie butów niestety nie miały łatwej przeprawy. Jedyne co było dobre, to fakt, że były czarne, wole sobie nie wyobrażać jak by wyglądały gdyby były białe. Na razie postanowiłem schować je na dnie kufra by nie wzbudzały podejrzeń moich współlokatorów i nie wydawały nieprzyjemnego zapachu. Jutro coś wymyślę by dać je do prania nimfom. Dziś by to oznaczało tylko kłopoty. Poszedłem do łazienki by umyć stopy. Na szczęście głównie się spociły gdyż większość drogi pokonałem w butach, a potem w skarpetkach, niestety Elisabeth zapewne tak dobrze nie miała. Gdy tylko skończyłem ruszyłem z powrotem w stronę łóżka. Wszystko robiłem niezwykle cicho tylko by nie obudzić współlokatorów. Dobrą chwilę siedziałem na krawędzi łóżka, myśląc nad wszystkim czego dziś byłem świadkiem, aż w końcu znów podszedłem do kufra by wyjąć z niego kawałek pergaminu i pióro. Zamoczyłem je w atramencie i zacząłem pisać list do mamy podając jej listę rzeczy, których potrzebowałem. Miałem nadzieje, że wszystko będzie pasowało jak należy, w końcu nie byłem w stanie tego dokładnie sprawdzić i mogłem w tym wypadku kierować się tylko przeczuciem. Gdy już skończyłem list, który zamknąłem w kopercie i położyłem koło łóżka sam również się położyłem. Jutro przed lekcjami musiałem go wysłać by rzeczy, o które prosiłem dotarły jak najszybciej. Położyłem głowę na poduszczę i zamknąłem oczy i wtedy znów pojawił mi się z nieznanych powodów znajomy obraz, który przedstawiał rude włosy pewnej księżniczki i towarzyszył mi on, aż nie zasnąłem.
  7. Crystal Kobieta spoglądała dobrą chwilę na kulącą się dziewczynę, która nadal milczała i zaczynała się zastanawiać czy nie wpadła w jakiś rodzaj szoku. Jednak jeśli tak było po tak żałosnej karze, to co zrobić by ta dziewczyna dotrwała chociaż do końca roku? Wiedziała, że inni nigdziarze szybko zauważą jak słaba jest o ile już tego nie zrobili. Z trudem się powstrzymywała by nie wbić jej paznokci w ramię i postawić na równe nogi siłą. Ostatecznie zdecydowała się jej nie pomagać i dać jej czas dojść samej do siebie, byle nie trwało to za długo. Coraz bardziej\ była przekonana, że ta dziewczyna w rodzinnym domu musiała być naprawdę dobrze traktowana, wręcz aż nazbyt delikatnie. W końcu wstała, a Crystal nic nie mówiąc ruszyła do drzwi by wyprowadzić dziewczynę z sali udręki. Pomimo, że ani razu nie obróciła głowy w jej stronę, to niepostrzeżenie obserwowała ją kątem oka. Nie robiła tego dlatego, że bała się, że coś się stanie uczennicy, a bardziej by być przygotowaną jeśli przyjdzie jej nagle do głowy znów tak głupi pomysł jak ucieczka. Przez całą drogę całkiem odpowiadała jej cisza, która towarzyszyła im idąc. Nigdy jak do tej pory nie poznała rozmówcy, z którym miałaby ochotę rozmawiać dłużej niż pięć minut. No może dawno naprawdę dawno temu istniała taka osoba, ale to były stare dzieje. Nie sądziła jednak, by któryś z młodych nigdziarzy mógł być rozmówcą, który jej by nie nudził. Chciała mieć to już po prostu za sobą i wrócić do tego co jej przerwano. Gdy tylko znalazły się holu zmrużyła lekko oczy na widok wilków. - Interesujące - powiedziała patrząc na buty by zaraz posłać Adelii bardzo ponury uśmiech, który nie mógł wskazywać na nic dobrego. Nawet wtedy, gdy uciekała uśmiech ze strony kobiety ciążył za nią, ale jej nie zatrzymała i pozwoliła odejść. Nie było potrzeby, bo domyślała się już wszystkiego bez tego. - Wychodzi, więc na to, że mieliśmy intruzów, ale ci najpewniej już uciekli - mówiła na głos swoje przemyślenia znów patrząc na wilka, ale jej wzrok nadal był nieobecny. - No nic. Skoro uciekli nic z tym już nie zrobimy, ale na przyszłość musimy przyjmować gości z należytą dla nich gościną, bo jeszcze uznają nas za złych gospodarzy - W jej głosie teraz pojawiła się nuta rozbawienia zmieszana z jadem. - Dobrze. Przerwijcie dalsze poszukiwania i wracajcie do swoich obowiązków, ja też muszę się przygotować na jutro - dodała obracając się na pięcie i idąc w stronę schodów. Zastanawiała się jak ten zawszanin zdołał przejść po połowicznym moście i pokonać barierę, to dopiero była zagadka.
  8. Alan Spoglądałem w milczeniu na Elisabeth, oczekując jej odpowiedzi. Chwilę z nią najwyraźniej zwlekała upewniając się całkiem czy na pewno nikogo tu już nie ma. Musiałem przyznać, że to było rozsądne. Co prawda nauczycieli już nie słyszeliśmy, ale pewności, że nikogo w pobliżu już nie ma mieć nie mogliśmy. W końcu gdy była już pewna mogliśmy ruszyć dalej. Nic nie mówiłem rozglądając się nadal czy na pewno jesteśmy sami i dopiero gdy Elisabeth się odezwała spojrzałem na nią. Nadal nie potrafiłem zrozumieć wrogości Sophie względem jej i Stephanie. Wiem, że nie były takie same jak te dziewczyny, z którymi zwykła przebywać, ale taka wrogość? Wciąż pamiętałem, co powiedziała mi Elisabeth o niej. W końcu jednak otworzyłem usta. - Spróbuje z nią porozmawiać - powiedziałem spokojnie, idąc dalej za Elisabeth. - Co do jednego ten nauczyciel na pewno miał racje. Sophie nigdy nie przebywała z dziewczynami takimi jak wy. Zawsze była w otoczeniu dwórek, które chodziły za nią niemal w krok w krok i zawsze zgadzały się na wszystko co by nie powiedziała. Poza nimi przebywała jeszcze tylko ze mną, ale to sama już zresztą wiesz - Słysząc kolejne pytanie Elisabeth lekko wzruszyłem ramionami. - Nie sądzę by to było jakoś szczególnie istotne. Może bawią go takie sytuacje czy coś - Wraz z kolejnym pytaniem z jej strony lekko zdębiałem. W całym tym zamieszaniu nawet nie zwróciłem na to uwagi. Miałem tylko nadzieje, że to nie przysporzy nam problemów. - Nie jestem do końca pewny, mówiąc szczerze - Starałem się żeby mój głos pozostał normalny i nie można w nim było wyczuć zmartwienia. Gdy zaczęła mówić o mojej drodze powrotnej lekko pokiwałem głową w geście zgody. Co prawda wcześniej nawet o tym myślałem by spróbować przekraść się przez wróżki, ale pomysł Elisabeth był rozsądniejszy i tak już zbyt wiele mieliśmy problemów dzisiejszego dnia. W końcu zaczęliśmy zbliżać się do komnaty, w której obecnie mieszkała, a im bliżej niej byliśmy tym czułem się coraz bardziej zakłopotany, sam nie wiedziałem dlaczego. Największe zakłopotanie jednak przyszło, gdy stanęliśmy już pod jej drzwiami. Nadal nie wiedziałem co właściwie powinienem teraz zrobić. Gdy uchyliła lekko drzwi nie zaglądałem do środka. Po prostu uznałem, że należy się im prywatność i nie zamierzałem jej naruszać. Zastanawiałem się jednak czy to oznaczało, że teraz po prostu zniknie i ona za nimi, a przynajmniej tak było do czasu, aż mnie niespodziewanie objęła. Po prostu mnie zamurowało i nim doszedłem do siebie ona już przerwała, a ja nawet nie zdążyłem tego odwzajemnić. W końcu na nią spojrzałem i lekko się uśmiechnąłem. - To była dla mnie przyjemność - Nagle na chwile zamilkłem jakbym się nad czymś zastanawiał, aż w końcu znów nie otworzyłem usta. - Natomiast ty pokazałaś mi dzisiaj jak czyste i dzielne serce posiadasz, niczym prawdziwa księżniczka - dodałem ze szczerym uśmiechem. - Pamiętaj Elisabeth, co by się nie działo nie jesteś sama i zawsze możesz liczyć na pomoc. Teraz jednak powinnaś już iść spać i odpocząć przed jutrzejszym dniem - Lekko się ukłoniłem w jej kierunku. - Dobranoc, Elisabeth - powiedziałem z niegasnącym uśmiechem.
  9. Crystal Kobieta zostawiła bez słowa uwagi bestii wpatrując się cały czas na kulącą się pod ścianą dziewczynę. Musiała teraz zrobić dwie rzeczy. Pierwszą z nich było przekonanie się czy ta dziewczyna rzeczywiście miała na nią jakiś wpływ. Drugą natomiast było spróbować wzbudzić w dziewczynie nienawiść. Właśnie też z tych powodów chciała być przy jej torturach. Nienawiść była pierwszą cechą by przebudzić w sobie zło. Dlatego była gotowa obudzić tę nienawiść tak by dziewczyna ukierunkowała ją na nią, to była jedyna szansa by mogła tu przetrwać. Jednak nadal nie rozumiała dlaczego tak bardzo interesował ją los tej dziewczyny. Na dodatek, pomimo, że wzrok Crystal pozostał tak pusty jak zawsze, to pierwszy raz nie czuła radości widząc jak uczennica patrzy na nią z nadzieją i licząc, że jej pomoże, a coś bardziej jak współczucie. Musiała zwalczyć w sobie to uczucie jak najszybciej. Nagle jej uwaga skupiła się na czymś innym, a mianowicie na butach, o których wspomniał bestia. Lekko się zamyśliła wpatrując się w stopy dziewczyny. Przez całą drogę kiedy ją tu niosła nie zauważyła tego? Musiało być z nią naprawdę źle, w końcu zawsze dostrzegała takie szczegóły. W miarę im bardziej przyglądała się butom zaczynała się domyślać kto mógł jej pomagać i na pewno to nie były jej współlokatorki. Pytanie jednak brzmiało jak niby zawszanin mógł się tu dostać i po co? Tak bardzo zrobiło mu się szkoda tej dziewczyny? Wtedy też właśnie Bestia zaczął karę. Crystal nie okazała ani grama emocji gdy dziewczyna wierciła się i krzyczała. Nawet wtedy gdy Bestia ją uwolnił i zobaczyła nadgarstki dziewczyny, nawet nie mrugnęła. A jednak wewnątrz było inaczej. Widząc błagania i wrzaski dziewczyny znów miała wrażenie jakby ujrzała młodszą wersje siebie. Ta dziewczyna z jakiegoś powodu wyzwalała w niej dziwne emocje i to ją zaczęło intrygować coraz bardziej. W końcu gdy Bestia zostawił je same zaraz po skończonej karze, kobieta podeszła do dziewczyny i lekko się schyliła nie zwracając uwagi na stan podłogi i czy jej suknia się wybrudzi. Wpatrywała się teraz prosto w oczy uczennicy. - Nie jestem tak głupia jak ci się wydaje - Nagle spojrzała znów na jej buty. - Nie wiem dlaczego jakiś książę tu był i jak tu wszedł, ale lepiej by tego nie powtarzał. Nie mogę nic robić zawszanom, bo to nie moi uczniowie, ale nie panuje nad potworami, które tu się kręcą, a wierz mi wilki to najmniejszy problem, więc lepiej by tu nie wracał zarówno dla ciebie jak i dla siebie. Możesz mi wierzyć: bliscy jak przyjaciele czy rodzina zadają najgłębsze rany naszemu sercu - Teraz w jej głosie pojawiło się coś jakby sama miała na ten temat doświadczenie. - Łzami nie wzbudzisz tu niczyjego współczucia, a tylko będziesz bawić innych nigdziarzy - Powoli się podniosła i dalej mówiła odwrócona do Adelli plecami. - A teraz wstawaj, wyprowadzę cię do holu, a tam ruszysz do komnaty. Musisz się wyspać byś jutro miała siłę na lekcje, w przeciwnym razie ja się zirytuje, a wiesz mi, wtedy zatęsknisz za tym potworem - powiedziała twardo teraz odwracając do niej głowę by znów mogła zobaczyć jej zimne spojrzenie.
  10. Alan Nie słysząc przez dłuższą chwilę odpowiedzi Elisabeth, zacząłem przyglądać się ukradkiem to jej, a to miejscu, w które tak spoglądała. Nie podobał mi się bardzo wyraz jej twarzy. Wiedziałem, że ujrzenie Dyrektora to coś niespodziewanego, ale Elisabeth zachowywała się tak jakby ujrzała coś, czego ja nie dostrzegłem. Zastanawiałem się, co takiego to mogło być. Przynajmniej tak było, aż nie ujrzałem na jej twarzy na powrót uśmiechu, na co i ja lekko się uśmiechnąłem. Gdy jednak zaczęła mówić na mojej twarzy nagle zniknęły wszystkie emocje, a pojawiło się coś jak zamyślenie gdy wpatrywałem się w nią jakby dokładnie oceniając, aż w końcu znów się nie uśmiechnąłem. - Gdy przyszłaś oddać mi róże, powiedziałaś, że zapewne chciałem ją oddać komuś innemu, a ja wtedy spytałem skąd u ciebie ten brak wiary? - Nagle stanąłem tuż przed dziewczyną. - Pytanie ponawiam, ale nim na nie odpowiesz zastanów się nad odpowiedzią. Nie jesteś taka jak inne księżniczki, masz racje, a mimo to jesteś na swój sposób piękna, ale sama musisz to dostrzec, jeśli chcesz by ci się udało - kontynuowałem ze słabym uśmiechem idąc teraz tuż za nią. Spojrzałem zaciekawiony na drzwi gdy Elisabeth o nich wspomniała. Szczerze mówiąc ucieszył mnie fakt, że wcześniej ich nie znalazła, tak byśmy się zapewne nie spotkali. Gdy tylko jednak przekroczyliśmy je, szybko stało się jasne, dlaczego wcześniej ich nie widziała. No cóż, to w sumie nic nie zwykłego, całe to miejsce otaczała magia. Nie obyło się niestety bez kłopotów. Na widok nauczycieli nieco się zdziwiłem, mając nadzieje, że zaraz sobie pójdą. Jednak gdy zacząłem słyszeć ich rozmowę, zainteresowałem się do tego stopnia, że nie chciałem by tak odeszli nie kończąc jej. Rozmawiali o dwóch księżniczkach jedną z nich już dziś poznałem i wydawała się miła i niezwykle inteligentna, natomiast drugą znałem, aż za dobrze. w końcu była moją kuzynką. Nie mogłem nie zgodzić się z twierdzeniem mężczyzny. Zarówno ja jak i Sophie dorastaliśmy na dworze i nie mieliśmy nigdy kontaktu ze zwykłymi dziećmi. Jednakże nie byłem pewny czy dobrym pomysłem było umieszczanie jej w pokoju Elisabeth i Stephanie dla żadnej z nich nie będzie to przyjemne. Znałem całkiem dobrze przyzwyczajenia mojej kuzynki, a po tym, co ujrzałem dziś będąc z Elisabeth, nie byłem pewny czy kiedykolwiek odnajdą wspólny język. Moje przemyślenia zostały przerwane z powodu strachu, gdy zobaczyłem jak tajemniczy nauczyciel patrzy w naszym kierunku. Byłem pewny, że w tej chwili już się nam nie upiecze i czeka nas kara. Teraz już Elisabeth nie zdoła się stąd wymknąć i choć bałem się o nią wiedziałem jak bardzo chce pomóc swej przyjaciółce. Gdy nic takiego się nie stało, a nauczyciele odeszli jakby nigdy nic byłem w szoku tak głębokim, że dopiero po chwili wróciłem do siebie. - Sam nie jestem tego do końca pewny - Znów spojrzałem na Elisabeth. - Ale znamy już przynajmniej powód, dla którego mieszkacie z moją kuzynką, ale nie do końca rozumiem jak to ma być dla kogoś pomocne zwłaszcza, że po tym, co mi powiedziałaś nie sądzę byście były łatwo się w stanie porozumieć - lekko westchnąłem. - Nie ma sensu teraz nad tym myśleć, lepiej chodźmy nim wrócą - dodałem w kierunku Elisabeth.
  11. Crystal Kobieta pozostawała głucha na rozpaczliwe błagania ze strony dziewczyny. Nawet nie zwolniła kroku ani nie rozluźniła uścisku gdy Adelia próbowała się wyrywać. Co ciekawsze, nawet nie odwróciła już na nią spojrzenia. Nie powiedziała czegoś by się uspokoiła, bo wiedziała, że zaraz będzie gorzej. Po prostu nic, tylko szła dalej i milczała jakby zupełnie nie chciała lub bała się obrócić głowę by spojrzeć na te dziewczynę. Prawdą właśnie było, że ta interpretacja nie była do końca mylna. W chwili, gdy zobaczyła tę dziewczynę łkającą na schodach ujawniło się w kobiecie coś jak współczucie. Rzecz, o której dawno zapomniała. A gdy tak obserwowała ją wtedy, wciąż odnosiła wrażenie, że ona była podobna do dawnej niej, tak bardzo podobna, że aż ją to zaniepokoiło. Gdy szły dalej i słyszała jej jęki wszystko zdawało się potwierdzać. Ciągnęła ją dalej, starając się o tym nie myśleć do czasu, aż nie usłyszała ostatnich słów dziewczyny i w końcu ta nie opadła na nią. Gdy Crystal patrzyła teraz badawczo na omdlałą dziewczynę, na chwilę w jej wzroku pojawiło się coś dziwnego. Tak przynajmniej było, aż nie usłyszała drwin tych żałosnych pchlarzy. Spojrzała na nich ponuro, nim jednak coś powiedziała uspokoił je jeden ze starszych osobników wtedy wbiła spojrzenie w niego, nie patrząc już na dziewczynę. - Najwyraźniej - odparła lekko mrużąc oczy i teraz patrząc na nią. Jakoś nie mogła uwierzyć by ta dziewczyna sama w pojedynkę odważyła się na ucieczkę. Z pewnością nie ktoś taki. - Sprawdźcie czy jej współlokatorki śpią, jeśli coś będzie wskazywać, że jej pomagały sprowadźcie je do mojego gabinetu - Zanim wilk odszedł powiedziała coś się jeszcze w jego kierunku. - Jeśli nic tam nie będzie zajmij się utemperowaniem tych szczeniaków, bo jeśli jeszcze raz spotkam się z takim brakiem szacunku ja ich wezmę pod swoje skrzydła, a wtedy będą już tylko skomleć - dodała ponuro. Gdy wilk tylko zniknął znów spojrzała na dziewczynę i otworzyła szeroko oczy. Tym razem widziała nie uczennicę, którą targała, a młodą dziewczynkę o długich blond włosach. Pokręciła lekko głową by pozbyć się tego obrazu i znów zobaczyć uczennicę. Zawsze cieszył ją moment, gdy mogła pokazać nowym nigdziarzom gdzie ich miejsce. Tym razem było jakoś inaczej. Wciąż miała wątpliwości czy naprawdę chce to zrobić tej dziewczynie. Z drugiej strony, co innego jej pozostało? Widziała to już na rozpoczęciu, kiedy jeden z tych kretynów ją dręczył, a dlaczego tak było? No właśnie, każdy lubił wykorzystywać taką słabość, ona dobrze już o tym wiedziała. Ta złudna nadzieja dziewczyny, że wróci do domu tylko pogarszała sprawę. Nie było powrotu, a skoro Dyrektor chciał by została wiedźmą to innej drogi nie było. Najlepszym co mogła dla niej zrobić było wyzwolić w niej gniew i nienawiść. W innym razie nie przeżyje w tej szkole. Więc dlaczego się nadal wahała gdy zaczęła ją powoli podnosić by iść z nią dalej i zacząć schodzić w te mroczniejsze korytarze? Dlaczego nie chciała zostawić spraw własnemu biegowi zamiast się mieszać i próbować jej pomóc w ten dosyć niecodzienny sposób? Większość pewnie by powiedziała, że co to za niby pomoc, ale tak mógł powiedzieć tylko ktoś kto nie znał nigdziarskiego życia. Niosła dalej dziewczynę powoli zbliżając się do celu, czując jak jej ciało spowija chłód, a zapach wokół staje się coraz gorszy. Jej myśli teraz zaprzątało imię jakie wyrwało się z ust dziewczyny nim straciła przytomność. Kim była ta Lisa? Czy to była ta jej zawszańska przyjaciółka? Kiedyś zrozumie, że nigdziarka i zawszanka nie mogą się przyjaźnić, ona też się musiała o tym dawniej przekonać. Zło nie ma przyjaciół, tak już po prostu jest. Nadal nie pojmowała, czemu akurat tak zainteresował ją los jakiejś Czytelniczki. Zwłaszcza, że oni sporadycznie byli w stanie zdać Akademie. Większość kończyła w najgorszy możliwy sposób, ale miała wrażenie, że z tą dziewczyną może być trochę inaczej. Czy Dyrektor celowo sprowadził tu akurat taką osobę? Zaczęła się nawet zastanawiać czy nie bawi go to, że kiedyś była podobna do tej dziewczyny i teraz musi znosić jakby powtórkę z rozrywki. Pokręciła lekko głową, musiała wybić sobie te głupoty z głowy, bo niedługo całkiem straci szacunek innych. Najpierw ci pchlarze, a potem może się to roznieść niczym choroba po całej Akademii, zwłaszcza, że wiedziała, że Lesso czatuje na jej stanowisko. W końcu dotarła na miejsce i pchnęła drzwi do siedziby Bestii, wchodząc powoli do środka i kładąc nieprzytomną dziewczynę przy ścianie. Nim jeszcze ujrzała potwora otworzyła usta mówiąc w stronę mroku wewnątrz sali. Jej wzrok ponownie stał się bez wyrazu. - Przewinienia tej dziewczyny - wskazała dłonią na nieprzytomną Adelie. - Próba ucieczki, zakłócenie spokoju i atak na nauczycielkę, którą zresztą jestem ja - odparła ponuro. - Jednak postaraj się nie przesadzić, chce by koniecznie była w stanie brać jutro udział w lekcjach. Chce również osobiście widzieć jej karę - dodała, patrząc teraz na dziewczynę. Najwyraźniej z jakiegoś powodu jednak nie chciała powiedzieć co jest powodem decyzji, że chce widzieć jej tortury.
  12. Crystal Kobieta spoglądała na te scenę nie ukazując żadnych emocji. Nic nie mówiła tylko wciąż patrzyła na łkającą przed sobą dziewczynę. Nawet nie drgnęła pomimo całej sceny. Jednak o ile z zewnątrz nie ukazywała emocji to wewnątrz było zupełnie inaczej. Gniew, który do niedawna nią targał zmienił się bardziej w ciekawość. Pamiętała dobrze tę Czytelniczkę jeszcze z czasu rozpoczęcia gdy dała pokaz przytulając zawszankę. Jej obecne zachowanie tak bardzo przypominało ją gdy była nawet młodsza niż ta dziewczyna. Pamiętała dobrze ile łez potrafiła przelać jako dziecko, nie wiedząc gdzie jest jej miejsce. Złożyło się tak, że to właśnie dzięki zawszanom, wśród których dorastała odkryła jaka droga jest jej przeznaczona. Pamiętała również jak wiele bólu ją to kosztowało. Wiedziała, że ta dziewczyna w takim miejscu skończy jeszcze gorzej gdy inni nigdziarze zaczną ją dręczyć. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała jej tego oszczędzić. Sprawi, że stanie się twarda i zaakceptuje obecną sytuacje, nawet jeśli swą nienawiść będzie musiała skierować na nią, to najlepsze co mogła dla niej zrobić. Zmarszczyła nagle wściekle brwi i podeszła do młodej dziewczyny kładąc jej dwa palce pod brodą i unosząc głowę tak by teraz mogła spojrzeć jej w twarz. - A więc przepraszasz i uważasz, że już jest wszystko w porządku? - powiedziała spokojnym, a zarazem niepokojącym głosem. - Chcesz wrócić do domu tak? - Nagle na jej twarzy pojawił się nieprzyjemny uśmiech. - Obecnie to wrócisz tam tylko pod postacią prosiaka na świątecznym stole rodziców - Położyła dłoń na jej ramieniu i wbiła w nie lekko palce. - Nie wiem, co się z wami dzieje w tym roku. Najpierw jeden okazuje kompletny brak szacunku. Potem drugi próbuje zabić uczennicę, a teraz ty próbujesz uciec i budzisz przy tym wszystkich wokół. Nie wspomnę już o próbie ataku na nauczycielkę - Spoglądała na nią ponuro, wręcz złowieszczo. - No, ale nie zapominajmy, że przeprosiłaś - Pociągnęła dziewczynę boleśnie za sobą. - Idziemy do sali udręki, czas byś się czegoś nauczyła - warknęła pod nosem, ciągnąc za sobą brutalnie dziewczynę. Alan Spodziewałem się różnych reakcji ze strony Elisabeth, ale gdy ta mnie również przytuliła poczułem się dość nietypowo. Spoglądałem w jej rude włosy gdy jej głowa oparła się na mojej koszuli. Po prostu chyba nie poczułem jeszcze tak szczerego uścisku jak teraz. Naprawdę było mi miło, w tej chwili nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Zupełnie jakbym chciał by ta chwila trwała wiecznie. Wtedy znów spojrzałem na Akademię Zła i przypomniałem sobie o przyjaciółce Elisabeth. Naprawdę było mi przykro, że tak ją oceniłem. Zastanawiałem się czy dotarła bezpiecznie do komnaty i nic jej nie jest. Gdybym tylko wiedział co nas tam czeka... Nawet bym nie proponował tej drogi ucieczki... Jednak kto mógł wiedzieć? Dopiero, gdy usłyszałem ponownie głos Elisabeth spojrzałem na nią, a właściwie w jej piękne zielone oczy, słuchając każdego jej słowa. - Nie mogliśmy nic więcej zrobić - powiedziałem ze smutkiem cały czas na nią spoglądając. - Zrobiłaś najbardziej rozsądną rzecz, zarówno dla niej jak i dla siebie. Jestem pewny, że będzie na ciebie czekać - Lekko zmrużyłem oczy. Wiedziałem, że Elisabeth tam wróci, ale wiedziałem też, że nie jest z tych, co prosi o pomoc. Byłem pewny, że nie poprosi mnie abym poszedł z nią tam znowu. Mimo to nie chciałem jej tak zostawiać. Musiałem jej więc pomóc w jakiś inny sposób, nawet jeśli nie poprosi o to sama. Gdy jednak spytała czy może chwycić mój miecz nieco się dziwiłem. Zwłaszcza, kiedy go wzięła w ręce. Nigdy nie widziałem by dziewczyna interesowała się bronią taką jak miecz. Było to naprawdę nietypowe. Raz już, co prawda widziałem Elisabeth z mieczem, ale wtedy starała się bronić przed wróżkami. Nie dziwne więc było, że wzięła jakąkolwiek broń w tamtej chwili. Jednak teraz gdy tak stała i trzymała mój miecz byłem naprawdę w jeszcze większym szoku. - Sądzę, że parę lekcji i byś mogła dojść daleko - odpowiedziałem z ciepłym uśmiechem na jej pytanie. Nagle spostrzegłem jak nie patrzy już na mnie, a na coś za mną. Powoli się obróciłem by zobaczyć wieże Dyrektora. Nie byłem do końca pewny, czemu tam patrzy. Wiadomo, że ta wieża była ciekawa, ale nie sposób tam było coś dostrzec. Tak przynajmniej myślałem, aż nie spojrzałem w okno wieży i cały zbladłem. Czy mogło mi się zdawać? Widziałem tam cień jakiejś postaci, czy to mógł być właśnie Dyrektor? Wyglądało to nieco jak w opisie Elisabeth i jej przyjaciółki. Najwyraźniej nas nie zauważył, bo tak pewnie by nam nie odpuścił tej próby ucieczki. Jednak sama szansa zobaczyć choćby coś takiego... Nie słyszałem jeszcze by ktoś zobaczył go chociaż w oknie, a właściwie chociaż jego cień. Wróciłem ponownie na ziemię dzięki Elisabeth. Kiwnąłem lekko głową zgadzając się z nią i zabrałem miecz. Resztę drogi przebyłem w milczeniu. Tego wszystkiego było za dużo jak na jeden dzień. Najpierw Akademia Zła, a teraz Dyrektor. Nie mówiąc o tym, że nie spacerowałem jeszcze idąc po ziemi w samych skarpetach. Moje buty przepadły gdy oddałem je przyjaciółce Elisabeth. Była to niewielka strata i akurat przy tym wszystkim zerowe zmartwienie. W końcu miałem jeszcze parę, a w razie czego zawsze mogłem napisać z prośbą o nowe. Najbardziej bałem się o to co teraz siedziało w głowie Elisabeth i tym jak wiele smutku nią targało. Gdy dotarliśmy zdecydowałem się otworzyć usta. - Pozwól, że cię odprowadzę, chociaż do twojej komnaty - powiedziałem w jej kierunku. - Elisabeth posłuchaj mnie teraz, wiem, że nie bardzo cię obchodzą lekcje w Akademii Dobra, ale musisz odpocząć przed jutrzejszym dniem. Jeśli nie zdasz to nie pomożesz sobie ani jej - wyjaśniałem lekko zmartwiony cały czas idąc koło niej i mając nadzieję, że rozumie co chce jej przekazać.
  13. Golding Shield/ Karol Patris i Snow Night/Ewelina Szymańska Odpowiedź ze strony Anny zatkała dziewczynę nie wiedziała, który raz zresztą z kolei. Za każdym razem, gdy myślała, że zaczyna ją rozumieć szybko sobie uświadamiała jak daleko od zrozumienia jej jest. Dlatego w chwili, gdy ta zaczynała otwierać gabinet nic już nie powiedziała. Powoli weszła do środka. Gdy jednak wewnątrz nie zastała Magdy lekko się posmutniała mając nadzieje, że nadal tu będzie. Jednak, gdy dotarły do niej słowa Cloud lekko się uśmiechnęła. Przypomniała sobie również, że nie jest tu na wczasach i ma pracę do zrobienia. Zaczęła się zastanawiać również, kiedy wróci Golding i księżniczki, bo nadal ich nie widziała. - Chyba powinnam zacząć szykować w końcu jakieś projekty - odparła w kierunku Anny. - Przykro mi, że nasza rozmowa nie skończyła się tak jak tego oczekiwałaś. Być może naprawdę jestem trochę przewrażliwiona na niektóre tematy - opuściła lekko głowę by zaraz ją podnieś. - Poszukam Goldinga i z nim porozmawiam być może on zdoła mi to tak wyjaśnić bym mogła zrozumieć jak sama widzisz ja nim nie jestem Nie mogłem nic wiedzieć o rozmowie Lust ze Snow, bo nawet ich nie spotkałem. Od czasu powrotu ze szpitala sytuacja była dosyć dziwna. Gdy księżniczka Luna od nas odeszła zostałem sam z księżniczką Celestią. Za dużo nie mówiłem idąc za nią w milczeniu do jej gabinetu by wszystko omówić. Gdy rozmawiała ze swym ochroniarzem jedyne, co ja zrobiłem było rzucenie mu krótkiego spojrzenia. Wiedziałem po nim, że dawniej był gryfem i o nic więcej nie pytałem mając większe problemy. Gdy rozmowa się skończyła ruszyłem znów za księżniczką zostawiając przy okazji ochroniarza w spokoju by mógł wykonywać swoje obowiązki jak należy, gdy my poszliśmy do jej gabinetu. Meteoric Burn - Gdybyśmy mogli to byśmy go pewnie wyleczyli, ale jak mówiłem wirus już teraz mutuje za szybko w tej formie by to leczyć. W końcu ma zakończyć życie na tym świecie. Jednakże u niego wirus jest już w zupełnie innej formie nie sposób go wyleczyć a przynajmniej jak na razie nie wiemy jak to zrobić - na kolejne pytanie Cyrusa rozejrzał się po okolicy tylko. - Wiadomość o nas została pokazana. Wkrótce damy cynk prasie by to pokazali a świat zrozumie, z kim ma do czynienia i że muszą się z nami liczyć. Możemy wracać musimy złożyć meldunek Crystal, więc pakuj się do samochodu - odparł robiąc to samo.
  14. Alan i Crystal Gdy tylko mój miecz uderzył w ten gąszcz otworzyłem szeroko oczy, widząc, że nie złamałem ani jednej gałązki. Czyli jednak były zaczarowane? Nie miałem mimo to zamiaru się poddać. Zacząłem ciągnąć miecz do siebie by powtórzyć atak i tak do skutku. Jednakże nie byłem w stanie tego zrobić. Byłem w jeszcze głębszym szoku, gdy spostrzegłem, że rośliny ożyły i pragnęły teraz zabrać mój miecz. Na to nie miałem zamiaru im pozwolić. Zacząłem ciągnąć ostrze z całej siły do siebie. Ten miecz był dla mnie bardzo cenny, nie miałem zamiaru oddać go bez walki. Nagle zobaczyłem kolejne dłonie na jego rękojeści. Spostrzegłem, że Elisabeth ruszyła mi z pomocą. Oboje ciągnęliśmy miecz do siebie, a rośliny i tak nie dawały za wygraną. W końcu zaparłem się z całej siły i pociągnąłem go do siebie, używając przy tym całej siły mięśni. Rośliny nie miały wyboru i musiały ustąpić. Gdy ostrze tylko było wolne opadłem na ziemię lekko zdezorientowany, nim zdążyłem coś powiedzieć spojrzałem na dziwny kolor jaki pojawił się na roślinach, a zaraz potem usłyszałem liczne kroki i wilcze wycie. Pozbierałem się w jednej chwili i chwyciłem Elisabeth i jej przyjaciółkę, a potem szybko zacząłem je ciągnąć z daleka od tego miejsca zanim ktokolwiek tu przybył. Nim cały alarm się rozległ, Crystal siedziała właśnie w swoim gabinecie siedząc przy dziwnym stole alchemicznym. Przelewała jakieś nieznane płyny do kolejnych buteleczek przy okazji je mieszając. Teraz ubrana była w długą czarną suknię, która opadała jej dosłownie na stopy jak i tylna część materiału ciągnąca się po trochu za nią. Pomimo godziny co ciekawe jeszcze nie spała, tylko bawiła się swoimi buteleczkami. To był jej sposób by pozbyć się zbędnych nerwów, a dziś miała ich sporo. Dwa incydenty z udziałem nowych nigdziarzy, naprawdę będzie musiała nauczyć te zgraje niewychowanych bachorów jak się należy zachowywać. Dawno nie pamiętała takich problemów już na samym początku roku. Gdy tu przybyła zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Sądziła, że zdoła w końcu odmienić los baśni i pomóc złu wygrać. Jak jednak miała to zrobić gdy za każdym razem do Akademii trafiały pokraki, które robiły głupie błędy dając się zabijać w najgłupszy możliwy sposób? Właśnie uniosła kolejną buteleczkę by przyjrzeć się płynowi, aż nagle usłyszała dźwięk, który mógł tylko oznaczać, że ktoś próbuje najwyraźniej uciec. Zmarszczyła wściekle brwi i odłożyła buteleczkę. Przejechała dłonią po rozpuszczonych długich blond włosach i ruszyła na korytarz. Ciężko było uwierzyć, że ktoś o takim wyglądzie był zły, ale wielu tych co dało się zwieść jej urodzie szybko tego żałowało. A teraz była naprawdę wściekła. Jeśli to kolejny nowy nigdziarz, który nie zna swojego miejsca to będzie musiała mu dać porządną nauczkę, bo inaczej wszyscy zaraz wejdą jej na głowę, a na to pozwolić sobie nie mogła. Wpatrywałem się na ten cały chaos, zastanawiając się co zrobić. Wilków było zbyt wiele by przebić się siłą, a zaraz najpewniej pojawią się nigdziarze i nauczyciele. Mogliśmy w sumie zaczekać, aż się uspokoi, ale jeśli dojdzie do sprawdzania komnat i nie znajdą przyjaciółki Elisabeth to już nie odpuszczą. Nie wiedziałem naprawdę co teraz zrobić. Żadna myśl nie przychodziła mi do głowy, aż nie usłyszałem Elisabeth i na nią nie spojrzałem. Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała, ale miała racje, teraz nasze szanse na ucieczkę z Akademii były zerowe. Skierowałem wzrok teraz na jej przyjaciółkę i zrobiło mi się jej naprawdę szkoda, widząc jak nie chce tam wracać. Jeszcze bardziej żałowałem, że źle o niej pomyślałem. Nagle poczułem jak Elisabeth chwyta mnie za dłoń i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć pociągnęła mnie za sobą. Nie protestowałem ani się nie zapierałem, a pobiegłem z nią, wiedząc, że innego wyjścia nie ma. Gdy uciekaliśmy starałem się nie oglądać by nie wiedzieć jak blisko jest pogoń. W końcu ich zgubiliśmy i zdążyliśmy się schronić przed ich wzrokiem. Spojrzałem na Elisabeth nim coś powiedziałem ona mnie uprzedziła. Choć słyszałem gniew w jej głosie, widziałem również rozpacz, którą najwyraźniej starała się ukryć. - Elisabeth... Ja tylko... - Patrzyłem na nią dobrą chwilę, zastanawiając się co mogę zrobić. W końcu się do niej zbliżyłem i lekko ją przytuliłem. Nie byłem pewny czy tego właśnie chciała, ale to wydało mi się obecnie najlepsze. - Jest mi naprawdę przykro - szepnąłem w jej kierunku, ukazując szczery smutek w głosie. - Naprawdę byłem pewny, że się nam uda W tym samym czasie Crystal schodziła po schodach Akademii Zła, nagle dostrzegła jak biegnie na nią jedna z uczennic. A więc to ona? Pomyślała zastawiając jej drogę. Kiedy ta na nią dosłownie wpadła, kobieta wpatrywała się na dziewczynę zielonymi chłodnymi oczami, próżno tam było szukać ciepła, wyglądały jakby były pozbawione wszelkich emocji. I to właśnie tylko ten wzrok mógł zdradzać jej prawdziwą naturę, podczas gdy reszta jej ciała wyglądała na tak niepozorną.
  15. Alan Spoglądałem jeszcze chwilę na historie naszego świata. Kto by pomyślał, że świat tak bardzo się zmienił od tamtego czasu. Jednak czy nasze zwycięstwa mogły wskazywać jasno, po której stronie tak naprawdę jest Dyrektor? Z mojego zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Elisabeth, która zgadzała się, że nie mamy czasu. Kiwnąłem lekko głową i ruszyłem za nimi ponownie się rozglądając i przy okazji słuchając ich rozmowy, nie chcąc im przerywać. Nikt w sumie nie wie jak teraz wygląda Dyrektor, ale informacja, że pojawiał się jako cień w świecie Czytelników wskazywała, że pomimo wieku nadal musi być niezwykle potężny. Nie jestem pewny czy w całej Puszczy istniał ktoś o potężniejszej magii niż jego. Gdy zaczęły rozmawiać o kwestiach wygranych w baśniach lekko posmutniałem. Nie dziwne, że ciężko im było uwierzyć, bo kto by to zrobił? Nikt już nie pamięta, kiedy zło wygrało. Wiem jednak z opowieści, że było to straszne gdy nie było się pewnym swego losu. Dlatego Dyrektor zawsze wygląda na tego dobrego w oczach zawszan. Im bardziej przebijaliśmy się przez mroki Akademii Zła dostrzegałem jak te dwie dziewczyny były sobie bliskie. Cały czas trzymały się blisko siebie, nigdy nie widziałem tak szczerej przyjaźni. Poczułem się jeszcze gorzej przez swoje wątpliwości co do przyjaciółki Elisabeth. Zachowałem się po prostu jak zwykły prostak. Ponowne rozmowy, które dochodziły do mych uszu sprawiały, że aż lekko zdębiałem. Nie wiedziałem wręcz co myśleć. To musi być straszne, gdy zawszanin ma nigdziarza w rodzinie. Znaczy wiedziałem, że były już takie przypadki, ale wiedziałem też jak musiało być to nie łatwe. Przynajmniej miałem wrażenie, że musiało tak być dla Stephanie, którą polubił Aidan. Byliśmy coraz bliżej celu, aż nie usłyszeliśmy czyichś głosów. Niewiele myśląc schowałem się wraz z dziewczynami za kolumną, w samą porę. Wtedy też dostrzegłem wilki. Wiedziałem, że jeśli nas złapią, mnie i Elisabeth zabiorą najpewniej do Akademii Dobra by tam wymierzono nam karę. Choć prymitywne, te bestie były nadal rozumne. Nie wiedziałem niestety co zrobiłyby przyjaciółce Elisabeth. Zastanawiałem się czasem gdzie jest kraina tych stworów. Nigdy się w sumie nie dowiedziałem gdzie wilki mieszkają dokładnie. W końcu przeszkoda zniknęła z drogi i ruszyłem z dziewczynami wspólnie dalej. Po niedługim czasie dotarliśmy do celu. Spojrzałem na blokadę na naszej drodze, a potem skierowałem wzrok na pytającą Elisabeth. Chwilę na nią patrzyłem, aż podszedłem do przeszkody by dotknąć lekko jednej z gałęzi. Ciężko westchnąłem, aż zbliżyłem dłonie do złotej rękojeści miecza i wyciągnąłem go z pochwy obiema dłońmi. Nagle skierowałem wzrok na klejnot umieszczony w rękojeści, który lekko teraz świecił błękitnym światłem. Spojrzałem na kamień z nadzieją lekko przejeżdżając po nim dłonią, a ten nagle stał się wyblakły. Widząc to zmarszczyłem wściekle brwi. - Miecze naszej krainy symbolizują jedność z nią - mówiłem patrząc nadal na miecz. - Jednakże tylko najlepsi szermierze, który urodzili się w naszym królestwie lub mają tam kogoś bliskiego mogą użyć ich pełnego potencjału - skierowałem wzrok na kamień. - Dopóki kamień nie wyczuje, że twe serce jest gotowe nie przekaże ci swej magii a miecz pozostanie zwykłym ostrzem - Znów zwróciłem wzrok na swoje towarzyszki. - Ćwiczę walkę mieczem od szóstego roku życia i nigdy jeszcze nie zdołałem go do siebie przekonać - ciężko westchnąłem. - Teraz jest podobnie, też nie chce nam pomóc. Pozostaje wykorzystać samą siłę ostrza bez magii. Odpowiedź na twoje pytanie Elisabeth najlepiej będzie poznać w praktyce - Uniosłem miecz i nagle z całej siły zamachnąłem się na rośliny, które blokowały nam drogę uderzając w nie ostrzem miecza.
  16. Alan Słysząc prośbę Elisabeth spojrzałem to na nią to na jej przyjaciółkę. To nie tak, że miałem coś przeciw po prostu nie mogłem się nadziwić dobroci z jej strony. Widać było oczywiście, która z nich była tą twardszą. Jednakże Elisabeth przebyła dziś długą drogę by się tu dostać mając tylko te kapcie, a mimo wszystko bardziej troszczyła się o innych niż o siebie. Zapewne też dlatego na początku nie chciała właśnie bym z nią tu był. Pokiwałem w głową w geście zgody by Adelia mogła wziąć moje buty. Sam starałem się nie zwracać uwagi, że moje stopy dotykały teraz twardego i dość nieprzyjemnego gruntu. W końcu spostrzegłem jak odwróciła się w moim kierunku przyjaciółka Elisabeth, która najwyraźniej chciała mi odpowiedzieć na pytanie, a przynajmniej tak sądziłem. Nie byłem ślepy, a przy tym potrafiłem rozpoznawać czyjeś emocje. Dziewczyna chciała wzbudzić we mnie poczucie winy. Naprawdę tego nie chciałem. Nawet nie osądzałem jej by była wiedźmą i chciałem wierzyć Elisabeth. Chociażby dlatego pragnąłem im pomóc się wydostać z Akademii. A jednak wciąż widziałem wzrok, który wskazywał jakby nie chciała abym tu był. Nawet nie wiedziałem co było tego powodem, bo nic jej nigdy nie zrobiłem. Chciały się wydostać z Akademii, a ja chciałem im pomóc, nic ponadto. Możeźle wnioskowałem i to co wtedy ujrzałem tylko mi się wydawało, a ta krucha dziewczyna naprawdę nie jest ani trochę zła. Poczułem się głupio, zupełnie jakbym nie różnił się niczym od tych napuszonych książąt. - Rośliny powinienem być w stanie pociąć, gorzej jeśli nałożono na nie jakieś zaklęcie - mówiłem lekko nad tym rozmyślając, aż moja rozmówczyni nie zawołała Elisabeth. Powoli obróciłem się w jej kierunku, a gdy w moje oczy rzuciła się mozaika cały zdębiałem, patrząc na historie naszej krainy. Spoglądałem po kolei na każdy z obrazów od czasu, gdy było ich dwóch i do czasu, gdy wszystko się zmieniło. Nie mogłem uwierzyć, że widzę to na własne oczy. W końcu oprzytomniałem słysząc pytanie ze strony Elisabeth. Spojrzałem na nią i lekko pokiwałem głową w geście zgody. - Wszystko było inaczej gdy było ich dwóch. Wtedy nie było pewne kto po Akademii zwycięży, nigdziarz czy zawszanin. Tak było, aż nie nadeszła wojna. Nikt nie wie, który z braci wygrał tamtego dnia... - Pokazałem palcem na pióro. - ...Baśniarz od tamtego czasu zawsze pisał zwycięstwa dobra. Lata minęły, a my staliśmy się pewni siebie, uważając, że Dyrektor jest po naszej stronie, a dobro zawsze zwycięży - Nagle znów na nią spojrzałem. - Elisabeth nie mamy czasu musimy uciekać, każda chwila jest przeciw nam
  17. Alan Poruszałem się dalej, idąc na przodzie i będąc gotowym gdyby coś nas zaskoczyło. Prawdą było, że musieliśmy wyjść stąd po cichu. Co by nam dało gdybym powalił nawet ze dwa wilki, a może i więcej skoro zaraz by zleciała się cała ich chmara. Wtedy ucieczka byłaby niemożliwa. Starałem się nie myśleć o wzroku przyjaciółki Elisabeth i skupić się na obecnym zadaniu. Chcąc nie chcąc słyszałem też słowa dwójki przyjaciółek, choć nie bardzo chciałem je podsłuchiwać. Gdy dotarły do mnie powody, dla których Elisabeth zdecydowała się na ratunek przyjaciółki w piżamie mrugnąłem kilkukrotnie. Zaczynałem powoli rozumieć. To dlatego też zapewne nie chciała ciuchów od Sophie, gdy jej to zaproponowałem w czasie rozpoczęcia. Nie sama niechęć miała tu znaczenie. Ona po prostu się tak nie ubierała. Najwyraźniej była jak mieszczanki z mojej rodzinnej krainy, które nie lubiły się stroić. Uwielbiały wspinaczki czy spacery w niektórych częściach Puszczy lub bieganie po polach, więc nie ubierały się raczej w sukienki. Gdybym tylko wiedział wcześniej o tym lub że chciała uciekać. Spojrzałem kątem oka na nią jakbym chciał ją zmierzyć samym wzrokiem. Chociaż nadal nie wiem po co to zrobiłem skoro i tak jej jutro tu nie będzie. Nagle dotarły do mnie kolejne słowa przyjaciółki Elisabeth. No właśnie plan ucieczki... To było dobre pytanie. Nie znałem prawie wcale zamku nigdziarzy. Puszcza to jedno, ale tutaj nigdy nawet nie postawiłem stopy. Zauważyłem, że byliśmy już coraz dalej od miejsca gdzie znaleźliśmy dziewczynę. Szło nam zadziwiająco dobrze, więc może i wyjście nie będzie problemem. Zacisnąłem pięść w irytacji widząc głaz blokujący wyjście. Nie brakowało mi siły, ale by to ruszyć trzeba by było chyba dwóch dorosłych ogrów. Nawet by zapewne nie drgnął gdybyśmy próbowali go przepchnąć we trójkę. Gdy do mych uszu dotarły dźwięki nadchodzących wilków byłem już pewny, że mamy coraz mniej tego szczęścia, o którym wcześniej myślałem. Szybko pobiegłem za oboma dziewczynami by zgubić niechcianych gości. Nagle usłyszałem nowy dźwięk, ale tym razem blisko nas i wtedy spojrzałem na buty dziewczyny. Na szczęście Elisabeth zachowała przytomność umysłu i dała jej swoje kapcie, samej zostając bosej gdy tamta zdjęła buty. Na chwilę spojrzałem na swoje stopy i Elisabeth. Nagle lekko się schyliłem i zacząłem rozwiązywać swoje brązowe buty aby następnie podejść z nimi do Elisabeth. - Proszę, weź je - powiedziałem, samemu zostając w granatowych skarpetkach i nagle zwróciłem się w kierunku drugiej dziewczyny. - Te wejście, o którym wcześniej wspominałaś - powiedziałem w jej stronę. - To w leśnym tunelu. Czy sądzisz, że byłbym w stanie się przebić tam mieczem? - spytałem zaciekawiony. Może tam blokadą nie był wielki głaz, a mój miecz by sobie poradził. Lepsze to niż błąkanie się w kółko i ściąganie na siebie uwagi wilków czy skakanie z okna. Poza tym im dłużej szukaliśmy drogi ucieczki nasze szanse malały.
  18. Alan W momencie gdy mówiłem do Elisabeth mogłem łatwo zauważyć, że ta z jakiegoś powodu nie chciała na mnie spojrzeć. Czy mogłem ją w jakiś sposób urazić swą wypowiedzią? Jednak ile razy bym nie myślał nie potrafiłem się doszukać w swych słowach żadnych obelg z mej strony pod jej adresem. Nadal nie rozumiałem jej do końca, a nie pierwszy raz przyszło mi rozmawiać przecież z dziewczyną. No tak... Jednak nigdy jeszcze nie przyszło mi spotkać takiej jak ta. Wtedy właśnie do mych uszu dotarły jej słowa, na co uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Spoglądała na to podobnie jak ja. Nie interesowało jej co inni o niej myślą, nie miała zamiaru zmieniać się pod kogoś tylko być szczęśliwa tak jak sama sobie wybrała. Im bardziej ją poznawałem tym bardziej czułem większe zainteresowanie jej osobą. W końcu, gdy ruszyliśmy dalej, ja otworzyłem usta rozglądając się po okolicy. - Nigdy nie zmieniaj się pod kogoś. Moim zdaniem stoisz wyżej niż niejedna księżniczka, którą poznałem. Nie masz powodu zmieniać czegoś co już jest wspaniałe - mówiłem cały czas idąc i rozglądając się wokół. Wchodząc coraz bardziej w mroki Akademii Zła zaczynałem sobie zdawać coraz bardziej sprawę jak okropne i straszne jest to miejsce. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak okropnego jak to co widzę teraz. Wszędzie niekończąca się ciemność, na dodatek ten wszechobecny brud, zimne powietrze i zapach. Pomimo, że byłem księciem i nie byłem jakiś delikatny na tego typu rzeczy, ale im bardziej na to spoglądałem tym bardziej mnie to wszystko odtrącało. Jak można było żyć w takich warunkach? To już zwierzęta miały lepiej w swych norach. Na dodatek wszędzie te wizerunki bestii dokonujących makabrycznych czynów. Nie jestem pewny czy każdy nie stałby się zły po dłuższym pobycie tutaj. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć przyjaciółkę Elisabeth i wydostać się stąd. Nagle spostrzegłem jak Elisabeth się do mnie odwraca i słysząc jej szept pokiwałem potakująco głową w geście zgody. Gdy ruszaliśmy dalej, nagle spostrzegłem samotną postać. Widząc jak Elisabeth biegnie w jej kierunku uśmiechnąłem się ciepło, idąc przy tym powoli za nią nie chcąc im psuć tej chwili. Poczułem też niespodziewany smutek zdając sobie sprawę, że być może nigdy więcej nie zobaczę już rudej księżniczki. Mimo to, wiedziałem, że tak być musiało. Tam miała dom i przyjaciół i nie miałem zamiaru jej zatrzymać. Obiecałem, że jej pomogę i dotrzymam słowa. W końcu gdy podszedłem wystarczająco blisko, mogłem nareszcie zobaczyć z bliska przyjaciółkę Elisabeth. Nie mogłem uwierzyć jak Dyrektor mógł uznać tak drobną dziewczynę za nigdziarkę. Widać było po niej przerażenie i prawdziwą radość na widok swojej przyjaciółki, więc uśmiechałem się jeszcze cieplej widząc tę scenę. Tak przynajmniej było, aż nie zobaczyłem w jej oczach czegoś innego. Miałem wrażenie, że kryło się w nich coś mrocznego jakaś niechęć do mnie z nieznanego mi powodu. W pierwszej chwili chciałem nawet ostrzec Elisabeth przed tym, ale ugryzłem się w język. Nie mogłem jej tego zrobić. Może to ja źle to zinterpretowałem. Być może tylko mi się zdawało. Na pewno gdy wrócą do domu wszystko wyjaśni się jak trzeba, a im dłużej tu była moje obawy mogłyby się potwierdzać. - Tak ruszajmy, nie zostało nam wiele czasu - Chociaż się starałem się to ukryć, w mym głosie można było dostrzec coś co mnie trapiło. Nie był już ciepły i miły jak ostatnio. A wszystko przez spojrzenie, które wciąż błądziło mi w pamięci. Bałem się, że gdy mnie już z nimi nie będzie zrobi coś Elisabeth. Chociaż ta była twarda i silna, to widziałem jak jej ufała. Zastanawiałem się czy to co zobaczyłem w tych oczach było w niej zawsze ukryte tak głęboko, że nikt tego nie widział czy może to Akademia Zła zdążyła ją zniszczyć w tak krótkim czasie. - Gdy wydostaniemy się z Akademii spróbuje was przeprowadzić przez las stymfów, a potem pomyślimy co dalej - mówiłem dalej, nie zatrzymując się ani nie odwracając w ich kierunku.
  19. Alan Wpadłem wprost na zrujnowane schody, wciąż trzymając dłoń Elisabeth. Nie oceniałem ich stanu ani nawet nie myślałem o tym, że wciąż ją trzymam. Musieliśmy teraz oddalić się jak najdalej od wilków w innym wypadku na pewno nie zobaczy swojej przyjaciółki, gdy nas złapią. W pewnym momencie obróciłem głowę by się upewnić czy nie ruszono za nami w pogoń. W duchu odetchnąłem z ulgą nikogo nie widząc. Chciałem powiedzieć o tym Elisabeth, ale gdy obróciłem twarz w jej stronę pierwszym co zobaczyłem były jej włosy, które teraz mnie uderzyły. Stałem chwilę zdezorientowany, kiedy jej palec uderzył mnie w pierś. Wpatrywałem się najpierw w niego, a potem na nią. Widziałem wściekłość w jej zielonych oczach. Tak samo, mimo, że nie krzyczała słyszałem gniew w jej głosie. Jeszcze nigdy nikt nie nazwał mnie kretynem, a poza tym żadna księżniczka nigdy się tak do mnie nie odzywała jak ona teraz. Czy byłem zły? Oczywiście, że nie. Nawet gdybym chciał to nie potrafiłem z jakiegoś powodu się na nią zdenerwować. Bardziej byłem po prostu zszokowany, bo nie spodziewałem się czegoś takiego. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nagle, gdy puściła moją dłoń, ja swoją trzymałem jeszcze chwilę uniesioną w powietrzu, aż w końcu ją zabrałem opuszczając lekko głowę. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że lekko się zarumieniłem, gdy dotarło do mnie, że cały ten czas trzymałem jej dłoń, nie chciałem jej tego jednak okazać. Właściwie, dlaczego tak się działo? Nigdy nie miałem takiego problemu, kiedy rozmawiałem z jakąś księżniczką. Tylko przy niej czułem się tak dziwnie. Gdy powiedziała kolejne słowa lekko oprzytomniałem i ruszyłem za nią. - Z całą pewnością nie jesteś pokraką - powiedziałem twardo idąc za nią dalej. - Jesteś po prostu wyjątkowa, a tamci nie potrafią najwyraźniej tego zobaczyć i poza tym dziękuje Elisabeth, że tak mnie postrzegasz - Znów opuściłem lekko głowę z tego samego powodu co ostatnio. Nagle coś do mnie dotarło. Nawet jeśli wydostaną się z Akademii, to jak Elisabeth chce przebyć Puszczę w kapciach i piżamie? Pokręciłem lekko głową odganiając te myśl. Tym będziemy się martwić, gdy już wydostaniemy się z Akademii Zła. - A teraz jak mówiłaś, chodźmy, bo czas nie jest po naszej stronie
  20. Alan Spoglądałem zszokowany na widok, który teraz dostrzegałem. Wiele słyszałem o Akademii Zła, ale żadna z tych opowieści, która dotarła do mych uszu nie mogła opisać tego co teraz widziałem. Z zewnątrz Akademia Zła wyglądała ponuro, ale to nic przy tym co było w środku. Nie byłem z tych delikatnych, a nawet mnie zapach, który uderzał w nozdrza sprawiał, że czułem się nieprzyjemnie. Gdyby to jeszcze tylko zapach był problemem... Stanu tego miejsca nie były w stanie opisać żadne słowa. Nawet w lochach mojej krainy najgorsi przestępcy mieli lepsze warunki do życia niż to co widziałem tutaj. Nic dziwnego, że nigdziarze, którzy tu trafiali wracali wściekli na cały świat. Kto by zresztą nie był? Nie wiem co mnie dziwiło bardziej, widok, który mógłby nie jednemu śnić się po nocach w najgorszych koszmarach czy to jak na to reagowała Elisabeth. Szła tak swobodnie w ogóle nie narzekając. Nie bała się o siebie. Bardziej martwił ją los jej przyjaciółki i przy tym mój. Cały czas szedłem za nią błądząc dłonią w okolicy miecza i słuchałem jej słów. Wiem, że nie uważała siebie za księżniczkę, ale nigdy nie spotkałem dziewczyny, która choć nieco by się nie skrzywiła na takie widoki. Na dodatek to jak martwiła się o innych... Miała naprawdę czyste i dobre serce, byłem co do tego pewny. Mogła się upierać, jednak niejedna księżniczka mogłaby jej pozazdrościć takiej dobroci. W końcu dotarliśmy do niewielkiego muzeum sztuki nigdziarzy. Widoki, jakie do tej pory nam towarzyszyły były straszne, ale to było nic przy tym co widziałem teraz. Widok wiedźmy czy gotujących się dzieci, sprawiał, że lekko zmarszczyłem brwi. Nie pojmowałem jak można się szczycić czymś tak okrutnym. W końcu zacząłem oglądać obrazy słynnych czarnych charakterów, których już dawno wśród nas nie było. Każdy uhonorowany niczym bohater, ale każdy, kto czytał baśnie znał dobrze ich prawdziwy los. Zacząłem obserwować portrety nowych nigdziarzy. Wpatrywałem się ponuro na chłopaka, przy którym wisiała tabliczka Raver z Kruczego Boru, chodziłem dalej patrząc i natknąłem się na jakąś dziewczynę niepodobną do nigdziarki, bo była zbyt ładna, a zwała się Elvira z Nottingham. Chwila moment Aidan stamtąd pochodził... Ciekawe czy kiedyś o niej słyszał. Spojrzałem na kolejnego nigdziarza, Thomas z Mruczących Gór, po jego oczach miałem wrażenie, że było widać, że nie jedno już widział w życiu. Nagle dotarły do mnie słowa Elisabeth. - Zwykle nigdziarze nie mają wyboru - mówiłem patrząc na obrazy. - Czytałem trochę o tym i słyszałem, że podobno zdarza się, że rodzice nigdziarskiego dziecka specjalnie je szpecą by te przypadkiem nie stało się dobre, odbiera im się ten wybór, gdy są jeszcze dziećmi - Nagle spojrzałem na Elisabeth powoli do niej podchodząc. - To miłe, że tak się o mnie martwisz, ale powinnaś wiedzieć jaki czeka mnie los - dodałem z lekkim uśmiechem. - Nie mam zamiaru pójść z wami do Gawaldonu. To nie miejsce dla mnie. A do domu już ci mówiłem, nie mogę wrócić. Po prostu chce wam pomóc choćby wydostać się z Akademii, bo to nie fair, że tu trafiłyście. Nie miałyście nawet wyboru, odebrano wam go - lekko westchnąłem. - Jako Czytelniczka powinnaś wiedzieć, że Czytelniczki chcą widzieć w baśniach przystojnych książąt takich jak Abraxas czy Edward, a nie takich przeciętnych jak ja. To oni przyjeżdżają na białych koniach ratując księżniczki i żyją długo i szczęśliwie. Ja już pogodziłem się ze swoim losem. Książęta o przeciętnym wyglądzie jak ja, kończą w najlepszym razie jako postacie drugoplanowe lub w najgorszym, jako mogryfy. Mógłbym co prawda poprawić swój wygląd, ale chce by ludzie widzieli mnie takiego jak teraz. Może, gdy wrócicie przeczytasz o mnie, jako o psie Sophie lub kwiecie na jej sukni już się z tym pogodziłem. Jestem pewny, że nawet w moim rodzinnym królestwie bardziej wierzą w nią niż we mnie. Nie próbuj temu zaprzeczać. Poza tym nie mógłbym uciec i zostawić tutaj tak Sophie, to moja rodzina - Nagle jednak przerwałem słysząc kroki. Najwyraźniej wilki się zbliżały. Podbiegłem w stronę Elisabeth i złapałem ją za dłoń, ciągnąc na schody do jednej z wież. Nie mieliśmy czasu się zastanawiać dłużej. Musieliśmy uciekać, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie, dlatego zadziałałem tak spontanicznie.
  21. Alan - Elisabeth... - wydusiłemj lekko zamroczonym głosem, wyciągając ku niej rękę. Patrzyłem jak odchodzi i niemrawym krokiem ruszyłem za nią. Uderzyłem zbyt mocno głową, a ciało nie chciało mnie do końca słuchać. Jednak nadal w uszach mi brzęczały jej słowa. Miałem ją tu zostawić zupełnie samą, a samemu jak nigdy nic wrócić do zamku, tego właśnie chciała? Myślałem o tym zmuszając ciało do ruchu. Spoglądałem jak stoi teraz na moście, ale wzrok nadal miałem otępiały i nie byłem pewny co robi. Wszyscy w domu na mnie liczyli, pragnęli by została napisana nowa baśń. Mój ojciec gdyby się dowiedział, że łamie już pierwszego dnia zasady Akademii byłby na mnie wściekły. Jednak jak ja miałem spojrzeć we własne odbicie w lustrze wiedząc, że zostawiłem ją na łaskę tego strasznego miejsca? Zmarszczyłem wściekle brwi by w końcu się skupić na Elisabeth. Widziałem coraz lepiej. Zostało jeszcze ciało, chwilę ze sobą walczyłem, aż w końcu zacząłem odzyskiwać władzę w nim. Zrobiłem to w samą porę, bo Elisabeth zaczęła biec dalej, a ja ruszyłem w ślad za nią, powoli do niej dobiegając. - Masz racje, ani ty ani ona nie należycie do tego świata - powiedziałem łapiąc przy tym oddech. - Mimo to, pozwól sobie pomóc - Znów spojrzałem jej w oczy. - Nie chce ci wmawiać, że powinnaś tu zostać, a twoja przyjaciółka jest wiedźmą - Chociaż czułem smutek tym, że nigdy więcej nie zobaczę Elisabeth nie chciałem jej tak zostawić. Nie wiedziałem, dlaczego tak było, ale czułem, że tak trzeba. Zaledwie się poznaliśmy, a ja miałem wrażenie jakbym tracił coś ważnego. Miała racje co do jednego, tam miała rodzinę i przyjaciół, a nas ledwo co poznała. - Nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela, co ci zresztą już mówiłem, ale widzę ile twoja przyjaciółka znaczy dla ciebie. Akademia Zła pełna jest nigdziarzy spragnionych krwi zawszan. Nie mówiąc o wilkach czy gargulcach. Poza tym żadna z was niemal nic nie wie o tym świecie. Nawet, jeśli wydostaniecie się z murów Akademii Zła musicie gdzieś podążyć dalej. Elisabeth, proszę... Ze mną macie większe szansę, nie jestem waszym wrogiem, chce wam pomóc. Proszę pozwól mi zrobić choć tyle - mówiłem na tyle cicho aby cały ten czas nas nie dostrzeżono. Miałem już wprawę we skradaniu się, więc wiedziałem jak należy się zachowywać.
  22. Alan Wpatrywałem się na twarz Elisabeth, obserwując jej reakcje. Nie wiem dlaczego, ale gdy się uśmiechała ja również to robiłem, tak jakby taka naturalna reakcja była po prostu zaraźliwa. Nigdy nie spotkałem jeszcze nikogo przed kim tak bym się otworzył. Znaliśmy się zaledwie jeden dzień, a miałem wrażenie jakby to były całe lata. Słuchałem z uwagą jej słów, cały czas się do niej ciepło uśmiechając. Zwłaszcza, gdy zaczęła wspominać o wschodach i zachodach słońca. Wtedy zacząłem rozumieć, że pomimo twardej natury, którą ukazywała nam na co dzień skrywała coś więcej głęboko w sobie, tę łagodniejszą część natury, której nie chciała najwyraźniej z jakiegoś powodu nikomu ukazać. - Zgadzam się, są wspaniałe - powiedziałem lekko się przy tym rozmarzając. - Je również lubię podziwiać ze szczytów naszej krainy - Im bardziej myślałem o swym domu czułem smutek i tęsknotę. Przynajmniej tak było do czasu, aż nie pojawiła się tu ona. Gdy tak razem tu siedzieliśmy i po prostu rozmawialiśmy czułem tylko coś przyjemnego czego nie potrafiłem opisać, tak jakby wszelkie troski zniknęły. - Wiem o tym, że tak być nie powinno - Zaraz dodałem na jej słowa o tym z kim mogę się zadawać. - Gdy pewnego dnia zasiądę na tronie zmienię te podziały, sprawię, że to wszystko stanie się takie jak powinno. Moje dzieci nie będą musiały tego przechodzić - Mrugnąłem zaskoczony, że wychodzę tak daleko w przyszłość, nawet nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę dom. Gdy wspomniała o Sophie spojrzałem na nią zdziwiony, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Jak jej mogła kazać coś takiego zrobić? Przecież Elisabeth była wspaniałą towarzyszką, czemu nie mielibyśmy ze sobą rozmawiać? Na dodatek to co słyszałem dalej sprawiało, że sam nie wiedziałem, co myśleć. Najpierw rozpoczęcie, a teraz to? Co się działo z Sophie? Gdy jednak Elisabeth uśmiechnęła się do mnie i ponownie powiedziała, że musi iść spojrzałem na nią. - Rozumiem. Naprawdę cieszę się, że mogłem, choć jeden raz być tutaj w czyimś towarzystwie - Znów się słabo uśmiechnąłem - Co do Sophie... - Nim jednak dokończyłem Elisabeth zniknęła wpadając do fontanny. Wstałem cały blady, patrząc wokół gdzie jest i czy nic jej się nie stało, ale nigdzie jej nie widziałem. - Elisabeth? - spytałem przerażony, patrząc do fontanny, ale odpowiedź nie nadeszła. Chciałem nawet zacząć krzyczeć o pomoc, ale w takich wypadkach trzeba było zawsze zachować spokój. Byłem pewny, że tam wpadła, ale co się z nią stało? Nie było jej tam, byłem co do tego przekonany. Lekko się schyliłem by dotknąć wody w fontannie, ale poczułem coś dziwnego, na pewno nie wodę. Chwilę nad tym rozmyślałem, aż pokręciłem głową. Nie czas teraz myśleć nad tym, musiałem jej pomóc. W jednej chwili wskoczyłem za nią, czując, że zamiast w wodę uderzyłem w coś twardego. Powoli zacząłem się podnosić masując sobie obolałe miejsce. Nadal kręciło mi się w głowie, ale obraz powoli zaczął mi się wyostrzać i znów zaczynałem powoli dostrzegać kształty i kolory, właśnie dlatego wpadłem w szok, widząc gdzie się znalazłem.
  23. Alan Zmrużyłem delikatnie oczy, widząc brak odpowiedzi ze strony Elisabeth. Obserwowałem w milczeniu jej reakcje i interpretowałem wszystko w głowie nic nie mówiąc, ale i czekając na jej odpowiedź. Powody takiego zachowania mogły być różne. Pierwsze, jakie przychodziły mi do głowy to strach i zaskoczenie na mój widok, mogło tak w końcu być. Możliwe, że nie spodziewała się napotkać nikogo po ciszy nocnej, podobnie jak zresztą ja do niedawna byłem tego pewny. Więc ta teoria wydawała się możliwa. Na dodatek jej szeroko otwarte oczy na to wskazywały. Miałem jednak wrażenie, że teraz szukała jakiejś wymówki, która miała być odpowiedzią na moje pytanie. Sam nie wiem, czemu tak pomyślałem, ale miałem takie przeczucie. Gdy nagle się ruszyła ja ruszyłem w ślad za nią ku fontannie stojąc i patrząc na nią w milczeniu. W końcu, gdy z jej strony dobiegło słowo cześć, próbowałem dalej interpretować to wszystko, przynajmniej tak było do czasu, aż nasze spojrzenia znów się nie spotkały. Ponownie to robiła i nawet nie reagowała patrząc w me oczy. Zupełnie jakby ciepło jej wzroku topiło zimno mojego. Słuchałem dalej wpatrując się w jej oczy i nie mogąc oderwać od nich spojrzenia. Zauważyłem jednak jak nerwowo przełyka ślinę i patrzy w okolicy wieży Dyrektora. Najwyraźniej nadal nie mogła się otrząsnąć z tego wszystkiego. W końcu lekko uśmiechnąłem się w jej kierunku. - Myślałem, że tylko ja lubię wychodzić w takich godzinach zaczerpnąć powietrza - powiedziałem siadając obok niej. Poczułem się nagle trochę dziwnie, gdy znalazłem się tak blisko niej. Próbowałem pozbyć się tego uczucia i nic sobą nie pokazać mówiąc dalej. - To prawda można się tu zgubić - Lekko się do niej uśmiechnąłem. - W domu często wieczorami podziwiałem gwiazdy i tutaj też chciałem to kontynuować, ale nie sądziłem, że wpadnę na ciebie - Znów spojrzałem na dziewczynę i jeszcze cieplej się uśmiechnąłem. Przynajmniej tak było do czasu, aż nie wspomniała o Sophie, wtedy też lekko posmutniałem wbijając wzrok w ziemie. - Więc to dlatego z wami rozmawiała na rozpoczęciu, dzielicie komnatę? - Lekko westchnąłem. - Domyślam się, że Sophie nie jest łatwą osobą, ale poza nią nie miałem nikogo innego. Rodzice nie chcieli bym przebywał wśród dzieci, które mogą mieć na mnie zły wpływ, poza tym komuś takiemu jak ja to nie wypada - Czułem, że na samą o tym myśl staje się bardziej ponury. - Wychowała mnie służba i prywatni nauczyciele, a Sophie była mi jedyną przyjaciółką, nikt inny nigdy nie chciał mnie zrozumieć - Ponownie spojrzałem na Elisabeth. - Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale proszę spróbujcie jej dać szansę, być może pokaże i wam te swoją lepszą stronę - Spojrzałem jej głęboko w oczy.
  24. Alan Gdy tylko chwile wpatrywałem się na drzwi, które za sobą zamknąłem poczułem jak moje plecy owija fala przyjemnego chłodnego powietrza. W jednej chwili się odwróciłem nieco zszokowany. Nie mogłem do końca uwierzyć widząc piękno nocnego nieba. Usiadłem otumaniony na ziemi, patrząc w gwiazdy i podziwiając ich piękny blask. W końcu zacząłem rozglądać się wokół chcąc zrozumieć gdzie się znalazłem. Powoli się podniosłem i spojrzałem na otaczającą mnie okolice, to było tak wspaniałe miejsce, tak bardzo, że brakowało mi słów. Widziałem całą Akademię z tego miejsca, widoki zapierały dech w piersi. Popatrzyłem chwilę na krzaki upamiętniające króla Artura. Ojciec mi o nim opowiadał. Bywał czasami na spotkaniach w Camelocie. Zawsze uważał, że był strapionym człowiekiem. Pokręciłem lekko głową, gdy zbliżałem dłoń do jednego z krzaków, chcąc się lepiej przyjrzeć, ale zaraz ją zabrałem. Musiałem pamiętać jaki był mój cel. Co prawda planowałem wydostać się poza mury Akademii Dobra, ale i to miejsce było w sam raz. Wyjąłem miecz z pochwy i się zamachnąłem nim, przypominając sobie każdy z ruchów, których uczyłem się w domu. Wykonywałem kolejne precyzyjne cięcia stojąc w świetle księżyca, aż nagle nie usłyszałem jak drzwi zaczynają się otwierać. Lekko się uśmiechnąłem i schowałem miecz do pochwy. Znaleźli mnie znacznie szybciej niż myślałem. Czekałem już tyko, aż wróżki lub nimfy zabiorą mnie aby ukarać. Ciekaw byłem, co mogło mi grozić za ten wyczyn, ale się nie bałem. Moja rezygnacja równie szybko zmieniła się w szok, widząc, że to żadne z nich nie wybiegło z drzwi. A była to Elisabeth, której nigdy bym się tu nie spodziewał. Wpatrywałem się w milczeniu jak ta biega wokół, obserwowałem jak sama stoi w blasku księżyca, najwyraźniej mnie nie dostrzegając. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem, bo słowa zamarły mi w gardle. Wtedy zobaczyłem jak jej zielone oczy skupiają się na mnie i w końcu ruszyłem ku niej. - Elisabeth? - spytałem podchodząc do niej bliżej. - Nie spodziewałbym się, że po ostatniej przygodzie zawędrujesz znowu do książęcej części zamku - dodałem z lekkim uśmiechem, stojąc już przed nią. Choć starałem się tego nie okazać czułem się zakłopotany, gdy byliśmy tu sami. Do tej pory za każdym razem, gdy rozmawialiśmy, zawsze ktoś przy nas był, ale nie teraz. Jednak, dlaczego tak się czułem? Nie pierwszy raz przecież rozmawiałem z księżniczką. - Pozwól, że spytam, co cię tu sprowadza? Bo nie sądzę byś tak bardzo polubiła tę część Akademii - powiedzialem z lekkim uśmiechem. Spojrzałem na chwilę na jej ubiór. Nie do końca rozumiałem, dlaczego biegała w piżamie i kapciach, a potem sobie przypomniałem, że nic przecież niemal nie miała, bo Dyrektor porwał ją tylko z tym co miała na sobie, to nie było sprawiedliwe.
  25. Alan i Sophie Nie przeszkadzałem Aidanowi i Hectorowi w rozmowie. Wiedziałem, że i tak usnę ostatni skoro byłem już do tego przyzwyczajony. Nie sądziłem by z nimi było podobnie. Tak samo było z czytaniem, ich rozmowy ani trochę mnie nie rozpraszały, więc mogłem spokojnie czekać przerzucając kolejne strony książki. Oczywiście pozostawałem również czujny na wypadek gdyby czegoś ode mnie chcieli lub któryś z nich by zasnął. Nie minęło wiele czasu nim zauważyłem, że moje podejrzenia się sprawdzają. Byłem też lekko zaskoczony, bo mimo wszystko byłem pewny, że to Hector zaśnie pierwszy. Uśmiechnąłem się widząc, że pełen energii Aidan okazał się najbardziej wyczerpany dniem. To by w sumie wiele wyjaśniało. W końcu musiał zregenerować siły. Nagle zwróciłem lekko wzrok na Hectora. - Dobranoc, Hectorze - powiedziałem z uśmiechem, obserwując przy okazji jak żyrandole gasną, co wiedziałem, że oznaczało nastanie ciszy nocnej, a tym samym czas na mój plan. Chwilę jeszcze czekałem, aż obaj moi współlokatorzy zapadną w głębszy sen, przeglądając przy okazji jeszcze kilka stron książki. Naprawdę cieszyłem się, że trafiłem na takich ludzi jak oni. Dzięki nim mimo wszystko nie było tutaj dla mnie tak źle. W końcu skończyłem rozmyślania powoli wstając. Wszystko robiłem bezszelestnie gdyż nauczyłem się tego dzięki doświadczeniu z domu. Zbliżyłem się do swojego kufra i zacząłem patrzeć do jego wnętrza. Miałem tam głównie trochę ubrań jak i lekką ciemną zbroję treningową, którą nosiłem przy ćwiczeniach z mieczem. Chociaż bardzo pragnąłem ją teraz ubrać, to wiedziałem, że byłaby zbyt głośna i mógłbym zostać złapany. Właśnie dlatego włożyłem na siebie prostą ciemną koszulę jak i granatowe spodnie, pierw ściągając piżamę. Na stopy włożyłem natomiast proste brązowe buty, w których mogłem swobodnie biegać. Ostatnią rzeczą, jaka została do zabrania był mój miecz, który nadal był w pochwie leżąc obok łóżka przy ścianie. Powoli go podniosłem i założyłem na plecy. Gdy wszystko było gotowe ruszyłem bardzo cicho ku drzwiom, zamykając je za sobą równie cicho jak się poruszałem. Na szczęście moi współlokatorzy bardzo głęboko spali, więc nawet nie drgnęli, gdy ich opuszczałem. Kiedy byłem już pod drzwiami znów poczułem znajomy dreszczyk emocji jaki towarzyszył mi, gdy wymykałem się w domu na nocne ćwiczenia. Byłem ciekawy czy wróżki okażą się większym wyzwaniem niż straże pałacowe. Powoli ruszyłem w głąb korytarza by znaleźć drogę na zewnątrz. Miałem nadzieje, że nie będzie to trudne. Niestety nadzieja matką głupich jak szybko się o tym przekonałem błądząc korytarzami i starając się omijać patrole wróżek. Na szczęście jak do tej pory mnie nie dostrzegły, ale sam już zaczynałem gubić się w tym wszystkim nie wiedząc gdzie jestem. Nagle usłyszałem jak nadlatuje kolejny patrol i zacząłem rozglądać się za kryjówką i właśnie wtedy wbiegłem szybko do pierwszych drzwi jakie miałem pod ręką i równie szybko zamykając je za sobą. Miałem tylko nadzieje, że mnie nie dostrzegły. Mimo, że Sophie starała się robić wszystko tak by skończyć swoją kąpiel przed ciszą nocną i tak by nie nadużyć gościnności tamtych księżniczek, przez swoje zabiegi jak i kąpiel zeszła jej chwila czasu, co dobrze wiedziała. Dlatego gdy tylko się ubrała w swoją koszulę nocną, szlafrok, a stopy wsunęła w kapcie, szybko wyszła. W komnacie dwie z dziewczyn najwyraźniej zasnęły, co szybko zauważyła. Nadal jednak nie spała jedna z nich, a była to Magdalene. Nim Sophie zdążyła cokolwiek powiedzieć żyrandole zaczęły gasnąć. Wtedy też usłyszała słowa dziewczyny i wiedziała, że ma racje. Nie było już czasu. Zaczęła kierować się do drzwi, ale nim wyszła jeszcze spojrzała na dziewczynę. - Dziękuje raz jeszcze - szepnęła w jej kierunku i powoli wyszła na korytarz, kierując się do swojej komnaty. Miała nadzieje, że dwie potworne dziewczyny z jej komnaty też już zasnęły, kiedy nastała cisza nocna i do rana nie będzie musiała ich znosić. Jutro w końcu na pewno się już przeniesie. Szybko zaczęła iść w stronę komnaty, ale nagle się zatrzymała rozglądając się niepewnie wokół. Miała dziwne wrażenie jakby ktoś był w okolicy. Niczego nie zauważyła, więc wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Nie chciała przypadkiem się komuś narazić gdyby wróżki na nią wpadły. W końcu dotarła do komnaty gdzie było już ciemno. Najpierw spojrzała ponuro na dziewczynę wilkołaka, która smacznie spała i lekko się skrzywiła. Wtedy skierowała swój wzrok na drugie łóżko, ale te było puste. Mrugnęła kilka razy starając się to zrozumieć. Zaczęła rozglądać się po komnacie i łazience, ale nigdzie nie było upiornej rudej dziewczyny. Na chwilę zbladła przerażona, myśląc, że gdzieś w Akademii jest jakiś intruz, który porwał rudą dziewczynę. Bynajmniej nie martwiła się o nią, a o siebie, a dokładniej o to, że może tu wrócić i ją zabrać następną. Szybko porzuciła te myśl, zdając sobie sprawę, że Akademia jest za dobrze strzeżona i nic im nie grozi. Nie było tu również śladów walki, a ta druga smacznie spała. To mogło oznaczać, że może zrozumieli swój błąd i przenieśli tamtą do Akademii Zła. Uśmiechnęła się, niemal chcąc piszczeć ze szczęścia, ale się powstrzymała i usiadła na swoim łóżku sięgając do kufra i wyciągając szczotkę do włosów i zaczynając się czesać zaraz po tym jak zdjęła ręcznik z głowy. Patrzyła teraz na drugą śpiącą współlokatorkę. Zastanawiała się, kiedy i ją zabiorą. Jednej mniej to i tak było naprawdę przyjemne, a przy tym przestanie mieszać w głowie jej kuzynowi, same pozytywne strony tej sytuacji. W końcu po dość długim czasie czesania włosów zdjęła szlafrok i wyjęła z kufra opaskę na oczy. Odłożyła szczotkę na bok i nałożyła opaskę wtulając się w poduszkę. Teraz już mogły czekać ją tylko piękne sny.
×
×
  • Utwórz nowe...