Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Alan i Sophie Słuchałem z uwagą słów Aidana. Oczywiście miał sporo racji, Baśniarz miał odzwierciedlać swojego strażnika i to był największy dowód ku temu by stwierdzić, że Dyrektor jest dobry. A jednak, pomimo, że nie miałem zamiaru się z nikim kłócić na temat, na którego dowodu nie miałem wciąż miałem pełno wątpliwości co do jego prawdziwej natury. Wcześniej już podałem powód swoich wątpliwości, ale kolejne wbrew pozorom podał mi Aidan. To prawda, Baśniarz potrzebował ochrony, w końcu od niego zależał cały baśniowy świat. Jednakże dlaczego Dyrektor tak się izolował? Dlaczego nie chce powiedzieć otwarcie, po której stronie jest? Pytania, pytania, a odpowiedzi brak. Można było łatwo się ich pozbyć gdyby Dyrektor choć raz się pokazał wszystkim. A mimo to tego nie robił, na dodatek wyglądało, że te podejrzenia całkiem mu odpowiadają albo nawet nie zwraca na nie uwagi skoro siedzi tam zamknięty. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć pojawił się Hector informujący, że już mogę iść. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem biorąc w rękę mydło, szampon jak i swoją granatową piżamę. Wiedziałem, że nie będę w niej długo. W końcu nie miałem zamiaru biegać w piżamie po Akademii. Jednak każda chwila uwolnienia się od tego przygłupiego mundurku była najpiękniejszą. Powoli wszedłem do łazienki i zacząłem puszczać wodę. Gdy tylko pozbyłem się z siebie obecnej garderoby powoli zanurzyłem się w wodzie. Nie powinienem mieć problemu by zasnąć po Hectorze i Aidanie. W końcu przywykłem, że mało sypiałem, więc problemu być nie powinno. Zacząłem się dokładnie myć. Gdy tylko skończyłem wytarłem ciało i przebrałem się w piżamę cicho wychodząc z łazienki w podobnym czasie co moi współlokatorzy. Następnie położyłem się do łóżka i wziąłem jakąś książkę, chcąc w ten sposób pokazać, że już za późno na rozmowy. Czekałem teraz tylko aż Aidan i Hector zasną bym mógł zacząć. Sophie nawet nie zwracała uwagi na śmiechy tych prostaczek. Jedyne, co ją teraz ucieszyło to zgoda tej księżniczki. Szczerze jej podziękowała i szybko poszła do swojego kufra biorąc podobnie żółtą jak jej sukienka jedwabną koszulę nocną, miękkie białe kapcie, dwa ręczniki, błękitny szlafrok, który widać, że był niezwykle drogi jak i kilka środków do pielęgnacji urody. Nic nie mówiąc do swoich współlokatorek, bo i po co? Wyszła za dziewczyną z komnaty ciesząc się, że uwolniła się z tego koszmaru. Aria wydawała jej się być miła, ale strasznie milcząca osobą, zupełnie jakby coś ją gryzło. Nie do końca rozumiała co to mogło być. Nie starała się zaczynać rozmowy, bo za bardzo nie wiedziała co może powiedzieć. Zawsze łatwiej jej było, gdy to ktoś zaczynał. Najważniejsze, że się zaraz spokojnie umyje. Jednak co potem? W końcu to była dopiero pierwsza noc z wielu. Musiała koniecznie ubłagać panią dziekan by ją zabrać z tej komnaty. W końcu dotarły na miejsce gdzie zobaczyła dwie kolejne księżniczki. Atmosfera w tej komnacie była o wiele bardziej przyjemna niż u niej z tamtą dwójką. Gdy nagle z księżniczek przywitała się zwykłym część Sophie lekko dygnęła. - Miło cię ponownie widzieć - Jej słowa były nawiązaniem do spotkania księżniczek na ceremonii. Chociaż dziewczyna nie wyglądała bez makijażu nie wiadomo jak niesamowicie to z pewnością lepiej niż te dwa straszydła z jej komnaty. Sophie odwzajemniła oczywiście uśmiech dziewczyny. Nagle spostrzegła jak trzecia z nich, która coś czytała się do nich zbliżyła. Widząc jej powitanie była w niemałym szoku. Nie sądziła, że będzie znała zasady powitania, więc poszła w jej ślady. - Księżniczka Sophie ze Śnieżnych Wzgórz - odrzekła uroczyście. Kolejne słowa dziewczyny jeszcze bardziej ją zszokowały. Nie wiedziała jednak co bardziej. Nie pomyślałby na pewno nigdy, że ona może być z rodziny królewskiej, wyglądała na taką poważną, że ciężko było uwierzyć by do niej należała. Jeszcze bardziej ją zdziwił chyba fakt, że ta wiedziała kim jest, chociaż Sophie z nią jeszcze nie rozmawiała. Dopiero, gdy wrócono do spraw łazienki wyszła jakby z transu. - Dziękuje, to bardzo miłe z waszej strony - znów lekko dygnęła i poszła do łazienki. Wiedziała, że nie ma wiele czasu. Zwykle spędzała w łazience co najmniej godzinę, ale w tym wypadku i pół powinno wystarczyć. Przynajmniej tutaj nie musiała się bać, że łazienka nie będzie nadawała się do użytku. Domyśliła się tego choćby po zadbaniu tutejszych księżniczek. Zdjęła z siebie sukienkę i szybko wskoczyła do wody zaczynając zabiegi pielęgnacyjne. Na ciało nakładała liczne kremy przy okazji myjąc się dokładnie. Jednak to z włosami miała największy problem. Nałożyła na nie odżywkę i szampon by jak zawsze były niezwykłe, silne i niemal lśniące. Co ciekawe środki, których używała były dosyć niespotykane poza rejonami Śnieżnych Wzgórz. Wiedziała, że pomimo sporych zapasów będzie musiała z czasem napisać list o więcej, ale to zmartwienia na później. Zaraz po wyjściu wytarła się jednym z ręczników, a potem ubrała w swoją koszulę nocną jak i szlafrok, a stopy wsunęła w ciepłe kapcie. Następnie zawinęła głowę drugim ręcznikiem. Jak wróci do komnaty będzie musiała ją wyszczotkować, wiedziała o tym. Nie chciała nadużywać gościnności tych księżniczek, więc zrobi to jak wróci. Powoli zaczęła zbierać swoje rzeczy, choć sama myśl spotkania jej upiornych współlokatorek ją przerażała, to wiedziała, że nie mogła tu zostać za długo.
  2. Snow Night/Ewelina Szymańska Gierki ze strony Anny były niezwykle męczące. Im dłużej z nią rozmawiała dowiadywała się przy okazji jak niewiele wiedziała o podmieńcach. Kiedyś się ich bała, ale teraz przekonała się, że i one miały własne problemy a ich życie nie było łatwe. Jednak ponad to dowiedziała się jak dziwna była rozmowa z nimi. Trzeba było pilnować się przy każdym słowie. Kucyk nigdy chyba nie będzie ich w stanie w pełni zrozumieć jak i na odwrót. Ale czy na pewno? Nadal tego nie rozumiała i chociaż Anna zaprzeczała czemukolwiek uważała, że między nią a jej kuzynem była jakaś więź. Dlaczego chciałaby w innym przypadku chociażby coś jej o sobie wyjaśnić? - Nie sądzę bym miała jeszcze okazje z nią porozmawiać - odrzekła lekko mrużąc oczy. Widziała ją zaledwie chwilę i już wtedy wydała się jej jakaś dziwna i nie sądziła by była w stanie z nią spokojnie porozmawiać. Anna była spokojna w czasie tej rozmowy, ale czy one wszystkie takie były, co do tego pewna nie była. Jednak, gdy stwierdziła, że nie oskarżyła księżniczki sama przeczyła swym ostatnim słowom, z których wynikało, że ta wykorzystywała Goldinga. - A ja mam wrażenie, że bardziej ci się nie podoba, że ona nadal chce służyć waszej władczyni. Nie wiem, dlaczego ale mam wrażenie, że nie podobało ci się twoje dawne życie i chcesz o nim zapomnieć a sama myśl o tym, że są wśród twojego gatunku jeszcze osobniki, które pragną dawnego życia najwyraźniej doprowadza cię do szału - odparła Snow myśląc, że w końcu, choć trochę zdołała ją rozgryźć. Meteoric Burn - Chyba nie słuchałeś - odparł w stronę Cyrusa pokazując dłonią na wymarłą okolice. - Wirus mutuje i zabija natychmiast. Nikogo niema w okolicy, bo już by nie żył, jeśli ktoś spróbuje choćby odetchnąć tym powietrzem lub zranić się tutaj natychmiast zginie. Dopiero za godzinę wirus się wypali z braku żywicieli. A jego wolałem zabić żeby nie wozić zarażonego z nami, bo jeszcze to rozprzestrzeni dalej a na to gotowi nie jesteśmy jeszcze - dopiero jednak, gdy Cyrus spytał o pacjenta 0 mężczyzna wyglądał jakby nie bardzo chciał do tego wracać. - Tworzenie leków to próby i błędy. Powstanie Pandory było właśnie takim błędem - lekko westchnął. - Gdy New Medica jeszcze była dość niewielka i zaczynaliśmy zdobywać rynek mieliśmy sporo pracy nad tworzeniem zupełnie nowych leków, które miał zrewolucjonizować świat a nam dać potrzebne wpływy. Pacjent 0 był kiedyś jednym z nas. Znaczy nie służył naszej pani, ale dawniej był kucykiem i czołowym naukowcem naszych laboratorii. Jednak on tworzył dla idei chciał sprawić by świat stał się lepszy. Więc był bliski stworzenia leku, który miał ostatecznie uwolnić ludzi od nowotworu niezależnie, jaki by to był i na jakim etapie rozwoju - znów lekko się zamyślił. - Badania były obiecujące poświęcał temu wiele czasu nawet niemal nie jedząc i nie sypiając. Badał to na wszelkie sposoby coraz bardziej zmieniając lek i nowotwór aż w końcu stworzył to, co widzisz obecnie. Nim jednak zdążył to zniszczyć z powodu zmęczenia zaciął sobie lekko skórę skalpelem. Zdał sobie sprawę, że się zaraził i jak wirus szybko działa. Podał sobie antidotum, nad którym tyle pracował w ogromnej dawce a potem zapadł w śpiączkę. Zamknęliśmy w gabinecie przypiętego do łóżka. wszystko wyglądało dobrze do czasu przynajmniej. Jego ciało zaczęło się dziwnie deformować. Stracił wzrok, zaczęły mu wypadać włosy. Nie mówiąc o tym, że organy odpowiedzialne za rozmnażanie czy wypróżnianie zaczęły obumierać. Na całym ciele pojawiły się liczne żyły, język i warga okropnie spuchły a sam stał się niezwykle agresywny. Przejawia tylko szczątkową inteligencją jednak trwa to tylko kilka sekund zaraz potem rzuca się na ciebie by zabić. Golding i reszta jego ludzi nigdy nie odkryła, co go spotkało i myślą, że nie żyje. Natomiast my go nadal trzymamy. Nie wiem, dlaczego to robimy jednak Crystal tylko powiedziała, że jeszcze może się przydać tak samo kazała zaprzestać badań nad lekiem zająć się tym wirusem to jest całą historia. Jak widzisz już śmierć jest lepsza niż takie życie. Jeszcze jakieś pytania czy możemy wracać? - spytał patrząc na Cyrusa.
  3. Alan i Sophie Uśmiechnąłem się, słysząc o Nibylandzkim zwyczaju, który moim zdaniem wydawał się naprawdę piękny. Można było tak nawiązać z kimś bliską relacje. Oczywiście wiedziałem, że nie każdy w Akademii przyjąłby taki gest. Wiele książąt oczekiwałoby raczej czegoś innego niż muszli jako podarunku. Najpewniej by uznali, że coś takiego może dać tylko księżniczka. Oczywiście ja się z tym zgadzać nie musiałem i nie chciałem. Słuchając dalej chłopaka zrozumiałem jak Puszcza jest zróżnicowana. Nie sądziłem nigdy, że dla kogoś śnieg może być obcy, podczas gdy dla mnie był codziennością. Tak samo jak i dla mnie Nibylandia była obcym miejscem. - Więc gdy tylko zakończymy Akademię czuj się zaproszony do królestwa Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, na chwilę zapominając o tym, że Akademia może skończyć się dla nas zupełnie inaczej i wtedy żadne z nas nie zobaczy już swojego domu, przynajmniej nie tak jak byśmy chcieli. Pozostała nam nadzieja, a ona zawsze umiera ostatnia. Nagle spostrzegłem jak Aidan zakończył swoją kąpiel. Nie spodziewałem się by siedział tam godzinami, żaden z nas zapewne taki nie był. Nie zwróciłem uwagi na jego ubiór, choć był dla mnie nietypowy. Jednak czy powinno się oceniać kogoś po wyglądzie czy ubiorze? Oczywiście, że nie. Niedługo później Hector poszedł do łazienki. Zauważyłem jak wcześniej dał oczywiście prezent również Aidanowi. Widząc to wszystko lekko się uśmiechnąłem. Oczywiście spokój nie trwał długo, bo Aidan szybko zaczął rozmowę ze mną. Tak zdecydowanie, on był pełen energii. Słuchałem z uwagą jego słów, co chwilę też na nie odpowiadając. - Zgadzam się w zupełności, Aidanie - Cieszył mnie fakt, że mimo, że byłem następcą tronu nie mierzono mnie tą samą miarą. - Nigdy nie chciałem tu trafić - Nagle zrobiłem się bardziej ponury. - Wiem, że to największe wyróżnienie w naszym świecie tu trafić, ale praktyki Akademii nie podobają mi się i nigdy zapewne to się w moich oczach nie zmieni. Nieważne jak bardzo by próbowali odwrócić problem miłym traktowaniem. Gdyby pozwolono mi wrócić do domu nie zawahałbym się nawet chwili by stąd odejść - Taka była prawda, choć polubiłem niektórych tu ludzi, to nie było miejsce dla mnie. - Jednak masz racje, kto wie czy nie spełnisz tu swego marzenia - dodałem z uśmiechem. - Nie możemy spoczywać na laurach, przyjacielu. Fakt wygrywaliśmy do tej pory, ale z każdym naszym zwycięstwem zło pragnie jeszcze bardzie również wygrać. A co do Dyrektora... To ja nadal nie jestem, co do niego przekonany. Zwłaszcza patrząc na kary, jakie daje się tu uczniom, czy ta cała tajemnica z tym co się z nami dzieje gdy nie zdamy. Na dodatek to porywanie Czytelników to barbarzyński zwyczaj - Lekko zmarszczyłem brwi nad tym myśląc. - Tak w sumie to nikt do końca tego nie wie, próbowałem się o nim czegoś dowiedzieć i wiem tylko tyle, że jest tu odkąd tylko była Akademia, oczywiście najpierw było ich dwóch, a teraz wciąż jest tylko ten jeden. Mimo wszystko nie sądzę by można mu było ufać i mówić o szczęściu Sophie spoglądała to na rudą dziewczynę, to na te drugą. Naprawdę się bała, że zaraz coś jej zrobią. Jednak musiała to powiedzieć, bo po prostu nie wytrzymała na widok tego co tu zastała. A jeszcze na dodatek sama myśl o tym, że ta ruda ją cały dzień tylko denerwowała. Nie było więc niczym dziwnym, że gdy Stephanie się podniosła, Sophie lekko się cofnęła, starając się być gotową na atak, który nie nadszedł. Skierowała zaraz swój wzrok na rudą dziewczynę, gdy ta zaczęła do niej mówić. Spoglądała badając ją wzrokiem. Nie była i tak do końca przekonana czy faktycznie profesor Dovey mogła swoją magią coś tu zdziałać. To mogło przekraczać nawet jej zdolności. Otworzyła szeroko oczy dopiero gdy ta zarzuciła jej paskudny charakter. Jak ona mogła? Przecież była niczym kryształ i zachowywała się jak prawdziwa księżniczka. Zresztą miała się przejmować opinią byle Czytelniczki? Gdy ta zaczęła mówić o jej kuzynie dopiero się zdenerwowała. Ktoś taki jak ona powinien znać swoje miejsce, a nie interesować się członkami rodziny królewskiej. Skoro tak, to porozmawia z Alanem i jak zawsze ustawi mu odpowiedni pogląd na wszystko. Jeśli takie miała życzenie, to sam jej powie by dała mu spokój. Ona chciała jej tego oszczędzić, ale skoro to odrzuca, to jej wybór. Nagle dostrzegła uśmiech Stephanie, który zaczął z jakiegoś powodu ją przerażać bardziej niż to jak wstała wcześniej z łóżka. Nie była pewna co planuje. Zwłaszcza, że obie dziewczyny były większe i zapewne silniejsze od niej. Nie spodobało jej się, gdy powiedziała do niej wasza wysokość, w tak drwiący sposób, miała złe przeczucia. Gdy powiedziała jej o braku depilacji okolicy pach od około dwóch miesięcy, Sophie otworzyła szeroko oczy, patrząc już tylko na Stephanie z obrzydzeniem niczym przenosiłaby nieuleczalną chorobę, którą zaraża samym dotykiem. Jednak, gdy do rozmowy włączyła się ta ruda, Sophie kierowała wzrok to z jednej na drugą. Słysząc o higienie Stephanie była niema już pewna, że jest nigdziarką i to w pełni zepsutą. Cała pobladła bardziej niż zwykle i czuła jak z żołądka przelewa jej się wszystko do gardła. Błagała w myśli by to był jakiś koszmarny sen. A jeszcze lepiej żeby jakiś książę na białym koniu przyjechał by ją uratować. Ktoś się pojawił, ale to nie był książę, a jedna z księżniczek, na jej widok Sophie od razu poczuła nadzieje, a gdy usłyszała jej prośbę szybko pobiegła do swoich kufrów. - Oczywiście, daj mi chwilę - powiedziała Sophie z entuzjazmem grzebiąc w swoich rzeczach tak szybko, że nagle jeden z kufrów legł na ziemi. Dźwięk, który jednak wydał przy uderzeniu wskazywał, że jest tam coś niezwykle ciężkiego i nie mogły to być ubrania ani kosmetyki, a coś o czym najwyraźniej Sophie nie powiedziała Stephanie, gdy ta pierwszy raz pytała ją o zawartość kufrów. Sophie nie zwróciła na to uwagi grzebiąc w innym, w którym pełno było środków higienicznych. W końcu znalazła to czego szukała, a był to pojemniczek pełen masła kokosowego, o które prosiła Aria. Sophie się do niej ciepło uśmiechnęła i włożyła go w jej dłonie. - Gdybyście czegoś potrzebowały mówcie, chętnie pomogę - Byle tylko być daleko od tych dwóch owłosionych straszydeł, pomyślała i nagle znów spojrzała na Arie. - To dosyć nietypowa prośba i nie oczekuje oczywiście, że się zgodzisz, ale czy mogłabym prosić by wziąć kąpiel w waszej łazience? - spytała z nadzieją w oczach, lekko przy tym przekrzywiając głowę na bok.
  4. Alan i Sophie Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc, że nikt nie ma przeciwwskazań by poszli pierwsi skorzystać z łazienki. Nie bardzo chciałem im mówić co planuje i to nie dlatego, że im nie ufałem, bo tak z pewnością nie było. Zarówno Hector jak i Aidan wydawali się być naprawdę mili. Zwłaszcza, że Aidana już nieco poznałem, więc mogłem być co do niego pewny. Jednak nie byłem pewny czy któryś z nich nie chciałby zaraz iść ze mną. Zwłaszcza Aidan mógłby być chętny, ale ja nie chciałem nikogo narażać na kłopoty własnymi pomysłami. Poza tym musiałem chwilę pobyć samotnie i zebrać spokojnie myśli. W chwili, gdy Aidan zaczął odchodzić, ja usiadłem w oknie, co jakiś czas patrząc na Hectrora to na krajobraz za oknem jak i samotną wieże Dyrektora Akademii. Sam Hector miał bardzo ciekawy kufer, nim zdążyłem o cokolwiek zapytać ten jakby czytał mi w myślach i wszystko wyjaśnił. W odpowiedzi lekko się uśmiechnąłem znów zwracając się do okna, przynajmniej do czasu, aż Hector ponownie się odezwał i podszedł w moim kierunku. W osłupieniu słuchałem go, patrząc to na muszle to na niego. Nigdy nie dostałem jeszcze tego rodzaju podarunku, aż nie wiedziałem, co powiedzieć. - Dziękuje, to naprawdę szlachetny gest - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, sięgając po jedną z muszli. - Głupio mi Hectorze, gdyż ja nie sprowadziłem ze sobą żadnych podarków poza białą różą, którą już podarowałem w momencie rozpoczęcia - Taka była prawda. Poza śniegiem, który przypominał mi dom jak i różami, które tam rosły nie było nic, co by mogło mi go przypomnieć. - Na pewno tego nie zapomnę, możesz być pewny - dodałem uderzając lekko pięścią w pierś. - Mało podróżowałem poza granicę mego domu, ale czytałem wiele o twym. Nibylandia zawsze wydawała mi się jedną z tych najbardziej magicznych krain w Puszczy. Mam nadzieje, że będę mógł kiedyś ujrzeć jej piękno - Nadal nie byłem pewny co mnie czeka w przyszłości, zwłaszcza teraz. Gdy znów targnęło mną zwątpienie w siebie, ponownie przypomniały mi się słowa pocieszenia ze strony Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale podziały na mnie niezwykle krzepiąco. Gdy Sophie kierowała się do komnaty, coraz bardziej bała się tego co tam ujrzy zwłaszcza, gdy teraz była sama z tymi dwiema. Tak bardzo jej teraz brakowało towarzystwa innych prawdziwych księżniczek. Nie była pewna czy jej współlokatorki nawet nie podpaliły pod jej nieobecność komnaty, wcale by się nie zdziwiła gdyby tak było. W końcu powoli weszła do pokoju. Gdy ujrzała, że komnata jest taka jak dawniej, w duchu odetchnęła z ulgą. No tak, przynajmniej było tak, aż nie zobaczyła tej rudej dziewczyny, która właśnie wyszła z łazienki, na dodatek po jej włosach wiedziała, co robiła nie dawno. Poczuła, że robi jej się słabo na samą myśl i chyba zaraz zemdleje. W momencie, gdy usłyszała te drugą, to zrobiło jej się jeszcze bardziej niedobrze, miała wręcz wrażenie, że te ją ignorują. W końcu nie wytrzymała i otworzyła usta. - Chwileczkę - powiedziała w kierunku Stephanie. - Najpierw ja pójdę, samo to, że ona się wykąpała pierwsza - dodała, patrząc na rudą dziewczynę i lekko się przy tym krzywiąc. - Mnie przeraża, ale jeszcze miałabym umyć się po was obu? - Ponownie spojrzała na Elisabeth. - Nie jestem nawet pewna czy nie zarażę się czymś po niej - Lekko zbladła na samą myśl. - Nawet nie wiadomo czy nie miałaś jakiś pluskw lub kleszczy po wyciecze do Puszczy. Pewnie nawet nie umyłaś po sobie dokładnie wanny. Na dodatek nie zdziwię się jeśli ten dramat na twojej głowie zatkał odpływ. Teraz mogę złapać trądzik, a może i trąd - Pobladła jeszcze bardziej. - Moja skóra jest delikatna niczym jedwab, nie mogę żyć w takich warunkach - Nagle znów spojrzała w kierunku Elisabeth. - Poza tym prosiłabym byś zostawiła mojego kuzyna w spokoju. Złapałaś jego różę, wspaniale, ale on nie jest tobą zainteresowany, zrobił to tylko dlatego, że zawsze współczuł czytelnikom, nic poza tym. On jest księciem i następcą tronu, więc powinien obracać się w odpowiednim towarzystwie
  5. Thomas Widząc jak nieco się cofnęła, Thomas odetchnął w myśli. Naprawdę nie chciał o tym rozmawiać, bo nawet on sam tego do końca nie rozumiał. Ulga szybko minęła wraz z chwilą, gdy zobaczył jej wzrok. Tak wzrok, który mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. Miał nadzieje, że nie będzie tego dalej kontynuować, gdy usłyszał od niej, że miga się od odpowiedzi na jej pytanie zdał sobie sprawę, że ta tak łatwo sobie nie pójdzie. Znacznie później albo i wcale dodał sobie w myśli na jej kolejne słowa, widząc jak w końcu odchodzi. Jak mogła odkryć coś czego i on do końca nie rozumiał? Nie mogła tego zrobić. Miała mimo to racje co do jednego, nie był rycerzem. Co prawda słyszał w baśniach o czarnych upadłych rycerzach, ale i do takich się nie zaliczał, taka była prawda. Natomiast Elvira nie była damą jego serca i nigdy nie będzie, bo nigdziarze nie kochają. Dlaczego więc nie chciał do końca przyjąć tego do siebie? Powoli ruszył pod prysznic. Zdjął z siebie spodnie, buty jak i tunikę nigdziarską, a następnie stanął pod prysznicem wpatrując się w sufit, gdy czuł jak woda spływa po jego ciele. Nie powinien nic robić, to nie była jego sprawa. Nigdy dla nikogo nic nie robił, bo nigdy nikogo nie obchodził odkąd wszystko stracił. Jednak wciąż przed jego oczy powracał niczym fatum obraz siniaków na szyi Elviry i widok twarzy Christiana, który cieszył się jej bólem. Gdy za każdym razem próbował odegnać ten obraz on wciąż powracał, sprawiając, że wściekał się coraz bardziej. W pewnym momencie zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w ścianę, marszcząc przy tym wściekle brwi. W końcu sięgnął po swoje mydło i zaczął dokładnie myć całe ciało. Zmył przy okazji z siebie krew, która wylała się z rozdrapanej blizny przez bestie. W końcu, gdy skończył prysznic, powoli wyszedł i zaczął się dokładnie wycierać. Wiedział już, co należy teraz zrobić. Gdy skończył to wszystko, ruszył w stronę komnaty. Na jego twarzy nie sposób było zobaczyć emocji. W końcu, gdy dotarł na miejsce szarpnął drzwi komnaty i wszedł ciężkim krokiem. Zamknął za sobą drzwi, po czym spojrzał najpierw na Navina, a potem na odwróconego do niego plecami Christiana, który już leżał w łóżku. Nagle Thomas rzucił niedbale na ziemię swoje rzeczy i ruszył ku niemu, a gdy tylko się zbliżył chwycił Christiana za kark tak mocno, że go zrzucił z łóżka na ziemię. Christian był skołowany tym, co się stało. Najpierw spojrzał na Navina, a potem dopiero na Thomasa. Widząc wyraz jego twarzy wiedział, że nie ma co nawet rozmawiać. Podniósł się w jednej chwili w czym Thomas mu nawet nie przeszkadzał. Nie miał zamiaru dać się znów ośmieszyć przez tego niby nigdziarza. Zamachnął się ręką w stronę Thomasa by uderzyć go z całej siły pięścią, było to jednak na nic. Mimo, że Thomas był całkiem wysoki i dobrze zbudowany okazał się również niezwykle zwinny. To mu wystarczyło by zrobić zręczny unik i uderzyć Christiana pięścią w brzuch. Chłopak nabity na rękę przeciwnika nie był nawet w stanie utrzymać śliny w ustach, która wypłynęła na rękę kata, a potem padł na ziemi próbując się podnieść. Tym razem Thomas nie czekał i kopnął go w żebro, na tyle mocno, że Christian potoczył się w stronę swoich rzeczy. Thomas patrzył na niego zimnym wzrokiem. - Prosiłem o coś, a ty nawet nie umiałeś tego zrobić - powiedział ponuro Thomas w kierunku chłopaka. Christian nic nie mówił nadal leżąc wśród swoich rzeczy, więc Thomas znów ruszył w jego kierunku. Gdy tylko się zbliżył do niego, Christian w jednej chwili się podniósł uzbrojony w nóż. Najwyraźniej miał go ze sobą w kufrze. Zamachnął się bronią, ale Thomas w ostatniej chwili zrobił unik przez co atak tylko naciął mu lekko rękaw. Christian nadal stał z nożem, patrząc na Thomasa, który teraz przyjął pozycje defensywną. Christian, więc przeszedł do ofensywy i nie dbając o nic zamachnął się nożem celując w serce Thomasa. Gdy miał zadać śmiertelny cios, Thomas chwycił jego rękę i ją wykręcił z taką siłą, że Christian puścił nóż i wrzasnął z bólu, wtedy też dostał potężny cios pięścią w twarz i legł na ziemi. Gdy próbował się pozbierać Thomas znów do niego podszedł i szarpnął go za jego ciuchy podnosząc w powietrze. Christian patrzył w stronę Navina, mając nadzieje, że ten coś zrobi. Chociaż chwyci jego nóż i spróbuje dźgnąć Thomasa. Sam Thomas ignorował drugiego współlokatora, co nie znaczyło, że nie był gotowy na taki nagły atak. W jednej chwili po całym pokoju rozniosły się żałosne jęki Christiana, gdy Thomas uderzył go kilka razy pięściami po twarzy jak i reszcie ciała, aż w końcu go puścił. Wpatrywał się w niego dobrą chwilę, aż w końcu jak nigdy nic odszedł w stronę swojego łóżka. Nic nawet nie powiedział do Navina tylko się położył wcześniej zbierając swoje rzeczy z podłogi. Natomiast Christian leżał jeszcze dobrą chwilę na ziemi. Nienawidził bólu, co zresztą pokazał już w sali udręki, a obecny był dla niego znacznie mniej przyjemny. Dobre kilka minut zbierał się z podłogi, starając się dojść do siebie, ostatecznie zaczął się czołgać, aż doczołgał się do łóżka, na którym się położył. Wiedział dobrze za co Thomas go tak pobił, ale nie odważył się otworzyć ust, zresztą nie miał ochoty teraz nic mówić będąc nie tylko obolałym, ale i mając jeszcze bardziej zranioną dumę. Wiedział na pewno jedno, Thomas nie był nigdziarzem ani zawszaninem, był tego pewny. On był potworem, który nie powinien był trafić do akademii. Ktoś taki powinien skończyć, jako karma dla wilków.
  6. Alan i Sophie W końcu od czasu gdy Sophie poznała swoje współlokatorki dopiero teraz poczuła się jakby była we właściwym miejscu stworzonym właśnie dla niej. Nie miało teraz znaczenia, że cały dzień musiała znosić współlokatorki, które najwyraźniej były wrednym żartem Dyrektora. Taka była prawda, bo zdecydowanie żadna z nich nie pasowała do Akademii. Oczywiście nie licząc, Nerysy, z którą dobrze jej się rozmawiało. Słysząc o tym, co mogłaby robić z tymi nowo poznanymi księżniczkami poczuła wręcz wzruszenie. Nawet nie zwróciła uwagi na ton ze strony Emeraldy. Jednak taka była prawda i powinna jeszcze jutro porozmawiać o tym z dziekan Dovey. W końcu ona była niczym delikatny piękny kwiat, a tamte z pewnością nie można powiedzieć by były choć trochę delikatne. Sama jej skóra była niczym jedwab, w którym zresztą również zwykle spała. Nawet wśród najpiękniejszych dwórek swojego rodzinnego królestwa się wyróżniała. A teraz przydzielono ją do dwóch dzikusek, niebezpiecznych dla wszystkich wokół. Lucinda miała racje, nigdy nie wiadomo co takim mogło strzelić do głowy. - Dziękuje - powiedziała naprawdę szczerym oraz wzruszonym tonem, który teraz na pewno nie był udawany. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy, jesteście po prostu niesamowite - mówiła nadal będąc wzruszoną. Miała co prawda nadzieje, że tamte szybko nie zdadzą, bo wtedy będzie miała własną komnatę dla siebie. Jednak w ciągu tych kilku spędzonych chwil z nimi nie była pewna czy zdoła wytrzymać choć jedną noc wspólnie z tymi dwoma, a co dopiero czekać, aż nie zdadzą. Obecne tu księżniczki miały racje, musiała to jak najszybciej wyjaśnić. Jednak zanim to zrobi musi dać do zrozumienia tej rudej dziewczynie by zostawiła jej kuzyna w spokoju i przestała się mieszać. Niedługo później doszła już z nimi do głównego holu, coraz bardziej obawiając się powrotu do komnaty. Spoglądała na pocałunek księcia Abraxasa i damy jego serca czują pewne wzruszenie tym. Mimo całego swojego charakteru, miłość i na nią działała poruszająco. Ponownie wróciła na ziemię, słysząc pożegnania książąt z nimi. Naprawdę chciała by któryś z nich z nią poszedł, by stanął w jej obronie przed tymi niebezpiecznymi dziewczynami, jeśli zaszłaby taka konieczność. Jednakże zaraz wszyscy zniknęli z jej oczu, idąc w swoje strony i zostawiając ją samą. Stała chwilkę w samotności, jakby nadal się obawiając wrócić i wtedy właśnie spojrzała na swoją parasolkę i lekko uśmiechnęła się w jej kierunku, aż w końcu westchnęła i ruszyła do swojej komnaty, starając się odgonić złe myśli. Szkoda mi było, że Damien nie mieszkał z nami. Wydawał się interesować ciekawymi tematami, o których mogliśmy sporo pomówić. Niestety w komnacie mogło nas być tylko trzech. Jednakże Aidana już całkiem polubiłem. Nigdy nie obchodziło mnie czyjeś pochodzenie, poza tym miał coś czego większość bufonów tu nie miała, a było to dobre serce. Natomiast Hectora znałem bardzo krótko, ale przez ten niewielki okres czasu wydał się bardzo sympatyczny, więc cieszył mnie fakt, że mogłem dzielić komnatę z kimś takim. Niestety w drodze do pokoju nie było możliwości się lepiej poznać, bo wszyscy najwyraźniej zagłębili się w świecie własnych myśli. Nie chciałem im przeszkadzać, więc zrobiłem tak samo. Głównie planowałem jak wydostać się na swój wieczorny trening. Współlokatorzy to jedno, ale wyminięcie wróżek może być problemem. W pewnym momencie przeszła mnie myśl czy z Elisabeth wszystko w porządku. Pokręciłem lekko głową odganiając tę myśl. To oczywiste, przecież co niby miałoby się jej stać? Tak właśnie mijała mi droga, aż nie dotarliśmy na miejsce. Przez całą drogę oraz przez natłok swych myśli nie bardzo przyglądałem się korytarzowi, ale dochodząc do komnaty nie było możliwości by nie zauważyć jak ona wygląda. Malowidła, które jako pierwsze uderzyły w moje oczy wprawiły mnie w zachwyt tak wielki, że zaniemówiłem, stojąc i patrząc na nie z szeroko otwartymi oczami. Naprawdę uwielbiałem takie malowidła łona natury, a na pewno bardziej niż proste ściany. Dodatkowy wizerunek szermierzy też wyjątkowo uprzyjemniał wnętrze komnaty. Podłoga prezentowała się równie dobrze, chociaż dywany to jak dla mnie była już lekka przesada. Żyrandol natomiast dodawał tu kolejnego uroku. Moje oczy w końcu skierowały się na łóżka, które czekały najwyraźniej na nas. Hector zdążył już swoje wybrać, wszystko wskazywało, że już wcześniej tu był. Choć nic nie mówiłem zależało mi by spać przy oknie. Głównym powodem było to, że zawsze lubiłem podziwiać nawet w domu naturę choćby z okna wieczorami. Więc gdy tylko usłyszałem Aidana skierowałem zaraz wzrok na niego. - Dziękuje, nawet nie wiesz jak się cieszę - powiedziałem, zbliżając się do łóżka i oceniając jego miękkość, aż nie odwróciłem się do swych współlokatorów. - Jeśli chcecie możecie skorzystać przede mną z łazienki. mogę iść ostatni - dodałem z uśmiechem. Poza tym, że naprawdę jakoś specjalnie nie zależało mi na kolejności, to tak będzie mi po prostu łatwiej się wymknąć, gdy ci najpewniej już zasną, gdy ja w tym czasie będę się mył. Wtedy będzie mi po prostu łatwiej się stąd urwać.
  7. Thomas Widząc jej uśmiech chłopak był niemal pewny, że ta czuła jakąś satysfakcję z tego wszystkiego. Naprawdę pragnął jej coś powiedzieć, zrobić coś by utrzeć jej nosa, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Naprawdę nie potrafił nic jej zrobić, nawet powiedzieć czegoś wrednego, chociaż wiele takich słów chciało z niego ujść, to wszystkie stanęły mu w gardle. Słysząc jej kolejne słowa uniósł lekko wzrok by przyjrzeć się śladom na jej szyi. Teraz był w pełni przekonany, że wcześniej była duszona. Nie miał wątpliwości, widząc te ślady. Same siniaki układały się w dość charakterystyczny wzór. Przerwał jednak dalsze obserwacje, słysząc jej relacje na temat Christiana. Zacisnął dłoń w pieść do tego stopnia, że jego paznokcie lekko ją zraniły, przez co zaczęła z niej lekko wypływać krew. Nawet nie zwrócił na to uwagi, czując coraz większy gniew, który ogarniał jego ciało niczym płomień. Nawet nie rozumiał dlaczego tak było, ale na te chwilę naprawdę pragnął dostać Christiana w swoje ręce. Miał ochotę go rozszarpać na miejscu. Ponownie podniósł wzrok na nią, dalej jej przy tym słuchając. Urodziła się w zawszańskiej rodzinie i nie bała się gościa, który niemal ją zabił? Jak to było możliwe? Nie sądził by była głupia i stąd ten brak strachu, nie to nie było to. Tacy ludzie jak ona skrywali za brakiem strachu coś innego, był tego pewny. Gdy wspomniała, że nie boi się i jego, mrugnął kilkukrotnie. Czyli jednak to był urok i wiedziała, że nic nie może jej zrobić? Na dodatek sama zaproponowała by go ukarał. Teraz miał dylemat, jeśli to zrobi i go ukarze tak jak pragnął tego odkąd się dowiedział co jej zrobił, będzie już zapewne pewna, że jest pod jej kontrolą. Jeśli nic nie zrobi pokona być może te klątwę, ale złamie własne zasady. Otworzył szeroko oczy, słysząc jej pytanie. Więc to wszystko nie była jej sprawka? W takim razie, co takiego się z nim działo? Dlaczego nie był w stanie nic zrobić? Wpatrywał się w jej oczy dobrą chwilę, jakby szukając odpowiedzi, której oczekiwała, aż w końcu otworzył usta. Słowa, które z nich wypłynęły raczej nie mogły jej dać satysfakcji. - Myślę, że wiele dziś przeszłaś, to był długi dzień i chyba powinnaś już iść spać - powiedział bez emocji lekko mrużąc przy tym oczy. Nie wiedział co innego mógł jej w tej chwili odpowiedzieć, zwłaszcza gdy jego myśli były w strzępkach. Może jeśli spokojnie weźmie prysznic, który go odpręży i uwolni się od niej, znów zacznie myśleć normalnie i wtedy dokładnie przemyśli co powinien z tym wszystkim zrobić.
  8. Alan i Sophie Kątem oka spojrzałem na Aidana, słuchając jego słów. Miałem wrażenie, że nie do końca mi dowierzał. Dlaczego uważał, że czułem coś do Elisabeth? Dlatego, że złapała moją różę? To był tylko przypadek, gdyby to ode mnie zależało wcale bym nie brał udziału w tej idiotycznej tradycji. Czy też może to dlatego, że z nią rozmawiałem? Była po prostu miła i bardzo dobrze mi się z nią porozumiewało, to wszystko. A czemu stawałem w jej obronie? Na to pytanie odpowiedziałem mu wcześniej. Więc skąd u niego wątpliwości? Przecież nie czułem względem niej głębszych uczuć, skoro ledwo ją znałem to nie mogłem, prawda? Ponownie wyrwał mnie z mojego zamyślenia. Sam spojrzałem w kierunku książąt i księżniczek i lekko zmarszczyłem brwi. - Sam myślę, że znalazłem się tu przez pomyłkę - westchnąłem ze słabym uśmiechem. Aidan chociaż miał wyjaśnienie nie rodząc się w rodzinie królewskiej, a ja? No właśnie... Byłem księciem innym niż wszyscy. Nie znosiłem tych prawdziwych książąt i chciałem pokazać, że mimo, że jestem dziedzicem tronu, to mogę także być inny niż tamci. Nie musiałem przypodobać się żadnej z księżniczek, nie było mi to potrzebne. Nagle jednak spostrzegłem, że zbliżają się do nas inni książęta. Jednak nie tacy typowi. To byli ci sami, którzy rozmawiali o szukaniu jakiejś księżniczki. Obaj wyglądali na całkiem miłych i tak samo się też zachowywali. Miałem co do nich dobre przeczucia. Nagle przypomniałem sobie, że jeden z nich rzucił różę Sophie w czasie rozpoczęcia, ale teraz nie wyglądał na specjalnie nią zainteresowanego. - Miło was poznać, jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, patrząc na drugiego chłopaka. Ucieszyłem się słysząc, że dziele pokój z jednym z nich i Aidanem. Bałem się już, że będziemy musieli znosić jakiegoś typowego księcia. - Zgadza się i również cieszy mnie fakt, że tak się złożyło - mówiłem z niekrytą radością. Ruszyliśmy dalej wspólnie z nimi, aż nie zobaczyliśmy jakiejś księżniczki. Więc to musiała być siostra Damiena. Kolejna nietypowa księżniczka. Choć miała w sobie pewien urok, to jej twarz wskazywała, że musiała być niezwykle poważną damą. - Alan ze Śnieżnych Wzgórz - Lekko się ukłoniłem przed księżniczką. Gdy nasze powitania dobiegły końca znów ruszyliśmy dalej. Pomimo że starałem się nigdy nikogo nie podsłuchiwać, to niestety tym razem nie byłem wstanie tego zrobić. Rozmowa, Damiena i Magdalene była tematem, którym i ja niezwykle interesowałem się od dawna. Spojrzałem kątem oka na portrety, to rzeczywiście było interesujące. Dlaczego żaden portret z tamtych czasów nie zdołał się zachować? Nie wierzyłem by zniszczył je ząb czasu, nie w takim miejscu. Czyżby dobry Dyrektor nie mógł na nie patrzeć, bo były to dla niego zbyt bolesne wspomnienia, czy może chciał coś ukryć przed wszystkimi? Niestety nim zdążyłem cokolwiek wtrącić lub o coś spytać księżniczka zaczęła odchodzić. Będę musiał przy jakiejś okazji porozmawiać z nią i Damienem o tym, może jak wymieniłbym z nimi swoje spostrzeżenia, które sam od dłuższego czasu badam udałoby się odkryć coś ciekawego. Po raz pierwszy odkąd Sophie trafiła do Akademii poczuła się dziwnie będąc niezauważaną. W królestwie Śnieżnych Wzgórz zawsze była uważana jako najpiękniejsza na całym dworze. A teraz to zniknęło. Patrzyła na inne księżniczki i zdała sobie teraz sprawę, że jest jedną z wielu. Pierwszy raz w życiu poczuła, że zostanie tutaj niedostrzeżona przez nikogo. Mimo to nie chciała zmieniać swego wcześniejszego postanowienia. Nie będzie nachalna, ona chciała poznać taką samą miłość jak jej mama. Tę samą, dla której później ona o niej zapomniała. Uśmiechnęła się lekko, gdy jeden z przystojnych książąt zaprosił ją by poszła z nimi. W czasie wspólnego spaceru z nim i innymi księżniczkami nadal nic nie mówiła, idąc niezwykle spokojnie. Po prostu nie miała co powiedzieć, a nie chciała się przekrzykiwać z innymi. Dopiero, gdy padło pytanie Emeraldy na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. Tego właśnie się bała, że przez swoje współlokatorki wszyscy będą patrzeć na nią jak na kogoś gorszego. Jednak musiała odpowiedzieć, innego wyjścia nie miała jeśli nie chciała stracić w oczach całej tej grupy. W końcu uśmiechnęła się delikatnie jakby zbierała w sobie odwagę. - Szczerze mówiąc... To właśnie powrotu do komnaty obawiam się najbardziej - Lekko posmutniała, wbijając wzrok w ziemie. - Zupełnie tam nie pasuje, ja i moje współlokatorki jesteśmy jak ogień i woda. Wszystko w Akademii jest niesamowite, ale gdy przebywałam z nimi trochę czasu... Zrozumiałam, że nie będę tam pasować. Zapewne już wiecie, o kim mówię - dodała lekko wzdychając. - Nie wiem dlaczego chciano bym to ja z nimi zamieszkała, być może mają nadzieje, że zdołam im pomóc się dopasować do nas. Jednak nie wiem czy to zdanie mnie nie przerośnie. Wychowałam się na dworze i nie miałam okazji przebywać wśród podobnych ludzi - mówiła bardziej melancholijnie. Prawdą było, że bałaby się nawet próbować je zmienić, o ile to w ogóle było możliwe, a patrząc na nie raczej tak nie było. Jak tak nad tym teraz myślała, to naprawdę nie chciała tam wracać i zostać z tamtymi dwoma sam na sam.
  9. Thomas Słysząc tylko milczenie na wszystko co do tej pory powiedział zmarszczył lekko brwi. Czy tajemniczy intruz sądził, że to groźby bez pokrycia? A może myślał, że będąc przytłoczony całą sytuacją, Thomas się wycofa, a on ucieknie jak nigdy nic? Jeśli tak sądził to był w ogromnym błędzie. Nie miał zamiaru się z pewnością wycofać. Mimo, że sama myśl wyrzucania nagiego nigdziarza z pod prysznica nie wyglądała zachęcająco, to musiał coś zrobić. Zrobił krok do przodu. Jednak nagle otworzył szeroko oczy na dźwięk znajomego głosu. Próbował sobie wmówić, że to nie mogła być ona, że się przesłyszał. A nawet, jeśli to była ona, czemu ciało odmawiało mu posłuszeństwa i stał jak wryty? W momencie dopiero, gdy zasłonka prysznica się odsłoniła, a z pod natrysku wyszła znajoma nigdziarka był kompletnie ogłupiały. Na twarzy był cały czerwony, możliwe, że było to spowodowane tym, że czuł się zawstydzony obecną sytuacją, ale czy na pewno? Nie mógł przestać spoglądać na nią w obecnej chwili. Choć krzyczał do siebie w głowie by się ruszył by coś zrobił, ciało nadal było odrętwiałe. Dlaczego tak się działo? Zadawał sobie pytanie, na które odpowiedzi nie było. Nigdy przecież nikt nie wywoływał u niego takiej reakcji jak ta dziewczyna. Może po prostu rzuciła jakiś urok jak myślał wcześniej. W końcu była wiedźmą i mogła to zrobić, prawda? Spoglądał na nią dalej zauważając nagle świeże sińce na jej szyi. Natychmiast potrafił rozpoznać niedawne ślady i domyślić się, czym były spowodowane. W końcu wiele w życiu widział podobnych ran. Ktoś ją dusił, był co do tego przekonany. Nagle przypomniał sobie to co stało się na rozpoczęciu. A potem przypomniał sobie powód kary Christiana. Teraz jeszcze jej słowa zdawały się wszystko potwierdzać. Nigdy nie poczuł tak potężnej furii jak w tej właśnie chwili, powoli do niej podszedł, a potem stanął tuż przednią, wbijając wzrok prosto w dziewczynę. - Chcesz powiedzieć, że Christian ci to zrobił? - spytał niezwykle spokojnym głosem. A jednak można było wyczuć za nim coś nieprzyjemnego, jednocześnie na pewno nie było to skierowane do niej. Uniósł lekko dłoń jakby chciał dotknąć jej szyi, ale zatrzymał ją w połowie drogi, czując się zakłopotany opuścił lekko głowę. Teraz w jego głowie pojawiła się inna myśl. Jeśli potwierdzi to co chodziło mu teraz po głowie, to rozszarpie Christiana na strzępy. Nigdziarz jeszcze zatęskni za bestią z sali udręki.
  10. Alan i Sophie Zmrużyłem lekko oczy, słuchając ich słów. Zarzucono mi obelgi, podczas gdy oni robili to już dziś dwukrotnie. Najpierw w chwili, gdy Elisabeth wbiegła do zbrojowni nabijali się z niej, a teraz robili to ponownie. W moich oczach oni zachowali się znacznie gorzej niż ja. Faktycznie uciekanie się do obelg jest niegodne. Ja w przeciwieństwie do nich powiedziałem im w twarz co myślę o ich zachowaniu. Podczas gdy oni nabijali się z Elisabeth, gdy jej tu nie było. Żaden nic jej nie powiedział w twarz tylko śmieli się z niej za plecami. Nienawidziłem takiego zachowania najbardziej ze wszystkich. Mimo wszystko, co do jednego mieli racje, a przynajmniej Abraxas. Po co nam były lekcje, na których księżniczki musiały stawać się powierzchowne? To było aż za nadto żałosne. Miałem tylko nadzieje, że Sophie nie zainteresuje się żadnym z tych bufonów ani na odwrót. Powinna wiedzieć, że zasługuje na więcej. Ale jeszcze większą nadzieje miałem, że Elisabeth im nie ulegnie i nie stanie się cieniem samej siebie by tylko zmienili o niej zdanie. Każdy miał prawo do własnego wyboru. Wiedziałem, że tym błaznom nic się nie wyjaśni, więc już zamilkłem i nic nie dodałem. Poczułem niespodziewanie jak ktoś szarpie mnie za rękaw i spojrzałem na Aidana. Gdy dotarło do mnie, co powiedział, zwłaszcza porównując moją obronę Elisabeth do swego zainteresowana Stephanie, kilkukrotnie mrugnąłem zaskoczony, jakby to nie mogło do mnie dojść. W końcu jednak lekko się uśmiechnąłem. - To miłe, co mówisz, Aidanie, ale ja nie przybyłem tu szukać miłości - Kontynuowałem nie zatrzymując się. Zapewne poczuł się zakłopotany, ale ciężko było nie zauważyć, że Stephanie mu się podoba. - Bardzo lubię Elisabeth, bo jako jedyna jak do tej pory patrzy na mnie inaczej, ale to tylko tyle. Nie znam jej niemal wcale. Stanąłem w jej obronie, bo tak powinien zachować się każdy niezależnie czy mówiono by o niej czy kimś innym - dodałem z uśmiechem, nie zatrzymując się, ale sam już tak naprawdę nie byłem pewny tych słów. Sophie natychmiast dostrzegła, że inne księżniczki spoglądają na nią oceniając przy okazji. Nie przeszkadzało jej to, w końcu to było normalne. Nie podobała jej się tylko ta Vivienne, która była tak pewna siebie jakby już napisano o niej baśń. Słuchała spokojnie zarówno Vivienne jak i Constantine. Uśmiechała się do nich uroczo nic nie mówiąc tylko myśląc nad tym co usłyszała. Słowa Vivienne, chociaż brzmiały na słodkie, to Sophie szybko dostrzegła w nich intrygę, w końcu sama tak robiła wiele razy. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni, pomyślała z uśmiechem. Zaraz jednak spojrzała na Constantine. Czy ona naprawdę wierzyła w to, co mówiła? Oczywistym było, że to wszystko od samego początku była jedna wielka rywalizacja. Jednak o ile do tej pory wzrok innych księżniczek jej nie przeszkadzał, to jedna z nich zaczynała już trochę ją irytować, zwłaszcza kiedy cały czas tak na nią spoglądała. Czego próbowała się doszukać? Ukrytych blizn czy innych obrzydliwości? No to się zdziwi, jeśli ma nadzieje na coś takiego. W tym momencie zobaczyła jak dochodzą tu teraz książęta. Musiała przyznać, że wielu z nich było niezwykle przystojnych. Na chwilę spojrzała na Vivienne ze swoim księciem i tylko się uśmiechnęła. Wyglądali razem pięknie, ale ten chłopak zdecydowanie nie był w jej typie. Spostrzegła nawet swojego kuzyna w towarzystwie tego chłopaka, z którym niedawno jedli. Nawet już nie pamiętała jego imienia. Nie podobało jej się, że Alan się ośmiesza kręcąc z kimś gorszym. Przynajmniej nie było przy nim rudej dzikuski. Widząc zachowanie księżniczek i książąt lekko się uśmiechnęła i wycofała bardziej do tyłu. Rozłożyła parasolkę tak by chroniła ją przed słońcem, co wyglądało całkiem uroczo i spoglądała na nich jakby była zbyt nieśmiała by się mieszać. Prawda była inna. Mama zawsze jej opowiadała jak poznali się z tatą. Mówiła, że siedziała tam sama, gdy ten będąc niezwykle przystojnym był właśnie otoczony przez piękne damy. Jednak zwrócił uwagę tylko na jej mamę. A czemu tak było? Jako jedyna się wtedy wyróżniała, bo nie pokazała, że jej zależy. Zawsze jej opowiadała te historie, gdy była mała. Bardzo pragnęła by jej historia potoczyła się podobnie. Wiedziała jednocześnie, że ryzykuje, ale być może ktoś zwróci na nią uwagę. Dlatego stanęła samotnie nie mieszając się w to wszystko. Tylko stała i ładnie wyglądała. Idąc z innymi spostrzegłem Sophie, tym razem już do nas nie podeszła. Być może już przywykła do tego miejsca, a jej lęk minął. Jednak, gdy widziałem jak tam stoi sama jakby się wstydziła podejść, zastanawiałem się czy samemu tego nie zrobić i dać jej wsparcie. Zaraz jednak co innego zwróciło moją uwagę, a była to interesująca rozmowa mijającej nas dwójki książąt. Kolejna księżniczka, która była inna niż wszystkie? To był naprawdę interesujący rok. Jednak teraz bardziej zastanawiałem się gdzie Elisabeth, tylko dlaczego?
  11. Snow Night/Ewelina Szymańska - Księżniczka nigdy by nas nie wykorzystała - powiedziała zaciskając lekko zęby. Jak ona w ogóle mogła tak myśleć po wszystkim, co ona dla niej zrobiła? Zaakceptowała ją jak i wszystkich innych i jest gotowa im pomóc. - Nie wiem jak to działa w waszej hierarchii, ale Golding sam podjął się służby wobec naszej władczyni i złożył przysięgę przed nią, że będzie chronić naszej krainy. Cokolwiek by mu nie kazała zrobić on by to zrobił, bo wiedziałby, że robi to dla większego dobra - starała się jednak nie atakować jak ostatnio, pomimo że poczuła się dotknięta przez takie oskarżenia wobec ich władczyni. Słuchała jej dalej w milczeniu po tym niewielkim wybuchu. - Glamor? - spytała przypominając sobie nagle kobietę, którą widziała, gdy wracały wspólnie z kurortu. Cały czas wydawała się jej dziwna jednak nigdy by nie pomyślała. - Mam rozumieć, że i ona? - pokręciła lekko głową przypominając sobie coś, co było nie tak dawno. - Pamiętam, że jak rozmawialiśmy przy stole w pewnym momencie się zdenerwowałaś. Mianowicie, gdy Golding wspomniał o przywódczyni podmieńców w jego organizacji. Ona jest taka jak ty prawda? Trutówką? Czy jako podobna tobie nie powinna ci być jakaś bliska niczym siostra? - pytanie, co prawda było inne jednak chciała spróbować jakoś do niej dotrzeć, jeśli była jeszcze szansa nawet dłuższą drogą. Meteoric Burn W chwili, gdy Cyrus wracał do innych i tylko się do nich zbliżył mógł coś poczuć. A mianowicie przez niewielką chwilę jego ręka ta, którą zawarł pakt z Crystal przechodził przez nią nieznośny ból niczym krew by się w niej gotowała. Jednak ból zniknął równie szybko jak się zaczął. Tak jak by dostał ostrzeżeni na przyszłość do tego, co robi. Najprawdopodobniej Crystal nie spodobało się jego rycerstwo i pomoc innym. Meteoric spojrzał na niego i kiwnął głową patrząc jak zbiera się reszta oddziału. W pewnym momencie jednak, gdy wszyscy się zbliżali jeden z nich zaczepił kawałkiem kombinezonu o wystający z okolicznej ściany pręt. W jednej chwili jego kombinezon się lekko rozdarł tworząc niewielką dziurę. Zaczął spoglądać po wszystkich przerażony. - Dajcie spokój jestem pewny, że to już zniknęło w końcu niema, na czym żerować - mówił przerażonym głosem cofając się. Jednak po minie Meteorica można było stwierdzić, że nie bardzo w to dowierzał. Powoli wyciągnął pistolet celując do niego. Przerażony mężczyzna zaczął uciekać. Jednak nie oddalił się za bardzo. Po okolicy rozniósł się głos wystrzału a bezwładne ciało mężczyzny padło na ziemie. - Nikt tego nie przeżywa rozumiecie? - odparł wściekle. - A pacjent 0? - spytał jeden z nich. - Już śmierć byłaby lepsza od jego losu - odparł patrząc na wszystkich aż spojrzał na Cyrusa. - To jest właśnie Pandora. Gdy tylko odzyskamy dawną postać rozsiejemy to niszcząc przy tym całe życie na tym świecie. Tylko kucyki są odporne na jej działanie. A wszystko dzięki czemuś, co nas wyróżnia nad innych. Jednak w obecnej postaci tego nie mamy. Masz jakieś pytania Cyrusie?
  12. Thomas i Christian Gdy tylko oboje weszli do pokoju można było zauważyć, że Thomas jest dziwnie zamyślony jakby był zupełnie nieobecny i nie słyszał Navina, a może nie chciał słyszeć? Usiadł na łóżku i podparł brodę na dłoniach, dalej milcząc. Wciąż w głowie chodziły mu słowa Bestii. Dawno nie myślał o rodzicach, a przynajmniej nie tak. Czy naprawdę stanie się taki jak ich kaci? Christian natomiast szedł lekko zgarbiony do łóżka, nadal trzymając dłoń na plecach. Można było łatwo zauważyć po jego minie, że jest kompletnie wściekły. W końcu, gdy jednak dotarł do celu i usiadł wygodnie, spojrzał ponuro najpierw na Thomasa, a potem na drugiego współlokatora. - Nie chcesz jej zobaczyć - warknął ponuro Christian, patrząc znów na Thomasa, który nie reagował. Nadal był wściekły, bo to było nie fair. Bestia go nawet niemal nie dotknął i teraz sobie tu siedzi spokojnie, a on to co? Plecy bolały go strasznie, pomimo że nie zasłużył na te karę ani trochę. Ponownie spojrzał na Navina, słysząc o prysznicu i lekko się skrzywił. - Ja też nie mam zamiaru tam iść. Prawdziwy nigdziarz nie potrzebuje tego typu rzeczy - Powoli położył się na boku i odwrócił do innych plecami. Thomas nadal nie reagował, nawet na słowa Christiana. Jednak, gdy usłyszał o prysznicu, mrugnął niczym wybudzony z transu. Mimo wszystko zawsze dbał o higienę osobistą. Nawet mieszkając samemu w tej ruinie, zawsze znalazł miejsce gdzie mógł o to zadbać. Teraz będąc nigdziarzem też nie miał zamiaru prezentować się jak ostatni obdartus. A skoro żadne z nich nie chciało skorzystać z ciepłej wody miał sobie odmówić takiego luksusu? - Ja skorzystam - powiedział jakby bardziej do siebie i to były jego jedyne słowa jakie powiedział odkąd wrócił do komnaty. Zanim wyszedł, wyciągnął z kufra cienki ręcznik jak i jakieś szare mydło. Nie miał zbyt wiele ze sobą, ale kilka rzeczy zabrał. Christian nawet nie spojrzał w jego kierunku nadal leżąc obróconym do tyłu. W końcu Thomas się podniósł i bez słowa wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Miał nadzieje, że ten prysznic mu pomoże znów normalnie myśleć. Nie chciał już więcej czuć, naprawdę pragnął pozbyć się tych dawnych bolesnych emocji. Zbliżał się coraz bardziej do łazienki, gdy jednak chwycił za klamkę, usłyszał, że ktoś tam jest. Zmarszczył wściekle brwi, ponownie przybierając dawny wyraz twarzy i ciężkim krokiem wszedł do łazienki, a potem stanął na jej środku. Nadal czuł jak gorąca para unosiła się wokół niego. - Nie wiem kim jesteś, ale to był naprawdę zły pomysł - odparł starając się panować nad nerwami. - Mam dziś naprawdę zły dzień, więc mam nadzieje, że nie zużyłeś całej ciepłej wody, bo to może się dla ciebie skończyć naprawdę marnie. Teraz lepiej wyjdź i pokaż mi się, ale najpierw się ubierz z łaski swojej - Niewiele go obchodziło, kto był na tyle bezczelny by się tutaj tak wprosić i wykorzystać ciepłą wodę, która była dla niego, no i jego współlokatorów, ale ci nie chcieli skorzystać, więc woda była dla niego. Przynajmniej przestał myśleć o tym co go spotkało w sali udręki. Miał okazje się na kimś wyładować. Nawet nie szukał powodu do bójki, ale musiał uświadomić chociaż strasząc słownie tę osobę by na przyszłość nigdy więcej tego nie robiła.
  13. Snow Night/Ewelina Szymańska Dziewczyna starała się panować nad emocjami by nie popełnić znów tego błędu, co ostatnio. Nigdy by nawet nie pomyślała, że podmieńce biorą wszystko tak do siebie. Wydają się bardziej przewrażliwione niż kucyki. Spokojnie słuchała odpowiedzi Anny nie przerywając jej. Jednak nie było jej łatwo zwłaszcza w chwili, gdy zaczęła mówić o tym jakby potraktowała kogoś innego gdyby nie był podmieńcem. Nie przeczyła, że Anna posiadała sporą wiedzę, ale to była lekka przesada, gdy uważała, że lepiej ją zna niż ona zna samą siebie. Na koniec jeszcze te zagadki. Zauważyła również, że jej rozmówczyni idzie coraz szybciej, przez co ciężko było jej dotrzymać kroku przez Snow za nią, ale dawała radę. - Jak widzę zupełnie mnie nie znasz - warknęła w jej kierunku. - Nie obchodzi mnie czy byłabyś kucykiem czy nie. Chodziło mi o sam fakt wykorzystania mojego kuzyna a nie to, że mogło się to stać przez podmieńca - zmarszczyła lekko brwi. - Obie jednak mamy wspólny cel i nie chcemy by umarł. Jednak znacznie łatwiej by miło cię zrozumieć gdybyś mówiła bardziej wprost niż przeinaczać wszystko, bo to właśnie przez to doszło do obecnej sytuacji. Wszystkie podmieńce takie są czy to akurat twoja specjalność? - pytała nie zatrzymując się. Meteoric Burn - Dobrze a więc ruszamy - odrzekł w kierunku innych, gdy tylko Cyrus powiedział, że jest gotowy. Wszyscy ubrali się w kombinezony i zaczęli nieść broń przed sobą. Cała grupa opuściła salę by skierować się do podziemnego parkingu by wziąć jedną z furgonetek. Następnie wszyscy wsiedli do środka. Nic nie mówiono od czasu, gdy tylko wsiedli. Tym razem nawet nie włączono radia. Wszyscy wyglądali na wyjątkowo skupionych, gdy przemierzali kolejne kilometry. Czas wyjątkowo się dłużył aż w końcu zdołali dojechać na miejsce. Gdy tylko furgonetka stanęła otworem Cyrus mógł zobaczyć przerażający widok. Zatrzymali się niedaleko jakiegoś niewielkiego rolniczego miasteczka jednak teraz wszędzie były trupy ludzi w różnym wieku od dzieci po starców. Najciekawszy jednak był fakt, że dorwało to zarówno ludzi jak i zwierzęta a nawet rośliny. Wszystko było przegniłe nawet ciała wyglądały jakby się powoli rozkładały a nie mogło minąć więcej niż kilka godzin. Nad ciałami stał jeden człowiek ubrany tak jak wszyscy. Jednak był tu najwyraźniej od dawna. Meteoric powoli do niego podszedł. - Niezły bałagan - stwierdził patrząc na to wszystko. - Mało powiedziane - mówił robiąc jakieś pomiary dziwnym urządzeniem. - Rozprzestrzenia się znacznie szybciej niż przewidywaliśmy i równie szybko znika, gdy zabraknie żywicieli. Wystarczyło zaledwie 20 minut jak to rozprzestrzeniłem i nie było tu życia. Posłuchaj nie wiem czy nad tym można zapanować... - Cyrus - zwrócił się teraz Meteoric do niego ignorując mężczyznę zdającego raport. - Weź dwóch chłopców i rozejrzyjcie się czy coś przetrwało
  14. Alan i Sophie Wiele rzeczy w swoim życiu Sophie już widziała, ale zainteresowanie jej kuzyna tą Czytelniczką było dla niej kompletnie niezrozumiałe. Zrozumiałaby to być może gdyby nie miał sobą nic do zaoferowania, jednak prawdziwy książę? To tylko nadal potwierdzało jej racje. Alan zdecydowanie nie nadawał się na przyszłego władcę. Przy pierwszej okazji będzie musiała też rozmówić się z tą rudą dziewczyną. Dać jej do zrozumienia, że ktoś taki jak ona nie ma sobą nic do zaoferowania i powinna trzymać się z dala od prawdziwego księcia. Ktoś taki jak ona nie nadawał się na dwory. Powinna znaleźć sobie jakiegoś rolnika i z nim spróbować wiązać swoje życie. Jednak nie było jej dane tego powiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Nerysa dalej była w jej okolicy, nie odstępując jej na krok, przez co zaczęła tracić z oczu rudą dziewczynę i swego kuzyna. Nie przeszkadzało jej towarzystwo innej pięknej księżniczki, a wręcz przeciwnie. Miło było spędzić czas z kimś, kto podobnie jak ona rozumiał piękno i finezje. Była to miła odmiana od jej współlokatorek. Jednak nadal niepokoiła się tym zainteresowaniem jej kuzyna. A teraz, kiedy traciła go z oczu, bała się czy nie stanie się coś głupiego. Ale może zbyt czarno widziała to wszystko. Im dłużej szła z Nerysą, spostrzegła, że zbliżają się w tłum innych księżniczek. W samym centrum ich spostrzegła księżniczkę, którą inne najwyraźniej wybrały na swą liderkę. Nie rozumiała ku temu powodu. Była ładna, to prawda, ale z pewnością nie nadzwyczajna. W ich królestwie spotykała już ładniejsze dwórki. Ona z pewnością jej nie zaakceptuje. Mogła być dla niej miła jak przystało na damę, ale nic poza tym. Sophie uważała, że była od niej zdecydowanie ładniejsza. Gdy jednak dziewczyna zwróciła się bezpośrednio do niej, Sophie lekko uśmiechnęła się w jej kierunku i również dygnęła. - Miło poznać, Vivienne z Dziewiczej Doliny - mówiła naprawdę przyjemnym dla uszu głosem, z niezwykle szczerym uśmiechem. Co prawda zdziwiło ją, że ta dziewczyna już o niej coś wiedziała. Szybko, więc się domyśliła, że i również ona lubiła wiedzieć więcej o swoich konkurentkach. Tak samo było z tym niewinnym pytaniem. Sophie dobrze wiedziała, że teraz ją sprawdza i przy okazji ocenia wszystko co powie i zrobi. - Akademia Dobra jest marzeniem każdej zawszanki, więc oczywistym jest, że to miejsce jest wspaniałe dla każdej przyszłej księżniczki, ale jestem pewna, że wszystkie w tym gronie myślimy podobnie, czyż nie mam racji? - spytała jedwabistym głosem. nadal się przy tym uśmiechając. Ta dziewczyna to będzie godna rywalka, była co do tego niemal pewna. Co gorsza ona miała dodatkowy problem w postaci rudej Czytelniczki, która mieszała w głowie jej kuzynowi. W międzyczasie, gdy odłożyłem naczynia z resztą książąt z naszego stolika, ruszyłem w milczeniu, idąc przy okazji niedaleko Aidana jak i innych książąt, którzy szli przed nami. Pomimo, że Aidan coś do mnie mówił jego słowa nie do końca do mnie docierały. Po prostu błądziłem myślami gdzie indziej. Wciąż, co jakiś czas przywołując w głowie obraz rudowłosej księżniczki. Nadal tego nie rozumiałem dlaczego tak bardzo mnie zaintrygowała. Nie potrafiłem o niej w żaden sposób zapomnieć. Czy to dlatego, że zawsze interesowałem się Czytelnikami, czy może był inny powód? Co jakiś czas spoglądałem tam ukradkiem, patrząc jak powoli znika. Miałem nadzieje, że zdoła się odnaleźć wśród nas. Według wszystkiego co czytałem o nich, żaden Czytelnik nie wrócił do domu, obawiałem się, że tu może być tak samo. Dopiero, gdy inni zaczęli mówić o księżniczkach coś zaczęło do mnie dochodzić. W momencie, gdy usłyszałem w jaki sposób mówią o Elisabeth coś mnie ruszyło. - Proponowałbym byś zaczął spotykać się z książką dobrych manier, Ambrosiusie, bo takich najwyraźniej nie wyniosłeś ze swego domu. Ostatecznie zawsze możesz zacząć spotykać się z wilkiem, na twoje szczęście nie brakuje ich w okolicy - mówiłem chłodno, nie zatrzymując się, aż nie zwróciłem się do Abraxasa. - Nie rozumiem, po co mają poprawiać coś, co nie wymaga zmiany, jeśli jednak doszukujesz się tylko urody u wybranki, to powinienem ci wyjątkowo współczuć - Niewiele mnie obchodziło jak na to zareagują. Nigdy nie interesowało mnie co inni myślą o mnie, tak jak w tym wypadku. W ogóle nie miałem ochoty być w tej Akademii. Zastanawiało mnie, dlaczego poczułem taki gniew gdy zaczęli ją atakować. Czy wszystkiemu była winna tylko moja natura, czy może kryło się za tym coś więcej?
  15. Thomas i Christian Chłopak nawet nie mrugnął ani nie pokazał krzty emocji, na słowa bestii. Jednak nieprawdą było, że nic nie poczuł, bo było wręcz odwrotnie. Każde słowo bestii było bardziej bolesne niż uderzanie go jakimkolwiek z tych narzędzi tortur. Mimo to nie płakał, bo się nauczył jak z tym walczyć. Będąc dzieckiem wypłakał się za wszystkie czasy, gdy był nieszczęśliwy i samotny. Inne dzieci trzymały się od niego z daleka bojąc się dziwnego samotnika bez rodziców, a dorośli nigdy nie okazali mu współczucia. Zrozumiał wtedy, że łzy nie przynoszą nic poza radością oprawców, którzy je wywołali. Gdy bestia uderzał Christiana, a ten wrzeszczał z bólu obrazy znów wracały. Jego matka, którą tak bardzo kochał błagała o życie, jednak nie swoje a syna. Ojciec był pierwszą ofiarą. Tamci za nic mieli jej błagania, śmieli się, gdy jej krew spływała po ziemi. Zapewne zabiliby i jego gdyby nie to, że go nie znaleźli. Takie właśnie krążyły obrazy w głowie Thomasa przez całą tę karę. W końcu, gdy zostali puszczeni, Thomas znów wyglądał na zamkniętego we własnym świecie, ignorując bestie oraz Christiana, który szedł teraz obok niego. Nawet nie zauważał nienawistnego spojrzenia chłopaka idącego niedaleko. Natomiast Christian cały czas szedł trzymając dłoń na plecach. Czuł ból, ale i rozpierała go wściekłość. Thomas miał zostać ukarany, a co ten potwór zrobił? Powiedział mu kilka słów nawet go nie dotykając. Jedyne, co zrobił to rozdrapał jego starą bliznę. A go ukarano i to za co? Za jakąś niby nigdziarkę. Co to za kat ma być? Każdy mógł mu powiedzieć parę nic nie wartych słówek. Powie o wszystkim dziekan przy pierwszej okazji, to pewnie go zwolnią z tej pracy za niekompetencje. - Christianie ponawiam pytanie - powiedział niespodziewanie i bardzo ponuro Thomas, ale też wydawał się dziwnie nieobecny, gdy byli niemal przy komnacie. Chłopak na niego spojrzał niepewnie. - Kogo niemal udusiłeś? - A jakie to ma znaczenie? - warkął wściekle. - Dostałem karę, podczas gdy tobie nic nie zrobiono. Nie jesteś zawszaninem, a nigdziarzem, więc przestań troszczyć się o innych i patrz na siebie - powiedział wściekle, wchodząc do komnaty. Thomas wpatrywał się chwilę w niego, nadal stojąc w miejscu. Nie był taki jak kaci jego rodziców i nigdy nie będzie. Nawet, jako ten zły będzie miał zasady. Jednak czy teraz rodzice mogli go naprawdę znienawidzić? Powoli wszedł ponuro do środka, gdy ta myśl krążyła cały czas w jego głowie.
  16. Meteoric Burn Grupa mężczyzn zgodnie z rozkazem ich pani zaczęła kierować się do szatni. Żaden nie był zbyt rozmowny właściwie to nic nie mówili. Widać jednak było, że wszystko, co miało teraz się stać wywoływało w nich głębokie emocje, które starali się skrywać, choć słabo im to wychodziło. Czymkolwiek był projekt Pandora najwyraźniej nikt nie był zadowolony, że ma zacząć działanie. Przemierzali kolejne korytarze schodząc coraz niżej budynku. Cyrus mógł się przekonać jak rozległy to był kompleks i jak łatwo można się było zgubić w tym labiryncie. W końcu jednak dotarli na miejsce, którym okazał się dziwny gabinet pełen kombinezonów ochronnych, które wszyscy zaczęli wkładać. Jeden z mężczyzn spojrzał na Cyrusa. Najwyraźniej to on miał tutaj rządzić. - Jestem Meteoric Burn a raczej byłem tutaj jestem po prostu Mike - odparł w jego kierunku. - Posłuchaj teraz. Nic do ciebie nie mam jednak prosiłbym byś robił wszystko, co ci powiem byśmy wszyscy wrócili tu cali i zdrowi. Gdy pojawimy się na miejscu to cholerstwo się pewnie już tam rozprzestrzeni, dlatego ubierz jeden ze skafandrów ochronnych i sprawdź przy okazji czy nie jest przypadkiem dziurawy. Gdy będziesz gotowy powiedz. A tak zapomniałbym. Weź jeden z karabinów - wskazał palcem na ścianę pełną broni. - Nie będą raczej konieczne, ale nie ryzykujmy - stwierdził ubierając skafander. Snow Night/Ewelina Szymańska Czuła się naprawdę okropnie tym jak potraktowała wcześniej Anne. Naprawdę chciała to jakoś naprawić. A wszystko to przez głupie uprzedzenia. Chciałaby Golding już wrócił. Może on zdoła jakoś naprawić to wszystko. W końcu dobrze się znali. Jednak nadal nie rozumiała jak tak praworządny kucyk mógł się w to wszystko wpakować. Zawsze trzymał się z dala od problemów, więc jak? Dlaczego rzucono te zaklęcie? Mogła znać odpowiedź, ale przez swój durny impuls jedyna nadzieja na poznanie prawdy tkwiła w jej kuzynie. Jednak kolejne słowa Anny raniły ją coraz bardziej. - Nie uważam cię za potwora - burknęła przygnębiona starając się dotrzymać jej kroku. - Bałam się was po wszystkim, co się stało to prawda jednak nie wiedziałam, że takie jest los podmieńców - znów lekko posmutniała. - Mój gniew nie był skierowany tym, kim jesteś a troską o Goldinga. Bardzo pragnę jego dobra. Chciałabym by znalazł swoje miejsce i w końcu był szczęśliwy. Jednak jestem pewna, że jego miejscem nie jest śmierć, o której mówił. On po prostu stracił nadzieje, że może jeszcze normalnie żyć a po tym jak zaczęłaś o tym mówić po prostu to wszystko wzmocniło moje emocje. Naprawdę mi przykro
  17. Alan i Sophie Dziewczyna z uwagą słuchała księżniczki. Widziała księcia Abraxasa na rozpoczęciu i mówiąc szczerze nie był zupełnie w jej guście. Ta cała Vivienne jak dla niej mogła go sobie zabrać. Jednakże Edward wyglądał na całkiem ciekawego. Był przystojny i ze znanej rodziny, z kimś takim można by było zbudować swoje długo i szczęśliwie. Zmrużyła jednak delikatnie oczy na bardzo niewielką chwilę, tak aby nikt tego nie mógł zobaczyć. Prawda mimo to pozostawała nadal jedna. Nieważne jak byli przystojni czy bogaci i znani, żaden z nich nie był w stanie dać jej tego czego naprawdę chciała. A wiadomym było, że był to tron i to nie byle jaki, a królestwa, z którego pochodziła. Tylko jedna przeszkoda stała jej na drodze. Jeśli jednak wszystko pójdzie dobrze to niedługo się jej pozbędzie. Na początek jednak trzeba coś zrobić z tą rudą. - To zależy - Sophie odpowiedziała na pytanie Nerysy zaraz po Kato. - Wszystko zależy czy ktoś tej miłości naprawdę szuka, bo jeśli tak nie jest, to nawet baśń cię na nią nie naprowadzi. Przynajmniej ja tak myślę - odparła z lekkim uśmiechem. Szczerze mówiąc wielu już spotkała chłopców w swoim życiu, ale zawsze byli dla niej sprawą drugorzędną. Zawsze pierwsze miejsce dla niej miał tron Śnieżnych Wzgórz. W tym właśnie momencie zobaczyła jak ta ruda teraz dotknęła jej kuzyna dłonią, na co znów się lekko na chwilę skrzywiła. - Dziękuje, to bardzo miłe - powiedziałem ciepło do Elisabeth, jeszcze chwilę na nią patrząc, jednak zaraz znów wbiłem wzrok w talerz. Co się ze mną działo? Nie znałem jej dobrze. Wiedziałem jednak, że była miła i miałem wrażenie, że chyba ją polubiłem. Ale przecież to dziewczyna jak każda inna. Więc dlaczego w mych oczach nie była jak każda z nich? Gdy temat zszedł na Dyrektora ponownie otworzyłem usta. - Jeszcze w naszych bibliotekach pałacowych zgłębiałem od dawna ten temat. Od czasu, gdy panowali oboje do czasu, gdy mamy jednego - westchnąłem wyraźnie zamyślony. - To prawda, fakt, że wygrywamy od tak dawna to mocny argument by uważać, że jest dobry, ale żadne dobro nie może usprawiedliwiać takiego zachowania - mój głos stał się bardziej ponury. - Nigdzie porwanie kogoś z rodzinnego domu nie jest uznawane za coś dobrego. Uważam, że Dyrektor mógłby chociaż zdradzić powód, dla którego to robi, a nie sam doprowadzać do tych podejrzeń - Zły czy dobry, nie wiem czy to ma teraz znaczenie - odparła Sophie, słuchając tego wszystkiego. - Wkrótce i tak pewnie ktoś zajmie jego miejsce, każdy wie, że ma już swoje lata - Wzruszyła lekko ramionami. - Ja to bym się bardziej zastanawiała kto to będzie. Być może będzie to jakiś przystojny mężczyzna, który będzie chociaż mniejszym odludkiem - Lekko się rozmarzyła. Gdy Elisabeth spytała o zło, które wygrywało z dobrem dawniej, Sophie lekko zbladła. Natomiast na mojej twarzy pojawił się ponury wyraz. Teraz zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie poruszyłem ten temat. Na szczęście szybko się zmienił dzięki Elisabeth. - To naprawdę interesujące - Mówiłem ze szczerą ekscytacją. - Las, który opisujesz musi być na swój sposób magiczny, a podobno w świecie Czytelników nie ma magii - Na chwilę zamilkłem zastanawiając się nad tym. - Ciekawe czy ma on jakieś powiązanie z bezkresną puszczą z naszego świata. Co do całej reszty... Twoje miasteczko wydaje się niezwykle miłe - Sophie lekko prychnęła w głowie. Miłe? Raczej wyjątkowo obskurne, widząc ją i słuchając tego. Jednak nie powiedziała tego na głos. - To musi być naprawdę dziwne trafić z miejsca gdzie istniejemy dla was tylko w książkach i potem stać się częścią tego wszystkiego - Wiedziałem, że na pewno tego nie chciała. Nie po tym, co od niej słyszałem. - Zawsze chciałem zobaczyć świat Czytelników, ale nie sądzę by było mi to kiedykolwiek dane - Nagle zauważyłem jak się ściemnia. Jak zawsze przy miłej rozmowie czas za szybko ucieka. Gdy usłyszałem słowa Elisabeth, spojrzałem na swój miecz leżący na ziemi, przypominając sobie plan na wieczór. - Tak masz racje muszę jeszcze... - Nie dokończyłem będąc w szoku. Omal się nie zdradziłem. Chyba pierwszy raz mnie coś takiego spotkało. - ...Rozpakować się - dodałem niewielką chwilę później. - Dziękuje, to bardzo miłe - Mówiła Sophie do Odiona gdy zabrał jej talerz. Nie był w jej typie, ale musiała przyznać, że znał, chociaż zasady wychowania. Powoli podniosła się z miejsca. - Pozwolisz? - spytałem Elisabeth, idąc w ślad za innymi i nim odpowiedziała podniosłem jej talerz. - Powinnaś wypocząć, masz przed sobą naprawdę ciężki dzień - Lekko opuściłem głowę w zakłopotaniu. - Gdybyś kiedyś chciała z kimś porozmawiać... Zawsze chętnie jestem do dyspozycji - Sophie patrzyła na to kątem oka. Co się z nim działo, rozmyślała? Nigdy się przecież tak nie zachowywał. Czy ktoś taki naprawdę mógł mu się podobać?
  18. Thomas i Christian Nigdziarz nie spodziewał się innej reakcji po tym stworze, słysząc jego słowa tylko skrzywił usta, nic poza tym nie robiąc. Gdy jednak podszedł do Christiana, a ten został uderzony biczem w ramię, chłopak niezbyt niemrawo otworzył oczy jakby jeszcze nie do końca kontaktował. Jednak, gdy zobaczył przed swą twarzą pysk bestii, która warczała na niego tak mocno, aż go opluła, zaczął wyrywać się przerażony i zbladł bardziej niż do tej pory. Thomas pozostawał nadal na to wszystko niewzruszony, nie ukazując żadnych emocji, podczas gdy Christian szeptał, że chce się już obudzić z tego koszmaru i że to nie może być prawdziwe. Dopiero, gdy bestia zwróciła się do Thomasa ten ponownie jakby zwrócił na niego uwagę. Gdy jego tunika została podniesiona lekko się skrzywił. Nie miał w planach publicznego obnażania. Chciał go tak zawstydzić czy co? Chłopak był dobrze zbudowany, ale łatwo można było się tego domyślić po jego sile, skoro bez najmniejszego trudu zdołał unieść Christiana za jego tunikę na apelu. Miał jednak kilka śladów głównie na plecach. Widać było, że w życiu oberwał już nieraz batem. Rany były już zaschnięte jednak nie całe ciało było nimi pokryte, a tylko kilka miejsc na plecach. Więc nie był jakiś naprawdę szpetny. Pamiątki z czasów, gdy był dzieckiem. Głodował, a musiał coś jeść, więc kradł ze straganów i różnych prywatnych ziem jedzenie by przetrwać. Czasem jednak dopadł go mściwy gospodarz, a skoro był dzieckiem to wydawało się najlepszą nauczką. Zastanawiał się, co teraz planuje kat skoro już wiedział, że ból nie jest mu obcy. Miał nawet ochotę mu powiedzieć by zastosował wynalazek zwany pastom do zębów, czując jego oddech, ale wolał już go nie prowokować. To co teraz? Może karze mu pokazywać swoje pokaleczone ciało i mówić innym, że to jego robota? Jednak to by było głupie, widząc starość tych ran tylko tępak by się na to nabrał. Gdy usłyszał kolejne słowa potwora poczuł ucisk w sercu, którego nie czuł, od kiedy był dzieckiem. Przypomniała mu się jego matka, kobieta o długich blond włosach, błękitnych oczach i delikatnym ciele, która zawsze miała złote serce dla innych. Potem powrócił też obraz jego ojca przeciętnego mężczyzny o średniej długości ciemnych włosach i brązowych oczach. A następnie pojawił się przed oczami dzień, gdy ci byli mordowani, błagając o litość oprawców, a on leżał skulony, schowany i przerażony, nie mogąc nic zrobić. Nigdy więcej. Tylko to sobie powiedział w głowie, ale nie na głos. Jego oczy pozostały suche, ale opuścił lekko głowę jakby coś go trafiło. Nie był taki jak ich kaci. Nadal miał jakieś zasady, nawet będąc w akademii. Christian nic nie odpowiedział bestii gdyż miał nadzieje, że twardy chłopak przyjmie karę na siebie, w końcu pochodził od zawszan, taki kodeks byłby w ich stylu. - To oczywiste - powiedział Thomas, ale już bardziej przygnębionym głosem niż do tej pory. To jeszcze bardziej dawało Christianowi nadzieję. - Kolega sobie zasłużył - Teraz Christian zbladł, patrząc to na niego to na bestię, w końcu nie tego się spodziewał. - Najpierw bez powodu napadł na słabszą by się dowartościować, czego nie szanuje, a teraz jeszcze chciał zabić inną uczennice przez uduszenie. Tak przynajmniej wynikało ze słów wilków. Jest niewiele więcej wart niż brud spod paznokcia - Chwila! - wrzasnął przerażony Christian. - Ja też mam prawo wybierać! - Dalej jęczał próbując przekonać bestie. - Zostałem sprowokowany, ale nie chciałem nikogo zabić, to była tylko reakcja pod wpływem impulsu. Poza tym to on zakłócił przebieg ceremonii, ukazując kompletny brak szacunku, więc on zasługuje bardziej na karę niż ja. Proszę o wyrozumiałość - jęczał z nadzieją do kata.
  19. Alan i Sophie Dziewczyna patrzyła z obrzydzeniem na dwie współlokatorki, a właściwie rzucała im takie spojrzenia co jakiś czas, tak by nikt tego nie zauważył. Nadal nie rozumiała jak można było wpuścić kogoś takiego pomiędzy księżniczki i książęta. Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, jednak one nie tylko nie wyglądały źle, ale miały też kompletny brak manier. Nawet nie potrafiły jeść jak należy. Zanim się tu pojawiły było tu tak przyjemnie, a teraz było okropnie. Naprawdę chciała by te dwie nie zdały po pierwszym dniu, bo przynosiły wstyd akademii. Nadal nie była pewna jak zdoła przetrwać całą noc z nimi. Zapewne strasznie chrapały, a może nawet zmienią się w jakieś wilkołaki o pełni księżyca, na samą myśl przeszły ją ciarki. Uśmiechnęła się delikatnie dopiero ponownie, słysząc Neryse i patrząc w jej stronę. - Oh tak, jest to wspaniałe miejsce - mówiła naprawdę szczerym entuzjastycznym głosem, zupełnie innym niż gdy rozmawiała ze Stephanie i Lisą. - Z samych naszych szczytów można podziwiać niekończącą się Puszczę, a pomimo śniegu nie jest tam zimno - Gdy słuchałem Sophie lekko posmutniałem. Nie byłem pewny czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę dom. A przynajmniej w obecnej postaci... Nadal czułem niepewność tym wszystkim. Sophie jednak dalej mówiła. - Wielu artystów przyjeżdża do nas ze wszelkich stron by szukać natchnienia. Jednak ja nigdy nie byłam w podwodnych królestwach - kontynuowała z delikatnym uśmiechem. - To musi być naprawdę niesamowite mieć możliwość zwiedzenia tak wspaniałych miejsc, mi to jednak pewnie nigdy nie będzie pisane - dodała z lekkim westchnięciem i mocniej otworzyła oczy teraz słuchając Nerysy. - Naprawdę? - spytała podekscytowana. - Będę musiała ich koniecznie poznać - Teraz przynajmniej wiedziała, kim się zainteresować. Jednak musiała jakoś pozbyć się tej rudej dziewczyny by trzymała dystans od jej kuzyna. Tego by jeszcze brakowało. Gdyby coś takiego dostało się do rodziny wszyscy byliby zhańbieni. Pokręciła lekko głową, mówiąc sobie w myślach: Spokojnie Sophie nic takiego nigdy się nie stanie. Ponownie ponure myśli powróciły, gdy usłyszała jak ta prostaczka mówi do jej kuzyna. Mówiła do niego po imieniu. Od kiedy niby byli do siebie na ty? Najgorsze w tym wszystkim było, że Alan najwyraźniej nie zwracał na to uwagi. - Dziwne - powiedziałem z ciepłym uśmiechem, powoli rozdzielając swoje jedzenie nożem. - Rudowłosa dzikuska z mieczem? Nie słyszałem jeszcze o nikim takim, być może za mało słucham, jeśli kiedyś ją spotkasz możesz ją ode mnie pozdrowić, chętnie ją poznam - Mrugnąłem do Elisabateh, na co Sophie lekko się skrzywiła. - A więc pochodzicie z Lisiego Gaju i Gawadlonu? Szczerze mówiąc o ile o pierwszej krainie słyszałem i nie miałem niestety nigdy szczęścia tam być, tak o twym domu Elisabeth wiem naprawdę niewiele - Lekko spochmurniałem, myśląc nad tym wszystkim. - Od dawna byłem przeciwny praktyce Dyrektora, który co jakiś czas odwiedza twój dom. Nie wiem jak można w dobry sposób wyjaśnić oddzielania kogoś od rodzin i przyjaciół - Zacisnąłem lekko pięść na sztućcu. - Alan przestań - wtrąciła nagle Sophie z lekkim oburzeniem. - Znów wyciągasz te swoje paranoje - Masz racje, zapewne - odrzekłem bez przekonania, ale miała racje, to były domysły, na które nie miałem dowodów. - Wybacz mą ciekawość, ale nigdy nie spotkałem Czytelniczki, czy powiesz mi coś więcej o swym domu, o ile to możliwe - Sophie znów się skrzywiła. Miałem nadzieje, że Elisabeth nie będzie przez to zbyt smutna lub nie wyraziłem swego pytania źle, w sposób, który mógłby ją zdenerwować. Po prostu chciałem wiedzieć. Ponadto trochę dziwnie czułem się w jej obecności, co starałem się ukryć.
  20. Crystal cień - Nie wiem, co dostaniesz to Crystal nadzoruje te operacje i ona powie, co masz zrobić - warknęła bardziej wściekła niż kiedykolwiek jakby nie chciała tego kontynuować. Przez całą resztę drogi nic już nie mówiła aż nie dotarli do gabinetu gdzie właśnie czekała Crystal. Jednak nim tam weszli tuż przed drzwiami rozległ się przeraźliwy damski wrzask, który rozniósł się po całym budynku. Volcanic tylko lekko zmrużyła oczy jednak nic nie powiedziała powoli pchając drzwi by je otworzyć. Gdy tylko weszli do środka można było ujrzeć na ziemi coś, co najpewniej kiedyś było ciemnowłosą kobietą a teraz były to wysuszone zwłoki pozbawione życia, nad którymi stała Crystal. Machnęła cienistym kopytkiem na dwóch ludzi a ci odpięli ciało z łańcuchów i zaczęli je ciągnąć ku wyjściu. Dopiero wtedy spojrzała na, Volcanic która lekko przełknęła ślinę i rozłożyła mapę na stole. Mroczna postać zlustrowała mapę wzrokiem i podeszła do niej chwile patrząc. - Idealnie chyba mam wspaniałe miejsce by to sprawdzić - skierowała wzrok na jednego mężczyzn w tłumie. - Ty idź rozmieścić ładunki w tym miasteczku - wskazała mrocznym kopytkiem na niewielki obszar kilkadziesiąt kilometrów dalej. Musiał być bardzo słabo zaludniony patrząc na mapę. Mężczyzna lekko się ukłonił i wyszedł. Crystal spojrzała po kolejnej grupie 8 ludzi. - Gdy skończy wy sprawdzicie efekty - spojrzała teraz prosto na Cyrusa. - Natomiast ty chłopcze pójdziesz z nimi. Dadzą ci odpowiednie rzeczy byś wrócił cały i pod żadnym pozorem nie rób nic głupiego. To nie jest groźba a ostrzeżenie przed konsekwencjami tego, co może nastać, dlatego słuchaj wszystkiego, co mówią - jeden z mężczyzn podszedł do Cyrusa. - Chodź im szybciej tym lepiej Snow Night/ Ewelina Szymańska - Każdy zasługuje na drugą szansę sama mi to kiedyś powiedziałaś - odrzekła ze smutkiem w głosie słysząc słowa Anny. - Czy ja, więc na nią nie zasługuje? - spytała załamanym głosem. Naprawdę żałowała, że tak ją zraniła. Nigdy nie sądziła, że tak jej będzie szkoda podmieńca. Jednak nie tak chciała to wszystko skończyć. - Zachowałam się głupio i impulsywnie to prawda jednak, jeśli odejdziesz to nigdy nie otrzymam tej szansy - lekko pociągnęła nosem mówiąc dalej. - To, co powiedziałaś wbrew pozorom dotyczy też mnie, bo nie mam już innej rodziny poza Goldingiem. A ja muszę wiedzieć, co się wtedy stało i o co chodzi z tym zaklęciem, bo się o niego martwię - lekko westchnęła. - Jeśli ty mi nie powiesz on to zrobi po powrocie. Sama, więc zdecyduj z czyich ust lepiej by to padło? - pierwszy raz poczuła się tak pewnie. Jednak musiała po prostu wiedzieć. Naprawdę była gotowa również wypytać o to Goldinga a łatwo pozna, kiedy skłamie, bo on nic nie umiał przed nią ukryć.
  21. Thomas i Christian Przez całą drogą jaką Thomas był tarmoszony przez wilki nic nie mówił ani nawet nie jęczał. Jedyne dźwięki, jakie wydał to warknięcia, gdy któraś z tych poczwar za mocno wbiła mu szpony w skórę. Gdy zaczęli zbliżać się do bardziej mrocznych korytarzy lekko tylko zmrużył oczy przyglądając się pomieszczeniom, ale nadal próżno w nim było widzieć strach. Jedyne, co go naprawdę irytowało, to fakt, że był naprawdę głodny. Zabiłby za jakąś dobrą pieczeń. Nie sądził jednak by w sali udręki chcieli go czymś poczęstować poza kanapką z bólu i cierpienia. W pewnym momencie zaczął odczuwać, że jest mu nawet zimno do tego stopnia, że pojawiła się gęsia skórka, no i jeszcze ten smród... Żadna jednak z tych rzeczy nie zirytowała go tak bardzo jak znajomy głos. Spojrzał kątem oka na Christiana, który był blady jak ściana i jęczał w stronę wilków by go puściły, że to jakaś pomyłka i został sprowokowany. Tak jak to, że jest niewinny i prosi o jeszcze jedną szansę. Przecież to nie tak miało być. Thomas miał cierpieć, a nie on. Wszystko przez tamtą przeklętą wiedźmę, którą teraz przeklinał. O ile normalnie by Thomasa bawiło, że ten szkodnik też tu trafił, to jednak z jakiegoś powodu nie potrafił się teraz tym cieszyć, zupełnie jakby miał wrażenie, że stało się coś złego. Co on tu robił? Na pewno nie był tu za to, co zaszło podczas rozpoczęcia, więc, za co tu trafił? W końcu najwyraźniej dotarli na miejsce. Thomas spoglądał ze zmarszczonymi brwiami na pomieszczenie, ale Christian zbladł jeszcze bardziej. Gdy byli przypinani do łańcuchów, Thomas nawet nie drgnął, podczas gdy Christian próbował się wyrywać krzycząc by porozmawiali z panią dziekan, bo jego kara nie była z nią uzgodniona. Thomas widząc narzędzia tortur jak i wystrój wiedział już, że władował się w niezłe bagno. Dziś zapewne nawet nie zaśnie od bólu jaki mu tu zadadzą. Christian za to zaczął szarpać się w łańcuchach, chcąc się uwolnić. Oboje raptownie zamilkli na widok swojego kata. Dopiero, gdy zaczęto mówić ich przewinienia, Thomas spiorunował Christiana wzrokiem. - Kogo próbowałeś udusić? - warknął w jego kierunku, teraz też szarpiąc się w łańcuchach. - Zamknij się - pisnął przerażony cienkim głosem Christian, nie spuszczając z oczu Bestii. Thomas mimo to nie dawał za wygraną. - Komu chciałeś zrobić krzywdę?! - Teraz zaczął jeszcze bardziej się wyrywać w jego stronę, zupełnie ignorując Bestie w odróżnieniu od Christiana, który jak tylko zobaczył jak Bestia zbliża się do swoich narzędzi zbladł bardziej niż do tej pory i nagle zemdlał. Thomas patrzył na niego z niedowierzaniem. Co za mięczak. Pokręcił głową i spojrzał na Bestie. - Zakładam, że kochasz swoją pracę. Nie sądzisz, że sam pokaz twojego domu to już dla poniektórych jak widzisz wystarczająca kara?
  22. Snow Night/Ewelina Szymańska Z reguły nigdy nie dawała się ponosić emocjom. Jednak sama myśl o tym, że Golding mógł być jednym z wielu kucyków, które służyły jej tylko za posiłek wprowadzała ją w złość. Po tym, co wcześniej słyszała było jej nawet przez chwilę szkoda Anny i jej pobratymców. Jednak sama myśl, że jej ukochanego kuzyna mogło coś takiego spotkać odegnało z niej całe współczucie. Dopiero, gdy usłyszała kolejne słowa kobiety zaczęła znów do niej wracać równowaga. Pocałunek zaklęcie? Co to wszystko miało znaczyć? Jednak nie to ją trapiło a to jak potraktowała Lust, mimo że ta nic właściwie nie zrobiła. Opuściła lekko głowa zażenowana a ostatnie słowa kobiety była jak szpilka godząca w jej serce. Nagle wstała i pobiegła w jej stronę. - Naprawdę mi przykro proszę wybacz mi - powiedziała załamanym głosem. - Golding jest dla mnie jak starszy brat i zależy mi na jego dobrze. Ale sama zapewne to wiesz - odrzekła podnosząc lekko głowę. - Naprawdę chce wiedzieć spróbuje bardziej nad sobą panować, ale muszę wiedzieć, o co chodziło z tym zaklęciem i dlaczego je rzucono na niego
  23. Alan i Sophie Spoglądałem z zaciekawieniem na pięknie udekorowaną jadalnie, jeśli można było ją tak jeszcze nazwać. Z drugiej zaś strony ja i Sophie przywykliśmy do podobnych już warunków na naszym dworze. Jednakże Sophie spoglądała na wszystko będąc zupełnie oczarowaną. Niemal westchnęła, gdy spoglądała na błękitny las za oknami. Obserwowała z zachwytem kolumny jak i żyrandole, nie mogąc się napatrzyć. Wzrokiem oceniała również wygląd obrusów i krzeseł, przy których mogliśmy usiąść. Gdy Sophie stanęła dobrą chwilę patrząc na fontannę, ja zacząłem rozglądać się za odpowiednim miejscem, a te szybko rzuciło mi się w oczy. Uwielbiałem jeść na świeżym powietrzu. Wszyscy zgodzili się z moją decyzją, więc pozostało nam tylko jeszcze wziąć posiłek. Sophie na swój talerz wybrała sobie tylko sałatkę. Nie byłem do końca pewny jak ona jest w stanie wytrzymać jedząc tylko coś takiego. Ja natomiast nie miałem zamiaru sobie żałować. Niewiele mnie obchodziło, że nie jestem w domu. Miałem w końcu w planach nocny trening, gdy tylko wszyscy zasną. Uwielbiałem nocą patrzeć na gwiazdy i ćwiczyć z mieczem pod ich blaskiem. Chętnie się również przekonam czy widok na nie jest tu lepszy niż w domu. Tak więc na moim talerzu znalazło się kilka bułek ser i wędliny. Sophie spojrzała na zawartość mojego talerza jakby czegoś się domyślała, ale zaraz się tylko uśmiechnęła i ruszyła. Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu, zdjąłem swój miecz z pleców i położyłem go za sobą na ziemi, jak zawsze na rękojeści błękitny kamień świecił zimnym światłem. Chwilę później też wszyscy zaczęliśmy nasz posiłek. Sophie zaczęła zgarniać pomału swoją sałatkę biorąc niewielkie ilości dania na widelec, podczas gdy ja rozpracowywałem swoje danie. Wtedy też zaczęły się rozmowy. Sophie delikatnie się uśmiechnęła do Nerysy. - Czytałam o twojej krainie - odrzekła z miłym uśmiechem, nawet nieudawanym, bo cieszyła ją w końcu rozmowa z księżniczką na poziomie, a nie z tamtymi niby księżniczkami. - To naprawdę niesamowite, że jesteś córką syreny - kontynuowała szczerze się uśmiechając. - Pochodzę ze Śnieżnych Wzgórz, a dokładniej z Locketrop. Moja mama jest siostrą obecnego króla - opowiadała lubiąc jak zawsze mówić o sobie. Spojrzałem nagle na Kato, słysząc jego pytanie. Nie bardzo lubiłem mówić kim jestem, bo zawsze się z tym dziwnie czułem. Mimo to musiałem odpowiedzieć, bo tak wymagała wychowanie. - Podobnie jak Sophie pochodzę ze Śnieżnych Wzgórz - odparłem ze słabym uśmiechem. Reszty nie było potrzeby dodawać. Wiedzieli już zapewne, że skoro Sophie to moja kuzynka, a jej matka jest siostrą króla, to ja byłem następcą tronu, ale nie odnosiłem się z tym tytułem, jak zawsze. Spojrzałem kątem oka na Sophie. - Jesteś pewna, że się tym najesz? - Ta w odpowiedzi lekko się uśmiechnęła . - To miłe, że się o mnie troszczysz, ale damy naprawdę więcej jeść nie muszą, nam taki posiłek wystarcza - Nagle jednak zmarszczyła lekko brwi, widząc kto się do nich kieruje i niemal się skrzywiła, widząc co mają na talerzach. Gdy ta ruda przybłęda zajęła miejsce obok jej kuzyna miała jej ochotę powiedzieć, że tu nie ma już miejsc. Za kogo ona się uważała? Myśli, że dostała różę i już wszystko może? Ja natomiast lekko się uśmiechnąłem widząc posiłki Lisy i Stephanie. - Twoja teoria została obalona, Sophie, damy też muszą czasem zjeść - powiedziałem, szczerze się uśmiechając w kierunku Elisabeth. - Gdyby je jeszcze można było określić, chociaż jako dziewczyny - burknęła pod nosem, tak żeby nikt nie słyszał. Co jakiś czas rzucała nieprzyjemne spojrzenie zwłaszcza Lisie, ale robiła to tak by nikt nie widział. No może tylko ruda dziewczyna mogła to zauważyć. - Witaj ponownie Elisabeth - Nie ukrywałem swojego dobrego nastroju przy każdym słowie. - Wybacz, że tak was zostawiliśmy - dodałem z uniżeniem. - Sophie naprawdę się bała po tym incydencie i chciała szybko wyjść, mam nadzieje, że nie macie nam tego za złe - powiedziałem lekko opuszczając głowę ze wstydem, na co Sophie niemal się skrzywiła.
  24. Volcanic Storm Kobieta akurat przebywała w jednym z pokojów. Widać było zarówno po jej zachowaniu jak i minie, że nie była zadowolona z obecnej sytuacji. Ciężko jednak było stwierdzić czy powodem był niedawny ból zadany jej przez Crystal czy raczej cała ta operacja. Rozrzucała wszystko po pokoju szukając mapy, o którą wcześniej prosiła jej pani. W końcu udało jej się znaleźć papier, którego szukała. Rozwinęła go na biurku chcąc się upewnić, że jest właściwa. W tym właśnie momencie niemal odskoczyła słysząc głos Cyrusa. Zmarszczyła lekko brwi i zwinęła mapę. - A jak myślisz? - odparła zdenerwowana jakby to pytanie było zupełnie nie na miejscu. - Operacja Pandora jest niebezpieczna. Jeśli coś pójdzie nie tak wszyscy zginiemy i nie będzie, o co już walczyć. Crystal musi być naprawdę zdesperowana, że po to sięga - westchnęła ciężko. - No nic musimy jej zaufać. Na pewno wie, co robi. A teraz chodź - odrzekła powoli opuszczając gabinet. Snow Night/Ewelina Szymańska Dziewczyna lekko się uśmiechnęła pomimo wszystkiego, co niedawno padło. Słysząc w ustach Anny, że dorasta w jej oczach. Nie bardzo wiedziała, dlaczego ale było to miłe. Jej uśmiech zaraz jednak zmienił się grymas gniewu, jakiego wcześniej nie było u niej widać. Powiedziała właśnie coś, o czym mogła wiedzieć tylko ona i Golding. Jednak była pewna, że ona nigdy nie opowiadała takich historii Annie. A tym bardziej była pewna, że jej kuzyn by nigdy się nie zwierzał z takich rzeczy. On był jak zamknięta książka, której nie sposób było otworzyć. Szybko, więc połączyła fakty z tym, co wcześniej słyszała. - Żerowałaś na moim kuzynie?! - wrzasnęła niemal wściekle ledwo powstrzymując kipiącą furię. Pierwszy raz można ją było zobaczyć w takim stanie. - Golding na pewno nie poszedł do twojego klub on taki nie jest - warknęła ledwo powstrzymując krzyk. - A więc tak to było. Uratował ci życie poprzez żer na nim?! To, dlatego ta rozmowa chciałaś mi powiedzieć, co mu zrobiłaś?! Czujesz się z tego dumna? - pytała wściekle patrząc teraz na Annę jak na trędowatą.
  25. Christian Chłopak wpatrywał się z ponurym uśmiechem na Elvire. To było nawet lepsze teraz, bo mógł upiec dwie pieczenie na jednym rożnie. Najpierw Thomas, który trafił do sali udręki zostanie złamany za wszystko co mu zrobił, a teraz jeszcze ona. Nie do końca to rozumiał, ale najwyraźniej z jakiegoś powodu jego współlokatorowi na niej zależało. Przynajmniej takie odnosił wrażenie. Bo niby jakim cudem twardy Thomas, który nikogo się nie bał przy niej stawał się niemal potulny? Irytował go jednak fakt, że ta nie pokazała na twarzy ani krzty lęku. Nie podobał mu się jej wyraz twarzy. Najwyraźniej próbowała udawać twardą, a wiadomo było, że taką nie była. Zaraz nie będzie w stanie dalej udawać. Spojrzał jak próbuje swymi dłońmi odpędzić jego. Była taka żałosna i słaba. Mógł jej teraz po prostu skręcić kark. Była tylko mocna w gębie. Thomas, chociaż potrafił zmieniać groźby w czyn, a ona? Była teraz na jego łasce. Nagle wrzasnął z bólu i trochę rozluźnił uścisk w chwili, gdy jedna z tych przeklętych wiedźm go zaatakowała. Miał ochotę ją uderzyć i pokazać, kim ona jest w jego uznaniu. Nim zdążył otworzyć usta wrzasnął głośniej w kierunku, Kim, przezywając ją przeklętą jędzą. Jego dłoń coraz bardziej rozluźniała się na szyi Elviry, ledwo był ją już w stanie trzymać. Wpatrywał się na wszystkie trzy wiedźmy z niezwykle wściekłym wzrokiem jakby nim chciał je zabić. Nim jednak cokolwiek zrobił, poczuł łapsko wilka na sobie. Tym razem w odróżnieniu od Thomasa, słysząc o sali udręki niemal cały zbladł. Nic już nie zrobił i nawet nic nie mówił, nie chcąc się narażać potworom by te zrobiły mu coś strasznego. Zresztą i tak już zapewne dostała nauczkę i będzie wiedziała gdzie jej miejsce.
×
×
  • Utwórz nowe...