Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Kiwnąłem głową w milczeniu na słowa Elisabeth, że musi iść po torbę. Pozostało mi na nią spokojnie zaczekać. Niestety jednak ponure myśli mnie nie opuszczały. Wciąż nie wiedziałem, co oznaczały uśmiechy Sophie i Christiana, ale wiedziałem, że na pewno nic dobrego. Zaraz jednak moje myśli skupiły się, na czym innym a mianowicie na pokoju, który był wypełniany przez coraz więcej osób. Robiło się tu zbyt tłoczno jak dla mnie, przez co nie mogłem nawet zebrać zwykłych myśli. Miałem nadzieje, że Elisabeth szybko wróci byśmy mogli wspólnie opuścić to miejsce. Nagle spostrzegłem, że ktoś idzie w moją stronę w pierwszej chwili byłem pewny, że to Elisabeth i chciałem już wstać byśmy mogli wyjść od tego tłumu. Niestety jakże się przeliczyłem, gdy usłyszałem głos zupełnie, kogo innego. Szybko podniosłem wzrok na osobę, która do mnie mówiła a była to sama, Walburga Black. Zdziwił mnie nieco fakt, że w ogóle zwróciła na mnie uwagę raczej z nią nie utrzymywałem kontaktu a nawet, jeśli jakiś istniał to nie należał do najlepszych. Wpatrywałem się w nią ponurym wzrokiem słuchając każdego jej słowa. Tak jak ja bym miał ochotę się z tobą zadawać pomyślałem w myśli na część jej słów. Nagle jednak szeroko otworzyłem w pewnego rodzaju strachu, gdy wspomniała o wstydzie, jaki przyniosłem rodzinie. Te uśmiechy Sophie i Christiana to nie mógł być zbieg okoliczności. Miało stać się mi coś złego i to ich właśnie cieszyło. Zawsze się cieszyli, gdy byłem szufladkowany. Gdy byłem mały nawet czasem próbowali się nade mną znęcać za to, że nie zachowywałem się jak oni jakbym nie był godny naszego nazwiska i je hańbił swą osobą. Co mnie teraz czeka? Jednak nie było mi dane nic powiedzieć, bo nagle usłyszałem kolejny jakże znajomy głos należący do Elisabeth, która stanęła w mojej obronie. Nie zdążyłem jej niestety przed tym powstrzymać. W moich oczach ja i ona niczym się nie różnimy jednak w oczach innych szlachetnie urodzonych zawsze będzie tą gorszą częścią świata czarodziei. Nie była szlachetnie urodzona a jednak w mojej obronie zaatakowała kogoś takiego jak Walburga Black. Błagałem w myśli by zaprzestała tego by nie zabrnęła za daleko, ale było to próżne emocje Elisabeth się w niej wręcz gotowały. Nagle wstałem napięty jak struna chcąc sięgnąć po różdżkę w chwili, gdy ta wiedźma nazwała moją przyjaciółkę ladacznicą. Jednak nie było mi dane nic zrobić, bo Stephanie mnie uprzedziła i stanęła w obronie Elisabeth jak na przyjaciółkę przystało. Jednak atak na Walburgę nawet taki nie minie się teraz z konsekwencjami nawet dla niej. Sytuacja się coraz bardziej zaogniała. Jednak ponownie nie było mi dane nic powiedzieć. Bo nagle znikąd pojawił się Tom, który zakończył całą awanturę. Pierwszy raz od dawna się chyba cieszyłem, że zakończył to wszystko. Powoli ruszyłem w kierunku Elisabeth i chwyciłem ją za rękę prowadząc ją do wyjścia z dala od wszystkich wpatrzonych nas w oczu przy okazji pozwoliłem by Stephanie i Adelia mogły iść za nami. Gdy byliśmy poza pokojem wspólnym nagle się zatrzymałem i uderzyłem pięścią w ścianę. Musiałem na czymś wyładować nerwy a ściana była w tym wypadku najlepsza. - Dziękuje ci Elisabeth, że stanęłaś w moje obronie - odparłem szczerze nagle kierując swój wzrok na nią. - Jednak nie musiałaś tego robić. Nie chce byś utraciła wszystko prze mnie. Nie jestem tego warty. Atak na nią nie był dobrym pomysłem ona ci teraz nie odpuści tak jak inni szlachetnie urodzeni - powiedziałem zmarnowanym głosem. - Jednego dnia dowiedziałem się, że zawiodłem rodzinę i pokładane we mnie nadzieje jednak nie ruszyło mnie to tak jak to, co może teraz zagrażać tobie - powiedziałem lekko spuszczając zmartwiony wzrok. - Co by się jednak nie stało będę dalej z tobą obiecuje choćby nie wiem, co - powiedziałem już bardziej pewnie.
  2. Całkiem miło płynął mi tu czas z Elisabeth. Była chyba jedyną osobą, której towarzystwo naprawdę szczerze lubiłem pomimo swej samotności, za którą też przepadałem. Niestety tak jak było to zwykle, kiedy jest miło czas płynie zdecydowanie zbyt szybko. Do mych uszu zaczęły dochodzić odgłosy kroków. Ktoś się tutaj najwyraźniej zbliżał. Miałem nadzieje, że będzie to któraś z przyjaciółek Elisabeth. Nie miałem ochoty raczej na kolejne kąśliwe uwagi od kogoś, za kim nie przepadam. Zmrużyłem jednak nieprzyjemnie oczy, gdy zobaczyłem w wejściu jedną z mych ulubionych trójc szkolnych. Oczywiście Lestrange nie mógł sobie podarować komentarza ze swej strony. Z drugiej strony on ma zapewne okazje przytulić się tylko do Malfoya i tymi uwagami stara się ukryć swą zazdrość. Następne osoby, które tu przyszły też nie należały do mych ulubionych. Vivienne i ten jej chłopak z pewnością tworzyli ciekawe zjawisko. Zmrużyłem ponownie lekko oczy widząc ją i jej zachowanie. Może to i lepiej, że nas zignorowała. Nigdy za nią nie przepadałem. A ostatnio jeszcze bardziej mnie zirytowała. Bo to ona była wina szlabanowi Elisabeth nikt inny i tym samym kolejnych problemów z Tomem. Mój wzrok nagle powędrował na Elisabeth i delikatnie się do niej uśmiechnąłem. - Daj spokój wspólnie tworzą całkiem ciekawy obrazek wręcz toksyczny mógłbym rzecz - powiedziałem z delikatnym uśmiechem w jej kierunku. Nagle jednak moje oczy szeroko się otworzyły, gdy zobaczyłem kolejne osoby, które właśnie wchodziły do pokoju wspólnego a była to dziewczyna z czarnymi długimi prostymi włosami sięgającym jej pasa o delikatnej urodzie i Chłopak o dosyć postawnej sylwetce i twardych rysach twarz o krótkich ciemnych włosach. Była to moja rodzina z bocznej linii. Moi starsi kuzyni z rodu Travers. Nigdy nie mieliśmy ze sobą dobrych stosunków. Sophie i Christian nie ciszył mnie za bardzo ich widok. Rzucili mi tylko przelotne spojrzenie zupełnie ignorując Elisabeth a na ich twarzach widziałem chytre uśmiechy, gdy na mnie spoglądali przechodząc, które nie były dla mnie dobrym sygnałem zawsze tak było. Jednak teraz opuścili pokój bez słowa. Nie byłem pewny czy chce wiedzieć, co później miało na mnie czekać. Szybko jednak spojrzałem na Elisabeth nie chcąc rozmawiać o tym, co przed chwilą widziałem. - Czekamy na Adelie i Stephanie czy może wolałabyś już teraz zająć miejsca w jadalni? - spytałem z delikatnym uśmiechem, którym starałem się skryć ponure myśli, jakie mnie dręczyły po tym nie miłym spotkaniu, które niedawno tu było.
  3. Słuchałem uważnie każdego słowa Elisabeth mając kamienną twarz i wpatrując się w kominek. Nie bardzo chciałem ujawniać jakiekolwiek emocje nawet teraz, chociaż naprawdę mną targały z każdym słowem, które wypowiedziała. Mimo wszystko zaczynałem mieć wrażenie, że Tom naprawdę nie opuszczał Elisabeth. Nawiedzał ją nawet w czasie snu. Myślałem, że to mój sen był dziwny, ale przy tym, co mi właśnie powiedziała niema, co porównywać. Węże, dlaczego akurat węże? To był przecież symbol naszego domu. Czy powinienem jednak nad tym tak rozmyślać? To był w końcu tylko sen. Nic takiego nie miało miejsca i nigdy go mieć nie będzie na pewno. Nagle poczułem jak jej głowa opadła na moje ramię. Teraz mój wzrok powędrował na jej głowę. Delikatnie położyłem dłoń ponownie na jej ramieniu przy okazji ręką obejmując ją za szyją. - Widzę, że już rozgryzłaś, więc nasz plan a myślałem, że zarobię tyle by już nie martwić się o przyszłość - powiedziałem z lekkim przekąsem by rozluźnić na chwilę sytuacje cały czas na nią spoglądając. Nagle jednak mój głos spoważniał. - Nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca. Nigdy bym na to nie pozwolił - powiedziałem dość twardo nie spuszczając z niej wzroku. - Nie pozwolę by ktoś ci zrobił krzywdę. Jednak nie sądzę byśmy musieli się tym przejmować - stwierdziłem już spokojniejszym tonem. - To był tylko sen. A sny się nie zdarzają z tego, co wiem - powiedziałem spokojnie. - Teraz powinniśmy skupić się na dzisiejszym dniu. Mam nadzieje, że mimo wszystko nie jesteś zmęczona i mimo tej ciężkiej nocy dasz sobie radę z dzisiejszym dniem - powiedziałem zadziornie w jej kierunku przechylając delikatnie swoją głowę na jej.
  4. Spojrzałem spokojnie na Elisabeth i na miejsce, na którym chciała bym usiadł obok niej. Delikatnie się uśmiechnąłem kierując się na wskazane miejsce. Jednak nie podobał mi się jej ton, gdy do mnie mówiła był tak słaby jakby zupełnie nie ona do mnie mówiła. Mimo wszystko starałem się nie zdradzać mych przemyśleń, gdy powoli przy niej usiadłem. Nic nie mówiłem słuchając każdego jej słowa. Więc jednak się nie myliłem Tom był tutaj jednak do tego czasu zdążył już zniknąć. Milcząc krzycą? Dziwne są te jego hasła jakby chciał nam coś nimi przekazać. Nie to bez sensu na pewno ma ciekawsze zajęcia niż wymyślanie haseł tylko po to by przekazać akurat coś mi i Elisabeth. Czy to, dlatego jej ton nie był taki jak zwykle? Ponownie wszystko przez Toma? Dlaczego on tak na nią działał? Nic z tego nie rozumiałem. - Tom wstaje pierwszy i śpi najpóźniej z nas. Szczerze mówiąc nawet nigdy nie widziałem jak śpi. Nawet zaczynałem myśleć, że jest jakimś wampirem. Zawsze gdzieś znika samemu a potem wraca to wszystko jest strasznie pokręcone - powiedziałem nawet nie kierując swego wzroku na Elisabeth tylko wpatrując się w kominek. Jakbym mówił swe myśli na głos. Nagle jednak położyłem delikatnie dłoń na ramieniu Elisabeth i teraz skierowałem swój wzrok na nią ciepło się do niej uśmiechając. - Mieliśmy go ignorować i to zróbmy spróbuj o nim nie myśleć a o tym, co może nam dziś przynieść dzień. Tom nie jest pępkiem świat by wiecznie się nim przejmować. Może tak dla zmiany tematu śniło ci się może coś ciekawego? - spytałem zaciekawiony.
  5. Powoli otworzyłem oczy delikatnie je przecierając palcami. W jednej chwili usiadłem na łóżku zaczynając rozglądać się po dormitorium. Wszyscy wokół jeszcze spali, która była godzina? Nie byłem do końca pewny, ale chyba wcześnie. Ponownie położyłem się delikatnie na łóżku patrząc w sufit. Zastanawiałem się, co teraz zrobić. Pomimo wczesnej pory nie było sensu bym dalej szedł spać. Nie bym był w stanie, ponieważ byłem kompletnie wybudzony. Ponadto śniły mi się w nocy dość dziwne rzeczy i nie jestem pewny czy chciałbym, aby ponownie mi się przyśniły. Jednak leżenie i patrzenie w sufit też nie należało do fajnych zajęć. Powoli się podniosłem z łóżka. Nie bardzo miałem ochotę czekać aż inni wstaną. Musiałem na chwilę opuścić dormitorium by zebrać spokojnie myśli. Chyba już była taka godzina, że mogłem sobie na to pozwolić. Z chwilą, gdy tylko wstałem z łóżka zacząłem się przebierać w swoje szaty. W międzyczasie spostrzegłem, że się myliłem. To nie ja wstałem pierwszy. Toma już tu nie było. Co z nim jest? Chodzi spać, jako ostatni a potem wstaje najwcześniej? Zresztą nieważne lepiej abym go nie widział. Napsuł mi już wystarczająco krwi. Gdy już skończyłem się przebierać powoli opuściłem komnatę niezwykle cicho tak by nikogo przypadkiem nie obudzić. Kierowałem się spokojnie do pokoju wspólnego. Chciałem tam posiedzieć w samotności w swych rozmyśleniach. Jednak, gdy tylko zacząłem się zbliżać usłyszałem coś z pokoju, do którego zmierzałem. Najwyraźniej już ktoś tam był. Westchnąłem w myśli. Byłem pewny, że to Tom tam siedział. W końcu tylko on wstał. Nikt inny raczej by o tej godzinie się tam nie pałętał. Nie miałem jednak zamiaru się wycofać. Będę go po prostu ignorował tak jak prosiła mnie Elisabeth. Powoli wszedłem ciężkim krokiem do pokoju z dość nieprzyjemną miną. Jedna w jednej chwili zmieniłem wyraz twarzy i szeroko otworzyłem oczy widząc, kto siedzi w pokoju. - Elisabeth? - spytałem zdziwiony. Sam nie dowierzałem mym oczom widząc ją tak rano tutaj. Powoli zacząłem kierować się w jej kierunku. - Czyżbyś też nie mogła spokojnie spać? - spytałem przyglądając się jej z lekko przekrzywioną głową będąc przy okazji zaciekawionym czy i ją dręczyły dziwne sny.
  6. Na mojej twarzy zawitał szczery uśmiech z chwilą, gdy Elisabeth położyła dłoń na moim ramieniu. Nie było to jednak spowodowane tym gestem a jej słowami w moim kierunku. To prawda byliśmy przyjaciółmi i nigdy nie wyrzekłbym się jej. Nie wiem, co bym zrobił bez niej. Musiałem mieć nadzieje, że w końcu coś się zmieni i ten rok zacznie nam przynosić jakieś dobre rzeczy. Musiałem przestać zwracać uwagę na wybryki Toma dla dobra Elisabeth by dał jej w końcu spokój. Powoli ruszyłem za nią byśmy spokojnie wrócili do swych dormitoriów. W końcu nasze drogi się rozeszły. Jednak ponownie, gdy zostałem sam na chwilę stałem niczym posąg patrząc na odchodzącą Elisabeth. Wyglądało jakbym nad czymś rozmyślał. W końcu jednak ruszyłem również do swojego dormitorium lekko wzdychając. Po niedługiej chwili dotarłem do dormitorium. Wszyscy już tu byli tym razem nie mogło zabraknąć nawet Toma, który już tu przebywał. Jeszcze nie spał domyśliłem się po słabym świetle dobiegającym z jego okolic. Zmrużyłem lekko oczy spoglądając w jego kierunku. Wciąż byłem wściekły za to, co się stało na astronomii i chciałem by za to zapłacił jednak złożyłem Elisabeth obietnice przed rozejściem się i musiałem postarać się jej dotrzymać. Musiałem zacząć go ignorować dla naszego wspólnego dobra. Powoli poszedłem przebrać się w piżamę a gdy już skończyłem położyłem się do łóżka zamykając oczy i wtulając się w poduszkę. Chciałem już tylko zasnąć i zapomnieć o wszystkim, co dziś się stało. Miałem nadzieje, że w końcu jutro otrzymamy nasz upragniony spokojny dzień.
  7. Poczułem jak włócznia dosięgła swego celu. Nie ja to widziałem, bo przed przeklętym okiem nic się nie skryje. Jednak efekt nie był taki jak bym chciał przynajmniej po części. Najwyraźniej śmiertelnik nie zwracał dalszej uwagi na włócznie z chwilą, gdy ta się rozsypała a to był błąd. W chwili, gdy rozkruszyła się na kawałki a jej resztki opadły w jednej chwili na ziemie. T zaczęła je pochłaniać niczym ziarna roślin tam też wszystko miało wyczekiwać na odpowiedni moment. Nagle jednak poczułem jak całe me ciało się wręcz zatrzęsło. Potężne uderzenie tak mogłem określić to, co poczułem jednak taki typ ataku nigdy nie był na mnie skuteczny. Najwyraźniej mój oponent teraz przekonał się o tym. Czułem jego lęk, bo było to coś, czym się karmiłem i był naprawdę smaczny. Ta jego bezradność na obecną sytuacje była jak najlepszy deser. Nawet nie dał mi szansy by się zrewanżować, bo zaraz ponownie zwiał. Jakież to było żałosne czyżby w końcu zrozumiał, że nie może mnie pokonać? Czułem jak ziarna, które zasiałem zaczynają kraść życie tej ziemi. Potrzebowały jeszcze jednak czasu by w pełni się wyłonić a ja nie zamierzałem czekać z założonym łapskami. Przyszedł czas by zniszczyć kryjówkę przeciwnika.. Zacząłem powoli kierować się w tamtą stronę. Z chwilą, gdy moja włócznia go dotknęła przeklęte oko mogło zobaczyć go wszędzie nie było sposobu by się ukrył. Nagle jednak stanąłem niczym posąg. Dziwnie się czułem działo się coś dziwnego, co to była za magia? Czułem coś, czego nie miałem prawa już czuć gdyż wszystko to było już mi obce a ja byłem tylko narzędziem w rękach mego władcy, które nie powinno mieć żadnych głębszych uczuć a jednak działo się coś naprawdę dziwnego. Mym oczom ukazało się miejsce, które nie istniało. Sam sprowadziłem na nie zagładę wieki temu z chwilą, gdy wpuściłem tam mego pana. W jednej chwili cała kraina, w której się urodziłem i wychowałem przepadła a ja się tym napawałem nie czując nic. Zawsze czułem do siebie nienawiść za to, że kiedyś byłem śmiertelnikiem do swego dawnego życia. Tak powinno być moja nowa natura mi to nakazywała, więc dlaczego teraz czułem się tak dziwnie? Czułem nieznane mi zapomniane uczucia, których nie miało prawa już we mnie być. Czułem jak ma obecna natura walczy z moją dawną naturą. Padłem nagle na kolana trzymając się za głowę i wrzeszcząc w rozpaczy w powietrze. - Przestań nie chce tego wiedzieć! - wrzeszczałem żałośnie w powietrze. Nigdy chyba nie poczułem czegoś takiego. Dlaczego nie byłem w stanie wyprzeć tego wszystkiego jak zawsze do tej pory? Dlaczego nie czułem teraz woli swego pana? Musiałem się z tego wydostać. Widziałem swoje wczesne życie zanim zostałem spaczony po śmierci. Nie to nie było moje życie wybrałem tam inną drogę. Nie skierowałem swych kroków ku łatwemu zarobkowi. Wszystko to zrobiłem zupełnie inaczej. Użyłem swych mocy by pomagać mej krainie by rosła w potęgę. Ożeniłem się z mą dawną miłością założyłem z nią rodzinę. Widziałem swych potomków i moje spokojne życie. Nie skończyłem tak jak teraz. Zabójca, który zakończył mój dawny żywot był mi teraz niczym przyjaciel. Widziałem dumę w oczach mej rodziny. Te obrazy mnie niszczyły musiałem się ratować. Uniosłem nagle ostatkiem sił łapsko w powietrze i nagle wrzasnąłem tylko jedno słowo. - Dość! - po tym jednym słowie jedna z gałęzi na drzewie, które przyzwałem wcześniej zaczęła rosnąć z zastraszającą szybkością w moim kierunku aż nagle gałąź przebiła mnie na wylot w okolicy klatki piersiowej a ja zawisłem bezwładnie na gałęzi. Blask z mych oczodołów powoli bladł coraz bardziej zanikając. Wyglądałem niczym martwy, ale prawdą było, że właśnie regenerowałem swój nadszarpany umysł a drzewo gałęzią, którą mnie przebiło zaczynało niczym pasożyt pochłaniać wszystkie te uczucia, które niedawno się we mnie zrodziły bym mógł być znów sobą. Były mi całkowicie zbędne. Nie potrzebowałem ich ani trochę. Musiałem znów odzyskać kontrolę nad sobą.
  8. Otworzyłem szeroko oczy z chwilą, gdy Elisabeth mnie przytuliła. Nie byłem pewny, który raz ostatnio się tak działo a jednak za każdym razem tak niewinnym gestem potrafiła mi poprawić nastrój tak samo było teraz. Poczułem ulgę jej słowami. Nie winiła mnie za wszystko, co teraz zaszło. Jednak mimo wszystko ja byłem winny całej tej sytuacji. Zagrałem tak jak oczekiwał tego Tom. Elisabeth miała racje dałem mu się sprowokować gdybym go zignorował to by nic takiego nie zaszło. Jak mam go jednak ignorować, gdy widzę, że robi krzywdę mojej najdroższej przyjaciółce? Muszę zacząć bardziej nad sobą panować. - Spróbuje go ignorować Elisabeth by więcej takich sytuacji nie było - powiedziałem spokojnie z delikatnym uśmiechem, który pojawił się w reakcji na jej minę. Jednak wiedziałem, że nie będzie to łatwe zadanie skoro, gdy tylko się do niej zbliżał już odczuwałem gniew a gdy robił jej coś więcej miałem ochotę rzucić się na niego. Jednak musiałem dla jej dobra zachować kontrolę. Na pewno miała racje jak będziemy go ignorować znudzi się i nas zostawi. - Dziękuje Elisabeth za wszystko naprawdę nie wiem, co bym zrobił bez ciebie - stwierdziłem z uśmiechem kładąc dłoń na jej ramieniu i chwilę na nią spoglądając. - To naprawdę miłe z twojej strony, że tu zaczekałaś na mnie i odbyliśmy tą szczerą rozmowę jednak uważam, że powinniśmy już chyba wracać - powiedziałem spoglądając na nią. Widziałem, że była już tym wszystkim zmęczona. - Ty miałaś z nas dwoje dziś cięższy dzień zwłaszcza po tym, co zaszło na astronomii. Był to dzień pełen zmartwień i gniewu - powiedziałem wracając wspomnieniami do zajścia w bibliotece. - Powinniśmy już iść spać z nadzieją, że jutrzejszego dnia w końcu będzie lepiej i unikniemy wszelkich niemiłych niespodzianek - dodałem nadal sie uśmiechając się i mrugając w jej kierunku.
  9. Golding Shield/Karol Patris - To, że jesteś gościem nie znaczy, że ja nie powinienem wypaść na jak najlepszego gospodarza. Jakbym wtedy wyglądał? - spytałem siedząc tuż obok niej i patrząc na nią poważnym wzrokiem tym samym, gdy zawsze dogryzaliśmy sobie w Equestrii. Mój wzrok nagle jednak skupił się na mojej lampce wina. Minęło sporo czasu odkąd miałem alkohol w ustach. Pozostawałem wiecznie czujny siedząc w bazie i nadzorując innych. Musiałem, więc unikać tego typu rzeczy by nie stępiły mych zmysłów. Nie pamiętam, kiedy byłem w takiej sytuacji jak ta. Minęło tak wiele czasu. Nagle skierowałem swój wzrok na stół. Powoli wyciągnąłem swe ręce ku niemu i odłożyłem na niego swoją lampkę wina następnie w milczeniu zacząłem nakładać na dwa talerze odrobinę zapiekanki. Jeden talerzyk postawiłem naprzeciw Lust natomiast drugi naprzeciw sobie. Nagle znów podniosłem swoją lampkę i zacząłem chwilę na nią patrzyć pogrążając się w myślach. Ponownie jednak kątem oka zwróciłem się na Lust i wyciągnąłem ramię za jej plecy. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Gdy byliśmy w Equestrii zawsze to ona wszystko zaczynała naprowadzała mnie na tropy teraz czułem się trochę zakłopotany jak bym sam nie wiedział, co mam zrobić. - Jak to jest, że za każdym razem cię widzę niezależnie jak wiele czasu minęło jesteś dla mnie po prostu cudowna? - stwierdziłem przejeżdżając jej delikatnie palcem po policzku i wpatrując się w oczy. Dlaczego za każdym razem, gdy ją widziałem mój rozsądek zanikał a działo się ze mną coś niespotykanego dla mnie? Nie mówiłem nic, bo widziałem, że niema ochoty na jakieś większe rozmowy potrafiłem to zauważyć w jej słowach. Nie było powodem by wspominać to, co zaszło między nami dawniej, bo wiem, że pamiętała każdą taką chwilę. Nie chciałem jej również pytać o jej pracę, bo byłem pewny, że przyszła tu, aby odpocząć od niej i nie myśleć o tym, czym się zajmuje. Wpatrywałem się tak w jej oczy dobrą chwilę a drugą dłonią odłożyłem lampkę na stole powoli zbliżając swą twarz ku jej. To nie było w moim stylu jednak czułem się jakby wpływała na mnie jakaś siła, z którą nie potrafiłem walczyć. Nie byłem pewny jak zareaguje, gdy moja twarz coraz bardziej się zbliżała do niej i dzieliła nas już niewielka przestrzeń. Crystal/Felicja Romanis Wysłała wiadomość za pomocą laptopa do wszystkich ważniejszych osób w korporacji by wiedzieli, że nic jej nie jest. Szybko zaczęły dochodzić do niej odpowiedzi ze wszystkich stron, do których wysłała wcześniej wiadomości. Niewiele ją to interesowało były to tylko zwykłe słowa otuchy czy radości, że wszystko jest po staremu. Nawet za bardzo nie czytała tych wiadomości, gdy nagle znów skupiła się na szachownicy i powoli wyciągnęła dłoń ku niej podnosząc figurę Goldinga. Trzymała ją chwilę w dłoni przejeżdżając po niej kilkukrotnie paznokciem. Nie umiesz pojąć, kiedy się poddać prawda? Jesteś teraz moją własnością a o rzeczy swoje powinno się walczyć. Być może czas wziąć się poważniej do rzeczy? Tak długo tutaj tkwiła może czas odwiedzić miejsce, z którego przyszło tyle zagrożeń i zająć się nimi osobiście? Tak czas na to powoli nadchodził a to była dobra okazja. Dalej przejeżdżała paznokciem po figurze Goldinga by ponownie skierować swój wzrok gdzie indziej a mianowicie na dwie rzeczy. Była to płyta zdobyta przez czerwonookiego zanim ją zdradził i artykuł o Snow Night. Wciąż nie wiedziała, kim jest druga osoba bliska Goldingowi, ale była pewna, że jedną z nich jest właśnie ona. Patrząc na jej zdjęcie natychmiast się domyśliła, że typowa Equestrianka, którą bardzo łatwo manipulować. Teraz była chroniona i to bardzo jednak można zawsze było to rozegrać inaczej. Zbliżyć się do niej zaprzyjaźnić a potem pozbyć się jak nic niewartego śmiecia. Kolejną sprawą była płyta, którą dostarczył czerwonooki by wykorzystać dane z niej potrzebowała jeszcze paru rzeczy. Kilka mogła zdobyć i należało je jak najszybciej zgromadzić jednak na czerwonookiego nie mogła już liczyć. Spojrzała ponownie na laptopa i odłożyła figurę Goldinga by napisać kolejne maile. Z chwilą, gdy skończyła nagle wbiegł do jej gabinetu jeden z ochroniarzy wcześniej oczywiście pukając nie chciał się narażać na jej gniew. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale prosiła pani, aby panią informować, jeśli sieć telefoniczna z Polską zostanie przywrócona - nagle otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się szczerząc swe krystaliczno białe zęby. Miała zamiar natychmiast zadzwonić do Goldinga by popsuć mu obecną sytuacje. Następnie zająć się czerwonookim i tą abominacją, co wszystko jej psuła. Natychmiast sięgnęła dłonią po telefon, gdy nagle ochroniarz ponownie się odezwał. - Ponadto konferencja prasowa, którą kazała pani zwołać już na panią czeka - dodał na wprędce. Crystal nagle odsunęła swą dłoń od telefonu niczym poparzona. Czy mogło być gorzej? Jeśli teraz każe czekać dziennikarzom może naruszyć wizerunek, który budowała latami a rozmowa z Goldingiem może naprawdę chwilę trwać. Wyjście było jedno. Musiała szybko skończyć te konferencje odpowiadając na najważniejsze pytania a następnie zająć się resztą. - Rozumiem - powiedziała bez emocji i powoli wstając. Gdy ochroniarz opuścił gabinet machnęła dłonią nad szachownicą by ta się rozpłynęła i ruszyła ku wyjściu z gabinetu. Musiała skończyć to jak najszybciej. Niedługo czekała ją w końcu poza ważnymi telefonami jeszcze długa wycieczka. Czas zająć się problemem Polski osobiście. Striding Rason/Jim Grayson Nieco zamroczonym wzrokiem i jednocześnie w szoku zauważył jak Lüge zręcznie wyśliznęła mu się z ramion. Była naprawdę niezła trzeba jej to było przyznać. Patrzył na nią, gdy znalazła się na podłodze nic nie mówiąc. Nie widział powodu by coś robić. Jednak ponownie go zaszokowała swoją zwinnością, gdy ta w niesamowitym czasie znalazła się przy drzwiach i zaczęła je zamykać. Wciąż nie powiedziała mu, jakie wyzwanie go czeka a jednak miał wrażenie, że celowo to robiła a drzwi zamknęła by nikt im nie przeszkadzał. Cokolwiek od niego by nie chciała. Przynajmniej takie miał wrażenie. Nagle jednak usłyszał jak ta niezręcznie próbuje coś powiedzieć. Dobrze wiedziała, jakie słowo miała na myśli jednak nie spodziewał się, że alkohol aż tak już na nią wpływał. Język kręcił jej się niesamowicie. Co prawda i on nie czuł się najlepiej a jego zmysły nie pracowały najlepiej, ale miał wrażenie, że na nią alkohol bardziej działał niż na jego. Jednak jeszcze bardziej go zszokowało to, co powiedziała potem. Takiego wyzwania z jej strony się nie spodziewał no może po części. Jednak miał wrażenie jakby alkohol zupełnie zmienił jej charakter. Jakby gadał z zupełnie inną osobą niż wcześniej. Jednak czy powinien się dziwić? W końcu była tworem chaosu, więc nie powinno się doszukiwać logiki w jej zachowaniu. Z drugiej strony zgodził się na reguły tej gry, więc wycofać się zamiaru nie miał i chyba za bardzo też nie chciał. Zmrużył lekko oczy i nagle jego dłoń znalazła się z dużą szybkością tuż obok jej głowy i zaczął patrzeć jej w oczy. - Dosyć inrtrygujące zadanie - powiedział, gdy i jego język zaczął się delikatnie plątać. Gdy nagle uniósł swą dłoń i wyciągnął swój palec w okolicy jej czoła delikatnie go dotykając by zacząć nim delikatnie i zarazem powoli przejeżdżać po jej twarzy i zniżać go coraz bardziej docierając do jej szyi a kończąc na jej klatce piersiowej, na której jego palec się zatrzymał, lecz powoli zaczął go zabierać. Nagle jego głowa znalazła się tuż obok jej głowy tak by mogła usłyszeć wszystko dokładnie. Starał się skupić na każdym słowie, bo nie chciałby teraz język zaczął mu się plątać - Czy to wystarczy a może to jeszcze z mało? Bo jeśli tak to chyba teraz moja kolej? Prawda czy wyzwanie? - spytał tak by jego oddech mógł owiać jej ciało. Jego ciało było naprawdę blisko niej tak, że mogła je poczuć. Na szczęście znalazł jeszcze resztki sił by unikać bełkotu w ostatnich słowach w jej kierunku.
  10. Po tym, co zaszło przez całą lekcje nie mogłem się skupić. Moje myśli wciąż błądziły przy tym, co nie dawno zaszło. Czułem się naprawdę źle z tym wszystkim. Nie wiedziałem jak zdołam wyjaśnić to wszystko Elisabeth. Pomimo że oboje wiedzieliśmy, co potrafił zrobić Tom to nie czułem się z tym wszystkim najlepiej. Obiecałem, że będę ją chronił a dopuściłem się na nią ataku nawet, jeśli nie z własnej woli to jednak to zrobiłem. Nagle ponownie jednak wróciłem na ziemie z chwilą, gdy nauczycielka oznajmiła, że to koniec lekcji. Zacząłem iść ponownie obok Elisabeth jednak nic nie mówiłem a wyraz mojej twarzy był naprawdę strapiony tym wszystkim. Nagle jednak dotarły do mnie słowa z jej ust skierowane do Adelii. A więc nie podejrzewała, że to ja ją zaatakowałem? Poczułem jakby wielki ciężar spadł mi z serca jednak wciąż nie czułem się najlepiej z tym wszystkim. Przez całą drogę trzymałem swą dłoń i wbijałem w nią swój wzrok. Skończyło się to jednak z chwilą, gdy dotarliśmy do pokoju wspólnego. Nagle mój wzrok spoczął na Elisabeth. Najwyraźniej chciała ze mną porozmawiać sam na sam. Ponownie w mych oczach pojawiło się zmartwienie i opuściłem lekko wzrok wbijając go w ziemie. - Dziękuje ci Elisabeth - powiedziałem z lekkim smutkiem nie będąc w stanie skierować wzroku na nią i nadal wbijając wzrok w ziemie. - Dziękuje, że wierzysz, że to nie ja cię zaatakowałem - mówiłem nadal nie zmieniając tonu i nie podnosząc głowy. - Jednak to nic nie zmienia w mym czynie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką powinienem cię wspierać i chronić a tym czasem zaatakowałem cię. Nawet, jeśli nie zrobiłem tego z własnej woli to jednak moja ręka cię zaatakowała. Nie byłem w stanie tego zatrzymać tak jakby moja ręka dostała własnej woli a moja własna stała się za słaba by ją kontrolować - gdybym dawał ujście emocjom zapewne z mych oczu poleciało by kilka kropli łez jednak nigdy sobie na coś takiego nie pozwoliłem i teraz też nie chciałem tego zrobić. Musiałem panować nad swymi emocjami. - Obiecuje, że nigdy już się to nie powtórzy nigdy ciebie nie skrzywdzę a Tom... - nagle mój ton się zmienił na gniew jednak oczu z ziemi nadal nie byłem w stanie podnieść. Mówiłem w gniewie przez zaciśnięte zęby każde kolejne słowo. - Zapłaci za to wszystko. Nie ważne, co będę musiał zrobić nie pozwolę by więcej użył tych swoich przeklętych sztuczek obiecuje i robił ci krzywdę - skończyłem swój monolog dając szansę powiedzieć coś Elisabeth jednak dalej nie podnosiłem głowy wstyd mi było na nią teraz spojrzeć.
  11. Poczułem nagle jak Elisabeth chwyta mnie za nadgarstek. Mój wzrok jakby się lekko uspokoił i skupił na niej. Nie chciała bym to zrobił. Chciała mnie zatrzymać przed zrobieniem głupoty, która była spowodowana tą przeklętą prowokacją ze strony Toma. Gdybym go teraz zaatakował zrobiłbym wszystko tak jak on tego chce. Nagle jednak stało się coś strasznego, czego nie potrafiłem wyjaśnić a mianowicie straciłem władzę nad własną ręką. Otworzyłem szeroko oczy po tym, co teraz zaszło. Moja ręka jakby dostała własnego rozumu i nie chciała mnie słuchać. Sama zaatakowała Elisabeth a ja nie mogłem tego zatrzymać. Stałem niczym głaz patrząc na Elisabeth z szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiłem zrozumieć, co właśnie zaszło. Nie zwracałem nawet uwagi na karcące słowa profesor. Ja zaatakowałem Elisabeth nawet nie robiąc tego z własnej woli to jednak ja podniosłem na nią rękę. Nie mogłem jej nic powiedzieć profesor nie dała mi takiej możliwości. Chociaż moje oko na powrót skupiło się na teleskopie to myślami byłem gdzie indziej i nie potrafiłem już się skupić na lekcji. Jak mogło do tego wszystkiego dojść? Wciąż siebie pytałem jednak odpowiedź do mnie nie przychodziła. Jak miałem to wszystko jej wyjaśnić? Co miałem jej powiedzieć? Moja ręka dostała własnego rozumu i ją zaatakowała to brzmiało zupełnie niedorzecznie. Jednak odpowiedź w końcu do mnie przyszła. To ponownie musiała być sprawka Toma. Już wcześniej pokazał, że różdżka nie jest mu konieczna i teraz musiał to zrobić ponownie. Tylko pytanie brzmiało jak to robił i pytanie ważniejsze czy Elisabeth mi uwierzy i zdoła mi wybaczyć?
  12. Skupiłem się na dokładnej obserwacji nocnego nieba starając się nie odrywać oka od teleskopu o ile nie było to konieczne. Słuchałem uważnie pani profesor, gdy mówiła nam gdzie mamy teraz zwrócić swe obserwacje. Nie miałem większych problemów z obserwacjami miejsc, na których kazała nam się skupić, bo uważałem, że tłumaczyła to wystarczająco przejrzyście. Lekcja trwała tak w najlepsze a cieszyłem się tą chwilą spokoju. Astronomia zawsze moim zdaniem należała do przyjemniejszych przedmiotów. Oderwałem jednak swój wzrok od teleskopu, gdy do mych uszu dotarło pytanie Elisabeth. Delikatnie się uśmiechnąłem by skierować swój wzrok ku niej. Chciałem jej pomóc jednak mój uśmiech znikł w jednej chwili a zamiast niego na twarzy zawitał gniew. Zacisnąłem wściekle dłoń w pięść jednak raczej nikt tego nie dostrzegł. Za każdym razem, gdy Tom znajdował się przy Elisabeth odczuwałem gniew. Zapewne było to spowodowane tym, że mieliśmy go unikać zwłaszcza Elisabeth tego pragnęła a on wciąż się przy niej kręcił. Jednak czy to był jedyny powód? Nie byłem w stanie na to odpowiedzieć do końca nie wiedziałem skąd zbierał się we mnie ten cały gniew. Jednak nic nie mogłem teraz zrobić. Ponownie wbiłem swój wzrok w teleskop patrząc w niebo przynajmniej tak było aż ponownie usłyszałem Elisabeth. Jednak tym razem to nie były słowa. W jednej chwili ponownie skierowałem swój wzrok na nią. Elisabeth coś się stało, ale co? Wtedy też zobaczyłem na sobie wzrok Toma. Nie patrzył na Elisabeth a na mnie. Jego przeprosiny nie były szczere. Nie w tym wszystkim był inny cel byłem tego pewny. Zrobił jej krzywdę tylko po to by uderzyć tym i we mnie. Nie pozwolę mu na to nigdy więcej. W jednej chwili z mojego rękawa zaczęła wystawać po części moja różdżka tylko Elisabeth mogła to dojrzeć. Nie obchodziło mnie, jaką mocą włada Tom Riddle i co o nim myślą inni. Nie pozwolę mu krzywdzić mojej przyjaciółki. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, co chciałem zrobić. Musiał dostać w końcu nauczkę a teraz była najlepsza okazja, kiedy był zajęty obserwacja nieba nie spodziewał się ataku. Powoli uniosłem rękę chcąc się nią zamachnąć by rzucić na Toma urok, od którego odechce mu się więcej takich pomysłów.
  13. Uśmiechnąłem się delikatnie na dogryzanie ze strony Elisabeth niestety jednak niedane mi było odpowiedzieć, bo teraz musiałem skupić się na tym, co mówiła pani profesor. Jaki był mój stosunek do niej? Taki jak chyba do większości profesorów, czyli okazywałem im szacunek, na który sobie zasłużyli. Z uwagą, więc słuchałem każdego jej słowa. Mówiąc szczerze pomysł pani profesor całkiem mi się spodobał. Bardzo lubiłem obserwować nocne niebo a skoro była idealna noc do obserwacji była to, więc idealna propozycja na dzisiejszą lekcje. Powoli wszedłem do sali i zająłem miejsce przy jednym z teleskopów wcześniej przygotowując sobie mapę nieba. Nie musiałem nawet podnosić wzroku by wiedzieć, że Elisabeth jest już obok mnie, bo któż inny by tak szybko przy mnie był. Chwilę zacząłem spoglądać w teleskop jednak zaraz podniosłem wzrok w kierunku Elisabeth i wtedy też zmarszczyłem brwi. Znów tutaj był. Mieliśmy ignorować Toma, ale jak to zrobić skoro on się tak nas uczepił? Miałem ochotę powiedzieć coś w jego kierunku jednak, co mogłem zrobić? Miał prawo tu stać nie mogłem mu tego zabronić. Kiwnąłem głową w kierunku Elisabeth pokazując jej w ten sposób gestem by traktowała go jak powietrze i skupiła się na obserwacji nocnego nieba nic innego niestety zrobić nie mogliśmy.
  14. Uśmiechnąłem się delikatnie na odpowiedź Elisabeth. Być może moje przeczucia nie zawsze są słuszne a ja powinienem się trochę mniej martwić. Następnie dotarły do mnie kolejne jej słowa związane z mym snem. Ponownie był to kolejny dowód jak nawzajem potrafiliśmy się o siebie troszczyć. Uśmiechnąłem się na jej uwagę ponownie jednak nie zdążyłem już nic powiedzieć, bo zaraz ruszyliśmy. Ruszyłem jak zawsze swoim typowym spokojnym tempem jednak dotrzymywałem kroku Elisabeth. Nie chciałem by ta nagle zwolniła przeze mnie. Nagle jednak się zatrzymałem z chwilą, gdy Elisabeth sama stanęła i zaczęła poprawiać swą szatę. Skierowałem swój wzrok na nią i wtedy zobaczyłem również jej uśmiech, który odwzajemniłem. Wiedziałem, o co jej chodzi potrafiliśmy czasem porozumiewać się bez słów tak jak w tym wypadku. To było sprytne posunięcie by unikać towarzystwa Toma. Nim się spostrzegłem opuściliśmy pokój razem będąc w sumie na samym końcu. Jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało z tyłu zawsze była większa cisza i spokój. Gdy się szło na przodzie zbyt wiele głosów dochodziło do uszów i okropnie dekoncentrowały. Droga z lochów do wieży chwilę trwała i nie była najłatwiejsza ktoś o marnej kondycji mógłby mieć spory problem z dojściem na miejsce. W końcu zaczęliśmy powoli dochodzić na miejsce. Po mojej minie ciężko było zobaczyć zmęczenie, bo prawdą było, że je ukrywałem jednak zobaczyłem, że Elisabeth dostała zadyszki nawet ją taka droga kosztowała trochę energii. I tak było z nią znacznie lepiej niż ze Stephanie miałem wrażenie, że zaraz tu padnie i zaśnie nim lekcja się zacznie. Moje oczy znów zwróciły się na Elisabeth. - Czyżby kondycja zaczynała cię zawodzić? - powiedziałem w jej kierunku z nutką żartu w głosie samemu ukrywając swoje zmęczenie. Wiedziałem, że Elisabeth się na mnie za to nie obrazi czasami dogryzaliśmy sobie tak dla żartu. Nagle usłyszałem dźwięk obcasów na schodach i natychmiast spoważniałem stając wyprostowany. Nagle ją zobaczyłem profesor już tu była, czyli zaraz zaczynamy lekcje. Byłem niemal pewny, że z powodu swojego przedmiotu była przyzwyczajona by spać za dnia by móc w nocy spokojnie pracować to był zapewne powód, dla którego wydawała sie być pełna energii.
  15. Golding Shield/Karol Patris Słuchałem każdego słowa Lust z delikatnym uśmiechem nie spuszczając z niej swych oczu i dalej lekko gładząc jej włosy. Na chwilę jednak moje oczy skierowały się na jej palec za pomocą, którego wykonała odpowiedni gest by mnie uciszyć. Uśmiech nadal nie znikał z mojej twarzy. Minęło tak wiele czasu od chwili, gdy z nią byłem. Tylko ona jedna znała mnie najlepiej ze wszystkich. Każda chwila ostatnich lat bez niej była naprawdę bolesna a teraz znów tu byliśmy razem sami. Bałem się, że to sen, z którego zaraz się obudzę i znów obudzę się w naszej siedzibie. Gdy ponownie pozwoliła mi przemówić nagle objąłem ją dłonią za plecami i drugą znów skierowałem na jej policzek lekko go gładząc. - Nikt nie zna mnie tak jak ty - powiedziałem spokojnie i z delikatnym szeptem patrząc jej w oczy. - Nawet domyśliłaś się tak niewielkiej niespodzianki. Naprawdę jesteś niezwykła - stwierdziłem by powoli odsunąć dłoń z jej twarzy i objąć ją całą ręką za plecami tak by zaprowadzić ją do stołu gdzie wszystko już czekało. Z chwilą, gdy tylko przyprowadziłem ją na miejsce powoli podszedłem do stołu sięgając po butelkę wina i zaczynając ją powoli otwierać. - Wciąż pamiętam dzień, gdy pierwszy raz razem się go napiliśmy jednak wtedy nie byłem jeszcze pewny swych uczuć - stwierdziłem nalewając wino do dwóch lampek, gdy tylko je napełniłem podniosłem obie lampki i podszedłem do Lust kierując jedną z lampek ku niej. - Mam szczerą nadzieje, że nadal lubisz jego smak - nagle mój wzrok zwrócił się na jedzenie gdzie głównie były jakieś sałatki, zapiekanka warzywna czy makaron z sosem warzywnym. - Niestety z jedzeniem miałem większy problem. Nie mogłem być pewny, co obecnie lubisz a sam staram się unikać jedzenia mięsa, więc nie bardzo się znam na potrawach z nim związanych - stwierdziłem w delikatnym zamyśleniu znów kierując swój wzrok na nią. - Jednak wszystko inne jest do naszej dyspozycji - powiedziałem ponownie z delikatnym uśmiechem. Crystal/Felicja Romanis Kobieta zaczęła w milczeniu wszystkich omijać jej myśli głównie zbierały się tylko wokół jednego celu, jakim była zemsta, której chciała jak najszybciej. Powoli zaczęła kierować się do swojego gabinetu by tam poczekać aż jej ludzie wszystko przygotują. Z chwilą, gdy tylko znalazła się w gabinecie powoli usiadła za biurkiem wcześniej kładąc szachownicę tak by mieć ją na widoku. Pytanie teraz brzmiało jak zabić obie te abominacje? Czerwonooki był nieśmiertelny, co utrudniało zadanie a teraz, gdy zaczął działać z tą drugą oboje stali się jeszcze groźniejsi. Najlepiej by było zaatakować każde z osobna wtedy będą osłabieni. Musiała tylko wykazać się cierpliwością i czekać na odpowiedni moment a co to było dla niej? Bardziej ją martwił widok szachownicy w okolicy Goldinga. Nie był w tej chwili sam a z jedną figur, która mogła namieszać jej w planach. Sytuacja nie wyglądała tu dobrze. Golding jednego dnia spotkał obie osoby, co mogły zdecydowanie zaszkodzić jej planom. Jednak nie wszystko stracone na wszystko jest metoda. Teraz je odzyskał, ale co jak straci je nieodwracalnie? Pomyślała z wrednym uśmiechem. Rozpacz go zniszczy. Nagle ktoś zapukał do jej pokoju a zaraz potem wszedł ochroniarz z laptopem. - Wszystko jak pani chciała - powiedział kładąc jej laptop na biurku. - Może pani wszystkich powiadomić, że nic pani nie jest. Odpowiednie łącze jest gotowe. Co do konferencji prasowej gdzie miałaby się odbyć? - W okolicach zgliszczy nada to sytuacji więcej dramatyzmu - stwierdziła Crystal wpatrując się w laptopa i naciskając klawisze. Ochroniarz kiwnął tylko głową i opuścił jej gabinet wolał jej jednak nie przeszkadzać. Striding Rason/Jim Grayson Mężczyzna trzymał Lüge tak by nie wypadła mu z rąk, gdy szukała klucza i przy tym się strasznie wierciła a następnie otwierała drzwi do swego domu. Słuchał jej dokładnie przy okazji jednak, gdy ta zaproponowała kolejną grę zmrużył lekko oczy. Była to dziecinna gra a jednak i bardzo kłopotliwa dla niego. Głównym powodem było to, że raczej starał się unikać prawdy zwłaszcza o sobie, więc będzie musiał poprzestać na wyzwaniach a nie wiedział, jakie wyzwania go czekają. Mógłby też wybrać prawdę i po prostu kłamać jednak wtedy nie byłoby zabawy i nie bardzo mu to odpowiadało. Mógłby oczywiście jeszcze zrezygnować z całej gry jednak i to odpadało z chwilą, gdy Lüge spytała czy podejmie się tego. Nigdy nie mógł sobie odpuścić żadnego wyzwania nie ważne, jakie by było i tak samo było w tym wypadku. Powoli zaczął wnosić kobietę do mieszkania a gdy już naleźli się za drzwiami nagle się odezwał. - A więc prawda albo wyzwanie tak? - powiedział patrząc na nią. - Dobrze, więc podejmę się tego - powiedział lekko kręcąc głową a spowodowane to było alkoholem, który niedawno pochłonął. Wiedział, że zaczyna powoli uderzać mu do głowy. Nagle znów spojrzał na kobietę. - Skoro ty to zaproponowałaś i jesteś kobietą to najlepiej wyjdzie, jeśli ty pierwsza każesz mi dokonać wyboru a więc ja wybiorę wyzwanie. Więc co mam zrobić? - spytał kierując na nią swój wzrok.
  16. Powoli wkroczyłem do pokoju wspólnego dalej jeszcze lekko przecierając jedno oko dłonią. Chyba jednak odrobinę za mało spałem. Niepotrzebnie wstawałem w nocy by zobaczyć, co takiego robi Tom zresztą i tak okazało się to bezowocne, bo nic właściwie nie zobaczyłem a straciłem tylko czas potrzebny na drzemkę. Zacząłem się spokojnie rozglądać po pokoju jak się okazało nie byłem tu pierwszy. Tom już tu był, na co tylko lekko się skrzywiłem. Kiedy on tu wszedł? Nie potrafiłem tego pojąć. W ogóle niemal nie śpi i wszędzie jest pierwszy jak to możliwe? Na szczęście nie tylko on tu był, bo nagle ujrzałem tu również Elisabeth i jej przyjaciółki. Uśmiechnąłem się, gdy do mnie machnęła i powoli zacząłem się do niej kierować. Kiedy tak szedłem do Elisabeth dotarły do mych uszu słowa Toma i jego koleżków. Moja dłoń zacisnęła się na chwilę w pięść a ja sam zmarszczyłem brwi jednak było to tylko na jedną krótką chwilę. Nie chciałem by Elisabeth to zobaczyła. Wolałem jej nie informować, o czym on mówił. Tego by jeszcze brakowało by psuć jej nastrój na sam wieczór przed lekcją. Jednak irytował mnie fakt, że za każdym razem, gdy Tom wypowiadał się o Elisabeth towarzyszyło mu zawsze coś niepokojącego. Naprawdę miałem ochotę dać mu nauczkę. Powoli podszedłem do Elisabeth i jej przyjaciółek. - Miło was widzieć ponownie - odrzekłem z delikatnym uśmiechem w ich kierunku, przy czym lekko ziewnąłem i szybko zamknąłem usta. - Musicie mi wybaczyć nie mogłem się należycie zdrzemnąć miałem zbyt lekki sen to chyba nerwy przed astronomią - stwierdziłem spokojnie i nagle zmrużyłem lekko oczy kierując swój wzrok na Elisabeth. - Wszystko w porządku? - miałem wrażenie jakby ponownie coś było nie tak.
  17. N: Kojarzy mi się z kawą ale źle nie wygląda A: Rara ze wspomnień Applejack fajnie wygląda jednak trochę rozpikselowana przynajmniej u mnie S: Nic nie widać nie mogę ocenić U: Zupełnie nie kojarzę niestety lub nie pamiętam bym widział gdzieś wcześniej posty. Ciężko mi w tej sytuacji ocenić
  18. Ciężko było mi cokolwiek zobaczyć z dźwiękiem była to już inna historia. Usłyszałem nagle szelest zasłon, czyli ktoś je zasłonił teraz nie było sposobu bym coś zobaczył chyba, że wstałbym i rozsunął te zasłony albo wykorzystał odpowiednie zaklęcie by to zrobić. Jednak obie rzeczy nie wchodziły w grę. Nawet gdybym użył zaklęcia jestem pewny, że Tom domyśliłby się, że to ja. Poza mną mógłby to być chyba jeszcze tylko Hektor a ja bym był na szczycie podejrzanych, bo mam na pieńku z Tomem. Ponownie położyłem głowę na poduszczę zamykając oczy i dając tym samym temu spokój. Po pewnym czasie nagle otworzyłem swoje oczy nie byłem pewny, która godzina jednak raczej się nie spóźniłem. Wszyscy niemal wokół mnie dopiero się budzili stwierdziłem to rozsuwając zasłony. Byłem już pewny, że wstałem pierwszy, ale jednak tak nie było. W pokoju już nie było Toma. Co jest z nim? Czy on kiedykolwiek śpi? Zupełnie jak jakiś wampir, ale nie sądzę by nim był. Podniosłem się z łóżka i nie rozmyślając o tym zacząłem się przebierać. Nie było czasu bym teraz myślał o tym, co wyprawia Tom. Natychmiast włożyłem na siebie spodnie koszule i jakieś skarpety. Na koniec włożyłem szatę i buty i gdy byłem już gotowy opuściłem dormitorium zostawiając innych w tyle. Nie bardzo mnie interesowało, w jakim są nastroju i nie chciałem tego słuchać poza tym chciałem już być w pokoju wspólnym. Maszerowałem korytarzem kierując się do pokoju wspólnego przecierając przy okazji oczy dłonią. Mimo wszystko nie dawno wstałem i potrzebowałem chwili by się doprowadzić do porządku.
  19. Gdy nasze drogi się rozeszły chwilę ponownie stałem niczym posąg wodząc wzrokiem za Elisabeth. Nagle na mojej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech. Nie był, co prawda jakiś szeroki, bo taki rodzaj uśmiechu raczej u mnie nie gościł, ale mimo wszystko jakiś uśmiech pojawił się na mej twarzy a ponure myśli zaniknęły. Wszystko dzięki dobremu nastrojowi Elisabeth, którym najwyraźniej mnie zaraziła. Cieszyłem się, gdy taka była szczęśliwa i rozpromieniona. W końcu jednak musiałem ruszyć do lochów. Mimo wszystko miałem pierwszy raz od dawna dobre przeczucia po tym jak zobaczyłem ją w takim nastroju. Nim się spostrzegłem numerologia dobiegła końca. Dzięki nastrojowi, który zobaczyłem wcześniej u Elisabeth nie myślałem wcale o Tomie i zagrożeniu, jakie sobą niósł. Mogłem spokojnie skupić się na samej lekcji a nie tylko zmartwieniach. Gdy tylko opuściłem sale zacząłem omijać grupy uczniów by dotrzeć na miejsce umówionego spotkania z Elisabeth. Powoli zacząłem docierać do biblioteki a tam też do działu transmutacji. Ku mojej radości Elisabeth była na miejscu tak jak obiecała. Powoli się do niej dosiadłem i znów mogliśmy oddać się spokojowi i miłym rozmową. Ponownie czas płynął jak szalony i nim się spostrzegłem musieliśmy się zbierać. Gdy tylko ruszyliśmy ku wyjściu omal nie wpadł na nas jakiś pierwszoroczniak z Huffelpuffu. Zauważyłem strach tego ucznia nie dziwiłem się temu. Niestety Slytherin nie miał najlepszej opinii i ciężko było wyjaśnić innym, że nie wszyscy tam jesteśmy tacy sami. Następnie nadszedł czas kolacji, który ponownie zleciał spokojnie. Gdy to wszystko powoli dobiegło końca ponownie moje drogi z Elisabeth się rozeszły. A ja znów wróciłem do swojego dormitorium by się zdrzemnąć przed astronomią. Gdy tylko przebrałem się do snu i położyłem się do łóżka a następnie zamknąłem oczy zacząłem powoli zasypiać. Jednak nie na długo było mi dane spać. Zawsze miałem delikatny sen i łatwo było mnie wybudzić teraz było podobnie. Na dźwięk skrzypiących drzwi natychmiast otworzyłem oczy. Dyskretnie zacząłem patrzeć jednym okiem zza zasłony, chociaż obecna ciemność mi tego nie ułatwiała. Byłem pewny, że to był Tom, bo tylko jego brakowało, gdy zasypiałem. Jednak byłem ciekawy, co on robił do tak późna. Kiedy on śpi? Nic z tego nie rozumiałem pomimo ciemności starałem się dostrzec, co teraz zrobi. Czy pójdzie spać, co byłoby całkiem logiczne czy może zrobi coś całkiem innego?
  20. Golding Shield/Karol Patris Cały czas patrzyłem w oczy Lust nie przerywając tym samym kontaktu wzrokowego i słuchając każdego jej słowa uważnie. W myśli przekląłem sam siebie za słowa, które wypowiedziałem wcześniej do niej. Chociaż chciałem dobrze powinienem przewidzieć, że przy niej każde słowo powinno być odpowiednio dobierane inaczej zawsze odbierała to na swój sposób. Jednak prawdą było, że winny temu wszystkiemu byłem tylko i wyłącznie ja. Bo miała racje gdyby nie chciała już ze mną wiązać swego szczęścia to nie dała by mi znaku życia tak byłoby najłatwiej. Musiałem jednak jakoś to naprawić i pokazać jej, że zależy mi na niej i nic się tu nie zmieniło. Nagle moja dłoń z jej policzka powędrowała na tył jej głowy i zacząłem delikatnie głaskać dłonią jej włosy. - Nie było mym zamiarem cię ranić ani teraz ani nigdy - powiedziałem nie przerywając gładzenia jej włosów, gdy nagle moja twarz zbliżyła się bardzo blisko jej do tego stopnia, że nasze czoła się zetknęły. Mój głos natomiast brzmiał niczym szept, który miał dotrzeć tylko do niej. - Sama nie dawno powiedziałaś, że słowa kłamią - mówiłem w jej kierunku nie przerywając szeptu. - Jednak sama stwierdź czy ja straciłem swoją wolę walki, bo jeśli chodzi o ciebie to dla mnie zawsze pozostaniesz taka sama jedyna w swoim rodzaju. Jesteś dla mnie po prostu kimś niezwykłym i nigdy nie przestanie mi zależeć na tobie i twym szczęściu - powiedziałem w jej kierunku jednak nagle przerwałem dalszą rozmowę, gdy moje usta połączyły się z jej w namiętnym pocałunku. Tak właśnie chciałem jej pokazać, że wciąż jestem tym, kogo znała w Equestrii i pokazać jej jak wiele dla mnie znaczy. Nagle jednak przerwałem pocałunek po pewnej pięknej chwili i znów spojrzałem jej w oczy przy okazji ściągnąłem dłoń z jej głowy i nagle obiema ją objąłem za plecami. - Skoro słowa kłamią to, chociaż może moje czyny uznasz za szczere - powiedziałem zbliżając usta do jej ucha i delikatnie do niego szepcząc. Chciałem jej tym pokazać jak wiele dla mnie znaczy i że nigdy to się nie zmieni. Crystal/Felicja Romanis Powoli zaczęła docierać do bram jednego ze swych budynków. Jak zawsze brama był szczelnie zamknięta a po placu za nią chodziły patrole czujnie pilnując wszystkiego wokół. Zanim jeszcze dotarła do bramy słyszała ujadanie psów pilnujących teren. Gdy tylko zbliżyła się do bramy jak zawsze niosąc swą szachownicę do bramy nagle podszedł strażnik, który był niemal w takim szoku widząc ją, że chciał już otworzyć jej bramę łamiąc procedurę tym samym dotyczącą hasła a jednak obowiązywała ona każdego niezależnie od sytuacji. - Hasło? - spytał dość niepewnie trzymając klucz przy bramie. - Niechaj blask księżyca przyniesie nam błogość - powiedziała od niechcenia hasło, które aktualnie obowiązywało przy okazji marszcząc brwi w zdenerwowaniu. - Panno Crystal to pani? - powiedział w szoku omal nie opuszczając klucza na ziemie i szybko otwierając bramę. Nagle przy bramie zaczęli zbierać się inni strażnicy. Gdy brama stanęła otworem Crystal zaczęła powoli wchodzić na teren posesji. - A kto inny? - spytała od niechcenia maszerując w kierunku budynku. Gdy tylko weszła brama znów została zamknięta a ochroniarze szli za nią nie odstępując jej na krok. - Wszyscy myśleliśmy, że była pani w budynku, gdy się zawalił i podejrzewaliśmy najgorsze - mówił ochroniarz w jej kierunku próbując się wytłumaczyć ze swego pytania. - Nie tak łatwo się mnie pozbyć - powiedziała w jego kierunku dalej się nie zatrzymując i powoli wchodząc do budynku. - Dajcie mi połączenie ze wszystkim siedzibami New Medica na świecie trzeba ich powiadomić, że nic się nie zmieniło i żyje. Następnie zwołajcie konferencje prasową trzeba powiedzieć parę słów o tej... - zastanawiała się jak ma dobrać słowa. Nie był to przecież wypadek jednak, kto jej uwierzy, że na świecie żyje obrzydliwe monstrum, które ma wpływ na takie rzeczy?. - Katastrofie - powiedziała wchodząc w głąb budynku. Tu na szczęście miała łatwiejszą drogę ucieczki gdyby znów doszło do trzęsienia ziemi. Choćby, dlatego że ten budynek nie był taki wysoki jak tamten. - Tak jest! - powiedzieli zgodnie ochroniarze i zaczęli wypełniać jej polecenia. Crystal tylko zacisnęła dłoń w pięść. Najpierw zajmie się tym a potem przyjdzie czas na jej zemstę pomyślała wściekle. Striding Rason/Jim Grayson Pomimo alkoholu, który pochłonął wciąż był w stanie dosyć dobrze rozumować a tym samym dawał też radę pokonywać schody niosąc kobietę w swych objęciach. Z każdą chwilą coraz bardziej zbliżał się do jej mieszkania pokonując wszelkie przeszkody na swej drodze bez większego problemu. Sama Lüge nie wydawała mu się jakoś zła za sytuacje, w której się znalazła. Mało tego miał wrażenie, że całkiem jej się podobała. Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nagle do jego ucha doszły słowa kobiety. Wróciła z więzienia? Domyślał się, że chodzi tu o jego dawną pracodawczynię, co go tu wysłała żeby zabił Lüge jednak nigdy by nie przewidziała, że tak to się skończy. Co miała na myśli, że wydostała się z więzienia? Czyli że była gdzieś zasypana? Nic z tego nie rozumiał czuł jednak jak kobieta go obejmowała, gdy coraz bardziej zbliżali się do celu. - Czyli jest tak jak powiedziałaś wasza rozgrywka się jeszcze nie skończyła - stwierdził nie zatrzymując się. - Widzę, że naprawdę nieźle potrafisz ocenić przyszłość i poznać się na innych wiedziałaś, że tak łatwo jej nie zabijesz, że to jeszcze nie koniec - stwierdził, gdy nagle zaczął zatrzymywać się pod jej drzwiami. Nagle zwrócił swój wzrok na nią i delikatnie się uśmiechnął jednak jej nie puścił nadal na ziemię. Zastanawiał się, co takiego chodziło jej teraz po głowie zwłaszcza po jej ostatnich słowach. Nagle zaczął zbliżać się z nią do drzwi tak by mogła je otworzyć. - Kolejna gra? - spytał z niewielkim uśmiechem nadal na nią patrząc. - Jednej jeszcze nie dokończyliśmy a ty chcesz kolejną, ale czemu nie? - stwierdził w jej kierunku. - Więc, na czym by miała polegać ta nasza gra? No i czy mam cię już postawić czy obecnie ci wystarczająco wygodnie? - spytał zaczepnie w jej kierunku z krzywym uśmiechem. Sam nie wiedział, co myśleć o obecnej sytuacji czy to przez nią czy alkohol, który wcześniej pochłonął? Nie wiedział.
  21. - Sądzę, że to naprawdę dobry pomysł - odparłem szczerze na słowa Elisabeth o tym, co będzie robić, gdy mnie nie będzie i kierując się cały czas obok niej do zamku. Naprawdę podobał mi się jej pomysł. Biblioteka i dormitorium stanowiły bezpieczną strefę tam nie powinna być narażona na niebezpieczeństwo. Nie mogłem się jednak powstrzymać by czegoś jeszcze nie dodać. - Jednak, jeśli wybierzesz bibliotekę proszę spróbuj nie denerwować tym razem bibliotekarki nie jestem pewny czy wytrzyma taki drugi raz - odparłem zadziornie nie zatrzymując się. Zauważyłem po drodze jak plac wokół nas pustoszeje. Nie było w tym nic dziwnego czas numerologii zbliżał się wielkimi krokami a nie tylko ja na nią chodziłem. Mimo wszystko byłem we wspaniałym nastroju po tej naszej przechadzce. Przynajmniej tak było do czasu aż do mych uszu nie dotarł najmniej niechciany ze wszystkich głosów w ostatnim czasie. Zmarszczyłem brwi na to wszystko. Mnie zignorował a skupił się ponownie na Elisabeth. Czyżbym miał racje i w ten sposób chciał torturować nas oboje? Miałem wrażenie, że chciał swoją osobą wzbudzać strach w Elisabeth a we mnie strach o nią samą. Wiedział już zapewne jak się o nią martwię miałem wrażenie, że była to okrutna tortura psychologiczna specjalnie przygotowana dla mnie a go napawało to jakąś chorą radością, gdy to widział. Jak miałem skupić się numerologii czy innej nauce, gdy za każdym razem me myśli powracały do Elisabeth? Tak bardzo się o nią martwiłem. Jednak nie chciałem ponownie jej mówić by na siebie uważała, gdy mnie przy niej nie będzie. Ile razy można było powtarzać to samo? Poza tym była w tak wspaniałym nastroju nawet przywitanie Toma jej go nie popsuło. Więc nie miałem serca by robić to osobiście. - Muszę chyba zaraz już iść do dormitorium zabrać rzeczy na numerologię - powiedziałem w jej kierunku celowo nic nie wspominając o kolejnym spotkaniu Toma. - Gdy już skończę numerologię gdzie się spotkamy? - spytałem w jej kierunku. Mimo wszystko wolałem by obecnie Elisabeth nie była zbyt długo sama zwłaszcza po tym, co się ostatnio działo poza tym niemal zawsze kręciliśmy się razem, więc nie było to żadną nowością, że znów chce się z nią spotkać po lekcji. Miałem tylko nadzieje, że zdołam się jednak skupić na przedmiocie, gdy się zacznie.
  22. N: Dobrze znany już na forum kojarzy się po prostu z wilkami jak dla mnie fajny i krótki który łatwo zapamiętać czyli na plus A: Jakiś Indianin nie do końca w moim stylu ale wygląda jak dla mnie dobrze S: OC który przy czymś majstruje prezentuje się według mnie dobrze U: Weteran na forum widziałem już w wielu tematach wydaje się fajną osobą jednak nie miałem okazji pogadać
×
×
  • Utwórz nowe...