Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5482
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Wszystko napisane przez Magus

  1. Atmosfera, która nas otaczała nie należała do przyjemnych byłem, co do tego pewny. Wystarczyłaby ledwie iskra by doprowadzić to wszystko wybuchu. Jednak mimo to podróż przebiegała spokojnie. Przynajmniej tak mógłby pomyśleć ktoś, kto by tylko na chwilę na nas spojrzał i poszedł dalej. Mimo wszystko mnie to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Miałem twardy charakter i zdążyłem przywyknąć do tego typu sytuacji. Gorzej jednak było zapewne z Elisabeth. Od samego początku tutejsza atmosfera dawała jej się we znaki. Domyślałem się, że teraz wcale nie jest lepiej. Mimo że starałem się dodać jej otuchy domyślałem się, że to było za mało znacznie za mało by poczuła się, choć trochę lepiej. Powóz nagle stanął. Najwyraźniej dotarliśmy na miejsce. Jednak to, co teraz zobaczyłem doprowadziło mnie do jeszcze większej wściekłości, którą ukazałem tylko bardziej marszcząc brwi, ale jednak nic nie mówiąc. I to oni reprezentowali rody szlacheckie? Nie potrafili nawet pokazać odrobiny dobrych manier. Zupełnie jakby Elisabeth wcale nie istniała. Jednak, choć jedna osoba się wyłamała a był to Tom Riddle, który puścił Elisabeth przodem. Puściłem jej rękę pozwalając jej wysiąść. Lecz wtedy stało się coś dziwnego. Elisabeth niemal legła na ziemi. Byłem za daleko by dokładnie zobaczyć, co zaszło. Niewiele myśląc sięgnąłem po różdżkę by zatrzymać ją przed upadkiem. Jednak nie zdążyłem nic zrobić. Tom mnie uprzedził. Czyżbym się jednak pomylił? Może mój wybuch w wozie naprawdę był wynikiem jakiejś mojej paranoi? Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Mimo wszystko zachował się przyzwoicie. Nie sądzę czy któryś z tamtych by tak zrobił na jego miejscu. Gdzie tam pozwoliliby jej wpaść w błoto i nabijaliby się z niej na pewno. Spojrzałem porozumiewawczo na Toma, gdy ten do mnie kiwnął i zaczął znikać z mego pola widzenia. Sam powoli wstałem i opuściłem powóz. Oczywiście też zanim to zrobiłem rzuciłem zaklęcie Impervius by ponownie nie przemoknąć. Będzie mi zapewne trochę brakować Sokratesa, ale co zrobić? Zasady są takie a nie inne później go zobaczę. Rozejrzałem się po okolicy widząc jak inne powozy się zbliżają a uczniów zaczyna przebywać. Nic nie mówiąc stanąłem obok Elisabeth. Jednak nie byłem w stanie się uśmiechnąć do niej. Czułem się jakbym ją zawiódł. Była atakowana i została poniżona a ja niemal nic nie zrobiłem. Jednak cisza nie trwała długo, bo Elisabeth ją zaraz przerwała. Położyłem nagle dłonie na jej ramionach i spojrzałem prosto w oczy a ton mego głosu był niezwykle poważny. - Cokolwiek by się stało nigdy tak nie myśl. Nie wiem, co czujesz, ale na pewno nigdy nie oszalejesz. Nigdy bym w coś takiego nie uwierzył - powiedziałem twardo i nagle ją puściłem. Teraz ton mojego głosu się zmienił na bardziej podłamany. - Przepraszam cię Elisabeth to wszystko moja wina. Nie zrobiłem niemal nic by stanąć w twej obronie. Gdybym zareagował wcześnie dałoby się tego wszystkiego uniknąć. Nie jestem godzien twej przyjaźni - powiedziałem wbijając wzrok w ziemie, lecz nagle go znów podniosłem. - Nie wiem, co tam zaszło w wozie w czasie naszej podróży, ale miałem wrażenie jakby... - nie potrafiłem tego określić. To słowo mi jakoś umykało. - Zresztą to nie jest ważne pewnie tylko mi się wydawało - powiedziałem lekko zamyślony wciąż obrazując sobie w głowie całe wydarzenie. - Chce byś tylko wiedziała, że nie ważne, co się dzieje możesz na mnie liczyć. Jeśli jest coś, co cię dręczy i chciałabyś zostać wysłuchana to możesz na mnie liczyć. Nie ważne, co by to było ja cię zawsze wysłucham - powiedziałem już jakby z większym spokojem starając się zapanować nad wszystkimi emocjami, które mnie teraz nachodziły.
  2. - Czy stwierdzenie mam cię nie jest dosyć nieadekwatne do obecnej sytuacji? - spytał mój głos wydobywający się z mrocznych tuneli. - Czy zadałeś sobie właściwie pytanie gdzie ja dokładnie jestem? Twoje zaklęcie i moc, którą nim uwolniłeś jest naprawdę imponująca jednak to wszystko mogłoby się równać niekończącej zabawie w kotka i myszkę. Czy naprawdę sądzisz, że mógłbym być tak głupi i pozwolić by moje istnienie zostało narażone atakiem? Zdołałeś, co prawda pochłonąć dym, który cię otaczał, lecz pytanie brzmi gdzie i kiedy jestem? Widzisz nie zadałeś sobie trudu by sprawdzić gdzie prowadzą te wiry a dla mnie niema miejsc gdzie nie miałbym wstępu. Nie można ich również pochłonąć jak tego dymu, co innego zamknąć, ale co do tego trzeba by mieć spore uprawnienia a niewiele bytów je posiada. Jestem bólem, jestem rozpaczą, jestem wszystkim, co najgorsze w życiu każdego śmiertelnika w tym także i twoim - stwierdziłem spokojnie, gdy nagle z wnętrza jednego z wirów wyleciała niewielka czarna kulka, która zaczęła kierować się ku ostrzu i nagle się przy nim zatrzymała nie chcą zniknąć. - Nie ocenia się czegoś wielkością tak jak i tego, co teraz nadeszło - ponownie stwierdził mój głos. - Jak najlepiej pokonać głód? Odpowiedź jest oczywista dać posiłek, który zdoła go zaspokoić. Widzisz twoje ostrze wciąż próbuje pożreć te kulkę i cały czas ją pochłania jednak ona w tym samym czasie, co zostaje pożarta odradza się na nowo. Jest zrodzona z samej esencji Voida, która jest bezkresną niekończącą się ciemnością. Mamy, więc tu walkę niezaspokojonego apetytu z równie niekończącym się posiłkiem - dodałem, gdy nagle w jednym z wirów na chwilę można było zobaczyć krwiste czerwone oko, które równie szybko zniknęło a głos, który do tej pory z dobiegał z wnętrza tuneli również uległ zmianie na bardziej krwiożercy i bezlitosny. - Obecna sytuacja z pewnością nie jest na moją korzyść, bo nawet, jeśli ostrze wciąż zaspokaja swój apetyt to jednak obecny stan areny jest przeciwko mnie. Byłby to walka na niegościnnym dla mnie terenie. Widzisz nie mogę używać w pełni swej mocy poza moim światem w nieskończoność, dlatego też do tej pory się tylko ograniczałem do kolejnych pojemników jednak obecna sytuacja udowadnia, że czas abym zaczął brać cię najwyraźniej na poważnie. - Nagle na ziemi areny można było poczuć potężne wstrząsy. Ziemia na jednym z kawałków areny zaczęła pękać a z niej wyrosły cztery olbrzymie białe filary z nieznanymi słowami wyrytymi na nich. Twórcy tych filarów dawno już przepadli a ja odnalazłem ich spuściznę wiele lat temu przez zupełny przypadek podróżując między światami. Nikogo jednak nigdy nie powiadomiłem o swym odkryciu nawet swego pana. Między filarami przepływała magiczna energia, która tworzyła swoistą ścianę. Jednak to nie był koniec wewnątrz kręgu filarów zaczęło wyrastać suche drzewo, na którym nie sposób było dojrzeć życia a z gałęzi drzewa zamiast liści wiły się zwłoki, które jednak nie wyglądały na martwe. - Chcesz ujrzeć, więc jaką postać może przyjąć moja esencja w moim świecie? Koniec z pojemnikami i próbami krycia się w ciemności czas zwiększyć poziom tego pojedynku. Uznaj to za nagrodę za naprawdę wspaniałą rozrywkę - nagle wszystkie wiry się zamknęły a ja sam wypadłem na ziemie w okolicach filarów. Gdy tylko moje nogi dotknęły ziemi doszło do potężnego wstrząsu wokół na dodatek wszystko wokół mnie wydawało się zamierać. Wcale już nie przypominałem również dawnego siebie byłem znacznie większy niż do tej pory i masywny. Całe moje ciało przypominało szkielet jakiejś szkaradnej istoty. W pustych oczodołach świeciły się dwa czerwone punkty, które przypominały oczy. Uzębienie przypominało szkaradne kły. Przypominałem nieco zlepek kości, który przywołałem na początku naszego pojedynku a on został wygnany przez tego śmiertelnika. Jednak największą różnice w mym wyglądzie robiły dwa potężne kościste skrzydła. Nie zwracałem już nawet uwagi na światło, które stworzył przeciwnik. Wraz z przyjęciem formy cielesnej przez esencje nie było już dla mnie tak szkodliwe jak do tej pory. - Jak zapewne zauważyłeś przypominam nieco demony, gdy esencja przybiera postać by nie pozostawać już tylko bezkształtną energią. Być może miejsce, z którego pochodzę ma na to wpływ a może, dlatego że korzystam wciąż z mrocznej mocy. Sam nie wiem może lepiej ty to ocenisz? - mój głos niósł się po całej arenie i był naprawdę nieprzyjemny dla ucha. - Jednak nie czas na to. Nie mam zbyt wiele czasu, więc zabawmy się - W jednej chwili znalazłem się pod jedną ze ścian, które niedawno zostały stworzone przez tego śmiertelnika. To nie była teleportacja, lecz zagięcie czasu. W obecnej formie mogłem naginać do pewnego stopnia prawa czasu. Powinno się to skończyć tym, że dla mojego oponenta czas na chwilę stanął w miejscu natomiast ja nadal się spokojnie poruszałem. Stojąc pod ścianą zacząłem zbierać mroczną energię w szponiastej łapie a gdy było jej wystarczająco dużo zamachnąłem się z całej siły by wbić ją w najbliższą ścianę. Jeśli miałem racje i wszystko tutaj było połączone to powinienem tym wywołać efekt domina i skazić swym spaczeniem wszystko wokół i przy okazji wybawić mego oponenta z ukrycia by stanął ze mną twarzą w twarz.
  3. Mogłem się domyślić jak to się skończy. Sam do tego doprowadziłem stojąc w obronie Elisabeth. Rozejrzałem się spokojnie po powozie widząc różdżki w rękach wszystkich wokół. Czy to tak się właśnie miało skończyć? Nie było szans bym mógł coś zrobić przeciw wszystkim wokół. Byłem na straconej pozycji. Różdżki jednak nie były wymierzone we mnie. Wahali się to pewne. Każdy dobrze wiedział jak to się mogło skończyć. Nie zaatakują nie tutaj zbyt wielu by to widziało. Być może wybiorą lepszy moment. Sytuacja jednak szybko się uspokoiła a zrobił to nie, kto inny jak ponownie Tom. Oczywiście wyszło na to, że to ja jestem ten zły, który niepotrzebnie się miesza. Na dodatek według jego słów byłem marnym przyjacielem. Efektem jego słów było, że zmarszczyłem brwi zaciskając pieść, w której trzymałem różdżkę. Poczułem jednak dotyk Elisabeth na swej ręce, który zapewne miał mnie uspokoić. Niestety nie do końca to wyszło. Zwłaszcza po ostatnich słowach Toma. Miałem wręcz ochotę wstać i potraktować go odpowiednim zaklęciem moje brwi się zmarszczyły ze wściekłości. Jednak nie tylko spowodowane to było tą żałosną groźbą a jeszcze tym, że zachowywał się tak jakby Elisabeth tu nie było i nas nie słyszała. Miałem ochotę coś powiedzieć jednak nagle poczułem jak Elisabeth mocniej mnie ścisnęła. Wciąż nie do końca rozumiałem, co się z nią działo. Położyłem swoją dłoń na jej i się lekko do niej uśmiechnąłem chcąc jej w ten sposób pokazać by się nie martwiła i już się uspokoiła. Wiedziałem, że to wszystko się źle skończy. Nie było sposobu by moja rodzina się nie dowiedziała o tym incydencie. Może dostanę wyjca? Wcale bym się nie zdziwił. W końcu, co ich będzie interesowało, że stanąłem w obronie przyjaciółki. Była w końcu gorszej klasy a ja broniąc jej się tylko upodliłem. Nie żałowałem jednak tego, co zrobiłem i gdyby było to konieczne powtórzyłbym to raz jeszcze. Na pewno się również postaram ze wszystkich sił by groźba Toma się nigdy nie sprawdziła. Nadal trzymałem swą dłoń na jej chcąc jej dodać otuchy do końca tej podróży. Na dzisiaj już mi chyba wystarczy niespodzianek.
  4. - Starczy już! - powiedziałem twardo niemal krzycząc a mój głos rozniósł się po powozie. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Mimo że miałem nie patrzeć na Elisabeth w czasie podróży by przestali zwracać na nią uwagę a skupili się na mnie nie byłem w stanie tego zrobić, gdy Tom zaczął się do niej zwracać takim tonem. Doprowadzał ją do wstydu. Po prostu dłużej nie mogłem tego wszystkiego znieść w jednej chwili przestałem zawracać uwagę na Abraxasa a moje oczy wędrowały to na Elisabeth to na Toma by w końcu spocząć na nim. Zacząłem spoglądać mu bezpośrednio w oczy swym zimnym spojrzeniem. Milczałem tak pewną chwilę jak bym próbował go złamać samym swym wzrokiem aż w końcu westchnąłem i opuściłem na chwilę wzrok na ziemie i ponownie go podniosłem by odezwać się jednak już spokojniej jakby poprzednie me emocje zanikły. - Naprawdę Tom sądziłem, że jesteś ponad tak żałosne uwagi. Jesteś prefektem i powinieneś dawać nam przykład a nie zaczepiać jedną z nas. Czy tego chcecie czy nie wszyscy jesteśmy ze Slytherinu i nie powinniśmy szukać zaczepek wśród swoich. Więc proszę zakończmy te bezpodstawne zaczepki i dojedźmy spokojnie na miejsce - odrzekłam by wygodnie się oprzeć o swe miejsce. Znów zacząłem spoglądać na różdżkę jednak zmrużonym wzrokiem obserwowałem również Toma. Elisabeth nie była w nim zakochana to wiedziałem. Jednak nigdy za nim nie przepadała. Kiedyś sądziłem, że to zazdrość. Jednak patrząc na to, co się działo przed chwilą. Czy ona wiedziała coś, czego inni nie widzieli? Może powinienem z nią o tym pomówić przy najbliższej okazji, gdy będziemy sami. Poza tym ktoś powinien jej wysłuchać a w tym jakby nie patrzeć jestem dobry. Wiele bym dał by wiedzieć, co się właśnie stało. Moje oczy powędrowały na Elisabeth widziałem to w niej wtedy prawdziwy strach i rozpacz. Co w jej przypadku było niezwykłą rzadkością. Co takiego tu zaszło, czego nie dostrzegłem?
  5. Golding Shield/Karol Patris Chwilowo nic odpowiedziałem Lust tylko puściłem okolice jej bioder jedną z dłoni by przysunąć sobie rękę w okolice twarzy, Tak jak sądziłem za niedługą chwilę miniemy Snow zbliżaliśmy się do taksówki. Charged Rhyme może się nieco zdziwić, że nie jadę sam tak jak to było w planie a rzadko, kiedy coś w nim zmieniam. Jednak wiem, że będzie się trzymał tego, co zostało mu wcześniej przekazane. Snow musi dojechać na miejsce a on ma jej zapewnić bezpieczeństwo do mojego przybycia i byłem pewny, że zdoła to zrobić. Moja dłoń na powrót powróciła na biodro Lust. - Ponownie mnie nie doceniasz najwyraźniej tak jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy na gali. Wtedy też sądziłaś, że moje myśli skupiają się na jednym, ale jak tam uważasz - odrzekłem z tonem, który świadczył, że daje jej za wygraną. Nie było to nic nowego dla mnie, że Lust nie chciała mi wszystkiego dokładnie powiedzieć. Jednak chcąc nie chcąc kilka rzeczy zdradzało, że najwyraźniej jest czymś w rodzaju szpiega. Najpierw ten chwyt, którym mnie poczęstowała a teraz sama przyznała, że obserwuje te całą Natalie. Pytanie tylko, dla kogo ona właściwie pracuje? Może dla jakiegoś obcego rządu? To nie byłoby niewykluczone. - Mylisz pojęcia Lust - stwierdziłem spokojnie by zaraz dalej kontynuować. - To, że nie ufam tej całej Natalii nie znaczy, że chce się o niej czegoś dowiadywać. Nie mieszam się w sprawy ludzi dopóki oni nie wchodzą mi w drogę. Możliwe, że ta cała Natalia jest dobrą osobą, która chce pomagać dawnym Equestrianom. Jednak mi się wydaje, że używa ich krzywdy by stworzyć swój wizerunek i zdobyć większe poparcie polityczne. Ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Nie jestem jej marionetką. Przybyłem tu tylko po to by zabrać Snow to, co ona robi niewiele mnie interesuje - nagle na chwilę zamilkłem. - Jednak stało się coś, czego nie przewidziałem w tym wszystkim - stwierdziłem jednak innym głosem niż do tej pory. Bardziej podłamanym. - Przepraszam cię Lust - odrzekłem z pokorą w głosie. - Nie powinienem ciebie zostawiać na tak długo samej. Nie wiem czy mi to kiedykolwiek wybaczysz, że tak długo nie dawałem znaku życia. Nic niema prawa mnie usprawiedliwić chce byś tylko wiedziała, że robiłem wszystko by znaleźć zarówno ciebie jak i Snow. Wciąż miałem nadzieje, że nadal żyjecie i ponownie się spotkamy. Wiem, że ty zapewne już dawno byłaś przekonana, co do mojej śmierci i wcale ci się nie dziwie. Sam do tej pory nie wiem, co tutaj robię. Wtedy w tym zaginionym mieście powinienem był zginąć. Czułem smak krwi w ustach i moje pękające kości od broni buntowników. Zapłaciłem za swą brawurę tamtego dnia biegnąc do nich jak owca na rzeź. Pozwoliłem by złość mną kierowała a nie rozsądek. A jednak, pomimo że czułem coraz większe zmęczenie i jak z mego ciała uchodzi życie nie zginąłem tamtego dnia a obudziłem się w obecnej formie. Nie wiem jak do tego doszło, ale mam wrażenie jakby ktoś wtedy nie chciał by moja rola jeszcze się skończyła. Sam nie wiem. Mam wrażenie jakby ktoś mnie wtedy ocalił - stwierdziłem by wreszcie zamilknąć i rozmyślając nad tym, co powiedziałem. Stridng Rason/Jim Grayson Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Więc Celestia nadal żyła? Wiele razy, co prawda słyszał te teorie, ale nie bardzo w to dowierzał. Jednak czy tym razem też powinien nie dowierzać? Jakby nie patrzeć ona władała jakąś mocą chaosu. Mogła widzieć więcej niż wszyscy wokół i raczej nie miała powodu by go okłamywać w tej kwestii. Jednak nawet, jeśli mówi prawdę to wychodzi, że obecnie jest bezsilna. Skoro do tej pory nic nie zrobiła to już raczej nie jest w stanie nic zrobić. Może skończyła, jako zwykły człowiek? Jeśli do tego doszło to zapewne już się poddała. Jednak czy mogłaby skazywać swoich poddanych na obecny los i nie starać się im pomóc? To zupełnie do niej by nie pasowało. Na kolejne jej słowa lekko zmarszczył brwi. - Co masz na myśli twój stan? Sprecyzuj dokładnie to pytanie - powiedział patrząc jej w skupieniu bezpośrednio w oczy. Nie był do końca pewny, co miało oznaczać jej pytanie a by na nie odpowiedzieć musiał być pewny swej odpowiedzi przy kimś takim wolał by nie było żadnych niedomówień mimo wszystko, jeśli miał szczerze odpowiedzieć. Crystal/Felicja Romanis Cały czas w milczeniu zmierzała do punkt odlotu, gdy nagle stało się coś niespodziewanego. Szachownica ponownie zalśniła na czerwono pokazując zagrożenie, dla Crystal. Ta już nie była do końca niczego pewna. W ostatnim czasie wszystko wokół stanowiło dla niej zagrożenie, dlatego wolała nie ryzykować. Zaczęła szybko biec w kierunku punktu B7 by zabrał ją jej śmigłowiec. W myśli cały czas jednak przeklinała te abominacje, która do tego wszystkiego doprowadzała. Wiedziała, że kiedyś jej za to zapłaci. Ona musiała jej za to zapłacić. Nagle się jednak zatrzymała. Nie zdążyła dotrzeć do wyznaczonego punktu a tak niewiele jej już zostało. Nie mogła po prostu uwierzyć w to, co teraz widzi. O ile wcześnie ta abominacja dawała pokaz swej mocy to teraz to była zdecydowanie przesada. Co to miało w ogóle być?! Patrzyła jak wszystko wokół niej się zapada. Została kompletnie odcięta. Nie tak to się na pewno nie skończy. Jej przeznaczenie wyznaczyło jej inną rolę niż zginąć tu i teraz. Ponownie wyciągnęła telefon. - Gdzie aktualnie jesteście?! - spytała wręcz wrzeszcząc do słuchawki jakby nie patrzeć była trochę zdesperowana i przerażona obecną sytuacją. - Zbliżamy się do punktu jak pani kazała... - Zmieniłam zdanie! Namierzcie moją pozycje i mnie stąd zabierzcie jak najszybciej! - wrzeszczała do telefonu nie dając dokończyć swemu rozmówcy będąc coraz bardziej przerażoną obecnym widokiem. - Aktualnie jesteśmy chyba nad panią... - gdy nagle rozmówca był w szoku. - Co to jest do cholery?! - wrzasnął zapominając, że gada z Crystal przez telefon, do którego krzyknął. - Zamiast wrzeszczeć mi do ucha zabierzcie mnie stąd idioci! - wrzasnęła wściekle. - Oczywiście. Obniżamy lot jednak nie zdołamy wylądować. Zrzucimy pani drabinkę ratunkową - tak jak pilot powiedział śmigłowiec zaczął zaniżać swój lot a gdy był odpowiednio nisko zrzucił drabinkę prosto do Crystal. Na tej wysokości na szczęście pozostawał wciąż bezpieczny. Sama Crystal widząc drabinkę zaczęła się po niej wspinać do maszyny. Robiła to całkiem zręcznie, pomimo że wciąż niosła szachownicę. Przez całą wspinaczkę strasznie klęła pod nosem głównie w kierunku dobrze już jej znanej abominacji.
  6. Sytuacja nie wyglądała ciekawie. To było mało powiedziane sytuacja była naprawdę beznadziejna. Biedna Elisabeth nie powinna się znaleźć w tym powozie a teraz było już za późno i nic nie można było z tym zrobić. Miałem nadzieje, że ta podróż minie szybko i nic się nie stanie. Niestety szybko się przekonałem, że nic nie może pójść tak gładko jakbyśmy chcieli. Wszystko oczywiście zaczął ten przeklęty Lestrange. Cały czas wpatrywał się w Elisabeth by ją tylko sprowokować by ta w końcu się odezwała. No i niestety zagrała tak jak on chciał. Najgorsze jednak w tym wszystkim było, że nie byłem nawet w stanie stanąć w jej obronie, ponieważ jego obelga była wyjątkowo wysublimowana na tyle, że gdybym coś powiedział to by mnie odpowiednio skontrował i wyszedłbym na paranoika. Nawet obrona ze strony Toma nie przypadła mi specjalnie do gustu. Miałem wrażenie jakby i on chciał ją upokorzyć. Mimo wszystko mój wzrok w tej chwili skupił się na Lestrange cały czas trzymałem różdżkę w dłoni a palce drugiej dłoni lekko o nią pocierając niczym robiłbym to odruchowo. Z tego transu zostałem również szybko sprowadzony na ziemie. A wszystko za sprawą nikogo innego jak, Malfoya który teraz zainteresował się mną. Nie miałem nic przeciwko temu. Mnie mogli tykać, ale Elisabeth niech zostawią w spokoju. Wszelkie obelgi mnie nie ruszały i spływały po mnie niczym woda. Nigdy mnie nie interesowało, co inni o mnie myślą. - Powinieneś już wiedzieć, Abraxasie że ja mimo wszystko całkiem lubię ciszę - powiedziałem w jego kierunku patrząc mu prosto w oczy z krzywym uśmiechem. A mój palec nadal błądził po różdżce. - Jednak skoro już spytałeś nietaktem by było gdybym nic nie odpowiedział. Gdzie wtedy by były moje maniery? Sądzę jednak, że najlepiej będzie, jeśli przemilczę sprawę mych wakacji. Nie chce was tu zanudzać poza tym, jeśli zaśniecie przez moje opowieści wszyscy moglibyśmy się spóźnić na rozpoczęcie a to jednak byłoby niedopuszczalne jakby nie patrzeć. Proponuje, więc wziąć przykład z Toma i skupić się na obecnej podróży - odrzekłem, gdy na chwilę mój wzrok skierował się na Toma. Nie sądziłem by to podziałało, ale warto było spróbować. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać i nie chciałem też by atakowali Elisabeth. Swoją drogą sam Tom mnie nieco zastanawiał. Nad czym był taki skupiony? Jednak pewna myśl w końcu zrodziła mi się w głowie. To, dlatego jest zapewne zawsze lepszy. Nim się zaczął początek naszych zajęć ten już pewnie nad nimi rozmyślał. Sam daje się ponieść emocją i głupio prowokować, gdy powinienem wziąć z niego przykład. Starałem się również nie zwracać uwagi na Elisabeth, ale było to celowe. Chciałem by zapomnieli o niej na czas podróży i skupili się na mnie by ta mogła dojechać już bez stresów. Wiedziałem, że zapewne domyśli się, że chce skupić no sobie ich uwagę aby odciągnąć ich od niej. Miałem nadzieje jednak, że mi w tym nie przeszkodzi i zrozumie, że tak będzie lepiej.
  7. Poruszałem się za Elisabeth w milczeniu robiąc dobrą minę do złej gry. Nie było, co ukrywać, że obecna sytuacja nie bardzo mi się podobała. Wszędzie wokół harmider i na dodatek ten niekończący się deszcz. Jakby wszystko się sprzysięgło by tylko wyprowadzić z równowagi. Jednak nic nie mówiłem. Wystarczyło mi, że ja mam popsuty humor tym wszystkim nie chciałem tym jeszcze zarazić mojej przyjaciółki. Nagle jednak chyba szczęście się do nas uśmiechnęło. Elisabeth zdołała znaleźć dla nas najwyraźniej powóz. Więc teraz wystarczyło już tylko dojechać na miejsce. Szedłem obok niej cały czas przy okazji obserwując powóz. Oczywiście nie wszystko mogłem zobaczyć. Testrale zawsze pozostawały dla mnie niewidoczne i wolałem, aby mimo wszystko tak pozostało. Nigdy nie było dobrze widzieć jak ktoś kona i nie miałem ochoty tego oglądać. Chciałem wejść zaraz za Elisabeth do upatrzonego wcześniej powozu jednak coś nas nagle zatrzymało. Na dźwięk tego głosu zmarszczyłem lekko brwi. Avery jeszcze jego tu tylko brakowało. Zmierzyłem go wzrokiem jednak nic nie powiedziałem mając skamieniałą minę, po której ciężko było zauważyć jakiekolwiek emocje. Nie rozumiałem do końca, co miał na myśli mówiąc, że ten powóz jest zajęty. Poza tym, od kiedy pilnował czyichś powozów? Najpewniej to była zwykła zaczepka z jego strony. Na słowa Elisabeth zacząłem wchodzić za nią powoli do wnętrza powozu. Jednak zanim tam wszedłem zmierzyłem jeszcze Eryka wzrokiem. Powoli wniosłem kufer do wnętrza i wtedy byłem w nie małym szoku. Elisabeth chyba gorzej w tym wypadku wybrać nie mogła. Zastanawiałem się czy nie powinienem wyjść z powozu i zaczekać na kolejny ciągnąc za sobą Elisabeth. Ostatecznie jednak postanowiłem zostać patrząc na to, że Elisabeth nie miała zamiaru wyjść nie mogłem jej tu zostawić samej i nie chciałem jej zmuszać by wysiadła. Powoli siadłem koło niej mierząc całe to zgromadzenie wzrokiem. Moja rodzina zawsze wolała bym trzymał się innych szlachetnie urodzony takich jak to właśnie zgromadzenie. Ostatecznie wybrałem jednak inną drogę trzymając się swojej samotności. Niewielu miałem przez to przyjaciół. Jednak nigdy mi to nie przeszkadzało. Po kolei chodziłem wzrokiem po każdym w powozie. Zaczynając od Malfoya a kończąc na wisience na torcie, którą był sam Tom Riddle. Miałem nadzieje, że nie spotkam go tak szybko. A najpierw to spotkanie w pociągu. A teraz jeszcze mamy jechać powozem z tym cały zgromadzeniem. Życie potrafi być złośliwe. Ciekawe, co jeszcze przyniesie ten dzień? Ja i Elisabeth na dodatek kiepsko wyszliśmy patrząc na nich. W końcu oni pozostawali wciąż susi i dobrze ubrani, podczas gdy z nas kapał deszcz. Wyjąłem różdżkę by podobnie jak Elisabeth osuszyć nią ubrania jednak w przeciwieństwie do niej nie ukazałem zawstydzenia całą sytuacją a mimika twarzy mi się nie zmieniła, gdy się osuszałem. Nagle również do powozu wsiadł Avery, który usiadł koło mnie, że mnie to musiało spotkać. Musiałem zachować spokój. Nie byłem taki jak oni i nigdy nie będę. Moja rodzina może oczekiwać, czego innego ode mnie, ale to moje życie i ja sam decyduje o nim. Gdy skończyłem suszyć swe szaty wbiłem wzrok w ziemie nic nie mówiąc. Miałem nadzieje, że wszyscy wezmą ze mnie przykład i przejedziemy całą podróż w milczeniu. Dla mnie ta sytuacja była niekomfortowa a jak musiała czuć się teraz Elisabeth?
  8. Wszędzie tłumy, co było wręcz irytujące. Nigdy nie lubiłem być wśród takich tłumów ludzi. Nigdy nie mogłem zebrać myśli w takich miejscach. Ale czemu tu się dziwić? W końcu to rozpoczęcie roku w Hogwarcie tu zawsze musiano zadbać o to by odpowiednio hucznie przygotowano rozpoczynający się rok szkolny. Pomimo że to nie był mój pierwszy rok wciąż ciężko było mi się jednak przyzwyczaić. Na całe szczęście moja przyjaciółka zachowała jasność umysłu, dzięki czemu uniknęliśmy przebijania się przez tłumy ludzi i mogliśmy w niedługim czasie spokojnie opuścić pociąg. Gdy tylko opuściliśmy pociąg w oczy rzuciło mi się wiele znajomych rzeczy jak choćby głos gajowego, który już zajmował się pierwszoroczny. Nic nadzwyczajnego tak się w końcu działo, co roku. Nie można było w końcu pozwolić by pierwszoroczniaki radzili sobie sami wybuchłby niekontrolowany chaos. Sam pamiętam jak to było podczas mojego pierwszego roku w Hogwarcie ah te wspomnienia. Zastanawiam się czasami gdzie się podział ten dawny ja. Moje rozmyślania jednak dobiegły końca, gdy krople deszczu coraz liczniej zaczęły uderzać w moją głowę. By bardziej już nie zmoknąć zakryłem głowę kapturem tak jak to zrobiła wcześniej Elisabeth. W przeciwieństwie do niej jednak nie miałem problemów z Sokratesem. Dzięki temu, że należał do gatunku małych sów bez problemu mogłem przenieść go pod szatą tak by nie zmoknął. - Rozsądnie mówisz - odrzekłem spokojnie w jej kierunku, bo miała czystą racje. Jeśli nadal będziemy tu tak stali to z pewnością niedługo przemokniemy a może się nawet przeziębimy. Cały czas szedłem tuż obok Elisabeth ciągnąc za sobą swój kufer starając się przy okazji nie zwracać uwagi na pogodę tylko rozglądając się wokół. Zawsze jednak wolałem pozostawać czujny na różne niespodzianki. W tłumie dojrzałem Hagrida, którego nie sposób było nie dojrzeć. On to się naprawdę wyróżniał wśród całego tego tłumu. Jednak starałem się nie zwracać na niego uwagi. Jakby nie patrzeć nasze domy nigdy za sobą nie przepadały, więc lepiej ignorować po prostu gryfonów. - Ciekawe czy dojdzie kiedyś do pokojowych stosunków między nami a gryfonami - stwierdziłem jakby bardziej do siebie niż do Elisabeth jakby będąc zamyślonym. Nagle poczułem jak zostałem złapany ponownie za ramię. Domyślałem się, że szukała powozu, którym dostaniemy się na miejsce. Sam również zacząłem rozglądać się za takowym. Również nie miałem ochoty nadal moknąć. Jednak przez te tłumy i padający deszcz nic nie byłem niestety w stanie dostrzec. - Zauważyłaś już coś? - spytałem z zaciekawieniem. Miałem nadzieje jednak na odpowiedź twierdzącą z jej strony, bo stanie tutaj jakby nie patrzeć do przyjemnych nie należało nie przy takiej atmosferze wokół. Było zdecydowanie za głośno jak dla mnie.
  9. Zmarszczyłem brwi słysząc to wszystko. Zachowanie Blacków czy Malfoy'ów pozostawiało wiele do życzenia. Jednak, gdy czepiali się Elisabeth zawsze miałem ochotę się z nimi rozmówić. Ta ich nadętość nawet mnie doprowadzała do szału. Zawsze uważali się za lepszych. Jednak wiara w to, że dzięki nazwisku jest się kimś wspaniałym była po prostu głupia. Tylko nasze czyny udowadniały, kto jest lepszy a kto gorszy. A według mnie Elisabeth biła ich na głowę we wszystkim i to tylko oni nas hańbili dając nam reputacje jakiś snobów. Nagle lekko się uśmiechnąłem do Elisabeth i położyłem jej dłoń na ramieniu. - Cieszy mnie, że nie zwracasz uwagi na takie zaczepki. Ich zdanie nigdy nie miało większego znaczenia w ten sposób tylko udowadniają, kto tu jest hańbą - powiedziałem z uśmiechem mrugając w jej kierunku. Chociaż sam miałem ochotę zrobić coś więcej. Przydałoby się utrzeć im, choć trochę nosa. Jednak nie chciałem o tym mówić Elisabeth wiedziałem, że nie byłaby tym zachwycona. Gdy tak rozmyślałem do mych uszu zaczął docierać dźwięk spadających kropli deszczu. Najwyraźniej pogoda nie miała ochoty nas rozpieszczać. Powoli zabrałem rękę z ramienia przyjaciółki. Zauważyłem przy okazji, że sama Elisabeth już zaczynała się przygotowywać do wyjścia wkładając na siebie beżową szatę. Musiałem zrobić to samo nie miałem ochoty przemoknąć. Powoli podszedłem do swego kufra by wyjąć czarną szatę i moją różdżkę. Na korytarzu również słyszałem narastający harmider. Najwyraźniej, więc nadszedł czas. Zarzuciłem na siebie szatę i ponownie się uśmiechnąłem w kierunku przyjaciółki oznajmiając jej, że jestem gotowy. Następnie podszedłem do drzwi przedziału i je otworzyłem oczywiście należycie najpierw czekałem aż wyjdzie Elisabeth by udać się tuż za nią.
  10. Dalej gnałem na łbie węża. Musiałem tylko zaczekać aż ten dorwie ofiarę a ja wtedy zajmę się resztą. Stało się jednak coś dziwnego. Nagle spadłem i zacząłem toczyć się po ziemi. Nie wyczuwałem również nigdzie w pobliżu drapieżnika, którego utworzyłem z wnętrzności Voida. Zdołał, więc go zniszczyć? Całkiem nieźle trzeba przyznać. Byłem ciekawy jak tego dokonał, że zdołał zniszczyć zagrożenie, którego nie sposób było dojrzeć nawet dla mnie. Trzeba przyznać, że ten śmiertelnik miał całkiem sporo asów w rękawie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś stawiał mi tak zaciekły opór. Byłem być może obecnie trochę ślepy jednak z pewnością nie byłem głuchy i słyszałem wszystko, co się wokół mnie działo. Nie do końca jednak wiedziałem, co te formuły zaklęć, które wypowiadał ten śmiertelnik miały mi zrobić. Nie musiałem jednak zbyt długo czekać na odpowiedź. Gdy zobaczyłem jak coś uderza w me ramię a z niego zaczyna wydobywać się znajoma ciecz. Ponownie atak fizyczny? Czy on niczego się nie nauczył? Tak pomyślałem, lecz wtedy zobaczyłem jak w kolejnych miejscach na moim pojemniku pojawiają się podobne rany. Ale jak to było możliwe nie sposób było mnie tu ujrzeć? Jak niby to zrobił? Szybko odsunąłem się z linii ataków jednak na nic to się zdało kolejne pociski we mnie uderzyły. Co to miało znaczyć? Musiałem coś sprawdzić. Uniosłem dłoń ku górze zbierając w niej swą moc ciemności by przyzwać na arenę w losowych miejscach kilka jeszcze pojemników. Pozbawione mej esencji stały tam niczym pomniki nic nie robiąc. Jednak potrafiłem mimo wszystko wyczuć gdyby coś się z nim stało. Nagle też to poczułem wszystkie pojemniki były podobnie niszczone jak ten, w którym była obecnie moja esencja. Więc to tak? Wszystko stało się zrozumiałe. Chciał zalać arenę swymi atakami by wybawić mnie z ukrycia. Całkiem sprytne skoro nie mógł mnie znaleźć najlepiej było ograniczyć mi miejsca ucieczki. Jednak i na to zawsze była metoda. Męczyło mnie te ciągłe niszczenie mych pojemników przez przeciwnika. Może, chociaż raz ułatwię mu robotę? Zamknąłem oczy by się odpowiednio skupić. Wzrok był tylko jednym z wielu zmysłów. W przypadku mego przeciwnika nie był mi konieczny by go wykryć, ponieważ iskra życia, która w nim płynęła natychmiast pozwalała mi go zlokalizować. A więc tam się ukrywał pomyślałem, gdy zbliżyłem dłonie do swego ciała. Pociski nadal we mnie uderzały cały ten czas tworząc nowe zniszczenia na pojemniku jednak nie miało to teraz znaczenia. Coraz bardziej zbierałem energię między mymi dłońmi tworząc tam kule mroku, która ostatecznie pod wpływem zebranej energii doprowadziła do potężnej eksplozji, której nie sposób było nie usłyszeć. Efektem tego wszystkiego było, że moje ciało rozleciało się na kawałki. Kawałki mego ciała leżały porozrzucane na niemal całej arenie. Jednak nagle zaczął się z nich wydobywać dym a kawałki ciała powoli znikały, czego efektem była narastająca ilość dymu, która powoli zbliżyła się ze wszystkich stron w stronę Enkiela. Gdy dym dotarł na miejsce utworzył bańkę wokół niego jakby chciał w swym wnętrzu uwięzić śmiertelnika i ograniczyć mu pole widzenia. Zapach dymu też przypominał zgniliznę, więc do przyjemnych nie należał. Jednak na tym się nie skończyło wokół śmiertelnika wewnątrz dymu zaczęły formować się tunele mroku, które otaczały go ze wszystkich stron. - Chciałeś mnie znaleźć? - spytałem a mój głos wydobywał się ze wszystkich tunelów. - Pozwól, więc że ułatwię ci zadanie - po czym nagle zamilkłem. Nagle z każdego tunelu wypadła mroczna kula lecząca prosto w oponenta a gdy ta nie trafiła celu wpadała w inną dziurę by wylecieć kolejną. Wręcz nie sposób było przewidzieć, którą dziurą wyleczą. Odbijały się niesamowicie szybko niczym piłki kauczukowe a ich ilości wydawały się nie mieć końca.
  11. Golding Shield/Karol Patris Charakter Lust nic a nic się nie zmienił była taka jak ją zapamiętałem. Nie mógł to być nikt inny niż tylko ona. Nikt, ale to nikt by nie potrafił tak dobrze jej zagrać. Nic nie odpowiedziałem na jej uwagi tylko pozwoliłem jej swobodnie ruszyć. Natychmiast rzuciło mi się w oczy to, że doskonale jeździ. To nie był jej pierwszy raz na pewno. Na dodatek ten chwyt, który mi pokazała przy pierwszym naszym spotkaniu. Czegoś takiego nie można nauczyć się od tak. Czym ona się tu właściwie zajmuje? Byłem pewny, że nie robi tego, co robiła dawniej w Equestrii. Wtedy musiała to robić by przeżyć, lecz teraz już nie było to jej konieczne. Nagle w kasku Lust można było usłyszeć mój głos. Nie był głośny by jakoś mógł doprowadzić kogoś do nerwów. Bardziej było to zbliżone do zwykłej konwersacji tak by mogła mnie usłyszeć i żeby motor jej w tym nie przeszkadzał. - W kaskach są zamontowane głośniki, mikrofony i kamery - stwierdziłem spokojnie by dalej kontynuować. - Miały posłużyć by w razie, czego uspokoić Snow w czasie jazdy. Nie byłem do końca przekonany czy nie będzie się bała jechać motorem a znając ją to byłoby całkiem możliwe. Nie sądziłem jednak, że przyda mi się to wszystko do spokojnej rozmowy między nami - odrzekłem z delikatnym uśmiechem. - Zastanawia mnie jak to jest, że nikt z tobą nie wytrzymuje a mi jednak brakowało twego towarzystwa. Czy to może oznaczać, że jestem dziwny? - spytałem jednak nie czekałem na odpowiedź dalej mówiąc w jej kierunku. - Nic się jak widzę nie zmieniłaś. Jednak mówiłem ci to dawniej i znowu powtórzę pewność siebie bywa zgubna. Gdybym tylko chciał mogłabyś szybko stracić z oczu Snow a te zabawki by ci nie pomogły. Musiałem być, co do wszystkiego pewny. Musiałem być przygotowany na to, że ktoś może będzie chciał wykorzystać Snow by dostać się do mnie, mimo że i tak od dawna wszyscy uznawali, że nie żyje wolałem niczego nie zostawiać przypadkowi bądź, co bądź nie ufam tej całej Natalii, dla której Snow ma teraz niby pracować. Jest w niej coś dziwnego - powiedziałem lekko rozmyślając nad tym wszystkim. - Może, chociaż powiesz mi, czym się obecnie zajmujesz skoro nie chcesz mi na razie innych jakiś głębszych szczegółów ze swego obecnego życia zdradzać - miałem nadzieje, że chociaż to mi powie, bo byłem naprawdę ciekawy, co się z nią działo przez ten cały czas, gdy starałem się ją znaleźć. Stridng Rason/Jim Grayson - Nie oczekiwałem od ciebie pomocy już dawno przywykłem, że mogę liczyć tylko na siebie. Mimo wszystko ma wrażenie, że pojawiła się dla mnie, choć niewielka szansa. Być może zdołam ją, chociaż zmusić by podzieliła się ze mną wynikami swych badań. Nawet nie wyobrażasz sobie jak jest mi to konieczne - stwierdził spoglądając w niebo z lekkim rozmarzeniem w głosie. Szybko jednak wrócił na ziemie na kolejne słowa swojej rozmówczyni. Zastanawiało go jak ona to wszystko robi. Jej moc bardzo przypominała moc Discorda nie była aż tak potężna, ale jednak w tym świecie to było naprawdę coś. Nagle jednak jego brwi się lekko zmarszczyły. - Co masz na myśli mówiąc, że stara Equestria nadejdzie? Nie może wrócić. Wraz ze śmiercią Celestii nadzieja dla tego świata przepadła. Ci, którzy nadal wierzą ze powróci są głupcami wierzącymi w bajki. Ich dawny świat już przepadł i nigdy nie wróci - odparł ze znużeniem by zaraz ponownie się odezwać. - Chyba nie masz zamiaru skazać dawnych kucyków na zagładę przez jedną fanatyczkę? - spytał poważnie na nią patrząc jak nigdy chyba do tej pory. Crystal/Felicja Romanis Wściekłość Crystal coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Zupełnie jakby wszystko sprzysięgło się przeciw niej. Co jeszcze ją miało spotkać tego dnia? Najpierw zamachy na nią potem brak możliwości zadzwonić do kogokolwiek a teraz jeszcze to?! Światła były nawet przeciwko niej jak mogło do tego wszystkiego dojść?! Wiedziała jednak, że nie jest to zbieg okoliczności i domyślała się, kto za tym stał. Nagle jej wzrok skierował się na szachownicę. - Zachowaj sobie te ostrzeżenia dla siebie ja wiem dobrze, co robię - stwierdziła wściekle w jej kierunku. - Czas idzie na moją korzyść i wcześniej czy później ona zapłaci za wszystko - powiedziała z bardzo pewnym siebie głosem. Gdy nagle lekko zmarszczyła brwi. Kolejne zagrożenie życia? Najwyraźniej nie chce sobie odpuścić. Niech próbuje i tak nie mogła jej zatrzymać przed osiągnięciem celu. Nim jeszcze doszło do trzęsienia ziemi Crystal opuściła samochód niosąc ze sobą szachownicę a drugą ręką wykręcała numer na telefonie by zadzwonić w odpowiednie miejsce. - Kieruje się do punku B7 przyślijcie po mnie służbowy śmigłowiec - odrzekła rozłączając się i kierując do miejsca gdzie miał wkrótce przylecieć śmigłowiec. Miała wiele możliwości by dotrzeć na miejsce a śmigłowce czy samochody były tylko częścią z nich. Wiedziała, że gdy odzyska dawną moc i postać dopilnuje by ta przeklęta abominacja zniknęła raz na zawsze. Snow Night/Ewelina Szymańska Dziewczyna w milczeniu obserwowała cały krajobraz, który ją otaczał. Nigdy wcześniej tu jeszcze nie była. Wokół nie było żywego ducha tylko wszędzie drzewa. Jednak to całkiem pasowało do Goldinga. Dobrze wiedziała jak ten zawsze lubił takie odludzia z dala od innych by móc spokojnie porozmawiać. Prawdą było, że gdyby ten kierowca miał złe zamiary to już by pewnie ją zabił. Zastanawiała się również czy Anna jest gdzieś w pobliżu. Jakby nie patrzeć już się całkiem sporo oddaliła. W pewnym momencie postanowiła jednak zakończyć ciszę. - Dlaczego Golding to wszystko tak utrudnia? - spytała niepewnie w kierunku mężczyzny. - Niestety nie jestem w stanie pani odpowiedzieć. Kierują nim własne cele i nikomu się nie zwierza my tylko wykonujemy wszystko według jego instrukcji i nie zadajemy pytań- odrzekł nadal jadąc przed siebie i nie spuszczając oczu z drogi. Snow tylko kiwnęła głową i zaczęła patrzeć w szybę, gdy nagle cisza ponownie dobiegła końca, ale teraz zakończył ją mężczyzna. - Długo pani zna Goldinga? Raczej do tej pory nie starał się do nikogo zbliżyć w taki sposób. Musi być pani wyjątkowa - stwierdził nawet na nią nie patrząc i dalej jadąc przed siebie. - Właściwie to chyba znamy się od zawsze jednak, co do reszty... - powiedziała by nagle zamilknąć. - Chyba nie mam ochoty na razie o tym rozmawiać - powiedziała niepewnie by znowu wbić wzrok w szybę. - Rozumiem - odparł mężczyzna już jej nie męcząc pytaniami i dalej jadąc w wyznaczonym kierunku.
  12. Chwilę spoglądałem w milczeniu na swoje szaty. W przedziale było niezwykle cicho, gdy zostałem tu sam. Niemal tak samo jak podczas wakacji. Od kiedy pamiętam było tak cały czas cisza była ze mną. Niekończąca się cisza, która była jakby częścią mnie. Czy jednak tak było naprawdę? Przecież, gdy byliśmy tu razem potrafiliśmy rozmawiać i to nie była jednostronna rozmowa. Oboje potrafiliśmy wiele ze sobą rozmawiać pomimo tych wszystkich różnic. Wciąż nie potrafiłem tego zrozumieć a może nawet nie próbowałem? Sam już nie wiem. Wiedziałem jednak, że dziwnie się czułem nawet w tej chwilowej ciszy brakowało mi jej głosu tutaj. Jakby była mym głosem rozsądku. Zastanawiałem się również, dlaczego nie potrafiłem czasem dokończyć swojej wypowiedzi względem niej tak jak to było przed chwilą. Zupełnie jakbym w pewnym momencie gubił te część siebie, która za to odpowiadała. Być może to, dlatego że to ją najbardziej jednak traktowałem jak przyjaciółkę. Jednak czas na takie rozmyślenia jeszcze przyjdzie, ale później. Teraz musiałem się odpowiednio przygotować. Zacząłem ściągać z siebie aktualne ubranie, które niewiele się różniło od codziennych ciuchów mugoli by przebrać się w swoje szaty Slytherinu. W sumie nigdy nie wiem, czemu, na co dzień chodziłem tak ubrany. To jak wyglądam nigdy mnie jakoś specjalnie nie interesowało. Właśnie kończyłem wkładać szatę, gdy nagle usłyszałem pukanie i znajomy głos, lecz zamiast odpowiedzieć na pytanie powoli podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Stojąc przed Elisabeth ubrany w tradycyjny strój Slytherinu, który był oczywiście odpowiednio przygotowany na początek roku. Sam nie wiem ile razy moja mama sprawdzała czy wszystko w nim jest jak należy. Było w końcu nie do pomyślenia bym przyszedł nieodpowiednio przygotowany. Jak bym wtedy reprezentował naszą rodzinę w Hogwarcie? Wszystko musiało być przygotowane idealnie. Moje oczy skupiły się na Elisabeth. Naprawdę dobrze wyglądała w szatach Slytherinu jednak coś było chyba nie tak przynajmniej takie miałem wrażenie. Nagle moje oczy lekko się zmrużyły. Nasza długa znajomość z Elisabeth pozwoliła mi ocenić, kiedy coś było nie tak. Potrafiłem zauważyć, gdy była czymś rozgniewana lub coś ją martwiło. - Co się stało? - spytałem spokojnie, lecz dość stanowczo wciąż na nią patrząc. Zaraz jednak zszedłem jej z drogi pozwalając wejść do środka widać było jednak po mych oczach, że nadal oczekuje od niej odpowiedzi. Chciałem wiedzieć, co takiego się stało i miałem nadzieje, że ufa mi na tyle by mi się z tego zwierzyć. Chciałem jej jakoś pomóc, ale nie mogłem nic zrobić nie znając sytuacji, która zastała w tym krótkim czasie.
  13. Kolejny rok egzystencji dobiegł końca

  14. Spojrzałem dość niepewnie na smakołyk to na Elisabeth, która ponownie zaimponowała mi swym zachowaniem. Pomimo tak drobnego gestu ponownie pokazała mi jak bardzo się od siebie różnimy. Nie z pewnością to ja z nią przegrywałem pod każdym względem. Ona była lepszym człowiekiem o bardzo pogodnym charakterze nie myślała tylko o sobie a również o innych. Nie odrzuciła naszej przyjaźni, pomimo że wiedziała, jakie to może mieć konsekwencje dla niej. Spędzała ze mną wiele czasu pomimo różnic, jakie panowały między nami i nigdy ani przez chwilę te różnice jej nie przeszkadzały. - Głupio się czuje, że ja nie pomyślałem by kupić coś, co moglibyśmy wspólnie zjeść - stwierdziłem z zażenowaniem spuszczając lekko wzrok. Byłem w lekkim zakłopotaniu. Przyjmując ofertę poczęstunku od niej czułbym się jeszcze bardziej zapewne winny, że nie pomyślałem o niej robiąc zakupy. Jednak nie przyjmując jej propozycji zachowałbym się również nie przyjemnie w stosunku do niej. Ostatecznie zdecydowałem się na poczucie winy i poczęstowałem się smakołykiem przy okazji znów słuchając Elisabeth by mój wzrok wylądował na karcie, o której mówiła. - Faktycznie widać między wami sporą dozę prawdopodobieństwa - stwierdziłem raczej bardziej żartując niż mówiąc poważnie, co było dokładnie słychać w mym głosie. - A poważnie uważam, że raczej ciężko byście wyglądały podobnie ty według mnie jednak wypadasz lepiej - stwierdziłem spokojnie. Nigdy nie byłem dobry w tego typu rozmowach to nigdy nie była moja specjalność. Miałem nadzieje, że mimo wszystko nie uraziłem jej w jakiś niedostrzegalny dla siebie sposób. Czas płynął dość spokojnie na takich właśnie rozmowach między nami czy osobistymi przemyśleniami i nim się spostrzegłem byliśmy coraz bliżej celu podróży ale jednak nie ja to pierwszy zauważyłem a Elisabeth. - Niestety z czasem każda podróż staje się monotonna - stwierdziłem na jej kolejne uwagi spoglądając ponurym wzrokiem w szybę. Nigdy nie lubiłem deszczu wszystko wydawało się przez niego jakieś takie ponure a tak jak dobrze to zauważyła Elisabeth zbierało się na niego. Pogoda niestety zawsze potrafi płatać figle. Nim się jednak spostrzegłem sama Elisabeth była już gotowa do wyjścia by przebrać się do szkoły. Nim jednak wyszła odezwałem się jeszcze w jej kierunku. - Elisabeth... - jednak już nie dokończyłem tylko nagle opuściłem wzrok jakbym zapomniał, co chciałem powiedzieć. Sięgnąłem dłonią po swój kufer by wyciągnąć z niego swoje szaty. Chwilę spoglądałem w milczeniu na swe szkolne szaty. Slytherin czy kiedykolwiek żałowałem, że tam należałem? Nie. Nigdy nie miałem powodu. Gdyby mnie tam nie było zapewne bym również nigdy nie spotkał tak dobrej przyjaciółki jak Elisabeth. Poza tym nie wyobrażam sobie kogoś takiego jak ja w innym domu. Tiara przydziału tak chciała i tak musiało zostać. Teraz jednak nie czas było o tym rozmyślać czas było się przebierać, bo jeszcze się spóźnię.
  15. I po Pony Congress. Chciałbym szczególnie pozdrowić organizatorów całej zabawy, delegacje z Wrocławia z którą spędziłem większość fajnego czasu :) i tribrony za wspólny spokojny powrót :)

  16. Golding Shield/Karol Patris Spoglądałem cały czas na Lust dokładnie rozmyślając nad wszystkim, co mi w tej chwili powiedziała. Jak zwykle potrafiła dać mi do myślenia. Z kim niby miałem się spotkać i dlaczego właśnie ja? Czemu sama nie mogła mi wszystkiego powiedzieć? Ponownie mówiła zagadkami, do czego musiałem się już przyzwyczaić. Jeśli jednak, choć trochę zrozumiałem to, co do mnie powiedziała nie tylko ja dążyłem by wszystko było jak dawniej był tam ktoś jeszcze i to najpewniej z tą osobą miałem się spotkać. Na dodatek, Lust tej osobie najwyraźniej ufała a wiedziałem, że nie łatwo było zdobyć jej zaufanie. Na dodatek nasza wspólna przyszłość była najwyraźniej związana z rezultatami tego spotkania. Powoli poszedłem do motoru siadając za Lust jednak nim ruszyliśmy ponownie się odezwałem w jej kierunku. -Nic się nie zmieniłaś Lust nadal mówisz zagadkami - odparłem z miłym uśmiechem. - Snow nie jest jeszcze gotowa by poznać prawdę o nas. Kiedyś będę jej musiał powiedzieć to pewne jednak trzeba to zrobić stopniowo - odparłem spokojnie. Znałem dobrze Snow i wiedziałem, że jeśli od tak powiem, kim była dawniej Lust i co nas łączy od czasów Equestrii nie będzie chciała w to uwierzyć. Będzie przerażona jak większością moich pobratymców tak i nią niestety kierowały uprzedzenia. - Co do tego spotkania. Nie wiem, kto chce się spotkać z nieboszczykiem Lust. Wszyscy już od dawna sądzą, że nie żyje, więc nie wiem, do jakiego spotkania miałoby dojść i z kim. Jednak to nie wszystko... - powiedziałem by nagle zamilknąć. Czy powinienem jej powiedzieć? Oczywiście, że tak nikomu nie ufałem tak jak jej. - Nie tylko ja kieruje tym projektem i nie tylko ze mną powinno odbywać się tak ważne spotkanie. Jest ktoś jeszcze, kto ma wiele do powiedzenia. Powiem krótko New Medica zapomnij o wszystkim, co wiesz o tej korporacji - stwierdziłem powoli wkładając kask na głowę by objąć zaraz Lust rękami w okolicy brzucha. Wolałem się jednak dobrze trzymać nie byłem pewny czy nie zechce sprawdzić całej mocy tej maszyny. - Musimy pojechać wzdłuż drogi w okolicach najbliższego jeziora tam też zatrzyma się taksówka - odparłem ze spokojem instruując ją gdzie jechać. Striding Rason/Jim Grayson - Czyli chcesz tak po prostu czekać i pozwolić jej na ruch? - spytał z niedowierzaniem. - Dziwna z ciebie kobieta - stwierdził lekko kręcąc głową. - Jednak musisz wiedzieć, że mimo wszystko nie zamierzam zniknąć z tego przestawienia od tak mimo tego, co mi powiedziałaś i co mi zapłaciłaś. Moja rola się jeszcze nie skończyła - stwierdził marszcząc lekko brwi. - Nie mogę pozostać człowiekiem łamie słowo nałożone Discordowi i nie wiem jak długo jeszcze zdołam zachować kontrolę. Z każdym dniem jest coraz trudniej. Gdybym znów był kucykiem być może ich magia by mi pomogła. A wiem, że ta cała Crystal interesuje się magią Equestrii, bo mam kopie danych, którą dla niej zdobyłem. Rozumiesz? Być może tam jest klucz na to bym ocalał zanim stanie się sam nie wiem, co - stwierdził zmarnowanym głosem i lekko kręcąc głową. - A po tym, co mi powiedziałaś o niej mam jeszcze większą nadzieje, że tam znajdę odpowiedź Crystal/Felicja Romanis Dalej pisała swego maila na tablecie nawet nie zwracając uwagi w tej chwili na szachownicę. Musiała jak najszybciej podać namiary Goldinga swym ludziom. Jednak wtedy stało się coś niesamowitego szachownica nagle zmieniła barwę na czerwoną, przez co uwolniła się z niej energia, która natychmiast uderzyła w tablet doprowadzając do spalenia obwodów nim Crystal zdążyła napisać maila. Na chwilę była w szoku widząc to wszystko nagle jednak zmarszczyła wściekle brwi. - Co ty do cholery wyprawiasz?! - wrzasnęła w kierunku szachownicy, gdy nagle jej wzrok zaczął się uspokajać. - A więc to tak? Całkiem logiczne posunięcie z twojej strony tak jak sądziłam jednak jest z ciebie jakiś użytek - stwierdziła wyciągając telefon by zadzwonić. Była znów wściekła. Ta przeklęta abominacja teraz przesadziła. Najpierw telefony a teraz zupełnie odcinała ją do sieci?! Zapłaci jej za wszytko. - Masz natychmiast wyłączyć wszystkie nasze serwery wykryłam pewien problem. O nic nie pytaj i zrób to - powiedziała wściekle. Skoro tak się chciała bawić trzeba było rozegrać to inaczej. - Kierowco jedź do firmy muszę coś sprawdzić - była inna metoda. Jeśli ona miała stracić Goldinga to musiała sprawić by nikt na nim nic nie zyskał. To nie będzie łatwe zadanie. Potem go znów odzyska ona już wiedziała jak to zrobić.
  17. Uśmiechnąłem się delikatnie w kierunku Elisabeth po naszej małej wymianie zdań. Nie pamiętam, kiedy ostatnio właściwie doszło między nami do tak poważnej wymiany zdań. Może właściwie nigdy tak nie było? Choćby nie wiem, do czego doszło nie potrafiłem się nigdy gniewać na Elisabeth. Czasem miałem wrażenie, że nikt nie zna mnie tak dobrze jak ona. Nagle jednak lekko spochmurniałem, gdy ta wspomniała o jakiejś zmianie w wakacje. Tak była pewna zmiana, ale nie chciałem w to mieszać mojej przyjaciółki. Sam musiałem stawić się temu czoła a mianowicie był to pierwszy raz, gdy się postawiłem rodzicom a właściwie już drugi. Zaczęło się to od mojego wyboru kariery po ukończeniu nauki w Hogwarcie. Ojciec chciał bym zdobył dobrą pracę w ministerstwie magii, jako zwykły urzędnik i miał nadzieje, że taką drogę obiorę. Jednak to nie byłoby w moim stylu i zupełnie do mnie nie pasowało. Dawno już zdecydowałem, że chce być Aurorem to było coś w sam raz dla mnie. Właśnie od tej wymiany zdań doszło do kłótni z moją rodziną. Może to był powód, dla którego nie chcieli ze mną w tym roku czekać na pociąg do Hogwartu? Wiem, że zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej, ale sam też muszę podejmować jakieś decyzje. Wiem również, że nigdy za bardzo nie akceptowali mojej przyjaźni z Elisabeth, która w ich oczach mimo wszystko była półkrwi. Bali się, że trzymam się z nią zbyt, blisko co mogło źle wyglądać dla naszego rodu. Jednak ja na to nie zwracałem nigdy uwagi. Nieważne były dla mnie więzy krwi. Zawsze dla mnie liczyło się coś innego. Moje rozmyślania zostały ponownie przerwane, gdy drzwi do naszego przedziału stanęły otworem a w nich najpierw pojawił się dobrze mi znany Trevor. No tak Quidditch nie tylko SUMy nas czekają, ale i również treningi, na które musimy się odpowiednio przygotować, jeśli mamy wygrać. Zarówno dla mnie jak i Elisabeth będzie to ciężki rok. Za kapitanem pojawiła się jedna z przyjaciółek Elisabeth. Ja niestety nie bardzo znałem jej przyjaciółki. Od czasu było jakieś przelotne cześć i tyle. Nigdy raczej się nie zbliżałem do jej znajomych. Starałem się, więc nie zwracać uwagi na ich rozmowę. To były ich prywatne sprawy. Jednak na koniec tego wszystkiego trafił do nas jeszcze wózek ze smakołykami. Na pytanie mojej przyjaciółki moje oczy na chwilę się na nią zwróciły. Po ostatniej przygodzie z fasolkami wszystkich smaków nigdy więcej tego nie spróbuje jeszcze we wspomnieniach chodzi mi niesmak, gdy natrafiłem na smak wątróbki a przecież były znacznie gorsze smaki. - Tak chyba zdecyduje się na czekoladowe żaby - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem wyciągając przy okazji mieszek, w którym trzymałem swoje monety i płacąc za smakołyk. Nagle ponownie zwróciłem swój wzrok na Elisabeth, gdy już zapłaciłem. Byłem ciekawy czy przez wakacje trenowała jakieś nowe zaklęcia. Ja sam ostatnio sporo przez wakacje czytałem o Dementorach. Chciałem opanować zaklęcie Patronusa. Niestety żadne z mych wspomnień najwyraźniej nie było dość ciepłe abym utworzył idealnego Patronusa. Miałem wrażenie, że wszystkie wspomnienia z domu wręcz mi to uniemożliwiały. Jedynie, gdy wracałem wspomnieniami do pobytu w Hogwarcie czy czasie spędzonym z nią byłem w stanie utworzyć jakby jego podstawy. Jednak nie bardzo chciałem o tym rozmawiać. Szybko, więc ponownie opuściłem oczy koncentrując się na czekoladowej żabie, która próbowała jak zawsze uciekać.
  18. Jutro Elbląg mam złe przeczucia xD

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [5 więcej]
    2. Magus

      Magus

      No jest od jutra do niedzieli :P

    3. Sun

      Sun

      @Serena, serio? Ta impreza aspiruje do miana europejskiej (stąd wszystkie panele po angielsku)

       

      Niemniej, też spodziewam się raczej słabego meeta, w stosunku do rangi i hype'a

    4. Serena

      Serena

      No serio. Jedyne co ja śledzę to aktualności z branży motoryzacyjnej niż to gdzie Pony Congressy będą.

  19. Oczekiwałem w milczeniu na reakcje Elisabeth. Miałem jednak nadzieje, że zaakceptuje to, co powiedziałem i zrozumie, dlaczego to zaproponowałem. Szybko jednak zrozumiałem w jak wielkim błędzie byłem widząc coraz bardziej zmieniającą się mimikę twarzy mojej przyjaciółki. Nawet nie zdążyłem zareagować a jej różdżka znalazła się przy mnie. Nigdy bym się nie spodziewał po niej takiego wybuchu emocji. Na chwilę poczułem pewien strach, który przez niewielką chwilę można było zobaczyć w mojej mimice twarzy zwłaszcza, gdy patrzyłem na jej różdżkę przy mej nodze. Jednak zaraz mój wzrok skupił się na Elisabeth po tym jak wręcz krzyknęła w moim kierunku. Tak się skupiłem na tym, że nawet nie zauważyłem jak wypaliła mi dziurę w stroju. Wszystko jednak zaraz wróciło do normy. Nagle spojrzałem na nią niezwykle poważnie tak jak bym chował do niej urazę za to, co przed chwilą zrobiła. Jednak moja mimika twarzy zaczęła się stopniowo zmieniać do tego stopnia, że zrobiłem coś, co było u mnie niespotykane. Mianowicie wybuchłem śmiechem, który momentalnie rozniósł się po całym naszym przedziale. Lekko przetarłem oko i nagle odezwałem się w jej kierunku nadal lekko chichocąc. - No, więc panno Sanders słowo się rzekło - powiedziałem żartobliwie w jej kierunku celowo zwracając się do niej po nazwisku niczym jakiś profesor. - Wychodzi, więc na to, że jesteśmy na siebie ponownie skazani w tym roku. Nie mogę przecież zniszczyć tak wielkiej przyjaźni zwłaszcza, jeśli miałbym skończyć z takim uczesaniem- dodałem z uśmiechem i przyjaźnie przymykając oczy. Gdy nagle mój głos znowu się zmienił na bardziej poważny. - Nie masz, za co przepraszać. To ja zachowałem się jak kretyn chcąc się wyrzec naszej przyjaźni ty za to zachowałaś się jak prawdziwa przyjaciółka, bo szybko sprowadziłaś mnie na ziemie. Nikomu tak nie ufam tak jak tobie. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy by w ogóle to zaproponować. Szczerze cię przepraszam Lisa - dodałem z uśmiechem celowo nie mówiąc do niej Elisabeth taka jak prosiła mnie na peronie. - Wiec, że zawsze możesz na mnie liczyć tak ja mogę na ciebie, co przed chwilą pokazałaś. No i jestem pod wrażeniem tego jak mnie zaskoczyłaś, chociaż nie poszłoby ci to tak łatwo gdybym sam miał przygotowaną swą różdżkę - dodałem z lekkim grymasem jednak nadal w bardziej żartobliwy sposób.
  20. Brakuje trochę tych nagród na forum

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [22 więcej]
    2. 1stChoice
    3. FrozenTear7

      FrozenTear7

      Uważaj Firstu bo wpadnie tu jeszcze i ochrzani żeby dać se spokój z nagrodami :spike:

    4. 1stChoice
  21. Delikatnie się uśmiechnąłem na stwierdzenie Elisabeth o mym szczęściu, co do znalezienia przedziału. Mimo wszystko bardzo się cieszyłem, że udało nam się go znaleźć mimo tych godzin szczytu w pociągu. Teraz powinna czekać nas przyjemna i spokojna podróż taką miałem przynajmniej nadzieje. Położyłem delikatnie kufer na ziemi też nie miałem go jak na razie zamiaru wkładać na górę. Moje oczy ponownie zwróciły się na przystanek a konkretnie na mamę Elisabeth. Więc tak wyglądała właśnie zwykła rodzina gdzie nie stawiało się przed kimś ogromnych wymagań czy presji? Też kiedyś bym chciał coś takiego poczuć. Uśmiechnąłem się delikatnie w stronę pani Leanne. - Dziękuje pani - powiedziałem dość radośnie jak na siebie. Gdy nagle pociąg zaczął ruszać. Powoli otworzyłem swój kufer by do niego zajrzeć jednak wciąż obserwowałem wszystko wokół i miałem podzielną uwagę słuchając Elisabeth. Nagle wyjąłem coś z kufra a była to moja różdżka. Dwanaście cali wierzba z włóknem ze smoczego serca. Chciałem tylko sprawdzić czy jest z nią wszystko w porządku. Słyszałem również Sokratesa jak niespokojnie latał po klatce chcąc się z niej wydostać. Wiedziałem, że nie może się doczekać aż ją opuści musiał jednak być cierpliwy nie mógł tutaj teraz zacząć latać jak szalony. Nagle schowałem swą różdżkę do kufra by go zaraz zamknąć i znów spojrzeć na swoją przyjaciółkę. - Masz racje miło będzie znowu wrócić do Hogwartu, lecz tak jak mówisz w tym roku czekają nas nowe wyzwania - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. Tak SUMy z pewnością dodadzą presji i nawału dodatkowych zajęć a musiałem wypaść jak najlepiej by zadowolić mą rodzinę. Nagle lekko zmarszczyłem brwi a mój wzrok strasznie spoważniał. - Elisabeth bardzo sobie cenię naszą przyjaźń i sam nie wiem do tej pory jak to możliwe by ktoś tak ponury jak ja zdobył tak wspaniałą przyjaciółkę, jaką jesteś ty - powiedziałem jakby myśląc nad kolejnymi słowami. - Wiesz dobrze, jaką mam opinie w Hogwarcie i nie mogę nikogo za to winić jak się o mnie myśli sam do tego doprowadziłem. Zrozumiem, więc jeśli będziesz mnie wolała unikać w roku szkolnym by samą się nie stać tematem plotek przeze mnie. Gadanie za mymi plecami na mój temat mogę pojąć jednak nie zniosę, gdy będzie miało to również ciągnąć ciebie za sobą - odrzekłem spokojnie cały czas patrząc w jej stronę.
  22. Golding Shield/Karol Patris - Ponownie mnie najwyraźniej nie doceniasz - stwierdziłem z lekkim grymasem jednak widać było, że mówiłem to bardziej żartobliwie niż poważnie. - Ile jeszcze razy będę musiał ci udowadniać jak wiele mam energii i jak wiele mogę znieść? Jeśli sądzisz, że mój obecny wygląd coś z mienił w tej sytuacji to mogę cię zapewnić, że tak nie jest - dodałem z uśmiechem by nagle wyciągnąć kluczyki. - Nie wiem również czy będziesz w stanie poprowadzić tego potwora. Kazałem mu naprawdę wzmocnić silnik z kilku powodów, dlatego jest szybszy niż inne motory tego typu - stwierdziłem machając kluczykami przed jej oczami, gdy nagle lekko zmarszczyłem brwi a moja mina spoważniała. - Zaopiekowałaś się, więc nią pod moją nieobecność i jak widzę musiałaś zdobyć jej zaufanie? - spytałem patrząc na nią. To wyjaśniało, dlaczego tu była i jak zdołała mnie namierzyć i potwierdzało, że Snow jednak komuś się wygadała, co do wszystkiego, co zaplanowałem jednak obecnie nie miało to znaczenia. - Dziękuje ci, że to zrobiłaś. Ponownie wiele dla mnie zrobiłaś - powiedziałem patrząc jej w oczy. - Domyślam się, że nie powiedziałaś Snow, co nas łączy to nie byłoby w twoim stylu i jestem oczywiście w stanie to zrozumieć - stwierdziłem lekko rozmyślając nad wszystkim, co tu usłyszałem. - Jazda Snow jeszcze chwilę zajmie a mój motor z pewnością szybko dogoni te zwykłą taksówkę. Powiedz mi jednak, co ty proponujesz? - spytałem patrząc na nią. - Dopiero ponownie cię spotkałem po bardzo długim czasie i nie chcę cię znowu stracić jednak muszę też spotkać Snow i się nią zająć. Mam wielkie plany Lust, które mogą przynieść ratunek nam wszystkim. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale prace nad tym już trwają. Ten świat nigdy nie będzie naszym domem nie pasujemy tutaj - stwierdziłem patrząc na nią niezwykle poważnie. Nie chciałem by ponownie gdzieś zniknęła, ale Snow też musiałem się zająć. Miałem, więc nadzieje, że ma jakiś plan na to wszystko. Mi pewien chodził po głowie, ale najpierw chciałem wysłuchać jej. Jeśli się nie zmieniła to zapewne jak zwykle coś zaplanowała. Zawsze tak przynajmniej działała jeszcze w Equestrii. Striding Rason/Jim Grayson Jego wzrok nadal był skupiony na dwójce ludzi, którzy tak wiele mieli znaczyć dla dalszego losu świata według słów Lüge. Jeśli miał racje ten gość musiał być dawniej kucykiem, bo nie miał żadnych zmian w wyglądzie jak inne istoty. Wyglądał jak zwykły człowiek. Jednak ta kobieta czy to miał być podmieniec? Kolejna dziwna rzecz, od kiedy to kucyki i podmieńce mają tak dobre relacje? Poza tym, jeśli dobrze myślał to tak musiało być również w Equestrii. Jednak słuchał również uważnie każdego słowa kobiety by w pewnym momencie obrócić swój wzrok na nią i odezwać się w jej kierunku. - Brzmi całkiem rozsądnie - stwierdził w jej stronę. Faktycznie plan, który powiedziała wyglądał nieźle. - Jednak nie rozumieć, po co się męczyć? - spytał spokojnie nad na nią patrząc. - Skąd wiesz czy nie jest przygotowana również na taką sytuacje? Pracowałem dla niej dosyć długo i zdobyłem rzeczy dla niej, które mogą być dla nas strasznie niebezpieczne zwłaszcza w jej rękach. Nie lepiej załatwić to w najlepszy sposób? - ponownie spytał z pewnym błyskiem w oku. - Po prostu ją zlikwidować i wtedy będzie całkowita pewność, że już nikomu nie zagrozi. Czy takie rozwiązanie nie jest znacznie łatwiejsze? - spytał spokojnie w jej stronę. - Ty może nie możesz tego zrobić, ale ja, chociaż mogę to chyba załatwić. Choćby za to jak się mną bawiła Crystal/Felicja Romanis Spoglądała nadal na szachownicę widząc dokładne położenie Goldinga. Mogła, więc zacząć pisać wiadomość. Nagle jednak spostrzegła, że ułożenie figur się zmienia a ona traci z oczu Goldinga ponownie. Natomiast szachownica skupia się znów na niej. Przypadek? Z pewnością to nie był przypadek. Ta przeklęta abominacja zmieniła metodę najwyraźniej palenie sprzętu ją znudziło. Najwyraźniej również poznała działanie szachownicy i teraz próbuje ograniczyć jej działanie. Nagle na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech. Naprawdę sądziła, że tak zdoła ją zatrzymać? Wiedziała jak może zaradzić całej sytuacji. Musiała tylko odpowiednio się skupić. Powoli zdjęła róg zawieszony na szyi by zaraz położyć go na szachownicy. Magia zachowana w nim powinna wzmocnić moc jej szachownicy. Następnie zaczęła się coraz bardziej skupiać. Szachownica na powrót zmieniła swoje ułożenie na Goldinga teraz mogła zmienić swoje ułożenie tylko przy bezpośrednim zagrożeniu życia Crystal. Nie powinna, co prawda ignorować tamtych figur, ale wszystko po kolei. Golding był w tej chwili najważniejszy. Musiała szybko podać jego położenie zanim uciekną. Jeśli tamta zginie na jego oczach to i tak wyjdzie zwycięsko. Szybko sięgnęła po tablet i wróciła do pisania.
  23. Początek podróży do Hogwartu nigdy nie należał do przyjemnych przynajmniej dla mnie. W milczeniu omijałem młodszych uczniów. Ciężko było mi zebrać jakiekolwiek myśli w tym całym chaosie, jaki panował wokół nas. Przez całą drogę, jaką towarzyszyłem Elisabeth mój uśmiech zanikł przez to wszystko a sam wyglądałem jakbym był nieobecny. Było w tym nieco prawdy starałem się jak najbardziej odsunąć myśli od obecnej sytuacji. Zauważyłem jednak jak kilka innych uczennic przywitało się z moją przyjaciółką. W moją stronę jak zwykle tylko od czasu do czasu zobaczyłem jakieś spojrzenie. Czy mogłem kogoś za to winić? Oczywiście, że nie sam do tego doprowadziłem odsuwając innych na bok. Zastanawiało mnie jednak czasem, dlaczego ktoś o tak pozytywnym nastawieniu, jakim okazywała sobą Elisabeth chce się przyjaźnić z kimś takim jak ja? Założę się, że wielu innych uczniów widzących nas razem uważało to za zupełnie nie logiczne. Martwiłem się czasem, że przez to ona może stać się odepchnięta przez innych a tego nie chciałem. - Spokojnie jestem pewny, że jakiś w końcu znajdziemy... - powiedziałem spokojnie chcąc trochę uspokoić obecną sytuacje. Jednak nie zdążyłem dokończyć całego zdania, bo wpadliśmy na kogoś, kogo nie spodziewałem się jeszcze spotkać. Tom Riddle niemal wszyscy tutaj już go znali. Ktoś o nieprzeciętnym talencie. Nawet w moim domu jego nazwisko było już znane. Wielokrotnie słyszałem ile mógłbym się nauczyć od kogoś tak uzdolnionego jak on. Nic nie odpowiedziałem na jego słowa tylko lekko zmrużyłem oczy patrząc jak od nas odchodzi. Widziałem ile szacunku wywoływała u innych jego osoba. Czułem przez to wszystko pewną zazdrość. Nieważne jak bardzo się starałem nie byłem w stanie dorównać talentem komuś tak uzdolnionemu jak on. Nagle jednak wróciłem na ziemie, gdy Elisabeth ponownie się odezwała. Mój wzrok znów zrobił się ciepły, gdy na nią spojrzałem i lekko się w jej kierunku uśmiechnąłem. - Bardzo mi schlebia, że tak sądzisz jednak nie posiadam takich talentów jak on i zawsze pozostanę daleko za nim. Nie bez powodu go wybrano na prefekta a my musimy to uszanować. Jestem pewny, że dokonali najlepszego możliwego wyboru. Jego nazwisko już jest bardzo znane jestem pewny, że są mu pisane wielkie rzeczy - stwierdziłem, gdy lekko zmarszczyłem brwi, gdy się tak o nim wypowiadałem. Nic nie byłem w stanie poradzić, że mimo wszystko czułem też pewną zazdrość, co do niego i tego, co sobą reprezentował. - Teraz jednak nie rozmyślajmy o tym i wracajmy szukać wolnego przedziału, bo skończymy na korytarzu przez całą podróż - powiedziałem by spokojnie się rozejrzeć. Moje oczy skierowały się na jeden z okolicznych przedziałów gdzie jak na razie jeszcze chyba nikt się nie zdążył skierować przynajmniej taką miałem nadzieje. - Może sprawdzimy ten, co ty na to? - spytałem pokazując palcem na upatrzony wcześniej przedział.
  24. Elisabeth jak zwykle roztaczała wokół siebie pozytywną aurę, której mi zawsze, na co dzień brakowało. Może to był jeden z kolejnych powodów, dla których tak bardzo ceniłem sobie naszą przyjaźń. Mimo tych wszystkich różnic między nami tylko ona potrafiła sprawić by na mojej twarzy pojawił się uśmiech i tylko, gdy rozmawiałem z nią moje myśli nie zadręczały się tylko wynikami, jakie odniosę podczas kolejnego roku szkolnego. - Mógłbym tak, co prawda zrobić - odpowiedziałem z lekkim zamyśleniem na słowa Elisabeth. - Jednak masz bardzo ładne imię, któremu uwłaczałoby zapewne gdybym zrezygnował z jego wypowiadania na głos dla prostej wygody - stwierdziłem z lekkim uśmiechem by zaraz ponownie się odezwać. - Najwyraźniej każde z nas inaczej interpretuje rozsądek - powiedziałem z lekkim grymasem, gdy nagle moje oczy zwróciły się na Elisabeth, gdy ta złapała mnie za rękę by zatrzymać mnie przed pomocą sobie przy wnoszeniu kufra. - Masz racje to byłoby sprawiedliwe - stwierdziłem jakby zastanawiając sie nad tym, co powiedziałaby zaraz ponownie się odezwać. - Jednak z nas obojga to ty jesteś damą i nie wypadłbym raczej najlepiej w jakichkolwiek oczach gdybym pozwolił ci dźwigać moje ciężkie klamoty a pomagając tobie robię jakby nie patrzeć swą powinność będąc mężczyzną - jednak mój głos nie był poważny widać było w nim nutkę żartu, którym starałem się rozluźnić atmosferę. - Ostatecznie jednak mogę się zgodzić, że oboje wspólnie wniesiemy nasze kufry, ale zachowamy to w sekrecie przed innymi a teraz lepiej je w końcu wnieśmy, bo czeka nas spacer do Hogwartu na piechotę - stwierdziłem ponownie z uśmiechem i lekko mrugnąłem w kierunku Elisabeth. Byłem pewny, co do tego, że wiedziała, że wcześniej nie mówiłem poważnie. W końcu bądź, co bądź trochę się już znaliśmy i wiedziałem, że nie lubiła, gdy się ją traktowało jak jakąś księżniczkę. Więc pomimo mojego sztywnego wychowania tylko przy niej nie musiałem wciąż pozostawać tak sztywny jak niemal, na co dzień w domu.
  25. Golding Shield/ Karol Patris Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Jednak nie było mowy o pomyłce to mogła być tylko ona nikt inny. Lust Tale tak wiele lat minęło od czasu, gdy ją ostatnio widziałem. Miałem wrażenie, że to były całe wieki. Jako jedyna potrafiła znieść mój lodowaty wzrok wciąż patrząc mi bezpośrednio w oczy. Mi jednak ciężko było cokolwiek wyczytać z jej wzroku z powodu urządzenia, które dziwnie zmieniało obrazy na jej siatkówce jednak nie było to dla mnie niczym nowym w tym świecie. Pomimo przemiany w człowieka wciąż pozostawała według mnie piękna jak zawsze. Tak jak już jej to kiedyś powiedziałem jej wygląd nie miał nigdy dla mnie znaczenia liczyło się to, jaka była wewnątrz. Nagle poczułem jej kojący dotyk ponownie na mojej szyi a wraz nim czułem jak zaczyna mi wracać kontrola nad moim ciałem. Czy byłem zły, że tak mnie zaskoczyła od tyłu tym atakiem? Nie mógłbym. Każdy miał swój sposób na zdobycie informacji tak jak ja to robiłem ze Snow tak Lust miała swój sposób dla mnie. Nie mogłem w to uwierzyć. W jednej chwili znalazłem Snow a teraz jeszcze ją, gdy powoli coraz bardziej traciłem nadzieje, że je jeszcze kiedyś zobaczę. Rozmyślając nad tym nawet nie zauważyłem jak z mojego nosa zaczyna spływać krew powoli dosięgając wargi. Oprzytomniałem dopiero, gdy rzuciła mi chusteczkę, która zacząłem wycierać okolice wargi i nosa. Gdy skończyłem ponownie skupiłem swój wzrok na Lust a nagle moja dłoń delikatnie sięgnęła jej policzka. - Najwyraźniej mamy, więc sobie wiele do opowiedzenia. Ty też masz zapewne do mnie masę pytań - dodałem z uśmiechem. - Jak widzę twoja skromność też się nie zmieniła sądząc po tych twoich słowach, w których twierdzisz, że miałaś racje jak zwykle - dodałem dalej uśmiechając się, gdy nagle powoli zabrałem dłoń a moje brwi się zmarszczyły. Sięgnąłem do okolicznej kieszeni by nagle wyciągnąć z niej radio. - Kontynuujcie obserwacje i nie mieszajcie się do niczego, co by się przy mnie stało - stwierdziłem twardo do radia. z którego można było usłyszeć tylko jedno słowo, które brzmiało zrozumiano. Nagle ponownie schowałem swoje radio by skupić swój wzrok na Lust. - Nie po to dopiero, co was odnalazłem by znowu was stracić. Nie wiem, kto chce was zabić, ale nigdy nie pozwolę mu was tknąć zapewne zresztą o tym wiesz - odrzekłem spokojnie patrząc jej w oczy. - Jednak to nie jest dobre miejsce na rozmowy jesteśmy tu pod obserwacją moich ludzi musiałem mieć pewność, że Snow nic nie grozi - stwierdziłem z lekkim westchnięciem. - Więc moja droga, co powiesz na małą przejażdżkę byśmy sobie po drodze wszytko wyjaśnili a przynajmniej choć część rzeczy? - spytałem by powoli rzucić kask w jej stronę. - Mam nadzieje, że nie boisz się motorów - dodałem z uśmiechem wciąż na nią patrząc jakbym się bał, że gdy ją spuszczę z oka ta ponownie zniknie i już jej nie zobaczę. Strding Rason/Jim Grayson Mężczyzna w milczeniu przyglądał się całemu przedstawieniu stojąc obok swojego niedawnego celu. Pomimo że do tej pory nie bardzo chciał wierzyć tej kobiecie i jej słowom to nie mógł zaprzeczyć temu, co widziały w tej chwili jego oczy. Wszystko, co do tej pory zostało powiedziane się spełniło. Czyli więc Felicja Romanis jest psychopatyczny kucykiem, który dąży do nowej wojny? A chciała do tego wykorzystać uczucia tego gościa zabijając te kobiety? Tak to całkiem sprytny ruch. Serce potrafi mieć w sobie najbardziej bolesne rany. Jednak najbardziej irytował go fakt, że ktoś się z nim zabawił jego kosztem i wykorzystywał go ku tym celom. Nagle jego dłoń szybkim ruchem przeleciała obok uda a jego dłoni w jednej chwili znalazł się nóż, którym rzucił tuż obok Lüge. - Nieźle powiedzmy, więc że zdołałaś mnie przekonać, co do tego, co powiedziałaś. Myślisz, że to jednak koniec tej gry? - spytał patrząc na nią dość twardo. - Myślisz, że ta cała Crystal sobie od tak odpuści, bo zniszczyłaś część jej planów? Jeden plan upada by zaraz mógł zastąpić go nowy tego nauczyło mnie życie. Nieważne jak dobry by był poprzedni. Nawet, jeśli teraz zabrałaś jej kartę atutową to sądzisz, że ona zrezygnuje? - pytał nadal na nią patrząc. - Po tym, co mi o niej powiedziałaś mogę być pewny, że nie zaprzestanie swych działań tak szybko. Więc co chcesz zrobić teraz by zatrzymać to, co ona chce zacząć? Crystal/Felicja Romanis Powoli jadąc limuzyną coraz bardziej oddalała się od budynku. Wciąż zżerała ją wściekłość. Wszystko jej się mieszało z powodu jednej przeklętej abominacji, która wciąż jej wszystko rujnowała. Nikt nie miał do tego prawa. Zapłaci jej za to wcześniej czy później. Znów zaczęła obserwować szachownicę a jej brwi nagle się zmarszczyły a mimika jej twarzy zmieniła się na wściekłość, jakiej nie sposób było zauważyć jeszcze u niej, gdy zobaczyła obecne ułożenie figur. Najpierw jej przeklęta abominacja, która stała się w pełni czerwona. Straciła kontrolę nad zabawką, która miał pozbyć się tego przeklętego problemu w postaci tej pierwszej abominacji. Jednak to nie to było głównym problemem a był nim Golding. Jedna z figur, która miała zginąć oddalała się od niego to był dobry znak taką miała nadzieje. Jednak ta druga była tuż przy nim i najwyraźniej z nim rozmawiała a na dodatek na jego figurze pojawiły się kolejne elementy czerwieni. Zaczynała go powoli tracić a to był dla niej wielki cios. Ponownie wyciągnęła telefon by spróbować się gdzieś dodzwonić jednak nadal nie było jej to dane. Do jasnej cholery ile można naprawiać łącza telefoniczne?! Rozmyślała wściekle. - Zatrzymaj się! - wrzasnęła w kierunku kierowcy, gdy ten wykonał rozkaz. Sama Crystal powoli za schowka wyjęła zarówno laptop jak i tablet. Zatrzymali się przy parku gdzie mogła mieć swobodny dostęp do sieci. Jeśli ponownie jej się nie uda spróbuje użyć telefonu by połączyć się siecią. Powoli zaczęła uruchamiać tablet. Nie mogła sobie pozwolić na bezczynność. Nie teraz. Zbyt wiele mogłaby stracić a zbyt długo czekała by urzeczywistnić swój plan. Żyła od tak dawna nie miała zamiaru by jakiś wypadek natury, który nigdy nie powinien powstać jej przeszkadzał. Zapłaci jej za wszystko wcześniej czy później i nic jej nie zatrzyma przed tym.
×
×
  • Utwórz nowe...