Laily'ego zdenerwowała ignorancja kobiety, ale starał się tego nie pokazywać. Nagle się zawachał spojrzał w stronę drzwi z których przed chwilą wyszedł. Stały za nim dawniej kucyki, teraz ludzi, którzy muszą walczyć o przetrwanie. Wcześniej się bał, ale wiedział, że chce przeżyć. Teraz kiedy pozbył się strachu nie był pewnien czy warto walczyć ze swoimi braćmi o własne dobro. Może jeden z trybutów miał rację? Może trzeba się im postawić?
Bell podszedł do stanowiska z łukiem. Wziął jedną ze strzał, naciagnął cięciwę i celował w głowę manekina. Był już gotowy do strzału. Starł pod z czoła i strzelił. Trafił w jedno z oczu. Następnie skierował się do stanowiska z narzędziami. Wziął parę składników i zmieszał je ze ze sobą. W końcu włożył całą masę do plastikowego opakowanie i obwinął folią aluminową.
Spojrzał prosto w oczy Alicii, podpalił bombę i rzycił ją w stroną trybun. Nie wrzucił na samą górę, natomiast tuż pod nią. Z bomby skonstruowanej przez chłopska zaczał wydobywać się nieszkodliwy dym zasłaniający wszystko co robił Bell. Chłopak wykorzystał chwilę i podbiegł do stanowiska z łukiem. Zawachał się, ale za chwilę wział łuk i strzelił parę razy w manekina.
Kiedy dym opadł, chłopaka już nie było widać, ale za to w manekina były wbitne nowe strzały. Wszystkie trafiły w głowę i układały się w kształt uśmiechu...
Bell wyszedł zza manekina uśmiechając się pewnie i czekając na to co powie "widowinia".