Skocz do zawartości

Mordoklapow

Brony
  • Zawartość

    282
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez Mordoklapow

  1. 18 godzin temu BiP napisał:

    Wszystkie kucyki z wioski dodawały je dobrowolnie, tylko M6 odebrała siłą i przypominam, że nie dla własnych korzyści czy władzy, a po to żeby im pokazać jak to jest być równym z innymi.

    Chyba jednak innym kucykom też odebrała je siłą. Proces prania mózgów sprawiał wrażenie wielokrotnie sprawdzonego. Poza tym, wydawało się, że wszyscy mieszkańcy traktowali to jako coś normalnego - pewnie byli przyzwyczajeni.

     

    I nie okłamujmy się, pod koniec robiła to dla władzy. Widać to chociażby po tym, jak reagowała na nieposłuszeństwo i agresję (słynne "QUIET!!!" itp.). Się trochę (a nawet bardzo) skrzywiła. Potem trochę ochłonęła, i dlatego reformacja było możliwa.

     

    18 godzin temu BiP napisał:

    Gdyby była zła, to podarła by ten zwój i by wygrała

    Masz jakieś bardzo zero-jedynkowe podejście do bycia złym. Co w ogóle rozumiesz przez "bycie złym"? Dbanie tylko o siebie, a nie o innych? Starlight przez cały 5-ty sezon to robiła. Nawet jej reformacja mogła być podyktowana egoistycznymi pobudkami - chęcią zdobycia przyjaciela. To jest dość złożona sprawa, najchętniej założyłbym nowy temat o tym.

     

    Kurczę, im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej SG podoba mi się jako postać. Odrzucona, osamotniona, zagubiona, im bardziej próbuje wydostać się z labiryntu nieufności i samotności tym bardziej się w nim gubi. Przerażona, trzyma się kurczowo tego co udało jej się nauczyć ze swojego pustego życia, by odrzucić to dopiero w kłótni z Twilight.

     

    Uch! Takie pole do nadinterpretacji! Ciekawe czy twórcy o tym wszystkim myśleli, czy to przypadek że im tak dobrze wyszło, czy to może ja staję się coraz mniej krytyczny?

     

    Poczekajcie jeszcze trochę, a zacznę pisać o niej poematy...:rainderp:

     

    7.06.2017 at 22:44 Bertram Quist napisał:

    Później odbyła się epicka walka Twilight vs Starlight i powiem że taka Starlight jak ta poniżej była dla mnie super. Gdyby była czarnym charakterem takim jak poniżej to bym ją lubił:

    Naprawdę? Ta walka może i jest najlepszą sceną akcji jaka miała miejsce w kucach, ale to nie znaczy że była dobra. Według mnie są to najgorsze i najmniej interesujące kawałki serialu, który to ogląda się raczej dla charakterów, interakcji między nimi, błyskotliwego humoru, hugów i tęczy.

    Co do Starlight jako czarnego charakteru... to była raczej zwykła. Taki klasyczny, ogarnięty, sprytny antagonista. Nie widziałem w niej nic niezwykle ciekawego. W szczególności, że nie znaliśmy jej motywu, więc sam fakt zabierania wszystkim znaczków wydawał się być bardziej metodą zdobycia władzy, niż celem samym w sobie. Nie ukrywam: jestem ciekaw co w niej widzisz.

     

    • +1 1
  2. No elo.

    Więc lubisz kucyki... dziwne hobby, ale w tych rejonach internetu zdarza się zaskakująco często.


    Lubisz herbatę?

    Jak bardzo przeszkadza Ci autyzm tutejszych użytkowników, przejawiający się np. długimi, przeintelektualizowanymi dyskusjami o najdrobniejszych szczegółach każdego odcinka?

    Czy masz zamiar pisać coś na tym forume?

     

    W każdym razie miłej zabawy życzę.

     

  3. 23 minuty temu Hi I'm Uzi Wanna Play? napisał:

    Co wam kurwa do tego, chce się zabić niech to robi

    Dbanie o inną osobę jest jedną z bardziej charakterystycznych form przejawiania wobec niej sympatii. Normalnym wydaje się zniechęcanie do popełnienia błędu pod wpływem fatalnego stanu psychicznego. Jeżeli uważasz to za błąd, to cóż, trochę żal mi osób w Twoim otoczeniu.

     

    Ja od siebie dopowiem tylko, że depresję (jak i chad) można skutecznie leczyć i - zważywszy na ogromne zapotrzebowanie - prawdopodobnie będzie pod tym względem coraz lepiej. Chyba warto to po prostu wziąć pod rozwagę.

    • +1 3
  4. 1 minutę temu Bertram Quist napisał:

    Jak to nie była zła ? To co robiła było czymś na wzór komuny. A czy zniewalanie kucyków odebranie im znaczków bez możliwości zwrotu zakaz jakichkolwiek innych fryzur nie jest czymś złym ? I nie mów że była dobra tylko sposób był zły.

    To się nazywa konsekwencjonalizm.
    Wybacz, ale nawet po zreformowaniu Starlight to przeciwieństwo deontologizmu.

     

    Osobiście mam wrażenie, że utknęła ona gdzieś pomiędzy chęcią noszenia pomocy, zgorzknieniem i żądzą władzy, w swoistym filozoficzno-emocjonalnym clusterfucku. To nie czyni z niej osoby złej, lecz raczej zagubionej. Potem się po prostu nakręciła na zabranie Twilight przyjaciółek. To nie jest jakiś potwornie zły czyn. Nie była świadoma, że może tak rozwalić Equestrię.

    Generalnie to może nawet chciała, by Twilight nie zaznała przyjaźni, bo czuła się niezrozumiana. To było rozpaczliwe wołanie o pomoc. No, może trochę przesadziłem? Ale z drugiej strony fakt, że tak chętnie podzieliła się swoją tragiczną przeszłością może sugerować poczucie niezrozumienia przez otoczenie. Może więc jest coś na rzeczy? To jest całkiem ciekawy temat do dyskusji.

     

    O! O! O! I jest jeszcze jeden powód, dla którego lubię Starlight! Dziwny, ale jednak...

    Jest ona katapultą dla Spike'a. W sensie: wcześniej mały smok miał ciekawą i interesującą relację tylko z Twilight. No, jest jeszcze Rarity, ale to co jest między nimi, można skwitować co najwyżej minutą ciszy. Co do innych kucyków, to niby coś tam się przyjaźnił, ale wcale tego nie było widać. A gdy się pojawia Starlight... uch, mieszkają razem! Coś nowego! I tak jak wcześniej, był swego rodzaju ostoją normalności dla Twilight gdy ta traciła kontrolę nad swoją, ekhm, osobowością, tak teraz jest wsparciem dla SG. Zresztą, ma ona kompleksy względem księżniczki, więc jest z nim znacznie bardziej bezpośrednia. Stawia to go w roli, której dotąd nie zaznał.
    Tak, Bardzo lubię Spike'a. To świetny charakter, chociaż niektórzy scenarzyści potwornie go interpretują (Spike at your service :lyra4:).

     

    Jak już o Spike'u i Starlight:

    Spoiler

    That... felt... SO GOOD!

     

    Kocham te drobne gesty na drugim planie. Nieraz mówią o postaciach rzeczy, których nie da się ukazać gdy są w centrum uwagi. Są takie autentyczne i realne, a zarazem delikatne i subtelne.

     

    • +1 3
  5. 11 minut temu EmSki napisał:

    Może Starlight chciała zrobić dobre wrażenie (wiedziała, że ktoś zza lustra ma przyjść),

    Im Starlight bardziej chce zrobić dobre wrażenie, tym bardziej się spina ;) s06e1-2, s06e6,  s07e04. Osobiście mam wrażenie że właśnie w nowych sytuacjach jest szczególnie zestresowana (nowy wymiar chyba się do nich zalicza).

     

    OOOOOOoooo.... Wiem co byłoby dobre. Jakby z jednej strony stresowała się Starlight, z drugiej Sunset, i by się nawzajem nakręcały. W końcu skończyłyby jako kłębek nerwów, musząc w takim stanie walczyć z Final Bossem.

     

    10 minut temu EmSki napisał:

    Sunset miała nadzieję, że zobaczy się z kucową Twilight dlatego mogła być trochę zawiedziona.

    Mówiłem głównie o scenach przed wejściem do portalu.

     

    5 minut temu EmSki napisał:

    W mane6 nic mnie nie niepokoiło ;)

    Może rzeczywiście jestem trochę zbyt krytyczny... ... Ale SciTwi wydawała się jakaś przygłupia.

     

    48 minut temu EmSki napisał:

    A antagonistka... Szybko się wkurzyła i szybko jej przeszło.

    Nie wiadomo ile się nakręcała. Mogła dość długo. Pomiędzy drugim odcinkiem a trzecim mogło minąć sporo czasu (jedno to kręcenie, drugie to już premiera). Generalnie jednak muszę przyznać rację, że chyba nie planowała jakiejś epickiej zemsty czy czegoś w tym rodzaju.

     

    49 minut temu EmSki napisał:

    Postacie takie jak Sunset i Starlight miały większe ambicje i planowały od dłuższego czasu zapanować nad światem/kimśtam.

    Czy ja wiem czy Sunset chciała od początku zawładnąć Equestrią? A Starlight chyba naprawdę wierzyła w to co robiła, może jest po prostu konsekwencjonalistką (chyba trochę nawet jest).

     

    godzinę temu EmSki napisał:

    Zresztą antagonistka z trzeciego odcinka (nie pamiętam imienia) nie chciała rządzić, tylko skupić na sobie uwagę, zazdrościła mane6 ich przyjaźni i dla tego nie darzyła ich sympatią. No a oferta od Starlight przebaczenia i zaprzyjaźnienia się brzmiała w tym wypadku kusząco.

    Być może taka była intencja twórców, jednak według mnie jest to trochę naciągane. Wszystko jak dotąd wskazywało że chce sławy, nie przyjaciół. Trochę jakby wydźwiękiem kuców miało być "Nie ważne czego chcesz, w rzeczywistości potrzebujesz przyjaciół". Cóż, patrząc na wszystkie EqG oraz s05e25-26 bardzo dobrze się zgadza. Wait, z S01e01-02 czy s03e10 też się zgadza. Kurde, ale się samozaorałem.

     

    Kurczę, nagłe reformacje chyba potrzebują osobnego tematu...

     

  6. godzinę temu The Silver Cheese napisał:

     

    Powiem szczerze, że mi odcinek bardzo przypadł do gustu. Chociaż teraz, po 5 sezonie widać, że doszła kolejna rzecz, aby Bronies (oczywiści nie tak, aby każdy chciał komuś poderżnąć gardło) się podzielili na tych, którzy Starlight po prostu nie lubią, wręcz w ogóle nie chcą jej widzieć, bo teoretycznie twórcy skupiają się na niej aż za bardzo. Zaraz po 3 sezonowym kanonie oraz nie uwzględniając EG jako kanonu MLP:FiM (nooo tam w 1 i 3 części oraz tym shorcie w ogóle nie ma mowy o świecie kucyków, oczywiście. Just a coincidence :aj3:). 

     

    Ależ ja Starlight uwielbiam. Naprawdę, jest to chyba na chwilę obecną mój ulubiony kucyk.

    I właśnie dlatego mam problem z tym odcinkiem. Została oddana bez polotu. Bez charakteru, który zazwyczaj ma dziurawy jak ser szwajcarski i który czyni z nią naprawdę ciekawą postać. Ciężko mi powiedzieć na ile to przez nieudolny dubbing, a na ile przez sam serial.

     

    Wiecie, to nie tak że ekipa z Hasbro lata z kamerami za kucykami i ich ludzkimi odpowiednikami. Oznacza to, że nie zawsze gdy pojawi się nasza waifu to trzeba koniecznie ocenić odcinek  10/10. One są planowane, rysowane, animowane, by na koniec dodać im głosy. To naturalne, że niektórzy scenarzyści gorzej oddadzą charakter danej postaci - w szczególności że jest ich od groma (zarówno postaci jak i scenarzystów). Potem jest animowanie, ale za każdym razem robią to ci sami ludzie, więc tutaj nie ma dużego rozrzutu w zakresie jakości. Potem jest voice acting, i tutaj jakość może się zmienić - przy dubbingu.

     

    Według mnie słabo zostały oddane zarówno Starlight jak i Sunset oraz reszta Mane6. Zarówno od strony pisarskiej, jak i VA. Ta pierwsza nie była tak wyluzowana od czasów gdy opuścił ją Sunburst, ta druga jest nietypowo skryta i niebezpośrednia. Mane6 robi za chodzącą fabrykę gagów. Antagonistka nawraca się tak ot po prostu. Ze Starlight to była emocjonująca i intensywna dyskusja z płaczem i krzykiem. Tutaj:

    - No elo. Zostaniemy psiapsiółkami?

    - Nikt nie chciałby być psiapsiółką ze mną!

    - Jak wypuścisz te z lustra to z pewnością one zostaną.

    - Lol. ok. już wypuszczam.

     

    Podsumowując: Słabo. Lipa.

     

    Jak widać, generalnie z opinią BiPa się nie zgadzam. O ile chwała im za zestawienie tych dwóch postaci, o tyle mam bardzo poważne zastrzeżenia do tego jak zostały zestawione. Tam się dało TYLE zrobić! Glimmy-Shimmy to mogłaby być świetna przyjaźń oparta na żartowaniu ze swojej mrocznej przeszłości, kminieniu nad magią przyjaźni czy puszczaniu latawców, ale nie, większość czasu antenowego musiała zająć antagonistka, przez co powyższa relacja rozwinęła się mniej niż ta pomiędzy Rainbow i Derpy w S2E14.

     

    Naprawdę, strasznie mi się podoba, że pomyśleli o zapoznaniu Starlight i Sunset (patrz mój pierwszy komentarz w tym wątku), to jakość całej reszty odcinka nie pozwala mi na danie zbyt pochlebnego werdyktu.

     

    3 godziny temu Król Etirenus napisał:

    Wiedziała z punktu widzenia EQG, ale nie z punktu widzenia samych przygód kucyków. Ponadto samo lustro jest wspominane tylko z punktu widzenia EQG, ale nie w samych przygodach o kucykach. Ale muszę się  sam upewnić w tej kwestii i obejrzeć fragment odcinka spotkania Sunset i Starlight. Jeżeli istnieje taka rozbieżność to będę wiedział w czym jest rzecz.

     

    PS. Jest jednak rozbieżność. Mało tego niezgodność ta tyczy się także samej Sunset Shimmer, o której z dotychczasowych odcinków MLP Glimmer nie wie, ale EQG wie.

    Nie widzę tutaj żadnej rozbieżności. Chodzi o to, że Starlight nie powinna wiedzieć o Sunset, bo w żadnym odcinku serialu nie była o tym powiadomiona przez Twilight? Jeśli tak, to wybacz, ale to trochę bez sensu. Serial nie musi nam pokazywać każdej głupiej sekundy ich życia. Nie widzę ABSOLUTNIE żadnego problemu w fakcie, że Twilight czasem mówi Starlight o portalu i swoich przyjaciółkach zza niego, tylko nie zostało to uwiecznione w scenie. W sensie: to się po prostu wydaje naturalne, by nie robić w odcinkach scen o rzeczach które są zupełnie z jego fabułą niezwiązane.

     

    PS. Zauważyliście, że Sunset ma inny kolor magii niż w pierwszym EqG?

     

    • +1 2
  7. Odcinek... cóż....

     

    Zaczyna się źle. Nie wiem czy to wina dubbingu, ale...

    "To jest trochę straszne" -  uśmiecha się

    "Ale i super ciekawe" - robi przerażoną minę.

    Niegdyś kuce tak doskonale łączyły mimikę z przekazem, że niektórzy uważali to za jedną z najlepszych stron serialu. Ta doskonała mimika zaowocowała zresztą prawdziwą powodzią kucykowych memów gdy ten stawał się popularny. To co się tu dzieje, to jakieś potworne nieporozumienie.

     

    Potem Sunset jest skryta. Kurde, SS zawsze była otwarta bezpośrednia jak buła w mordę.

     

    Ale nagle, wszystko traci na znaczeniu... bo Sunset wchodzi do portalu...

    WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOHOHOHOOHHOOOO :evilshy: TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!

    NARESZCIE! 3 LATA! 3 CHOLERNE LATA NA TO CZEKAŁEM!

    Staram się uspokoić... i nagle widać znajomą sylwetkę

     

     

     

     

     

    Która nagle odzywa się.... by połowa mojego entuzjazmu uleciała. Polska SG jest SŁABA, TAK BARDZO SŁABA... O kurczę. Jest gorsza nawet niż Sunset, którą uważam za bardzo cienką.

     

    Potem jest tylko konsternacja. Głos Sunset wychodzący z kucyka brzmi dziwnie, w szczególności że bardzo słabo dopasowano ruch ust. Te rzęsy jakieś takie dziwne (w pierwszej części też takie były, sprawdziłem). Mimika jest naprawdę nietypowa. Razem z gestami nie pasuje do głosu. AAAAAAAA! DUBBING! Tak bardzo zepsuć....

     

    "Dziwne jest to co powiedziałaś" Wyobrażacie sobie żeby ktokolwiek wypowiedział takie zdanie!? Co to ma znaczyć?! Jeżeli stawianie zdań sztywnych jak kij od miotły nie jest cechą charakteru polskiej Starlight, to brakuje mi słów. Potem takie dziwne sformułowania też się trafiają. Np:

    "To jest jakaś dziwna pusta przestrzeń"   :youdontsay:

    I wiele więcej....

     

    Podsumowując: DUBBING MNIE BOLI. FIZYCZNIE. SPRAWIA CIERPIENIE.

    Poprzednie odcinki dało się oglądać, ale ten... to tragedia.

     

    Fabuła... cóż, jest niewiele lepiej.

    Jest przewidywalna. Wg. mnie naprawdę przesadzają z tymi nagłymi reformacjami. Poza tym, wszystko jest jakoś słabo rozplanowane czasowo. Brakuje sensu i spójności. Dlaczego Sunset wcześniej nie odwiedzała Equestrii, skoro portal działa cały czas? Przecież razem z Twilight są praktycznie sąsiadkami. Wcześniejsze odcinki absolutnie tego nie wykluczały, ten już to robi. Podczas jednej ze scen wewnątrz lustra, Twilight jest podsadzana przez Applejack by mogła dotknąć... tego czegoś. Kurczę, nie mogła kogoś podnieść przy pomocy swojej mocy? Albo nie mogła tego zrobić Rarity?

     

    Jeszcze nigdy, NIGDY nie miałem tak bardzo mieszanych uczuć do jakiegokolwiek odcinka kuców. Z jednej strony SUNSET SHIMMER SPOTYKA STARLIGHT GLIMMER, z drugiej ten potworny dubbing. Nie miałbym nic przeciwko podróży Starlight Glimmer (a nawet wręcz przeciwnie) gdyby była zrealizowana porządnie. Cóż, z ostateczną oceną poczekam na wersję angielską.

     

    Wybaczcie za "Traditional Royal Canterlot Voice", ale nie mogłem się powstrzymać.

    • +1 4
    • Nie lubię 1
  8. Wybacz za zwlekanie z odpowiedzią, złe rzeczy zaczęły dziać się z moim życiem i trochę zapomniałem o tej jakże ciekawej dyskusji.

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    Nie były dobre, lecz były sprawdzone. Początkowo lotami bezzałogowymi, a później na pokład zawitały zwierzaki. Chciało by się pominąć ogół prac (badań lub jak kto woli czynności mających na celu weryfikację z rzeczywsitością) nad techniką rakietową, prowadzoną przez nazistowskie niemcy podczas II wojny światowej - na które żaden normalny kraj nie mógł by sobie pozwolić ze względu na ogromne koszty i ryzyko strat ludzkich.

     

    Nie, po prostu były dobre. Lotów chyba było zbyt mało, by nimi cokolwiek sprawdzać - może poza tym czy w niebie jest Bóg. Poza tym, były drogie, więc warto było oszacować jakość przybliżenia.

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    He, he. Sam poniekąd potwierdzasz moje zdanie, które magluje w tym temacie już od jakiegoś czasu. Słowo klucz: okazało się - czyli jakieś założenia, czyjś model teoretyczny okazał się prawdziwy, bo potwierdzony w rzeczywistości.

    Bardzo wiele modeli potwierdzonych doświadczalnie okazało się potem nieprawdziwych. Pisałem już o niektórych: Mechanika klasyczna, elektrodynamika klasyczna, nierelatywistyczna mechanika kwantowa, "stara mechanika kwantowa", cieplik, morze Diraca, niektóre z teorii eteru... Dlatego mówimy, że te teorie są przybliżeniami. Gdyż działają, ale tylko w niektórych, znanych nam sytuacjach.

    Podkreśliłem te które mimo że były obiecujące, potem okazały się zupełnie do dupy, tzn. ciężko je nawet nazwać przybliżeniem. 

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    Nie wiem czemu zarzucasz mi rzekomą krótkowzroczność na bazie której buduję swoją opinię. BTW: co to zmienia czy interpretatorem "prawa" jest istota ludzka czy boska? Zwłaszcza gdy prawo to stanowi w zasadzie zbiór zakazów i reguł, nic ponadto. A skoro rzekomy bóg jest zdolny do łamania nadanego przez siebie prawa to:

     

    Czekaj, czekaj....

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

     BTW: co to zmienia czy interpretatorem "prawa" jest istota ludzka czy boska?

    Cóż, właśnie dlatego przypisuję Ci krótkowzroczność.

     

    1) nie chcę nawet wiedzieć jak wygląda jego królestwo ;D

    Ja by zobaczył z wielką chęcią, chociażby z ciekawości.

    2) jest kłamcą i obłudnikiem;

    Dlaczego miałby by nie być? Wierzę, że jest pragmatyczny.

    3) jest nie logiczny, gdyż przeczy sam sobie;

    Bóg z definicji nie jest logiczny. Wszechmoc jest sprzeczna, jedynym racjonalnym wyjściem jest założenie, że Bóg nie jest ograniczony przez logikę. Tak, to dość ryzykowne założenie, ale nie widzę żadnych naprawdę silnych przeciwwskazań.

    4) ponadto przeczy sam sobie twierdząc że jest miłością itd, podczas gdy każe mordować, szerzy rasizm i wiele innych;

    Mniejsze zło = pragmatyzm

    5) najpewniej go nie ma gdyż, jest tworem określonej grupy interesów, która musi "dostosowywać" go do warunków chwili bieżącej; - co tłumaczyło by "boskie zachowanie" w historyjkach przytaczanych na kartach pś.

    meh. posłuchaj siebie. Przytaczanie czegoś takiego w dyskusji jest trochę uwłaczające, nie sądzisz?

    6) nie jest istotą doskonałą, wszechinteligentną i wszechmocną... - jego wszechmoc i cuda znamy jedynie z "bajek"

    Wszechmoc jest wpisana w definicję Boga. To postulat.

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    W przypadku turnieju szachowego jak i nie tylko... wszystko ma swój cel i jest logiczne. Wszystko ma swój skutek jak i przyczynę - zawsze :D A bóg stworzył grę, stworzył zasady gry, które notorycznie łamie (adekwatnie do potencjalnych korzyści jakie może kasta kapłańska odnieść).

    Otóż TAK. W przypadku partii szachowej rzeczywiście wszystko ma swój cel i jest logiczne, ale skąd Ty to masz wiedzieć, skoro (wybacz za potencjalnie obraźliwe założenie) jak się ruszają poszczególne figurki?!  Skąd wiesz że np. to: https://arxiv.org/pdf/1006.4452.pdf ma sens i jest logiczne? Bo wzorki? Gdybym dał Ci dwa artykuły z tej tematyki, jeden prawdziwy, drugi fałszywy, byłbyś w stanie powiedzieć który jest logiczny, a który nie? Kurczę, ale skoro to zostało napisane przez innego człowieka, to co z rzeczami stworzonymi przez Boga?

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    Założenie to rozbija się w drzazgi chociażby biorąc pod uwagę treści i formę "jego pisma świętego". Ponadto wiedziałby że my "gupie ludzie" musimy mieć wszystko wyłożone łopatologicznie. Jeżeli byłby tylko przeciętnie mądry to nie pozostawiał by... lub inaczej: nie dawałby świadectwa że jego prawo można różnie interpretować.

    Czemu?

    A może jego prawo można różnie interpretować? Może właśnie takie prawo chciał, by różni ludzie mogli jest różnie interpretować. Różne prawa dla różnych ludzi! To dopiero Boskie podejście!

     

    Twój Bóg jest potwornie ludzki. Wciąż zakładasz że jest na Twoim poziomie intelektualnym. Może wie że my "gupie ludzie" i dlatego nie próbuje nam wszystkiego wytłumaczyć, bo wie że i tak nie zrozumiemy?

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    fajnie... mamy nową matmę... zapamiętam i przeprogramuje kalkulator :D - wybacz przytyk ale w takim miejscu Napisałeś to "i tu się mylisz"....

    Nie jest kwestią wiary bo po prostu działa :D (2 palce dodać 4 palce, ile widzisz palców?) tu nie ma w co wierzyć... nie ma nawet takiego pola manewru aby wierzyć...

    W zasadzie wiara w cokolwiek jest już błędną postawą, gdyż usypia naturalną ciekawość istot rozumnych, która dąży do weryfikacji faktów w oparciu o konfrontacje z rzeczywistością. W przypadku jak to Ująłeś "wiary" nie mamy do czynienia z rzeczywistością tylko z wewnętrznym przekonaniem czy nawet wyobrażeniem, którego słuszności/prawdziwości nie można potwierdzić.

    "2 palce dodać 4 palce, ile widzisz palców?"
    Wybacz, trochę inaczej widzę matematykę. Poprawność pojęcia grupy (półgrupy/monoidu) opiera się na poprawności matematyki. To że odruchowo widzisz strukturę algebraiczną na dłoniach nic nie znaczy. Tak samo kiedyś ludzie wierzyli, że słońce kręci się wokół ziemi. Oni widzieli strukturę geometryczną na niebie. Jak chcesz podyskutować na temat prawdziwości matematyki, to mogę napisać oddzielny temat, bo to chyba zbyt daleki offtopic.
     

    Chcesz przeżyć bez wiary? W sensie: Nie wierzę w prognozę pogody? Chyba że samemu udowodniłeś że pomiar w postaci obserwacji Pani W Telewizorze pozwala z 87% dokładnością określić jaka będzie jutro pogoda, więc uważasz to za elementarne prawo przyrody.

     

    Wybacz za uszczypliwość, ale... seriously? Przecież ok. 99% Twojej wiedzy to wiara. Skąd wiesz że masz trzustkę? Bo było napisane w podręczniku. Skąd wiesz że prawa Maxwella są prawdziwe? Bo było na wykładzie. Skąd znasz geografię, historię, kurde cokolwiek. Jedyną nauką, o której możesz coś wiedzieć bez wiary, jest matematyka (zakładając że jest niesprzeczna) gdyż na dobrych wykładach z analizy i algebry, zazwyczaj podaje się dowody. Poza tym, masz trochę laborków.... i to wszystko. Skąd wiesz że to Chopin skomponował poloneza op. 53? Skąd wiesz COKOLWIEK?
    Na wierze opiera się 99% naszego postrzegania świata. Nawet ja wierzę, że np. eksperyment Younga pokazał falową naturę elektronu albo doświadczenie Michelsona równą prędkość światła we wszystkich inercjalnych układach odniesienia. Nawet nie wiem czy to działa. Tzn. rzeczywiście, rozpady bozonu Z wskazują na fakt, że coś w mechanice kwantowej jest prawdziwego, ale nie ja zbierałem dane, oraz może istnieć inna teoria w której dzieje się dokładnie to samo.
     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    Nie mów że jesteś płaskoziemniakiem.

    1) Obserwacje teleskopowe innych układów słonecznych lub nawet tylko gwiazd - gwiazdy nie poruszają się na niebie (względem obserwatora z ziemi) w sposób wskazujący na to że one same kręcą się w okół czegoś lub są regularnie przez jakieś obiekty zasłaniane. Gdyby model geocentryczny był faktem, także inne układy słoneczne zbudowane były by wg tej reguły - bo niby czemu mielibyśmy być wyjątkowi...? no chyba że model geocentryczny zakłada nieistnienie innych układów planetarnych poza naszym lub co gorsza zakłada że księżyc i słońce to tarcze a gwiazdy to światełka na sklepieniu niebieskim. :D

    2) Obserwacje trajektorii lotu komet.

    Nie, ale czułbym się uczciwiej sam ze sobą gdybym sam udowodnił pewne tezy.
    (płaskoziemstwo skreślone, widziałem na oczy wahadło Foculta.)

     

    1) 2) Interesujesz się astronomią i sam dokonałeś tych pomiarów? Potem jeszcze sam na podstawie geometrii wysnułeś takie wnioski? Wow, szacun, zwracam honor.

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    Ale ofiara wtedy nie myśli samodzielnie, jest manipulowana - a więc moim zdaniem nie myśli :D

    Uuuuhhhh, bardzo problematyczne podejście. Jaka jest według Ciebie granica pomiędzy myśleniem a nie myśleniem? Jak karzę ci zrobić zadanie matematyczne, to już jest myślenie, czy jeszcze nie? Jak karzę ci udowodnić teorię geocentryczną? Jak karzę ci rozpatrzyć falową naturę światła? Osobiście uważam że myślenie jest po prostu procesem zachodzącym w głowie, bez znaczenia do jakich wniosków doprowadza.

     

    Być może nawet mógłbym Ci udowodnić przy pomocy teorii miary, że nic nie jest myśleniem. Czy to już zaliczałoby się do myślenia? Podpowiedź: NIE

     

    8.03.2017 at 00:20 Chip napisał:

    A kto Ci o tym wszystkim naopowiadał? Twoja (jak i innych) wiara sprowadza się tak naprawdę do wiary ludziom którzy Ci tego naopowiadali. Gdybyś urodził się w aborygeńskim plemieniu Twój system wierzeń byłby z goła inny, ale mechanizm wiary byłby dokładnie ten sam. A wyobraź sobie jakby Ci twoi rodzice dla żartu zamiast o aniołkach itd opowiadali o smerfach. Hm.. modlitwa do papy smerfa, apage gargamel - wsio rawno, jednego jak i drugiego nie da się sprawdzić - nawet wewnętrznie. Choć mając w podświadomości stosowną podbudowę (indoktrynację) człowiek będzie automatycznie przypisywał niektórym zdarzeniom z życia wymiar nadprzyrodzony/boski. Zdecydowana większość tzw ludzi "prostych" ale wierzących jest niezwykle zabobonna - czyli mają oni tendencję do wiary w rzeczy czy zjawiska niczym nieuzasadnione, poparte jedynie ich wewnętrznym odczuciem.

    Przepraszam że się wtrynię, ale dla przykładu moja wiara chyba nie sprowadza się do wiary ludziom, którzy mi tego naopowiadali, a to z racji faktu, iż zawsze miałem te rzeczy w dupie jako ateista, aż do momentu gdy się nawróciłem bez pomocy innego człowieka. Być może rzeczywiście kultura w której się wychowywałem miała wpływ na to że wierzę w tego boga a nie innego. Nie próbuję Ci wmówić że wiara jest racjonalna, i że wierzący ludzie są bardziej inteligentni (być może jest wręcz przeciwnie). Ale czy ma to znaczenie? Jeśli istnienie Boga byłoby możliwe do udowodnienia, to to nie byłaby już wiara.

     

    Poza tym, nie jestem pewien co próbujesz udowodnić. Dowód ad absurdum polega na założeniu że teza jest prawdziwa i doprowadzeniu do sprzeczności. Ty starasz się udowodnić, że gdyby Bóg nie istniał to wiara mogłaby istnieć. Ja w to nie wątpię. Absolutnie nie próbuję Ciebie przekonać, że z faktu że ludzie wierzą wynika że Bóg istnieje. Ale co to ma do rzeczy? Jeżeli założymy istnienie Boga, to istnienie mechanizmów odpowiadających za wiarę wydaje się nawet bardziej sensowne - patrz: pragmatyzm Boga.

     

    Gdybyś urodził się w aborygeńskim plemieniu Twój system wierzeń byłby z goła inny, ale mechanizm wiary byłby dokładnie ten sam. LOL NOPE. Wybacz, ale mam delikatne wrażenie że nie do końca rozumiesz wszystkie podejścia do wiary. Podejrzewam, że bardzo lubisz myśleć o wierze jako o Dawkinsowskim memie, ale sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Rzeczywiście, w części przypadków wiara ma taki właśnie płytki wymiar nawyku przekazanego przez rodziców czy resztę społeczeństwa, ale nie zawsze tak to działa. Czasem działa to bardziej na zasadzie sekty, czasem na zasadzie emocjonalnego clustefucku, a czasem na podstawie przemyślanej decyzji. A prawdopodobnie większości chrześcijan jest to mieszanina tych wszystkich.

     

    btw. A wyobraź sobie jakby Ci twoi rodzice dla żartu zamiast o aniołkach itd opowiadali o smerfach. Hm.. modlitwa do papy smerfa, apage gargamel - wsio rawno, chochoł

     

    8.03.2017 at 00:19 WhiteHood napisał:

     trochę jest. Bowiem Bóg ma ulubiony sposób czczenia go.

    [Citation needed]

    Serio, jedyny sposób jak przychodzi mi do głowy to modlitwa "Ojcze nasz". Chyba że chodzi Ci o miłość do Niego? Ale to nie jest chyba sposób czczenia, tylko logiczna konsekwencja wiary. No, jeszcze przychodzi mi do głowy ewangelizacja.

    • +1 1
  9. Ludzie nie lubią Starlight, bo jest fałszywa i dwulicowa. Jest patologiczną kłamczynią. Bo ma więcej sprytu niż zdrowego rozsądku. Bo ma nieprzyjemny zwyczaj nadużywać magii. Bo ma kompleks niższości. I jest prawie tak strachliwa jak Fluttershy. Generalnie SG jest chyba posiadającą najwięcej wad protagonistką. W sensie... to byłyby bardzo dobre powody by jej nie lubić, ale mam wrażenie że wiele osób jej nie lubi z innego powodu: Bo łamie dotychczasową konwencję Mane6. Przed jej pojawieniem się w serialu nie było odcinków, w których głównym bohaterem był ktoś spoza M6/CMC/spike. Teraz nagle wziuuum, pojawia się nowa postać i dostaje pierwszy plan. No, i uważają że jest to kopia Sunset Shimmer, co osobiście uważam że jest kompletną bzdurę. Poza tym słychać głosy, że przyczyna dla której SG zorganizowała obóz prania mózgów jest zbyt błahy... Z czym nie jestem w stanie dyskutować - głównie dlatego, że nie wiemy nic o okresie pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami. Można jednak spekulować, że np. czekała na listy od Sunbursta mając nadzieję że ten odnowi z nią relację, lub że sama trafi do tejże szkoły, w którym to czasie stawała się coraz bardziej rozgoryczona. Co ciekawe w tej przeszłości można też doszukiwać się źródła jej kompleksów. Sporo osób również uważa, że zbyt szybko się zreformowała. Cóż, być może to prawda, chociaż z drugiej strony wystarczy rzucić okiem na "Every Little Thing She Does" by zauważyć, że wcale z tą jej reformacją nie poszło tak gładko.

     

    Osobiście uwielbiam ją. Z paru powodów. Po pierwsze, często próbuje kombinować i oszukiwać, nieraz w dobrym celu, ale często i ze strachu. Brakowało mi takiej postaci. Po drugie, nie jest taka kontaktowa jak M6. Bardzo podoba mi się, jak czysto odruchowo dystansuje się od swoich przyjaciółek, pokazując że może istnieć przyjaźń bez hugów i piosenek (nie żebym nie lubił kucykowych hugów i piosenek). Według mnie wprowadza w ten sposób powiew świeżości.

     

    A że ma dużo wad... ŁOOOO PAAANIE!!! To jest w niej najlepsze. Kuce jak dotąd nie miały tak ludzkiej postaci. To właśnie wady, nie zalety postaci czyniły ten serial tak dobrym. Dzięki nim bohaterki mają z czym walczyć, gdy w okolicy nie ma jakiegoś okropnego antagonisty próbującego zniszczyć świat. Hoho, a czasem nawet walczą z oboma jednocześnie. To dopiero fun! Próbę realizacji tego pomysłu można dostrzec np. w finale sezonu 6, który gdyby nie brak spójności logicznej i zakończenie typu deus ex machina uznałbym za naprawdę dobry.

     

    Podsumowując (współcześnie: tl;dr) Starlight jest postacią niemalże idealnie wycelowaną w mój gust: pełno wad, zdystansowanie, kombinatorstwo i pokazanie innego oblicza relacji międzykucykowych.

    • +1 4
  10. 19.05.2017 at 23:05 fallout152 napisał:

    To chyba najciekawszy fragment, ale bez tłumaczenia, to niewiele rozumiem

    Hue. Wybrałeś ten najgorszy.

    SU(2) x SU(3) x U(1) to tzw. model standardowy, czyli model 3 z 4 znanych nam oddziaływań elementarnych. Obejmuje oddziaływania słabe, silne i elektromagnetyczne. SU(2), SU(3) oraz U(1) to 3 grupy, ze względu na które tworzymy pola cechowania  teorii. Kurczę, to jest dość trudne, sam z tym miałem sporo problemów. Mogę podesłać ci trochę literatury na ten temat. Gorąco polecam "Klasyczną Teorię Pola" K. Meissnera, ale to http://osanel.ehost.pl/prywatne/fundamenty.pdf też powinno się nadać. Jak chcesz więcej pisz na pw.

     

    Generalnie, tak na serio, (nie żebym wcześniej żartował) to polecam poczytać o strukturze materii. Tu jest krótki wstęp który kiedyś napisałem na "siostrzane" forum.

     

    Spoiler

    Cząstki Elementarne, model standardowy, kwarki, skwarki i leptony.


    Prawdopodobnie jesteście świadomi, że materia składa się z atomów. Sama nazwa pochodzi z greckiego słowa atomos - niepodzielny. Jednak, jak się okazało jakiś czas temu, nie jest to do końca prawda. Atomy można bowiem dzielić, i nawet robimy to w skali przemysłowej (Czarnobyl jest jednak przykładem, że nie zawsze robimy to dobrze). Możemy to robić, ponieważ składają się one z nukleonów, które mimo że bardzo lubią zbierać się do kupy i tworzyć jądro atomowe, to przy odpowiedniej energii dają się rozdzielać.

    Jednak rozwalanie jąder atomów to dla zawsze głodnych wiedzy i wybuchów fizyków za mało. Zadali więc sobie oni pytanie: Czy nukleony lub elektrony składają się z czegoś mniejszego? Może w środku siedzi coś o jeszcze mniejszej masie?
    Pod naporem tychże pytań powstał model standardowy. Jest to teoria, klasyfikująca tzw. cząstki elementarne (czyli najmniejsze składniki materii jakie znamy) i opisująca ich zachowanie.

    Cząstki elementarne dzieli się na dwie grupy - leptony i kwarki. Podstawową różnicą między nimi jest ich zdolność do oddziaływania silnego - czyli oddziaływania które trzyma w kupie jądro atomu. Dobrze znanym leptonem jest elektron, który jak wiemy, woli latać dokoła zachowując się jak dzieciak z ADHD nie umiejąc usiedzieć w miejscu jak na porządną cząstkę przystało.
    Kwarki jednak bardzo lubią oddziaływać silnie, i to do tego stopnia, że prawie nigdy nie występują same. Zazwyczaj łączą się - po dwa lub po trzy - tworząc hadrony (Wielki zderzacz hadronów? Coś wam to mówi?).

    Generalnie nie można mówić o cząstkach elementarnych, nie wspominając o czterech oddziaływaniach fundamentalnych. Dwa z nich znacie już od przedszkola, jeden od przed chwili, a czwartego w ogóle:

    1. Grawitacja. Tej siły nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Bardzo słaba siła, działa jednak na dalekie odległości, głównie dlatego że nie uśrednia się. W skali atomowej nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

    2. Siła elektromagnetyczna. Warunkiem jej istnienia jest posiadanie ładunku. Znacie prawo Kulomba? Cóż, tak naprawdę nic się nie zmieniło, to nadal dokładnie ta sama siła. W skali atomowej ma ona kluczowe znaczenie - dzięki niej elektrony trzymają się jąder atomowych tworząc orbity elektronowe, powstają cząsteczki czy sieci krystaliczne. Żeby uzyskać odpowiednie porównanie z siłą grawitacji, pomyślmy jaki jest stosunek siły grawitacyjnej do elektrostatycznej między dwoma protonami. Jako że nie chce mi się męczyć z LaTeX'em, i chyba każdy jest ten rachunek wykonać samodzielnie, podam tylko wynik: ok. 10^-39.
    Dlaczego więc w astronomii uwzględnia się siłę grawitacji? Głównie przez fakt, że ładunków dodatnich jest prawie tyle samo co ujemnych, więc wypadkowy ładunek się uśrednia - Ziemia, Słońce i inne ciała niebieskie są nienaładowane.

    3. Oddziaływanie silne. Spaja kwarki by tworzyły hadrony i nukleony (protony i neutrony) by tworzyły jądro atomowe. Bardzo duże siły, jednak działają dla bardzo małych odległości.

    [Obrazek: http://i.kinja-img.com/gawker-media/imag...c2jjpg.jpg]
    Takie ładniusie cusie można dostać, uwalniając energię zawartą w oddziaływaniach silnych.


    4. Oddziaływania słabe - najbardziej "mistyczne", bowiem normalni, zdrowi psychicznie ludzie nie mają codziennego kontaktu z takowymi. Oddziałują w ten sposób wszystkie cząstki elementarne. To za ich pośrednictwem zachodzi rozpad promieniotwórczy beta oraz - jak się później okaże - znacznie więcej innych, nie mniej ciekawych rozpadów. Działa na jeszcze mniejszych dystansach niż oddziaływanie silne.
     

    Bestiariusz
    Czyli pomówmy o cząstkach i cząsteczkach


    Zacznijmy od leptonów. Pozwolę sobie przypomnieć, że są to takie misie, co nie oddziałują silnie. Leptony możemy podzielić na dwie grupy: zawierający ładunek, lub nie. Obie z powyższych grup mają po trzy zapachy (ang. flavour). Są to elektron, mion i taon.
    Ten pierwszy został poznany jako pierwszy, znamy go chyba od początku XX wieku. Drugi został odkryty w przychodzącym do nas promieniowaniu kosmicznym. Jest cięższy niż elektron. Trzeci, najcięższy - taon - znany jest od niedawna, i najpierw został przewidziany teoretycznie, a dopiero potem jego istnienie udowodniono doświadczalnie. Nie zaobserwowano go jednak bezpośrednio, gdyż ma czas życia wynoszący 10^-13 sekundy. Po tym czasie rozpada się (na kwarki i lżejsze leptony), i właśnie w ten sposób sprawdzono jego istnienie, gdyż miał odpowiednie produkty rozpadu.

    [Obrazek: http://i.imgur.com/wKFE7NQ.png]
    Diagram pokazujący rozpad taonu. Jeszcze go nie rozumiecie, ale nie jest to powód do zmartwień.


    Mamy więc leptony naładowane, trzy zapachy. Odpowiadają im 3 leptony elektrycznie obojętne - neutrino elektronowe, neutrino mionowe i neutrino taonowe. Prawda że proste?
    No, powiedzmy. Neutrina bywają kłopotliwe - nie oddziałują ani silnie, ani elektromagnetycznie. Do dziś nie wiadomo, czy mają masę. Poza tym zachowują się bardzo dziwnie, każde neutrino jest po części neutrinem elektronowym, po części mionowym i po części taonowym, co więcej stosunki tych zapachów zmieniają się w czasie. Za doświadczalne udowodnienie tej teorii w 2015 roku została przyznana nagroda nobla. Efekt ten nazywany jest oscylacją neutrin.

    Ale to nie wszystkie znane leptony. Pewnie się zastanawiacie, co jeszcze? Możliwe, że słyszeliście kiedyś o antymaterii. Jak się okazuje, każdy lepton posiada swoją antycząstkę, tzn. istnieje antyelektron (pozytonem czasem zwany), antymion i antytaon. Mają one masy równe swoim antycząstkom i przeciwne ładunki (tzn. +1). No, i poruszają się wstecz w czasie.
    Istnieją także antycząstki neutrin - antyneutrino elektronowe, antyneutrino mionowe i antyneutrino taonowe.

    Cząstka i antycząstka mogą ze sobą spiknąć (sztywniaki nazywają to anihilacją), jednak jest to znacznie mniej trywialny proces niż się większości ludzi wydaje - przede wszystkim, nie przy każdej energii anihilacja nastąpi. Zawsze musi istnieć produkt owej reakcji. Czasem jest to kwant gamma (promieniowanie elektromagnetyczne, inaczej mówiąc foton) lub bozon Z (analog fotonu dla oddziaływań słabych).

    KWARKI
    Następną ważną grupą cząstek elementarnych są kwarki - cząstki oddziałujące silnie. Wyróżniamy 6 kwarków (+6 odpowiednich antykwarków rzecz jasna, świat bez antymaterii byłby nudny). Dwa pierwsze z nich - górny (up) i dolny (down) powstały koncepcyjnie jako pierwsze. Idea jest bardzo prosta: kwark u ma ładunek 2/3, a kwark d ma ładunek -1/3. Proton to zlepek kwarków uud, a neutron kwarków udd (policzcie sobie jakie ładunki mają te nukleony). Oba mają bardzo podobną masę, czyli ok. 0.31 masy neutronu - reszta zawarta jest w energii wiązania.
    Oprócz tychże kwarków mamy jeszcze kwark dziwny (strange), powabny (charm), wysoki (top) i niski (bottom). Generalnie słyszałem chyba z 7 różnych tłumaczeń ostatnich dwóch nazw kwarków, jakoś polscy fizycy nie mogą się odnośnie tego dogadać. Najlepiej operować nazwami angielskimi, w szczególności że ich skróty pochodzą właśnie od pierwszych liter owych nazw.

    Pierwszy z tych 4 ostatnich kwarków zaobserwowany został w promieniowaniu kosmicznym w latach 50', czyli jeszcze przed powstaniem teorii kwarków. Dlatego nazywa się go "dziwnym", gdyż w tamtych czasach słowo to dobrze opisywało to jego właściwości - cóż, był dziwny i nie wiedział czym do diaska jest. Pozostałe tworzone były wraz z powstawaniem modelu standardowego. Generalnie oprócz faktu istnienia czegoś takiego jak kwarki, nie ma w nich specjalnie dużo ciekawych rzeczy. Są pewne niezmienniki które muszą być zachowanie (np. dziwność) ale o nich napiszę kiedy indziej.

    [Obrazek: http://magazine.seymourprojects.com/wp-c..._thumb.jpg]
    Główny twórca teorii kwarków, M. Gell-Mann próbuje wytłumaczyć głupim studentom fizykę kwantową.


    W latach 50' w głowach niektórych fizyków (w tym słynnego celebryty Richarda Feynmana) zaświtała pewna bardzo subtelna, misterna i w pewien tajemniczy sposób złożona myśl:
    WSZYSTKO JEST SKWANTOWANE I WOLNIEJSZE NIŻ ŚWIATŁO. CHOLERNE POLA SIŁ TEŻ.
    Połączenie fizyki kwantowej, ogólnej teorii względności i teorii pola wydawało się być bardzo dobrym pomysłem. Tylko jak to zrobić? Jak to osiągnąć? Skoro fizyka kwantowa mówi, że cząstki są polami prawdopodobieństwa, to może inne pola - grawitacyjne lub elektromagnetyczne - pochodzą od jakichś cząstek? Istnieje swoista antyanalogia...

    I tak narodził się bozon cechowania.
    Ale o tym kiedy indziej.

     

    Wtedy to całe myślenie o ewentualnych możliwych wyjaśnieniach magii itp. jest ciekawsze.

     

    Jakbyście mieli jakieś pytania, piszcie śmiało.

     

    20.05.2017 at 21:06 Cyan Leaf napisał:

    Niby magia magii nierówna, ale ciągle chodzi o to samo, tzn. niewyjaśnione logicznie moce, którymi można wykonać dowolną czynność. Magia to zbiór wszystkiego co paranormalne. W naszym świecie nie ma do niej żadnego odniesienia, powstaje tylko w wyobraźni autora, więc cała ta naukowa dyskusja nie przyniesie żadnych wartościowych wniosków. Już wolę się zastanowić nad cyfrowym światem w Sword art online, co w jakiś sposób teoretycznie jest możliwe.

    Nikt chyba nie bierze tego jakoś strasznie na serio. To zabawa. Fun. Tak jak prawie wszystko co się dzieje na tym forum. A SAO powinno spłonąć.

     

    • +1 1
  11. Według mnie odcinek był świetny.

     

    Ale zacznijmy od początku:

     

    Maud kończy edukację (edukacja wyższa ) i postanawia ruszyć w świat by badać kamienie. Pod uwagę bierze dwa miejsca: Ponywille i jakiś tam wąwóz.

     

    Jak widzę o czym będzie odcinek, to chce mi się płakać. Do momentu obejrzenia tego odcinka byłem antyfanem Maud - praktycznie wszystkie odcinki z jej udziałem uważałem za słabe. Czemu? Cóż, po prostu brakowało jej charakteru. Była POTWORNIE NUDNA.

     

    Generalnie według mnie odcinek nie opiera się na relacji Maud i Starlight lecz na Pinkie. To ona jest głównym bohaterem, a zarazem głównym źródłem problemów. Stara się ona zachęcić siostrę do pozostania w ponywille, a jej marzenia odnośnie wspólnego noszenia kapci z napisem "BSFF " tłumaczy zaangażowanie. Lecz Pinkie jak to Pinkie, miewa problemy z rozumieniem bardziej... ekhm... introwertycznych kucyków, więc myśli iż każdy przyjaźń bez przytulania i rozmawiania o uczuciach to de facto nie przyjaźń. Z tego powodu ma wrażenie, że Gimmy i Maud nie dogadują się tak dobrze, i próbuje je zintegrować.

     

    Cóż, wiele osób narzeka że Pinkie jest za głośna. Fakt, jest to denerwujące, ale mam wrażenie że było to zamierzone. Przecież jest pod dużą presją, robi co w jej mocy by Maud została, więc nie ma co się dziwić że w ekscytacji mówi głośno i wysoko. Jej problemem jest także zbyt duża pewność siebie w zakresie nawiązywania relacji, przez którą nawet nie przystanie by pomyśleć co robi źle - dopóki wszystko się nie zepsuje.

     

    Słyszałem też o tym, że gagi z Pinkie przeszkadzają w rozwijaniu tytułowej relacji Maud - SG. Bzdura. Ten odcinek nigdy nie miał być wyłącznie o tej relacji. Maud + SG to trampolina, na której Pinkacz wzlatuje do wyżyn swojej ekstrawersji i nadpobudliwości. Starlight to tylko ozdobnik, siostra Pinkie mogłaby próbować zaprzyjaźnić się z kimkolwiek innym kto do relacji podchodzi z dystansem.

     

    Gagi i memy... cóż, do mnie humor na prawdę trafił. Jest pokręcony i absurdalny, czasem niebezpośredni. Być może nawet spora część żartów mnie ominęła to podczas oglądania uśmiałem się mocno. Poza tym, jest to humor mocno oparty na bohaterach, przez co świetnie miesza się z fabułą, popychając ją do przodu i stając się jej spójną częścią.

     

    Według mnie jeden z lepszych odcinków w całych kucach. 9+/10 plus gratulacje dla twórców za uratowanie tak beznadziejnej postaci jaką była Maud.

     

    Btw. podoba mi się jak SG dobiera sobie jako przyjaciół kucyki, z którymi mane6 się nie dogaduje. Discord, Trixie, Maud... Ciekawe kto następny?

  12. Magia w MLP nie jest spójna. Ogólnie MLP nie jest spójne.

     

    Chcieliście Naukowo?Czas zabić temat
    Osobiście najchętniej myślę o magii jako jakimś innym oddziaływaniu. Może kuce nie mają SU(2) x SU(3) x U(1), tylko np. SU(2) x SU(3) x U(1) x E8 (bardzo fajna, spójna, jednospójna 248-wymiarowa grupa Liego). Pod wpływem spontanicznego łamania symetrii (E8 -> E7) tworzy się 115 bozonów Goldstone'a (albo trochę mniej bo symetria lokalna a nie globalna więc Higgs). Pozdro z obliczeniami na 3875-wymiarowej nieprzywiedlnej reprezentacji zespolonej.
    Tak więc takie bozony se latają po świecie i oddziałują. Któreś zostały zaadoptowane na drodze ewolucji przez kuce, więc te umieją z nich korzystać, tak jak my umiemy korzystać z fantastycznego bozonu jakim jest foton.

     

    Czemu uważam, że magia w MLP nie jest spójna? Cóż, patrząc z fizycznego punktu widzenia, kucyki umieją przeprowadzać bez problemu bardzo złożone procesy, w tym zmienianie kształtu żywych organizmów (S01E26 i wiele więcej). Zaklęcie starzenia kwiatka jest trudniejsze niż zmiana myszy w koniopodobne mutanty? Istnieje bardzo dużo takich drobnostek. Odwrócenie grawitacji jest bardzo sprzeczne z ogólną teorią względności ( z grawitacją Newtonowską niekoniecznie). Ach, i jeszcze podróże w czasie. Działanie słońca. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

     

    Panowie wcześniej pisali o cząstkach siedzących w jądrach atomowych... . Musiałyby oddziaływać silnie.

    Poza tym, same nowe cząstki bez nowych oddziaływań chyba by nic nie dały. Chciałbyś takie nowe stabilne kwarki? Które by tworzyły stabilne hadrony? Chyba by za dużo nie zmieniły. W sensie: nowe cząstki miałyby inne masy, ale chemia byłaby podobna. Główną różnicą byłby człon symetryczny modelu kroplowego - energie jąder atomowych byłyby trochę inne. Według mnie potrzeba czegoś więcej by stworzyć coś takiego jak kucomagia.

     

    Polecam pozastanawiać się nad tym od strony geometrycznej. W sensie: może to byłby efekt geometryczny, tak jak grawitacja w OTW. Portale do innych światów jako efekt obstrukcji topologicznych wiązki włóknistej nad czasoprzestrzenią. so much sense...

    • +1 1
  13. 1 minutę temu PervKapitan napisał:

    sama nie inicjujesz żartów i głupot

    To nie jest definicja powagi?

     

    Proszę, wcale chyba nie jestem taki poważny za jakiego się mam.

  14. 4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    A teoria grawitacji to co? Że niby loty w kosmos zaistniały w oparciu o jakieś domysły czy przybliżenia?

    Nie. Znaleźli dokładne rozwiązanie równań Einsteina dla 10 obiektów o niezerowej objętości. I reszty wszechświata.

    Serio, obliczenia numeryczne to też pewien rodzaj przybliżeń.

    Poza tym, z pewnością użyli metryki Schwarzschilda/Kerra. Słońce nie jest sferycznie symetryczne, ergo, to JEST przybliżenie.

    Więc TAK, loty w kosmos zaistniały w oparciu o domysły i przybliżenia. A jako że te domysły i przybliżenia były dobre, to loty w kosmos się udały.

    Co to samej teorii grawitacji, cóż, powstała w oparciu o domysły i przybliżenia. Myślisz że jak sformułowano równania Einsteina. Wzięto tensor Ricciego, bo to ładny tensor (serio), potem odjęto od metryki pomnożonej razy stałą i wyznacznik tensora Ricciego (by się ładnie transformowało) i walnięto jakiś dodatkowy tensor energii-pędu. Zrobiono PRZYBLIŻENIE nierelatywistyczne i dopasowano stałe do równań Newtona. I proszę, okazało się że działa!

    Kolejny problem: stała kosmologiczna. Wyobraź sobie, że wszyscy się kłócą, czy może dodać jakiś ładny, niezależny od niczego skalar pomnożony przez metrykę. Z jednej strony ładnie tłumaczy ciemną energię, z drugiej - skąd do diabła się wziął?
    Skąd wiemy że OTW to przybliżenie? Cóż, nie jesteśmy pewni, ale to podejrzewamy gdyż nie jest to teoria kwantowa. Nie jesteśmy tego w stanie udowodnić, gdyż w skali kwantowej siła grawitacji jest absolutnie znikoma. Poza tym, podejrzewamy, że rozwiązanie problemu redshiftu stoi właśnie po stronie grawitacji, więc prawdopodobnie czegoś w niej nie rozumiemy.

     

    4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    Oczywiście! Nikt nigdy nie odgadnie co siedzi w głowie wariata, czym się kieruje jakie ma motywy, gdyż wariat postępuje nielogicznie - innymi słowy jest nieobliczalny, często czyni (lub wydaje rozkazy) sprzeczne z własnymi przekonaniami lub z tym co wcześniej propagował.

    Czemu mam wrażenie, że uważasz, że każdy kto postępuje inaczej niż Ty postępuje nielogicznie? Albo że jak nie rozumiesz, czemu tak postępuje? To chcesz mi zakomunikować, czy to tylko nadinterpretacja?

     

    4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    A ja nie - przy założeniu że bóg istnieje. Ludzie potrafią przekazywać niewspółmiernie doskonalej własne idee i pomysły innym. Dzieje się tak dlatego że przekaz tych ludzi jest spójny logicznie i niesprzeczny wewnętrznie. Ponadto niektóre formy przekazu nie dają możliwości do jakiejkolwiek interpretacji niż ta określona przez autora.

    Przy założeniu że bóg został wykreowany przez szczwanych kapłanów, mających na celu "golenie owiec" oraz że wykreowany przez nich obraz z biegiem czasu był modyfikowany przez tzw mistyków (czyli ludzi ze schizofrenią doświadczających jakichś tam wizji, mniej lub bardziej zgodnych z ich własnym wyobrażeniem świata) - to w tym przypadku się z Tobą zgodzę.

    Znów to robisz! Uważasz, że wiesz coś lepiej od Boga. Wybacz, ale według mnie to bardzo głupie. Wychodzisz z założenia, że jak czegoś nie rozumiesz, to jest to nielogiczne i głupie. Pooglądaj sobie partie arcymistrzów szachowych bez komentarza, pewnie połowa ruchów będzie Ci się wydawała bez sensu.

    Więcej tego przykładów masz tutaj:

    4.03.2017 at 11:02 Chip napisał:

    Ten gdyby faktycznie istniał (ten bóg wg wyobrażeń chrześcijan) i na różnych etapach ludzkiej historii próbował komunikować się z ludźmi - szokował by naszych przodków np swoją wiedzą o świecie, zakazywał by niewolnictwa, mordowania innych itd. Tak niestety nie było i nie jest - bozia jest zawsze dostosowana do bieżącego obrazu świata.

    4.03.2017 at 12:03 Chip napisał:

    jeżeli byłby dobry i zależało by mu na swoim stworzeniu to min. tak by postępował.

     

    Podstawą mojej linii argumentacyjnej jest założenie, że Bóg jest od nas niebotycznie mądrzejszy. I że jest pragmatyczny. Wydaje mi się to być dość sensownym założeniem. Zgadzasz się?

     

    Co do szczwanych kapłanów, to się nie zgadzam. Im zależało na stworzeniu religii służącej głównie im, więc nie była im potrzebna księga ponadczasowa i nowatorska, lecz utwierdzająca ludzi w starych przekonaniach. Prozaiczna i mało odkrywcza. Nauczania w nowym testamencie były jednak dość nowatorskie i nietypowe jak na tamte czasy.

     

    4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    Ale nauka wyklucza wiarę. Albo w coś wierzysz albo coś wiesz. Nie możesz przecież wierzyć że 2+2=4

    I TU SIĘ MYLISZ.

    Nie można udowodnić, że matematyka jest niesprzeczna. Więc w sumie to jest kwestia wiary. :giggle:

     

    Poza tym, pisałem "wiara" w sensie wiary w istnienie Boga.

     

    4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    Jack pot! Korwiniści wierzą..., a nie wiedzą że takie czy inne działanie będzie skuteczne. Wierzą, czyli są wewnętrznie przekonani do czegoś co im ktoś wcisnął. Pewnie nawet nie posiadają wiedzy czy umiejętności aby to sprawdzić. Stąd można wysnuć wniosek: ludzie ze skłonnością do "wierzenia" innym ludziom, z jakichś powodów (może lenistwo, wygodnictwo, czcze nadzieje, potrzeba posiadania zmyślonego przyjaciela itd...) są raczej mało dociekliwi, łatwo ich nabrać, są naiwni, nie weryfikują posiadanych informacji.

    Otóż nie, Korwiniści wiedzą, że takie czy inne działania będą skuteczne. Sądzę, że są w błędzie, czyli wiedzą źle.

     

    Poza tym, mamy inną chyba definicję wiary. Cóż, muszę przyznać, że Twoja "Wierzą, czyli są wewnętrznie przekonani do czegoś co im ktoś wcisnął"  jest trochę negatywnie nacechowana. Chyba że to była jakaś estetyczna figura retoryczna (mam nadzieję).

     

    Moja osobista brzmi: Zakładać wysoką szansę prawdziwości tezy, mimo braku dowodu.

     

    Może przeczytaj mój post ponownie z moją definicją tego słowa, dobrze?

     

    4.03.2017 at 01:55 Chip napisał:

    W nauce nie chodzi o to aby potwierdzać jakieś teorie czy tezy. Chodzi o dochodzenie do prawdy. Sam podałeś przykład z modelem geocentrycznym który został przyjęty "na wiarę". I okazał się być fałszywy. Zazwyczaj tak też jest w życiu - sztuka kłamania polega na tym aby potencjalna ofiara przestała myśleć a zaczęła wierzyć - jedyną myślącą osobą jest tutaj kłamca. Oczywiście takie zabiegi są stosowane w typie filmików które Wymieniłeś - potencjalny widz nie jest w stanie swoimi siłami dociec co jest prawdziwe a co nie, a to za sprawą warunkowania sposobu myślenia.

    "teorie i tezy" to okruchy z których zbiera się tort prawdy.

    A model geocentryczny to była bardzo porządna i elegancka teoria. W tamtych czasach była dobra jak każda inna, więc krytyka jest nie na miejscu (że niby przyjęto "na wiarę").

    A sztuka kłamania nie polega na tym, by ofiara przestała myśleć, lecz by zaczęła myśleć tak jak chcesz Ty. Masz chyba jakieś ciekawe podejście: kto myśli, zawsze dojdzie do prawdy i nie zostanie okłamany. Otóż nie, filmiki o tym że ziemia jest płaska też są wypełnione hasłami "Myśl samodzielnie!", "Nie wierz im na słowo! itd.  Właśnie najskuteczniejsze kłamstwa to są te, do których ofiara dochodzi sama - z pomocą kłamcy. Tak się indoktrynuje ludzi - mówiąc im jak mają myśleć, a nie że mają nie myśleć. Im większą część myślenia zrobi ofiara, tym bardziej będzie przekonana, że to co myśli jest logiczne i pochodzi od niej.

     

    Najwięcej kłamstw to my opowiadamy sobie sami.

     

    Swoją drogą: Czy umiesz SAMEMU udowodnić teorię heliocentryczną? Próbowałeś kiedyś obalić teorię geocentryczną? Czyżby ktoś Ci wcisnął że to Ziemia krąży wokół Słońca, a Ty mu uwierzyłeś?

     

     

    @WhiteHood

    Tam jest jakaś sprzeczność? Wybacz, ale osobiście jej nie widzę.

    • +1 1
  15. 26.02.2017 at 21:49 Chip napisał:

    W momencie gdy natrafiamy na zjawisko którego nie rozumiemy, podejmujemy tzw metody naukowe (min: obserwacja, badania itp). Następnie staramy się stworzyć najtrafniejszy model matematyczny zjawiska. I właśnie ten model nazywany jest teorią. Jeżeli w wyniku dalszych badań zjawisko daje się przewidywać za pomocą utworzonego modelu - wtedy teoria staje się faktem.

    Jak rozumiesz słowo "fakt"? Generalnie żadna teoria nie jest faktem (w moim rozumieniu tego słowa), każda jest jedynie przybliżeniem.

     


    Mam drobną uwagę odnośnie reszty sporu. Mam dziwne wrażenie, że w głowach rozmówców siedzi obraz Boga jako starszego miłego mądrego pana patrzącego z chmurki na ziemię. Pisałem już to wiele razy tym wątku: Próby zrozumienia Boga są skazane na porażkę. Przynajmniej w "przybliżeniu". Chrześcijanie zastępują próbę zrozumienia wiarą (ufnością), i uważają że muszą rozumieć rzeczy tylko na ludzkim poziomie - tylko tych rzeczy, których rozumienia Bóg od nich oczekuje, więc i których zrozumienia dał możliwość.

     

    Dlaczego reszta prób zrozumienia Boga jest skazana na porażkę? Dlaczego nie zrozumiemy dlaczego Biblia jest taka a nie inna? Macie problemy z rozumieniem innych osobników z waszego gatunku, a próbujecie odtworzyć rozumowanie istoty absolutnej i wszechmocnej. Uważacie że umysłowo jesteście bliżej takiej istoty niż człowieka wierzącego w płaską ziemię?

     

    Osobiście w tej kwestii jestem miłośnikiem podejścia podobnego do tego Leibnitza: Ów uważał, że żyjemy w najlepszym ze wszystkich możliwych wszechświatów które mógł stworzyć Bóg. Cóż, ja uważam (raczej wierzę) że Biblia jest tą najskuteczniejszą, którą mógł stworzyć Bóg.

     

    Wolałbyś taką z opisem kwantowej teorii pola? Meh, co tam kwantowa teoria pola, przecież to pewnie tylko inne przybliżenie. Może w Biblii powinny być teorie prawdziwe, takie które jako gatunek ludzki zrozumiemy za 3000 lat. Swoją drogą fajnie by się tłumaczyło z hebrajskiego teksty typu "Gdy algebra Liego grupy symetrii stanu podstawowego ma mniejszy wymiar niż algebra Liego grupy symetrii Lagranżjanu, w teorii istnieją bezmasowe bozony". Trochę szkoda że Lie w tamtych czasach jeszcze nie istniał.

     

    Wiara to nie nauka, a nauka to nie wiara. Odbiór Boga na poziomie czysto intelektualnym jest niemożliwy, bo Ów zawszę będzie dla Ciebie niezrozumiały. Będzie wydawał się nielogiczny - rzeczy których nie rozumiemy, prawie zawsze uważamy za błędne. Np. taki Einstein ( i inni słynni fizycy tamtych czasów) nie wierzący w mechanikę kwantową. Powiedziałbym nawet więcej - teorie uważamy za błędne, by wytłumaczyć sobie (aka zrozumieć) dlaczego ich nie rozumiemy. Nie rozumienie teorii o których myślisz że są prawdziwe jest wybitnie nieprzyjemne, doświadczam tego codziennie.

    Z drugiej strony stoją teorie które rozumiemy. To z kolei budzi w nas silną wiarę w ich prawdziwość. Spójrz na takich korwinistów wierzących w handel paróweczkami w liberlandzie. Oni to ROZUMIEJĄ, więc dla nich to jest PRAWDA, ergo, anarchokapitalizm jest optymalnym systemem ekonomicznym i każdy kto uważa inaczej jest głupi, bo nie rozumie modelu handlu paróweczkami w liberlandzie.

    Przechodząc od meritum, po jednej stronie masz Boga, którego zrozumieć nie możesz, po drugiej wojujących ateistów, którzy w racjonalny i zrozumiały sposób tłumaczą, dlaczego kościół jest zły. Widzisz po które stronie stoi przewaga. Ale żeby nie być stronniczym: po jednej stronie masz filmiki tłumaczące logicznie absurdy teorii Darwina, a po drugiej masz długie, nudne i skomplikowane opracowania naukowe poparte wiekami badań naukowych. W jednej teorii masz prosty i zrozumiały model w którym słońce i planety krążą dookoła ziemi (przecież widać, że tak jest!!!), a w drugiej ziemia krąży wokół słońca - w dodatku po elipsie, a nawet rozecie jak się w 1915 okazało. Dlaczego do cholery rozeta?! Przecież to okrąg jest idealnym kształtem!

     

    Łatwe do zrozumienia teorie zawsze wygrywają - poza czystą nauką, gdzie liczy się nie "łatwość zrozumienia", lecz zdolność do przewidywania wyników doświadczeń. Jednak wiara jest rozdzielna z nauką, nie da się na jej podstawie niczego przewidzieć. Jest to niemalże definicja wiary - myślisz coś, mimo że nie masz ku temu racjonalnych powodów. Są za to irracjonalne powody, za które odpowiada (w to wierzę) Bóg.

     

    Kurczę, ale kazanie mi wyszło.
    2 x kurczę, w sumie to mi też się wydaje że to co napisałem jest prawdą, gdyż to rozumiem.

     

    28.02.2017 at 20:17 Redeline napisał:

    Kto będzie chciał, to pójdzie, a kto nie, będzie się zastanawiał czemu Pismo Święte jest napisane tak, a nie inaczej.

    Nie lubię dzielenia chrześcijan na "idących" i "nie idących". Dlaczego ludzie tak bardzo nie lubią tezy, że Bóg nie ma ulubionej metody czczenia go, i przyjmuje serce człowieka w takiej formie w jakiej ten mu je daje? A może w ogóle ma indywidualne podejście, od różnych ludzi oczekuje różnych rzeczy, i to on jest motorem różnic w Kościele?

    Podczas gdy większość zachowuje się jakby przywiązywała swoją samoocenę do formy czczenia Boga.
     

    Wybacz jeżeli źle zrozumiałem Twoją wypowiedź (mam takie delikatne wrażenie, często nadinterpretuję wypowiedzi)

    • +1 1
  16. Sekta mocno.

    Bardzo mocno chochoł i sranie sobie do gęb. Wybacz, ale nie umiem tego inaczej nazwać. Niezwykle pogardliwe podejście do ludzi o innym spojrzeniu. Ślepa wiara we własną rację. Ślepa wiara w Boga jest spoko (istnieje inna?). Co innego z metodą kultywacji. Według mnie np. nie istnieje jedna nadrzędna.

    "Dwa rodzaje ludzi" to jedna z metod trzymania sekt w ryzach. Zawsze jesteśmy "My" i "Oni". "My" jesteśmy oświeceni, prawdziwi i mamy rację, "Oni" nic nie wiedzą, są ślepi i głupi. Aż źle mi się robi jak mówca ośmiesza tych drugich. Obrzydliwe. Istnieje taki specyficzny rodzaj pogardy, zmieszany ze współczuciem. Jednocześnie czujecie wyższość, i współczujecie gdyż, cóż, pechowo się stało że ktoś jest od ciebie jawnie gorszy, trzeba mu koniecznie pomóc. To też jest pogarda - a z tej sali wylewa się strumieniami.

     

    "Sranie sobie do gęb" - naprawdę muszę tłumaczyć? Mówca głównie chwali widownię, a ta jedyne co robi to potakuje. Bardzo ochoczo i energicznie.

     

    Nie żebym się z tezami specjalnie nie zgadzał, sam jestem sceptycznie nastawiony do sporej części obrządków kościoła katolickiego, ale ta wypowiedź jest pod względem merytorycznym jest DRAMATYCZNA. Sorry, takie mam zdanie.
     

    I kim do cholery oni są by mówić Mi, jak Ja mam utrzymywać relację z Bogiem?!

  17. Powtórzę to co pisało już paru użytkowników: propsy za staty, zawsze miło zobaczyć jakiś ciekawy wykresik.

    Parę uwag:

    1) Jeżeli będziesz (lub ktokolwiek inny) robił coś takiego, to proponuję się ograniczyć do 2-3 liczb znaczących w kolumnie ze średnimi. Wpłynie to bardzo pozytywnie na czytelność tabelki, a o to trzecie czy czwarte miejsce po przecinku i tak nikt nie dba.


    2) Uważam że "top bolt" miał najmniej ocen, gdyż najmniej osób go obejrzało. Wydaje mi się, że wraz z trwaniem sezonu, coraz mniej ludzi go na bieżąco śledziło. Widać ogólną tendencję. Powiedziałbym wręcz, że wbrew ocenom, sezon był raczej słaby, w innym wypadku oglądalność raczej by nie spadała.

    .

    3) Jestem przeciwny ocenie 11/10. Zawsze ją traktowałem jako żart, lub ocenę dawaną gdy odcinek będzie lepszy niż wszystkie inne w całym cholernym serialu. Fakt, że chyba z 20% ocen to były jedenastki, jest dowodem na to że użytkownicy tego forum nie są gotowi na dostęp do tejże. Jeżeli to nie jest nadużycie, to nie wiem co nim jest. Trochę nie rozumiem, czy użytkownicy boją się dawać słabe oceny odcinkom? Chyba tak.

    Np. ja osobiście dałbym z maksymalnie 4 razy dziewiątkę, i może raz dziesiątkę (odc. 21).

    A może rzeczywiście sezon by taki ultra super dobry i zasługiwał na takie oceny? Cóż, jeżeli tak to dlaczego tak drastycznie spadła liczba ocen w czasie jego trwania? Patrz punkt 2).
    4) O co chodzi z tymi hejterami? Jak jakiś odcinek się komuś nie podobał, (np. 14) to powinien wlepić dwóję. Według mnie z połowa odcinków sezonu była raczej słaba, i zasługiwała na oceny poniżej 5.

    I komentarz do ludu forume naszego: Panie i Panowie, nie bójcie się dawać niskich ocen. Serio, powinniście normować oceny, tzn. próbować tak je rozdzielać, by wasza średnia była pomiędzy 5 i 6. Dzięki temu te oceny nabierają więcej sensu i dokładności. Dzięki temu paru odważnych malkontentów nie zrzuci pałami waszego ulubionego odcinka na sam dół tabeli. Dzięki temu sami to zrobicie owym malkontentom.

    • +1 1
  18. 22 godziny temu Lyokoheros napisał:

    A makiawelistyczne odruchy... właśnie to, że one wracały w połączeniu z tym kombinatorstwem psuło tę postać. Jakby tak napradę wcale się niczego nie nauczyła po finale 5 sezonu. Ten sptrach przed przywództwem, przed tym że popełni błąd itd to było akurat dobre i sensowne(choć przez to np widać, że jest znacznie słabszą psychicznie osobą niż taka Sunset - która po nawróceniu nie miała lekko(w odróżnieniu od Starlight, której każdy starał się pomóc), a mimo to nigdy się nie załamywała), ale zdecydowanie za często twórcy dawali nowej Starlight wady tej Starej Starlight. To było szalenie irytujące.

     

     Według mnie:

    a) Nie wiem czy masz kontrolę nad swoimi wadami, jeżeli tak to bardzo zazdroszczę. Normalni ludzie (kucyki?) nie mogą się tym pochwalić.

    b) Odruchy: trochę jak taki nawyk, który sobie kiedyś tam wyrobiłeś. Nad nawykami nie panujemy. Nie opierają się one na świadomym wyborze, zazwyczaj dochodzą do głosu zanim zdążymy przemyśleć ich sensowność w danej sytuacji (zwróć uwagę ile czasu SG robiła złe rzeczy. Kilkanaście sekund?). Nagłe pozbycie się ich tylko z powodu... hmmm... co to za wielkie wydarzenie w jej życiu? Poznanie przyjaciółki? No tak, więc nagłe pozbycie się starych nawyków (wyrabianych N lat przy utrzymywaniu władzy w jakiejś wiosce przy pomocy kłamstw) z powodu poznania przyjaciółki! Takie logiczne, takie autentyczne.
    c) Ona nie bała się przywództwa bo bała się popełnić błąd, lecz gdyż obawiała się powrotu "starej siebie" tzn. kucyka świadomie łaknącego władzy. To bardzo duża różnica. Jeżeli jednak właśnie to miałeś na myśli pisząc o popełnianiu błędu - zwracam honor.

    d) IDEALNE POSTACIE SĄ DO DUPY
    e) więc jeżeli jedyną jej wadą miałyby być strach przed przywództwem, byłoby nudno, płytko i sztampowo.

     

    Chyba że bardzo chciałbyś oglądać model "och jestem główną bohaterką nawróconą na dobro, więc już nigdy nie zrobię niczego złego" ale mam wrażenie że kuce zawsze celowały trochę wyżej. Tak, by wszystko wyszło bardziej życiowo i autentycznie. A postać zmieniająca się z dnia na dzień jest bardzo, ale to bardzo nieautentyczna.

     

    Sunset nawróciła się zbyt szybko. W sumie to jej dobrym usprawiedliwieniem jest fakt, że taka zła i niedobra to była od niedawna (~ 2 lata?). Powinna jednak częściej wybuchać, Brakuje jej jakichś eleganckich wad. Jako jedyna w tamtym miejscu umie myśleć, przez co nawet ją lubię - nawet nie podejrzewacie jak ciężko znaleźć we współczesnej animacji postać, która jest w stanie dokonać aktu obserwacji...

     

    "Takie "Dosmacz swoje życie" nie było odcinkiem o niej. No i zresztą co by w tym tle miała robić?"

    No dobra, rzeczywiście, była w tym odcinku, powiedziała aż 0 kwestii, za to raz się skrzywiła!

    Co miałaby robić? Hmmm... może rozmawiać? Czarować? Radzić? Psuć coś? Wkurzać się? Obrywać ciastem po mordzie?  Cokolwiek co mają w zwyczaju robić takie postaci w tle. A mam wrażenie (np. po obejrzeniu starych odcinków) że jest tego naprawdę sporo.

     

    @Chip Spike zachowuje się dojrzalej. W sensie: kiedyś był jeszcze bardziej niedojrzały. Przynajmniej ja mam takie wrażenie.

  19. 24 minuty temu Mates napisał:

    Ale jest szansa, że wróci do Equestrii, spokojnie :) A przynajmniej zakończenie ostatniej części EG na to wskazywało,

     

    Tak? A to dlaczego?


    Generalnie strasznie mnie wkurza jak została potraktowana Sunset. No bez jaj, naprawdę w Equestrii nie miała żadnej rodziny? Znajomych? Kogokolwiek z kim mogłaby chcieć utrzymywać kontakt? Ten temat (powrotu do Equestrii) miał być poruszony w RR, ale się na niego nie zdecydowali, co uważam za OGROMNY błąd. Poza tym, jak się utrzymuje w CH? Jakieś dokumenty, spisy itp. jej nie dotyczą? Świat CH jest dziurawy jak czasoprzestrzeń we wnętrzach galaktyk (topologicznie). Trochę mnie boli fakt, że pierwsza część była robiona raczej na odwal, i przez to cała seria jest nielogiczna. Chociaż muszę przyznać, że nie przeszkadza mi to w zacieszaniu się każdą częścią. Mimo to uważam, że to wszystko idzie w złym kierunku.

     

    Co do sezonu VII...
    Przestać traktować SG jak powietrze. Generalnie bardzo ją lubię, chyba głównie za autentycznie makiawelistyczne odruchy, spontaniczne kombinatorstwo i spryt (oraz całą resztę jej sporego wachlarzu wad). Ale kurde, dlaczego występowała TYLKO w odcinkach całkowicie jej poświęconych? Patologia! Przecież 3/4 charakteru wychodzi na wierzch, gdy dana postać oddala się na drugi plan.
    Tak więc mam nadzieję że SG stanie się pełnoprawną postacią MLP - chociażby wzorem Spike'a - by co jakiś czas ironicznie komentować perypetie bohaterek, nieraz samemu delikatnie pchając je w losowym kierunku.

     

    Poza tym: mniej akcji, więc charakterów, mniej odniesień do fandomu, więcej piosenek (ale tylko dobrych), mniej CMC (już się zużyło), więcej tęczy, mniej wybuchów, więcej autyzmu Twili.

     

  20. Nie żeby alkohol był zdrowy, ale:
    http://content.iospress.com/articles/journal-of-alzheimers-disease/jad01009
    Among lifestyle-related factors, low to moderate alcohol drinking has been proposed as a protective factor against the development of age-related changes in cognitive function, predementia syndromes, and cognitive decline of degenerative (Alzheimer's disease, AD) or vascular origin (vascular dementia, VaD) in several longitudinal studies

    Równania matematyczne... meh, albo rozwiązuje je się zawsze tak samo, albo rozwiązać się ich w ogóle nie da.
    Dla twoich szarych komórek polecam:
    a) OM, OF, OLM, OI

    b) Hardą matmę. Jakbyś chciał coś z owej, śmiało pisz do mnie.
    c) Żonglerkę. Brzmi mało ciekawie i rozwijająco, ale większość znanych mi finalistów i laureatów OM-a i OF-a żongluje. Poza tym, jak już się wkręcisz, to jest to naprawdę fajna zabawa.

  21. Oho! Kolejni narzekacze na polski system edukacji! Wspaniale.
     

    17 godzin temu Kybernetes napisał:

    Szkoła winna być instytucją umożliwiającą najdokładniejsze poznanie samego siebie.

    Szkoła winna być instytucją dzięki której:
    a) nauczysz się że nerka to co innego niż wątroba

    b) dowiesz się, że Słowacja =/= Słowenia
    c) ktoś ci powie jak policzyć długość przeciwprostokątnej w trójkącie prostokątnym
    d) dojdziesz do wniosku że jesteś plebsem z matmy i powinieneś iść do zawodówki, lub że nie jesteś plebsem z matmy i powinieneś iść do technikum, lub że jesteś dobry z matmy i powinieneś iść na polibudę, lub że jesteś megakoksem z matmy i powinieneś robić karierę naukową.

    Szkoła powinna być oparta na sprawdzonej nauce, nie na pseudonauce, toteż wszelkie próby wciśnięcia tam "rozwoju osobistego" kłócą się z prostą ideą, by szkoła dała nam wiedzę, której rzetelności zawsze możemy być pewni.
    Po co nam wiedza? Chociażby by cię na każdym kroku twojego życia ludzie w bambuko nie robili, opierając się na braku wiedzy. Regularnie widzę, jak ignorancja sprowadza na ludzi kłopoty i problemy, których mogliby uniknąć ucząc się dokładniej w szkole. Ludzie próbują leczyć raka borówkami czy akupunkturą, wpychają sobie wszelkimi otworami ciała Wielką I Wspaniałą Witaminę C (mimo że prawdopodobnie mają braki połowy innych, w dodatku ważniejszych), twierdzą że ludzie są z natury roślinożerni, wątpią w efekt cieplarniany, myślą, że dodanie układu elektrolizy wody i spalania jej produktów zmniejsza zużycie paliwa w samochodzie. Jest TEGO MILION, a moja wiara w ludzi cierpi przez każdy z tych przypadków z osobna.

     

    17 godzin temu Kybernetes napisał:

    Przecież ideałem szkoły jest uniformizacja: wszyscy uczniowie mają nabyć jednakowych wiadomości z każdego przedmiotu bez względu na zdolności i zamiłowania, wszyscy mają zachowywać się jednakowo, być jednakowo pracowici, posłuszni, jednakowi jak sztachety w płocie.

    Bo wcale nie istnieje podział na zawodówki, technika i LO, bo wcale nie ma profilów klasowych, bo wcale nie ma pierdyliarda różnych konkursów organizowanych przez MEN na prawie każdy możliwy temat, bo przecież nie masz WOLNEGO CZASU w którym możesz robić to co ci się żywnie podoba. O ile ja pamiętam, to w czasach szkolnych miałem aż za dużo czasu wolnego.
    Rzeczywiście, komunizm oświatowy jak w Korei Północnej.

     

    17 godzin temu Kybernetes napisał:

     I takim oto ludziom przyjdzie zaraz na progu tego życia podejmować dwie najważniejsze decyzje życiowe: wybór zawodu i wybór partnera do małżeństwa.

    Jakoś 200 lat temu gdy dzieci harowały w polu, ludzie nie mieli z tym problemów, Potem, gdy wszedł obowiązek szkolny chyba zresztą też. W ogóle o co Ci chodzi, powinien być przedmiot "jak sobie wybrać żonę/męża"? A z tego co mi wiadomo, w dobrych szkołach organizuje się sesje doradztwa zawodowego.

     

    17 godzin temu Kybernetes napisał:

    Dodam jeszcze, że jednolite nauczanie szkolne sprzyja uczniom przeciętnie inteligentnym, przeciętnie pojętnym i przeciętnie utalentowanym do wszystkiego po trochu, a uczniowie opuszczający szkołę zdumiewająco szybko zapominają wszystko, czego ich nauczono w nielubianych przedmiotach.

    Dodam jeszcze że istnieją szkoły elitarne dla uczniów ponadprzeciętnie uzdolnionych (lub cholernie pracowitych). Jak jest się głupim i się nie uczy porządnie, to opuszczając szkołę rzeczywiście, wszystko czego powinieneś był się nauczyć zapomnisz. Uczenie idiotów jest trudne, nie jest to zadanie jakiemu jest w stanie sprostać jakikolwiek państwowy system edukacji.
    Ale w sumie to dobrze że system sprzyja głównie średnio uzdolnionym. Czemu? Bo ich jest najwięcej, działa więc optymalnie. Ale powtórzę się, w zakresie ponadprzeciętnych uczniów, też może działać bardzo dobrze, wystarczy że taki uczeń trochę się postara i dostanie do jakiejś szkoły specjalnej.
     

    Kreatywność? Seriously? Kreatywność, to jest coś z czym się człowiek rodzi, i chociażbyś go zamknął w celi na 10 lat, on tego nie straci. Nie jest to (tak jak większość ludzi myśli) umiejętność, lecz wrodzony odruch tworzenia bez względu na okoliczności w których jego posiadacz się znajduje.
     

    Co do filmu, propsy za transformację Fouriera, reszta to cienki bait i nadmierna hiperbolizacja.

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...