Skocz do zawartości

Monti

Brony
  • Zawartość

    18
  • Rejestracja

  • Ostatnio

1 obserwujący

O Monti

  • Urodziny 04/18/1996

Kontakt

  • Skype
    aliciablaise18

Informacje profilowe

  • Płeć
    Klacz
  • Zainteresowania
    Rysowanie, pisanie, tworzenie historii, RPG, książki, muzyka. Miłośniczka starej fantastyki - bo współcześni pisarze rzadko kiedy dorównują wymierającemu pokoleniu najlepszych fantastów.

Ostatnio na profilu byli

629 wyświetleń profilu

Monti's Achievements

Źrebaczek

Źrebaczek (1/17)

3

Reputacja

  1. Przepraszam za tak późną wiadomość, ale chciałam juz od dawna napisać, że rezygnuję z pojedynku. Najbliższe trzy tygodnie to dla mnie czas matur i dostanie się na dobre studia to dla mnie kwestia obecnie najważniejsza z oczywistych powodów. Jestem przekonana, że zostawiam Was z dobrym zawodnikiem i życzę Spacetime Dancerowi powodzenia w nadchodzących zmaganiach Jest mi przykro, że rezygnuję, bo w każdy odpis wkładałam mnóstwo serca i czasu (którego obecnie mi brak). Jeszcze raz przepraszam za walkowerową walkę i dziękuję wszystkim osobom, które mnie tyle nauczyły o magicznych pojedynkach. To była świetna przygoda
  2. Cóż, runda powoli dobiega końca, więc chciałabym na początek szczerze podziękować Dayanowi za stoczony pojedynek Od początku bardzo się cieszyłam, że zmierzę się z dobrze piszącym magiem i nie rozczarowałam się - są to moje pierwsze doświadczenia w tego typu walkach i miałam szansę naprawdę wiele się nauczyć. Chciałabym podziękować też innym, których posty nauczyły mnie, jak powinno się toczyć tego typu zmagania. To było naprawdę ciekawe przejście ;>
  3. [Nieukończony odpis] Oślepiający rozbłysk. To było ostatnie, co Kassandra zdążyła dostrzec tuż po tym, jak jej przeciwnik wbił swój kostur w ziemię, krzycząc coś niezrozumiale. Potężna fala światła zalała całą arenę na dźwięk tego głosu, pozbawiając ją na moment wzroku i jakiejkolwiek możliwości obrony. Jęknęła, czując ból pod powiekami, a choć blask znikł tak szybko, jak się pojawił, nie od razu mogła zobaczyć, co takiego się stało. Catastrophea mruknęła w jej umyśle w proteście na tak nagłą zmianę oświetlenia, zdając jej relację z ostatnich wydarzeń. Bez wątpienia mag użył jakiegoś rodzaju zaklęcia transportującego, ale nie miała co do tego stuprocentowej pewności. Kiedy Wilczyca wielkim susem ku niemu skoczyła, ten po prostu... Zdematerializował się. Nie był to jednak zwykły czar zmiany miejsca, ponieważ nawet wyczulone zmysły Lunarnego Wilka nie potrafiły go wykryć na polu walki. Obie były zdezorientowane i przez to jeszcze uważniej szukały jego obecności. Kolejny rozbłysk i kolejna chwila przytępienia zmysłów. Kass zamrugała kilkukrotnie i w pewnym momencie zdumiona odkryła, że Dayan znalazł się tuż przed nią, a ich ciała dzieliły zaledwie centymetry. Serce jej przyspieszyło, a po ramionach przebiegł deszcz, kiedy ten wyrecytował dalsze słowa jej pieśni. Nie mogła zaprzeczyć, że po raz kolejny zaskoczyły ją umiejętności maga i znajomość inkantacji należących do dawno zapomnianego ludu. Jego miękki głos cichym szeptem otulał jej umysł i uspokajał, lecz nie pozwoliła, by ją zwiódł. Wciąż uważnie śledziła jego poczynania, ponieważ nie rozumiała w pełni natury czaru, którym się przemieszcza. A przecież nie chciała być zaskoczona, czyż nie? Po chwili przeciwnik znalazł się o jakieś kilkanaście metrów od niej i wykonał swoim kosturem mocne uderzenie w ziemię. Na ten znak powstały jego klony w ilości tak ogromnej, że Kassandra nie była w stanie ich zliczyć. Początkowo śledziła wzrokiem oryginał, ale już po chwili straciła go z oczu, gdy ten wmieszał się w sztucznie stworzony tłum. Poczuła mocny niepokój, obserwując działania stworzonych iluzji - każda użyła innego zaklęcia, wiec nie mogła się pozbyć ich jednym czarem. Nie miała pewności, czy są to tylko zwykłe złudzenia, które nie mają dość mocy, by ją skrzywdzić, czy też mag wykreował echo własnej osoby, zdolne czerpać z jego magii i mogące sprowadzić na nią poważne zagrożenie. Z jakiegoś powodu nie miała ochoty sprawdzić tego na własnej skórze - nie mając innej opcji, jedynym, co mogła uczynić, była ucieczka. Nie wynikało to bynajmniej z jej tchórzostwa; idiotyzmem byłoby narażać się na takie niebezpieczeństwo, a taktyczny odwrót dawał jej chwilę na przygotowanie jakiejkolwiek strategii. - Pact animarum! Dusza przy duszy. - czar natychmiast przemieścił Kass w miejsce, w którym znajdowała się jej Siostra. Wtuliła twarz w Jej miękką sierść i za przyzwoleniem wdrapała na Jej grzbiet, a Wilczyca wykonała szybki sus i znalazła się na szczycie jednej z pobliskich kolumn. Kassandra w tym czasie rzuciła drobny, ale skuteczny czar, który miał na pewien okres zatuszować ich obecność. Odetchnęła. Szybko zaczęła analizować sytuację, w której się znalazła. Nie posiadała żadnych tarcz, a oponent co pewien czas używał tego uciążliwego teleportowania, które oślepiało ogromnym blaskiem. Nie było dla niej w żaden sposób groźne, ale wywoływało u niej dyskomfort i nie podobało się Catastrophea. Wszak nie była w swej naturze zła i nie parała się czarną magią, światło nie mogło sprawić jej bólu z tego względu, jednak uwielbienie dla nocnej pory i nadzwyczaj jasna karnacja nie znosiły dobrze ostrego promieniowania. Kassandra była Czarodziejką Nocy - czyli Protektorką, obrońcą życia, magii i snów. Nie chciała krzywdzić, lecz tak jak i Księżyc miała swoją ciemniejszą stronę. Czy to mogło czynić ją złą? Nie. Każda istota ma w sobie mrok i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, lecz nie musi on zawładnąć niczyją naturą i może być dobrze ukierunkowany. Czarna strona Kassandry prezentowała nieubłaganą i bezwzględną konieczność przemijania rzeczy, ich kruchość i śmiertelność. Nie ma w tym żadnej zawiści czy złości, a jedynie nieuchronne przeznaczenie. Postanowiła zaradzić coś na obie te niedogodności. - Lunlumo! - zawołała, a miękki księżycowy blask natychmiast objął dziewcznę i jej towarzyszkę.
  4. Podczas gdy Dayan mierzył się z lodowymi pnączami, Kass miała czas na dokończenie znaków otaczających jej ochronne kręgi. Kolejne słowa w języku Dawnego Ludu powstawały, jaśniejąc błękitnym światłem i zaklętą w nich Mocą. Gdy skończyła, rzuciła szybkie spojrzenie w stronę zimnego, spragnionego życia grobowca. Mag widocznie odkrył już, z jaką łatwością można pozbyć się magicznego tworu. Coś jakby wewnętrzna eksplozja rozsadziła go, rozrzucając pnącza po całej arenie. Ciernie, przesycone magią skradzioną z potężnej tarczy przeciwnika, topniały w zastraszającym tempie, uwalniając magię do pokrytego szronem podłoża. Nie miała jednak czasu, by przyjrzeć się temu dokładniej, bo Dayan natychmiast wyprowadził kontratak. W mgnieniu oka Kass oceniła swoją sytuację. Utkana z ognia kula zmierzała w jej stronę pod kątem, widocznie z zamiarem uderzenia od pleców, a kamienne kolce piętrzyły się, mknąc w jej stronę. Gdy spostrzegła również przywołaną Lunarną Wilczycę, czysty zachwyt zalał na moment jej umysł, oszałamiając widokiem tak pięknego stworzenia. Otrzeźwiała jednak błyskawicznie, bo najpierw musiała wyeliminować zagrożenie. - Disonanco! - krzyknęła, a okalające ją symbole rozbłysły błękitem i zgasły. Natychmiast po polu walki rozeszła się potężna fala powietrza, załamując czas i spowalniając wszystko leżące poza osłonami czarodziejki. Zaklęcie, choć krótkotrwałe, dało jej chwilę na stopniowe zajęcie się każdym z czarów. Gwałtownie zerwała ze swej szyi medalion i wołając w myślach: "Moja Gwiazdo Przewodnia!", odwróciła się, by cisnąć nim w ognistą kulę. Kiedy metal w nią trafił, pochłonął energię i światło, ciężko upadając nieopodal Kass. Nie miała jednak czasu tego obserwować, ponieważ od razu po wykonaniu rzutu zwróciła się w stronę nadciągającego niebezpieczeństwa. Zatoczyła różdżką półkole, tworząc płomienną falę o niezwykle wysokiej temperaturze, a z jej piersi wyrwał się potężny krzyk pełen Mocy. Magia ognia nie wychodziła jej najlepiej i dlatego potrzebowała ją wzmocnić czymś jeszcze. Krzyk kruszył skały, a złocisty podmuch topił ostre krawędzie. Zaklęcie Dayana było jednak dość mocne, bo nim Kassandra się z nim uporała, zdążyło dotrzeć do lodowego kręgu. Połączona moc dwóch czarów i magicznej bariery w końcu je zatrzymały, ale krąg został przerwany i jej osłona stała się teraz niemal zupełnie bezużyteczna. Po w części pokruszonych, a w części stopnionych skałach biegła w jej stronę Wilczyca. Kassandra opadła na kolana, chyląc przed Nią głowę w najwyższym wyrazie szacunku i posłała w Jej stronę telepatyczny zew. "Siostro, exaudi me... Usłysz mój głos i wysłuchaj mnie!" Lunarny Wilk zatrzymał się o cale od bezbronnej czarodziejki, cichym pomrukiem przyzwalając jej na rozmowę. Stworzenie bowiem znało prawdziwą naturę magii Kassandry i poznało w niej swą Duchową Siostrę, więc opuściło wielki łeb i musnęło nosem kamień na jej czole. Jęknęła w zachwycie, kiedy wilk otworzył przed nią swój umysł, pełen prostoty, woli i księżycowej magii. Gdyby Dayan posłał ku niej ubezwłasnowolniony twór, Kassandra nie mogłaby wiele zdziałać, lecz zamiast tego przyzwał potężną istotę z wymiaru, który znała jedynie z opowieści. Wilczyce, królowe lunarnych stad, były magicznymi istotami, pięknymi i mądrymi, w pełni oddane władzy Księżyca. Czarodziejka podziwiała je, lecz nigdy nie odważyła się z nimi porozmawiać. Teraz miała szansę. "Powłoka nas różni, ale serce mamy to samo. Tak jak Ty służę Księżycowi. Obie jesteśmy pięknem bleknącym w świetle dnia, zbyt delikatnym, by zrozumiało nas palące słońce. Lecz Noc jest po naszej stronie. Dlaczego więc słuchasz mężczyzny, istoty w swej naturze przynależącej bardziej do dnia, niż nocy? Czyż w swoim wymiarze nie jesteś Królową..? Siostro, nie dorównuję Ci w swej magii, będę jednak Twym najwierniejszym towarzyszem. Zechcesz dzielić ze mną swą duszę?" Wilki były prostymi stworzeniami. Nie potrzebowały niedoskonałych słów, by porozumiewać się z innymi istotami. Kass wyczytała w Jej umyśle przyzwolenie i oddanie, gdyż tylko czysta istota mogła złączyć swoje przeznaczenie z Lunarną Wilczycą. Przepełniona zachwytem czarodziejka oparła swoją głowę o głowę Księżycowej Istoty. Wyszeptała w myślach starą jak świat formułę, nierozerwalnie łącząc swój los z Jej losem, życie z życiem. "Na moją krew, duszę i serce, poprzysięgam Ci wierność i służbę, oddanie i miłość. Jeśli wystąpię przeciw Tobie, niechaj na wieczność pochłonie mnie Pustka. Pact animarum!" To, co stało się w następnej chwili, trudno jest opisać w słowach. Dusze dwóch bliźniaczych istot na nowo stały się jednością, przenikając siebie i łącząc aż po końce świata. Jedna dusza w dwóch ciałach. Kass i Wilczyca pochłonięte zostały na moment przez księżycowe światło, a pakt został zawarty. Najbardziej pierwotna i nieskażona magia wypełniła je obie. Czarodziejka podzieliła z Nią swój umysł, a jej towarzyszka pozwoliła na wykorzystywanie części swych zdolności. Jak na taki obrót spraw zareaguje mag? Kassandra powstała, a jej oczy płynęły granatowym blaskiem nocnego niebo. Odezwała się zmienionym, dźwięcznym głosem: - To było nierozważne, przyjacielu. Nie poznawszy mojej magii, ofiarowałeś mi potężną broń. Bo widzisz - władam Magią Nocy. Kobiecą, księżycową magią pełną iluzji i życia. Łaskawy Księżyc pozwala swoim Dzieciom czarować wodą, mrokiem i krwią. Zjawiając się podczas zmierzchu na placu pojedynku, uczyniłeś mnie potężniejszą. Arena jest parna, a Ty cały przemoczony... Oprzesz się uwodzicielskiej mocy Nocy? Pakt Dusz odmienił Kassandrę. Dzielenie umysłu z Lunarnym Wilkiem pozwoliło jej korzystać z wiedzy swej nowej towarzyszki, a choć mogła korzystać z części jej zdolności, magia Wilczycy była potężniejsza i czarodziejka nie potrafiła w pełni jej wykorzystać. Te magiczne stworzenia były Strażnikami Księżyca, wędrującymi przez wymiary i dbającymi o zachowanie równowagi dobra we Wszechświecie. Było ich jednak niewiele, a przyzwanie ich wymagało wysokich zdolności i jeszcze większej wiedzy. Kass popatrzyła na maga z szacunkiem, pełna respektu dla jego magii. Choć była w stanie przejąć Wilczycę, nie mogła zignorować takich umiejętności. Postanowiła oczyścić Ją z wpływów Dayana. Zanuciła cicho i złożyła pocałunek na głowie stworzenia. - Od teraz zwać się będziesz Catastrophea. Nadając Jej imię, ostatecznie rozwiała władzę przeciwnika nad Wilkiem związanym z nią duszą. Tak długo, jak żyła Kass, tak długo nic nie mogło zabić jej Siostry. Konsekwencją tego był jednak fakt, że od tej chwili dzieliły również ból, a Jej krzywda - była krzywdą Kass. Uśmiechnęła się figlarnie z wesołymi skierkami w oczach. Najwyższa pora pokazać Dayanowi, na co ją stać. Spojrzała na otaczającą go krwawą poświatę. Catastrophea podpowiadała jej, że to mocny czar i jego przełamanie może być kłopotliwe. Ale zaraz... dlaczego miałaby próbować go zniszczyć? Dużo łatwiej będzie go po prostu... obejść. Skupiła się, rozmawiając w myślach z Wilczycą. Po raz kolejny zanuciła i dotknęła czule futro swej towarzyszki. "Teraz!" Kassandra zaczęła biec, z zawrotną szybkością przeskakując nadtopione skały. W jej oczach malowała się determinacja. Doskonale wiedziała, że to, co chce zrobić, mogło być niebezpieczne. Dlaczego by jednak nie spróbować? Kiedy znajdowała się w odległości może dziesięciu metrów od przeciwnika, wykonała zamaszysty skok i... Zniknęła. W zasadzie nie było to 'zniknięcie', a upłynnienie swojej energii, lecz jedyne, co mógł dostrzec mag, to czarne smugi w miejscu jej ruchu. Tymczasem jej postać zmaterializowała się tuż za magiem, a Kass nachyliła się nieznacznie nad jego ramieniem i wyszeptała wprost do jego ucha: - Czy jesteś w stanie się przede mną obronić? - cichym, hipnotyzującym głosem sączyła w jego umysł czar, ciekawa, czy jej iluzoryczne zdolności na cokolwiek się zdadzą. Chciała sprawdzić, jak silny umysł ma jej przeciwnik, ale nie to było jej głównym celem. Kiedy go oczarowywała, lewą dłoń zacisnęła na swej różdżce, mocno po niej przeciągając, a ostre krawędzie lodu boleśnie rozcięły jej skórę. Na ziemię spłynęły gęste krople krwi, brocząc szkarłatem również szaty Dayana. - Descendere! - wyszeptała i natychmiast ponownie użyła zdolności, dzięki której się tu znalazła. Lunarne Wilki były wszak Gwiezdnymi Wędrowcami i swoimi pazurami potrafiły rozrywać czasoprzestrzeń tak, by znajdować się w dowolnym miejscu Wszechświata. Choć Kassandra mogła korzystać z tej umiejętności, miała ona u niej pewne ograniczenia i wychodziło jej to dość nieporadnie. Zamiast znaleźć się z powrotem w ochronnym kręgu jak zamierzała, upadła poza jego zasięgiem. Jęknęła, gdyż zderzenie z ziemią było dość bolesne, a po materializacji zakręciło się jej w głowie. Podparła się dłońmi, próbując wstać. Dostrzegła wtedy swój medalion, który użyła wcześniej do pochłonięcia ognistej kuli. Chwyciła za niego szybko i gdy z powrotem zawisł na jej piersi, podniosła się z posypanej piaskiem nawierzchni. Z jej dłoni wciąż płynęła krew, a splamiona nią różdżka zaczęła lśnić dziwnym blaskiem. Kryształ na czole Kassandry zmienił barwę na szkarłatną, a cienie wylgnęły z pod jej płaszcza i zakryły ją całą. Kiedy w końcu się rozwiały, Kassandra ubrana była cała w czerń, nosząc krótką sukienkę o wyszukanym gorsecie, długie buty i rękawiczki. Krótsze teraz włosy, miały poszarpane końce i bez przerwy falowały. Uśmiechnęła się. Tak jak księżyc miała różne oblicza, a to niosło ze sobą śmierć. W dłoniach, zamiast lodowej różdżki, dzierżyła teraz długi i prosty kostur, zakończony ostrym sierpem. Podczas gdy dziewczyna objawiała swą ciemniejszą naturę, w stronę maga ruszyła Catastrophea. Wzmocniona czarami swej Siostry, miała teraz krwawe pazury, zdolne rozrywać magię. Wyskoczyła w powietrze potężnym susem, zamierzając się na przeciwnika. A ziemia drżała i jęczała, rozrywana dłońmi Dzieci Otchłani. Przyzwane przez krew Czarodziejki, miały tylko jedno pragnienie: pochłonąć maga i zabrać go w lodowate czeluści. Już pierwsza martwa dłoń przebiła ziemię i sięgnęła ku jego kostce.... Czy mężczyzna ustrzeże się straszliwego losu? Cienie pełzały po ścianach areny, a do do wtóru zawodzących głosów śpiewała i Kassandra. - Między dobrem a złem tak cienka jest linia. Czasem mrok nas ochrania, czasem miłość zabija. (Catastrophea wymawia się 'Katastrofi')
  5. Przez twarz Kassandry przemknął cień zdumienia. Słowa Dayana dźwięczały w jej umyśle, przypominając wszystkie lekcje, których udzielał jej Mistrz. To on nauczył ją, jak wola i słowo potrafią kształtować rzeczywistość oraz jak tkać magię płynącą w każdym z nas. Spojrzała uważniej na maga, próbując przeniknąć jego myśli i zrozumieć, co kryło się za tą wypowiedzią. Miał dziwny wzrok - jak gdyby przeszywał ją na wskroś, tak jak i ona starając się ocenić swego przeciwnika. Czyżby był na tyle szalony, aby spojrzeć w jej umysł? To nie było miejsce, które chciałby oglądać. Zdumienie szybko zastąpiła trzeźwym osądem. Widziała, jak mężczyzna wbija w nią spojrzenie i na moment umyka nim w bok. Cokolwiek nie myślał, bardzo szybko przekona się, że nie powinien ufać swoim zmysłom. - Niech więc tak będzie, pierwszy ruch należy do mnie. Obyś nie żałował. - posłała mu pełen sympatii uśmiech, a jej oczy zabłysły w pragnieniu rywalizacji. Miała nadzieję, że przyjmie jej wyzwanie i nie będzie jej szczędził tylko dlatego, że była kobietą. Szarmanckie zachowanie Dayana było jej na rękę. Oddając jej pierwszeństwo, dał jej również szansę, aby przygotować się do walki z nim. Postanowiła zacząć od czarów defensywnych, a dopiero później zaatakować. Rozejrzała się dookoła. Powietrze na arenie było wilgotne i lepkie od mgły tworzącej ściany labiryntu, a ostatnie promienie słońca gasły w nadchodzącym zmierzchu. Dzień upajał się cieniami. Na jej ustach rozciągnął się szeroki uśmiech na ten widok - było tu wszystko, czego potrzebowała w swej magii. Zadowolona, przymknęła powieki, a umysł oczyściła ze wszystkich myśli poza tą jedną, konkretną. Z jej ust popłynęła słodka melodia kołysanki znanej z dzieciństwa. Zaczarowane tym głosem powietrze wokół niej zadrżało i zafalowało, a na placu zerwał się delikatny, lecz chłodny wiatr. Wyciągnęła przed siebie dłoń, nucąc coraz głośniej, gdy para wodna poczęła gęstnieć i oblepiać ją. Teraz już nawet do Dayana musiał dotrzeć zapach najczystszej, niczym nie skalanej magii, której nic nie było w stanie wypaczyć. Tymczasem w dłoni czarodziejki formowała się różdżka stworzona z lodu o poszarpanych krawędziach, ostrych do tego stopnia, że najlżejszy jej dotyk zdolny był przeciąć nie tylko ludzką skórę. Na arenie panował coraz większy chłód, nie był on jednak przykry. Wola Kassandry wpływała na całe otoczenie. Od miejsca, w którym stała, ziemia zaczęła pokrywać się szronem, tworząc wzory tak piękne, jak mróz malujący zimą szyby. Otworzyła oczy. Zajaśniały lodowatym blaskiem, gdy czar dobiegł końca. Opadła na kolana i różdżką utkaną z woli i lodu narysowała dookoła siebie okrąg. Gdy zamknęła jego końce, zajaśniał na moment złotem i przygasł. Jego zadaniem była ochrona czarodziejki przed każdym zranieniem, choć był to tylko czar o średniej mocy. Następnie powstała i wyszeptała: Kristalo!, jednocześnie tupnąwszy nogą. Na ten znak ziemia dookoła niej została rozerwana przez lód, tworząc kolejny, zewnętrzny pierścień. Jego pryzmatyczny charakter rozpraszał w pewnym stopniu magię i potrafił pochłonąć jej część. Kiedy zabezpieczyła się w ten sposób, zadbała o ostatni element - swój umysł. Otoczyła go ze wszystkim stron potężną blokadą, tak aby mag nie mógł go niczym zainfekować, wyczytać z niego niczego ani wpływać na jej działania. Jej umysł był najpotężniejszą jej bronią. Teraz mogła w końcu przystąpić do właściwego ataku. Na początek jednak musiała poznać działanie otaczających Dayana barier, jeśli chciała wykonać skuteczny ruch. Delikatnie wysunęła swoją myśl i musnęła nią magiczną osłonę, lecz na tyle subtelnie, aby się nie zorientował w jej działaniach. Mógł to odczuć jedynie jako niemal niezauważalne dotknięcie, a któż zwróciłby uwagę na coś takiego? Wszak mogło to być tylko ukąszenie wiatru... Na wszelki wypadek postanowiła go jednak zająć rozmową. - Wola i słowo to potężne narzędzie w rękach maga. Pokaż mi, jak wiele jesteś w stanie uczynić. Energia otaczająca mężczyznę nie wydawała się być w szczególności silna i nie powinno sprawić problemu przełamanie jej. Nie miała natomiast pewności co do wewnętrznej bariery ochronnej. Musiałaby znacznie mocniej szarpnąć o nią swoją myślą, a to mogłoby zwrócić uwagę maga. Wolała, aby nie znał od początku jej umiejętności, nie zamierzała więc ujawniać całości swego talentu magicznego. Musiała się więc ograniczyć do założenia, że pierwsze zaklęcie jest silniejsze od kolejnego i tak wymierzyć siłę swoich czarów, aby oba przełamać. - Glacio! - krzyknęła, a lód ponownie zaczął rozrywać podłoże i z zawrotną szybkością zmierzać w stronę mężczyzny. Ożywiony, uformował się w lodowe pnącza usłane długimi na dwa cale cierniami i dopadł jego osłon. Nie zamierzała ich jednak niszczyć - zamiast tego postanowiła uformować dookoła nich magiczny grobowiec. Ciernie miały za zadanie zmieszać się z jego czarem i zaabsorbować taką ilość energii, jaką tylko zdołają, a gdy się już nią nasycą, będą mogły wedrzeć się w głąb i niczym pasożyt, pochłonąć esencję życiową Dayana. Cóż zamierzał zrobić mag tworem, który pochłaniał magię? A czas się kończył. Roślina oplatała szczelnie przestrzeń dookoła barier, pobierając cały tlen z jego otoczenia. Na tym jednak nie poprzestała. Wykonała różdżką kilka pospiesznych znaków dookoła otaczających ją kręgów, które miały jej pomóc nieco później. Z każdą chwilą jaśniały coraz mocniej błękitnym blaskiem. Kiedy skończyła, z ciemnego nieba zaczął sypać skrzący, lodowy pył. (Nie jest to rzeczywisty wygląd płaszcza Kass. Wrzucę go innym razem)
  6. Ciężkie wrota rozwarły się z jękiem metalu, na krótką chwilę rozdzierając przejmującą ciszę areny-labiryntu. Z ich mroku wyłoniła się dość niepozorna postać, jaśniejąca delikatnym blaskiem mlecznej bieli swego ubioru. Mimo to, cień zalegał na jej twarzy, a w nim połyskiwała para szafirowych oczu i magiczny kryształ zdobiący jej czoło. Zrobiła cicho krok, lecz echo nienaturalnie zwielokrotniło jego brzmienie. Cisza ustąpiła młodej czarodziejce, kiedy ta ruszyła w kierunku swego przeciwnika. Dzieliła ich znaczna odległość, ale dostrzegła go natychmiast po wstąpieniu na XXI arenę. Nie wyglądał nadzwyczajnie, jednak nie pokusiłaby się o zlekceważenie potężnego maga. Nawet do niej - obcej w tej krainie - dotarły pogłoski o uprzednim pojedynku Dayana. Tymczasem zjawiła się na placu pośrodku mglistego labiryntu, a jej postać znalazła się w zasięgu światła lamp. Oponent mógł teraz dostrzec kruczo-czarne włosy Kassandry i duże oczy, z powagą i delikatnym smutkiem spoglądające na niego. Z tym wzrokiem wyglądała niczym kapłanka dawno zapomnianych bóstw lub Królowa Śniegu. Jej ludzkie pochodzenie zdradzał jednak ubiór. Ramiona otulone miała białym płaszczem, który wraz z rozciętą z przodu suknią zdobiony był złotą nicią, układającą się w tajemniczy wzór. Na jej piersi spoczywał ciemnobłękitny amulet, a z pod stroju wyłaniały się czarne, wygodne buty i równie ciemna tkanina spodni. Z tej odległości mogła w końcu przyjrzeć się Dayanowi. Wyglądał na starszego od niej, ale cóż o magu miał świadczyć jego wygląd? Sama wydawała się być młodą kobietą, a przecież prawda była zupełnie inna. Była tak stara, jak niektóre greckie mity, wiele lat spędziła na Ziemi i w innych wymiarach, i niemal równie wiele w niewoli. Świadectwem tego była złota obręcz na jej szyi z wygrawerowanym magią napisem w języku wymarłego ludu. Jego zadaniem była obrona, ale czy miała chronić Kassandrę, czy może istoty, które ją spotykały..? Niesforną myśl podsumowała jedynie ironicznym uśmiechem. Nie było to teraz ważne, a jej przeszłość nie miała nic wspólnego z obecnym pojedynkiem. Jedyną wartą uwagi informacją był fakt, że to wtedy nauczyła się magii będącej obecnie jej specjalnością. Nie była przecież wszechpotężną czarodziejką, a zaledwie adeptką, która bynajmnjej nie urodziła się z magiczną mocą. W zamierzchłych czasach była jedynie człowiekiem, który nieopatrznie zwrócił na siebie uwagę niezrozumiałych sił. Piętno tamtego dnia będzie nosiła już do końca swego istnienia, tak samo jak brzydkie blizny znaczące jej ramiona i plecy, ale te na szczęście zakryte były przez jej szaty. Jej moc miała swe ograniczenia, lecz choć nie była zbyt silna, odznaczała się cechą tak charakterystyczną dla swego gatunku: potrafiła wykorzystywać własną słabość. Tylko czy ta prosta umiejętność pomoże jej z mocarnym przeciwnikiem..? Nie wiedziała. Nie chodziło jednak o wygraną, a ciągłe doskonalenie swych zdolności i drogę, którą musiała przebyć w tym celu. Choć w jej głowie myśli wzbierały w ogromnej ilości, w świecie zewnętrznym minęła zaledwie chwila. Uśmiechnęła się lekko, by przegonić mary ze swego umysłu, a tańczące pod jej płaszczem blaski i cienie się uspokoiły. A może były tylko wytworem wyobraźni? Melodyjnym głosem wyrzekła : - Witaj, Dayanie. Wieści o Twych zmaganiach i Twoje imię dotarły również do mnie. - W tym momencie skinęła mu z szacunkiem głową, kontynuując. - Mam nadzieję, że będę umiała dorównać Ci wytrwałością i kreatywnością w boju. (Wygląd Kassandry. Tkanina na zgięciach jej rąk to płaszcz, być może wrzucę niebawem w którymś z postów szkice koncepcyjne, na których będzie to widać :>)
  7. Kassandra zatrzymała się przed wejściem na arenę na czas nie dłuższy, niż kilka uderzeń serca. Wzięła spokojny wdech, potarła spoczywający na jej piersiach medalion, a w myślach szepnęła z wiarą: "Niech wygra najlepszy". W następnej chwili była już na arenie. Szybko oceniła słabe punkty swojej pozycji, bo rozeznanie w terenie mogło jej później uratować skórę. Spokojny błękit jej oczu spoczął na przeciwniku i z zaciekawieniem myślała o rodzaju magii, którą się para. Pełnym wdzięku, pewnym siebie krokiem ruszyła w jego kierunku, a biała suknia przy każdym jej kroku odsłaniała czarny strój pod spodem - wygodny i stworzony do długich podróży oraz nużących starć. Kiedy znalazła się przed nim, zsunęła z głowy jasny płaszcz ze złotymi ornamentami i przechylając lekko głowę, uśmiechnęła się do niego ciepło. - Z przyjemnością stawię Ci czoła w pojedynku. - Jej głos emanował pięknem i dobrem, i w tej chwili młodo wyglądający mężczyzna mógł się przyjrzeć Kassandrze. Miała miękkie rysy twarzy, rozjaśnioną wewnętrznym blaskiem karnację i duże oczy. Kąciki ust wiecznie uniesione w delikatnym uśmiechu, a cała odziana była w biel i złoto, z którymi kontrastowała czarna kaskada włosów. Całość dopełniał wlokący się po ziemi płaszcz, pod którym bez przerwy tańczyły blaski i cienie. Skłoniła przed nim nieznacznie głowę, nie odrywając od niego wzroku, życzliwym gestem okazując szacunek swemu przeciwnikowi. - Pojedynek czas zacząć.
  8. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Kassandra pochyliła lekko głowę, kiedy dostrzegła spojrzenie Adriana. Nie była zdumiona faktem, że próbował ją przejrzeć, ale nie chciała dzielić się swą historią z przypadkowo poznanym mężczyzną. "Próbujesz zrozumieć, prawda?" - jej oczy zmatowiały pod wpływem tej myśli i niemal natychmiast odchyliła się nieco na siedzeniu do tyłu. "Próbuj, jeśli potrafisz." Kelner przyjął już jej zamówienie, więc z powrotem przeniosła wzrok na swego rozmówcę. Zanotowała w głowie szczególny sposób podczas wymowy słowa "Czas" i niesmak, z jakim odniósł się do osoby, która najwyraźniej 'podarowała' mu płaszcz. Nie była to jednak jej sprawa i nie zamierzała o to pytać. - W ciekawym napoju Pan gustuje. To Pana typowe zamówienie? I rzeczywiście, padało, kiedy tu przyszłam. Lecz chyba nie musimy poddawać się wszystkim konwenansom i rozmawiać o pogodzie, czyż nie? - Uśmiechnęła się lekko. - Jeśli nie uzna Pan mego pytania za niegrzeczne, czy mogłabym zapytać, co sprowadza w tak... wyjątkowe miejsce osobę Pana pokroju? - Przez jej myśli przebiegło stado kolorowych kucy, gdy myślała o krainie, w której obecnie się znajdują.
  9. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    - Proszę się o to nie martwić. - Kassandra uśmiechnęła się lekko, delikatnie skinąwszy głową. - Pana towarzystwo nie jest uciążliwe.
  10. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    W pierwszej chwili chciała zamówić swój ulubiony napar, lecz przypomniała sobie pewien znaczący szczegół: nieważne, co zamówi, jedzenie i picie nie będzie miało smaku. Westchnęła w myśli zrezygnowała, bo nie pierwszy raz zapominała o utraconym życiu, po czym odparła: - Poproszę najlepszą wodę, jaką macie. To na razie wszystko, być może później zamówię coś więcej. Zerknęła na swego towarzysza pytająco, oczekując, aż i on złoży zamówienie.
  11. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    - Czy mógłby mi Pan zaproponować coś niezawierającego alkoholu ani magii? - Uśmiechnęła się uprzejmie.
  12. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Roześmiała się dźwięcznie i serdecznie, słysząc jego słowa i widoczne zakłopotanie. Nie tak, jak gdyby go wyśmiewała, nie... Ale znała dar tego śmiechu i wiedziała, że uspokoi go i pozwoli mu się rozluźnić. "Ludzie tak łatwo ulegają miłym słowom i ładnemu uśmiechowi... A przecież nie to się liczy." - pomyślała smutno, lecz czuła, że on tak tego nie odbierze. W tej karczmie nie znajdowali się ludzie, a otaczającą go dziwaczna i trudna do pojęcia moc zupełnie ją w tym utwierdzały. Posłała mu serdeczne spojrzenie i lekko dotknęła dłoni, gdy wypowiadała swe imię. Chciała pokazać, że te osobiste pytania nie przeszkadzają jej. - Proszę się nie oddalać. Będę zaszczycona towarzystwem tak czarującego mężczyzny i z pewnością mniej samotna. Na imię mi Kassandra. Nosiła wiele imion, ale to było jej ulubionym. Przez twarz dziewczyny przemknął cień wspomnień - ahhh... już tak dawno go nie używała... To właśnie to imię nosiła, gdy po raz pierwszy poznała smak stali rozrywający wnętrzności i gorycz łez palących bardziej ze świadomości zdrady, niż przez ból ran broczących szkarłatem. Tak... Ale to była tylko przeszłość, dawno przez świat zapomniana i włożona między mity. Szybko odegnała makabryczne myśli i zabrała dłoń, aby nie kłopotać go teraz zbytnim spoufaleniem z własnej strony. Nie chciała okazać, że dostrzegła jego zakłopotanie i wzrok lustrujący jej ciało. - Również jestem przywiązana do swego płaszcza - Czy to możliwe, aby dostrzegł cienie tańczące pod jego krawędzią..? - więc w zupełności rozumiem Pana zachowanie. Patrzyła na niego życzliwie i ze szczerym zainteresowaniem, łagodnym głosem starając się dać mu poczucie ciepła i jednoczenie odwrócić uwagę od własnego płaszcza. Czyżby on również coś ukrywał? Nie lubiła jednak zadawać kłopotliwych pytań. - Być może otrzymał go Pan od wyjątkowej osoby? Lub ma w niej dar od wybranki swego serca? Albo po prostu Pana chroni. - To były tylko pytania retoryczne. Podsumowała je wyrozumiałym uśmiechem i zręcznie zmieniła temat. Obserwowała go wnikliwie przy następnym pytaniu. - Okropnie dziś pada. Może miałby Pan ochotę złożyć zamówienie? Szczery uśmiech rozjaśniał jej oblicze, ale nie mogła pozbyć się z głowy myśli o tym, dlaczego tak na nią reagował. Czyżby się już kiedyś spotkali..? Ma takie znajome oczy....
  13. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Wejście nowej osoby do karczmy zauważała od razu. Co prawda już dłuższy czas obserwowała siedzących w niej gości, ale nawet bez tego zwróciłaby na niego natychmiast uwagę. Ubrany w płaszcz, nienagannie elegancki - przyciągał wzrok swą posturą i pewnością siebie widoczną w sposobie poruszania. Jej niebieskie oczy z bystrością oceniły interesującego mężczyznę. Zdawał się znać to miejsce i wiedzieć, czego szuka. Skierował swój krok w jej stronę i już niebawem znalazł się przy zajmowanym przez dziewczynę stoliku. Kiedy usłyszała jego pytanie, delikatnym gestem dłoni wskazała miejsce naprzeciw siebie i z ciepłym uśmiechem odparła: Proszę się nie krępować. Zapewne jest Pan znużony drogą; mam nadzieję, że moje towarzystwo nie będzie Panu przykre. Nie spuściła wzroku z jego oczu przez cały ten czas - w jej zwyczaju leżało o wiele dłużej przypatrywać się rozmówcy, niż robili to przeciętni ludzie. Nie było to bezcelowe zachowanie: zawsze lubiła interpretować zachowania innych istot i poprzez nie rozwijać swój talent... Ale to już zupełnie inna historia. Pewne było jedno: nie był to zwyczajny mężczyzna i musiała mieć się przy nim na baczności. Tacy chłopcy są o tyle czarujący, co niebezpieczni.
  14. Monti

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Przez ogromny dziedziniec pełnym wdzięku krokiem sunęła drobna postać. Deszcz spływał po połach jej nieskazitelnie białego płaszcza, zupełnie zagłuszając kroki, ale zdawał się nie wnikać w tkaninę jej ubioru. Mimo to dziewczyna z ulgą spojrzała na szyld karczmy i śmiało wkroczyła przez wiecznie rozwarte wrota. Piękne wnętrze zrobiło na niej ogromne wrażenie, choć widziała naprawdę wiele. Zsunęła delikatnie kaptur, by lepiej móc się wszystkiemu przyjrzeć. Ciemne włosy miękkimi falami opadały na jej ramiona, ale nawet na moment nie spoczęły w bezruchu - zdawały się żyć własnym życiem, co chwila nieznacznie zmieniając barwę i długość. Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach, kiedy po chwili znalazła się w cudownie urządzonej sali. Nie można zaprzeczyć, że wyglądem odbiegała od pozostałych gości. Jej strój wydawał się być z innej epoki: spod płaszcza można było dostrzec białą suknię sięgającą do ziemi z bogato zdobionym gorsetem o długich rękawach, rozszerzających się przy nadgarstkach. Kiedy się poruszyła, rozcięcie w sukni odsłaniało pod spodem czarne spodnie i wysokie buty na drobnym obcasie. We włosach miała kwiaty, a na pelerynie złote hafty. Cicho podeszła do wolnego stolika, mijając po drodze mężczyznę z piórem w dłoni, którego obsługiwał kelner o wyjątkowym wyglądzie. Uśmiechnęła się szerzej i skinąła im życzliwie głową. To będzie długa noc... Ale może być niezwykle interesująca.
×
×
  • Utwórz nowe...