-
Zawartość
500 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Advilion
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 29
-
Jeśli gryf był piratem, to oznaczało, że może zacząć realizację swojego planu ucieczki! Oczywiście, nie planował przepłynąć do lądu tylko używając kopyt, lecz uciec na statku piratów. Musieli mu tylko zaufać, więc powinien wzbudzić sympatię jako też ktoś wyjęty spod prawa. Nawet jeżeli on póki co został ukarany jedynie za nieposłuszeństwo. - Więzień - wzruszył ramionami i wyglądał na niewzruszonego nożem w łapie gryfa.
-
Red najpierw pomyślał, że statek uderzył w jakąś skałę, pasowałoby to do opinii, jaką sobie wyrobił na temat załogi. Niestety, oznaczałoby to, że nie wróciłby żywy na ląd, a niestety lubił żyć. Potwór morski, sugerowany przez starca, też raczej przyniósłby takie same efekty. Z tego wszystkiego więc najlepszą opcją byli sugerowani prze Rolla piraci. Co prawda to wciąż nic cudownego, jednak dawało mu to szansę na ucieczkę podczas chaosu. Postanowił pozbierać się na nogi i poszukać kapelusza, który niewątpliwie mu gdzieś tutaj spadł, jeżeli nie zrobił tego już wcześniej, gdy jeszcze był na pokładzie. Oby był tutaj lub chociaż gdzieś indziej na pokładzie, nie w odmętach oceanu... Wpadł też na pomysł, dopiero teraz jawiący się w jego przyćmionym gniewem i kacem umyśle. Był jednorożcem, który umiał się teleportować! Mógł dzięki temu wyjść i poszukać swojej broni, a następnie jakoś uciec z tej niegrzeszącej wychowaniem łajby. Chyba że załoga odeprze piratów... Trudno! Nie ma co rozważać takiej przyszłości w tej chwili. Wielka ucieczka czeka!
-
Miał nadzieję, że broń zabrali mu tylko tymczasowo. Banda wrzaskliwych prymitywów. Pieniędzy nie było mu szkoda aż tak. Lubił je mieć, jednak dawał radę i bez nich. Jednak jego uzbrojenie... Nie wiedział jeszcze, co zrobi, jeżeli zdecydują mu się jej nie oddać, nie ulegało jednak wątpliwości, że nie będzie to nic przyjemnego. Na razie jednak musiał spędzić dobę w otoczeniu idioty i niczego więcej. Postanowił więc, że zrobi przynajmniej w ten czas coś dla siebie, a więc ułoży się pod ścianą i się prześpi.
-
Może to i lepiej, że go tu wrzucili. Przynajmniej nikt więcej na niego nie krzyczał i nie musiał niczego robić. Kilka siniaków nie było wysoką ceną, podczas swojego życia zdobył takich wiele. Dumy też nie stracił aż tak dużo, w końcu sam jeden z pozycji, która zmniejszała jego szanse, postawił się grupie oprawców. Gdy samemu walczy się z wieloma, to można przegrać, to uzasadnione. Dlatego moralnie wciąż był zwycięzcą, który mógł się szczerzyć do samego siebie. By jednak czymś się zająć, zaczął przeglądać swoje rzeczy.
-
Znowu krzyczą na niego niewychowane kucyki, tak charakterystyczne dla tego okrętu. Krzyczą, gdy go boli głowa. Krzyczą i ból się wzmaga... Dość tego. Był dobry i wyrozumiały, teraz już zaczynał mieć tego dość. - Zamknij się. Nie jestem żadnym majtkiem - wyrzekł przez zęby ogier. - Nie będę się ciebie słuchał, nie masz nade mną żadnej władzy, a także... Przestań z łaski swojej się drzeć! - sam niemal wykrzyknął. Wiedział, że tak zbudowany kucyk mógłby go porządnie uszkodzić, nie bał się jednak. Połączenie złości, dumy oraz posiadanie przy sobie rapieru oraz pistoletu dawały mu pewność siebie, której podniesiony głos oraz bycie kupą mięcha nie da rady zniszczyć.
-
No tak, kolejny zupełnie niewychowany kucyk na pokładzie tego statku. Prawdopodobnie cała załoga taka była. Może to i dobrze, że spędzi resztę drogi do Griffinstone ze ścierką, prawdopodobnie najbardziej dystyngowaną rzeczą na tym statku, pomijając oczywiście go samego. Kiedy zobaczył Rollo, nie poprosił go od razu o narzędzie pracy, którą zlecił mu kapitan. Zamiast tego usiadł w odległości jakichś dwóch metrów od niego i zajął się tym samym, co on. Nie spieszyło się mu do upadlającego szorowania pokładu, a skoro członek załogi nie musiał niczego robić, to tym bardziej on mógł.
-
Taka praca mu uwłaczała, jednak nie miał zbytnio wyboru, bo wyrzucenie do wody wydawało się być możliwe, jeśli nie zastosuje się do rozkazu kapitana. Kiwnął więc smętnie głową. Nie wyobrażał sobie jednak całą dobę wycierać pokładu. Może i statek nie był mały, ale przez taki okres to mógłby już zacząć zdzierać deski zamiast brudu podczas szorowania. Zaczął już wychodzić, gdy zorientował się, że nie wie, gdzie ten Rollo może być. - Gdzie znajdę tego niebieskiego przygłupa? - zapytał się z drobnym uśmiechem. Spodobało mu się to określenie, gdyż też nie przepadał za pegazem.
-
Całkiem całkiem ta kajuta. Jakby miał kajutę, to chciałby taką... na początek. Można wciąż było wiele ulepszyć. Na przykład dać krzesło dla gości. Goście niewątpliwie byliby wdzięczni za nie, tak, jak on byłby teraz. - Wczoraj byłem w y... Na lądzie w każdym razie - może i pamiętał nazwę miejscowości, ale jego umysł wybitnie nie chciał, by przeszukiwać zakamarki jego pamięci. - Zabawa była przednia, jednak efekty, jak zwykle, nieprzewidziane. Na pewno wypiłem za mało na takiego kaca. To, że nie wiem, co robię na jakimś statku, też jest dziwne - wytłumaczył się, może nieco zbyt rozbudowanej wypowiedzi niż oczekiwał jej kapitan, ale tak już miał ze swoim nadgorliwym językiem.
-
Ten pegaz zaczynał go denerwować, nie dał jednak rady zdobyć się na zrobienie czegoś więcej niż oburzone mruknięcie. Następnie pozbierał swoje nogi i ustawił je w pozycji prostopadłej to podłoża, a przynajmniej w bliskiej temu. Następnie zaczął iść za pegazem, bo cóż miał zrobić? Siedzieć i czekać na nie wiadomo co? Nie brzmiało to w sumie tak źle... Ale nie! Pokręcił głową i kontynuował starcie ze swoim ciałem, w którym każdy krok był zwycięstwem.
-
Co? Skąd? Przecież... Nie pamiętał. Co się stało? Tyle pytań, a odpowiedzi żadnej. I jeszcze te krzyki! Kiedyś wyrówna porachunki i dowie się, co się stało, ale teraz nie dał rady. Zrzucił z siebie ścierkę na deski pokładu i opadł na zad, oczywiście nie w miejscu, które poznało jego problemy, które z siebie wyrzucił przed chwilą. Popatrzył się smętnie w przestrzeń, a potem na niegdysiejszą zawartość swojego żołądka i spróbował skorzystać z lewitacji, aby przenieść ścierkę na wymiociny. Modlił się przy tym, by jego głowa nie została rozerwana przy tym na kilka części, a w każdym razie, by się tak nie poczuł. Lewitacja przecież to najprostsze zaklęcie.
-
Miasta nadmorskie miały pewną dość zauważalną zaletę. Były nad wodą, a woda w takiej ilości była jakby wielkim zbiornikiem na wszystko, czego kucyki nie chciały mieć w sobie i swojej okolicy. W końcu i tak nie zanieczyszczą całego morza, to nie byle studnia. Postanowił więc wydobyć z siebie szkodzące mu substancje. Tylko musiał dostać się nad brzeg, co chyba nie należało do najłatwiejszych czynności w jego obecnym stanie. Jednak mu miałoby to się nie udać? Mu wszystko się udaje. Dlatego zaczął powoli kroczyć w stronę najbliższej granicy lądu z morzem, tocząc walkę z kołysaniem i innymi efektami kaca. Jaka szkoda, że tego przeciwnika nie mógł po prostu przebić swym rapierem i się od niego uwolnić na zawsze.
-
Och, wow. Nie wiedziałem, że ta lista, którą stworzyłem przed cztery laty był taka dobra, by nawet dziś jej używać. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się, że ktokolwiek ją powtórzy. Ale skoro ktoś tu już się wypowiedział, to może ja też coś powiem, by ten mój post nie pozostał bezwartościowy. O, wiem! Powiem co nieco o HotA, bo znam ten mod, który faktycznie sprawia wrażenie pasującego do pozostałych dwóch dodatków. Co prawda pewnie każdy, kto jeszcze gra w HoMM 3, go zna, ale... Horn of the Abyss to dodatek, który dodaje kilka usprawnień oraz nowy zamek, nie sprawia jednak wrażenia przekombinowanego WoGa, który zupełnie zmienia grę. Nie, przynajmniej według mnie, HotA dodaje te funkcje, które powinny być w bazowej grze. Co dokładnie? Cóż, pewnie jest tego więcej, ale wypiszę to, co pamiętam, czyli: - Namierzanie obszarowymi strzelcami obszaru. Dzięki temu już nie będzie więcej przypadkowych strzałów magogami we własne jednostki... Chyba że będzie się samemu chciało to robić. Nawet w przypadku produkcji demonów to jest usprawnione. Można strzelać we własne jednostki nawet, gdy nie sąsiadują z wrogiem. - Kalkulowanie, ile przeciwników atak może zabić. Oczywiście, można to robić samemu, jednak zostawienie dzielenia komputerowi zdecydowanie przyspieszy taki proces. - Feniksy nie mają większego przyrostu od innych jednostek siódmego poziomu, dopóki nie postawi się specjalnego budynku. Czyli naprawa tego, co powoduje, że Wrota Żywiołów mają opinię zbyt potężnego zamku, bez kompletnego zabierania tej wyróżniającej cechy. - Różnice w wyglądzie zamku na mapie w zależności od poziomu fortyfikacji. To po prostu mała, jednak ciesząca gratka graficzna. No i sama Przystań, czyli dodany zamek, którym też gramy podczas dodanych kampanii. Wypełniony piratami oraz morskimi stworzeniami. Pasujący graficznie i muzycznie, obydwie z tych rzeczy są wysokiej jakości. Na kwestiach balansu się nie znam, jednak wydaje się nie być mocniejszy od żadnego zamku z oficjalnych dziewięciu. Najciekawszymi rzeczami w nim są w mojej opinii armaty, czyli zdecydowanie potężniejsza wersja balisty oraz korsarze uzbrojeni w pistolet i... chyba rapier lub szpadę, jeśli dobrze pamiętam. Co jest w nich takiego ciekawego? Mają trzy poziomy, umiejętność walki wręcz bez kar, a ich strzały na najwyższym poziomie mają szansę na zabicie dodatkowych przeciwników. Daleko mi do wyczerpania informacji o tym modzie, jednak to, co wypisałem, jest chyba najważniejsze, a w końcu trzeba jeszcze zostawić tym, którzy nie mieli styczności z nim, trochę przestrzeni do odkrywania samemu. W końcu to jest jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, gdy ma się do czynienia z nowościami.
-
Épée nie rozumiał tego, co się dzieje naokoło niego. Było tego za dużo, a przy tym odnosił wrażenie, jakby nie działo się nic konkretnego. Wszystko to były słowa, niezależnie z której strony wychodzące, nie miały żadnego znaczenia. Liczyły się czyny, a najbardziej te, które wykonywał kucyk najbardziej zgodny z nim, czyli Silver. Jeżeli podejrzewała kogoś o zdradę, to wierzył jej. Nie cierpiał takiego podstępnego postępowania. Nie rzucił się jednak na Clinta, wolał wciąż pilnować "burmistrza". Kto wie, czy będzie jeszcze próbował on się jakoś bronić.
-
Épée też ledwie poskramiał emocje, robił to tylko dlatego, że Silver wcześniej go powstrzymała przed wymierzaniem samosądu. Kiedy jednak i ona w końcu dała upust uczuciom, on nie trzymał się z tyłu ani chwili dłużej. Ta rażąca niesprawiedliwość, uznawanie, że monstrum jest "niewinne", poruszała jego nerwy do głębi. Do tego dochodziło jeszcze to, jak wcześniej "burmistrz" wyraził się o kucyku, który był dla niego ikoną doskonałości i którego honoru pragnął bronić za wszelką cenę. Wyciągnął znów szpadę i jednym, szybkim ruchem wstał i przystawił ją burmistrzowi do szyi, zdolny zareagować na jakikolwiek znak oporu. Nie wiedział, czy powinien już wbić ostrze. Nie mogli w końcu zrobić nic innego niż go zabić w obecnej sytuacji. Był gotów to zrobić na choćby skinienie głowy klaczy. - Nawet, jeżeli mówisz prawdę, to albo poniosę honorową śmierć, albo zmyję plamę, jaką zrobiły moje ponowne wcielenia, pozwalając się zabić. W każdym wypadku, zostanę zwycięzcą i duma oraz prawość będą po mej stronie - zadeklamował, z niecierpliwością czekając na jakiś sygnał. Jego gniew narastał z każdą chwilą, gotów był zabić nawet bez sygnału, jeżeli "burmistrz" ledwie się ruszy. Albo gdy skończy się mu cierpliwość.
-
- Ale... Skoro widok zasmuconej córki jest tak okropny, to czy martwej będzie lepszy? - zapytał się nieco trzęsącym się głosem Épée. Wizja smutnego źrebięcia była przeraźliwie smutna, zdecydowanie chciał jej zapobiec. Gdy jednak miał też do wyboru jej śmierć, wolał jednak to pierwsze. Coś jednak pojawiło mu się w głowie, gdy przemyślał to, co powiedział burmistrz. - Miesiąc? Czyli... Przez ten cały czas był czymś takim? I dopiero teraz zaatakował? Czy... Jak w ogóle do tego ataku doszło? - ostatnie pytanie zadał reszcie drużyny, a nie burmistrzowi.
-
- Każdy zwykły obywatel z takimi ranami, z jakimi go napotkałem, byłby już nieprzytomny. Albo chociaż próbowałby uciekać. Nie zabić - nie potrafił uwierzyć w słowa burmistrza. To, co widział, zdecydowanie było odległe od nawet najbardziej luźnej definicji zwykłego obywatela. Za to mógłby figurować pod wpisem "potwór" w encyklopedii. - Jedynym sposobem uratowania go byłoby powstrzymanie czynnika, który zmienił go w potwora - stwierdził jedną z najbardziej podstawowych rzeczy, jakie zauważa się, chroniąc bezbronnych. - Jeżeli możemy to zrobić, to zgadzam się na pańską propozycję, nawet jeżeli nie przychodzi mi to z całkowitą łatwością - po powiedzeniu ostatniego słowa usiadł. Nie był zadowolony perspektywą współpracy z kimś takim, ale wyglądało na to, że nie miał innego wyboru.
-
- Oczywiście - schował szpadę, jednak wyłącznie z powodu polecenia Silver, a nie groźby śmierci. Gdy jednak usiadł, wciąż spode łba patrzył na podejrzanego kucyka. Gdyby nie autorytet kogoś, kto służył księżniczce w hierarchii wojskowej, krew by się polała. W dwie sekundy zdołałby zabić "burmistrza" i przeciąć linę, więc nic by mu się nie stało, a honor Celestii byłby pomszczony. Skoro jednak nie mógł tego zrobić, to pozostało mu współpracować. Miał jednak pewne pytanie... - Dlaczego chce pan, by ten potwór żył? Aby mordował innych mieszkańców tego miasta? - pytał się, wiedząc, że przemiana jest nieodwracalna. Przynajmniej tak wynikało z jego doświadczenia.
-
Épée słuchał ze wzrokiem wbitym w kartkę. Czuł na sobie ciężar winy, mimo że w swojej opinii postąpił słusznie. Może nawet i by się zgodził na propozycję burmistrza, gdyby nie pewien szczegół - burmistrz nie miał szacunku dla Celestii, a nawet w pewien sposób się z niej wyśmiewał. To spowodowało, że smutek i poczucie winy ustąpiły miejsca gniewowi. Jak w ogóle można śmieć mówić takie rzeczy? Szermierz wstał i szybkim ruchem wyciągnąwszy szpadę, przystawił ją "burmistrzowi" do szyi. Nikt w jego obecności nie będzie tak mówił o Celestii. Nie bał się niczego, co może mu się stać, zależało mu tylko na pomszczeniu honoru księżniczki. - Odwołaj to, co powiedziałeś o księżniczce - wyrzekł przez zęby.
-
Uśmiechnął się przez chwilę. O ile śmianie się z problemów innych jest niezbyt szlachetne, nie jest to bezpośrednio zabronione w żadnym kodeksie. Poza tym, Clint wyglądał naprawdę zabawnie. Szybko jednak jego uśmiech zgasł, gdy usłyszał pytanie zadane przez domniemanego burmistrza. Dwa kuce... Sam widział tylko o jednym. I nie miał zamiaru kłamać, więc nie weźmie winy za poczynania któregokolwiek z pozostałych członków drużyny. Zaś jeśli chodzi o ogrodnika... - Jeden z nich był przemienionym monstrum. Widziałem, że już powalony, bez większych problemów wstał i zaatakował mojego kompana. Gdy miałem do wyboru śmierć kuca z czystym umysłem, na dodatek stojącego po właściwej stronie - gadał, nie mając zbytniej świadomości tego, że niemal każdy może wysunąć z tego różne wnioski. Épée był jednak kucem honoru, nie zaś sekretów. A plamy, jaką było oskarżenie o nieuzasadnione zabójstwo, by nie zniósł - i opętanego stwora, który nigdy nie wróci do normalności, a żyjąc, pozbawiłby życia nawet i swą niegdysiejszą rodzinę, zdecydowałem się na uśmiercenie potwora. O drugiej śmierci nic nie wiem - dodał szybko, nieco się wstydząc. Może jakby odnalazł ich wcześniej, mógłby zapobiec niepotrzebnemu przelewowi krwi. Choć już na samym początku znajomości z resztą drużyny rozlał posokę na swoje kopyta...
-
Épée był w gotowości, gdyby nagły wypadek się wydarzył, byłby w stanie wyciągnąć swoją broń w mgnieniu oka. Jednak jak do tej pory, nic złego się nie stało. I to właśnie dodało mu zaufania do ogiera. Przecież gdyby chciałby im coś zrobić, to już by to zrobił, szczególnie, że wyglądał na to, że ma pewną moc... Jakoś związaną z czasem. Jaką, to pozostawało poza kręgiem wyobrażeń szermierza. - Merci, monsieur. Uważam, że nie powinniśmy się wzbraniać przed przestąpieniem tego progu - jakby na potwierdzenie swoich słów, zrobił krok do przodu.
-
Ogier stał, już spokojnie. Pogodził się z nieuniknionym, patrzył po prostu na sojuszników, jakich zyskał. Prawdą było, że zazwyczaj był samotny, w taki sposób zdobywa się przecież największe zasługi.. I najwięcej klaczy. Ale ufał tej drużynie, miał kogoś, na kim mógł polegać. A przynajmniej tak myślał. - Jak będziemy się uśmiechać, to nawet bardziej ich przestraszymy - mimo wszystko, nie miał nastroju na żarty. Zaraz spotkają się z władzą, która będzie zainteresowana trupem... Którego to on sprowadził do tego stanu. Jednak miał pewność, że jakoś z tego wybrną. - Prawda zawsze wygrywa - wypowiedział swoją myśl głośno.
-
- Nie, Shadow ma rację. Nie powinniśmy tchórzyć. Działaliśmy w obronie i powinniśmy przyznać się do zabicia go, a już na pewno ja - nie potrafił nikomu spojrzeć w oczy, wzrok trzymał skierowany pod siebie. Wstydził się swojego strachu przed odpowiedzialnością. - Nawet jeśli nikt nam nie uwierzy, to to jest najbardziej prawa rzecz, jaką możemy uczynić. Ciało powinno zostać oddane w kopyta rodziny tego kucyka, nie powinienem nawet myśleć inaczej - chęć złamania zasad, jakie sam sobie wytyczył powodowała u niego ból.- Jednak odpowiedzialność ponoszę ja i sam uniosę winę. W ten sposób tylko zmyję plamę, jaką stworzyłem troską o własną skórę - uniósł wzrok. W jego oczach widać było determinację, aby zadośćuczynić swoim błędom.
-
Musiał szybko wpaść na jakiś pomysł, jak ukryć albo pozbyć się zwłok. Miał jeden, ale brzydził się nim, jednak patrząc na sytuację... Honor stracił znaczenie w porównaniu z zagrożeniem. Épée był wściekły na siebie, ale w końcu to powiedział. - Jak szybko dwa jednorożce i smok mogą spalić zwłoki na popiół? - zapytał się, ze wzrokiem wbitym w ziemię, w tym samym czasie wyciągając jedną z pustych butelek po winie. Czuł się okropnie, plugawie, jednak kremacja była chyba najlepszą opcją w tak nagłym wypadku. - Nie podoba mi się to... Ale mamy jakiś wybór?
-
- Skoro nikt nie ma niczego lepszego do zaproponowania, dokonajmy naszej powinności w lesie. A, w każdym razie, ja jestem za tym pomysłem - słowa klaczy rozwiały te drobne wątpliwości, jakie się w nim pojawiły. Obecnie nikt nie zaproponował niczego lepszego, a zapewne pozostała część drużyny też przystanie na ten pomysł. Czyli można było powiedzieć, że już postanowione, co zrobią.
-
- Pójdziemy razem, tout le monde, wtedy na pewno się nie zgubimy. Nawet jeśli stracimy ścieżkę z oczu, będziemy mieli wzajemne wsparcie. Choć, bien sûr, jeśli znasz lepsze miejsce, to pójdziemy tam - mówił do Shadowa pewnym głosem, choć jego słowa zasiały w nim ziarno niepewności. Dużo złego mogłoby się wydarzyć pomiędzy drzewami, nie wiadomo, czy warto ryzykować.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 29