Skocz do zawartości

Advilion

Brony
  • Zawartość

    500
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Advilion

  1. Peach skinęła głową do Eomeera i... zaraz zaraz, co powiedziała Flare? "Wcześnie"? Przecież już rozpoczynają się zajęcia! - Flare, przecież już się zaczyna lekcja. Może zegarek w Pip-Bucku ci się rozregulował i powinnaś zanieść go do naprawy? - wytłumaczyła klaczy. Uśmiechnęła się, gdy Hawk koło niej usiadł. - Cześć - powiedziała do niego.
  2. Peach dokończyła ostatnią piosenkę i oddała mikrofon prezenterowi. - Do zobaczenia! - zawołała jeszcze, wychodząc ze studia. Radośnie zmierzała w kierunku sali lekcyjnej, mijając z każdą chwilą coraz więcej kucyków. Z każdym się witała, wszyscy byli dla niej tak samo ważni. Gdy w końcu była na miejscu, delikatnie uchyliła drzwi i weszła do pomieszczenia. Pozą nią, była tam tylko Shadu, jej „mistrzyni". Jakoś nie czuła potrzeby jej tak tytułować. - Cześć! - przywitała się wesoło, zasiadając przy jednej z ławek.
  3. Peach wstała wcześnie, miała w końcu jeszcze trochę pracy przed sobą, potem, cóż, będą tu puszczać nagrane utwory. Szybko zjadła wczorajsze owoce, umyła się i poszła do studia. Jak na tak wczesną porę, miała bardzo dobry humor, bez korzystania z żadnej używki. Była po prostu energiczną klaczą z zapałem do życia. - Dzisiaj wychodzę szybciej, mam lekcje. A potem będziecie musieli radzić sobie sami - rzuciła do prezentera, biorąc od niego mikrofon. - Przepraszam - dodała jeszcze, zanim zaczęła śpiewać, co jakiś czas spoglądając na swój Pip-Buck, aby zdążyć na zajęcia.
  4. Nucąc pod nosem jakąś melodyjkę, zaprowadziła Hawka do jego kwatery. - Dobranoc! I do jutra! - zawołała radośnie na pożegnanie, po czym weszła do swojej kwatery. Widać było jej zainteresowania po przedwojennych plakatach z gwiazdami muzyki oraz kilku książkach od ojca. Trochę szkoda będzie się z tym pożegnać, ale podjęła już decyzję i nie miała zamiaru jej zmieniać. Rzuciła się na łóżko, a po chwili zasnęła.
  5. Peach skinęła głową na odchodzącą klacz. - Dobrej nocy, Shadu! Spojrzała jeszcze na owoce. Zupełnie o nich zapomniała, kiedy zaczęła śpiewać. Trudno - pomyślała, chowając je do małych juków, charakterystycznych dla klaczy. - Jak chcesz, to koło mojej kwatery jest jeszcze jedna wolna - powiedziała do Hawka, słysząc jego prośbę. - Zaprowadzę - dodała z uśmiechem.
  6. Z przyzwyczajenia dygnęła przed ogierem, gdy ten zaczął bić jej brawo. Przypomniała się jej przyjemność dawania koncertów przed publicznością, gdyż ostatnimi czasy coraz częściej śpiewała w ścianach studia. To zdecydowanie nie było tak przyjemne, jak bezpośredni kontakt ze słuchaczami. uśmiechnęła się jeszcze szerzej i usiadła z powrotem na swoim miejscu. - Czy to się liczy, kiedy wyjdziemy na zewnątrz? - zapytała retorycznie, nie przestając się uśmiechać. - Ważne, że wyjdziemy razem - polubiła te kucyki. Szkoda, że Flare nie było z nimi.
  7. Wstała od stołu, każdy przecież wie, że na stojąco śpiewa się o wiele lepiej i zaczęła śpiewać w rytm melodii wygrywanej przez Shadu. Bardzo szybko zapomniała o otaczającym ją świecie i całkowicie zajęła swój umysł piosenką. [Nie muszę przecież przepisywać jej tekstu, racja?]
  8. - Ja chyba wolałabym zaśpiewać "Może". Znasz tę melodię, Shadu? Jeśli tak, to możemy zaczynać. Wzięła jedno z jabłek w oczekiwaniu na odpowiedź klaczy. Uśmiechnęła się do niej przyjacielsko.
  9. Takie wspaniałe Drzewo Magii pewnie warte było uwagi. Szkoda, że Advilion nie miał okazji się mu przyjrzeć, bo ożyło (znaczy się, żyło cały czas, ale nabrało cech ludzkich) i najwyraźniej nie stało po jego stronie. Trudno, trzeba będzie sobie z nim jakoś poradzić. Ale szkoda byłoby niszczyć tak piękny okaz połączonych sił natury i magii. Na całe szczęście, istniały też inne sposoby na unieszkodliwienie tego stwora. – Lubisz może westerny? – zapytał się żółto-zielonego maga, uciekając przed nieodpuszczającymi nawet na chwilę konarami. Pewnie wyglądał komicznie, ale to i tak lepsze rozwiązanie, niż skończenie z kośćmi przetrąconymi siłą entopodobnego stwora. – To urządzimy sobie małe rodeo. W pośpiechu wyciągnął z kieszeni butelkę wina, odkorkował ją i cóż, wylał na zazielenioną posadzkę. Każde źródło wody wystarczyło by nadać moc zaklęciu, jakie chciał rzucić. Ale potrzebował jeszcze krótkiej inkantacji: Jak wszyscy dobrze wiecie Koń to Posejdona dziecię Więc przyzywam jego czary Niech żyją te magiczne mary! Najpierw kałuża, zamiast wsiąknąć w ziemię, wzniosła się do góry, przyjmując niesprecyzowany jasno kształt. Potem wystrzeliły z niej strumienie w liczbie dokładnie ośmiu. Po chwili cztery z nich uformowały się w nogi zakończone kopytami, dwa w skrzydła, a pozostałe w łeb i krwistoczerwony ogon. Samego zaś pegaza, gdyż tym właśnie było stworzenie swe początek biorące z wina, pokrywała bordowa sierść. Swych winnych początków widocznie tak łatwo nie mógł się pozbyć. Advilion zaś, dosiadając wierzchowca na oklep, żywił nadzieję, że nie popsuje sobie w ten sposób stosunków z koniowatą częścią widowni. Wiedział, jak niektórzy mogą być drażliwi na tym punkcie. Delikatnie pogładził pegaza po grzywie, rozkazują… Nie! Stop! Prosząc go o to, by wzniósł się w powietrze. Będąc już w bezpiecznej odległości od enta i jego maga, zaczął przygotowywać swój kontratak. Odrobina światła, trochę dobrej woli, ciupka magii i przeciągnięcie rękoma w powietrzu, a broń pojawiła się mu w dłoni. Świetliste lasso, utworzone w ledwie kilka chwil, a godne Niebiańskiej Kuźni pod względem swej wytrzymałości. – Ihaaaa! – krzyknął radośnie, wymachując tą liną z czystej jasności w powietrzu. – I kto teraz złapie drzewca za konary? Przynajmniej podczas lotu na pegazie, nazwanym ze względu na swe procentowe pochodzenie Thirsty, nie wyglądał tak głupio, jak podczas uciekania przed ciosami pieszo. Ba, udało się mu nawet wypracować lekką przewagę ze względu na szybkość tegoż wierzchowca. Rzucił lassem w roślinnego stwora, okrążając go. Utworzone z światła, było nieskończenie długie, a zarazem niemalże niezniszczalne. I co także ważne, pozwalało unieruchomić drzewca, nie zabijając go przy tym. Szkoda by było poświęcać takie cudo tylko dla zwycięstwa, a niegroźne wciąż mogłoby zdobić arenę pięknem swojej naturalności, na dodatek okręcone jasną, świecącą liną niby choinka.
  10. W spokoju wysłuchała wykładu Shadow Note na temat pancerzy. Nigdy nie interesowała się szczególnie mechaniką, a i zamiłowania do medycyny musiała się nauczyć od ojca. Dopiero fragment o sterydach, narkotykach czy innych lekarstwach ją lekko ożywił. Żyjąc w stajni, unikała wszelkich takich środków, gdyż dowiedziała się, że pomimo tymczasowego polepszenia nastroju, siły lub też trzeźwości umysłu, po skończeniu się działania tych „dopalaczy" kucyki stają się apatyczne, a na dodatek łatwo się uzależniają. Nie podobało się jej to. Co innego propozycja Shadu. - Oczywiście - uśmiechnęła się do niej. - Tylko co chciałabyś usłyszeć? Jakiś mój utwór, starszy, czy może mam improwizować do twojej melodii?
  11. Peach słuchała z zaciekawieniem opowieści Hawka. Equestria na zewnątrz zdecydowanie różniła się od tej opisywanej w książkach. Była o wiele gorsza, nawet bez zebr. Ale i tak chciała ją zobaczyć, a także przyczynić się do uczynienia jej lepszym miejscem. Tak, tej myśli będzie się trzymać. - To samo… - poprosiła pegaza, gdy ni stąd, ni zowąd przed oczy wyskoczyła jej Shadu. Zrazu odskoczyła odrobinę, ale po chwili na jej pyszczek powrócił uśmiech. - Wystarczy tylko poprosić. Ale nie mów, że jesteś nieznana. Ja znam sporo twoich utworów - przyglądała się klaczy miłym spojrzeniem. Dlaczego ona patrzyła na nią tak dziwnie?
  12. Kiwnęła głową na propozycję Hawk Eye'a i wraz z nim poszła do kantyny. Szczerze mówiąc, też była głodna. - Z tego, co słyszałam, na powierzchni nie jest zbyt miło. Ale i tak strasznie mnie ona ciekawi - powiedziała, gdy pegaz wspomniał o świecie na zewnątrz. Gdy doszli na miejsce, pomachała wesoło kilku kucykom, była w końcu dość rozpoznawalna w Stajni jako piosenkarka i córka lekarza. Wprawdzie miała kilku znajomych, do których mogłaby się przysiąść, ale postanowiła pobyć z Hawkiem, w końcu pegazy to rzadki widok, a ten mógł znać jakieś ciekawe historie z zewnątrz. - Owoce są najlepsze. W szczególności jabłka i brzoskwinie. Ale są też warzywa, takie jak marchew i ogórki, chociaż nie za bardzo je lubię - odpowiedziała na pytanie. - Jak to się stało, że przyszedłeś do Stajni? I jak jest na powierzchni? - zapytała się zaciekawiona.
  13. Peach trochę nie rozumiała zachowania mistrzyni. Niby miała być ta lekcja, a jej nie było... Cóż, może poczekać. Popatrzyła po pozostałych. Jednorożec, kucyk ziemski. Nic ciekawego. O, pegaz! Na dodatek dość rozmowny. Podeszła do niego wesoło i posłuchała go oraz kuca ziemskiego, który przedstawił się jako Eomeer. Dziwne imię, jakby należało do zebry. - A ja jestem Peach Blossom! - zawołała do nich wesoło, uściskając najpierw jednego, a potem drugiego. - Nigdy nie byłam poza Stajnią, za to ją znam na pamięć. Zgadza się, kantyna jest w tę stronę - uśmiechnęła się do ogierów.
  14. "Nie bój się... tylko się troszkę pobawimy."
  15. Jak mógł się rozpocząć turniej dla Adviliona? Oczywiście spóźnieniem. O dziwo, nie tylko swoim, lecz także oponenta. Ba, tamten spóźnił się nawet bardziej. Na tyle, by blondyn zdołał poprawić czerwony mundur i śnieżnobiałe spodnie. Za pomocą magii, oczywiście, inaczej oczyszczenie ubrań zajęłoby mu o wiele więcej czasu. Na całe szczęście, wyrobił się z uporządkowaniem stroju, a nawet naprawieniem swojego słuchu i zdołał stanąć na polu walki spokojnie, pozornie nieuzbrojony, może poza krótkim nożem, walającym się w kieszeniach obok butelki wina czy dusz magicznych stworzeń. Tak, czego jak czego, ale miejsca w nich mu nie brakowało. Magia to naprawdę wspaniała przyjaciółka, oferująca wiele w zamian za dobre stosunki z nią. Sporo słyszał o swym oponencie, lecz jeszcze nigdy nie miał okazji spotkać się z nim twarzą w twarz. Czy czuł przed nim strach? Gdyby nie pojedynek z Zegarmistrzem pewnie żywiłby w sobie obawy. Jednak z tamtej walki wyciągnął więcej doświadczenia niż ze wszystkich swoich uprzednich zwycięstw poza arenami. Po takim starciu nie musiał się bać, a jedynie wiedzieć, jak okazać szacunek swojemu oponentowi. Najlepiej dając z siebie wszystko i nie oszczędzając go ani trochę. Ukłon? Stara maniera, chociaż warta odwzajemnienia. Nie miał wprawdzie kapelusza, który mógłby ściągnąć, lecz zgięcie się wpół powinno wystarczyć. – Zgadzam się w zupełności. Ta walka na pewno będzie niezwykłym przeżyciem dla nas obu – uśmiechnął się, dając uścisk dłoni. Oby ta atmosfera zdrowej rywalizacji utrzymała się do samego końca. – Powodzenia. Nim zdążył się zorientować, już stał się celem roju niezbyt przyjaźnie nastawionych celulozowych stworów. Zdołał usłyszeć kolejne przychylne słowa. Mimowolnie się uśmiechnął. Tak, ten pojedynek zdecydowanie będzie wspaniałym i niezwykle przyjemnym doznaniem. Lecz teraz liczyło się zlikwidowanie zagrożenia. Niby wystarczyło tylko pstryknąć palcami i obrócić te wszystkie notatki w popiół, lecz nie wolno chodzić najkrótszymi ścieżkami. Pomysł był równie ważny, jak efekt. A może by tak… oczywiście! To genialne a zarazem niesłychanie piękne w swej prostocie. Advilion wyciągnął rękę przed siebie i nakreślił nią krąg w powietrzu. Znak natury. I kolejny, bardziej skomplikowany, lecz też o wiele mocniejszy, znak przeszłości. Połączone ze sobą, zaczęły kręcić się w tempie równym akcji co poniektórych opowiadań początkujących pisarzy. Znaczy się, ogromnym. Im szybciej rotowały, tym większe się stawały, aż w końcu doszło do eksplozji, swym zasięgiem obejmującą tych niezwykłych przeciwników. Nie był to jednak wybuch ognia, czy nawet gazu, lecz czystej magicznej energii. Karteczki opadły na posadzkę areny, stając się brązowe oraz zapuszczając korzenie, przebijające twardą ziemię. Po chwili mało w nich zostało z stworzonek, jakimi uczynił je Alberich, przypominały raczej młode drzewka i krzaki, żywe istoty niepotrzebujące magii do życia. Niestety, biedaczki nie miały w sobie duszy. Problemu nie stanowiło jednak nadanie im ich. Wyciągnął z kieszeni duchy, wbrew panującym przesądom niemające formy świetlistego gazu, lecz prochu, mieniącego się najróżniejszymi kolorami tęczy. Ułożył je na ręce i dmuchnął w nie, pozwalając im rozlecieć się po powierzchni areny w poszukiwaniu nowych ciał. I takie znalazły. Zaczęły wyrywać świeże korzenie spod ciężkiej ziemi, przyjmując humanoidalne kształty. Malutkie rączki, tycie nóżki i połyskujące w świetle dnia oczka. To wciąż rośliny czy już zwierzęta? A może coś pomiędzy? A może nowa generacja mitycznych stworzeń? Tyle pytań, a odpowiedzi ani widać, ani słychać. W każdym razie, stworzonka nie próżnowały, rzucając się na czarodzieja z kosturem. Atakowały na sposoby przeróżne, gdyż do głupich bynajmniej nie należały. Miały swój spryt oraz instynkt samozachowawczy. A także pomysły, całą masę pomysłów. Tworzyły z siebie drabiny, wyrzucały z siebie liście niczym ostrza i łączyły w większe, potężniejsze twory. I pomyśleć, że natura wymagała tylko lekkiego wsparcia, by utworzyć tak skutecznych małych wojowników. Zaś osoba, która tej pomocy Matce Naturze udzieliła, ocknęła się jakby z transu i uśmiechnęła odrobinę przepraszająco. – Wybacz, że się nie odzywam, ale tworzenie jest tak pasjonującą czynnością, że zapomina się o otaczającym nas świecie – powiedział do swojego oponenta mag o blond włosach, drapiąc się po karku. Ta walka zapowiadała się naprawdę ciekawie, a do tej pory stosowali tylko transmutację. Gdy do głosu dojdą potężniejsze czary, ten pojedynek stanie się naprawdę interesującą przygodą, zdolną zaspokoić wymagające niezwykłych wrażeń zmysły widowni. A nawet jeśli nie, to pozostanie duma z udziału w tak wspaniałym starciu.
  16. Advilion

    [Gra] Starcie Tytanów

    ~Drużyna Sombry~ Dolores westchnęła, gdy zobaczyła Wolfasta wchodzącego do gabinetu. - Masz to - podsunęła mu formularz - i to - kolejny - a także to i to - następne dwa. Przylewitowała do niego pióro i kałamarz z czerwonym atramentem. - Uzupełnij czytelnie i szybko, nie mam całego dnia - powiedziała szorstko. *** Nick zapomniał o pewnym fakcie. Przed pikowaniem się nie osłania, przed nim się ucieka. W zetknięciu z sejmitarem kucoperza, miecz podmieńca wyleciał z jego kopyta, a ono zostało przebite ostrzem, rozlewając naokoło posokę. Pędzony impetem ataku Dawnguard spadł na posadzkę, lecz Nick upadł na nią przed nim, osłaniając go przed bolesnymi konsekwencjami. Oficer wyjął z niego swoją broń, nie kryjąc uśmiechu wyższości. - Powinieneś uciekać, gdy mogłeś to zrobić. Wtedy prawdopodobnie leżałbym wbity w ziemię, a ty mógłbyś mnie wykończyć. Może i masz siłę, lecz rozumu za bit. Nie nadajesz się pod moją komendę - każde słowo ociekało jadem i pogardą dla podmieńca. W Dawnguardzie było w tym momencie widać prawdziwego żołnierza Sombry. Pewnego siebie, aroganckiego i sadystycznego. - Jeśli Chrysalis szkoli takich żołnierzy, to nie dziwię się, że szturm na Canterlot się nie powiódł. Ta larwa nie zasługuje na nazywanie siebie królową - zamilkł na chwilę i wyczyścił swoją broń z posoki Nicka, po czym włożył ją do pochwy. - Wstawaj i idź za mną, nie będę na ciebie czekać, robaku - dodał jeszcze, wychodząc z sali. *** Tristan lekko westchnął, spoglądając na Cobalt Whisper. - Proszę nie przesadzać ze zwlekaniem, wbrew pozorom mam też inne zajęcia, niż tylko oprowadzanie panny po zamku – powiedział, dla podkreślenia swoich słów delikatnie uderzając kopytem o posadzkę. ~Drużyna Cadance~ Gotfryd nie spodziewał się takiego ataku, więc znalazł się na ziemi. Na kopnięcie w brzuch zareagował zaś lekkim syknięciem. Był jednak wyszkolonym i doświadczonym żołnierzem, więc podźwignięcie się z ziemi nie stanowiło dla niego większego problemu. Spojrzał na Broken Spirita nieco zawiedzionym wzrokiem. Widocznie nie spodziewał się zastosowania takich sztuczek. - Nie uważam za potrzebne kontynuować - odezwał się. - To nie tutaj toczymy walkę na śmierć i życie. Potrafisz zadbać o siebie, to prawda. Ale to tylko trening. Jeżeli nie masz silnej potrzeby kontynuowania, zaprowadzę was do koszar. Ewentualnie możecie tu poćwiczyć - zwrócił się do pozostałej dwójki. *** - Specjalizuję się w czystej magii. Teleportacja, magiczne pociski, lewitacja i podobne temu sprawy. Mieczem też mógłbym się zająć, ale to wszystko zależy od tego, co postanowisz z nim zrobić - Silver Star poruszał się wyjątkowo energicznie jak na swój dość podeszły wiek. - No, jeśli mnie pamięć nie myli, to jest mój gabinet - powiedział, stając przed skromnymi drzwiami. Po ich otworzeniu przed oczami magów rozciągnął się widok równie prosto urządzonego pokoju. Zasadniczo, nie wyróżniał się zbytnio wśród zwykłych żołnierskich kwater, poza kilkoma dodatkowymi regałami, wypełnionymi opasłymi tomiszczami o czarowaniu, oraz leżącymi na podłodze księgami, pomiętymi pergaminami i starymi kartami papieru o tej samej tematyce. - Wiem, że powinienem tu posprzątać wcześniej, ale szczerze nie spodziewałem się żadnej wizyty. Mało kogo w Kryształowym Imperium obchodzi piękna sztuka magii. Spotkanie tutaj jednorożca to prawdziwa rzadkość. Ale przynajmniej teraz mam kogoś, kto posłucha zrzędzenia starego piernika - uśmiechnął się żartobliwie. - Przydałoby się jednak tutaj trochę miejsca, nieprawdaż? - jego róg rozjarzył się na chwilę, a wszystkie przedmioty z posadzki znalazły się pod ścianami. - Teraz pozostała nam tylko jedna rzecz przed tym, jak przejdziemy do nauki. Mianowicie, nie wiem, jakie masz doświadczenie w czarowaniu. Ale to zaraz sprawdzimy - utworzył w powietrzu kilka warstw błyszczącej, magicznej tarczy. - Spróbuj przebić się przez jak największą ilość barier jednym zaklęciem. To wprawdzie określa moc, a nie doświadczenie, ale jest bardzo miarodajnym sposobem. Potem przejdziemy do testu teoretycznego - ogier zabrał się do przeszukiwania bałaganu w celu znalezienia arkusza, pozwalając Centurionowi w spokoju przetestować siłę jego czarów. *** Do pokoju weszła czarna klacz pegaza o smukłej figurze. Uwodzicielsko kręciła biodrami przy każdym kroku, a jej ciemnozielona grzywa okręcała się wokół jej szyi. Gdy podeszła do ogiera, szybkim, zdecydowanym ruchem podniosła jego głowę tak, by mógł spojrzeć prosto w jej jaskrawo zielone oczy. Były podkrążone, jakby ich właścicielka nie mogła zasnąć. - Nowy ogier. Skrytobójca. Brown Tail alias Viper, zgadza się? - zadała mu pytanie, mające potwierdzić jego tożsamość. Rozejrzała się jeszcze po pokoju, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje. - Za kilka godzin wyruszamy. Będziemy chronić bardzo cenną dla nas klacz przed zagrożeniem ze strony niewolników - na to słowo położyła szczególny akcent - Sombry. Gdy będziemy na miejscu, nikomu nie będzie można ufać, nawet mi czy tamtej klaczy. Wszędzie są szpicle. Pytania? - zakończyła swój słowotok.
  17. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    Prędzej czy później by do tego doszło. Szkoda, że jedyną osobą uzbrojoną dostatecznie by cokolwiek zrobić tej chmarze był żołnierz. Sam swoim kluczem mógłby sobie poradzić z co najwyżej jednym czy dwoma powolnymi zombie, a i to dać sobie tylko moment czasu na ucieczkę. Przeciwko czemuś takiemu nie mają żadnych szans. - Szlag. U was tam na zapasach oszczędzają czy co? Z marnym pistolecikiem posyłają was na miasto pełne zombie - splunął. - Nie ma co tu stać, powinniśmy zwiewać, jeśli nam życie miłe. Rozejrzał się po wszystkich. Jeśli te kołki nie zechcą niczego zrobić, to ucieknie, a prawdopodobnie także Cień i Allie, bo oni także zdołali poznać wartość życia. A ci wojskowi... jeśli zachowują się jak kompletni idioci, to pożytku i tak z nich nie będzie.
  18. Imię - Peach Blossom Wiek - 19 Rasa - Jednorożec Płeć - Klacz Znaczek i jego znaczenie - Mikrofon, oznaczający jej zamiłowanie do śpiewu na przekór wymaganiom rodziny. Charakter - Ufna, nawet naiwna, a do tego bardzo uczuciowa. Zazwyczaj jest radosna, ale gdy się ją zrani emocjonalnie potrafi przez kilka dni nie odezwać się ani słowem i wciąż płakać. Niepoprawna optymistka bardzo szybko zawierająca przyjaźnie. Odważna, uparta i nieodpowiedzialna, lecz wbrew swojej dziecinności dość inteligentna i posiadająca rozsądek. Wygląd - Sierść brzoskwiniowa, zaś dość długa grzywa i ogon bladoróżowe. Oczy ma jasnozielone, tak samo aurę magiczną. Nie jest wysoka, ale wciąż szczupła. Historia - Od kiedy tylko pamięta, była uczona przez ojca do sprawowania zawodu lekarza, w którym on sam się specjalizował, a matka tylko ją do tego zachęcała. Jako posłuszna klaczka, siedziała razem z ojcem wiele godzin i zamiast bawić się z rówieśnikami czy uczyć normalnych przedmiotów, nabywała umiejętności medycznych. Gdy miała wolne, bardzo często słuchała radia i powtarzała teksty śpiewnych w nim piosenek, aż nauczyła się większości na pamięć Jej życie obróciło się o 180°, gdy miała szesnaście lat. W okresie buntu postanowiła przestać się uczyć medycyny i dostać do pracy w radiu. O dziwo, udało się jej to, a nawet zdobyła przy tym znaczek. Jej rodzice nie byli tym szczególnie zadowoleni, ale zaakceptowali decyzję swojej córki, wciąż jednak próbowali nakłonić ją do nauki rzemiosła jej ojca, więc od czasu do czasu wciąż wertowała książki w tej tematyce, jednak zdecydowaną większość czasu spędzała w rozgłośni oraz na imprezach, wyrywając się z szarej monotonni Stajni. Po tych trzech latach jej głos oraz ona sama stały się rozpoznawalne w całym schronie. Umiejętność - Córeczka tatusia - Mimo tego iż swoje spełnienie znalazła w śpiewie, lata nauki wraz z ojcem nie poszły na marne. Potrafi o wiele więcej niż zwyczajne kucyki w dziedzinach medycyny i nauk ścisłych. Co lubi - Brzoskwinie (a jakże), zawieranie nowych znajomości oraz dobrą zabawę, swoich rodziców, a ponad wszystko śpiew. A czego nie lubi - Gdy ktoś poza rodzicami nazwy ją Brzoskwinką, kłamstw, mięsa (jeśli można pisać o rzeczach poza Stajnią) oraz znęcania się. Preferowana rola w drużynie i cechy z nią związane - Wsparcie/medycyna. W środku walki nie zawaha się rzucić na pomoc dla kucyka stojącego po jej stronie, nawet jeśli sama może przez to się zranić. Specjalizacje - Retoryka, nauki ścisłe, medycyna. Preferowany styl walki - Schowanie się za osłoną i co jakiś czas wychylanie się, by oddać strzał i zobaczyć, czy ktoś nie potrzebuje jej pomocy. Weapon of Choice - Pistolety Pewnie coś zepsułem, cóż, ostatnimi czasy słabo ze mną. Jeśli trzeba coś ustalić, to chętnie porozmawiam o tym na PW.
  19. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    Podał rękę, jakby od niechcenia. Niezbyt zależało mu na zawieraniu nowych znajomości w tym małym piekle, ale pomoc nigdy nie zaszkodzi. Z powrotem wsadził ręce do kieszeni. - Chciałbym - odpowiedział na pytanie żołnierza, po wyposażeniu i pytaniu wnioskując pewnie inżyniera - ale los zarządził inaczej i na studia nigdy się nie dostałem... Kruku - nigdy nie lubił przezwisk i pseudonimów. - Gdy twój kolega się ogarnie, idziemy stąd. Chyba że macie zamiar czekać do nocy. Nie wiem, jak was, ale mnie jakoś ta opcja nie fascynuje. Rozejrzał się dookoła. Niby nie było żadnego zagrożenia, a pora dość wczesna, ale lepiej nigdy nie ryzykować, nawet, jeśli ma się przy sobie doskonale wyposażonego wojskowego.
  20. Advilion

    [RPG] Pod Gryfim Pazurem

    Dopił w spokoju magiczny napój i już miał zamiar zabrać się za otawarcie butelki z winem, gdy coś mu się przypomniało. To już? Wyciągnął kilka monet z kieszeni i przeliczył je. Powinno starczyć. Same naczynie z czerwonym alkoholem schował do tej samej kieszeni. Zadziwiające, jak pojemne one mogą być. Wstał i szybkim krokiem podszedł do lady, zostawiając na niej należność. Po załatwieniu tej sprawy, skierował się do drzwi nieśpiesznym krokiem, aby po przekroczeniu progu i zamknięciu drzwi zacząć biec, lekko wspomagając się magią. Nie chciał w końcu zawieść swojego przeciwnika. Ale jak ta butelka się trzyma?
  21. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    - Jasne... - odpowiedział Alex niechętnie. Mało go obchodzili wojskowi i tamten gangster. Miał swoje własne cele, ale skoro nie osiągnie ich inaczej niż w ten sposób... Beznamiętnie popatrzył na swojego towarzysza. Ciekawe, ile zombie ściągnie na nich w ten sposób? Albo wojskowi będą mieli jakiś ładny sprzęt, albo będą musieli zwiewać. Szczerze mówiąc, niezależnie co zrobią i tak będą musieli uciekać.Dlatego tak nienawidził tego miasta. Im szybciej je opuści, tym lepiej. I bezpieczniej.
  22. Advilion

    Na pohybel potworom!

    Aleksiej ruszył za łowcami. Tuż za nimi, nie wybiegał aż tak w przód, bo jeszcze dusza by mu wybiegła przed ciało, a do ziemi aż tak mu się nie spieszyło. Bo co to za śmierć od wywalenia się mordą w błoto? Już od pazurzysk czy kłów złego jest lepsza. Raczej, bo po tym co mówili, to niegdysiejszy kowal zaczął powątpiewać w uroki ukatrupienia się w łowach. Przynajmniej nie będą o nim mówić, że do końca życia tylko chlał i narzekał na minięcie starych, lepszych czasów. Usłyszał jeszcze tylko słowa młodego i dziada. Uśmiechnął się po swą bujną brodą, nie tyle ze starucha, bo tamtego uznał za najzwyczajniejszego świra, lecz z młodzieńca, pełnego śmiesznych ideałów. Ile razy taki musi oberwać, by się ich wyzbyć? No nic, przynajmniej wśród tego całego mroku i zła znajdzie się kogoś, kto będzie rozbawiał przy napitku. Zacisnął jeszcze tylko ręce na łańcuchu. Niech znowu posmakuje tej odrobinki krwi, tym razem ni ludzkiej, ni zwierzęcej, lecz poczwarnej.
  23. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    Alex słuchał dowódcy, przyglądając się w tym czasie swojemu „towarzyszowi". Takie ubranie, zachowanie i fryzura. Od gościa gangsterkę czuć było na kilometr. I to nie taką, jak wielu w tych czasach. On pewnie był członkiem gangu zanim wszystko stanęło na głowie. Kiedyś to pewnie spowodowałoby kłopoty. Obecnie nie miało to już żadnego znaczenia, wszyscy byli w tak samo głębokim bagnie. Ale trzeba próbować się jakoś z niego wydostać. Gdy porucznik skończył mówić, Alex wstał i odruchowo włożył ręce do kieszeni. Czyli że ma pójść z tym indywiduum po żołnierzy? W porządku, choć nie lubił wychodzić i ryzykować utraty życia. Inną sprawą było to, że nie robiąc tego, straciłby je jeszcze szybciej. Ściganie się? To już po prostu jakaś bzdura. Nie ma sensu niepotrzebnie marnować siły na tak zbędne rzeczy, jak wyścigi. Zresztą, nie chciał się też ośmieszyć. - Wolę "spacerek" - odpowiedział na zadane pytanie. - To w końcu misja, a nie zabawa - powiedział, po czym zaczął biec ze średnią prędkością. Nie chciał w końcu ani się przemęczać, ani zostać ofiarą truposzy.
  24. Advilion

    [Gra] Starcie Tytanów

    ~Drużyna Sombry~ - Nie na darmo mówiłam o chowaniu broni - powiedziała Dolores, zbierając kartki od klaczy. - Za pięć dni do Kryształowego Królestwa ma przyjechać szkodząca nam działaniach klacz, Neon Light. Wiemy jednak, gdzie będzie się ona zatrzymywać. Trzeba ją zlikwidować. Nie obchodzi mnie, która z was, czy też tamten ogier, to zrobi. Ma być cicho i bez żadnych śladów. Więcej informacji otrzymacie, gdy będziecie wyruszać. To tyle, możecie stąd iść - zaakcentowała to zdanie bardzo mocno. To nie była informacja, lecz rozkaz. *** Dawnguard uniósł miecz i skierował ostrze w stronę Nicka. W świetle żyrandola zabłyszczało się ono niepokojąco. Nie obrócił go jednak tak, by oślepić podmieńca. Widocznie ostały się w nim te drobne resztki honoru. - Aż tak ci się spieszy do bitki? Podoba mi się to. Tutaj większość rzeczy nie załatwia się wprost. Nie to, co kiedyś… dość już jednak słów, chcę zobaczyć, jak szybki jesteś - uśmiechał się pewnie, nie widząc w przeciwniku zbyt dużego zagrożenia. Kucoperz w niesłychanie szybkim tempie oderwał się od ziemi i wykonał sztych w stronę Nicka. Gdyby nie obronna postawa podmieńca, ta walka pewnie by się już skończyła. Ostrze zostało zablokowane, ale dla królewskiego oficera to w niczym nie szkodziło. Wzniósł się tylko wyżej w powietrze i zapikował w stronę swojego przeciwnika. Zazwyczaj taki atak był łatwy do uniknięcia i bardzo ryzykowny dla atakującego, ale Dawnguard wiedział, co robi. W kontrolowany sposób spadał przy zawrotnej prędkości. Złożył skrzydła, aby nie stanowiły oporu. Widać, że się nie rozdrabniał. Ten atak, jeśli w pełni się uda, zakończy się śmiertelną raną. *** Tristan w całej swej fascynacji zamkowej historią, zdołał na chwilę przerwać i spojrzał na Cobalt. - W tym zamku nie jest zimno, dopóki sama tego nie zechcesz, panno Whisper - powiedział bez szczególnych emocji. - Tu wszędzie krąży magia, a ona wie co czujesz. Jednakże, doszliśmy do sali bankietowej! - zmienił temat, przybierając na twarz uśmiech. - Wprawdzie jest rzadko używana, gdyż, jak zapewne wiesz, król nie należy do kucyków lubujących się w wystawnych przyjęciach, lecz nie powoduje to straty na jej elegancji i wystawności. Pierwotnie była urządzona w stylu neogotyckim, jednak dzięki moim staraniom zmieniliśmy wystrój na bardziej barokowy. Mam nadzieję, że wpasowuje się on w panny gusta - mówiąc to, uchylił bogato zdobionych drzwi, swym złotem oraz wydumanymi kształtami niepasującymi do sposobu urządzenia reszty zamku. Podobnie wyglądała też reszta pomieszczenia, chociaż ona akurat pasowała do ponurego charakteru zamczyska. Te rzeźby, które nie miały zaszczytu być wykonanymi ze szlachetnego metalu, stworzone zostały w czarnym marmurze i innych skałach utrzymanych w tej tonacji kolorystycznej. Przedstawiały one kucyki w przerażonych pozach oraz tych wyrażających pokorę. Pasowały one do stanowczego sposobu rządów króla. Pod ścianami stały długie stoły, obecnie nie mające na sobie żadnego nakrycia. Spośród stojących przy nim krzeseł wyróżniało się jedno, wykonane z ciemniejszego drewna i wyższe od pozostałych. Od razu wiadome było, do kogo należy. Tristan przystanął koło jednego ze stołów.. - Panno Whisper, możemy pozostać tutaj tak długo, jak panna sobie życzy. Mamy dużo czasu. ~Drużyna Cadance~ Major nawet nie drgnął, gdy zobaczył jak zebra na niego szarżuje. Nie był zaskoczony w żadnym calu, widywał już lepsze strategie w swoim życiu. Gdy Spirit był już dość blisko, złapał go i wykorzystał jego prędkość przeciw niemu, przewracając go na ziemię, po czym przygniótł go ciężarem swojego ciała. Dla kogoś o takiej posturze i z ogromnym doświadczeniem w boju taka walka nie stanowiła żadnego wyzwania. Aby jednak wygrać, wciąż musiał utrzymać zebrę w tej pozycji przez dziesięć sekund, co dawało jej jeszcze szansę. *** Silver Star uśmiechnął się i przełożył ostatnią skrzynię na właściwe miejsce. Na pytanie Centuriona uśmiech mu się tylko poszerzył, chociaż widać w nim było odrobinę zawiedzenia. - Chciałbym, młodzieńcze, by była to prawda, ale niestety to tylko plotki. Nigdy nie miałem talentu w magii, a dojście na obecną pozycję zajęło mi z… - podrapał się po brodzie - czterdzieści lat. Tak, coś koło tego. Niektórzy, jak Sunset Shimmer czy księżniczka Twilight Sparkle rodzą się z talentem do czarowania, inni, jak ja, muszą ciężko pracować, aby osiągnąć to samo - na chwilkę zamilkł. - Ale dość o mnie - zaczął tak samo radosnym tonem, jak wcześniej - obiecałem w końcu trochę ciebie poduczyć w magii, prawda? To idźmy do mojego gabinetu, tam mam o wiele lepsze warunki do nauki, niż gdziekolwiek indziej. I wiem, że nikt nie lubi teorii, ale jest ona niestety konieczna - powiedział, odmaszerowując raźnie w głąb baraków, pokazując ogierowi, by poszedł za nim. *** - Miło mi pana powitać w szeregach Kryształowej Armii - błękitny kryształowy ogier podał dla Brown Taila swoje kopyto. - Nie wygląda pan wprawdzie na wojownika, jednak jestem pewien, że pańskie umiejętności nam się przydadzą. Odprowadzę teraz pana do jednej z kwater w koszarach. Za niedługo powinna przyjść do pana panna Poison Look i objaśnić z panem szczegóły pana obowiązków i najbliższego zajęcia. Ogier wstał z krzesła i wyszedł z pokoju, prowadząc jednorożca do jednej z pobocznych kwater. Mimo iż była położona na uboczu, nie różniła się wiele od innych. Prosta szafa, krzesło, łóżko i szafka nocna. Wszystko bez zbędnych ozdób, widać, że przy tworzeniu tych sprzętów położono nacisk na funkcjonalność i wygodę ich obsługi, a nie na walory estetyczne. - Panna Poison przybędzie w ciągu niecałej godziny. Proszę w tym czasie przygotować się na jej przyjście. Należy ona do dość… wymagających klaczy. Póki co, żegnam pana - kryształowy kucyk uśmiechnął się lekko i wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając Vipera samego sobie.
  25. Advilion

    [Zapisy] Bieg po życie

    Bosman! Zrób coś, panie, bo nam sesja się w pokaz sadyzmu zmieni.
×
×
  • Utwórz nowe...