Skocz do zawartości

Advilion

Brony
  • Zawartość

    500
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Advilion

  1. Wyzdrowiałem i robię wam odpis. Postaram się z tym wyrobić do końca tygodnia, wprawdzie święta itp. ale powinienem znaleźć kilka chwil i coś zdziałać.
  2. Peach już kilka razy otwierała pyszczek aby się odezwać, ale wciąż była zagłuszana, głównie przez szeryfa i Hawka. Na tego drugiego spojrzała z lekkim wyrzutem, jak on w końcu mógł jej przeszkadzać w mówieniu? Żeby to był pierwszy, lepszy ogier, ale że on? Jak śmiał? Na całe szczęście za to przytulenie się, chociaż nieco metalowe, mogła wybaczyć mu wszystko. Bez większych problemów zdjęła hełm i uśmiechnęła się do pegaza, a potem podeszła do niegdysiejszego szeryfa, nie tracąc z pyszczka uśmiechu. - Dzień dobry!- dygnęła. - Mam nadzieję, że zostanie z nami pan dłużej. Każda nowa znajomość, a szczególnie przyjazna, jest ważna - spojrzała mu w oczy, uśmiechając się nieco szerzej. - Widać, że spotkał pan dużo różnych kucyków. Mam nadzieję, że pogłoski o tym, że na powierzchni dobro jest rzadsze od złota są nieprawdziwe i nie trzeba za często krzywdzić nikogo innego - przerzuciła wzrok na kaburę, która jeszcze przed chwilą była pusta, odrobinę smutniejąc na pyszczku, zaraz się jednak rozchmurzyła. - A teraz przyjacielski uścisk! - zmieniła nagle temat na zdecydowanie przyjemniejszy, podchodząc bliżej do jednorożca i wyciągając ku niemu przednie kopyta w przyjaznym geście. Starała się przytulić go w miarę delikatnie, pamiętając o tym, że nie miał na sobie takiego pancerza jak Hawk czy pozostali „niewolnicy".
  3. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    Idiota. Debil. Nawet nie było mu go szkoda. Jak ktoś nie potrafi przetrwać, to ginie, poza tym łatwiej jest bez kolejnego obciążenia. Przynajmniej dał im trochę czasu, chociaż do tego się przydał. Wedle rozsądku, zalecenia żołnierza oraz instynktu powinien zwiewać. W gruncie rzeczy, nie miał po co się temu sprzeciwiać. Bez zbytnich emocji zaczął uciekać wraz z innymi. Kolejny iście przyjemny dzień w mieście.
  4. Młody mag niczym się nie zmienił od poprzedniego starcia, poza jednym szczegółem, mającym postać pierścienia z krwistoczerwonym rubinem. Nie mógł rozstać się z Thirstym, pegazem, który powstał z wina. Szybko się do niego przywiązał, podobnie jak do wielu innych istot żyjących, jakie to spotykał podczas swych podróży. Tak, te wspomnienia zdecydowanie godne były uwagi, lecz nie w tym momencie, podczas pojedynku przesądzającego dalsze losy jego roli w Turnieju. Każde starcie miało taką samą wartość, zarówno to, poprzednie, jak i może następne. Nadzieja wypełniała jego serce, podobnie jak gorące opary arenę, na której miał zmierzyć się z Alderem. Tuż po przejściu przez wrota, schylił się i dotknął dłonią do rozgrzanego podłoża. Poczuł przyjemne ciepło, dające mu pewną inspirację na przeprowadzenie pokazu umiejętności magicznych. Lecz na to jeszcze przyjdzie czas, pierwszym krokiem powinno być poznanie oponenta i dostosowanie swojej strategii do niego właśnie. Kij, płaszcz i torba - to wszystko było w porządku, nie powodowało jakichś negatywnych uczuć w odróżnieniu od tego, co Alder trzymał w ustach... Advilion nie miał przyjaznego nastawienia do jakiegokolwiek nałogu, a już szczególnie nikotynowego. Jednak nie mógł przecież kazać wolnemu człowiekowi robić czegoś przeciwko jego woli. Zresztą, dym pochodzący z wulkanu też nie wpływał dobrze na zdrowie. Odziany w czerwonawy mundur mag zbliżył się do swojego przeciwnika, tworząc pod stopami małe pola siłowe, które zaraz po oddaleniu od nich nogi rozpadały się. Takie rozwiązanie zdecydowanie mniej męczyło oraz było po prostu wygodniejsze, a Advilion musiał się zbliżyć do oponenta, by wykonać pewien gest, który zdecydowanie czynił każdy pojedynek znacznie przyjemniejszym przeżyciem oraz zapewniał o wiele lepszą, bardziej przyjazną atmosferę. - Życzę powodzenia. Jestem pewien, że ten pojedynek będzie wspaniałym przeżyciem dla nas obu - powiedział z delikatnym, miłym uśmiechem na twarzy, podając dłoń. Po wymianie uprzejmości odszedł kilka kroków w tył, wciąż opierając swe kroki na magicznych polach i pokłonił się nisko dla publiczności, ona także zasługiwała na zapewnienie, że to starcie będzie dla niej ciekawym widowiskiem. Lecz nadeszła pora na rozpoczęcie pokazu. Podniósł lewą rękę do góry, zbierając wokół niej energię magiczną ognia, magmy i siarki, aby utworzyć pierwsze zaklęcie w tym spotkaniu. Najpierw pojawiła się malutka, choć piekielnie gorąca płonąca kulka. Z niej wyszły kolejne, większe, lecz o tak samo wysokiej temperaturze. Proceder się powtarzał, aż powstała istna armia ognistych pocisków, z których największe dorównywały swą wielkością człowiekowi. Zaczęły one tańczyć, wirować wokół dwóch magów do momentu nabranie tak dużej prędkości, że widać było tylko smugi światła. I wtedy zaczęły spadać na Aldera, lawinowo, od najmniejszej aż do tych największych. Advilion przypatrywał się uczynionemu przez niego widowisku, ilością swych wybuchów przypominającą pokaz sztucznych ogni. Wątpił w to, by mógł poczynić takie potężne zaklęcie poza tą areną. Lubił korzystać z możliwości dawanych mu przez organizatorów oraz przeciwników, gdyż sam z siebie dużo nie mógł, uwielbiał za to zmieniać to, co zaoferował mu los.
  5. MG bierze 7 różnych lekarstw. Ale kiedy zdrowie się mu poprawi, to odpis się pojawi.
  6. Peach siedziała przytulona do Hawka z zamkniętymi oczami i maleńkim uśmiechem na pyszczku. Była zmęczona wydarzeniami tego dnia, na dodatek bolała ją śmierć tylu kucyków. Na swoje pocieszenie miała przynajmniej to, że nikt z Niewolników nie zginął. Poza tym, zaciekawiła ją ta nowa klacz, Blazing Rose. Niby pochodziła ze Stajni, ale było w niej coś obcego, czego nie zaobserwowała u nikogo innego, tylko nie wiedziała co. Może to przez zmęczenie zaczęły do niej przychodzić takie dziwne myśli. Położyła głowę na grzbiecie Hawka i zapadła w delikatny, łatwy do przerwania sen. Koło niego czuła się pewnie i bezpiecznie, ufała mu.
  7. Peach spoglądała na trzymaną przez jej magię buteleczkę z wodą utlenioną. Nie zostało jej zbyt wiele, tyle na pewno nie wystarczyłoby do pomocy dla wszystkich w obozie. Z bólem serca schowała ją w pierwszych lepszych jukach, które znalazła. Pozostało jej liczyć na to, że ze Stajni przywiozą więcej środków medycznych, nie chciała być skazana na prowizorkę. - Ja też się cieszę, że tobie nic się nie stało - odpowiedziała cicho Hawkowi, uśmiechając się słabo. Od widoku tej całej krwi odrobinę kręciło się jej w głowie. Pocałowała delikatnie pegaza w policzek i obróciła się do Rose. - Jesteśmy ze Stajni 303 i tam nauczyliśmy się korzystać z pancerzy i takich tam... raczej niezbyt ciekawe. Powierzchnia zapewnia o wiele więcej wrażeń - uśmiechnęła się szeroko, starając się skupić wzrok na klaczy. - A właśnie, skąd jesteś?
  8. Advilion

    Znajdź partnera v. 2.0

    Jakież to okrutne, że muszę podążać za głosem większości. Zdecydowanie ciekawsze byłoby zobaczenie AJ i kanclerza razem. Cóż, miejmy nadzieję, że znajomość Fancypantsa i Fleur wciąż będzie tak samo dobra. A teraz pora na jedną z sióstr Pie, urodzoną poetkę, czyli Maud!
  9. Nie widzę sensu w istnieniu tego tematu. Jeżeli do końca tygodnia nie pojawią się głosy przeciwko jego likwidacji, zostanie on usunięty.
  10. Peach uświadomiła sobie, jaka była samolubna najpierw skacząc ku Hawkowi, aby go przytulić. Eomeer miał rację, trzeba najpierw zająć się klaczą. Na złamanie karku pogalopowała do juków w poszukiwaniu opatrunków i środków dezynfekujących, miażdżąc okutymi w metal kopytami truchła mrówek. Takiej rany, jaką miała tamta klacz, nie można zignorować. W pośpiechu przetrząsnęła zapasy. Na całe szczęście mrówki nie dały rady zjeść wszystkiego, więc znalazła trochę środków i kawałek tkaniny nadający się na bandaż. Kiedy uznała, że tyle wystarczy, pobiegła z powrotem do klaczy i zdjęła hełm, ukazując swój jasnopomarańczowy pyszczek, rozjaśniony dodającym otuchy uśmiechem. - Jestem Peach Blossom - przedstawiła się. - I chcę ci pomóc. Trochę zapiecze, ale wszystko będzie dobrze - powiedziała pewnie i pokrzepiająco. Jeśli klacz by się opierała, odciągnie jej kopyto od piersi za pomocą magii, liczyła jednak na to, że będzie ona współpracować. Szybko znalazła ranę i zdecydowanym ruchem polała ją środkiem dezynfekującym, trzymając magią przednią nogę klaczy w stabilnej pozycji, po czym zaczęła ją bandażować. - Jak masz na imię? - zapytała się, gdy skończyła opatrywać zranienie.
  11. Niby dopiero wyruszyli, a już tyle cierpienia. Całe szczęście, że Hawk był cały. Rzuciła się ku niemu, przy okazji tratując ciała mrówek i trzymając odbezpieczony pistolet w aurze magicznej. Starała się do niego przytulić na tyle, na ile pozwalał pancerz. - Nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś cały - powiedziała, stając z powrotem na czterech nogach. - Jak myślisz, czy uda nam się uratować resztę? - zapytała się, pełna wiary w to, że im się uda. Zaczęła strzelać znowu, w miarę możliwości wspomagając pegaza.
  12. Peach strzelała ze swojego pistoletu za pomocą magii, a na jej ukrytym pod hełmem pyszczku malowało się zdeterminowanie. To nie były kucyki, dla tych owadów nie było litości. Celowała w łby mrówek, głównie tych z tego boku Eomeera, po którym stała. Nie chciała, by ktokolwiek z drużyny doznał ran, a już w szczególności Hawk. Serce biło jej mocno i szybko w mieszaninie strachu i zacięcia. Ze stresu zaczęła nucić pod nosem jedną ze znanych jej piosenek.
  13. Wynika na to, że Rarity będzie doskonałą dyplomatką. Jestem pewien, że doskonale sobie na tej pozycji poradzi. A czymże mogłaby zająć się w naszym Królestwie Roseluck?
  14. Od tej pory ten temat służy do ogólnie pojętej dyskusji, zadawania pytań oraz dawania propozycji i zgłaszania nieobecności. Można się pośmiać, ale wiadomo, wszystko z umiarem.
  15. Tak... to już czasem za dużo. Arcek, uważaj, bo może i jestem bardziej cierpliwy od Cavy, ale też mam swoje limity. A co do opieki nad resztą działu. Gdy tylko znajdę moment, w którym będę mógł się dorwać do komputera, to paroma rzeczami się zajmę, kilka rzeczy przydałoby się usunąć i zrobić od nowa, ale to już nie dotyczy ST i raczej zajmiemy się tym na PW.
  16. Peach rozświeciła swój róg, wstając na nogi. Odprowadziła Hawka wzrokiem, nakładając hełm. Wzmocniła zaklęcie, tak by dawało mocniejsze światło i powoli poszła w kierunku, z którego prawdopodobnie dobiegł krzyk. Odwróciła się jeszcze do towarzyszy, dając im znak, żeby z nią szli. - Chodźmy - rzuciła, starając się brzmieć radośnie, ale dało się usłyszeć w jej głosie nutę strachu. - Hawk może sam sobie nie poradzić - dodała jeszcze.
  17. Powinienem był zamknąć ten temat wcześniej i zmienić nazwę ogólnego. Będę robił to, co uważam za słuszne. Jeśli połowa graczy wyleci, to ich sprawa. Obecnie ST zajmuję się ja i to ja będę w nim decydował.
  18. Tak, jeśli karta będzie dobra, to nie widzę problemu w przyjęciu jej. Ale ponieważ już dużo osób bierze udział, będę wymagający.
  19. - Nie boję śmierci, tylko tego, że inne kucyki zapomną... że ja zapomnę, kim jestem. Ale dzięki tobie na pewno będę pamiętać - powiedziała o wiele weselszym tonem. - Ale przecież powierzchnia to nie tylko śmierć i zepsucie! - powiedziała bardzo głośno, tak że chyba wszyscy z Niewolników ją usłyszeli. - To też kucyki, które potrzebują nadziei! Potrzebują NAS! Jeśli my im nie pomożemy, to kto to zrobi? Przestańmy się smucić, to dla nas nowy rozdział życia! - Stała na tylnych nogach, uśmiechając się pod hełmem. Opuściła się z powrotem na cztery nogi i spojrzała na Hawka. Pancerz Enklawy był naprawdę przerażający. Wizjer przypominający jakiegoś owada, ogon podobny do skorpiona i ta czerń. A przecież ogier pod nim był taki wspaniały. - Mam nadzieję, że szybko uda nam się ściągnąć te pancerze. Nie podoba mi się wygląd twojego - powiedziała ciszej, tak by tylko Hawk ją usłyszał.
  20. I w końcu doszło do tego dnia. Opuszczała miejsce, w którym spędziła niemalże dwadzieścia lat, swoją rodzinę, wspomnienia a także cząstkę siebie. Co będzie znaczył jej głos na bezlitosnych Pustkowiach Equestrii? Cokolwiek? Czy stanie się kolejną klaczą zdeprawowaną tą okrutną rzeczywistością? Miała nadzieję, że nie. Całe szczęście, że miała przy sobie Hawka, inaczej nie dałaby rady tak szeroko się uśmiechać. Popatrzyła na datę na Pip-Bucku. Zauważyła pewną rzecz. - Za dwa tygodnie moje urodziny. Jak myślisz, czy ktoś będzie pamiętał? - powiedziała cicho do Hawka, wciąż idąc tuż koło niego.
  21. Mimo tych wszystkich treningów, w pancerzu nie czuła się może nie tyle nieswobodnie, co po prostu jakby była tylko kolejnym jednorożcem. Przyzwyczajona do tego, że każdy ją rozpoznaje i się do niej uśmiecha, czuła się dziwnie, będąc tak podobna do Flare. Na całe szczęście Hawk wciąż wiedział, kto krył się pod pancerzem. Naprawdę się do niego zbliżyła przez ten czas. Uśmiechnęła się do niego i podpisała na liście rubryczki koło pistoletów 10 mm i maszynowego. - Za chwilę się znowu spotkamy - szepnęła jeszcze do Hawka i poszła za innymi, którzy już wypełnili dokumenty.
  22. Advilion

    [Gra] Bieg po życie

    A jeśli zginę, to z ich powodu. Szlag - pomyślał Alex, pokazując drogę wojskowym. Nie podobało mu się tracenie czasu w ten sposób, ale wiedział, jak może to mu pogorszyć stosunki z resztą "drużyny". Zardzewiałego pierścienia co najwyżej. - Tędy - pokazał na samochód, po czym sam zaczął się wspinać tamtą drogą. Nie był może najlepszym biegaczem, ale życie w mieście nie pobłażało nikomu.
  23. Peach uśmiechnęła się szerzej. Nie oszukując się, zdążyła polubić tego ogiera. - Jasne... Jesteś taki wyjątkowy... - roześmiała się - ...dlatego że jesteś jedynym ogierem oprócz Eomeera - parsknęła śmiechem głośniej. Może i zabrzmiało to nieco wrednie, ale było zupełnie prawdziwe. Fakt bycia jedynym pozostałym przedstawicielem płci brzydkiej spowodował, że to właśnie Hawk stał się jej celem. - Spróbuj się lepiej postarać - dodała jeszcze, mrugając do niego.
  24. Niby wszystko było w porządku, ale przypadki chodzą po kucykach. Lepiej nie ryzykować, ale przecież szansa na usterkę do dużych nie należała. Uśmiechnęła się niepewnie i wycelowała w Hawka. Był jedynym pozostałym ogierem, a wolała nie ryzykować kolejnego strzału w Eomeera. - Zgadza się, ufamy sobie. Ale czegoś takiego jak zaufanie nie dowiodą takie testy polegająca na niemalże samym przypadku. Nie chcę wchodzić na kompetencje psychologa i Nadzorczyni, ale nie powinniśmy tego robić - powiedziała wyjątkowo inteligentnie, choć wciąż słabo się uśmiechając, po czym pociągnęła za spust.
  25. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Peach nie była jakąś straszną przeciwniczką broni, ale mimo wszystko to był jej pierwszy raz. Delikatnie wzięła swój egzemplarz w jasnozieloną aurę i powtórzyła ruchy Shadu. Nie była wprawdzie specjalistką od mechaniki, ale zauważyła pewną analogię do schematów chirurgicznych. Brr, na samą myśl o grzebaniu we wnętrznościach kucyków przechodziły ją ciarki. Modliła się do Celestii, by nigdy nie musiała tego robić. Zauważyła, co zrobił Hawk. Także wycelowała w swoje kopyto i pociągnęła magią za spust. Jeśli się jej uda, wciąż roztrzęsiona wystrzeli do innych kucyków, bez szczególnej kolejności.
×
×
  • Utwórz nowe...