Skocz do zawartości

Thoron95

Brony
  • Zawartość

    140
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Thoron95

  1. (Infortunia) Melodia, którą nuciła Melon była dla mnie irytująca i pokrzepiająca zarazem. Była co prawda o wiele lepsza od ciszy, która byłaby mocno niepokojąca, ale również słuchanie jej przez tyle czasu zdecydowanie zrobiło się nudne. Naprawdę nie miałabym nic przeciwko, gdyby zmieniła melodyjkę na coś innego. Monotonna muzyka stała się jednak mniejszym problemem, kiedy z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Nie byłoby najlepszy, gdybyśmy wszyscy pochorowali na środku niczego. Szczególnie, że nie mamy szczególnie dużo leków. Inną sprawą była czystość wody która na nas spadała. - Zostawmy może kwestię tych dziur i skupmy się na znalezieniu jakiegoś schronienia - powiedziałam spokojnie do Flare, po czym odwróciłam się do wesoło kicającej klaczy - Nie wiesz może, o jakimś budynku, jaskini, czy czymkolwiek, co zapewni nam osłonę przed deszczem?
  2. (Infortunia) Ledwo słowo się rzekło a już wszystkich wywiało z obecnego położenia. W sumie nie miałam się co dziwić, ani widoki, ani zapachy nie były przyjemne, a zmarnowaliśmy tu już dość czasu. Nie chciałam zgubić reszty, więc ruszyłam za nimi. Z początku wolno, bo na szybko przeglądałam swoje torby, aby sprawdzić, czy nic mi nie wypadło, oraz czy pamiętałam aby spakować te napromieniowane konserwy. Schowałam je gdzieś na dnie torby, aby przypadkiem nie pomylić ich z tymi dobrymi. Choć znając moje szczęście powinnam je całe pomalować na inny kolor i obwiesić drutem kolczastym. Ale z braku tych rzeczy musiałam polegać na swojej pamięci. W drzwiach odwróciłam się jeszcze w stronę nowej towarzyszki. - Lepiej chodźmy, zanim nam wszyscy pouciekają - powiedziałam przyjaźnie, czekając aż ta się ruszy i dopiero wtedy ruszając za resztą. Wciąż miałam wątpliwości, co do słuszności brania ze sobą Melon, ale aktualnie i tak nie mogłam nic na to poradzić. Co ma być o będzie, a zawsze milej jest w przyjaznej atmosferze.
  3. (Infortunia) Z niemałym zdziwieniem obserwowałam zaskakująco radosny powrót klaczy, a co dopiero jej gadanie do doniczki. Zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno dobrym pomysłem było zabieranie jej ze sobą. W końcu jednak doszłam do wniosku, że mimo wszystko ona lepiej wie, co dzieje się na powierzchni oraz czego należy unikać. Chociaż to co właśnie zobaczyłam i tak dawało wątpliwości, co do jej zdrowia psychicznego. - Skoro już się zebraliśmy, to chyba możemy się zbierać. Nie chcę być tu dłużej niż to naprawdę konieczne - powiedziałam spokojnie, rzucając przelotne spojrzenie na miejsce masakry, jednak mój wzrok szybko uciekł z tego miejsca.
  4. Jednorożec zastanowił się przez chwilę, aby przypomnieć sobie jak dokładnie prezentowała się najbliższa okolica. Co prawda sam nigdy nie zapuścił się tak daleko od SummerVille, ale w trakcie wyjątkowo nudnych popołudni często leniwie przeglądał mapy, które leżały w jego biurze. - Jeśli mnie pamięć nie myli, to kawałek stąd powinno być spore pole kamieni. I mówiąc kamieni nie mam na myśli takich pipsztyczków... - przejechał w powietrzu kopytem, nakreślając obiekt nie większy od oka. - … tylko głazy nie rzadko większe od kucyka. Dla takiej grupy może tam być nieco ciasnawo, tak aby każdy się widział i nie był nieco na uboczu. Ale tak długo jak nie rozpalimy większego ogniska, to nie powinniśmy zostać zauważeni. A na pewno nie z ziemi - dokończył, niemal nie zwracając uwagi na odchodzącą Peach.
  5. Ogier o wiele milej przyjął słowa klaczy. Zapewne dlatego, że zdjęła swój hełm i nie była już dla niego anonimowym kucykiem bez twarzy, schowanym w puszce po konserwach. Aż szkoda, że nie miał dla niej szczególnie dobrych wieści. - Może nie tak rzadkie jak złoto, ale raczej wciąż jest w mniejszości. Na szczęście Ci dobrzy zazwyczaj zbierają się w grupach i bardzo ostrożnie dobierają kogoś nowego, więc jak już ich spotkasz, to nie będziesz musiała szczególnie obawiać się wbicia noża w plecy za garść kapsli - odpowiedział spokojnie, starając się mniej więcej zapamiętać jej posturę, aby móc rozpoznać klacz kiedy będzie w hełmie. Oby tylko pamięć go nie zawodziła. Przeraziła go za to propozycja tulenia. - Chętnie... ale może jak będziesz miała na sobie coś lżejszego - odsunął się od niej nieco. - W życiu się jeszcze sporo nadźwigam, a jeśli jakimś cudem dożyję późnej starości, to miło byłoby aby plecy jak najmniej bolały - dodał nieco żartobliwie.
  6. Złoty jednorożec usłyszawszy propozycję przyłączenia się, przynajmniej tymczasowego, do grupy, krótko zaśmiał, choć bardziej z informacji odnośnie ich aktualnego celu. Dopiero co opuścił rodzinne strony, a już ma powód, by do nich wrócić. Ale w sumie czemu miał tego nie zrobić? Trochę czasu go tam nie było i warto byłoby dowiedzieć się, czy po jego wyjeździe miasteczko sobie radzi. - W sumie mała kontrola by tam nie zaszkodziła. Ciekaw jestem, jak radzi sobie mój do niedawna zastępca. Więc chyba przystanę na tę propozycję - powiedział wciąż pozytywnym tonem. - Poza tym jest to jedno z najlepszych miejsc do uzupełnienia zapasów jedzenia w okolicy. Głownie są tam rolnicy, którzy we własnym zakresie sprzedają nadmiary plonów, które ostatnio były dość bogate. Z tego osada się głównie utrzymuje. Ale nie liczcie na wykiwanie ich i załatwienia nie wiadomo jakich zniżek, każdy ma równo pod sufitem i wie ile warta jest jego praca. A nawet jak traficie na młodszego i niepewnego, to sąsiad go upomni - skończył swój krótki opis, po czym podrapał się po głowie i cicho wymamrotał - I może Igiełka nie sprzedała jeszcze tamtego kapelusza, który ostatnio oglądałem. Przydałoby się znów mieć coś na głowie.
  7. Nagłe pojawienie się “Niewolników Swobody” zaskoczyło Wild’a. Kiedy ostatnim razem spoglądał na nich byli dość daleko i nie spodziewał się, że zwykła rozmowa z jednym pegazem zajmie mu tyle czasu, aby stracić rachubę i pozwolić grupie do niego od tak dojść. Przeoczenie, którego musiał w przyszłości uniknąć, bo to, że tym razem dobrze trafił, nie oznaczało, że w przyszłości taką grupką nie będą bandyci czy coś gorszego. Pierwszym, co zrobił jednorożec, było przyjrzenie się nietypowym wędrowcom. Ci, którzy zwali siebie “Niewolnikami” chodzili w grubych i wyglądających na niezwykle wytrzymałe pancerzach, jednak na co od razu zwrócił on uwagę, było to, że w przeciwieństwie do pegaza, te ani trochę nie przypominały tych Enklawy. - Wild Steed, były szeryf z SummerVille - powiedział spokojnie i bez żadnych emocji do przywódczyni grupy, po czym z powrotem zwrócił się do Hawk’a - I aby zaspokoić choć trochę Twą ciekawość, to sam odszedłem. Miałem dość tego, jak ograniczała mnie biurokracja i jak nie raz musiałem wypuszczać różne ścierwa, bo ktoś wpłacił do Nowej Appelosy Kaucję, łapówkę, “dotację” czy jak zechcesz to sobie nazwać. Na pustkowiach nie ma raportów ani kontroli, która powstrzyma mnie przed naciśnięciem spustu dla tych, którzy na trochę ołowiu w głowie zasłużyli. - wyrzucił z siebie z wyraźnym ożywieniem, ale i jakby ulgą. Jakby wyrzucił z siebie problem, który go od dawna męczył. Co prawda często zwierzał się ze swych wątpliwości co do działania systemu swojemu zastępcy, ale ten nigdy tego nie popierał. Zapewne dlatego ciążyło mu to z czasem coraz mocniej. - Poza tym ta wasza nazwa może i jest otwartą ironią, ale nie obraźcie się, brzmi beznadziejnie. Będziecie mieli szczęście, jeżeli ktoś będzie was brał na poważnie. I zróbcie coś z pancerzem pana Hawk’a. Pomijając, że ani trochę nie pasuje do reszty, to do złudzenia przypomina te Enklawy i nawet bez oznaczeń może sprowadzić na was kłopoty - dodał poważnie, spoglądając na Shadow… no… chyba na nią, bo w tych pancerzach wszyscy wyglądali dla niego identycznie. A na pewno nie znał ich na tyle, aby poznać kogokolwiek, po wzroście i posturze. Niemało zdziwiło go nagłe wystąpienie z szeregu, jak mogło się wydawać po głosie klaczy. Sprawy przez nią poruszone oraz ton jakim to wszystko wypowiedziała, sprawił, że Wild potrzebował całej siły woli, aby nie walnąć się w czoło. - Jak już wspomniałem, już nie jestem na służbie. Poza tym eksterminacja robali, które są poza objętym mą ochroną miasteczkiem, szczególnie, jeśli znajduje się ono wiele kilometrów stąd, nie należy do moich obowiązków. Z tym zgłoś się do nowej Appelosy. Może kiedyś uda Ci się doprosić, aby wysłali sanepid, czy jakąś grupę uderzeniową, ale jak patrzę na ich ostatnie działanie, to taniej będzie ci kupić sobie czołg. - powiedział jakby od niechcenia. // Mały edit uwzględniający uwagę z dołu
  8. (Sorry, kopiowałem z gdocs, a stamtąd są takie problemy. Postaram się pamiętać aby to zmieniać. Daj znać, czy teraz jest lepiej) Jednorożec usłyszawszy początek wypowiedzi zaśmiał się, niemało rozbawiony zdziwieniem pegaza. - Żył Ty kiedy w niewielkim miasteczku jako szeryf? Każdy mnie tam znał a gwiazda mówiła wystarczająco, abym nie musiał się przedstawiać obcym. Kucyki po prostu przychodziły z problemem, albo bronią a ja robiłem co należało. A przybyszom po prostu się uważnie przyglądałem, z poluzowaną bronią - powiedział z widocznym uśmiechem na pyszczku. Ten jednak po chwili zniknął, zastąpiony zimnym i spokojnym wyrazem, jednak nie tak wrogim jak na początku. - A że Twoje argumenty są logiczne, to przychylę się do Twej prośby - dodał, powoli umieszczając swą broń w przeznaczonym na nią miejscu, a kiedy pegaz w końcu się zatrzymał, spojrzał na niego poważnie. - Poza tym sam mówisz o ostrożności i bezpieczeństwie, a jesteś oburzony, że po nagłym desancie kilkunastu kilogramów stali w której się schowałeś celuję w Ciebie bronią - rzucił poważnie, mrużąc nieco oczy. - I skoro przeszliśmy z zaskoczenia, otwartej wrogości i gróźb na poziom cywilizowanej rozmowy, to mógłbyś łaskawie wylądować? Chciałbym rozmawiać z kucykiem, a nie pancerną osą.
  9. Pustkowia. Olbrzymie połacie terenu, pozbawionego czegokolwiek wartego jakiejkolwiek uwagi. Drzewa, krzewy czy jakakolwiek roślinność, tu były rzadkością, a jeszcze mniej z nich było w jakikolwiek sposób bezpieczne czy pożyteczne. O wiele częściej trafiało się na różne zmutowane twory, które kiedyś były zwykłymi zwierzętami. Aż dziw, że ostał się tu jakikolwiek szlak, którym ktokolwiek kiedykolwiek jeszcze uczęszczał. Tudzierz niemałe było zdziwienie złotej maści kucyka, na widok nie jednego, a wielu wędrowców na horyzoncie. Nie było to jednak zbyt pocieszające. Po tym szlaku poruszały się tylko dwa typy grup: Karawany i Ci, którzy chcieli je zrabować. Co za tym idzie prawdopodobieństwo strzelaniny w wielce niesprzyjających warunkach było bardzo wysokie. Wild Steed co prawda miał doświadczenie w radzeniu sobie z bandziorami, znał jednak swoje granice i wiedział, że walka tutaj wymagałaby co najmniej dobrego planu. Mimo wszystko zawsze jednak istniała szansa, ze grupa nie będzie zbiorem marginesu o inteligencji nieprzewyższającej chomika. Postanowił nieco zaryzykować i iść przed siebie, uważnie jednak obserwując zbliżającą się z horyzontu plamę, dopóki nie będzie w stanie jej zidentyfikować. Jednakże obserwacja doprowadziła do tego, że przegapił on jedną, bardzo ważną, jeśli wręcz nie ważniejszą plamkę na niebie, która w mgnieniu oka znalazła się tuż obok niego. Gdyby nie pokaźny pancerz pegaza, Wild najpewniej nie usłyszał by go nawet przy lądowaniu. “Dlatego nie dzierżę takich puszek.” - przeszło mu przez myśl, kiedy odruchowo jego magia sięgnęła do kabury w której schowany był stary rewolwer, który pomimo wielu lat troski nie prezentował się najlepiej. Bębenek był porysowany, chwyt wytarty, że aż bolało w oczy, a lufa, która obecnie skierowana była prosto między oczy intruza, wyglądała jakby ktoś celowo naciął ją w trzech miejscach, pozostawiając wyraźny ślad. Jednak mimo fatalnego wyglądu jednorożec ufał tej broni. Za dużo czasu spędził na jej naprawach, aby wierzyć, że ta zawiedzie go w potrzebie. - A kimże jesteś, aby od tak sobie przylatywać i legitymować przypadkowego wędrowca? Jednym z tych Enklawowców, którzy myślą, że mogą sobie brać co chcą? - rzucił niemiło, ustawiając się przodem do przybyłego, nie opuszczając przy tym broni, która uparcie skierowana była pomiędzy jego oczy. - Jeśli jednak tak Ci zależy to proszę - dodał, po czym zaczął recytować niczym wyuczoną na pamięć formułkę. - Wild Steed, szeryf… a właściwie były szeryf SummerVille, które znajduje się w strefie wpływów Nowej Appelosy, w której obecnie również się znajdujemy. A chciałbym przypomnieć, że tu Enklawa obecnie nie ma NIC do gadania - skończył z nieprzyjemnym spojrzeniem. - A skoro ja odpowiedziałem na Twoje pytania, to Ty, chociaż by ze zwykłej grzeczności odpowiedz na moje. Wiec tym razem nieco milej. Kim Ty jesteś i czy należysz do tamtej grupki na horyzoncie? - tu wskazał na odległy punkt, przy użycia skinienia głowy. // Powinno być teraz bardziej przyjazne Tapatalkom
  10. (Omówione dawno temu z MG. Nie wiem, czemu Shadow nazywa to Kartą Pułapką ) Imię: Wild Steed Wiek: 43 Płeć: Ogier Rasa: Jednorożec CM: Gwiazda szeryfa z trzema dziurami po kulach Charakter: Zazwyczaj okrutny i bezwzględny. Jeśli jesteś bandytom, psychopatą, lub innym tworem który za cel postawił sobie krzywdzenie innych nie masz co oczekiwać od niego litości. Respektuje prawo, jednak tak długo, jak nie przeszkadza mu ono w pozbywaniu się przestępców. Jest niestrudzony i nieustępliwy, jeśli staniesz się jego celem, gotów jest ścigać Cię tak długo, aż nie będziesz wąchać kwiatków od spodu. Kiedy nie ugania się za bandziorami, okazuje się osobą dość pogodną, z którą da się przyjemnie porozmawiać. Wygląd: Złotej maści jednorożec ze średniej długości zaniedbaną grzywą i ogonem w brązowym kolorze. Jego tęczówki mają zieloną barwę. Ma na pyszczku krótki zarost w kolorze grzywy. Historia: Umiejętność: Zdyscyplinowany strzelec - Twoja celność wzrasta o 20% jednak twoja szybkostrzelność jest obniżona o 20%. Co lubi: - Whiskey - Porządek - Małe miasteczka i otwarte przestrzenie - Spędzać zachody słońca na bujanym fotelu z butelką czegoś mocnego Czego nie lubi: - Marnotrawstwa - Broni maszynowej - Ciężkich pancerzy("Zatrzyma pocisk kalibru 5.56mm i Ciebie przed schowaniem się przed czymś większym") - Złych kucyków Preferowana rola w drużynie i cechy z nią związane: Obrona sojuszników i walka na krótkim/średnim dystansie; Konserwacja ekwipunku Specjalizacje: Mała broń; Naprawa; Handel Preferowany styl walki: Skupianie na sobie uwagi przeciwnika i jego eliminacja zza osłony. Weapon of Choice: Broń dźwigniowa i Rewolwery
  11. (Infortunia) Niestety nie miałam szczęścia i nie znalazło się ani trochę leków. W sumie nie miałam co się dziwić, i tak dobrze, że tyle się uchowało. Z początku zachowanie Melon zastanawiało mnie zapewne nie mniej niż resztę drużyny, jednak wyjaśnienie kwestii promieniowania wszystko wyjaśniło. Nie było jednak tak straszne, jak ta mówiła. Kiedy ta sobie poszła, obserwowałam ją przez chwilę, a kiedy zniknęła z zasięgu mego wzroku zwróciłam się do reszty drużyny. - Lepiej nie wyrzucajcie tych konserw. Może i zostały napromieniowane, ale dawka nie może być duża i w razie najgorszego powinniśmy być w stanie zjeść to jeśli zażyjemy wcześniej Rad-X. Oczywiście mówię o ostateczności - powiedziałam spokojnie, choć mimo wszystko miałam nadzieję, że nie będziemy musieli posuwać się aż tak daleko.
  12. Thoron95

    [Gra] Starcie Tytanów

    Broken widząc spojrzenie majora nieco się zdziwił. Zastanawiał się, co zrobił aż tak źle, aby zawieźć trenera. Rozumiał, że wydostał się z niego nie do końca uczciwym ruchem, jednak w jego stronach nie było to jakoś szczególnie piętnowane. Szczególnie w usprawiedliwionych przypadkach. - Proszę o wybaczenie, jeśli Cię uraziłem - powiedział spokojnie, spuszczając nieco głowę w geście skruchy. - U nas treningi są ostrzejsze, a sami trenerzy walczą z nami w taki sposób. Zawsze powtarzają "W razie najgorszego nie bój się zagrać nieczysto. Twój przeciwnik najpewniej zrobi to samo.". Przede wszystkim mamy przeżyć. Nie ma co umierać za honor czy coś podobnego, to tylko osłabia plemię i naraża je na atak. Poza tym jestem bardziej przyzwyczajony do walk ze zwierzętami, a tam nie ma miejsca na inną przyzwoitość, niż zadanie szybkiej i bezbolesnej śmierci. - skończył swój wywód, po czym powoli podszedł do swej broni wbitej w ziemię, po czym wyjął ją z ich ziemnej pułapki i schował z powrotem do przeznaczonych im miejsc w swym pancerzu. - I jeśli jest ku temu sposobność, to chciałbym skończyć trening - dodał po chwili. Po przybyciu do Kryształowego Królestwa nie miał dużo czasu dla siebie. Tylko zapisy, formalności i ten trening. Marzyła mu się ciepła kąpiel i wygodne łóżko.
  13. (Infortunia) Cała ta wyprawa zaczynała się dziwnie. Najpierw walka z irytującymi drzwiami, potem nagłe pojawienie się Abyssa, potem spotkanie dziwnej klaczy, która o dziwo chce się do nas przyłączyć. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Z jednej strony miłe byłoby towarzystwo kogoś z zewnątrz, kto nie jest mordercą. Z drugiej dołowało to, że w zamian musieliśmy stracić jedno z nas. - Nowa osoba chyba nie zaszkodzi... - powiedziałam zaskakująco spokojnie, po czym ponownie spojrzałam w dół, na wszelki wypadek trzymając kopyto przy pyszczku. - Zgaduję, że nie miał żadnych leków, które mogłabym przygarnąć - dodałam z cichą nadzieją, że się mylę. Sama nie miałam za wiele. Niestety przydziały ze stajni, które trafiały do mych kopyt były dość marne. Może i potrafiłam zaradzić części ran bez nich, ale pewniej czułabym się wiedząc, że poradzę sobie z najgorszym.
  14. Thoron95

    [Gra] Starcie Tytanów

    Broken szczerze nie był zaskoczony obrotem wydarzeń. Szarża na gotowego na atak przeciwnika, który nie był nowicjuszem, albo zwierzęciem nie sprawdzała się w większości przypadków. Ale co poradzić, podjął ryzyko i w efekcie znalazł się pod majorem, w pozycji która bardzo ograniczała jego możliwości. Miejsca było tak mało, że nie mógł nawet wziąć porządnego zamachu aby brawurowo pojechać mu z główki. Co zresztą byłoby tak sensowne jak ta szarża i zostało od razu wyrzucone z listy planów ucieczki z kucykowej klatki. A czasu na myślenie miał niezwykle mało, choć i tak było to lepsze od leżenia pod rozszalałym lwem, czy czymś podobnym. "2... 3... 4..." - liczył w głowie, szukając rozwiązania swojego problemu. Wiedział, że musiał działać szybko, a jego przeciwnik do najlżejszych niestety nie należał. W końcu uznał, że czysto raczej się stamtąd nie wydostanie. Zrobił ostatnią rzecz, jaka przyszła mu do głowy i miała jakąkolwiek ilość sensu. Jego głowa energicznie poleciała w górę, pozorując obmyślane wcześniej bezmyślne pojechanie z główki. Jego faktycznym celem była jednak grzywa Gotfryda, którą chciał złapać zębami. Gdyby znalazła się w jego chwycie, silne jej pociągnięcie i zrzucenie przeciwnika na bok byłoby już proste. Miał przy tym nadzieję, że upadnie on kilka centymetrów od niego, aby móc kopnąć go tylnymi kończynami w brzuch i tym samym wykorzystać przeciwnika, do odepchnięcia samego siebie, co pozwoliłoby mu wykonać obrót w bok i szybko wrócić na nogi.
  15. (Infortunia) W końcu huk broni ucichł, wraz z wrzaskami nieumarłych stworzeń. Okolice opanowała cisza, przerywana tylko przez głosy moich towarzyszy. Powinnam zapewne czuć teraz ulgę, jednak tak nie było. - Ze mną wszystko w porządku. Chyba... - Podeszłam powoli do zejścia i spojrzałam w dół. Pomimo iż udało mi się spamiętać kilka rys Ragnaroka, to jego odnalezienie wśród ciał okazało się bardzo trudne. Widok przerażający i paskudny, od którego zrobiło mi się niedobrze. Oddaliłam się od zejścia, nie chcąc oglądać tej masakry dłużej niż trzeba. - Albo i nie - dodałam, zakrywając pyszczek kopytem. Miałam nadzieję, że uda mi się nie zwrócić śniadania.
  16. (Infortunia) Choć dach wydawał mi się miejscem, w którym uda nam się przeczekać najazd chmary trupów, to niestety okazało się, że nie jest on tak bezpieczny. Nieumarli powoli wspinali się na górę, a huk broni moich towarzyszy przyprawiał mnie o ból głowy. Narastające poczucie zagrożenia sprawiło, że mimowolnie sięgnęłam po swoją broń. Wyruszając miałam nadzieję, że nie będę musiała jej użyć, jednak chodzące trupy potrafią pchnąć kucyka do rzeczy, których zapewne normalnie by nie zrobił. Ustawiłam się za resztą towarzyszy, celując w otwór w podłodze. Gdyby któremuś przeciwnikowi udało się wejść na tyle wysoko, aby jego głowa pojawiła się ponad poziomem podłogi, to czekałaby go niemiła niespodzianka.
  17. (Infortunia) Miałam nadzieję, że nic złego się nie stanie. Że jakoś uda nam się dotrzeć do tego "raju" całą drużyną, najwyżej z jakimiś ranami. Ale najwidoczniej niemało się przeliczyłam. Nie byliśmy na powierzchni nawet przez godzinę, a Ragnarok już stał się ofiarą zewnętrznego świata. - Tego chyba nie uda mi się wyleczyć... - powiedziałam drżącym głosem. Chciałam być spokojna. Oddychałam powoli i głęboko, chcąc pozbyć się strachu. Jednak niewiele mi to pomagało. Nawet nie myślałam o dotknięciu swojej broni. Nie chciałam więcej śmierci. O ile to "coś" można było jeszcze zabić.
  18. Thoron95

    [Gra] Starcie Tytanów

    Broken widząc blizny ogiera, nabrał do niego jeszcze większego szacunku. Wskazywały one na doświadczenie posiadane przez Gotfryd'a, jego zdolność przetrwania oraz niełatwe walki, którym musiał stawiać czoła. Jednak jego obserwacje nie zdekoncentrowały go. Uważnie słuchał tego, co mówił do niego major. Zasady były dobre i szczerze mu pasowały. Były uczciwe i pozwalały uniknąć poważniejszych obrażeń, które mogłyby bardzo negatywnie odbić się w trakcie walki z prawdziwym wrogiem. Poza tym utrzymanie przeciwnika na ziemi przez aż 10 sekund nie jest zadaniem łatwym, co pozwalało faktycznie się wykazać. - Prawdą jest, że nic nie jest w stanie oprzeć się próbie czasu i prędzej czy później upadnie. Choć dobre ostrze nawet po latach może wiernie służyć temu kto je dzierży. A stary wojownik siać postrach w sercach swych przeciwników - powiedział spokojnie, choć z lekkim uśmiechem. - Wierzę, że Ty jeszcze nie poddałeś się zgubnemu działaniu czasu. - dodał pocieszająco. - I owszem, jestem gotowy. Możemy już więc chyba zacząć. - Spirit jeszcze przez chwilkę przyglądał się majorowi, zastanawiając się, czy przybrać agresywną postawę, czy może wręcz przeciwnie. Po chwili rozmyślań z rozmachem ruszył naprzód, pozostawiając pokaźną chmurę pyłu w miejscu z którego wystartował. Udało mu się przebyć dzielący ich dystans zaskakująco szybko, a będąc tuż przed nim ułożył się tak, aby wlecieć w niego barkiem. Miał nadzieję, że uda mu się być szybszym od Gotfryd'a oraz przy odrobinie szczęścia zaskoczyć go podjęciem akcji, wyglądającej na co najmniej lekkomyślną.
  19. (Infortunia) Usłyszawszy ostrzeżenie dziwnej klaczy, niemało się przestraszyłam. Najwidoczniej ktoś się zbliżał, ktoś kto miał złe zamiary. Co prawda nie miałam zielonego pojęcia, skąd Melon mogła wiedzieć o zagrożeniu, ale wolałam nie ryzykować pozostania samą w najlepiej widocznym budynku w mieście. Pobiegłam za Pie i resztą drużyny, z nadzieją, że nie będziemy musieli brać udziału w walce w trakcie pierwszego dnia wyprawy.
  20. Thoron95

    [Gra] Starcie Tytanów

    Zebrzy Wojownik o niezwykłej jak dla swej rasy grzywie przychodząc na pole treningowe spodziewał się warunków przypominających swoje strony. Gotował się na spotkanie z twardym i wymagającym trenerem, który da im mocno popalić. Był więc niemało zdziwiony, kiedy major odezwał się do nich tak miłym tonem. Doprowadziło to do jego zmieszania, które jednak szybko minęło. Kiedy Gotfryd podszedł do niego, chętnie i energicznie potrząsnął jego kopyto. - Zwą mnie Broken Spirit panie Gotfryd. Miło miło mi poznać wojownika z tych stron - powiedział miło, po czym stale obserwował zachowanie Ziemnego kucyka. Przyjaznych przywitań nie było końca. Był to jeden z najlepszych typów dowódców, podnoszący na duchu, sprawiający, że lepiej rozumie się sens swojej walki i budzący najwięcej zaufania. Za takimi żołnierze idą do samego piekła. Po skończeniu wstępu i zapoznania, Gotfryd ku niemałemu zaskoczeniu Spirita poprosił go o sparing. Jakby nie dość było zaskakującego momentu, ledwo po skończeniu przywitań, całkowicie niespodziewanie, to jeszcze nie był to rozkaz, które zazwyczaj wydają trenerzy bądź dowódcy, tylko najzwyklejsza prośba. Przez chwilę na jego pyszczku dało się ujrzeć zdziwienie, jednak to szybko zostało zastąpione uśmiechem. - Zgoda, stanę z Tobą do walki. Z chęcią dowiem się ile jest prawdy w opowieściach o wytrzymałości i sile kucyków ziemskich - powiedział miło, a następnie wyjął swój kamienny topór, podrzucił, przez co ten wykonał pełen obrót w powietrzu, po czym chwycił go i mocno rzucił w ziemię co zaowocowało jego mocnym usadowieniem się w gruncie. Po chwili do prymitywnej broni dołączył równie staroświecki kościany nóż. Nie chciał aby przeszkadzały mu w walce. Kiedy był już kompletnie pozbawiony broni, wysunął się naprzód, stanął naprzeciw majora i dokładnie zbadał go wzrokiem. Ciekawiło go, czy w trakcie starcia pozostanie coś z tego miłego Gotfryda. Cóż, zaraz i tak miał się tego przekonać, stał więc gotowy na rozpoczęcie walki.
  21. (Infortunia) Usłyszawszy pytanie Night'a od razu pokręciłam głową, po czym bez zwłoki dodałam. - Nie, nawet się zbytnio nie zbliżaliśmy do drzwi. Co najwyżej zajrzeliśmy przez okno, jak nie było w nim zasłon, ale w zasadzie cały czas spędziliśmy głównie na rozmowie i rozglądaniu się po samych ulicach. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Szczerze powiedziawszy teraz, z wiedzą, że ktoś w tym mieście żyje i nie jest to(mam nadzieję) psychopatyczny morderca, świadomość, że nie włamaliśmy się do żadnego domu przynosiła mi niemałą ulgę.
  22. (Infortunia) - Poszukujemy pewnego miejsca. Nasza droga zaczęła się kawałek od miasta. Nie wiemy nic o okolicy, a to miejsce było najlepszym punktem orientacyjnym,. No i mieliśmy nadzieję zdobyć mapę. Wydawało nam się opuszczone, więc postanowiliśmy się rozejrzeć i tak trafiliśmy do Twojego domu. - powiedziałam zaskakująco spokojnie lekko przepraszającym tonem. Pomimo, iż klacz wyglądała na bezbronną, nie chciałam aby ta się na nas denerwowała. Szczególnie, że nie wiemy absolutnie nic o niej i o tym miejscu. Mimo wszystko mogła być niebezpieczna.
  23. (Infortunia) Nagłe rozbrzmienie obcego głosu sprawiło, że przeszły po mnie ciarki. Od razu zwróciłam wzrok w miejsce, skąd pochodziły. Co prawda klacz, do której ten głos należał nie wyglądała najlepiej, ale gdzieś w podświadomości miałam nadzieję, że nie będzie trzeba użyć broni. Co zresztą chyba właśnie miał zamiar zrobić Abyss. - Nie! - położyłam kopyto na dubeltówce i opuściłam ją nieco w stronę ziemi. - Nie podnoś broni. Jeszcze nie ma takiej potrzeby i może wcale takowa nie zajdzie. Cóż... taką mam nadzieję... - ostatnie zdanie powiedziałam szeptem pod nosem.
  24. Imię: Broken Spirit Rasa: Zebra Strona: Księżniczka Cadence Płeć: Ogier Miejsce urodzenia: Zebrica Miejsce zamieszkania: Brak Specjalizacja: Wojownik Plemienny (w odróżnieniu od zwykłych wojowników porzucają oni część treningu bitewnego, na rzecz nauki sztuki alchemii) Wygląd: Sierść wygląda tak, jak to zebry mają w zwyczaju. Biały w czarne paski. Ogon z wyglądu również zwyczajny, jednak o fioletowej barwie. Jego grzywa w odróżnieniu od reszty swych pobratymców jest rozczesana i fioletowa. Oczy natomiast mają błękitną barwę. Charakter: Opanowany, czasami wręcz do bólu. Niezwykle ciężko wyprowadzić go z równowagi przez co czasami może wydawać się zimny i bezuczuciowy. W rzeczywistości jednak jest to pozytywna osoba, która lubi się zabawić z przyjaciółmi i rzucać żartami(niekoniecznie dobrymi). Przez geny swego ojca ma on problemy ze zwyczajowym dla zebr rymowaniem, które już dawno sobie odpuścił na rzecz zwyczajnej mowy. Krótka biografia: Broken Spirit urodził się w Zebrice. Jego matka była Zebrą, szamanką w jednej z wiosek. Ojciec natomiast był kucykiem ziemnym, poszukiwaczem przygód, który przybył do jego kraju w poszukiwaniu sławy. Broken nie znał go zbyt dobrze. Cóż, najłatwiej powiedzieć, że nie znał go niemal w ogóle, gdyż ten zniknął i zostawił jego oraz matkę kiedy ten miał zaledwie 3 lata. Lepiej kojarzył go z opowieści niż z własnej pamięci. Nie przeszkadzało mu to zbytnio w życiu codziennym. Zajmował się on zwierzętami oraz pomagał w ogrodzie z którego jego matka brała składniki do najróżniejszych wywarów i specyfików. W wolnych chwilach jego matka uczyła go sztuki alchemii. Miała ona nadzieję, że nie będzie go ciągnęło do wojaczki albo co gorsza podróży. I przez jakiś czas to działało. Jednak młodego Spirita zbyt inspirowali wojownicy jego plemienia. Często obserwował ich treningi a czasem nawet rozmawiał o tym ze swą rodzicielką. Nie była ona tym zachwycona i starała się wybić mu to z głowy. W końcu jednak po ponad roku rozmów, błagań, kar i bogowie wiedzą czego jeszcze, zgodziła się porozmawiać z wojownikami w sprawach treningu. Nie było to łatwe, gdyż Spirit był już w wieku 11 lat a normalnie młodych szkoliło się od 8 lat. Jednak znajomości oraz posiadana już przez młodego wiedza z dziedziny alchemii pomogły przekonać doświadczonych wojaków. Zaczął się dla niego okres ciężkich ćwiczeń i nadrabiania zaległości. Jednak dzięki determinacji udało mu się szybko opanować sztukę walki bronią oraz gołymi kopytami. Z czasem przyszło również wyszkolenie w sztuce tropienia oraz dbania o swoją broń. W końcu udało mu się jednak przejść szkolenie oraz inicjację, dzięki czemu stał się prawdziwym wojownikiem swego plemienia. Co prawda nie byli oni w stanie wojny, jednak Broken co chwila musiał rozprawiać się z różnymi dzikimi zwierzętami, nie rzadko większymi od niego. Jego matka, choć tego zbytnio nie okazywała, była dumna z tego jak daleko udało mu się zajść, wciąż dręczył ją jednak strach przed tym, że pójdzie on w ślady ojca i opuści rodzinne strony. Obawy te urzeczywistniły się kiedy ogier miał 25 lat. Jego wioska zaczęła wydawać mu się zbyt mała i ciasna a w głowie kłębiły się nadzieje na znalezienie swojego ojca. Matka robiła co mogła aby go w zatrzymać, włączajac w to nazywanie go głupcem wierzącym, że jego ojciec dał radę dożyć tego wieku przy swym zawodzie. Powstrzymywała go niemal dwa lata, jednak w końcu jej wytrzymałość osiągnęła swe granice. Pewnego ranka po prostu przyniosła mu wszystko, co było potrzebne do długiej wyprawy i życzyła mu szczęścia na wybranej przez siebie drodze. Pożegnania przeciągały się aż do południa, jednak w końcu Broken znalazł się poza granicami swojej wioski. Po kilku miesiącach udało mu się zawędrować do Equestrii, kraju, z którego pochodził jego ojciec. Większość kucyków obrzucała go podejrzliwymi spojrzeniami, jednak czasami zdarzali się i tacy, którzy bardzo chętnie dzielili się z nimi różnymi informacjami. Jedna z takich osób bardzo zamartwiała się wydarzeniami z Kryształowego Królestwa i czyhającym u jego bram zagrożeniem, które mogło wpłynąć na życie nie tylko Equestrii ale również terenów poza nią. Broken był tym zaniepokojony. Bał się, że ewentualna porażka może bardzo źle odbić się na jego ojczyźnie. Po długich namysłach postanowił odłożyć swe poszukiwania na później i wziąźć udział w wyczuwalnej w powietrzu wojnie na północy. Wyposażenie: Kamienny topór Nóż z kości Pancerz skórzany wzmocniony w kilku miejscach kością. Niektóre pasy zawierają miejsca na fiolki z miksturami(łącznie 6) Mikstury: 3x Mikstura przyspieszająca gojenie ran 1x Mikstura przyspieszająca odzyskiwanie sił 1x Mikstura Siły (zwiększa siłę użytkownika, jednak ten szybciej się męczy) 1x Trucizna paraliżująca (sam płyn nie jest szkodliwy, aczkolwiek jego opary owszem. Idealne do rzucania) Nic do zarzucenia, świetna karta. ~ Advilion
  25. Ja również jestem za. A co do sprawy śmierci, to mi obojętne, rób co uznasz za słuszne
×
×
  • Utwórz nowe...