Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Ares Prime

  1. Dziwne, czyżby tutaj cykle solarne trwały dłużej? Musi to być chyba duża planeta, skoro czas płynie w tak wolnym tempie. Cóż to za przeklęty las, że nie ma końca! Przypomina mi się planeta Animaltron, która sama była jedną wielką dżunglą. Tu jest podobnie, choć tamte drzewa były jeszcze

    Droga... świetnie, może prowadzić do jakiegoś miasta lub chociaż wioski. Kontynuowałem zatem marsz w kierunku wschodnim, trzymając się brukowanego traktu. Nieserty nie był zbyt wytrzymały, każdy krok pozostawiał wyraźne ślady i peknięcia. Trudno, się mówi i idzie się dalej.

    Martwiła mnie też jedna poważna kwestia - czy na tym świecie jest Energon... mam co prawda pełny akumulator i zapas w manierce, ale na jak długo to starczy? Nie wiem.

  2. Nie jestem ekspertem od historii, lecz te gobeliny wskazuję że żyjące tu istoty wierzyły w słońce i księżyc jako bóstwa, zatem musiały być inteligentne że stworzyły takie dzieła. Te riuny są od dawna opuszczone, nikt tu nie mieszka. Ratchet, lub Jazz pewnieby lepiej wiedzieli o religiach bóstw solarnych i lunarnych. 

    Zatem nic tu po mnie, pora chyba opuścić to miejsce.

    Opuściłem teren zamku i skierowałem się na wschód - słońce było wysoko, ale udało mi się określić kierunek. 

  3. - Hahahahah! I ty na mnie z tymi kiełkami skakałeś!? Głupi białkowiec! - zawołałem tryumfalnie, poczym pozostając w tyrbie T-Rexa ruszyłem ku ruinom aby je zbadać. Może tam dowiem się jakie istoty zamieszkują ten świat. 

    Dojście na miejsce zajęło mi kilka klików, aż wreszcie stanąłem przed ruinami. Przyjąłem tryb robota i zacząłem w nich szukać jakiś śladów inteligentnych tworów i życia. 

  4. Ruiny, zatem musi tu istnieć cywilizacja. Inteligentne istoty które tutaj żyły, lub żyją nadal. Tam skierowałem swoje kroki, ale kiedy poczułem ukłócie w nodze.

    Zacisnąłem mocarne pięści, gotów zmiażdżyć intruza... ale kiedy zauważyłem że jest to ledwie sięgający moich goleni ssak, w dodatku jakiś dziwny, zrezygnowałem z zamiaru zrobienia z niego miazgi. odepchnąłem go nogą, nie robiąc mu większej krzywdy. 

    - Lubisz żądlić i gryźć? Zatem pozwól że ja pokażę ci swoje zęby! TRANSFORM! - huknąłem, po czym zamieniłem się w swój tryb alternatywny - mechaniczny tyranozaur, uważany przez jednego z największych i najstraszliwszych zwierząt w dziejach Ziemi. Ryknąłem straszliwie aby przepłoszyć natręta i tupnąłem potęznie.

  5. - To bardzo interesujące Spike. - pochwaliłem go za opowieść i nie ukrywając, byłem pod wrażeniem tej przygody jak i tego, że opiekował się feniksem. - Tu masz nade mną przewagę, bo choć tyle czasu już wędruję po świecie, nie widziałem nawet feniksiego pióra a co dopiero żywego feniksa. O rany, całkiem śliczny jak na ptaka. No, fajnie się gadało młody... - wstałem od stołu. - Ale ja będę się powoli zbierał, późno już a muszę rozmówić się z paroma osobami. Wpadnę za parę godzin, dzięki za śniadanie. 

     

    Po czym wyszedłem na zewnątrz, aby zaznać spaceru i może przy okazji znaleść Derpy lub Twi.

  6. Powstałem ciężko z ziemi, czułem jak trzeszczą mi serwomotory... za stary już jestem na takie skoki i podróże między wymiarowe. 

    Mija już druga dekada, odkąd zaczęła się moja tułaczka po wymiarach. Tyle światów zwiedziłem, tyle istot poznałem... i w żadnym z tych miejsc nie mogłem zaznać spokoju. Ciągle wplątywałem się w jakieś walki, wojny międzyplanetarne, bitwy, porachunki... walka była częścią mego żywota, ale zaczynała mnie męczyć. Wielu moich kamratów poległo, a ja żyłem. Skazany na ciągłe powtarzanie błędów...

     

    Jednak zaraz... ten świat... ziemska, zielona trawa, ziemskie formy organicznego życia, błękitne czyste niebo... czyżby to była Ziemia? To miejsce bardzo przypominało okolice Autobot City na naszej Ziemi.  Czyżbym wreszcie wrócił do swojego macierzystego wymiaru? Niewykluczone, ale przecież... nasz technik naukowy, pani kapral Rally, mówiła że nie ma powrotu w miejsca gdzie już się było. Muszę dowiedzieć się gdzie jestem dokładnie, więc ruszyłem przez las ogarniając drzewa ze swojej drogi. 

  7. - Ależ Rarity... - powiedziałem z uśmiechem, obejmując klacz jednym kopytem. - Panna Golden Harvest, chociaż bardzo miła i gotuje smacznie, nie jest w moim typie. Samotny ogier musi o siebie zadbać, chociaż czasem, przyznaję chciałbym mieć kogoś kto witałby mnie gdy wracam do domu ze służby. Chciałbym natomiast dowiedzieć się czegoś więcej o tobie... - spojrzałem jej głęboko w oczy. - Przyznam, że wyróżniasz się na tle pozostałych obywatelek, nie tylko gustem ale też urodą. Może jestem tu dopiero od dwóch dni, lecz nie spotkałem dotąd klaczy która dorównywała by tobie urodą. Jesteś niczym... Miss Ponyville.  

     

    Czemu mówi o Golden? Tamta mnie nie interesuje, może więc specjalnie chce skierować rozmowę na nią. Tak, zapewne to jest jej gierka. 

  8. Przeczytałem... i nie wiem co ty bierzesz lub palisz, ale ja też to chcę. 

    Nie no, fanfik jest bomba - w twoim stylu, bardzo śmiechowy, pełen ciekawych i śmiesznych tekstów. Pomysł ze skakaniem po universach to dość trudne zadanie, ale z twoim doświadczeniem i wyobraźnią, uważam że dasz sobie z tym radę, z palcem... znaczy kopytem w nosie. 

    Prolog zachęca do czekania na następne rozdziały. 

     

    POLECAM!

  9. - Czemu mnie nie zostawisz! Czemu nie dasz mi spokoju, ty poczwaro! Powiedziałem ci już raz, wolę zaginąć niż przyłożyć kopyto do krzywdzenia kucyków! - szarpałem się coraz bardziej usiłując się uwolnić. - Nie jestem potworem takim jak Ty, chcę żyć normalnie! Znalazła mnie... nie wiem jak, ale wytropiła mnie. Oh, czemu ja byłem taki głupi i nie odeszłem stąd kiedy tylko zobaczyłem ziemię z Changei. Mogłem iść dalej, ale nie, musiałem spotkać... zaraz, skoro tamta Fluttershy była Changelingiem, to gdzie jest prawdziwa Shy? - Zaraz... gdzie jest prawdziwa Fluttershy?

  10. Hej wam. 

     

    Niestety muszę oznajmić wam, że do końca miesiąca nie zaserwuję wam nowego rozdziału z powodu komplikacji internetu. Jednak pisze cały czas, dopracowuję szczegóły, korektorzy poprawiają błędy... no ale zapewniam was, że warto będzie poczekać na czwarty rozdział, a jak dołożę go pieca to zaserwuję wam też piątkę na jeden raz.

    Tak więc uzbrójcie się w cierpliwość czytelnicy.

  11. - Wojna już się zaczęła. - spojrzałem na ciała martwych kucyków. - I są już jej pierwsze ofiary. Jeśli zniszczył bez mała, 20 innych światów to znaczy że nie kieruje nim chęć zapewnienia swojemu ludowi przestrzeni do życia, a jedynie bawi ich zabijanie w imię kiczowatej idei. To zwykli rzeźnicy, których trzeba powstrzymać, a jeśli trzeba... to wyrżnąć do nogi.

     

    Po czym zamilkłem, nie wierząc dokładnie w to co powiedziałem,. Skąd u mnie wzięła się taka chęć walki i zemsty? Przecież nawet nie znałem tych nieszczęśników, mimo iż były kucami...

  12. - Nie zrobicie sobie ze mnie królika doświadczalnego dla Chrysalis! Prędzej zginę, niż wam dam zaciągnąć się z powrotem do Changei!

     

    Wydałem z siebie głośny, skrzekliwy ryk*.

    To zawsze powodowało dezorientację u wrogów oraz sprawiało, że każdy w promieniu kilometra słyszał ten jazgot od którego niemal krwawiły uszy. 

    Zrobiłem to w celu dezorientacji innych Changelingów, po czym następnie używam swojej magii aby uwolnić się z mazi krępującej moje ruchy. Nie dam się im uwięzić i zabrać na rzeź jak bydło!

  13. - Co do... - kiedy spojrzałem na podłogę wszystko stało się jasne. Więc mnie znaleźli, to na pewno sprawka tego Azure Hearta. To wszystko było kłamstwem, zwykłą ułudą. Utrata nadzieji na normalne życie przepadła, czułem rosnącą furię i złość. - Nie wracam z wami nie wracam, dronie. - warknąłem przybierając prawdziwą postać i ze wszelkich sił próbowałem się uwolnić z pułapki aby zabić zdradzieckiego drona.

  14. - Ale co to ma być?  - spytałem zdejmując z grzbiety swojego wilka, i zacząłem oglądać szopę. Była stara i mocno podniszczona, nie obędzie się bez generalnego remontu. Szopa była niewielka, kiedyś pewnie służyła jako warsztat albo składzik na narzędzia. 

    - Ta szopa należy do kogoś? Czemu mnie tu przyprowadziłaś? 

  15. - Coś mu zrobiła? Ale co, dla mnie wygląda to na petryfikację artefaktu. Wzglądnie rzuciła na niego jakiś czar ochronny, żeby nie można było się nim posłużyć? Jakieś sugestie co mogę z  tym zrobić? Mam odłamek twojego rogu w swojej zbroi, może jak użyję go na tym kamieniu to wróci do dawnej formy? - spytałem Sombry telepatycznie.

     

    - Tak, Moth. To jest to czego szukałem... jednak ta starucha, zaczarowała ten artefakt. Nie wiem co to może być, jakieś sugestie? - spytałem pokazując wiedźmie zaklęty róg. 

  16. - I to mówi wielka władczyni Equestrii, która ponoć przysięgała do ostatniego tchu bronić swoich poddanych przed wszelkimi zagrożeniami. - zgromiłem ostro Celestię, bo nie cierpiałem jak ktokolwiek mówił w taki sposób. - Poddać się, połozyć i czekać na śmierć? To proponujesz władczyni Słońca? Nie w moim przypadku. Ja się nie poddaję. - spojrzałem ponuro patrząc w stronę którą uciekł zbieg. 

  17. Zabrałem zatem kamień ze sobą, spojrzałem na Moth drapiącą Grzejnika.

    - Ha, widzę że się dogadujecie? - spytałem chytrze. - To dobrze, dobrze... bo przed nami jeszcze sporo drogi, ale zdobyłem to na czym mi zależało. Chodźmy stąd, moi drodzy. Jeśli ten kamień jest tym co myślę, to zbliżyliśmy się znacząco do naszego celu. 

    Po czym odszedłem kawałek od pogorzeliska i ponownie spróbowałem kontaktu z Sombrą.

  18. - em... Pan Golden Sprocket, jak sądzę.... - odparłem lekko zmieszany i zaskoczony takim widokiem, zarówno domu jak i jego właściciela. - Witam... to ja Wreckers. Rany ale chałupa... prawie jak w pałacu ksieżniczek. - pokiwałem głową. I tak tak, łapię pana dowcip. No więc, przyszedłem wyjaśnić sprawę pańskiego zaproszenia, proszę pana. 

     

    - Nie widziałeś może... niebieską krówkę - złapał cię za kołnierz - z  czerwonym ryjkiem?

    - Em... nie? - spytałem nie pewnie. - I proszę kopyta przy sobie. - po czym stanowcza, acz kulturalnie odsunąłem jego kopyta od mojego kołnierza. - Płaszcz może nie najwyższej jakości, ale nie lubię jak ktoś go mnie.

    - Dobrze... Dobrze... - Padł na kolana i wzniósl oczy ku niebu. - Ześlij na niego, Panie, żeby oczyścić jego grzechy!

    Kolo ma chyba kuku na muniu... ja słyszałem żeby od dobrobytu może się we łbie poprzewracać, ale to już chyba przesada. 
    - Tak... więc, panie Golden Sprocket, to chyba należy do pana. - odparłem wyciagając z kieszeni czek i tą monetę. - Przyszedłem to panu zwrócić, nie mogę przyjąć takiej gotówki.

    - Ach! moja ulubiona złota moneta! - ucieszył się. - Skad ją masz?

    - No, sam mi ją pan przecież przysłał. Czek na 10000 bitów też oddaję. Nikt takiej forsy za darmo nie rozdaje, nawet miłościwie nam panujące Księżniczki. Oddaję to panu... ale nie chcę być niegrzeczny, więc chciałbym się dowiedzieć czego konkretnie pan chciał od skromnego mnie?

    - A więc tu ją wsadziłem... Och... Zaraz? Co? Możesz... Co?! Jak to... co... Dlaczego... Nie! Ranisz moje uczucia! Chciałem być raz w życiu miły! Pomóc młodemu wynalazcy! Łeee! - zaczął ryczeć jak dziecko.

    - Ale.. ale...ale... - zbaraniałem trochę. - No już proszępana, dorosły ogier nie płacze... - wyjąłem z kieszeni chusteczkę i podałem mu ją. - Zatem... czego pan chce ode mnie? Może jakoś się dogadamy?

    - Jupi! - Podskoczył i obial cię. - Wiedziałem, ze jestes dobrym kucykiem! A teraz chodź! Chodź za mną, do robiowni!

    Pociagnał cię za kopyto pod ścianę, na której w pionie wisiały dwie szable.

    - ciąg za wajchę, Wreckers!

    - Ej, chwila panie, spokojnie! Ja się na uściski nie pisałem... matko co ja robię ze swoim życiem... - mruknąłem.

     pewną niechęcią pociągnąłem jedną z wajch.  Co ten stary piernik kombinuje?

    Pod wami otworzyła się zapadnia, zlecieliście w dół i wpadliście do... wagonu? Potem była szalona jazda, jak w lunaparku, ale o wiele bardziej... karkołomna. Zjeżdżaliście po szynach, robiąc pętle i beczki. Rzygać ci się zachciało. Golden Sprocket darł się jak ucieszone dziecko. Wreszcie jazda zakończyła się na połce skalnej w jaskini, gdzie była cała kolejka.

    - JAAAAAAAHHHHH JA SIĘ NA TAKIE COŚ NIE PISALEEEEM! - wyrarłem się starając się ustrzymać w tym wagoniku. 

    Po długiej chwili wreszcie ta karuzela się zatrzymała.
    - O matko moja, babko, i chomiku... wie pan do byłoby... uh... udogodnieniem? Ruchome schody... uuh....

     
×
×
  • Utwórz nowe...