Skocz do zawartości

Świeży rekrut

Brony
  • Zawartość

    481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    9

Wszystko napisane przez Świeży rekrut

  1. Woda po nim spływała, jak prysznic, ale nic się nie działo. Najdrobniejszej reakcji ciała. Tylko lewa ręka straciła swoją werwę i opadła na bok. Nadal leżał i żałośnie wyglądał. Przypominał zombie, chociaż wyglądał jakby spał i miał wszystko gdzieś.
  2. - ŻYD! ... Nic więcej! - warknął Red, próbując wyrwać lewą rękę od gardła. Nikt nie reagował, co uświadamiało go, że zbliża się koniec. W końcu prawa opadła na kamienie. Lewa zagnieździła się w gardle, powodując w nim szerokie dziury, z których trysnęła krew. Oddech zanikł, klatka piersiowa zapadła się niemiłosiernie nisko, a przekrwawione oczy zaszły mgłą w miejscu gdzie znajdowały się źrenice. Lewa ciągle dygotała, przez co coraz więcej krwi wydostawało się z gardła. - Żydddddd - cisnął po raz ostatni, po czym oddał ostatni wydech. Mimo to sprawna inaczej ręka zdążyła mu wyszarpać pół gardła. Red przewrócił głowę na bok i zamknął oczy. Nie żył.
  3. Idąc dalej zaczęło go coś kłuć. Poczuł coraz mocniej w piersi rozprzestrzeniający się ból. Nerwowo złapał oddech, ale nie zapobiegło to jemu upadkowi. Runął jak długi na kamienie, rozpinając guziki od kurtki. - Kuźwa ... - przeklął cicho, nie mogąc złapać oddechu. Złapał się za pierś, przez co Glok mu wypadł z ręki. Lewa z kolei podeszła do gardła i złapała za gardło, próbując zacisnąć je do granic możliwości. Prawa próbowała odpiąć lewą, ale nie udawało mu się to. - By ... kurwa! Zaczął się dusić coraz bardziej. Nie sądził, że ktoś mu pomoże, przecież nic nie znaczył dla tej grupy.
  4. - Przynajmniej ktoś się znalazł ... uczciwy - spoglądnął w stronę Wolfiego, który szedł na uboczu. - Okej, jak tam dojdziemy to ożywiamy tę parę tak? Załatwiamy armię i rozchodzimy się do domu. Inaczej tego nie widzę.
  5. - Jasne, ty tylko wykonujesz rozkazy - cisnął przez zęby do niewzruszonego niemca, palącego papierosa. - Raka będziesz miał, ale to Twoja sprawa - odwrócił się do Charliego i zaproponował mu suchara, mówiąc przy tym. - Niech ktoś go zluzuje. Jack, jakbyś mógł to poniesiesz Luizę? Poza tym, poczęstujesz się? Nie miał siły nikogo nieść, jeśli sam się ledwo trzymał na nogach, przez co powodował uśmiech na twarzy nazisty. Każda opcja mu odpadała, ale ruszył dalej z niedowładniętą ręką i ciążącym mu pistoletem w dłoni.
  6. - Ciesz się, że żyjesz - syknął przez ból Tail, poprawiając zakrwawiony komin na swojej szyi. - Inaczej by cię tu nie było, ale ty i tak masz na to wylane. Zatem, skoro chcesz droga wolna - skomentował i powstał z ziemi, a widząc niezłą kałużę krwi poczuł się słabo. - Co sądzisz? Jeśli chcesz wyjść z tego cało to musimy współpracować, czy chcesz czy nie. Ponownie zaczął iść dalej, ignorując to, że lewa ręka bezwładnie mu zwisała trzepocząc się na wszystkie strony, Glok stał się tak ciężki, że ledwo go trzymał, a do świadomości wdzierała się ta przeklęta myśl, że ten szwab jeszcze coś wymyśli. - A po coś ty w ogóle tu wrócił? Mógłbyś sobie spokojnie czekać w górach ... w bazie nazioli - sprawną ręką odgonił od siebie dym pochodzący od jego papierosów.
  7. - Hola, hola - powiedział Red do zbliżającego się Jacka. - Co to jest? - wtedy zrozumiał, że coś jest nie tak. Popatrzył na siebie i zrozumiał, że wygląda jak trup. Z trudem ściągnął plecak i wyciągnął z niego niewielki ręcznik. - Skoro krew wam przeszkadza, trzeba było od razu mówić ... - wzdrygnął się, czując jak noga pali żywym ogniem. Założył świeży opatrunek na nogę i rozcięty policzek, aplikując przy tym jakieś serum, które otrzymał. - Przecież nie może być gorzej ... choć bywało się w piekle - mamrał na jawie, próbując zasłonić przed wszystkimi swoje rany na rękach, od wstrzykiwanych w niego narkotyków sprzed lat. Zaaplikował z sykiem i oddał strzykawkę, ściągając rękawy, zasłaniając przy tym swoje poprzecinane żyłami ręce. Wyciągnął wodę i zaproponował pozostałym: - Może wody? Spoko nie piłem ... jest czysta.
  8. - Przynajmniej komuś smakuje - uśmiechnął się w duchu Red, widząc jak dziewczyna zajada się sucharem. Inną sprawą było to, że wzięła się znikąd, ale najwyraźniej nie zwrócił na nią uwagi, leżąc na ziemi i próbując ogarnąć całą sytuację. - Widziałaś coś ciekawego? - spytał się, stawiając nogę za nogą, próbując przy tym nie upaść od pulsującego bólu. Nie dość, że ociekał krwią po kurtce z rozciętej twarzy, to jeszcze spodnie miał przesiąknięte czerwienią. Miał dość tego, że ręka mu drgała, nerwowo zaciskał Gloka, a na dodatek dochodziła złość, którą w sobie kumulował. Jednak był stanowczy i za zadanie miał wyznaczone uratowanie świata.
  9. Ban gdyż wiem co mam robić, ale tego nie robię. No już niestety robię.
  10. Świeży rekrut

    Czy boicie się śmierci?

    Śmierć jest naturalną rzeczą. Moje przekonanie: Śmierć nas nie szuka, ale to my ją znajdujemy. Wiem, że to może dziwnie brzmi, ale tak uważam. Reasumując: ciesz się dniem dzisiejszym, nie rozpamiętuj wczoraj, bo nie wróci, a jutro to zagadka, która Cie spotka. Za ogólnie to napisane, ale tak jest. Nie znacie dnia i godziny, więc najlepiej się wyjdzie ciesząc się życiem, bo przecież każdy z nas umrze i już. Czy się boję naturalnej rzeczy? Cóż, jeszcze nie umarłem, chociaż było blisko, więc raczej boję się bardziej bólu mojego ciała, gdyż śmierć to podobno jedna chwila.
  11. Świeży rekrut

    Nasz wspólny kucyk [Zabawa]

    Spoko, może być. Dla nie czerwone, wymieszane ze złotem.
  12. Ban bo ja muszę właściwie coś robić.
  13. - Ziemowit - powiedział Tail, poprawiając niezakrwawioną czapkę na głowie. - Chodź, bo zostaniesz tutaj sam - skierował swój wzrok na SS - mana i pomógł mu wstać, najwyraźniej był tak oszołomiony swoim powrotem do życia. - Przyzwyczaisz się - dodał mu otuchy, pomagając mu wstać. Otrzepał mu mundur i ruszyli całą gromadą nad jezioro, przy którym miały spółkować ze sobą duch Anastazji i Simona. Wyciągnął z plecaka suchary i zaczął wszystkich częstować na rozluźnienie atmosfery. - Bierzcie - rzekł po dłuższej chwili. - Przyda się każda porcja sił.
  14. - Przyda się ... - szepnął, oglądając słoik. Nie miał pojęcia, jakim cudem on to miał, ale powinien uważać na sprawniejszego Jacka. Sam miał postrzał i nie czuł się najlepiej, mimo to czuł się na siłach, aby iść dalej. - Wstawaj Wolfi - próbował ponaglić doktora, który nadal zbierał się z ziemi. Schował słoik do własnego plecaka i próbował zachęcić resztę do dalszego marszu. - Idziemy, albo nas anioły złapią i tyle nas było.
  15. - Ty się zajmij Luizą - popatrzył na naziola, który właśnie ogarniał całą sytuację. - Trzymasz się? Popatrzył na zaciekłe oczy Jacka, ale wiedział, że teraz nie ma marginesu błędu. Może by i chciał widzieć Wolfiego jak zaczyna tutaj gnić, będąc rozrywanym przez szczury i tak dalej, ale teraz świat był ważniejszy, aniżeli własny interes. - Jak się nie ogarniemy, to skończymy jak Simon i Anastazja.
  16. - Kur ... - nie zdążył powiedzieć nic więcej, kiedy ciało upadło na ziemię. Bez namysłu podskoczył do Ziemowita i wyrwał mu wodę wskrzeszenia. Polał nią szwaba, który odzyskał dech w piersiach. - Będzie potrzebny! - ryknął na Jaka celując do niego z Gloka. Odszedł lekko od niego, gdyż licho nigdy nie śpi. - ZAKAZ MORDOWANIA! Koniec wody!
  17. Nikt do niego nie podszedł. Nie był tym zdziwiony, przecież każdy go miał za nic, nic nie wartego ćpuna, którym został bez własnego przyzwolenia. Wiedział, że nikogo nie obchodzi, nie raz był zeszmacany, ale to go nie ruszało. Zdziwił się jednak widząc Niemca, który chciał mu pomóc. To była jego chłodna kalkulacja i nic poza tym. Nie miał wesołej miny, ale poczuł ulge. - Trzy magazynki - odparł.
  18. - Uspokój się Jack - syknął z gniewem. - Jak z resztą pozostali - miał ich po dziurki, ale wiedział co jest ważniejsze. - Ziemowit. Zostaw ją. Ręka drgała mu coraz bardziej, a na dodatek poślizgnął sie i upadł na ziemię z nowym bólem nogi. - By to szlag jasny - przeklnął.
  19. - Genialnie - mruknął, patrząc na chłopaka z amerykańskim karabinem. - Złość zachowaj na anioły, a nie na kogoś kto może ci skóre uratować. Pistolet mu drgał w ręce, a oddech przyśpieszył, mimo to kontynuował swój marsz. - Może się przedstawisz, co? Manierów nie masz? ... Jack? Przynajmniej coś wiem - żachnął się. Jednocześnie zwrócił uwagę na odmianę zachowania Ziemowita. - Wiem, że to ty, przeklęta rybo - szepnął, co spowodowało drganie jego lewej ręki jeszcze bardziej niż wcześniej.
  20. - Dzieciaki - mruknął Red pod nosem, widząc to wszystko. Nadal kuśtykał na zranioną nogę, ale robiło mu się coraz lżej. Cała ta sytuacja była podobna do tej z Ukrainy, lecz wówczas był zupełnie inny skład, a nie naziol, brat Brytyjczyka, Polak dorównujący mu pod względem zmienności, baba, która go postrzeliła i jakiś koleś. Ponownie został przez nikogo niezauważony, za wyjątkiem szkopa, który tylko wziął jego pamiątkę. Było mu smutno z tego powodu, ale nie dał po sobie nic poznać. - Nieznajomy, lepiej opuść karabin - dodał, czując jak ponownie ręka mu drży. Sunął cały czas do przodu, pozostawiając za sobą ślad krwi. Z twarzy mu zaczęło ponownie ciec. - Dałeś mi dar, którego nie chciałem. Nie strać tylko noża - mamrał do siebie. Glok zaczynał mu ciążyć w prawej ręce, ale nie chciał tego wiedzieć. Co chwile odracał się, aby z politowaniem obserwować ich kłótnie. Narazie był spokojny, do czasu.
  21. - Zaraz, gdzie ta druga z karabinem? - popatrzył się dziwnie na Waltera, który wcześniej zabiłby ją z powodu dotykania Lugera. Co mu się nagle stało nie zainteresowało chłopaka, ale wzmorzyło w nim czujność. Wstał i kuśtykając do Niemca popatrzył nie dowierzając w to co robi. - Nie zgub - podał mu swój nóż. - Kosztował ... dużo, za dużo. Do zwrotu rzecz jasna - zacisnął wargi patrząc na oddawane ostrze. Wiedział, że dla niego to nic nie będzie oznaczać, ale wolałby, aby każdy miał choć coś czym mógłby się bronić.
  22. - To przynajmniej coś wiemy - powiedział Red, próbując się wyprostować z wyciągniętą, postrzeloną nogą. - Musimy zacząć działać razem ... bo inaczej będzie po nas. Więc niech każdy z was się zamknie i posłucha mnie. Albo się poddajemy, co w grę nie wchodzi, bo każdy z nas chce PRZEŻYĆ - podkreślił to słowo, kierując wzrok na dziewczynę. - lub też jakoś wiążemy siły i zabijamy resztę? - mówiąc to nadal miał pistolet gotowy do strzału. Teraz dziwne uczucie przestało go ogrzewać i ponownie zrobiło mu się zimno, zatrząsł się potężnie. Czując chłodny powiew na grzbiecie jęknął cicho, wydając przy tym dziwny pomruk. - To jak będzie? - zapytał po chwili.
  23. Wyglądam na siedemnaście hue hue.
×
×
  • Utwórz nowe...