Skocz do zawartości

Darnok2

Brony
  • Zawartość

    768
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Darnok2

  1. Drake stanął z uśmiechem, prawą nogę opierając na burcie. Przy pasie miał dwie maczety, a w rękach dwa bestialskie garłacze które wyjął z pochew na brzuchu. Oblizał wargi z osadzonej na nich soli i schował jedną broń do pochwy. Musiał być gotowy na pracę przy żaglach, ale broń była w takim miejscu by w razie czego chwycić nią od razu. Złapał się grubych sznurów biegnących aż do żagli i czekał.

  2. Laizer wziął filiżankę do ręki i podziękował, po czym dopiero usiadł obok Jin-Kao. Nie ufał Cloude'owi, który sprawiał wrażenie podwójnie stukniętego w porównaniu do Ciela. Chciał jeszcze coś dodać widząc zwłoki Corwina w korytarzu, ale zrezygnował. - Może taki tu zwyczaj. - mruknął pod nosem - Generale, mam jedno pytanie. Skoro Raven jest faktycznym wodzem plemienia ognia, to właściwie jaki jest sens tam iść?

  3. -Groźby są tu niepotrzebne bosmanie. - Drake rozłożył ręce w geście rezygnacji - Wystarczy powiedzieć. Miłego czuwania.

    Compton odwrócił się i zaczął odchodzić. Zatrzymał się kilkanaście kroków od bosmana jakby chciał coś dodać, rozmyślił się jednak i pokiwał głową. Gdy znalazł wolny hamak położył się w nim i pogrążony w myślach o tym co będzie zasnął płytkim, czujnym snem.

  4. -Jestem mordercą i złodziejem generale. Ale zabijam jedynie wrogów. Ty i Yona jesteście jedyną nadzieją na pokonanie tego zwyrola który bezprawnie nazwał się cesarzem. - Laizer powiedział to surowo - A ta nadzieja jest jedyną w moim sercu.

    Usiadł spokojnie na sofie i przetarł twarz. - Nie wiem co umie. Nie widzieliśmy go podczas napadu, tylko przed. A jak przyszedl to bylo po wszystkim.

  5. Drake odpowiedział mu uśmiechem. -Wiesz Bosmanie, gdybyś poznał mnie dziesięć lat temu to pewnie byś mnie zabił na miejscu. Szczyl szukający przygody i sądzący że nie ma sobie równych. - spojrzał pewnie w oczy Bosmanowi i jakby nie chcąc mówić więcej niż trzeba zapytał - Długo znacie się z kapitanem? Jesteście na pierwszy rzut oka jak dwa przeciwieństwa.

  6. -Będę mówił w prost. - Drake wziął głęboki oddech - Pański wzrok bosmanie. Pański stosunek do mnie. Nie owijając w bawełnę bosmanie. Masz jakiś kłopot z moją osobą. Bo jeśli tak...to chcę to wyjaśnić. Nie kolekcjonuję wrogów, szczególnie wśród przełożonych.

    Compton uśmiechnął się zagadkowo. Miał przy sobie broń ale nie chciał walki. Nie po to tu był.

  7. -Pierwsza sprawa to...znajomy Ciela który chce do nas dołączyć. - Laizer wziął głęboki oddech. - Na bankiet króla Somy wbili się najemnicy. Cesarza. W dodatku jedna z lepszych jego najemniczek, Violet i jej ludzie. Udało się nam ich odeprzeć ale...-W Laizerze coś pękło i gwałtownie wstał i oparł się o stół. Jego twarz była kilkanaście centymetrów od Jin-Kao. - Jesteś świetnym wojownikiem generale. Ale czy byłbyś w stanie sam ochronić Yonę przed ponad trzydziestką wyszkolonych napastników z najbardziej bezlitosną kobietą jaką znam na czele!?

    Odsunął się i uspokoił. Spojrzał dziwnym wzrokiem na Jin-Kao. - Rozumiesz dlaczego chcę obok niej czuwać? Ja umiem ich wyczuć. Nie wiem jak...ale wiem kiedy się ich spodziewać.

  8. Drake dostrzegł w końcu bosmana i w sposób spokojny, ale zdecydowany podszedł do niego. Spojrzał w oczy temu człowiekowi który wzbudzał respekt z prędkością wystrzelonego pocisku, nie uśmiechnął się, lecz po prostu zapytał - Witaj bosmanie. Masz może chwilkę? - jego spojrzenie było czujne, ale nie wzbudzało niepokoju - Chciałbym chwilę pogadać.

  9. Drake pokiwał głową z uznaniem. Ten koleś był mądrzejszy niż przypuszczał. Compton cenił ludzi inteligentniejszych od niego, uważał że należy im się swego rodzaju szacunek, bo można się od nich wiele nauczyć. Odezwał się tym razem szybciej niż poprzednio, ale wciąż spokojnie. -Wiesz Bjorn, jedyne czego pragnę przed śmiercią to zrobić coś wyjątkowego. Tak żebym umierając mógł powiedzieć "przeżyłem dobrze to życie". No ale nic, do zobaczenia przyjacielu*, pozostawię Cię samego. Do następnego razu.

    Drake odszedł i spacerował po pokładzie. W pewnym momencie się przysiadł na beczce. Czas go naglił, a rozmowa z bosmanem nie mogła czekać.

    *((zwrot grzecznościowy, jakby ktoś się tego terminu przyczepił))

  10. (No nie skradałem się, chyba nie ma po co skradać się do sprzymierzeńca)

    -Racja. Cokolwiek zrobiłeś w przeszłości i tak tam zostanie. Ja za tym co zostawiłem lata temu czasami tęsknię. A raczej myślę o mojej rodzinie i co by było gdybym tam został. Ale nie żałuję. - Drake założył ręce i patrzył bez słowa w beskresną, nocną czerń. Nie lubił rozmawiać bez sensu, to nie dla niego. Po kolejnej chwili milczenia zapytał spokojnie, z zagadkowym wzrokiem zerkając przelotnie na tego rosłego mężczyznę - Jak tam patrzysz w tą przyszłość...co widzisz? Albo co chciałbyś tam zobaczyć?

    Compton uśmiechnął się delikatnie. Brakowało mu tego. Tej morskiej wolności, tego morskiego klimatu, tych setek nocy na okrętach. Znowu był w swoim żywiole.

  11. Drake wyszedł na pokład i głęboko westchnął odgarniając czarne dredy z twarzy. Jeśli bosman nie wypadł przypadkiem za burtę to właściwie nie wiadomo było gdzie on jest. Rozejrzał się po pokładzie i dostrzegł muskularną sylwetkę Bjorna. Podszedł do niego i stanął obok. Dostrzegając swoimi fioletowymi oczyma jego łzy uśmiechnął się delikatnie i poklepał go po ramieniu. Nie odzywał się do niego jeszcze chwilę i zapytał.

    -Tęsknisz za domem?

  12. Drake uśmiechnął się, w duchu wybując śmiechem. Podejście tej dziewczyny było takie...nieświadome, przynajmniej takie się wydawało. - Ale jest mnóstwo okrętów handlowych, wojskowych czy nawet korsarskich. Dlaczego akurat piraci? - zapytał z zagadkowym uśmiechem. - Wiesz, rzadko widywałem kobiety na statkach pirackich, a tu jest kilka. To niezwykłe bo zazwyczaj kobieta na morzu = kłopot, ale może tym razem tak nie będzie, kto wie.

  13. Drake przerwał śpiew i uśmiechnął się do dziewczyny. Urocza była w swojej dobroduszności i niezdarności. A przynajmniej w sprawianiu pozorów takiej. - Jeśli chcesz to możesz, chociaż to moje zadanie mała. Wolałbym żebyś się bosmanowi nie naraziła za bardzo, ja starczę - powiedział spokojnie i dodał w myślach: "Muszę z nim porozmawiać. Koniecznie." po czym zwrócił się do Avalon - dlaczego chcesz się parać piractwem? Zasługujesz na coś lepszego.

  14. Drake przetarł spocone czoło, już spora część roboty była za nim. Przystanął na chwilę i zerknął na majaczące się w oddali niewielkie, palmiste wysepki. Przypomniał sobie swoją brudną i szarą Anglię.

    -Taaak. To był dobry wybór. Nawet jakbym miał szorować ten pokład jeszcze jakiś czas. - spojrzał w górę, na bocianie gniazdo, na Dante'go. Fajną robotę ma koleś, nudną ale przyjemną. - Dobra, wracam do pracy.

    Ukląkł i szorując pokład zaczął śpiewać mocnym głosem morski klasyk - "Drunken Sailor"

  15. ((Bez przesady - randomowi marynarze którzy po prostu pomagają mi w żagielunku? Pojawiliby się pewnie raz na całą grę i tyle. Ja rozumiem, no ale nie róbmy sobie jaj. Brak możliwości reakcji? Jasne. W końcu zdecydowałem za 5 poataci co mają robić. Napisałem co moja postać SĄDZI, po czym po prostu odszedłem. Nie widzę żebym cokolwiek zmienił w grze czy cokolwiek ustalił.))

  16. ((Wszystko co napisałem było akurat luźną formą sugestii, a nie żadnym poprowadzeniem fabuły, w końcu niczego nie ustaliłem, tylko wyraziłem opinię i poszedłem. No ale najwyraźniej nie można mówić co się myśli, to rzeczywiście destrukcja całej fabuły))

    -Ah, jacy oni nerwowi. - Drake prychnął do siebie i zaczął myć pokład, pracę nie raz wykonywał lata temu to i problemów z tym zbytnich nie było. Uśmiechnął się na myśl o abordażach i bitwach morskich. Był w swoim żywiole, niezależnie od tego czy sterował statkiem czy szorował pokład. Liczyło się to coś, coś czego nie zrozumie nikt kto nie zasmakował życia pirata, była ti specyficzna wolność, którą odebrać mogła tylko śmierć. Compton powiedział do siebie - Kiedy skończę robotę sprawdzę ożaglowanie. Wolę na własne oczy zobaczyć jak to zrobili. No i muszę porozmawiać chyba z bosmanem. Ale na to przyjdzie pora. Z czasem...

    Słońce grzało bardzo mocno. To był piękny, spokojny dzień. Trudno o taki na morzu.

  17. Drake spojrzał porozumiewawczo w oczy Samuelowi i uklęknął przy dziewczynce. Była roztrzęsiona, ale zgrywała dzielną. Przypomniał sobie czasy gdy miał 15 lat i sam podróżował po świecie, a był wtedy zupełnie niegotowy na jego brutalność. Ta dziewczynka pewnie wiele widziała. I jeszcze wiele zobaczy. O ile przeżyje. Spojrzał się swoimi fioletowymi oczyma prosto w jej, po czym zapytał delikatnie jak tylko mógł, chociaż i tak jego głos był szorstki i mocny.

     

    -Widzisz mała? Masz już protektora. Chcesz się przysłużyć całej załodze? - Compton wstał i nie czekając na reakcję, poprosił Kapitana o nieuśmiercanie małej, puścił oko do Samuela i wyszedł. Trzeba było zająć się robotą. Pod pokładem znalazł sznury, wszelkiego rodzaju. Uśmiechnął się do siebie, wziął na umięśnione ramię ich gruby zwój i wyszedł na pokład. Słońce świeciło, wiała lekka bryza. Krzyknął do dwóch mężczyzn przy burcie. -Ej, wy dwaj! Chodźcie ze mną. Poprawimy kilka rzeczy na pokładzie i rozejrzymy się czy wszystko jest w dobrym stanie. Jak się zwiecie?

    -Alberto. - odrzekł pierwszy z nich, śniady i młody, prawdopodobnie Włoch.

    -Heinrich. - blondyn miał szorstki akcent, musiał być pewnie z Niemiec lub Austrii.

    -Drake Compton. Chodźcie, robota czeka.

×
×
  • Utwórz nowe...