-
Zawartość
1057 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Pawlex
-
"Ren" uniósł brew. - No niech ci będzie... Chris. - W końcu Christine też brzmiało aż nadto reprezentacyjnie. - Nigdy nie byłem fanem podziemi, a i bicie umarlaków butelką wina brzmi o wiele bardziej ciekawie. Jednak przystoję na tę propozycję. Zamiast do wyjścia na zewnątrz, chłopak zaczął szukać drzwi, które to prowadziły do podziemi. Te z których korzystali wczoraj. W cale nie podobał mu się ten pomysł. To nie tylko to, że nie był fanem podziemi. Cholernie nieswojo się w nich czuł. Zwłaszcza z towarzyszącym mu latającym obłokiem czarnego strachu.
-
- Może to wszystko i prawda. Jednak skąd ta pewność że ta skrzynka jest jeszcze w nienaruszonym stanie. Mam bardzo dużą obawę, że ta mała smarkula zdołała się do niej dobrać... - Jakby pomyśleć, to mógł być powód, przez który Nocturne zwariował na punkcie Lucii. Cokolwiek było w środku, młodsza siostra Rennarda mogła to wykorzystać. Chłopak wstał od stołu. Zanim jednak zrobił krok do wyjścia, przypomniał sobie o butelce wina. Szybko ją chwycił. - Niech będzie. Idę do tego starego grzyba. Jeżeli napatoczy mi się po drodze jakiś truposz matki to zdzielę go tą butelką w łeb!
-
Na wieść o skrzynce, Rennard zamrugał kilka razy. Zaczął błądzić oczyma, gdziekolwiek się dało. Kompletnie o niej zapomniał. Oczywiście to wiązało się z tym, że nie miał pojęcia gdzie ją zawieruszył. - Ups... - Powiedział cicho, drapiąc się po brodzie. - Obawiam się że mój termin oddania już dawno minął. To co? Publiczna egzekucja przez ścięcie łba, powieszenie, czy rozszarpanie przez kruki?
-
Chłopak opuścił ręce. Liczył na nieco inną reakcję siostry. Zawiódł się. - Dobra, widzę że jest z tobą coś nie tak. - Usiadł z powrotem. - Śmiało, możesz wyspowiadać się swojemu bratu. Obiecuję że się nie zaśmieje!
-
- Kim jest? - Zapytał, po czym wstał. Nabrał powietrza do płuc, po czym wskazał obiema rękoma na ducha. - Pozwól że ci przedstawię! Nocturne! - Krzyknął rozbawiony. - Z początku byliśmy do siebie nastawieni jak wrogowie! Jednak z biegiem czasu, między nami zaczęło rodzić się... uczucie! Uczucie które przeobraziło się w wielką, mroczną miłość! I tym właśnie sposobem, cała ta poważna i szczera atmosfera poszła w diabły.
-
- Dłużej niż jedną noc, dłużej niż jeden dzień! Mam nadzieję że na bardzo dłużej! - Powiedział to nieco rozmarzonym głosem. Znów spojrzał na ducha. Doprawdy, nie mógł pojąć czym zawiniła mu ta biedna pomarańcza. Schylił się i potoczył ją po ziemi, chcąc sprawdzić czy Nocturne poleci za nią, niczym aportujący pies. - Widzisz, moja kochana, wampirza siostrunio. - Odezwał się, mogąc już w pełni skupić uwagę na siostrze. - Ta cała sytuacja z tą naszą matką, bycie ściganym przez zombie... i to w czapeczkach! No i zakładanie sojuszy z takimi, no wiesz, egzotycznymi postaciami sprawia, że chyba zaczynam dojrzewać! - Jeszcze nigdy, nigdy z ust Rennarda nie padło takie słowo jak "dojrzewać". - Chyba czas najwyższy znaleźć sobie tą jedyną. Przestać włóczyć się w nocy, szukając okazji do mordobicia albo chlania. Zacząć starannie i bez wygłupiania pełnić swoją służbę jak Noxiański zabójca. To znaczy może nie tak już teraz... ale za jakiś czas.
-
- Może działo, może nie. - Odpowiedział. Zaczął pić wino prosto z butelki. Niezbyt kulturalne zachowanie. Nawet jeżeli był tylko w towarzystwie siostry. Kiedy wyjął ją z ust, szyjka butelki wydała głośny dźwięk. - Pamiętasz jak mówiłaś, że czas bym sobie w końcu kogoś znalazł? - Zadał pytanie, zabierając pomarańczę, która była atakowana przez zjawę. Posłał mu groźne spojrzenie. - No... to chyba znalazłem!
-
Wchodząc do jadalni, uwagę Rennarda przykuło oczywiście to całe jedzenie. Wyglądało wspaniale. Zwłaszcza wino! Zaraz potem zerknął na swoją siostrę. Wyglądała jakby właśnie zapijała smutki. Kiedy się tak uśmiechnęła, chłopak skrzywił się lekko. - Ty co taka zadowolona? - Zapytał twardym głosem, siadając naprzeciwko niej. Wskazał na kieliszek. - To krew... czy wino? Zaraz potem rozpoczął nakładanie jedzenia. Chociaż dziwnym sposobem jego dłoń, sama z siebie, zamiast do jedzenia, powędrowała do butelki wina.
-
- Nocturne, skarbie. Ja miałem tylko jedną siostrę. Starszą siostrę. Tego małego potwora nie wliczam do swojej rodziny. - Zatrzymał się, kiedy to o mało co nie wpadł na służącego. Słysząc o jadalni, przypomniał sobie że dawno nic nie jadł. Kiwnął głową na znak podziękowania i ruszył coś zjeść. - Wybacz mi duchu. My ludzie musimy jeść.
-
Chłopak aż ugryzł poduszkę. Czyli nawet granie idioty na niego nie działa. Cóż, widocznie nie będzie mu dane dłużej się wylegiwać. - Dobra do cholery, wstaje! - Krzyknął po czym zerwał się z łóżka. Na jego nieszczęście musiał przez chwilę mocować się z kołdrą, w którą się zaplątał. - Cóż, to nie jest niespodzianka że Lucia to potwór. Co ty sobie myślałeś? - Zapytał kpiąco. - Dodam więcej! Nie widzisz myśli, bo nie ma mózgu! Nie czujesz emocji, bo nie ma serca! Proste i oczywiste! Chłopak ubrał się we wszystko, co zdjął z siebie gdy kładł się spać. - Skoro jesteś taki niecierpliwy, chodźmy więc!
-
Rennard podążał wzrokiem za latającym duchem. Nie miał pojęcia skąd u niego takie zdenerwowanie. - Cóż mój przyjacielu. Sprawa jest bardzo prosta. Skoro nie ma emocji... to jest martwe. Zwyczajnie poroniła. - Powiedział tak, jakby w ogóle go to nie interesowało. Co najlepsze, wrócił do spania, nie zważając na zachcianki zjawy.
-
Uśmiech szybko zniknął z twarzy Rennarda, robiąc miejsce zaskoczeniu. Kiedy potwór wbił swoje ostrza w kołdrę, chłopak skulił nogi. - O czym ty gadasz?! - Krzyknął. To naprawdę nie był dobry czas i miejsce aby takie widmo jak on oszalało. - No jak nie wampir? Przecież pije krew, jest blada jak ściana i ma te swoje dziwne wampirze moce. Wampiry zwykle wyglądają jak ludzkie młode. Albo po prostu jesteś głupi i nie potrafisz rozróżnić albo... albo nie wiem. Doprowadzając ludzi do szaleństwa sam stałeś się szalony. Karma cię dorwała!
-
Sen był naprawdę regenerujący. Jak nigdy dotąd. Mężczyzna przeciągnął się i jęknął na całe pomieszczenie. Z dobrym odpoczynkiem wiązał się dobry humor. Dobry humor prowadził do dobrego dnia. Przynajmniej powinien. Rennard splótł dłonie i wsadził je pod głowę. Przechylił się nieco by mieć widok na zjawę. Wyglądał jak nie on. - Ty! Nocturne! Co z tobą? - Zapytał, emanując radością. - Od razu powiem że nie spodziewałem się takiego spokoju. Myślałem że znów nawiedzisz moje sny jakimś parszywym robactwem. A tu nic! - Widok ducha w takim stanie był naprawdę zaskakujący. - Stało ci się coś? Przeziębiłeś się?
-
- Ja również liczę na więcej zabawy. Nawet nie wiesz jak bardzo liczę! - Odpowiedział zjawie, dość sugestywnie. Nawet nie było trzeba się zastanawiać, o jaki rodzaj zabawy mu chodzi. - Masochizm czy nie, radzę ci wykorzystać okazję pókim dobry. Nie zawsze jestem taki radosny jak dzisiaj, teraz. Rennard miał zamiar usnąć jak najszybciej. To jednak było utrudnione przez natłok myśli. Uczucia którego przed chwilą do świadczył nie zapomni już nigdy.
-
- Następnym razem będzie lepiej niż sto złotych medali. - Odparł, mówiąc dość nieprzytomnie. Czuł się jak po najmocniejszym narkotyku. Kiedy już Elise go zostawiła, on był w komnacie. Opierał się czołem o drzwi. Czuł się fenomenalnie, lecz również trochę dziwnie. Czuł się taki... zdominowany. Nigdy jeszcze nie zdarzyła mu się taka sytuacja. To on sobie owijał kobiety w okół palca, nie na odwrót. Jednak nie mógł powiedzieć że mu się to nie podobało. Zaśmiał się i uderzył pięściami w drzwi, wyładowując podniecenie. - Nocturne! Łajzo! Słuchaj uważnie! - Mówił szczęśliwy, podchodząc i wskakując na łóżko. - Dzisiejszej nocy, gdy będę spał, pozwalam ci robić z moimi snami co tylko zechcesz! Zasłużyłeś!
-
- Ze mną? Znowu zrobiłem coś nie tak? - Zapytał. Kiedy tak lustrowała go wzrokiem, czuł się lekko nieswojo. - Co? Mam coś na twarzy? - Dodał, nie wiedząc o co może jej chodzić. Cóż, szybko się przekonał. I nie miał zamiaru narzekać. Rennard czuł się, jakby wszystkie jego aktualne problemy odeszły w zapomniane. Jego źrenice rozszerzyły się. Ręce zaczęły lekko drżeć. Szybko jednak zaczął odwzajemniać pocałunek. Jeżeli miała to być tylko jedyna taka okazja, miał zamiar wykorzystać ją najmocniej jak się dało.
-
- Twoje małe robactwo się jej boi? Tego się nie spodziewałem. Zwykle to małe dziewczynki boją się pająków. Duże zresztą też. No... mężczyźni też. Cholerne pająki. Kiedy w końcu wyszli z podziemi, Rennard odetchnął z ulgą. Dwór był o wiele lepszy miejscem. Zwłaszcza że byli tu ludzie. Żywi. Pomachał na pożegnanie Katarinie, która zmierzała do wyjścia. Kiedy już był sam na sam z Elise, pozwolił sobie objąć ją w boku. - Podziemia? Nie, nie sprawdzaliśmy. Nie było na to czasu. Zresztą podejrzewam że nawet nie zdołalibyśmy tam wejść. Naprawdę, miałem swobodny dostęp tylko do swojego pokoju. Ja! Dorosły chłop! - Mówił, przyglądając się otoczeniu. - Więc... to twój dwór? Nigdy bym nie pomyślał że kiedyś się tu znajdę.
-
Chłopak uważnie wsłuchiwał się w słowa kobiety. - Nie, to bez sensu. Podobno to Edward otruł ją siedem lat temu. Po co miałby znów przywracać ją do życia? Christine odpada na pewno. Matka traktuje ją chyba nawet gorzej ode mnie. Po co miałaby sobie robić takie problemy? No i Lucia... - Tu zapałzował. Każde wspomnienie o młodszej siostrze sprawiało, że krew zaczynała mu wrzeć. - To tylko mały, dziewięcioletni bachor. Myślisz że byłaby w stanie bawić się nekromancją? Albo znaleźć kogoś takiego? Nikt z mojego rodzeństwa jakoś nie pasuje mi do tego. Chociaż faktycznie, nie ma opcji żeby wstała sama. W kogo interesie leżało wskrzeszenie tego demona?
-
- Lucia? - Zapytał, nie wiedząc co w tym małym chochliku mogło zainteresować Elise. - Owszem. Zdradza objawy bycia ponadprzeciętnie irytującą! - Dodał, mówiąc to ze złośliwością. - Nigdy nie interesował mnie ten mały smark. Christine powinna coś o niej wiedzieć. Mnie bardziej interesuje Edward! Gdzie, do jasnej cholery jest mój brat!
-
- Mam cichą nadzieję że ta Pustka cie wessie i już nigdy nie wypuści... - Powiedział sobie pod nosem. Cała ta podróż trwała zdecydowanie za długo. Sam Rennard nie miał ochoty odzywać się do nikogo ni słowem. Szedł z rękoma w kieszeniach, wpatrzony jedynie w falujący ogon Cassiopei. Chociaż to pozwalało mu nie myśleć o nudzie, jaką odczuwał. Kiedy w końcu do jego uszu doszedł znajomy głos, energia do niego wróciła. Odwrócił się do zaułka, z którego owy głos dochodził. Podczas gdy dwie, nieludzkie kobiety rozmawiały, Rennard spojrzał na Katarinę. - Szczerze powiedziawszy to my powinniśmy czuć się wyjątkowi. No bo zobacz. Pajęczyca, wąż, duch, zombie w cholernych czapeczkach. Bycie normalnym człowiekiem zaczyna być unikatowe! - Powiedział, uśmiechając się. Jednak kiedy poczuł pociągnięcie, uśmiech szybko zszedł. - Dumę? Bo przyprowadziłem tutaj Cass? - Zapytał. - Wiesz... jakoś tak nie specjalnie. Jakiś specjalny wyczyn to nie był. Może gdybym się z nią nie znał, wtedy na pewno byłoby ciężej, no i wtedy można byłoby to uznać za wyczyn. A tak to nic specjalnego...
-
Mimo iż ta cała gadka wydawała się nieco szalona i obłąkana, to jednak nawet szło się z nim zgodzić. - Według mnie trochę to naciągane... ale jednak ma sens. - Odpowiedział, nieco zwalniając kroku. Nieświadomie zaczął zastanawiać się nad słowami ducha. - No dobra, ludzie są źli, fakt. Jednak na tym świecie nie ma tylko ludzi. Więc co z resztą? Dlaczego nie karmisz się innymi istotami? Co z na przykład yordlami? Te małe demony w cale nie są lepsze od przeciętnego, złego człowieka. Albo inne duchy z Shadow Isles? Może i nie muszą spać, ale to nie jedyny sposób z którego korzystasz. Jeszcze lepiej. Pustka. Dałbyś rade tym wszystkim cosiom co tam żyją? To coś jest w ogóle zdolne do odczuwania strachu?
-
- Czci? Ludzie którzy walą w gacie ze strachu, tracą rozum bądź odbierają sobie życie, przez twoje mieszanie im w głowach... nazywasz czcią? - Rennard był doprawdy zdziwiony, że Nocturne tak to odbiera. - Nie mogą cię czcić! Czcić można bogów, bożki, może jakieś szamańskie totemy... ale nie takich duchów gnojków jak ty! Jakbyś uwielbiał ludzi to chciałbyś dla nich jak najlepiej. Jednak ty jesteś uosobieniem wszystkiego co najgorsze!
-
- Dokładnie. Zmierzamy z jednego grobowca do drugiego. O niczym innym nie marzę! - Odpowiedział, niezadowolony. Łażenie po grobowcach raczej nie należało do jego codziennych zajęć. Wolał miejsca gdzie jest zdecydowana większa ilość muzyki, alkoholu i kobiet. Nieszczególnie w takiej kolejności. - Spójrz, upiorze! To miejsce w prost idealnie pasuje do ciebie. Dlaczego po wszystkim nie zaszyjesz się w takiej dziurze, tak przynajmniej na zawsze? Dzięki temu ludzie będą spać bez obaw o koszmary.
-
- Dobra, dobra! - Krzyknął nagle, odpychają dłoń Cassiopei i cofając się o dwa kroki. Nabrał tyle powietrza ile tylko zdołał, powoli je wypuścił i przejechał dłoniami po twarzy. - Możliwość jest... jedna! Taka że w tej chwili skorzystamy z tych pieprzonych tuneli, byleby stąd wyjść. - Widać było że Rennard szybko znudził się małym irytowaniem wężowej znajomej. - Cass, słuchaj. Człowiek ma chyba prawo być nieco rozdrażniony i na kimś odreagować słowami, kiedy jest poszukiwany we własnym mieście przez armię pieprzonych zombie... w czapeczkach!
-
Rennard wstrzymał powietrze, kiedy do Cassiopeia znalazła się przy nim tak szybko. Nawet nie zdążył mrugnąć. Kiedy poczuł ukłucie, lekko zmarszczył czoło. Odwrócił twarz w bok i lekko uniósł ręce w górę. - Proszę cię abyś zdjęła ten pazur z mojej piersi. - Rozkazał. Brzmiał jak typowy, nastroszony szlachetka. - Oczywiście chcę abyśmy wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi, jednak próba zranienia mnie oraz nazwanie mnie ĆWOKIEM zraniła moje czułe i wrażliwe serce. Ten twój cały żrący kwas, żółte mordercze ślepia, te metalowe pazury oraz ogon może i skutecznie obniżają moje szansę obrony przed tobą... ale wiesz, Nocturne większych problemów z tobą mieć nie będzie. No i jak zdążyłaś zauważyć, zrobi wszystko co mu rozkażę...