-
Zawartość
1057 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Pawlex
-
Victor próbował przywrócić ostrość widzenia. To była bardzo nieczysta rozgrywka. Zdołał złapać Krayta za nogę i zaczął pozbawiać go energii życiowej. Tylko tak mógł odzyskać potrzebne mu siły w krótkim czasie.
-
Na twarzy Johnego zawitał całkiem ciepły uśmiech. Ciekawy dzieciak. - Skoro tak proszę pani. W sumie mógłbym ciebie stąd zabrać ale skoro masz siedem lat to już wiesz i umiesz wszystko - Powiedział z chytrym uśmiechem i wstał. Schował ręce w kieszeniach swojego płaszcza i zaczął powoli iść w stronę budynku do którego miał się udać. Czuł a nawet chciał żeby dzieciak poszedł za nim.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
John odwrócił się. Dźwięk łamanej gałęzi trochę go zaskoczył. Patrzył swoimi zimnym wzrokiem na dziewczynkę która wylądowała na ziemi razem z gałęzią. Wyglądało to trochę śmiesznie. Zgasił papierosa na masce samochodu i zbliżył się do dziecka. - Jestem zaskoczony że taka mała jeszcze żyje w tym małym piekle. Mijałem zdezelowaną szkołę, strasznie waliło od niej truchłem. Szczęściara? - Zapytał klękając na bezpiecznej odległości od dziewczyny, tak aby jej nie przepłoszyć.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Zobaczymy jak długo tu wytrzymasz... - Interesujące. Jest już kilka okazji aby stąd zwiać. Ucieknie dziś w nocy? Podczas wycieczki? Może później? Czas pokaże. Przestałem męczyć chłopaka pytaniami i podszedłem do swojego łóżka. Położyłem się na nim i wpatrywałem się w sufit. - Cóż, byleby twoje plany nie przyniosły niemiłych konsekwencji
-
Huxley spacerował spokojnie na środku zdezelowanej drogi. Mijał różne wraki samochodów, zniszczone budynki w mniejszym lub większym stopniu. Nie przejmował się nawet mutantami które zapewne przeżuwały zwłoki jakiegoś pechowca w którejś części miasta. Mając jeszcze sporo czasu mężczyzna usiadł na masce zniszczonego auta i zapalił papierosa. Ciekawiło go któż taki będzie czekał w ustalonym miejscu. Czy w ogóle ktokolwiek do niego dojdzie.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- I teraz się nie zgubisz, skoro ten budynek nie jest nawet zaznaczony na mapie? - Zapytałem kręcąc przecząco głową.
-
Nie chce dać za wygraną. Dobrze, zagram w twoją grę. - Na lekcji geografii uczysz się o całej ziemi, stolic na pamięć, urbanizacji, interpretacji map, podziału ludności...ty oglądałeś tylko to miejsce i jej okolice - Powiedziałem krzyżując ręce na piersi. - Na twoim miejscu jednak bym został. Są tu tajemnice które aż chcą by się o nich dowiedzieć
-
- To co widziałem już mi wystarczy aby sądzić że chcesz stąd uciec - Odpowiedziałem chłopakowi patrząc mu prosto w oczy. Spodziewana reakcja. - Spokojnie, nie mam zamiaru nikomu o tym mówić. A on - Wskazałem na chłopaka od pentagramu. - A on prawdopodobnie tego nie słyszy. Lepiej tylko uważaj na córkę władczyni tego sierocińca. Ona jest...ciekawym przypadkiem
-
Imię i nazwisko: John Huxley Wiek: 35 lat Wygląd: Charakter: Uwielbia bitkę. Nie ważne czy z ludźmi czy mutantami, uwielbia i koniec. Jest całkiem sympatyczny mimo że wygląd mówi co innego. Bez wahania pomoże każdemu z kim tylko się zaprzyjaźni.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Atak który wcześniej Jedi wyprowadził na implanty Victora były tylko lekkim masażem w porównaniu do tego co właśnie zrobił Krayt. Przez chwilę stary Sith był bliski śmierci. Osunął się na ziemie. Zrozumiał że na chwilę obecną nie ma szans z imperatorem.
-
To nie ma sensu. Ten demonolog tak zatracił się w swojej czynności że nawet nie zwraca na nas uwagi. Zostawiam go w jego świecie. Podchodzę do drugiego współlokatora który leży na łóżku. Ciekawe czy nadal chce się wydostać z tego miejsca. - Najlepiej byłoby gdybyś nie zbliżał się do Tridville. Każdy z nas przechodził przez to miasteczko. Ktoś mógłby donieść tej czarownicy że tam byłeś czy w którą stronę poszedłeś...
-
Technikum teleinformatyczne. Najgorszy wybór w życiu...
-
- Zdajesz sobie sprawę że takie praktyki nie są powszechnie akceptowane? Nawet karalne? - Powiedziałem wstając z łóżka. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co robi. Słyszałem już o taki przypadkach z opowiadań ojca, niech mu ziemia lekką będzie. Zacząłem krążyć dookoła tego dzieła które narysował. Gdy tylko nie patrzył gdzieniegdzie zdołałem zmazać parę detali butem. Bądź co bądź nie niemożliwe jest że mu się uda.
-
Wystarczy. Widać że powoli wyprowadzam ją z równowagi. Wstałem od stołu, podziękowałem i udałem się do pokoju. Przeszło mi przez myśl aby pójść za jej córką. One obie są siebie warte. Jednak nie. Mógłbym rozzłościć jej matkę jeszcze bardziej a tego mi nie potrzeba. Wszedłem do pokoju. Spojrzałem na białowłosego chłopaka oraz jego dziwne notatki. Patrzył na nie z takim samym podnieceniem jak wcześniej na książkę którą musiał oddać. Usiadłem na swoim łóżku i spojrzałem na niego. - Cóż jest ciekawego na tych kartkach? Mogę stwierdzić iż z daleka wyglądasz jakbyś był zahipnotyzowany...
-
Obserwowałem przez chwilę książkę którą znalazł mój współlokator a następnie na samą Margaret. Szurnięta była opiekunka? Myślisz że ktoś ci uwierzy bez dowodów? To tak nie działa. - Proszę pani, interesuje mnie dużo rzeczy. Dlaczego miałaby pani mieć powody abym nie mógł się dowiedzieć czegoś z przeszłości tego sierocińca? - Wciąż pytałem, rządny informacji. Wiedziałem że stąpam po cienkim lodzie ale nie mogłem tego tak zignorować.
-
- Mnie by bardziej interesowały jakieś zapiski dotyczące tego miejsca - Powiedziałem, stukając palcem wskazującym w stół, mając na myśli oczywiście ten budynek. - Domyślam się że raczej na pewno coś się znajdzie...
-
Z przyjemnością spożywałem zupę która o dziwo była całkiem znośna. Kątem oka obserwowałem Annabelle. Jak na razie była to dla mnie największa zagadka. Ciągle to samo zimne spojrzenie. Czy ona w ogóle potrafi mówić? Nie wytrzymam, muszę zapytać. - Trauma? Twarde zasady mamy? Może socjopatia? - Zapytałem dziewczynkę, chodź tak naprawdę oczekiwałem odpowiedzi od Margaret. Młoda nigdy by mi nie odpowiedziała.
-
W tym czasie zdołałem już zanieść swoje rzeczy z pokoju dziennego do dwójki. Udałem się do kuchni od razu gdy usłyszałem dzwonek. Stół już był zastawiony. Dziwne. Czyżby Margaret gdzieś tam jednak miała prawdziwe bijące serce? Usiadłem na pierwszym lepszy miejscu i czekałem grzecznie na resztę.
-
Otworzyłem drzwi, które traktowałem jak bramę piekła. Rozejrzałem się powoli po całym pomieszczeniu. Żadnych zmasakrowanych ciał, kości czy woni zgnilizny. Nawet gospodyni nie była ubrudzona krwią. To dobry znak. Zbliżyłem się powoli zatrzymując się po przeciwnej stronie biurka. - Od dzisiaj opiekuje się celą numer dwa - Powiedziałem z uśmiechem.
-
- Czyli załatwione. I ty i on się nie zgodziliście. Rezultat jest oczywisty! - Odpowiedziałem chichocząc. Pomachałem mu przed twarzą i zamknąłem drzwi. Odpowiadało mi to. Wolę osobiście zająć się tym pokojem i ich współlokatorami. Bez celu chodziłem po sierocińcu gdy w pewnym momencie natknąłem się na jakąś tablicę informacyjną. Jak to dobrze że znów szybko znalazłem zajęcie. Lubię mieć jasno określony cel. Udałem się do gabinetu panny Margaret, tak jak było napisane. Zapukałem i grzecznie czekałem aż tajemnicza kobieta mi otworzy. Wchodzenie bez pukania było bardzo nie na miejscu...zwłaszcza do kogoś takiego jak ona.
-
- Mam z tobą ustalić to kto będzie odpowiedzialny za pokój - Odpowiedziałem równie uprzejmie. Interesujący typ. Włosy naturalne czy farbowane? Biały kolor w tym wieku to iście rzadkość.
-
- Tak też zrobię Odpowiedziałem po czym zostawiłem chłopaka z jego "hobby". Widać gołym okiem że chce się stąd wyrwać najszybciej jak to możliwe. Zachowam to dla siebie. Bądź co bądź mi też się tu nie podoba. Mam udać się teraz do drugiego współlokatora. Na szczęście rzucił mi się dzisiaj w oczy. Wiem kogo szukać. Udałem się do mojego przyszłego pokoju z numerem 2. Zapukałem i czekałem na reakcję.
-
Pokiwałem głową na znak że rozumiem. Trzecie piętro i drzwi koło kuchni. To brzmiało bardzo ciekawie. Skoro gospodyni nie podała konkretnych powodów dlaczego mamy się do nich nie zbliżać...oznacza to że ma tajemnice. - Dziękuje. Jeszcze jedno. Opiekunka mówiła coś o dowódcach w pokojach. Oczekuje że dzisiaj będzie to już ustalone
-
- Mam za zadanie poznać zasady jakie tu panują. Nie wiem w sumie czemu zarządca nie mógł mi tego powiedzieć osobiście ale z kimś takim wolę nie zadzierać...jeszcze Odparłem patrząc to raz na chłopaka a raz na jego atlas. Hobby tak? Dziwne hobby jak na kogoś kto musi siedzieć w sierocińcu.
-
- Oczywiście Po skończonym posiłku odstawiłem naczynia i opuściłem kuchnie, przy okazji posyłając lekki uśmiech małej dziewczynce która właśnie tu weszła. Zapytać kogoś innego o zasady. Udałem się do biblioteki. To był dobry czas na czytanie. Po krótkiej chwili zobaczyłem chłopaka który wcześniej również był w kuchni. Spojrzałem na to co przeglądał. Atlasy z mapami. Szukasz czegoś? Kogoś? Może lubisz geografię? Może szukasz miejsca w które mógłbyś się udać? Może...chcesz uciec? - Witaj kolego - Powiedziałem sympatycznym tonem, podchodząc do niego. - Dlaczego akurat atlas?