-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
Powiem tyle że ryczę jak małe dziecko.
-
Skończyłam naprawianie mocno uszkodzonego ogona Koszmarki. Na szczęście, nic oprócz wielkiego rozcięcia zębami Cerbera, nie dolegało kończynie. Zszyłam i obłożyłam ogon okładami z antybiotyku. Później jedynie usztywniłam skrzydło i podałam środek pobudzający i przeciwbólowy. Odłożyłam na jedną z prycz i po raz kolejny musiałam wziąć torbę z lekami. Nie będę przecież ciągać piratów na statek, wiedząc i tak, że pozostaniemy dłużej na wyspie. Później jedynie przeniosłam na zewnątrz, do hamaku, smoczycę. Powoli równomierny puls i oddech powracała, to znak że się wybudza, z lekkiego wstrząsu. Ostrożnie zeszłam ze statku. Pierwsze co to dałam 5 leków dla Red,a , który cierpiał z bólu. Miały ogłupić mu czucie bólu. Sama dobrze wiedziałam, że są dobre. Od zdarzenia przestrzeleniem kolana, codziennie musiałam brać ich dawkę aby normalnie funkcjonować. Później podeszłam do Ihnesa, który rozmawiał z ... prawdopodobnie nowym członkiem załogi. - Cześć Ihnes, widzę że potrzebujesz małej pomocy - uśmiechnęłam się oglądając rękę Ihnesa - A my się chyba nie znamy - powiedziałam do nowego odwijając chustę - Jestem Sophie, nie oficjalny medyk. - oglądałam ranę w celu dania diagnozy - Może teraz zaboleć - nie zastanawiając się oblałam ranę spirytusem. Po kilku chwilach rana była odkażona i owinięta bandażem. - Koniec. Po patrzyłam się na Ihnesa i nowego. Jeszcze coś dolega? Złamania, rany, ból itp?
-
Obserwowałam watahę. Jak debatują rozmawiają smutnieją i bawią się. Leżałam pod drzewem. Ukradkiem wzięłam listek koki. Żebra zbyt mnie bolały, ale umiałam się sprzeciwić większej ilości rośliny. Leżałam obok wilków. Przypatrywałam się każdemu z wilków. Nagle Jacob wstał i pobiegł. W jednej z chwil zauważyłam jakie miał spojrzenie. Dostatecznie go znałam aby wiedzieć co to oznaczało. Jedynie warknęłam i pobiegłam jak najszybciej za nim. To samo zrobiła Matyas. Moje odczucia bólu były ogłupione przez kokę więc żeber nie czułam. - Matyas musimy go powstrzymać - westchnęła doganiając go - Zrobi pewnie coś głupiego. W dodatku mamy się przenosić wraz z watahą i nie możemy oddalać się od niej, zrozumiano.
-
Powoli doszłam z Red'em na skraj dżungli. Byliśmy dość oddaleni od wcześniejszego pola walki. W połowie drogi przyspieszyłam, słysząc okrzyki tryumfu . Z daleka było widać załogę. Niestety było jej o połowę mniej. Przypomniałam sobie że Nightmare, dalej leżała pod drzewem. Po wielkim trudzie, szczególnie dla Red'a , doszliśmy do statku. Mogłam się założyć że ma na pewno połamane kilka żeber. Odstawiłam go koło statku, a sama poszłam szukać smoczycy. Po drodze zapytałam pierwszego lepszego majtka o miejsce pobytu kapitana. Powiedział że poszedł nas szukać. Jedynie co zrobiłam to przetarłam twarz ręką i poszłam dalej. Na środku plaży leżała smoczyca w opłakanym stanie. Podniosłam ją delikatnie. Ciężko oddychała a puls ledwo można było wyczuć. Było nie dobrze. Poprosiłam o pomoc jednego z majtków. Pomógł mi wnieśc na statek Koszmarkę ( muszę się od nowa przyzwyczajać ;_; ). Zaniosłam ją do kajuty lekarskiej. Później jedynie umyłam dokładnie ręce i twarz. Ogólnie przydałoby się zmienić ubrania, bo były w piachu i krwi chimery. Ale no cóż, musiała być jak jest. Później jeszcze krzyknęłam do majtków, aby nie zbliżali się do tajemniczego obelisku. Po czym zaczęłam opatrywać Koszmarkę.
-
Zaczęłam się skupiać. Powoli czułam jak ciężar uroku ze mnie schodzi. Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą obelisk. Odzyskałam panowanie nad sobą. Chwiejnie wstałam. Oprócz bolącej głowy nic mi nie było. Trudno było ocenić czy to od tego że byłam pod działanie uroku, czy po prostu ze zmęczenie. Ominęłam szerokim łukiem obelisk i podeszłam do Red,a. Leżał poturbowany na ziemi. Westchnęłam jedynie i pomogłam mu wstać. Wspierał się na moim ramieniu. - Lepiej chodźmy. Jesteś strasznie poturbowany. - popatrzyłam na dziwny obelisk - Z tym trzeba coś zrobić, ale musimy opatrzyć rannych. - zamyśliłam chwilę - I lepiej powiedz swojemu demonowi że lepiej żeby do mnie nie mówił. Nie jest to przyjemne gdy jego głos przeszywa każdą komórkę ciała. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Zaczęliśmy powoli iść w stronę plaży.
-
- Ciekawe prawda? - powiedziałam całkowicie ignorując demona Red'a - W sumie co takie coś może na zrobić? Nienawidziłam znów czuć się jak pod władzą Algarda. Znów coś mną kierowało. Był to inny rodzaj magii. Coś w stylu uroku, który ci nakazywał, a ty omamiony uginałeś się pod tym. Znów czułam się zamknięta, ale teraz aby znów żyć muszę się wydostać ze szklanej bańki, nie ją podtrzymywać. Uderzałam wściekle o to coś co mnie trzymało. Nie mogłam znów nic poradzić na moje poczynania. Wpadłam na pomysł. Strategia którą kiedyś używałam. Zwana prze zemnie odwróconą. Zamiast ataku broniłam się, a do obrony ataku. Więc dzięki temu zamiast atakować to coś, usiadłam i zaczęłam się skupiać. Musiałam jakoś obronić swój umysł.
-
- Na razie większość jest za górami, ale nie jestem tego pewna. Nie wszyscy się wypowiedzieli. - popatrzyłam się po watasze - Eh... wschodni. Nie dziwię się stracili kilka wilków przez nas. W dodatku wszczęłam bunt i obraziłam najwyższą radę. - położyłam po sobie uszy - To pewnie prze zemnie wszczęli tą wojnę. Dawna alfa, buntowniczka, upadła wśród wilków. Piękne mam przydomki.
-
Przetaczałam się dosłownie przez dżunglę. Cały czas się śmiałam. Wyszłam na polanę. Po przeciwnej jej stronie stał Red, również rozbawiony. - Witam oficera - krzyknęłam pełnym śmiechu głosem - Ciekawe co to może być prawda? Zaczęłam powoli okrążać i zbliżać się do obelisku.
-
Wypowiedź Matyasa zbiła mnie z tropu. To nie wiem. - Jestem za górami, dalej. - westchnęłam - Ale wszędzie tkwi jakiś haczyk. Jakoś nie mogę zrozumieć co by twoja wataha miała do nas gdybyśmy zajęli neutralny teren.
-
- Też nie masz racji. Wschodnia watah jest już tak duża że odstąpiła od szamanów. Mordimer sam mi mówił że aby uzyskać takie przyzwolenie to naprawdę musi coś być na rzeczy. Zamyśliłam się. Szacowałam jakie mamy szanse. - Ale Assianna mówiła też że mamy jeden stały teren. Nivvy też proponowała żeby zrobić terytorium które sięga i gór i plaży, ale to nie ma sensu. Z kolei Mordimer też mówił o tym że jego wataha nas pochłonie. - podrapałam się za uchem - Ogólnie mówiąc mamy kiepską sytuację. ... a gdyby ... gdyby tak, patrząc na to z innej strony. Nie będziemy się wcinać pomiędzy terytoria. Załatwmy to może politycznie z innymi watahami. Ta cała wasza wojskowa wataha nie jest chyba taka jaką ją opisujecie. Trochę przyzwoitości trzeba mieć. ... albo jeszcze inaczej. - odetchnęłam - Zbierając wszystko do kupy. Musimy uzyskać sprzymierzeńców. Jak widać na tutejszych terytoriach nie można niczego szukać bez walki, ewentualnie, jak już mówiłam zrobić to politycznie.
-
- I tutaj mamy problem... - odpowiedziałam do Nivvy - Jest po równo dla każdego z miejsc. - usiadłam - Ale mam jeden argument, dlaczego plaża jest gorsza. Sami wiemy że ludzie to jednak niebezpieczny gatunek. Mają dziwne bronie itp.. Więc skoro przypałętali się tutaj na te gorsze tereny od plaży, skąd mamy pewność że ich tam nie będzie. Takie krainy, mlekiem i miodem płynące, zawsze przyciągały. Dlatego jestem za górami. My wili jesteśmy wytrzymałe. Szybsze, mocniejsze i zwinniejsze. W dodatku mamy futro, które jest plusem. Więc troszkę surowy klimat nam nie zaszkodzi.
-
Szłam powoli przed siebie obijając się o drzewa. Za każdym razem wydawał z siebie chichot. Jeszcze inaczej gdy potykałam się . Wtedy śmiałam się głośniej. Łzy napływały mi do oczu ze śmiechu. Obraz stawał sie przez to niewidzialny. Dzięki temu wpadałam jeszcze częściej na drzewa i tym bardziej się śmiałam. Nie było to śmiech który jest ciepły i miękki dla ucha. Który zaraża każdego po kolei . Był to raczej histeryczny, wymuszony i psychiczny odgłos.
-
Ja na przykład mam przez to że mam coś z językiem. Byłam nawet u chirurga i nic. Dlatego muszę z tym żyć
-
SZKOŁA: no nic, wszyscy uważają mnie za dziwadło, które nie chce żyć z rytmem gimbazy mam jedną jedną przyjaciółę, która prawdopodobnie nią nie zostanie mam objawy początkowej schizofrenii zaniki pamięci nie umiem, po prostu nie potrafię nauczyć się żadnego z języków obcych boję się skakać przez kozła i skrzynię, o staniu na rękach to już nie wspomnę połowa moich kolegów twierdzi że nie mam serca (np. kogoś tata umarł, a ja po prostu twierdzę że się zdarza. I od razu krzywe spojrzenia na lewo i prawo) niestety ja się pogodziłam że świat jest taki jaki jest i nic tego nie zmieni ( tak szczerze myślałam i nawet nie byłabym smutna gdyby ktoś z mojej rodziny zmarł :I ) JA: nie potrafię wymawiać R ( D: )
-
Próbowałam wszelkimi sposobami ocucić smoczycę. Nie reagowała. Nagle nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać i iść do centrum wyspy. Powoli poruszałam się w kierunku niby mojego celu. Brzuch mnie bolał od śmiechu. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się jakby Algard znów przeją moje ciało.
-
Wybiegłam z dżungli. Moi towarzysze walczyli dzielnie. Rozejrzałam się po plaży. Zobaczyłam nasz statek. Ogarnęła mnie wewnętrzna radość na widok, może troszku uszkodzonego, ale całego Pijanego Pegaza. Powoli nasza załoga ze statku wychodziła na ląd i nam pomagała. Zaczęłam walczyć z jednym z golemów. Trudniej było mi zadawać ciosy, ale dawałam radę. Po przecięciu wiązki energetycznej, golem rozsypał się. Smoczyca tam gdzie dalej była leżała nieprzytomna, w całym tym zamieszaniu z chimerą zgubiłam moją torbę, gdzie były jedne z potrzebniejszych rzeczy. Podbiegłam do niej, aby spróbować ją docucić. Smoczycą jedynie bezwładnie leżała. Nie reagowała na głos ani spoliczkowanie. Coś było z nią nie tak.
-
- Usłyszałam zawołanie Asianny. Nie czekając podbiegłam do Ihnesa. Gotowa!
-
Nie oddaliłam się zbyt daleko od polany. Znalazłam dość wygodne miejsce i schowałam się pod mchem
-
Moje płuca krzyczały z bólu i braku powietrza. Chciały jak najszybciej dostać tlen. Kości zaś powoli jęczały, że dłużej nie wytrzymają. Usta już miałam sine. Nagle uścisk ustał, a ja opadłam na ziemię. Zaczęłam się krztusić. Łapałam powietrze, a potwór z nie wiadomych przyczyn mnie puścił i zaczął krzyczeć. Gdy mój obraz się scalił, chwiejnie wstałam. Lekko dysząc podeszłam do potwora. Chwytał się za głowę jakby chciał coś z niej wypędzić. Gdy golem upadł i przestał się szamotać, stanęłam koło niego. Na swojej kamiennej czaszce miał znak dziesięcioramiennej gwiazdy. Wiedziałam co to był za znak. Odskoczyłam. Podniosłam moją szablę i poszłam na plażę. Gdy ostatni raz się obejrzałam skał z golema nie było. ~~~~~~~~~~ Nie mogłam się powstrzymać :3
-
Prace dziwnej osoby o różnych imionach (avatary i sygnaturki :))
temat napisał nowy post w Archiwum obrazków i reszty
Eh przepraszam że ni po kolei robię zamówienia, ale najpierw robię te łatwiejsze :C -
- Tak pewnie że możemy w chowanego, ale mamy jeden problem... - zobaczyłam jak zrzedł uśmiech Jacoba i dodałam - Ty musisz liczyć ! - pchnęłam go łapą, a następnie pobiegłam w las.
-
- Jacob... - chciałam mu powiedzieć że z połamanymi żebrami nie mogę biegać, za każdym większym oddechem, ból mi go zabierał. Znalazłam Jacoba który schował się w krzakach. - Jacob przykro mi ale nie mogę biegać. Zbytnio mnie bolą żebra, ale jak chcesz możemy po robić co innego. - zasugerowałam.
-
Wbiegłam na polanę gdzie znajdowała się świątynia. Jedne z większych golemów, dalej szły w stronę plaży. Obeszłam je od tyłu. Jedn z ostatnich zatrzymał się. Wykorzystałam okazję. Jeden z naszych zostawił szablę koło świątyni, więc miałam czym walczyć. Wbiłam szablę w sam środek jego wiązki energetycznej. Niestety rozgrzało to szablę do czerwoności. Wypościłam ją natychmiast. Trawa wydała lekki syk, przy zetknięciu z metalem. Jednak już rozpadający się golem nie pozwolił aby uszło mi to płazem. Inne większe golemy zorientowały się co zrobiłam. Odwróciły się i w nawet szybkim tempem szły w moją stronę. Zaczęły rzucać we mnie mały odłamkami skał. Padłam na ziemię chowając się za resztkami golema. Gdy przestała słyszeć trzaski, które wydawały odłamki, wychyliłam się. Ku mojemu zdziwieniu golemów nie było. Jakby zapadły się pod ziemię. Widziałam jedynie kilka będących na skraju plaży. Coś chwyciło mnie i podniosło po raz wtóry. Był to golem patrzący się swoimi pustymi oczami. Szpara na jego twarzy powiększała się. Był to chyba uśmiech. Później czułam zwiększający się ucisk, która zaczął mnie dusić.
-
Żeby nie było, mamy do pokonania cerbera i niezliczoną chordę kamiennych golemów. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Skuliłam się, czekając na to aby chimera zakończyła mój żywot. Jednak chwila minęła, a ja dalej mogłam oddychać. Popatrzyłam w stronę istoty. Zaczęła się dusić. Kilka minut później leżała martwa. Pobiegłam po smoczycę. Zaciągnęłam ja pod drzewo. Oddychała. Chciałam z nią zostać, ale trzeba było zakończyć, ewentualnie pomóc towarzyszom . Pobiegłam do centrum wyspy, do tajemniczego obelisku.
-
Zdziwiłam się dziwnym tonem, jak i zbudowanie zdania wypowiedzianego przez Jacoba. - Nie zmuszam cię, ale bardzo bym chciała. Na pewno ci ulży, bo widzę że coś cię trapi . Usiadłam naprzeciwko Jacoba, czekając na odpowiedź.