Chyba żaden finał tak mnie jeszcze nie rozczarował.
+ wstęp. Przypomniał mi się stary, dobry odcinek z Nightmere Moon. To były czasy!
+ Ponhenge. Brakowało tylko tajnego zgromadzenia satanistów składających krwawą ofiarę w czasie rytuału wywołania Demona Zagłady...ale projekcja tego jak "Filary" rozprawiają się z Kucem Cienia to... to był też niezły pomysł. Heh...
+ No właśnie projekcja. Robi wrażenie, więc uznałam że to dobry znak- EPICKA WALKA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE W KOLEJNYM ODCINKU! Taa
+ głos Somnambuli
- Mało się dzieje; ekipa większość czasu spędza w bibliotece i bla bla bla. W kilku scenach pokazali jak Mane5 odnajdują artefakty, ale to wszytko było nudne.
- Głupota Twilight, irytujący Sunburst, Star Swirl- stary, przemądrzały pryk
- Antagonista. Podobna sytuacja jak z Luną. Jest sobie kuc, Czuje się gorszy, bo jego przyjaciele zgarniają całą chwałę. Z zazdrości i nienawiści zmienia się w mroczą istotę chcącą zniszczyć świat. Liczyłam że twórcy czymś nas zaskoczą.
- Legendarne kucyki praktycznie nic nie robią.
- Rozwiązanie problemu metodą perswazji. Znowu.
Ogólnie obyło się bez większych akcji. Złodupca bez problemu dałoby się pokonać za pomocą Elementów i tych no...magicznych rzeczy, ale dzięki Starlight nawet największy czarodziej Equestrii zrozumiał że czasem lepiej po prostu pogadać. Jak tak będą wyglądać kolejne finały to ja nie wiem ile jeszcze ten serial pociągnie.
Potrzebujemy Tireka! I Chrysalis! I ŻADNEGO nawracania!
Moje wyobrażenia Hollow Shades, zniszczone