Skocz do zawartości

Komputer

Brony
  • Zawartość

    1576
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Komputer

  1. Już tak blisko... Już tak blisko! Oczy Celestii rozbłysnęły ekscytacją widząc, że to czego tyle szukała właśnie jest przed jej obliczem. Jej mózg skupiony był właśnie na dwóch rzeczach: Podcienieniu, oraz regulowaniu tego uczucia, by wszystko to co tyle cierpliwie, planowała nie odeszło w niepamięć przez chwilę nieuwagi. Ale i tak... Zaraz jej wierny strażnik przekaże jej To. Pomimo walki samej z sobą, nie mogła przejąć się tym z jakim zainteresowaniem obserwowała ją niemal cała Sala Tronowa - Ale czy te kucyki miały cokolwiek do powiedzenia? Oczywiście, że nie. - Szybciej. - krótkie polecenie wyrwało się z jej ust, powodując podniesienie brwi u niektórych osób znajdujących się w tym pomieszczeniu. Ale Ona już o to nie dbała... Niestety nie zauważyła "pewnego" czynnika, który mógł wiele zmienić. Jakaś klacz właśnie zaatakowała, nawet nie zwróciła na nią wcześniej uwagi a teraz ostrze szabli leciało ku niej. Mimika Celestii szybko ukazała zaskoczenie, będąc całkowicie nieprzygotowaną na taką sytuację. Na szczęście jej wierny strażnik zareagował momentalnie, z szybkością reakcji nieosiągalną dla innych, skoczył do tyłu, by przyjąć cios broni na swoją zbroję. - Straże! - krzyknęła niemal instynktownie, w czasie trwania tej akcji.
  2. A gdy tylko odezwał się kuc siedzący tuż obok Jej Książęcej Mości, najbardziej wyróżniająca się persona, w tej emanującej przepychem i bogactwem, uśmiechnęła się... Można, by rzecz, że niczym u najwspanialszej aktorki na jej pyszczku pojawił się uśmiech a w oczach było widać paletę najróżniejszych, pozytywnych odczuć. Przez krótką chwilę nie odpowiedziała na pytanie swego doradcy, jakby zastanawiając się nad czymś... Wyprostowała się, aby wyglądać bardziej dumnie, bo w końcu jej poddany przybył przed Jej oblicze, nieprawdaż? - Ni-Nie będzie takiej potrzeby... - jej pierwsze słowa zostało przerwane w pół i wydawało się, że będzie donośne... Jednak szybko dopowiedziała resztę. Musiała przyznać, że spodziewała się kogoś innego, jednak to nie odbierało nic a nic z jej radości... Czuła nawet pewne podekscytowanie tą sytuacją. Cisza przeciągała się przez kilka, długich sekund a doradca... Nie odezwał się już jakby nagle speszył się. Atmosferę pogłębiała dwójka strażników, wyposażonych w zbroje zasłaniające całe ciało, którzy wymieniali się ze sobą spojrzeniem, gdy Księżniczka lustrowała przybyłego. - Kurierze, Bright Laugh, nie musisz stać jak gwardziści na szkoleniu. - zaśmiała się cichutko, nie odrywając wzroku od wspomnianego pegaza. Jednak przez salę przeszło kilka pomruków, które mogły świadczyć o pewnym niezadowoleniu z przyjmowania... Plebsu? Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie i szepty umilkły. W odpowiedzi na to, Celestia się tylko szczerzej uśmiechnęła. - Ciesze się, że Thurm und Taxis po raz kolejny dostarcza przesyłki w ekspresowym tempie. A jak rozumiem, przybyłeś wraz z przesyłką, prawda? - zadała swoje pierwsze pytanie, do widocznie pierwszy raz tu będącego pegaza, jednak w jej głosie można było usłyszeć drżenie... Może nie mogła się doczekać przesyłki i już ją rozsadza od środka? - Jestem pewna, że tak. Przekaż ją mojemu zaufanemu gwardziście. - dodała bardziej... Władczym tonem, w końcu wydawał polecenia, czyż nie? Tak czy inaczej, jeden ze strażników wyposażony w złotą, trójkątną tarczę ze wzorem słońca, oraz krótką włócznię podszedł bliżej Brighta, a chwilę później wyciągnął kopyto jakby w oczekiwaniu na otrzymanie przesyłki.
  3. - Żałosne, nieprawdaż? - mruknęła Sandra będąc zwróconą w kierunku obrazu przedstawiającego jakiegoś, bogato ubranego mężczyznę. Nie miała pojęcia kto jest namalowany, jednak musiała przyznać, że profesjonalnie stworzone dzieło. Zerknęła nieco na zegarek, by ocenić która jest godzina. Skrzywiła się lekko chwilę później. - Miło było, jednak muszę się zbierać. A i fajny obraz, też taki muszę sobie kiedyś taki załatwić. - po tych słowach ruszyła w stronę wyjścia, na chwilę tylko odwróciła się, by zobaczyć jak trzyma się lina na której powiesiła jednego jegomościa. Zaśmiała się cicho i wyszła. Dzisiaj już nie miała nic więcej do zrobienia, była wolna! Teraz czas na jakiś przyjemny spacer, najlepiej w miejskiej atmosferze. Dlatego gdy tylko wróciła do swojej "kanciapy", przebrała. Bluza, dżinsy i kozaki rzecz jasna wszystko w czarnym kolorze. Jest to miła odskocznia od nieco ciężkawego, skórzanego płaszcza i jakieś spluwy w kieszeniach. Po tym krótkim przygotowaniu opuściła swoje cztery kąty, kierując się do przedmieść stolicy. Miłe miasto musiała przyznać, a idąc "z buta" ma okazję jeszcze wiele ujrzeć... A wszystko po to, by posegregować myśli. Nie mniej, nie więcej.
  4. - Za 200 metrów, skręć w lewo. - po samochodzie rozległ się głos niezawodnego GPSa, chwilę później rozległ się dźwięk kilku kliknięć o matrycę wspomnianego urządzenia. Od tego momentu nie był już potrzebny... Sandra bez żadnego problemu już dojedzie gdzie chce, czyli do swojej małej... "Kryjówki". Dzisiaj już wykreśliła jedno życie z tego świata, pewnego buntownika, którego imię stało się nieważne jak wszystko co dotychczas osiągnął... Zabawnym jest to, że można osiągnąć wiele... Naprawdę wiele... Sławę, miłość, można przyczynić się do rozwoju lub być potworem w ludzkiej skórze... Ale w obliczu śmierci wszelkie osiągnięcia stają się nieważne... Coś może pozostanie, może nie ale nic z tych rzeczy nie przyda się w pustce po drugiej stronie. Nic a nic. I to jest właśnie najwspanialsze w tym zjawisku. Kilka minut później samochód zatrzymał się przed małą przyczepą kempingową, która ewidentnie miała swoje najlepsze czasy za sobą... Jednak dawała wszystko co było potrzebne w prywatnej krucjacie... Schronienie przede wszystkim. Gdy tylko zamaskowana i uzbrojona kobieta wyszła ze swego środka transportu, zablokowała wejście do niego i skierowała się do swojej tymczasowej kryjówki... A jej wnętrze nie było imponujące, spora skrzynia, mały stolik z dużym laptopem na nim, kuchnia i rozkładane łóżko. Wszystko co było potrzebne do egzystencji. A najlepsze jest samo umiejscowienie tej bazy wypadowej... Niedaleko przedmieść stolicy, tuż przy jakieś wsi, ukryta wśród drzew. Doskonała miejscówka. - Jaki to jutro wspaniały dzień mnie czeka? - zaśmiała się pod nosem podchodząc do brudnego już kalendarza, chwilę później włączyło się światło... Oczy ukryte za maską wertowały dzień po dniu na kartce, w poszukiwaniu tego upragnionego... - Ach! Jutro są urodziny Sneaky, heheh... Już mam pomysł na idealny prezencik... - mruknęła odchodząc od kalendarza i siadając przy stoliku, po to, by włączyć laptop. Po długiej, ciągnącej się w nieskończoność minucie maszyna już była gotowa do pracy. Kilka kliknięć, kolejna minuta i była już podłączona do sławnego DeepWebu... Była to niezwykle przydatna część internetu, dzięki niej mogła namierzać swoje ofiary, a konkretniej dzięki innym ludziom, którzy za opłatą zgadzali się na znalezienie wszelkich informacji o jakieś osobie. A miała już renomę, oj miała... Zawsze płaciła równo, jednak więcej niż wynosiła średnia więc lubiono wykonywać tego typu roboty, wiedząc, że i tak otrzyma się wiele. Tak czy inaczej czas wysłać kolejne zlecenie... Ci ludzie potrafili znaleźć tyle informacji o jakieś osobie na podstawie już samego imienia i nazwiska, nieważne czy ludzkiego czy kucykowego... A w tym wypadku znała tylko to drugie, jednak było to całkowicie wystarczające... Po kilku kliknięciach w klawiaturze już miała przed sobą imię jak i nazwisko... "Shady Clue"... Pytanie czy żyje czy jest martwa. Bo jeśli jej funkcje życiowe występują, to jej krew będzie idealnym prezentem urodzinowym... Do tego dochodziły jeszcze kwestie osobiście, Sandy nigdy nie zapomni jak wiele problemów ten Changeling sprawił, jednak konsekwencje kiedyś musiały nadejść... Albo już to zrobiły, albo dopiero w jej postaci przybędą pod jej drzwi. - Aż nie mogę się doczekać! - rzuciła sama do siebie, podgłaśniając laptop, by w razie czego słyszeć powiadomienie i sama się wzięła za przygotowanie przekąski. Była głodna po dzisiejszym przecinaniu nici życia, a nawet sama śmierć musi od czasu do czasu coś zjeść. Tak czy inaczej jej krucjata będzie trwała, jak nie ten jeden Changeling to inny... Co prawda może to wygenerować opóźnienia, ale czy to jest ważne? Oczywiście, że nie! Nawet jak będzie musiała okrążyć ta planetę, to dorwie swój cel. Prędzej czy później...
  5. - I tak oto gaśnie kolejna świeca... - zniekształcony głos wypełnił stary magazyn, który znajdował się na obrzeżach stolicy Polski. Kolejnym dźwiękiem, który nastąpił było przeładowanie broni... A konkretniej strzelby, z jej lufy dalej unosił się dym po wystrzale. A jego posiadaczem była postać odziana w czarny płaszcz, a jej twarz przysłaniała biała maska... Maska przypominającą jakąś istotę z horroru lub czaszkę, jednak nie ludzką. Jednak podświadomie kojarzyła się ze śmiercią, takie też było jej zadanie. - Hahah... To było... Orzeźwiające... - mruknęła zamaskowana postać wyjmując telefon z kieszeni, kilka kliknięć i w edytorze tekstu zamieniła czcionkę jednego imienia i nazwiska na szary, a także dodała obok napis "Nie żyje". Po tej krótkiej akcji telefon ponownie znalazł się w kieszeni i człowiek odwrócił się na pięcie, po to, by opuścić tą fabrykę. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, rozejrzał się wokoło, by upewnić się, że nikogo niepowołanego tu nie ma i skierował się w stronę najbliższej polany z tylko sobie znanym celem... ********* - To już kolejny... Inaczej nie mogę się... Zemścić... - mruknęła do Siebie zakamuflowana osoba, jednak pomimo usiłowania wymuszenia w siebie jakiejkolwiek pokory, ton głosu dalej był obojętny. Reakcją na to było uderzenie zaciśniętą ręką w ziemię obok prowizorycznego nagrobka, wykopanego prawdopodobnie naprędce... Westchnięcie opuściło usta zakamuflowanego. Dawno nikt nie odwiedzał tych grobów, nie mówiąc o zapaleniu jakiegokolwiek znicza... Dlatego to był Jego... a raczej Jej obowiązek to zrobić, w końcu nie może o nich zapomnieć. Jedyni, którzy ją wspierali odeszli... Częściowo z jej własnej winy... Ale szczególnie z winy innych... Szczególnie tak zwanych "Buntowników" i Gwardzistów... Tych pierwszych niepotrzebnie wspierała, a ci drudzy byli zbyt żałośni i słabi, by powstrzymać ludzi pragnących zemsty... Jedyne co jej pozostało po tamtym świecie to... Żądza Potęgi... O tak! Co by dała aby ponownie móc używać tej niszczycielskiej siły zwanej jako "Magia"! Sprzedałaby nawet własną duszę, jednak... To i tak niemożliwe, by mogła po raz kolejny ją wykorzystać... Pozostawała jej ludzka broń, która była doskonałym narzędziem do niesienia śmierci tym którzy na to zasługują w jej oczach.... - Już się zbieram... Wkrótce powrócę... Z kolejnymi wieściami i z jeszcze większą ilością krwi na rękach... O tak! Z jeszcze większą! - zaśmiała się cicho pod nosem, po czym skierowała się w stronę samochodu pozostawionego nieopodal. To wszystko wydarzyło się tak nagle... I ma tu na myśli Ziemię. Wystarczył jeden impuls, by przypomnieć sobie Wszystko, to właśnie także sprawiło, że czas było odejść od tej żałosnej organizacji... Kiedyś w nią wierzyła, ale okazała się zmarnowaniem czasu. Zamiast tego trzeba polegać na Sobie, inni są tylko ciężarem i potencjalnymi zdrajcami! Ach! Jak cudownie się kolejny dzień zapowiada... Nawet cieszyła się w duchu, że ten trwał tak dłuugo, a przynajmniej takie było wrażenie, dzięki temu była pewna już swoich obecnych decyzji i celi. Trzeba je tylko konsekwentnie wprowadzać w życie.
  6. [GPdZT] W końcu przyszedł czas, aby zaistnieć na rynku Europejskim dla GPdZT... Ostatnimi czasy firma ta działa tylko w Polsce, a produkty niezbędne do codziennego życia rzadko zalegały w magazynach. Jednak teraz postanowiono uderzyć jeszcze potężniej w rynek, cios który ma zostać wyprowadzony wspólnie przez ponad trzy firmy może wręcz doprowadzić do kryzysu. Ale w końcu, czymże jest kryzys, gdy można dobrze zarobić? Wraz z powrotem szefostwa do Warszawy, a raczej do siedziby przedsiębiorstwa w tymże mieście postanowiono szybko przygotować zasoby, które będą niezbędne do sztucznego podwyższenia cen... Na razie soli, bo jest to najprostsze i nie do ominięcia przez szarego obywatela. Ogólnie w całym kartelu utworzonym na potajemnym spotkaniu w Szwajcarii są 4 firmy: GPdZT, które zajmie się transportem lądowym, SF (Salt Forbrugsvarer), czyli Duńska firma zajmująca się wprowadzaniem soli na rynek, BR (Barrière Rechten), Niderlandzka firma adwokacka która zajmie się wszelkimi problemami prawnymi w razie czego oraz LTO (London Transport Ocean), Brytyjska firma zajmująca się transportem morskim, która także zajmuje się prywatnie wydobywaniem złóż morskich z źródeł morskich. Jednak dopiero niedługo rozpocznie się prawdziwa magia ekonomiczna, podczas której prawdopodobnie wielu ludzi zubożeje. Na razie nie wprowadzono jeszcze wszystkiego w ruch, ze względu na potrzebę szybkiej reorganizacji struktur, by podołać temu zadaniu.
  7. [Sandra] Cytrynowe-Żółte oczy były wpatrzone w cyfrowy zegarek, wspomniane urządzenie stało na półce nieopodal biurka przy którym Sandra spędzała praktycznie większość dni, a ciszę w niewielkim pomieszczeniu przerywał tylko dźwięk uruchomionego komputera. Pomimo tego, że takie życie jest nudne, to jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała ciszę a ta teraz praktycznie występowała. Jej oczy na chwilę skierowały się w stronę monitora, na którym był pokazany obraz z kamer umieszczonych w najróżniejszych miejscach budynku całego przedsiębiorstwa. Jednak wszystkie przypominały w tym momencie o jednej rzeczy, o tym, że personel dziś jest w domach. Szefostwo ogłosiło tą szczęśliwą wiadomość, w momencie gdy wylatywali do Szwajcarii na spotkanie z innymi firmami... Mimo to w budynku dalej było trochę osób, niewiele ale jednak, głównie byli to członkowie ochrony ale z innych oddziałów firmy także kilka osób się znalazło. A czemu byli tu a nie w domach? W przypadku ochroniarzy, fakt, że jednak Oni odpowiedzialni są za ochronę wszelkich danych, a inni byli po prostu pracoholikami. Trochę jak Ona. Dla niej wybór pomiędzy wyjściem ze znajomymi a dalszą pracą był oczywisty, zawsze wybierała tą drugą opcję. Taka już jest. - CAM16a znowu się zacięła... - stwierdziła pod nosem, widząc, że wspomniana kamera nie obraca się w lewo i prawo jak reszta. Kobieta tylko cicho westchnęła i wstała, trzeba poprawić tą nieszczęsną kamerę, mogła zawsze kogoś innego posłać jednak teraz czuła potrzebę rozruszania swoich mięśni. Przed wyjściem z pomieszczenia, poprawiła tylko swój hełm na półce, by stał prosto. Lubiła, gdy wszystko jest czyste i stoi w idealnym porządku. Dźwięk jej kroków był doskonale słyszalny w opustoszałych korytarzach, a będzie jeszcze trochę bo mimo wszystko, uporczywa kamera znajdowała się w pomieszczeniu, które słynęło z tego wśród personelu, że dojście do niego to niezwykle upierdliwa sprawa. Nie z powodu odległości, bo taka spora nie jest a z racji tego, że trzeba przejść przed dwa, spore pomieszczenia aby dopiero dojść do tego jednego. Najciekawsze było to, że ta kamera miała zostać wymieniona jakiś czas temu a dalej jest i psuje się średnio raz na tydzień. Ale cóż, można do niej przywyknąć. Jak zgadywała to tylko z sentymentu jest dalej w tym budynku, ale w takich przypadkach sentyment mógł stworzyć problemy i to nie małe. Podczas swej drogi do magazynu zapasowego, minęła dwóch lub trzech pracowników. Powitania oszczędziła sobie do skinięcia głową, nie miała ochoty rozmawiać lub bawić się w procedury. Jedyne co potem minęła to dwa główne magazyny, których wielkość skutecznie wydłużała czas dotarcia do upragnionego pomieszczenia. Ale dotarła. Ten dodatkowy magazyn był ciekawą sprawą, niewielkie pomieszczenie wypełnione "wszystkim i niczym". Można śmiało powiedzieć, że pełnił funkcję jednego wielkiego śmietnika. Sandra jednak po chwili zauważyła wadliwe urządzenie, sięgnęła ręką po miotłę leżącą nieopodal i uderzyła lekko w kamerę, czego skutkiem jest ponowne przywrócenie możliwości obracania się. Gdy tylko to zrobiła westchnęła cicho. - Szkoda, że jutro znowu reszta wróci. Mogłabym codziennie tu przychodzić w takie dni. - mruknęła przeglądając jakieś dokumenty tekstowe w telefonie. Z tego co się orientowała, jutro jeszcze wraca szefostwo. Ciekawiło jakie będą wyniki negocjacji ale całkiem prawdopodobne, że pozytywne i niedługo niektóre produkty na rynku osiągną wysoką wartość, co prawda niezbyt legalnie ale jednak. Jakoś trzeba jednak zarabiać, prawda?
  8. Główna baza Nowego Porządku, Antarktyda - Podać 33% dawki. - rozległ się głos w pomieszczeniu wypełnionym ludźmi w różnym wieku i o różnym wyglądzie. Cechą wspólną każdego z nich był czarny uniform z białymi symbolami organizacji na bokach czarnych kitli. Same pomieszczenie także było w ciemnych barwach, jednak była to szarość niżeli bezgraniczna czerń. Pokój wypełniały monitory oraz panele, z którymi były podłączone. Na nich samych było widać skany człowieka. Najbardziej w oczy rzucała się szyba za którą było kolejne pomieszczenie, mniejsze oraz tego samego koloru. W drugim pokoju znajdowało się duże, metalowe krzesło do którego obecnie był przypięty, prawdopodobnie wbrew swojej woli, człowiek. Obok niego znajdowało się mechaniczne ramię, które właśnie miało zaaplikować wspomniane "33% dawki", za pomocą wbudowanej igły. - Krzyczy. - stwierdził starszy mężczyzna w wieku co najmniej 70 lat, jego wzrok był nie do ujrzenia z powodu jego okrąglutkich okularów, których szkło tak odbijało światło, że oczu za nimi nie można było zobaczyć. Komponowało się to jednak idealnie z Jego łysiną oraz opieraniem się o laskę. Jednak uwaga tego człowieka nie była bez podstaw, za szybą faktycznie było widać, że przypięty mężczyzna szarpie się i krzyczy. Dźwięk za oknem był wytłumiony, więc nie było słychać co. Można było się domyśleć, że coś związanego z tym, aby go wypuścić. Po zaaplikowaniu środku, nic przez chwilę się nie działo a potem ponownie zaczęły się krzyczeć. Przy okazji na monitorach, sylwetka człowieka zaświeciła się na czerwono i pokazywała szereg danych, jednak tylko część sztabu naukowców była tym zainteresowana. W tym wspomniany starszy mężczyzna. - Kolejny obiekt nie wytrzymał. Czyż nie profesorze Kwietniowski? - odezwał się głos zza staruszka, po chwili obok niego stanął wysoki, młodszy o prawdopodobnie 20 lat mężczyzna w tym samym ubraniu. W oczy rzucały się jego rude włosy, a uroku dodawały mu oczy w kolorze limonki. Człowiek ten obserwował śmierć obiektu z stoickim spokojem, zerknął tylko na chwilę na personel wynoszący trupa, z którego ust i nosa wypływała dziwna, biała maź. - Widocznie trzeba podnieść wielkość podawanej dawki oraz przy okazji zagęścić ją, bo skończą jako zbiornik na wodę. - Może masz rację Yavuz. Jednak to i tak nic nie da. Musimy znaleźć sposób, by HXC-02a utrzymywało się i było łatwe do kontroli. Obecnie to po prostu zamieniamy ich wnętrzności w tą substancję i tyle. Musimy dopracować to wszystko. Potem może się uda... - odparł starszy mężczyzna o nazwisku Kwietniowski, był On jednym z sławniejszych biologów Polskich, lecz potem zaginął bez śladu. - W takich momentach żałuję, że nie mamy Equestrii za barierą tuż obok... Wzięlibyśmy jednego lub kilka jednorożców i wspomoglibyśmy się tą ich magią. Wtedy raczej, by się udało. Ale cóż... To raczej niemożliwe. Nie ma kucyków i raczej już ich nigdy nie będzie. - stwierdził spokojnie młodszy o nazwisku Yavuz, także dość szanowana osoba z zakresu biologii ale nie z Polski. - Nigdy nie zrozumiem, jak możesz mówić o swojej rasie z takim zdystansowaniem od niej, jakbyś był obserwatorem. Zresztą, nie zgodzę się z Tobą w ostatniej kwestii. Historia lubi zataczać koło, pamiętaj. Nie zdziwi mnie jak znowu pojawi się Equestria, w tamtej czy innej formie. Raczej się pojawi. - mruknął pouczającym tonem starszy z tej dwójki. Na chwilę między tą dwójką zapanowała cisza. - Zawsze żyłeś przeszłością. Jak mniemam to przypadłość wszystkich ludzi starych? - powiedział żartobliwie dawny Equestrianin. - Nie no, żartuję. Szanuję pana profesorze, jednak powoli zaczynam wątpić, czy te całe nasze eksperymenty genetyczne zakończą się w taki sposób jaki oczekują ci na górze. - westchnął odchodząc od swego rozmówcy. Yavuz, którego stare imię brzmiało Sulfur Dust był niegdyś znanym chemikiem w Equestrii, który specjalizował się w siarce. A konkretniej w tworzeniu najróżniejszych substancji z niej. Podczas starć z Equestrii z buntownikami, był neutralnie nastawiony i życie na Ziemi przyjął z nadzieja na spokojne życie. Zamieszkał w Turcji, jednak długo nie pobył tam bo został praktycznie porwany i przewieziony tu. Mimo wszystko pracuje dla swych porywaczy, jednak głównie ze względu na pieniądze oraz dostęp do świetnie wyposażonego laboratorium. Nic więcej do szczęścia nie jest mu potrzebne.Idąc tak przez korytarz zatrzymał się na chwilę, przy kilku niższych szczeblem którzy słuchali czegoś w radiu. Były właśnie ciekawe wiadomości. - ...Właśnie możemy zobaczyć rejony RPA w których wybuchły zamieszki. Wraz z wygraniem wyborów przez Front Liberalny, koalicji partii lewicowych, z wynikiem 54%, prawica odmówiła uznania wyników tych wybór. Liga Narodowa, która była koalicją wszelkiej prawicy przegrała z wynikiem 46%. Oficjalnie zwycięzcy wyborów zostali oskarżeni o sfałszowanie wyników oraz domniemane zignorowanie ciszy wyborczej. Prawica żąda powtórzenia wyborów, a jeśli do tego nie dojdzie to wywloką kłamców osobiście z parlamentów. Jeśli sytuacja się nie uspokoi grozi eskalacja konfliktu w tym państwie, a w konsekwencji destabilizacji jedynego odbudowanego kraju, w rejonie Afryki Południowej. Więcej wiadomości po przerwie. A to było ciekawe. Wiedział, że Nowy Porządek coś kombinuje w RPA, ale trudno jest mu właśnie stwierdzić, czy to sprawka tej organizacji czy nie. Szczerze, gówno go to obchodziło. Miał pieniądze, więc niech robią Sobie co chcą. Nic nie mówiąc ruszył dalej, chcąc dotrzeć do baru dla personelu. - Ciekawe czasy nadchodzą... Oj ciekawe... - stwierdził z uśmiechem na twarzy.
  9. Główna Siedziba GPdZT w Warszawie, godzina 15:11 czasu Polskiego Słońce leniwie oświetlało główną siedzibę RSoT, od niedawna przemianowanego na Generalne Przedsiębiorstwo dotyczące Zaawansowanej Technologii, w skrócie GPtZT. Głównym powodem tej zmiany jest oficjalnie fakt, że "Firma czuje się niezwykle związana z Państwem oraz Narodem Polskim, z tego więc powodu postanowiła działać jako Polska firma, dzięki czemu obywatele tego wspaniałego kraju będą bogatsi, dzięki naszemu wpływowi na PKB i PNB.". Prawda jest jednak taka, że przedsiębiorstwu nie udało się otworzyć swoich oddziałów poza granicami Polski. Więc, aby nie ośmieszać się postanowiono działać jako firma Polska. Jako iż plan dowództwa z Antarktydy się nie powiódł, zaczęto wdrążać w życie nową ideę. Stworzenie kartelu przedsiębiorstw. Po co? By sztucznie zawyżać ceny na rynku na najpotrzebniejsze rzeczy dla społeczeństwa, pozwoli to generować ogromne zyski dla porozumienia firm oraz przy okazji kryzys, który odciągnie uwagę rządów od działań korporacji. W tym celu zwołano spotkanie firm o podobnej idei w Bernie. Zaplanowano je na jutrzejszy dzień. Z tego powodu w wielu oddziałach organizacyjnych trwało poruszenie. W oddziele dot. Ochrony pod komendą Sandry Fainher, niezbyt znanej ale mimo wszystko szanowanej w firmie kobiety, trwało przygotowanie oddziału ochroniarzy na to bardzo ważne dla przedsiębiorstwa spotkanie. Ona sama leniwie wstukiwała w jeden z głównych komputerów wiele danych, wszystkie związane z formalnościami dotyczącymi bezpieczeństwa przedstawicieli. A to trzeba wybrać odpowiedni motel transportu powietrznego, co wiąże się z wysłaniem prośby o listę modeli oraz ich stan techniczny, do oddziału logistycznego, a to dobrać osoby do oddziału ochrony oraz ich wyposażyć. Masa roboty papierkowej. - Mhm. Zostało jeszcze 139 formularzy do wysłania. Idzie nawet szybko, jeśli uda mi się kontynuować pracę z obecnym tempem to powinnam to skończyć o godzinie 20:28. - mruknęła Sandra nie przerywając pracy, działała niczym maszyna choć tak szybko nie kalkulowała. Te dane podawał jej komputer na drugim monitorze. W całej firmie nikt się nie martwił problemami prawnymi, zamiast prowokować rząd Polski przerwano zabawę z czipami a zamiast tego zaczęto produkcję sprzętu cywilnego, jak komputery, tostery, pralki oraz lodówki. Spółka na tym ogromnie zarabia, ale nie są to znaczące zarobki w porównaniu do gigantów na rynku, choć udało się zdobyć pewne zaufanie wśród klientów.
  10. Spencer biegł na miejsce strzelaniny, śladem szefa i towarzysza. Chciał jak najszybciej użyć tej swojej nowej pukawki, mimo, że fizycznie biegł to psychicznie zajmował się sprawami związanymi ze sobą. Zabezpieczenia etc, aby nic się nie wyłączyło w czasie strzelaniny. Przy okazji przygotował zasilanie awaryjne do działania, a jego przybliżenie było gotowe do zarejestrowania wskazanego celu: Kobiet i dzieci. Szansa eliminacji: 89%, jako niewiadomą brał ich ilość dlatego takie zaniżone prawdopodobieństwo. Ale jednak za chwile dobiegnie i będzie gotowy do walki.
  11. Spencer który jak dotąd posłusznie obserwował całe spotkanie nie wiedział zbytnio co robić widząc, że dwójka jego sprzymierzeńców wchodzi w las wraz z dzikimi. Przez chwilę rozważał zastrzelenie wrogów, jednak skończyło się to na tylko na pomyśle. Nic nie robił dalej oprócz obserwacji z ukrycia, jednak był gotowy do podjęcia jakieś akcji gdy dostanie taki rozkaz.
  12. Spencer będąc ukryty w krzakach, obserwował przez lunetę karabinu całe spotkanie. Sam uważał, aby światło się nie odbijało, bo mogło odkryć jego pozycję. Obecnie czekał na każdą podejrzaną rzecz, by mógł nacisnąć spust i zastrzelić dzikusa. Sam obecnie widział dwójkę miłośników natury, lufa karabinu przeskakiwała między jednym a drugim potencjalnym celem. Wolał być w 100% gotowy.
  13. - Zgodnie z rozkazem! - odpowiedział Spencer mechanicznie, przy okazji otworzył walizkę wyjmując świetną pukawkę. Co prawda miał swoją zapasową broń w zasobniku, ale ona jest niczym przy tym cudzie. Załadował a magazynki schował do innych zasobników, był gotowy do mordu. Ruszył od razu, by wykonać swe zadanie. Skoro ma wykryć podejrzane rzeczy, to będzie się trzymał z tyłu i z ukrycia będzie strzelał, jeśli będzie trzeba. Miał zamiar obserwować obok jakiś krzaków, to najlepsza kryjówka do takich celów.
  14. [Sandra] Stojąc z skrzyżowanymi rękami patrzyłam cały czas na panel w windzie pokazujący, na którym piętrze aktualnie się znajduje. Zaraz będzie parter i zejdę do swoich żołnierzy, wszystko lepsze niż rozmowa z tamtym... Po prostu szkoda gadać. Z moich krótkich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk informujący o dojechaniu na parter, drzwi otworzyły się i wyszłam przed swoich podwładnych. - Coś się działo? - zapytałam nie patrząc tylko na nich, mój głos obecnie nie należał do najprzyjemniejszych. Byłam po prostu zirytowana. - Spokój, kapitanie! - odpowiedział, kiwnęłam głową i gestem ręki pozwoliłam im spocząć. Sama ruszyłam na zewnątrz, musiałam się dotlenić bo wyjdę z siebie jeszcze. A lepiej nie zajmować się tak odpowiedzialnymi rzeczami jak dowodzenie, w czasie gdy irytacja jest na wysokim poziomie. Odprowadzana przez oczy większości osób znajdujących się w holu, szłam w kierunku drzwi. Szybko otworzyły się przede mną i znalazłam się na zewnątrz. Usiadłam ciężko na ławce obok i zaczęłam się zastanawiać... Co teraz? Na razie miałam dowodzić prywatnymi wojskami, które były na razie nieliczne. Przy okazji jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo tajnych danych, które znajdują się trzy piętra pod parterem. Oby szybko zajęli się „mieszkaniami“, bo jednak chętnie się prześpię. Tak porządnie. Spojrzałam przed siebie widząc budynki naprzeciwko, po kilku sekundach wewnętrznej walki wstałam kierując się znowu do środka.
  15. Spencer nic nie mówiąc przez całą drogę do pojazdu rozejrzał się, zirytowanie kierowcy ostrzeliwali transportowiec sporą dawką dźwięku klaksonów. Szczególnie ciekawe było to, że zaczęły milknąć gdy zobaczyli "Szefa" jeśli tak można go nazywać, ten miał swój humor jednak cyborga to nie śmieszyło. Wszedł tylko do środka za resztą dalej nic nie mówiąc, pierwsze to zrobił to rozejrzenie się chcąc stwierdzić jak prezentuje się wewnątrz.
  16. Cyborg słuchał słów rozmówcy do samego końca i wstał gdy ten pośpieszał ich, jego części z charakterystycznym szmerem zaczęły się prostować i po chwili stał już wyprostowany. Jego sensor zwrócił się na chwilę na obu towarzyszy a potem na "szefa". Pół-robot jednak ruszył za nim, jednak głównie kalkulował szanse na powodzenie akcji choć nie znał dokładnego planu. Najciekawszą kwestią był problem trudności, trudno było przewidzieć czy kochankowie natury są jakimś większym zagrożeniem. Na logikę kilka kul wystarczy ale w praktyce może być różnie.
  17. Spencer słuchał planu, był logiczny choć osobiście wolał siedzieć z karabinem snajperskim i zastrzelić cel, nie skomplikowane a skuteczne! Gdy rozmówca skończył mówić, cyborg tylko na chwilę spojrzał na młodego a następnie spojrzał sensorem ponownie na mężczyznę. - Z przyjemnością się zgodzę. Już nie mogę się doczekać... - powiedział monotonnym głosem wstając, był gotowy do akcji cały czas. Trudno było aby nie był, w końcu teoretycznie był jednostką wojskową, acz zawód to było ochranianie.
  18. [Sandra] Patrzyłam właśnie na czerwoną kontrolkę w przedziale transportowym, wspomniany sygnalizator czy można wysiadać był zamontowany koło wyjścia. Pomimo, że żadnej strzelaniny nie będzie, to jednak traktowałam to niczym symulację, nie wiem dlaczego ale tak jest. Westchnęłam cicho tak, by reszta nie słyszała. Na szczęście zaraz lądujemy, bo nawet było słychać, po kilku minutach kontrolka zmieniła barwę na zieloną i mogliśmy wyjść. Szybko w szyku wymaszerowaliśmy, ku mojemu zaskoczeniu nikogo nie widziałam koło lądowiska za budynkiem, jednak dzięki czujnikom ruchu zamontowanym w moim kombinezonie wiedziałam, że ktoś zaczął podchodzić. Odwróciłam szybko wzrok w kierunku gdzie powinien być jakiś jegomość, nie myliłam się. W kierunku mojego oddziału szedł chłopak, na oko 20 lat lub więcej, ubrany w elegancki garnitur. - Witam was serdecznie w siedzibie Risi... - zaczął mówić, ale złapałam go za kołnierz w wyniku czego od razu się zamknął. - Chcę rozmawiać z twoim szefem, a nie z tobą! - warknęłam puszczając go, ten spojrzał na mnie z niechęcią w moim kierunku, jednak nie przejęłam się tym zbytnio. - Jak chcesz... - mruknął ruszając w kierunku wejścia, ja i mój oddział nieliczący dwóch żołnierzy ruszyliśmy za tym młodzikiem, zostawiłam dwóch wartowników koło transportowca, aby mieli oko na to co się dzieje dookoła. Szybko weszliśmy do budynku rozglądając się, widocznie przerwaliśmy rutynę dnia, bo patrzyli na nas jak dilerzy gdy policja wejdzie do ich mieszkania. Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, spodziewałam się, że będą poinformowani o przybyciu pierwszych oddziałów „prywatnej armii“ a tu proszę, nic nie wiedzieli widocznie. Trudno. Nie interesowali mnie Oni, tylko obecnie osoba z którą chciałam się spotkać. Dźwięk uderzania naszych butów o podłogę był niczym muzyka dla moich uszu, „przewodnikowi“ widocznie to przeszkadzało bo widać było jak żyła aż wystaje, ten hełm dość często się przydawał w wychwytywaniu szczegółów i teraz nie było inaczej, cała ta elektronika w nim pozwalała mi widzieć naprawdę wiele, hełm ma nawet funkcję zablokowania przez co ściągnięcie go może być problematyczne, ta funkcja istnieje głównie po to, aby w razie pojmania nie dało się poznać jego twarzy. Jednak po jakimś czasie doszliśmy do windy, odwróciłam się w kierunku pozostałych moich żołnierzy, zmierzyłam szybko ich wzrokiem i kaszlnęłam. - Zostajecie tutaj. W razie czego ma być pełna gotowość bojowa. - powiedziałam dowódczym tonem, ci zasalutowali i ustawili się przed wejściem do windy. Ja sama do niej weszłam wraz z młodym. Ten wcisnął guzik na panelu i pojechaliśmy na górę chwilę później. Cisza towarzyszyła podróży na górę, ani On ani Ja się nie odzywaliśmy do siebie słowem. Ten mnie znielubił na dzień dobry, ale trudno. Przyjemny dla ucha dźwięk informujący o dotarciu na górę wyrwał mnie z krótkich zamyśleń na temat „przewodnika“, od razu po rozsunięciu się drzwi wkroczyłam do gabinetu osoby z którą miałam rozmawiać: Łysy mężczyzna o jasnej cerze, ubrany w elegancki, czarny niczym smoła garnitur. - Sand... - zaczął i od razu wprawiając mnie w niezbyt miły nastrój. - Nie po imieniu. - warknęłam podchodząc do biurka i siadając na krześle przed nim, lustrowałam go wzrokiem. Nie myślałam, że już pierwszym słowem mnie zirytuje. Była to duża nowość. - Nieważne. Witam jednak oficjalnie w siedzibie Rising Sun of Technology, zwanej też jako RSoT. Nazywam się Konrad Walizewski, jednak proszę mówić Panie Walizewski. - powiedział radosnym tonem, nie wiedziałam czy sztucznie czy naprawdę taki szczęśliwy. Wręczył mi przy okazji arkusz kartek, od razu chwyciłam je, aby się z nimi zapoznać. - Jak pewnie wiesz, twój oddział a następnie kolejne będę wchodziły w skład armii prywatnej tej pięknej firmy! Będziemy również realizować usługi podobne do Prywatnych Firm Wojskowych, bez obaw, jest pozwolenie na takie działania. - zamilkł czekając na moje zdanie najwidoczniej, nie byłam tym zadowolona, czułam się żołnierzem w walce o sukces Nowego Porządku, a nie zwykłem najemnym żołnierzem. Jednak lepiej na razie tak grać. - Rozumiem. - mruknęłam niezbyt zadowolona podpisując te papiery, trzeba mieć oficjalnie to rozpisane bo źle to się skończy. - Ale tylko Ja, moi ludzie i kolejne oddziały będą? Nic więcej? - zapytałam krzyżując ręce. Ten się tylko zaśmiał. - Dojdzie jeszcze SI, planujemy produkcję maszyn o przeznaczeniu wojskowym głównie dla prywatnych osób. Plany już dostajemy od wiadomo Kogo. - klasnął w dłonie odbierając dokumenty i chowając je do szafki, wstał teraz i spojrzał na mnie. - A teraz... Kapitanie. Możecie odejść, będziecie mieli niedługo przygotowane miejsce do spania. O wszystko zadbałem, jednak wolisz mieć wynajęty budynek mieszkalny obok czy tutaj mieszkać? - zapytał jeszcze, nie wiedziałam czy tak się liczy z moim zdaniem czy tylko udaje. - Tutaj. - rzuciłam wstając i ruszając, ku windzie. Nie usłyszałam odpowiedzi więc wszedłszy do windy wcisnęłam na panelu odpowiedni przycisk, by zjechać do swoich żołnierzy. Szykuje się nudna służba w tym miejscu, ale co poradzić? Tylko jednak próba rozmowy ze mną po imieniu była drażniąca, skąd On zna moje imię? Pewnie zwiadowcy wszystko powiedzieli lub dowiedział się od dowództwa. Póki nie będzie tego drugi raz próbował będzie dobrze, tak myślę.
  19. WZOL po zadaniu pytania nie usłyszał odpowiedzi, nadeszła niezwykle napięta cisza, dość niepokojąca dla większości ale nie dla niego. Jednak miał wrażenie, że powiedział coś nie tak i zaraz go zmiesza z błotem. Gdyby mógł to, by głośno przełknął ślinę. Jednak rozmówca odpowiedział, informacje a raczej ich brak nie były zadowalające. Przynajmniej wiadomo gdzie można ich znaleźć, to polepszało tą sytuacją. Spencer postanowił znowu się odezwać. - Faktycznie. Gdy złamiemy ich ducha i wolę opierania się będą łatwym celem, będzie to przypominało strzelanie do kaczek. - na szczęście wiedział w jakiej okolicy jest ich cel, bo miał w swojej pamięci o tym dane. Było to trudne do pomyślenia aby nie było. - Kiedy mamy wyruszyć, by wyeliminować cel? - zadał jeszcze ważne pytanie w tej sytuacji, takie informacje były niezbędne.
  20. Dla Spencera była dość interesujące to, że nie miał racji. Jednak nie zareagował, tylko podążał sensorem za rozmówcą. Widać nie był zadowolony, a lepiej go nie denerwować. Jednak o wybiciu tych ekologów cyborg nigdy by nie pomyślał, nie spodziewał się tak otwartej wypowiedzi. Jednak w chwili gdy usłyszał o pomyśle zabicia jednej osoby i nikogo więcej wyprostował się nieco, to było dość ciekawa perspektywa. - Kim jest ta osoba? - zapytał od razu, chciał poznać co nieco informacji o tej osobie. - Wraz z dostępem do informacji o celu, będą większe szanse na wyeliminowanie tego "ścierwa". - dodał przy okazji mówić co myśli o tych ekologach.
  21. Spencer zmierzył wzrokiem wchodzącego mężczyznę, według jego obliczeń to była osoba na którą tu czekał tak samo jak inni. Tym razem nie odezwał się ani słowem, nie czuł potrzeby. Gdy usiadł i co chwilę spoglądał na nich, pół-maszyna rozejrzała się po dwóch osobnikach z którymi tu wcześniej siedział. Słysząc pytanie i fakt, że nikt się jeszcze nie odezwał postanowił zaryzykować i wziąć to na logikę. - Według moich kalkulacji, odpowiedzią na pańskie pytanie jest "marzenie" o zmienieniu świata na lepsze za pomocą modyfikacji ludzkiego ciała. Ulepszenie każdego człowieka, by mógł doświadczyć tego daru. - odpowiedział swoim robotycznym głosem, na jego logikę taka była odpowiedź na to pytanie. Wbrew pozorom jego myślenie było już niezwykle podobne do SI, niezwykle rzeczowe myślenie i niebranie pod uwagę wielu czynników oczywistych dla tych bardziej organicznych.
  22. Atmosfera była miła, trunki, cygara a nawet słodycze leżały na niezwykle rzadkim widoku, czyli stole z drewna i to solidnego. Sam Spencer nie był tym zafascynowany, nawet nie mógł, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to jednak niezwykle duży luksus. Gdyby mógł jeść to prawdopodobnie skusiłby się na kilka cukierków, jednak w obecnej, lepszej formie nie mógł jeść i nie odczuwał głodu. Spojrzał swym sensorem na pozostałych gości, niestety nie byli tak mocno zmodyfikowani jak On, ale to może nawet lepiej? W końcu jest unikatowy w tym gronie. W ten jego wzrok zwrócił się w kierunku wchodzącej kobiety, gdy wypowiedziała wszystkie swe słowa ten kiwnął głową dla pewnego szacunku. - Również witam. - powiedział swym mechanicznym głosem, po chwili ciszy dodał. - Rozumiem. - nie mógł się gniewać na to, że Jegomość się spóźnia.
  23. Imię/pseudonim: Spencer Savage „WZOL - Wojskowy Zmechanizowany Organizm Ludzki" Płeć: Mężczyzna Wiek: 44lata Wygląd: Jego prawdziwy wygląd jest niemożliwy do zobaczenia, od kilku lat jest chodzącą maszyną. Jedyna rzecz, które świadczą o byciu człowiekiem są organy, które są pod metalem i wspomagane przez różną elektronikę, występują tylko w klatce piersiowej oraz w głowie. Najbardziej zrobotyzowany został mózg, w nim jest najwięcej implantów oraz kabli, które wspomagają procesy myślowe. Co do jego zewnętrznej powłoki jego ciało ma kolor niebiesko-szary, a sama budowa ciała nie różniła znacząco od ludzkiej. Wyjątkiem jest głowa, jeden duży szkarłatny sensor za nim znajduje się jedno ludzkie oko, podłączone do pokaźnej ilości kabli i tym podobnym, także głośniki, by mógł mówić. Charakter: Interesuje się informatyką i wszystkim związanym z SI, a także dochodzą militaria. Jednak nie potrafi odczuwać części emocji, dlatego jest taki „Sztywny" jak to inni ujmują i niezwykle rzeczowy, wszystko stara się obliczać. Gardzi jednak słabością ludzkiego ciała i jest zadowolony z posiadania „długowieczności“. Jedyna wada to potrzeba ładowania od czasu do czasu. Ideologia (technika/natura): Technika Umiejętności: Ma komputerowy refleks oraz jego receptory są niezwykle czułe na wiele bodźców, wyjątkiem jest dotyk a najbardziej zaawansowane są sensory ruchu oraz receptor wzrokowy. Potrafi korzystać z broni w stopniu dobrym i dobrze widzi w ciemności, o ile włączy podczerwień. Historia: Spencer pochodzi z Richmond w stanie Wirginia, pochodził z rodziny o korzeniach wojskowych. Ojciec był oficerem a matka pielęgniarką, sam postanowił pójść w ślady ojca, by nie przynieść wstydu swej rodzinie jak to ujęli rodzice. Po dobrych wynikach w normalnej szkole ruszył do szkoły wojskowej gdzie sobie nawet dobrze radził, następnie po zdaniu ruszył do szkoły oficerskiej, tam mu poszło o wiele gorzej, ba! Nie udało mu się jej nigdy ukończyć. Poświęcił się informatyce i budowie dronów, chciał na czymś zarabiać o to było trudno przez jakiś czas. Udawało mu się coś zarobić ale dalej było to za mało, z czasem los "uśmiechnął" się do niego. Dowiedział się, że wojsko szuka ochotnika to "zamiany" w robota. Ten zgodził się aby w końcu uszczęśliwić swych rodziców. Po serii testów dopuszczono go do udziału w eksperymencie, który się udał. Stał się teraz zewnętrznie maszyną a wewnętrznie człowiekiem po części. Był nawet usatysfakcjonowany tym, że stał się lepszą istotą. Głównie w życiu bawi się bycie ochroniarzem, bo nie musi spać i może kilka dni bez przerwy stać na straży.
  24. [Sandra] Skupiona patrzyłem jak nasz transportowiec ruszył do przodu na dużej wysokości, patrzyłam na to co pilot robi. Znał się na obsłudze tej maszynki, pomimo, że elektroniki było w niej na tyle dużo, że można było się pogubić. Pokręciłam głową i spojrzałam na przestrzeń przed szybko prącym naprzód pojazdem, droga nie powinna zająć długo, tego byłam pewna. Jednak nic tu po mnie na razie nie było, poradzi sobie a tak niepotrzebnie go stresuje. Odwróciłam się i ruszyłam do przedziału transportowego gdzie siedziała reszta żołnierzy, usiadłam na pustym miejscu i założyłam nogę na nogę obserwując swych podwładnych, sprawdzali głównie swoje uzbrojenie i części elektroniczne w swoich mundurach bojowych. Nie dziwię się. Zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki, co prawda my też mamy jedną ale trzeba być przygotowanym w 100%. - Za kilka minut będziemy na miejscu! - rozległ się głos pilota z głośników, z tego co widziałam nawet nie wstali. Widać za dużą sielankę dostali, wstałam przez co przyciągnęłam ich uwagę. Szybkim ruchem ręki złapał najbliżej siedzącego za kark i próbowałam go podnieść. Ten szybko załapał o co chodzi i wstał, choć nieco zdezorientowany. - A wy co dalej siedzicie! Pozycja do desantu! - ryknęłam na nich, ci od razu wstali i złapali broń w ręce, by po chwili ustawić się w szeregu gotowym do wyjścia. Westchnęłam... Potem będę musiała ich naprostować lub zmusić do musztrowania z SI, bo te litości nie mają dla takich błaznów. Jednak stanęłam pomiędzy szeregami swych żołnierzy trzymając karabinek w rękach, pomimo, że walczyć raczej nie będziemy to wolę być przygotowana na taką ewentualność.
  25. [Sandra] Patrzyłam w milczeniu jak moi podwładni wchodzą na pokład naszego transportowca, przy okazji ukazały się zapasowe śmigła. Teraz mieliśmy lecieć do siedziby naszej marionetkowej firmy a wybicie szyb w Warszawie... Nie było na liście rzeczy do zrobienia. Zdecydowanie nie było. Większość czasu przygotowań zajęło przygotowanie kodów i schowanie wszystkiego co by wskazywało na pojazd o przeznaczeniu militarnym, efekt się udał i trzeba teraz naprawdę dobrze znać się na uzbrojeniu i lotnictwie, aby stwierdzić, że główną rolą tego pojazdu są operacje militarne. - Wszyscy na miejscach? - spytałam wchodząc i za pomocą przycisku zamykając przejście za sobą do części transportowej, było to pytanie retoryczne bo wszyscy rzecz jasna byli oprócz naszych dwóch zwiadowców. Ruszyłam powolnym krokiem do kabiny pilota, nie spieszyło mi się. Nic nam nie grozi, bo teraz jesteśmy "maszyną prywatną transportową", tylko wylądować na lądowisku obok naszej tymczasowej bazy i tyle. Ot cała filozofia lotu nad Warszawą. - Startuj. - rzuciłam do pilota, gdy znalazłam się już w jego kabinie. Ten wcisnął kilka przycisków na konsoli i patrzył jak duże śmigła się rozkręcają, odwrócił się na chwilę w moim kierunku, choć jego twarz zasłaniał hełm, tak samo jak każdego z nas. - Za chwilę, kapitanie! Śmigła się muszą rozkręcić... - mruknął patrząc na ekran, gdzie pokazany był procentowo status rozkręcenia śmigieł. Po chwili doszło do 100%, już mogłam poczuć jak nasz transport odrywa się od podłoża powoli, ale jednak. Po kilku sekundach wznieśliśmy się nad linię drzew i jeszcze bardziej zaczęliśmy zwiększać wysokość, na taką by nie zahaczać o budynki podczas lodu. Trwało to dla mnie kilka minut ale wznieśliśmy się dość wysoko i ruszyliśmy do przodu, przy okazji spojrzałam na konsolę znajdującą się po lewej stronie pilota, by stwierdzić czy wszystkie sztuczki działają. Na szczęście tak było, więc nie miałam powodów do obaw.
×
×
  • Utwórz nowe...