Skocz do zawartości

Arena XXIII - Hoffner vs Magus [zakończony]


Arena XXIII  

4 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto okazał się bardziej zawzięty, wytrwały, potężniejszy? Kogo zobaczymy w kolejnej rundzie?

    • Hoffner
      3
    • Magus
      1


Recommended Posts

Obserwowałem poczynania mojej przeciwniczki dalej stojąc nieruchomo w gęstej warstwie dymu. Który wciąż unosił się w okolicach mojej dawnej areny. Wszystko jak na razie szło zgodnie z planem. Zainteresowało mnie zaklęcie, którego moja przeciwniczka użyła na chmurze. Jednak to nie wyglądało jakby miało ją zatrzymać. A jeśli do tego miało zostać użyte. To jego działanie było dość mizerne. Dopiero, gdy zauważyłem sypiące się góry, które wpadły w chmurę zrozumiałem, jaki był cel tego zaklęcia. Ona myślała, że ktoś jest wewnątrz być może nawet ja? Nie przeczę to byłby ciekawy pomysł. Ale jak dla mnie zbyt ryzykowny. To jednak tylko udowadniało, że nie wie gdzie mnie szukać. Dzięki czemu miałem pewną przewagę.

 

Z zadowoleniem patrzyłem jak chmura się zbliża do niej. Jednak ta ponownie użyła jakiegoś zaklęcia. Stworzyła coś na kształt gwiazdy. To nie wyglądało ciekawie. Mogłem zaatakować ten obiekt. Jednak wtedy bym się zdradził. A co jeśli on miał zostać użyty żeby w jakiś sposób mnie wykryć? A może to nie jest w stanie tego zrobić? Zostało stworzone tylko po to bym się martwił i wyszedł z ukrycia? Nienawidziłem takich sytuacji. Postanowiłem jednak pozostać w ukryciu. Niech się dzieje, co chce. Moja chmura powinna nieco zmniejszyć jej zapał. W końcu dotarła w miejsce gdzie była moja przeciwniczka. Gdy dotarła na miejsce już się nie ruszała. To było jej zadanie. Trzymać ją w swym wnętrzu. Byłem ciekawy jak długo moja przeciwniczka zdoła wytrzymać w czymś tak nieprzyjemnym. Gdzie nic nie widać i oddycha się naprawdę ciężko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 51
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Gdy pochłonął ją dym z każdej strony, zasłaniając jej otoczenie i odcinając wszelkie światło oprócz tego, które same wytwarzały jej twory, a także nie została zaatakowana, tak jak to przewidywała, zasiał się w niej niepokój, rosnący z każdą sekundą wykładniczo o tą pozorną odrobinę stanowiącą prawdziwą siłę. To wystarczyło jednak, by poczęła tracić orientacje z początku, a przez to swoją arogancką pewność siebie... Nie panowała nad tym wszystkim, tak jak myślała od samego początku, że wszystko może zrobić od tak bez żadnych przeszkód jedną myślą, co wzbudziło w niej dość naturalne instynkty i systemy obronne, zakopane w każdej podświadomości. Zaczęła się dusić, a kaszel tylko raz za razem palił jej drogi oddechowe, powiadamiając ją że jest to wszystko dość prawdziwe... Łzy pociekły z jej niebieskich oczu.
 
- Ty nie możesz mi nic zrobić! - rzuciła oskarżycielko, a jej głos nienaturalnie było słychać z każdej ze stron. Nie tylko od niej jak powinno być z podstawowymi zasadami fizyki. - Jesteś tylko snem... - powiedziała to tak, jakby innej możliwości nie brała zupełnie pod uwagę. - Zjawą podlegającej mojej woli. Jesteś niczym - podkreśliła ostatnie słowo zła, co było dość jadowite. - Można cię wymazać od tak... - głos jednak przeczył temu żeby mogła to zrobić, mimo że się usilnie starała podporządkować go swojej woli, nie mogła tego uczynić. Coś ją blokowało... Zdradzało to bez problemu jej bezradność bezpośrednią do niego, ale było tam coś jeszcze, doskonale wyczuwalne... Ślepa wiara, że mogłaby to naprawdę zrobić, gdyby tylko miała jedną okazje... Załamana obrotem sytuacji że jednak nie może, zaczęła wzbierać w niej niepohamowana złość, niszcząca bezradność, a przez to rodzący się strach i lęk.
 
- Dość tego! - krzyknęła, zbierając całą siłę w sobie, a jej ciało zaczęła okalać fioletowa magia wychodząc z jej ciała z powodu braku miejsca na tak potężną dawkę wzbudzoną emocjami. Powietrze zaczęło również krążyć wokół niej, z pomocą niezrozumiałej siły, tworząc niewielki wir, a gwiazdka którą wcześniej wyczarowała, zakreśliła wielki okrąg, którego ona sama była środkiem. Opadała z każdym następnym okrążeniem, tworząc świetlistą tubę stanowiącą półprzezroczystą przesłonę od tego co się działo wewnątrz...
 
Wiatr wokół niej stale się wzmagał, aż całość urosła do rozmiaru niewielkiego tornada w kształcie rombu, a zewsząd zaczęły bić pioruny zakrzywiające się w jednym kręgu wokół jej tali. Całość rozświetlała się wieloma błyskami, głównie w kolorze fioletu, oznaczającymi że zachodzi tam dość gwałtowna reakcja, w samym środku... Rozległ się cichy pisk, a po tym jeden urwany krzyk, nie bólu. Zwycięstwa... Wszystko zbliżyło się wokół niej w jednej chwili, tworząc pojedynczą kotłującą się kulę tego wszystkiego.
 
- Ja tu rządzę! - Było słychać bardzo wyraźne zdecydowanie w głosie Moniki, a całość wokół niej rozniosła się w formie energetycznej fali uderzeniowej, poprzedzonej uderzeniem wiatru, mającej najprawdopodobniej przegonić cały dym i unieszkodliwić wszystko wokół niej, po prostu to niszcząc, usuwając ze swej drogi z pomocą nieuformowanej surowej magii w formie błyskawic.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czułem jak tracę kontrolę nad swoim dymem. Coś było nie tak. Ta kobieta uwolniła duże ilości jakiejś nieznanej mi magii. Utrzymywanie dalej dymu w tamtym miejscu kosztowałoby mnie duże ilości energii. Postanowiłem, więc uwolnić chmurę spod mojej magii. Gdy to zrobiłem chmura momentalnie się rozwiała. Dobrze teraz musiałem przemyśleć sytuacje na spokojnie. Podrapałem się delikatnie kopytem po głowie. Zastanawiałem się nad tym, co powiedziała. Czy ona nazwała mnie snem? Przecież jestem prawdziwy. Jednak to by wyjaśniało jej początkową reakcje na mój widok. Dlaczego uważa, że to jest sen? Czy jestem pierwszym kucykiem, którego zobaczyła? Więcej pytań niż odpowiedzi się teraz pojawiało. Może zupełnie oszalała lub w ten sposób próbuje mnie wybawić z kryjówki?

 

Zresztą dalsze przebywanie w ukryciu nie miało sensu. Wcześniej czy później zaatakuje ten dym, w którym przebywam. Domyśli się, że tu jestem i albo go rozwieje jak chmurę, w której ją uwięziłem albo wykurzy jakimś innym zaklęciem. Chyba trzeba jej pokazać jak bardzo rzeczywisty jestem. Zanim całkiem zmysły jej się pomieszają. Dym, w którym stałem zaczął się rozwiewać. Teraz byłem tam ja i kawałki mojej dawnej areny, które wciąż unosiły się w powietrzu. Dysk, na którym stałem podleciał trochę wyżej. Jednak nie zbliżałem się do mojej przeciwniczki.

-Zapewniam cię, że to nie jest sen. A ja jestem całkowicie realny tak samo jak ty. Naprawdę toczysz w tej chwili ze mną pojedynek. Ale może moje kolejne zaklęcie pozwoli mi rozwiać twoje wątpliwości. -Powiedziałem z chytrym uśmiechem.

 

Mój róg otoczyła czerwona aura. I nagle na arenie pojawiły się płomienie. Wszystkie przyjęły kształt koła. W rezultacie powstały cztery niewielkie ogniste okręgi. Wszystkie zaczęły rozstawiać się w różnych miejscach. Dwa okręgi pojawiły się po lewej i prawej stronie mojej przeciwniczki. Kolejne pojawiły się pod nią i nad nią. Jednak te nie stały blisko. Dzieliła je odległość trzech metrów od mojej przeciwniczki. Więc ta miała swobodę ruchu. Okręgi stały w miejscu nie ruszając się. Co ciekawe ich wnętrze nie płonęło. Można było odnieść wrażenie, że te są puste. Za kręgami zaczął zlatywać się okoliczny piasek. Wyglądało to tak jakby te okręgi przyciągały go niczym magnes. Piasku było coraz więcej. Gdy było go już dość dużo. Ziarna piasku z ogromną prędkością zaczęły przelatywać przez środek obręczy. Każde ziarno piasku, które przeleciało przez krąg zmieniało się momentalnie w szkło. Można się było łatwo domyślić, że temperatura w tych kręgach do małych nie należy. Gdy wszystkie ziarna piasku wleciały w każdą obręcz. Szklane ziarna zaczęły wylatywać z ogromną prędkością z każdej obręczy w tym samym czasie prosto na moją przeciwniczkę. Wyglądało to tak jakby leciał na nią szklany deszcz z każdej strony. Wiedziałem, że to jej nie zabije. Ale zranić i nieco osłabić już mogło.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mrugnęła, widząc szklane pociski nadlatujące z każdej strony, tak samo reagowała na otaczający ją ogień, zebrany w czterech okręgach. Nie bała się już i nie próbowała robić uniku, czy się bronić w inny sposób. Nie miała prawa czegoś się tu bać, skoro wszystko było tylko wytworem jej umysłu - przynajmniej w jej założeniu, to co mogło zrobić jej krzywdę w takim razie, jak sama nie skrzywdzi z przyczyn moralnych, a może raczej niechęci, by to zrobić. To byłoby w swojej istocie złe, zrobić to z własnej woli, a koszmarem to nie było. Przynajmniej na razie. Większość toczyło się po jej myśli, tak czy inaczej. Widziała go... Tego właśnie chciała, a dym jej to uniemożliwiał.
 
Otaczająca ją aura urosła i pozwoliła bez żadnego ale, spróbować się dotknąć tym twardym kroplą, jednak wszystko obeszło się bez żadnego pozytywnego rezultatu... Krzem, tak jakby spalał się w jej pobliżu, zanim zdążył dolecieć do jej ciała i jego resztki, w postaci drobnego pyłu, unosiły się wyżej dzięki rozgrzanemu powietrzu wokół niej i były rozwiewane dalej przez niezależne jej wiatry. Od jej stóp rozeszła się drobna fala kolista mająca przegnać ogień wokół niej.
 
- Nie? - spytała z głupią miną. - W rzeczywistości tak nie umiem. Nic nie umiem z tego, co zrobiła odkąd się tu pojawiła, więc jak to jest możliwe? Musi być to sen... Chciałam, by stało się właśnie tak, a nie inaczej - rzuciła wątkiem logicznym dla niej i jedynym prawdziwym. Tylko czy prawda nie mogła stać po obu stronach barykady, bo może być inna z różnych punktów widzenia? Czy jednak całość mogła być o wiele bardziej skomplikowana, niż się dziewczynie wydawało, bo nie mogła wiedzieć wszystkiego. Została tutaj sprowadzona sama i tak naprawdę nie wiedziała dlaczego. Po prostu to się stało i nie myślała więcej na ten temat, chcąc się bawić.
 
- Patrz... - mruknęła zamykając oczy, a powietrze wokół niej zaczęło się rozgrzewać w kręgu i zwiększać swoje ciśnienie, przez co gaz zaczął falować zakrzywiając tym światło bijące od niej... Przeleciała w nim parokrotnie błyskawica, zmieniając jego barwę na opalizujący fiolet. Wydawało się w tej chwili prześwitującym ciałem stałym. Spojrzała na niego spode łba. - A teraz łap - rzuciła wykonując otwartą ręką ruch w jego kierunku czym przerwała krąg wokół siebie że jeden prosty pocisk sunął zygzakiem w jego kierunku. Zamknęła pięść kształtując głowicę pocisku na łeb smoka z otwartą paszczą pełną zębów, bo tego właśnie chciała, by rozgrzana plazma znowu na niego leciała w tak fantastycznej postaci, nadanej tylko dla kiczu i po nic więcej. Równie dobrze mogłoby go to uderzyć w formie wstęgi. Też byłoby dobrze.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny atak na nic się zdał z tego, co zauważyłem. Czego bym nie zrobił nie jestem w stanie jej dosięgnąć. Na dodatek miesza mi w głowie swoimi słowami. Nie rozumiem. Nie potrafi tak, na co dzień? To jest dziwne. Zaklęcia, których używa. Nie są na poziomie amatora. Musiała poświęcić większość swego życia by się ich nauczyć. Dobrze teraz nie czas na rozmyślanie nad takimi rzeczami. Zwłaszcza w środku pojedynku. Jak na razie najlepiej sprawdził się dym. Co prawda zdołała się od niego uwolnić. Ale w przeciwieństwie do innych moich zaklęć zdołał się do niej zbliżyć. Nie było sensu by dalej utrzymywać te obręcze. Szkoda energii. I tak na nic się na razie zdadzą. Przestałem przekazywać do nich energie a te momentalnie zniknęły.

 

Moje oczy teraz zwróciły się ku głowie smoka, która się do mnie zbliżała. Nie miałem ochoty tym oberwać. Ostatni podobny jej atak skończył się zniszczeniem areny. Trzeba było zejść z drogi temu czemuś. Gdy pocisk był już niemal przy mnie. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A moje ciało otoczyły płomienie. Momentalnie zniknąłem z dysku, na którym stałem a chmura ognia, która ukształtowała na powrót moje ciało pojawiła się na jednym z kawałków mojej dawnej areny, którą jeszcze nie tak dawno temu stworzyłem. Z dala od tego ataku, który leciał w stronę dysku, na którym niedawno stałem. Teraz trzeba było przystąpić do działania. Sądzę, że kawałki mojej areny dobrze mi się w tym przysłużą.

 

Miałem szczęście, że moja przeciwniczka nie zmieniła swojej pozycji i dalej stała w tym samym miejscu. To mi znacznie ułatwi robotę. Ponownie mój róg stanął w czerwieni. A kawałki mojej areny, które do tej pory unosiły się w powietrzu chaotycznie zaczęły wzlatywać coraz wyżej. Wszystkie oprócz tego, na którym stałem. Zbliżały się na wysokość mojej przeciwniczki. Otaczając ją ze wszystkich stron. Teraz trzeba było przystąpić do kolejnej części zabawy. Zacząłem powoli zwiększać coraz bardziej temperaturę tych odłamków, które ją otaczały. Powinna wkrótce poczuć jak temperatura wokół niej zwiększa się z każdą chwilą. Ciekawe czy spodoba jej się ta sauna?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika otoczona kolejnymi fragmentami skalnymi, nadal wisiała swobodnie w powietrzu jak gdyby nigdy nic, patrząc na kuca z wyraźną kpiną w swoich oczach, że to coś może mu pomóc choć odrobinę, aż któryś z kamieni nie zasłonił jej go, przerywając tym kontakt wzrokowy. Spojrzała wtedy na swe ręce. Lewa była zupełnie pusta - zaciśnięta w pięść będącą oznaką walki. W drugiej, trzymała tą swoją krótką słoneczno~księżycową włócznie, którą zaraz po tym przypięła sobie do pasa, jako że nie chciała bawić się światłem. Teraz było jej to zbędne.
 
Nie myślała długo nad tym co powinna zrobić, czując coraz wyższą temperaturę. Kropla potu spłynęła z jej czoła, którą natychmiast starła rękawem. Znowu postanowiła zagrać swoją siłą i pomysłowością. Mogłaby się wprawdzie teleportować, przemieścić fazowo, czy nawet przejść przez jakiś plan równoległy, tworzący całą rzeczywistość, według jej wyobrażenia. Tylko po co miała uciekać, skoro myślała że nic nie może jej zatrzymać, a zwłaszcza materia, której można się szybko pozbyć, od tak.
 
Podniosła lewą rękę, otwierając ją, by spiralnie zaczęła się tam zbierać skroplony azot, podsycony działaniem jej magii, tworząc tam niewielką, stale rosnącą kulkę. Ochłodziło to odrobinę panującą atmosferę na tyle, by poczuła skraplające się krople spływające wzdłuż jej kręgosłupa, powodując dość nieprzyjemne dreszcze, na które nie zareagowała będąc maksymalnie skupiona. W tamtej chwili chciała wykorzystać to samo zjawisko, które wykorzystała do zniszczenia areny, lecz teraz trochę inaczej...
 
Gdy stwierdziła że ma dość, by wykonać ruch zera absolutnego w mniejszej skali. Posłała kulkę mającą ochłodzić kamienie lodowym promieniem, by zwiększyć ich kruchość parokrotnie przez zatrzymanie w nich ruchu atomów. Wtedy mogła przystąpić do prawdziwej roboty, którą zaplanowała. Rozpostarła szeroko swe ramiona, w rękach zbierając dwa potężne ładunki powietrza na ich powierzchni, o wiele wyższym ciśnieniu niż to które ją otaczało. Klasnęła w dłonie wywołując pojedynczą falę uderzeniową, która rozniosła się dookolnie. Miała nadzieję że to zmiecie te wszystkie skały sprzed jej oczu rozwalając je w drobny pył, który następnie porwie wiatr.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie podobał mi się ten wzrok, który mi posłała. Byłem jednak ciekawy jak jej się podoba ciepłe przyjęcie, które dla niej stworzyłem. Coraz bardziej zwiększałem temperaturę tych kamieni. Zaprzestanę to robić, gdy uznam, że jest już wystarczająco wyczerpana. Jednak coś było nie tak. Traciłem panowanie nad pułapką, którą dla niej zorganizowałem. Mógł być tylko jeden powód takiego zjawiska. Moje przypuszczenia szybko się potwierdziły, gdy moje skały momentalnie się rozwaliły na pył. Władała bardzo destrukcyjnymi zaklęciami. Nie miałem ochoty by którymś mnie zaatakowała. Trzeba było jej zablokować taką możliwość i zrobić wszystko by skupiła się tylko na obronie. Przed szkłem się obroniła. Więc może damy jej nieco większe i twardsze cele. Przy okazji sprawdzimy jak bardzo zwinna jest. Pomyślałem posyłając jej chytry uśmiech.

 

Mój róg znów otoczyła czerwona aura a przede mną utworzył się ognisty krąg. Był niemal taki sam jak te, które do niedawna otaczały moją przeciwniczkę. Była tylko jedna różnica. Ten był utworzony z zielonego płomienia. Takiego samego jak mój strażnik. Przyszedł czas na kolejną część. Przede mną utworzyła się czerwona kula energii. Była niemal przy płonącym kręgu. Na dodatek była znacznie mniejsza niż ostatnie kule, które tworzyłem. Bo ta wielkością przypominała piłkę nożną. Momentalnie jej struktura zaczęła się zmieniać. Na skałę magmową. Gdy już była gotowa rzuciłem nią z dużą siłą w środek płonącego kręgu. Ta momentalnie stanęła w zielonym płomieniu i leciała prosto w moją przeciwniczkę. Jednak ja sam nie spoczywałem na laurach tworzyłem kolejne kamienne piłki, które posyłałem w ślad za tą pierwszą. Byłem ciekawy czy zdoła się obronić przed wszystkimi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacisnęła mocno pięści, wpuszczając w nie swoją magię, by je rozgrzać po zastosowaniu ostatniego ataku opartego o zamrażanie do ultra niskich temperatur i być jednocześnie przygotowaną na niespodziewane zagrywki ze strony jednorożca. Jej lewa ręka nadal była dość drętwa, ale to jej jakoś specjalnie nie przeszkadzało ~ przynajmniej tak chciała uważać i lekceważyła to twierdząc że da sobie jakoś radę, tak czy inaczej. Wiedziała że teraz nie może spocząć. Nie gdy nie może doprowadzić do kontaktu na bliski dystans i go pokonać właśnie wtedy... Nic innego dla niej nie miało w tej chwili większego znaczenia. Miała dość walki na dystans, gdzie nikt nie może zdobyć przewagi, potrzebnej do ostatecznego zwycięstwa. Ruszyła się błyskawicznie, wybijając od podłoża, które nie istniało pod jej stopami i leciała wprost na ogniste kule, a właściwie przez niej nie urywając celu swojej podróży.
 
Zbliżając się do nich i zbierała w swych rękach krótkie i mocne ładunki powietrza, które następnie wystrzeliwała pojedynczo w pociski przeciwnika wprawiając je w ruch obrotowy i tym odchylając delikatnie ich tory lotu, a to w prawo, bądź też w lewo zsuwając je sobie z drogi, od tak wymijając je dość sprawnie po kolei. Ciepły prąd za nimi, rozgrzał jej dłoń, pobudzając jej krążenie i tak wróciła do pełnej sprawności... Za to mogłaby mu podziękować, bo jej pomógł, co prawda nieumyślnie, ale mimo wszystko spełnił dobry uczynek względem niej.
 
Przez tarcie powietrza wokół niej, wywołanym oddziaływaniami pomiędzy ciepłymi i zimnymi frontami, co było konsekwencją zastosowania przez nią tej taktyki. Na jej nadgarstkach zaczęły się zbierać ładunki elektryczne w formie bransolet zbudowanych z czystych błyskawic. To miał być jej as z rękawa na walkę z bliska wykorzystany zaraz...
 
Gdy znalazła się sto metrów od niego, zmieniła swoją trajektorię, wychodząc z pola obstrzału tanecznym piruetem, który tak lubiła robić. Zanim zdążyła się dobrze zatrzymać, już wskazywała na niego swoimi dłońmi w formie pistoletów, tak jakby strzelając właśnie w niego. Po jej dwóch palcach, co stanowiły właśnie symboliczne lufy, przeszły spiralnie pioruny, lecąc bez ogródek w kuca. Z jej ust słychać było wyraźne "PAF" powtórzone dwa razy, mające naśladować dźwięki wystrzałów z prawdziwej broni. Nie wyszło jej to jednak za bardzo, tak jakby tego chciała.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Ciskałem w nią kolejnymi kamieniami. A nie mogłem trafić. Co to ma znaczyć? Szkło nawet jej nie tknęło. Wielkie kamienne pociski. Nie są w stanie jej trafić. Jak ona to robi? Najbardziej mnie martwiło to, że coraz bardziej się do mnie zbliżała. Co ona chciała zrobić? W moich oczach pojawiła się bezradność, gdy zobaczyłem lecące ku mnie pioruny. Nie miałem czasu by wykonać jakikolwiek czar obrony. Zbyt bardzo się do mnie zbliżyła. Odruchowo cofnąłem się. Zapominając, że stoję na niewielkim dysku. Po prostu z niego spadłem.

 

Spadając powoli w przepaść zastanawiałem się nad swoją głupotą. Jak mogłem zrobić tak głupi błąd i samemu spaść? Uniknąłem, co prawda piorunu. Ale czy teraz było lepiej? Mogłem stworzyć kolejny dysk. Ale ta ponownie by mnie z niego strąciła. Chyba nie mam, co liczyć na pojedynek na twardym gruncie. Będę musiał użyć innego zaklęcia, za którym nie przepadałem. Była to prosta sprawa. Byłem jednorożcem. A nie jakimś pegazem by latać. Jednak przy użyciu odpowiednich zaklęć mogłem to zmienić. Niestety latanie nie należało do rzeczy, które były dla mnie szczególnie przyjemne. No nic nie mam raczej innego wyjścia.

 

Zamknąłem spokojnie oczy. O ile można zachować spokój w takiej sytuacji. Mój róg zaczęła otaczać czerwona aura. Na moim grzbiecie zaczęły powstawać dwa wielkie ogniste skrzydła. Bardzo podobne były kształtem do wielkich skrzydeł nietoperza. Machnąłem nimi natychmiast z wielką siłą i momentalnie przestałem spadać. Odetchnąłem z ulgą i lekko przetarłem kopytem czoło. Spojrzałem na dwa skrzydła, które stworzyłem. Nie należały do wygodnych, ale co zrobić? Nie potrafię chodzić po powietrzu. Ponownie użyłem zielonego ognia do ich utworzenia. Mogłem stworzyć je również ze zwykłego. Ale nie bardzo chciałem by ta oblała mi grzbiet jakimś zaklęciem wody i sprawiła by skrzydła zniknęły. Dobrze skoro uratowałem się przed upadkiem. Przyszedł czas na atak.

 

Spojrzałem gniewnie na moją przeciwniczkę. Nie podobało mi się, że zmusiła mnie do użycia tego zaklęcia. Nie lubiłem go po prostu. Zawsze wolałem twardy grunt niż walkę w powietrzu. Dobrze skoro chce walki destrukcyjnej i bardziej kontaktowej to jej dostanie. To zaklęcie jest dość ryzykowne. Sam odczuje jego skutki. Pomimo że była to moja magia. To tej energii będzie dla mnie zbyt wiele. Na pewno na chwilę mnie ogłuszy, zdezorientuje i przypali mi sierść. Ale czasem trzeba zaryzykować. Mój róg otoczyła czerwona aura. A nad rogiem utworzyła się wielka czerwona kula. Lecz tym razem ta stanęła w tradycyjnym ogniu zamiast zmieniać się w kamień jak ostatnio. Co ciekawe nie wypuszczałem jej z nad rogu w powietrze jak zawsze to robiłem do tej pory. Cały czas była nad moim rogiem. Zacząłem lecieć z wielką szybkością prosto w stronę mojej przeciwniczki z tą płonącą kulą nad rogiem zaciskając zęby wściekle i marszcząc gniewnie brwi. A z wnętrza kuli zaczęły wydostawać się potężne promienie światła. Wyglądało to tak jakbym ciągnął miniaturowe słońce ze sobą. Kula była wyjątkowo niestabilna. Gdy już zbliżyłem się na taką samą odległość jak moja przeciwniczka do mnie ostatnio. Kula momentalnie uwolniła całą swą energię tworząc potężną eksplozje światła.

 

Wybuch uwolnił takie ilości światła, że miałem nadzieje, że chociaż one na jakiś czas oślepi moją przeciwniczkę. Jednak bardziej liczyłem na to, że gorąca fala, która również uwolniła się przy eksplozji ją dosięgnie i choć lekko przypiecze. W powietrzu jeszcze unosiły się resztki kuli. Które teraz wyglądały jak niewielkie płomienie pomału lecące ku ziemi. Ja sam byłem zdany chwilowo na łaskę wiatru. Siła eksplozji odrzuciła mnie z ogromną siłą. Nie byłem nawet w stanie otworzyć oczu i byłem trochę zdezorientowany. Więc nawet chwilowo ledwo byłem w stanie utrzymywać skrzydła, które stworzyłem. Czułem tylko smród swojej przypalonej sierści. Wiedziałem jednak, że niedługo dojdę do siebie. Było to jednak bardzo ryzykowne z mojej strony. Nie widziałem czy zdołałem trafić przeciwniczkę. Jeśli się nie udało jej nic zrobić. Będę chwilowo na jej łasce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypuściła ze świstem zawartość płuc, stojąc pewnie w powietrzu, oparta o własne kolana. Odpoczywała moment po tej błyskawicznej przygodzie, jak po ciężkim biegu na 1000 metrów, którym co roku katowali ją w szkole. Lepiej być nie mogło... Czuła że poziom jej adrenaliny wzrósł po raz kolejny wciągu tej walki i miała nadzieję że jeszcze podskoczy. Cały czas miała to uczucie na całym ciele, że jeszcze okala ją powietrze, muska delikatnie jej twarz na przemian zimnym i ciepłym strumieniem. Falują jej włosy na gwałtownym wietrze, gdy mijają ją kolejne pociski ze świstem... To było cudowne odczucie, które mogłaby tylko porównać ze skokiem na spadochronie, którego nigdy nie wykonała. Nie miała okazji, a może raczej się bała, woląc pozostać przy bezpiecznym papierze i ołówku, mogącym wszystko jej zastąpić, bez żadnych konsekwencji...
 
- Blisko było... - mruknęła zadowolona, że go strąciła z tego jego dysku i spadał sobie swobodnie w dół ku twardej ziemi. Na jego miejscu, zasłoniłaby się jednym z kamieni przed tymi dwoma błyskawicami i wykonała jakiś efektowny kontratak z bliska, również z ich pomocą. To byłoby dość skuteczne zagranie, jako że nie byłaby wstanie rozbić takiej masy samą aurą, jak było to możliwe w przypadku szklanych kropel... Ze zmianą ich kursu też byłby problem, jako że nie miała skoncentrowanego żadnego ładunku powietrznego w swoich dłoniach. Była odsłonięta. a jednak się jej bał. "Aż tak zdążyłam mu za skórę zajść? Dlaczego nie jest odważniejszy... Dlaczego stworzyłam go właśnie takim?" - przeszło jej przez myśl.
 
Uważnie śledziła jego poczynania, jednocześnie wystawiając rękę w stronę pozostałości po tym na czym latał. Skupiła mały ładunek gorącej plazmy i strzeliła rozwalając całą platformę na małe kamienie, które rozeszły się we wszystkich kierunkach. Zmrużyła oczy, chichrając się na to co zrobił. Nie spodziewała się tego zupełnie po samej sobie... Już szybciej liczyła na silniki odrzutowe w kopytach, co byłoby prostsze, tak jak u Ironmena...
- Kucyk o nietoperzowych skrzydłach, zbudowanych z ognia? - zapytała kręcąc głową, nie wierząc w to co widzi... - Istny demon, a nie koń... - dodała ciszej, przewracając demonstracyjnie oczyma, by je zamknąć chichocząc delikatnie dalej, próbując przestać. - Nie wiedziałam że jestem aż tak kreatywnie stuknięta... - dodała na głos rozkładając ręce czekając na to co zrobi. Zbierał się w nich potężna magia, która zaczęła okalać całe jej ciało.
 
- Kaioken Goku zsyntetyzowany z final explosion Vegety? To nareszcie jest moc ognia... - rzekła pod nosem podekscytowana, patrząc się na to co dokładnie robi. Było to dość ciekawe zagranie z jego strony... Instynktownie przeszła na prawo przejściem przez fazę, by nie stać w najsilniejszym miejscu eksplozji według efektu Dopplera. Wyciągnęła tam ręce próbując zatrzymać falę ognia, tak jak to się dzieję w prawie każdym anime. Chciała tego dokonać, lecz niedługo później zaczęły się wątpliwości. Poczuła jak jej ręce zagłębiają się w płomieniach, które zaczynają ją pochłaniać. Przestraszyła się, zaczynając wyrywać się z tej plasteliny... Nie dała rady, gdy odrzuciło ją do tyłu. Poczuła swąd przypalonych końcówek własnych włosów, które czekała wizyta u fryzjera... Przeliczyła się z tym...
 
Samoistnie przeniosła się fazowo daleko za siebie, niestety z otaczającymi ją płomieniami na ubraniu. Szybko zgasły, wyciągnięte z ogniska i potraktowane silnym podmuchem powietrza przez nią samą, by się ugasić. Zyskała parę dodatkowych sekund zanim dojdzie do powtórnej konfrontacji między nią, a tym żywiołem. Mogła wybierać między różnymi wariantami, ale nie miała na to czasu. Musiała postawić na pełną prostotę. Jej palce przecięły powietrze, otwierając drogę do planu wody, który zaczął wylewać się jak wodospad lecąc w dół. Mogła go kontrolować i tak też zrobiła, otaczając się wodną tarczą w kształcie kuli wykonując koliste ruchy rękami kształtując ją według własnego upodobania... Miała nadzieję że to ją ochroni przed tym gorącem...
 
Niestety na myśl jej nie przyszło, by zająć się swoim poprzednim tworem i jej poprzednie myśli poszły w ruch, co do niego... Miała być czarna dziura wciągająca wszystko, której powstanie nie zostało zupełnie zdefiniowane, a także dokładnie kiedy ma się to stać... Tak się więc stało przy reakcji między kręgiem runicznym otaczającym małe słońce, a ognistą falą wykonaną przez jednorożca. Złote kręgi i runy elfickie zmieniły się w popiół, by prysnąć i zapaść się w grawitacji małego słoneczka, które zaczęło najpierw się rozrastać i czerwienieć, by zmniejszyć się do rozmiaru szpilki i z czernieć zupełnie, zakrzywiając światło wokół siebie... Wszystko zaczęło być gwałtowanie wciągane, bez żadnej kontroli ze strony Moniki... Czy to płomienie, czy też woda, która wypływała przez rozcięcie w rzeczywistości. Wszystko działo się samoistnie pod wpływem siły grawitacji.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli zaczynałem dochodzić do siebie. Co ciekawe najwyraźniej niczym nie oberwałem. Chyba moja przeciwniczka również została trafiona tą eksplozją. Miałem tylko nadzieje, że nie przesadziłem. Nie chciałem jej zrobić jakiejś poważnej krzywdy. Zacząłem powoli otwierać oczy. Obraz był trochę rozmazany i wciąż szumiało mi w uszach. Jednak zaczynałem już wracać do siebie. Dobrze trzeba przejść do kolejnego ataku zanim ona... Nagle uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Obróciłem się machając mocno skrzydłami i wtedy zrozumiałem, co się dzieje. Moja przeciwniczka znów zaatakowała, ale w zupełnie inny sposób niż zwykle. Coś wciągało wszystko wokół. I teraz najwyraźniej przyszła kolej na mnie. Czułem jak powoli lecę w stronę tego niespotykanego zjawiska.

 

Nie podobało mi się to ani trochę. Co ona znowu wymyśliła? Chce mnie wysłać do jakiegoś innego wymiaru? Nie bardzo mi to odpowiada. Zapewne tam miałaby niesamowitą przewagę nade mną. Niema mowy nie dam się wciągnąć temu czemuś. Zacząłem z całej siły machać skrzydłami by nie wpaść do tego dziwnego punktu. Na moim pyszczku pojawił się pot. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. Jednak mimo wszystko nie byłem w stanie uciec. Co gorsza zamiast się oddalać tylko się zbliżałem jeszcze bardziej. To coś miało więcej siły niż ja. Ta walka była z góry skazana na porażkę.

 

Zacząłem zastanawiać się nad sposobami ucieczki. Atak na to coś nie miał sensu. To wchłaniało wszystko nawet mój ogień. Więc jakie zaklęcie by mogło temu czemuś zagrozić? Musiałem uciekać. Mogłem jeszcze się teleportować. Ale gdzie? To wszystko wciągało. Nie było tu bezpiecznego miejsca. Nawet, jeśli otoczę się polem siłowym lub kamienną ścianą. Nie zdoła mnie to raczej uchronić. Została tylko jedna możliwość. Kolejne dość nie miłe zaklęcie. Być może, gdy to zrobię uzna, że uciekłem i przerwie ten atak. A wtedy ja zaatakuje. Zanim zacząłem jeszcze krzyknąłem do mojej przeciwniczki.

- Wybacz, ale nie skorzystam z wyprawy do tego miejsca!

 

Mój róg otoczyła czerwona aura. Oby się powiodło to zaklęcie miało limit czasowy. Po kilku minutach automatycznie samo się przerwie. Jeśli to się nie uda może być kiepsko. Nagle całe moje ciał stanęło w ogniu. To była pierwsza część. Teraz przyszedł czas na resztę. Nagle przede mną utworzył się płomienny krąg. Jednak różnił się od tych, które do tej pory tworzyłem. Teraz jego wnętrze nie było puste a pokryte ogniem. Natychmiast moje ciało wpadło do środka. A krąg wraz ze mną zniknął z areny. Nigdzie nie można było mnie zobaczyć. W pewnym sensie na kilka minut przestałem istnieć. Zjednoczyłem się z ognistym kręgiem zmieniając swoje ciało w ogień. Gdy nie było już nikogo, kto by go dalej utrzymywał. Krąg automatycznie zniknął zabierając mnie ze sobą. Jednak nie mogłem pozostawać tak zjednoczony z ogniem wiecznie. Po kilku minutach musiałem tu wrócić. Gdy limit minął automatycznie na arenie pojawił się ponownie krąg, z którego wyskoczyłem lekko zamroczony. Już nie stałem w płomieniach. Zostały tylko moje skrzydła. Zacząłem się rozglądać po arenie patrząc czy mój manewr odniósł jakieś rezultaty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika trzymała gestem dłoni parującą wodną bańkę, podziwiając spektakl świateł, dziejący się na zewnątrz, pochodzących od liżących wodę płomieni, od których już wolała trzymać się z daleka na ten moment, czekając aż przejdzie to wszystko i się na reszcie skończy. Jej bluza miała po nadpalane głównie rękawy aż do łokci, a spodnie posiadały wypalone spore dziury w okolicach kolan. O dziwo... Nie miała jakichś poparzeń. Czuła ukłucia w tych miejscach, ale nie był to jakiś straszny ból, którego po tym wszystkim można było się spodziewać. Jej ciało nie było boleśnie zwęglone, ani nawet zaczerwienione. Nie widać było efektów, oprócz jej reakcji w postaci ucieczki i tej tarczy... Najadła się strachu, ale nie bardzo wiedziała z jakiego to powodu, nie dała sobie rady. Nie wiedziała, co zrobiła źle... Bardzo chciała zatrzymać tą kulę, aż ją wygasi gołymi rękami, jak jakiś super bohater.
 
Nagle zaczęło się dziać coś niespodziewanego... Jej kula zaczęła tracić centrum, które jej sama dawała... Zaczęła uciekać do góry, pod kątem, czego w ogóle nie planowała. Nie na tym polegał jego atak... Zacisnęła mocniej pieści wywierając dodatkowy nacisk na tamtą część, ale im bardziej się starała ją utrzymać, tym gorzej jej to wychodziło. Cały ogień wokół niej dziwnie się zachował. Został wciągnięty przez coś, czego tam nie było, jak odkurzacz. Dopiero po chwili się zorientowała, że jednak coś tam zrobiła sporo wcześniej, ale wtedy miało zupełnie inną formę... Jej oczy się powiększyły, gdy zorientowała się o co może biegać. Że myślała na ten temat, żeby dokładnie to zrobić.
 
- O nie, co ja zrobiłam? - spytała się sama siebie, nerwowo zagryzając dolną wargę... - Nie tak miało być! - rzuciła zła, pozwalając bańce się złożyć i wciągnąć ruchem spiralnym czarnej dziurze. Teraz mogła określić że się już porusza w jej kierunku. Próbowała zapierać się nogami o powietrze, ale ta siła było za duża... Jej umysł domagał się zupełnie, innego rozwiązania. Rozglądała się nerwowo. Strzeliła palcami i sobie pomyślała: "Muszę się tego pozbyć... Tylko jak?" Po chwili klasnęła w dłonie, następnie je otwierała powoli. Stworzyła okrągłe lustro, powiększające się, gdy coraz bardziej oddalała ręce od siebie, zaciśnięte właśnie na plastikowej, białej ramie. Szybko się zorientowała że identyczne miała u siebie w łazience. Obróciła je do siebie i spojrzała w nie...
 
- Jak ja wyglądam... - jęknęła widząc swoje, osmolone oblicze... Dotknęła palcem powierzchni lustra. Zafalowało dokładnie tak jak tego oczekiwała. Szybko zabrała palec, mrożąc oczy. Teraz musiała wierzyć, że jej plan się uda. Nie mogła mieć w sobie krzty zwątpienia... Jej twarz przybrała zacięty wyraz, pełen determinacji. Musiało się udać, albo... Nie wiedziała nawet jakby mogła skończyć sama to zdania. Co ją mogło czekać po drugiej stronie. Mogła być to rzeczywistość... Wolała jednak nie ryzykować i nie sprawdzać.
 
Nie miała czasu, by użalać się nad sobą, gdy skierowała lustro w stronę osobliwości i zaczęła lecieć coraz to szybciej w jej kierunku, zasłaniając siebie samą wcześniej wspomnianym lustrem. Zamknęła oczy przed samym domniemanym zderzeniem, które miało w jej odczuciu nastąpić za całe wieki. Czuła jak siła grawitacji była coraz większa, gdy nagle coś się zmieniło... Cóż zniknęło. Leciała dalej, lecz szybko zaczęła opadać i jej lot przeszedł w to coraz ostrzejszą parabole. Rozbiła obiekt zapewniając sobie kolejne 7 lat pecha, którego to kawałki poleciały z brzdękiem w dół szybko znikając jej z oczu... Dopiero w tamtej chwili mogła skupić się na przeciwniku, gdy sama była bezpieczna. Wykonała salto do tyłu, biorąc oparcie w powietrzu, które je otaczało że pod stopami miała je jakby gęstości betonu, a mimo wszystko nie było widać na czym stoi.
 
Panowała niezwykła cisza i pustka wokół niej. Pod jej stopami rozciągały się cztery szczyty, a do jej uszu docierał tylko powiew naturalnego wiatru. Rozejrzała się gwałtownie, szukając swojego przeciwnika. W tej chwili miała dwie opcje przed sobą. Wpadł do czarnej dziury i zginą, ale biorąc ten wariant myślała że na tym się skończy przebudzeniem, a mimo wszystko nadal tu była, więc pojedynek nie dobiegł końca, albo nadal jest gdzieś tu i ona go po prostu nie widzi, zanim nie zaatakuje... Musiała działać...
 
Odpięła kostur od boku, zaciskając go w dłoni i wpompowując w niego magię że jego grot rozbłysł dość jasnym światłem... Następnie na jego czubku zaczęły formować się kolejne gwiazdki w dwóch kolorach. Jedne były śnieżnobiałe, a drugie żółte, a było ich dokładnie po równo, gdy wkroczyły na orbitę wokół jej talii. Znajdowało się ich tam dokładnie dwanaście. Na tym nie skończyła swojego ruchu. Schowała tylko to narzędzie i wstawiła ręce przed siebie zbierając w nich swoją magię, by dalej kształtować to co ma. Zacisnęła pięści, a wokół nich była skupiona jej magia w postaci energetycznych kul. Kolejno gwiazdki zaczęły krążyć wokół jej nadgarstków zmieniając jej kolor aury z fioletowej na złotą z pewną domieszką białego. W tedy mogła zacząć czekać na jego ruch, nie dostrzegając go... 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozglądałem się po arenie szukając tego dziwnego zjawiska. Jednak nie czułem, aby coś mnie dalej wciągało. Mój fortel się najwyraźniej powiódł. Wciąż mnie zastanawiało, co to było za dziwne zaklęcie. Ciekawe, do jakiego wymiaru chciała mnie wysłać. Dobrze nie czas na to. Musiałem się zastanowić, co dalej. Zacząłem się rozglądać za moją przeciwniczką aż w końcu ją zauważyłem. Nie była zbyt daleko ode mnie. Byłem właściwie 2 metry pod nią. Ledwo zdołałem wstrzymać śmiech widząc jak wygląda. Najwyraźniej trochę popsułem jej wygląd. Miło wiedzieć, że nie tylko ja oberwałem moim zaklęciem i nie zrobiłem jej chyba na szczęście poważniejszych obrażeń. Na chwilę spojrzałem na siebie by ocenić swój wygląd po tym wybuchu. Wciąż część mojej sierści była na mnie przypalona. Tak samo jak włosy na grzywie i ogonie. Peleryna też była nieco zniszczona. No i ten zapach spalenizny, który wydobywał się z mojego ciała. Cóż taka cena tego zaklęcia. Ale było warto. Nareszcie czymś ją trafiłem. Teraz muszę pomyśleć, co z nią zrobić dalej. Chyba szykowała dla mnie jakieś kolejne zaklęcie. Nie miło to wyglądało. Ale miałem pewną przewagę. Najwyraźniej mnie nie zauważyła. Zaskoczenie to jedna z najbardziej skutecznych metod walki i zamierzam ją teraz wykorzystać.

 

Dobrze nie mogę dłużej zwlekać. Bo jeśli mnie zauważy stracę moją chwilową przewagę. Tylko, czym by tu ją zaatakować? Potrzebne jest dobre i dość szybkie zaklęcie. Niema sensu robić czegoś wielce skomplikowanego. Przynajmniej na razie. Mocniejsze zaklęcia wykorzystam na bardziej dramatyczną sytuacje. Na moim pyszczku pojawił się chytry uśmiech. Już wiedziałem, co zrobię. Powoli ponownie na moim rogu zbierała się czerwona energia. Teraz przyszedł czas na atak. Gdy zgromadziłem wystarczająco dużo energii. Krzyknąłem nagle w stronę mojej przeciwniczki.

- Stęskniłaś się za mną?! - Powiedziałem to z lekkim uśmiechem i natychmiast posłałem w nią wcześniej zebraną energie w rogu, która przybrała wygląd olbrzymiej fali ognia ta leciała prosto na moją przeciwniczkę. Co ciekawe nie było widać końca tej fali, bo wciąż tworzyłem rogiem kolejne potężne płomienie. Byłem ciekawy czy zdąży w porę zareagować czy może będzie jeszcze bardziej osmolona. To byłoby całkiem zabawne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika słysząc jego niespodziewaną zaczepkę z dołu, zmieniła gwałtownie swą pozycję, wykonując przewrót do przodu parę metrów dalej lądując na miękkim powietrzu... Miała rację że zwiastuje to kolejnym ognistym atakiem z jego strony. Nie było w tym nic, czego nie byłaby wstanie przewidzieć, wiedząc że powtarza się u niego ten sam schemat. A mianowicie ogień i wszystko co jest z nim związane...
 
W samą porę wykonała ten ruch, by przypaliło jej jedynie latające luzem, nie zawiązane sznurówki w jej tenisówkach. Nie zmartwiła się jednak tym ani trochę. Nie miała na to ani trochę czasu... Miłym zaskoczeniem było że nie był to pojedynczy pocisk, tylko cały strumień ognia, który sunął w jej kierunku z jego rogu non stop, nie zatrzymany. Uśmiechnęła się, myśląc że on ma jeden róg, a ona aż dwie dłonie do dyspozycji, z których może korzystać na wiele więcej sposobów niż on, kształtując magię wokół siebie z pomocą własnej wyobraźni... To jej wystarczyło do opracowania planu działania w oparciu o to co ma... O jej gwiazdki i światło.
 
Wystawiła prawą rękę w jego stronę. Wystrzelił z niej pojedynczy, dość zbity strumień światła. Otworzyła dłoń i został on rozciągnięty pół metra od niej, zasłaniając całą jej sylwetkę, przez oddziaływanie białych gwiazdek wokół jej nadgarstka stojących stabilnie w miejscu. To zostało wzmocnione przez trzy pojedyncze wiązki wydobywające się z żółtych, kręcących się po orbicie wokół jej ramienia ze stałą prędkością i przez to kreślących na krańca tego płaskiego stożka kolejne koła. Jego podstawa była nieco zaokrąglona zmniejszając opór z jakim uderzały w nią płomienie, a to wszystko miało za zadanie, rozbić strumień na boki, by ją ominął bez żadnej dla niej szkody...
 
Lewą rękę wystawiła za siebie i zebrało się w niej całkiem sporo magii, która zaczęła się tam gromadzić w postaci kolejnych kul wylatujących z jej pięści. Ułożone były w totalnym nieładzie, a gdy było ich wystarczająco dużo, koło dwudziestu, otworzyła dłoń i wystrzeliły do tyłu lecąc przez moment nie w tym kierunku co trzeba. To była jedynie zmyłka, bo przez chaotyczne ruchy gwiazdek na jej nadgarstku, pociski zmieniły swe tory lotu, by zaatakować boki jednorożca z obydwu flanek tworząc niewielkie implozje przy kontakcie czy to z materią, lub też sobą...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekko zmrużyłem oczy widząc jak moja przeciwniczka uniknęła ognia. Niestety zaskoczenie nie okazało się wystarczająco skuteczne. Na dodatek ta użyła jakiegoś zaklęcia, które rozpraszało mój atak. Jednak nie to mnie najbardziej martwiło. Najwyraźniej drugą ręką wykonała coś, co ma mnie zaatakować. Miałem problem nie mogłem walczyć i się bronić jednocześnie. Nie było już w okolicy moich skał, które mogłyby mnie ochronić. Wszystkie mi zniszczyła. A miałem za mało czasu by stworzyć nowe. Jednak zawsze jest jakieś wyjście. Tylko trzeba je znaleźć. Tak jak właśnie teraz. Rozwiązanie zrodziło się w końcu w mojej głowie.

 

Nie przerywałem ataku. Jednak mój płomień zaczął jakby słabnąć. Nagle przechyliłem głowę nie atakując już mojej przeciwniczki tym ogniem. Moja głowa była tak przechylona, że róg znalazł się przede mną. Dalej z mojego rogu wypuszczałem strumień ognia. Jednak w pewnym momencie zaprzestałem tego. Ogień, który wcześniej opuścił mój róg zaczął zmieniać formę. Przybrał kształty jednorożca. Wyglądał jak mój bliźniak utworzony z ognia. Dobrze teraz mogłem spokojnie znikać z tego nieprzyjemnego miejsca. Mój róg ponownie otoczyło czerwone światło. A te same otoczyło zarówno moje ciało jak i mojego ognistego bliźniaka. Nagle doszło do wielkiego czerwonego błysku. Gdy ten minął. Ja stałem w miejscu gdzie był mój bliźniak a on w miejscu, w którym jeszcze nie dawno byłem ja. Proste zaklęcie podmiany. A jakże potrafi być przydatne.

 

Nie sądziłem by to zmyliło na długo moją przeciwniczkę. Jednak zanim sobie uświadomi, co się stało. Ten jej atak raczej trafi mojego bliźniaka i będzie z głowy. A to mi dało czas na ponowny atak z mojej strony. Dobrze spróbujmy, więc ataku ze wszystkich stron. Ciekawe czy zdoła uciec lub się uchronić. Ponownie na moim rogu pojawiła się czerwona aura. Następnie wystrzeliłem promień prosto w niebo. Nie było w tym błędu ten promień nie był przeznaczony dla mojej przeciwniczki. Ale to, co nastąpi potem to już inna sprawa. Nie trwało długo, gdy z nieba zaczęły spadać niewielkie płomienie. Leciały bardzo pomału ku ziemi. Nie spadały ani na mnie. Ani też na moją przeciwniczkę. Wyglądało to tak jakby celowo nas unikały.

 

Obserwowałem całe to zjawisko z uśmiechem na pyszczku. Gdy płomyków spadało coraz więcej. Uznałem, że przyszedł czas na kolejną fazę mojej zabawy. Mój róg stanął w czerwieni a płomyki zaczęły powoli zmieniać swą formę. Gdy się im przyjrzało można było zauważyć małe skrzydła jak i dzioby. Tak jak chciałem płomienie przybrały formę miniaturowych feniksów. Przez ich wzrost można było pomyśleć, że to pisklaki. Jednak tak nie było. Po prostu były małe. I tak miało być. Była ich około setka na oko. Miniaturowe feniksy latały chaotycznie po arenie oczekując już tylko na mój sygnał. Machnąłem lekko głową. A te małe stworki zaczęły okrążać moją przeciwniczkę ze wszystkich stron. Gdy ponownie nią machnąłem te zaczęły lecieć wprost na nią z każdego kierunku. Samo ich dotknięcie z pewnością nie należało do przyjemnych. Co prawda nie mogły zrobić poważnej krzywdy. Jednak ich dotknięcie było równe bólowi, który doznaje się po oparzeniu przez ogień z tą różnicą, że po tym oparzeniu niema żadnych ran.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwałtowny błysk zmusił ją co prawda do zmrużenia oczu na moment, ale nie oślepił tak jak chciał tego jednorożec z prostego powodu... Wciąż miała swoje okulary ściemniające obraz wokół niej i chroniące ją przed nadmiarem światła, co po raz któryś ratowało ją przed bardzo szkodliwym wypaleniem siatkówki, gwałtownym rozbłyskiem różnego pochodzenia. Miała szczęście mając właśnie je na swoim nosie, przez co doskonale widziała, jak świetliste kule trafiły w ognistego bliźniaka jednorożca, przenikając go, jako że nie stanowił dla nich oporu. Implodowały uderzając o siebie nawzajem, zaciągając ogień użyty do jego budowy, do swoich pustych wnętrz, pozbywając się go gdzieś w nicości, by nigdy nie powróciły. Zniszczyło to bezproblemowo tą iluzję zbudowaną na jakichś nieznanych właściwościach płomieni... Była dość ciekawa pochodzenia tego zjawiska, ale nie było dla niej jakimś strasznym zaskoczeniem że stało się właśnie tak. Udowodnił już że nie warto robić na niego ataku, który skupia się tylko na teraźniejszej sytuacji.
 
Gdy w jej puklerz przestały uderzać płomienie, rozgrzane powietrze powstałe podczas tego procesu zaczęło kumulować się w jednym miejscu na jego środku tak że powstała pulsująca, nieregularna kula z całego tego sprężonego gazu, która zaraz po tym została wzbogacona dodatkiem jej magii zwielokrotniając jej siłę niszczącą... Nie był to przyjemny widok, a sam pocisk wyglądał jak wyjęty z jakiejś gry komputerowej z pierwszej dekady 21 wieku, gdzie grafika nie należała jeszcze do najlepszych, bo był dosyć ostrym, żółtym odcieniu wyrwanym z kolorystyki otocznia. Nie wyglądał realnie, ale bynajmniej nie to stanowiło o jego mocy.
 
"No to mam eksplodującą torpedę wodorową, ale jeszcze jej czegoś brakuje..." pomyślała uśmiechając się na widok własnego tworu, ale mina jej zrzedła, jak zobaczyła że z nieba spadają kolejne płomyki. "Znowu" jęknęła, że słychać było dokładnie jej zażenowanie i nerwowy jednorazowy oddech zanim się kompletnie zapowietrzyła nie mogąc nic powiedzieć. Uniosła prawą rękę do góry z wyprostowanym wysoko palcem wskazującym, nad którego paznokciem zaczęła unosić się niewielka kulka podobna do słońca. Gdy już ramie stało całkowicie w pionie mogła przystąpić do fazerowej obrony punktowej obiektu, czyli siebie. Z tej kuli zaczęły wylatywać krótkie promienie, z ogromną częstotliwością rzędu 60 Herców1, eksplodujące na kolejnych celach, jakimi były miniaturowe feniksy... Miała nadzieję że to rozwiąże ich problem, bo ogień poświęcony do ich stworzenia, po prostu zgaśnie rozproszony kolejnymi skokami ciśnienia z dodatkiem jej magii, mających rozproszyć magię przeciwnika swoją chaotyczną, nieuporządkowaną naturą.
 
W tym czasie drugą ręką wycelowała w jednorożca odpalając pocisk, który uprzednio wchłoną cały stożek dodając mu świetlny, spiralnie skręcony rdzeń. Uwolniła w ten sposób swoją gwiezdną bransoletę od podtrzymywania tarczy, gdy była już zbędna. Nic jej nie atakowało takiego z czym, miała nadzieję, sobie by nie poradziła. Sposób ataku się zmienił, a ona mogła zgromadzić w prowadzącej kończynie nową energię, by wyzwolić ją w następnym zaklęciu w sobie znanej postaci.
 
Eksplodująca torpeda wodorowa leciała w stronę jednorożca. Miała zmienić powietrze wokół niego, po określonym czasie lotu, w nienadające się dla żadnego życia z powodu swej wysokiej temperatury. Wszystko miało wyglądać tak jakby po wybuchu taktycznego ładunku termojądrowego o bardzo niewielkiej mocy... Jego drogi oddechowe miały zupełnie wyschnąć od niego, przy pierwszym oddechu nim. Oczy zmienić się w matową kulkę podobną do wyschniętego jajka w żółtawym odcieniu... A futro miało zostać całkowicie usunięte, podczas procesu spalania, odsłaniając ładnie przyrumienioną, nagą skórę, którą tak często widziała, gdy wyjmowała kurczaka z piekarnika.
 
1 czytaj 60 razy na sekundę, jak ktoś nie zna się na fizyce... 
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem jak moje feniksy są niszczone przez kolejne zaklęcie tej dziewczyny. Znów znalazła wyjście z sytuacji. Nie bardzo mi się to podobało. Nagle coś w niej zwróciło moją uwagę. Sam nie wiem, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem. Jednak teraz miałem inny problem, którym trzeba było się zająć natychmiast. W moją stronę kierował się jakiś magiczny pocisk. Mogłem spokojnie założyć, że to niema przyjacielskich zamiarów. W ten sposób raczej nie zdoła mnie dorwać. Ale skoro tak bardzo tego chce. Miałem pewien pomysł. Niech myśli, że znalazłem się w sytuacji bez wyjścia, że nie wiem, co zrobić. To może jej trochę zagrać na nerwach.

 

Obróciłem się do pocisku tyłem, po czym zacząłem z całej siły machać skrzydłami by się od niego oddalić. Co jakiś czas kątem oka zerkałem czy pocisk wciąż za mną leci. Powoli mnie doganiał. Był z pewnością szybszy ode mnie. Jednak byłem na wszystko przygotowany. Moim oczom w końcu ukazała się jedna z okolicznych gór. Tego właśnie chciałem. Nagle się zatrzymałem. Pocisk był już całkiem blisko mnie. Jednak na moim pyszczku pojawił się uśmiech. Mój róg otoczyło czerwone światło. A moje ciało zmieniło się ponownie w chmurę o zgniłym pomarańczowym kolorze. Chmura się rozstąpił tworząc ogromną dziurę w swym wnętrzu przepuszczając tym samym pocisk, który teraz powinien uderzyć w górę, która była kilka metrów za mną.

 

Gdy już się uporałem z tym zagrożeniem. Chmura została otoczona czerwoną poświatą i nagle teleportowała się na drugi koniec pola walki. Nawet w tej formie miałem na szczęście taką możliwość by użyć tego zaklęcia. Wolałem dmuchać na zimne. Nie byłem pewny jak silna będzie eksplozja tego zjawiska. Tu powinienem być całkowicie bezpieczny. Na powrót chmura zaczęła przyjmować moje kształty. Gdy znów uformowała się moja dawna postać spojrzałem na przeciwniczkę. Zastanawiałem się jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć. Jest gotowa na każdy mój atak. Praktycznie zawsze wie jak się obronić. Jej rodzaj magii jest strasznie kłopotliwy, bo wciąż znajduje sposób na moje płomienie. Sposoby, o których bym nawet nie pomyślał. Gdyby nie widziała skąd nadejdzie atak miałbym większe szanse, że w końcu czymś ją dość poważnie uderzę. Tylko jak tego dokonać? Wszelkie czary oślepiające nie mają sensu. Teraz właśnie spostrzegłem te jej okulary. Na pewno ją chronią. Na dodatek walczę cały czas na jej warunkach. Od czasu, gdy zniszczyła obie areny i pozbawiła mnie mojego strażnika. Walczę w środowisku, które z pewnością było znacznie przyjemniejsze dla niej. Musiałem to zmienić. W powietrzu miała nade mną wciąż jakąś przewagę. Pewna myśl jednak zrodziła mi się w głowie. Nawet walka w powietrzu może stać się dla niej utrapieniem. Zobaczymy jak to się jej spodoba.

 

Spojrzałem w dół pola walki. To się powinno udać. Zacznijmy, więc zabawę. Tym razem promienie magiczne zostały skierowane na samo jej dno. W sumie wyszło, że wystrzeliłem sześć takich promieni. Nie trwało długo jak wszystko wokół zaczęło się trząść z ogromną siłą. A z ziemi zaczęło powstawać sześć nowych wysokich gór. Gdy się im jednak przyjrzało. Można było spostrzec, że to wulkany. Z których wnętrza wydobywały się ogromne kłęby dymu. To tylko wskazywało, że zaraz dojdzie do erupcji. Tak też się stało. Strumienie lawy zaczęły opuszczać wulkany. Jednak jej strumień był tylko skierowany w niebo nigdzie indziej. Jej ilości się nie wyczerpywały. W powietrze dostawało się coraz więcej dymu i popiołu wulkanicznego. Było też coraz cieplej. Jednak najbardziej kłopotliwe dla mojej przeciwniczki powinny być bomby wulkaniczne, które kierowały się wprost na nią. Ich wielkość była zróżnicowana. Jednak największe osiągały moje rozmiary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z uśmiechem obserwowała, jak kolejne feniksy znikają w krótkich, natychmiast ciemniejących błyskach, zassane nie do końca wiadomo gdzie. Jedni nazwaliby to nicością, inni zupełnie nieznanym wymiarem, a praktycznie rzecz biorąc, to zniknęło gdzieś w odmęcie umysłu dziewczyny, zapadając się bezpowrotnie, w miejsce gdzie rządziło zapomnienie. Za jakiś czas miała przestać o nich zupełnie pamiętać, że istniały i walczyła z nimi. Jak tylko uda się jej stąd wyrwać... Takie właśnie zalety posiadała pamięć krótkotrwała. Elementy zbędne były usuwane, udostępniając swe miejsce zdarzeniom o wiele ważniejszym i bardziej widowiskowym, jak na przykład to co miało się dopiero wydarzyć.
 
- Nie no, naprawdę? - rzekła już totalnie zdegustowana, a jej mina była bardziej wyrazista niż przedtem. - Nie stać cię na nic bardziej kreatywnego niż na rozpadający się Namek, po ostatecznym starciu Goku vs. Frieza... Idź mi z tym precz... - rzuciła prawie krzycząc i machając lekceważąco ręką... Zaraz potem ramiona skierowała ku ziemi, a pod jej stopami pojawił się złoty krąg, o powierzchni boiska piłkarskiego, emitujący dość światła, by pomylić noc z dniem. Po chwili zerwał się wiatr nawiewający wielkie masy, coraz to zimniejszego powietrza, osłaniając Monikę przed gorącymi oparami i bombami wulkanicznymi ścianą wiatru, która odbijała te "naturalne" zjawiska geotwórcze. Znajdowała się w samym środku tej tulei, a prawie na wyciągnięcie ręki mogła zatopić swe palce w powierzchni tej bariery...
 
Monika poczuła chłód, który przyzwała, a jej ciało zaczęła pokrywać samoistnie fioletowa aura, mająca odizolować ją od temperatury zewnętrznej, bardziej przystępną dla niej samej, pokojową. Uniosła ręce ku górze nad głowę, krzyżując je i zbierając krótki impuls magiczny w postaci pojedynczej błyskawicy. Posłała go w niebo, gdzie pojawił się kolejny krąg, tylko ten był podobny pojedynczego płatka śniegu, a znajdował się tak wysoko że stał się ledwie widocznym punktem mieniącym się na niebie jak zwykła gwiazda na nieboskłonie. Wtedy się dopiero wszytko zaczęło na poważnie, a dziewczyna opuściła ręce przystępując do dalszej części widowiska. Jej dłonie trwały zaciśnięte w pięści jakby coś ściskała nie pozwalając się czemuś wydarzyć...
 
Wir otaczający dziewczynę zaczął dzielić się na mniejsze fragmenty, a ziemie która była dotykana tym cyklonem stawała się strasznie powoli śnieżnobiała i zamarznięta w taki sposób że magma powróciła do stałej postaci. Powstałe tak skały, nie wytrzymywały naprężeń i schłodzenia, zamieniały się w drobny pył, pochwycony przez wiatr. Stanowiło to niebezpieczne połączenie, gdyż okruchy skalne były ostre jak żyletki dla delikatnego ciała. Niestety był to tylko niewielki fragment tego co chciała zrobić... Wiedziała że stać ją na wiele więcej. Dokładnie to chciała pokazać swojemu ognistemu przeciwnikowi... Całkowicie chłodząc jego zapały.
 
Otworzyła dłoń, wyzwalając swoją magię w stopniu większym niż przedtem. Wokół niej uformowało się dwanaście silnych tornad krążących po poszerzającym się błyskawicznie okręgu zastępujących pojedynczy wir, a z nieba do każdego z nich wpadł lodowy promień w postaci nieregularnej błyskawicy będącej efektywniejszym sposobem ochładzania atmosfery po jej przeciwniku... Zasięg tych działań jednak ograniczał się do powierzchni ziemi i parę metrów w głąb. Niżej już nie sięgała jej moc użyta w ten sposób. Miała jednak że to da mu do myślenia, co myśli na temat jego zaklęć podnoszących w niewygodny sposób temperaturę, sprawiających że zaczyna się pocić na sam ich widok... Znakiem zapytania zastąpiła sposób, w jaki poradzi sobie z tym co w tamtej chwili działo się na arenie...
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca rozumiałem, co do mnie mówi moja przeciwniczka. Co to jest Goku i Frieza? Jacyś jej przyjaciele? Terminy, jakich używała były mi zupełnie obce. Jednak nie to było dla mnie największym zmartwieniem. Z tego, co zauważyłem utworzyła jakiś dziwny krąg pod jej nogami. Co gorsza bomby wulkaniczne, dym, popiół i ciepło nie robiły na niej wrażenia. Wytworzyła jakiś rodzaj potężnego zimna, który ją ochraniał. Kolejny atak na nic się zdał. Ale na tym się najwyraźniej nie skończyło. Dalej jednak obserwowałem dokładnie jej poczynania. Nie podobało mi się to, co widziałem. Ten śnieg, który pojawił się na arenie jak i te tornada, które stworzyła. Niszczące wszystko wokół. Moje wulkany nie miały większych szans z tym zjawiskiem.  Czułem jak temperatura wokół się zmienia na niezbyt przyjemną dla mnie. A widząc zmianę struktury magmy. Wiedziałem, że nie chce mieć z tym do czynienia. To, co zobaczyłem mi wystarczyło. Nie mogłem czekać musiałem działać.

 

Moje skrzydła dostarczały mi ciepła. Ale mogło nie być go wystarczające na to, co się działo wokół mnie. Akurat na takie zjawisko było odpowiednie jedno z wcześniejszych zaklęć, których już użyłem. Mój róg zaczął intensywnie świecić. A moje ciało w całości pokryły zielone płomienie. Było mi teraz znacznie przyjemniej. Przynajmniej teraz nie musiałem się martwić o temperaturę wokół. Ognia, który był teraz jednością ze mną tak łatwo nie zgasi. Jednak pozostawał problem jeszcze ataku. Unikanie tych tornad i walka może mnie kosztować zbyt wiele zabawy. Musiałem znaleźć sposób żeby móc z nią walczyć i jednocześnie unikać tych wszystkich ataków na mnie. Nagle zrodził mi się pewien pomysł w głowie. Nie jestem w stanie jej niczym oślepić. A ogłupić nieco? Tak to się by chyba może udać.

 

Pomimo że me ciało pokrywał ogień wciąż można było zobaczyć czerwoną energię, która zbierała się na moim rogu. Nagle przede mną powstała dość spora kula ognia utworzona z zielonych płomieni. A mój róg momentalnie przestało otaczać czerwone światło. Z wielkiej ognistej kuli zaczęły wyskakiwać sporo mniejsze, które zbierały się w mojej okolicy. Gdy zebrało się już takich 20. Płomienie nagle zaczęły zmieniać swą dotychczasową formę. Wszystkie zaczęły wyglądem i wielkością przypominać mnie. Nie było między nami żadnych różnic. W tej chwili na arenie było 21 jednorożców licząc ze mną wszystkie identyczne. A ogromna kula ognia, która je stworzyła zaczęła momentalnie odlatywać ku niebu znikając nam z oczu przynajmniej na razie. Zastanawiało mnie jednak teraz jak moja przeciwniczka mnie znajdzie wśród moich ognistych bliźniaków. Wszyscy zaczęliśmy z wielką szybkością latać po arenie niczym stado denerwujących owadów. Lecąc w stronę mojej przeciwniczki. Co chwilę zmienialiśmy też swoje pozycje w locie by tak łatwo mnie nie znalazła. Unikaliśmy dość dobrze tornad na naszej drodze jak i innych przeszkód. Wystarczyło byśmy się tylko do niej zbliżyli. Wtedy mój atak powinien się powieść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Super kamikaze ghost attack? - spytała się, mrugając parokrotnie, po czym dotknęła się czoła prawą dłonią, jakby sobie coś bardzo ważnego przypomniała. - No tak... - westchnęła ze smutkiem. - Cokolwiek stworzysz, to i tak już jest gdzieś w anime. Jak mogłam zapomnieć o tak ważnej lekcji? O tak ważnej zasadzie internetu - rzekła to z dziwną pretensją, najwyraźniej tylko do siebie. Po czym spojrzała na mnogość celów wokół siebie, a na jej twarzy pojawił się bardzo szczery, słowiański uśmiech, nie wróżący wcale najlepiej dla jej przeciwnika... Bowiem po nim można było doskonale stwierdzić, że jest on oznaką pierwszorzędnego kombinatora, znającego się na swoim fachu, lepiej niż można przypuszczać. widząc go nie znając do końca. Który ma za zadanie utrudnić innym życie, w całkiem pomysłowy sposób. Może odrobinę szokujący i nie logiczny, lecz na pewno całkiem skuteczny, po lepszej obserwacji.
 
Zacisnęła łagodnie swoje delikatne dłonie na wietrze, zatrzymując trąby powietrzne w jednym miejscu, po czym zaczęła zbliżać je do siebie. Wszystko to robiła całkiem umyślnie... Pozwoliła im się połączyć w jedną z całą ich zawartością. Zyskała na sile wielokrotnie, a przeskakujący promień kriogeniczny, doskonale było widać wśród latając odłamków skalnych. To mogło przerazić największego wojownika. Taka potęga natury tylko na wyciągnięcie ręki, mogąca kogoś pochłonąć i posiatkować, by nic z nieszczęśnika nie zostało. Ona zrobiła coś, czego raczej nikt rozważny, by nie zrobił z logicznych powodów w trosce o własne życie. Jej żadna logika nie obowiązywała, oprócz tej którą sama napisała. Pociągnęła tą moc do siebie, pozwalając się jej całkowicie pochłonąć. Szybko stożek został oderwany od ziemi i wszystko uderzyło w dziewczynę bez litości.
 
Monikę pochłonął wiatr... Jej okulary zostały gdzieś porwane, odsłaniając jej błyszczące niebieskie oczy, pełne ciekawości i niewytłumaczalnej magii w nich się kłębiącej, dodającej niewytłumaczalnego piękna wśród tej przerażającej potęgi... Jej blond włosy latały we wszystkich kierunkach, targane bezlitośnie wiatrem. Nie przejmowała się tym wszystkim. Wyładowanie uderzało parę centymetrów od jej głowy. Czuła odrobinę chłód, który wydzielał, ale zaparła się rękami, a wokół niej powstała cienka bańka oddzielająca ją od tego całego żywiołu. Wszystko zaczęło osadzać się na barierze, tworząc coraz to większą kulę, o pojedynczym piaskowym pierścieniu jak u Saturna wykonanego z oddzielonych fragmentów skalnych. Całą tą planetę za to stanowiły skondensowane wiatry przemieszczające się bez żadnej logiki. Między nimi przeskakiwały setki małych wyładować magicznych... Stanowiących prawdziwą barierę nie do forsowania. Szkopuł był w tym, że to nie miało służyć do obrony, a wręcz przeciwnie...
 
W jądrze, które stanowiła sama Monika, zbierało się coraz więcej jej indywidualnej magii różnego pochodzenia. Na biegunach odkładała się księżycowa i słoneczna powoli mieszająca się, by przekroczyć odpowiednią moc krytyczną z jej naturalną fioletową odłożoną wzdłuż równika... Skuliła się do pozycji embrionalnej dając jeszcze więcej miejsca na ładunek. Miała pewne wątpliwości, co robi jej przeciwnik, ale w tamtej chwili i tak niewiele mogła zrobić... Zacisnęła pięści, a magia wokół zaiskrzyła, zanim z krzykiem doładowującym jej ciało i umysł wyprostowała się destabilizując wszystko co do tej pory zrobiła.
 
Pierwszy poleciał pierścień wywołując potężny huk, spowodowany przekroczeniem prędkości naddźwiękowej... To był dopiero początek. Planeta zapadła się do środka, zmniejszając gwałtownie swą objętość. Wszystko wymieszało się jakby to były płyny, a nie energia magiczna, która stawała się bardzo niestabilna z powodów połączeń, co do siebie nie pasowały ani trochę. Stanowiły strasznie chaotyczną mieszankę destabilizującą wszystko, co zostanie przez nią dotknięte obracając to w pył w przypadku ciał stałych, bądź rozbijając magiczną jedność wyczarowanego zaklęcia.
 
Nastąpił krótki błysk, a potem rozeszło się dookolnie ostateczne uderzenie, które miało pozbyć się tych kopii jej przeciwnika i przez to przy okazji utrzeć mu nosa że ma odrobinę za mało wyobraźni... O ile była to jego wyobraźnia a nie dziewczyny, która chciała po prostu wygrać z nim.  
 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżałem się coraz bardziej do mojej przeciwniczki. A na moim pyszczku rysował się szeroki uśmiech. Nie było raczej szans by obroniła się przed tym atakiem. Jednak uśmiech momentalnie mi znikł. Gdy zauważyłem na jej twarzy również uśmiech. To źle wróżyło. W takiej chwili mogłaby uśmiechać się osoba, która wiedziała jak pozbyć się zagrożenia, które teraz niosę lub ktoś, komu coś pomieszało się w głowie. Nie sądziłem by ona cierpiała na tą przypadłość. Jedyne, co było w niej dziwne to uważanie mnie za sen. Tego nie mogłem do końca zrozumieć. Moje oczy szeroko się otworzyły, gdy ujrzałem, co ona robi. Natychmiast się zatrzymałem a moje kopie dalej leciały w jej stronę. Dlaczego ona wlazła do środka tornada? To nie wróżyło dobrze. Nie sądziłem by chciała się zabić. Wtedy to spostrzegłem. Byłem w kompletnym szoku na widok pierścienia, który niszczył moje kopie. Cóż za moc. Najgorsze było jednak to, że on zbliżał się do mnie. Musiałem działać albo będzie ze mną kiepsko.

 

Mój róg otoczyła czerwona aura. Po czym utworzyłem przed sobą ścianę ze skały magmowej. Co ciekawe ją jak i mnie otaczało czerwone światło. Użyłem swej mocy by jak najbardziej osłabić te uderzenie, które się do mnie zbliżało. Gdy ta energia uderzyła w ścianę pokrytą moją energią. Czułem te ogromną siłę niszczącą. Zaciskałem z całej siły zęby zamykając oczy. Na dodatek czułem jak ta energia którą stworzyła powoli niszczy skałę, która miała mnie chronić. Słyszałem jak ta się powoli kruszy. W końcu doszło do eksplozji. Siła wybuchu po zderzeniu naszych energii odrzuciła mnie z dużą siłą daleko do tyłu. Moje ciało było bardzo obolałe. Wciąż szumiało mi trochę w głowie. Jednak znalazłem w sobie dość siły by móc dalej stanąć do pojedynku. Moje oczy znów zwróciły się na moją przeciwniczkę.

- Władasz potężną magią. To zaszczyt móc spotkać kogoś takiego jak ty. Jednak tak łatwo nie mam zamiaru się poddać. - Powiedziałem rzucając jej chytry uśmiech.

 

Teraz moje oczy zwróciły się ku niebu. Mój plan udał się w 50%. Miałem nadzieje, że zacznie atakować mnie i moje kopie jakimiś pociskami magicznymi. I zanim zdoła mnie namierzyć. Ja zdołam przynajmniej, z choć jedną kopią się do niej zbliżyć i zaatakować. Nie przewidziałem jednak, że użyje zaklęcia, które rozproszy się wszędzie dookoła. Niszcząc wszystko na swej drodze. Na szczęście skupiła się na mnie i kopiach. Nie przewidziała, że to była tylko dywersja. Nie zwróciła nawet najwyraźniej uwagi na kule ognia, która nagle zniknęła gdzieś w przestworzach. Chociaż jej nie widziałem to czułem, że kula zwiększyła swoją masę. Jej energia również była znacznie większa. Teraz mogłem jej użyć na kilka możliwości. Jedna postanowiłem najpierw podrażnić moją przeciwniczkę. Ciekawe czy się domyśli, co odpowiada za ataki.

 

Mój róg otoczyła czerwień. Zacząłem powoli przystępować do działania. Wewnątrz ognistej kuli utworzyłem ogromne odłamki skały magmowej. Które momentalnie stawały w zielonym ogniu. Te zaczęły opuszczać jej wnętrze kierując się prosto na nasze pole walki. Niektóre odłamki rozpadały się w locie, przez co leciały również bardziej liczne małe płonące odłamki. Spadały niczym ogromny grad z nieba. Uderzając i niszcząc wszystko, co stawało im na drodze. Kilka nawet spadało na mnie. Jednak, gdy tylko za bardzo zbliżały się do mojego ciała te natychmiast zmieniały kierunek upadku. Dzięki ogniowi, który je pokrywał ja byłem bezpieczny. Bo mogłem natychmiast zmieniać ich trajektorię. Dla mojej przeciwniczki było już nieco gorzej. Z uśmiechem obserwowałem jak skały uderzają w ziemię tworząc liczne eksplozje wokół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skoro temu zaprzeczasz przede mną... Zmuszę cię do tego bardzo potężną magią, byś się poddał całkiem dobrowolnie. Jak zresztą sam to ująłeś i mi zaproponowałeś drogi kucyku, rzucając to wyzwanie... Patrz i płacz marznąc - powiedziała to drażniąc się z nim dla zabawy, swoim dość monotonnym głosem, akcentującym to co trzeba w ramach kpiny. W jej rękach zaczęła iskrzyć magia. Zaparła się nogami o powietrze, jakby zaraz miała zatrzymać naprawdę wielką masę, wyłącznie siłą własnych mięśni. Klasnęła w dłonie rozgrzewając je, po czym jeszcze krzyknęła: - Zaczynamy! - rzekła dość radośnie, ciesząc się z tego, co chciała zrobić.
 
Krąg, który odpowiedzialny za promień kriogeniczny, wciąż znajdował się wysoko na niebie nietknięty niczym. Musiała to wykorzystać do maksimum jego możliwości... Wyciągnęła ręce, a między nie uderzyła wielka błyskawica, kształtując pojedynczy promień. Chciała spróbować wykorzystać jego broń przeciwko niemu i jednocześnie się obronić przed wizją zgniecenia... Zebrała się spora iskrząca kula, od której drętwiały jej nieznośnie ręce... Spojrzała na spadające meteoryty. Tego co chciała zrobić nie było żadnym filmie o apokalipsie. Miała nadzieję że się to uda i jednocześnie go porazi, tak przy okazji.
 
Magia zebrała się wokół jej ramion w postaci piorunów energetycznych, oplatających je jak potężne węże boa... Wtedy mogła zaczynać, miała drugi ładunek tego zaklęcia w odwecie, tak na wszelki wypadek jakby coś nie wyszło i trzeba było interweniować. Wycelowała prawą ręką, jako że miała ją sprawniejszą i strzeliła emitując pojedynczy promień mrożący w największą asteroidę. Powinna ona zostać zamrożona, a od niej powinny rozejść się kolejne impulsy mrożące wszystkie odłamki, które znajdowały się w powietrzu prostym zjawiskiem łańcuchowym... Efekt miał być tym silniejszy, im więcej obiektów znajdowało się w jego okolicy. Dlatego właśnie miała taką nadzieje na trafienie kuca, jakimś rykoszetem, jak dał jej ku temu nieumyślnie okazję...
 
Nie zatrzymało to jednak tego wszystkiego... Na to miała zupełnie inną zagrywkę. Jej prawa gwiezdna bransoleta zawirowała, aż wszystkie jej gwiazdki scaliły się wizualnie że nie można było ich policzyć. Między nimi przeskoczyło parę błysków, zanim zaczęły się formować świetliste pociski, mające od tak wybić dziurę, w zbliżającej się skale przed nią swoimi krótkimi wybuchami i następującymi po tym implozjami, zasysającymi wszystko, co znajdzie się w ich ograniczonym zasięgu... Wszystko miało wyglądać jak strzelanie z działka obrotowego do ścian z regipsu... Musiała się przez nią przebić za wszelką cenę. 

 

Zebrały się w niej pewne wątpliwości, co do swojej siły przebicia i postanowiła wytoczyć do akcji największe działo na potwora przed nią... Z nieba spadła pojedyncza błyskawica, mająca zapewnić maksymalny efekt zniszczenia, po przez sprowadzanie do zera absolutnego, ułatwiając rozbicie materii. To miało zminimalizować jej obawy, co do całej sytuacji. Na jej twarzy nie było już zwątpienia, tylko pewność siebie że dotrzyma swojego słowa że go pokona tak czy inaczej. To było już kwestą jej samozadowolenia i w mniejszej kwestii honoru bycia pokonaną przez samą siebie...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie bardzo spodobało mi się to, co do mnie powiedziała. Miałem złe przeczucia. Nie sądziłem by to były tylko puste słowa. Miałem jednak nadzieje, że któraś ze skał na nią spadnie i pozbędę się tej jej zbyt wielkiej pewności siebie. Nie raz już spotykałem taką pewność siebie u młodych jednorożców. Co było przeważnie zgubną cechą. Czasami zdarzają się przypadki, że jednak taka pewność nie rodzi się bez powodu. Miałem przeczucie, że tak było i tym razem. Najwyraźniej się nie myliłem. Patrzyłem jak jedna ze skał zamarza. Lecz na tym się nie skończyło. Skała zaczęła się sypać a inne szły w ślad za nią. Nagle zauważyłem jak zamrożone kawałki lecą prosto na mnie. Jeden uderzył mnie dość boleśnie, przez co straciłem na chwilę równowagę w locie. Nie mogłem kontrolować tych zamrożonych odłamków. Skoro nie było na nich mojego ognia. Gdy zauważyłem jak zbliżają się kolejne zmarszczyłem wściekle brwi a mój róg zaczął intensywnie świecić.

 

Nie bardzo podobało mi się, że użyła mojej broni przeciwko mnie. Musiałem się bronić. Nagle wokół mnie powstał ogromny ognisty wybuch, który natychmiast zmienił w popiół wszystko, co się do mnie zbliżało i momentalnie zniknął, gdy skończył swoje zadanie. To tyle, jeśli chodzi o moje skały. Myślałem, że sprawią jej więcej problemu. Ponownie się przeliczyłem. Trzeba przyznać, że całkiem sprytnie się obroniła przed moim atakiem z nieba. Na dodatek wykorzystała moje zaklęcie przeciwko mnie. Cóż chyba czas zabawy się skończył. Jeśli sądzi, że to skały były prawdziwym zagrożeniem to za chwilę się zdziwi. Moje oczy znów skierowały się na nią.

- To było imponujące moja droga. Pozwól, że teraz ja ci coś pokaże. Ja też posiadam jeszcze parę asów w kopytach. Myślę, że to będzie naprawdę ciepłe doświadczenie dla ciebie. - Gdy skończyłem mówić moje oczy zwróciły się ku niebu. Moja kula powinna zgromadzić już wystarczająco mocy. Więc ciekawe, co teraz zrobi moja przeciwniczka, gdy uderzę tą kulą prosto w nią. Mogłem zrobić jeszcze parę innych rzeczy. Ale chyba czas na kolejne destrukcyjne środki.

 

Ponownie na moim rogu pojawiło się czerwone światło. Jednak nie działo się nic. Wyglądało to tak jakby zabrakło mi mocy do kolejnego zaklęcia. Jednak szybko to wrażenie minęło. Gdy na ziemi pojawił się kulisty cień, który coraz bardziej się powiększał. Z nieba spadała zielona kula ognia. Była znacznie większa niż wtedy, gdy stworzyła moje kopie. Można było wręcz poczuć jak ciepło na całej arenie rośnie w zatrważającym tępię, gdy ta się coraz bardziej zbliżała do ziemi. Leciała prosto na moją przeciwniczkę. To powinno nieco zmniejszyć jej pewność siebie pomyślałem z uśmiechem. Nawet, jeśli zdoła uniknąć tego ataku a pozwoli kuli uderzyć w ziemię to czeka ją ciepła niespodzianka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nieźle, ale słabo... Jestem krok do przodu, przed tobą, a ty tego nawet nie widzisz... - rzuciła arogancko i dość jadowicie, słysząc jego słowa. Po prostu odbiła piłeczkę słowną w jego kierunku, ścinając ryzykownie przy naprawdę lewej krawędzi... Przygotowała się do odepchnięcia spadającej kuli, tak jak ostatnio z asteroidą. Była niemal pewna że mogłaby to zrobić, mocą swojej wszechpotężnej wyobraźni i pewności siebie, przynajmniej tak myślała, ale jej plan był zupełnie inny. Nie chciała się powtarzać w swoich posunięciach, więc wcale nie skupiała się na tym spadającym na nią obiekcie z nieba. Po prostu zwlekała, gromadząc coraz więcej magii w swoich zmęczonych rękach, do ostatecznego uderzenia, mająca go złamać jednym, płynnym ruchem, zamykając w kostce lodu... Tym zapewniłaby sobie najpewniejsze zwycięstwo. Liczyła na to, że jego niemoc, rozproszy działanie ognistych czarów i tym sposobem je zniweluje u samego źródła. Niosło to jednak pewne ryzyko, które pominęła dla własnego bezpieczeństwa w rozmyśleniach. Nie mogła brać go pod uwagę, jeśli nie chciała, by się spełniło właśnie to.

 

Jej ręce pokryły się szronem, który rozprzestrzeniał się dalej po jej ciele powodując nieprzyjemne mrowienie. Jego cienka, błyszcząca pokrywa, bardzo kontrastowała z matowymi śladami po nadpaleniach na rękawach białej bluzy... Magia rozlała się jak ciemnofielotowy, namagnesowany gaz, dalej z jej rąk tworząc bajeczne wzorce oparte na jakichś zmyślonych runach, pokrywając jej przedramiona właśnie nimi. Złączyła ręce jak do modlitwy, przenosząc swój ładunek kriogeniczny na dłoń prowadzącą... Tak przygotowana, mogła czekać do ostatniej sekundy, by się nie spodziewał się ataku z tej strony. Już udowodniła że nie boi się jego spadających czarów. Liczyła na to że tego zagrania nie wziął pod uwagę. Nawet na niego nie zerkała ukradkiem...

 

Gdy ognista kula była pół metra od niej, przeniosła się fazowo z pomocą magicznego zwierciadła, które je pochłonęło. Pojawiła się w drugim identycznym, bezszelestnie na tyłach przeciwnika. Tam stanęła za nim mając go ledwie 3 metry przed sobą. To miał być atak niemal z przyłożenia na zupełnie nieświadomy cel... Zamachnęła się prawą pięścią w jego kierunku, wyprowadzając typowy dla siebie cios prosty o niezbyt dobrej technice, bo jej nikt tego nie uczył... Była to wiedza podpatrzona z filmów najpewniej o Rockym, które tak kiedyś chętnie oglądała z ojcem. Z jej ręki siłą pędu, wyleciał strumień magiczny, który szybko przybrał szczegółową postać, ogromnej głowy chińskiego smoka, według upodobań dziewczyny do tych stworzeń, o ostrych zębach szklących się jak podświetlane kryształy. Jednorożec miał zostać pochłonięty w jego paszczy, mrożąc jego ciało na kość wewnątrz niej, jakby się tylko zamknęła. Tym ruchem chciała wygrać... Odbierając mu możliwość ruchu i skupienia się do logicznego rozpatrywania sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez wątpienia, był to jeden z najdłuższych i najbardziej emocjonujących pojedynków, nie tylko w tejże edycji Turnieju, ale w ogóle! Znakomicie! Obaj wykazaliście się ogromną potęgą, uwolniliście pokaźne ilości energii, nie pozwoliliście oderwać oczu od Waszego pojedynku ani na moment! Cóż za siła woli i duch walki!

 

Jednakże, tylko jeden z Was może zostać zwycięzcą i przejść do kolejnej rundy! A zatem, moi drodzy, kto okazał się lepszy? Kto odebrał Wam dech w piersiach, za sprawą lawiny zaklęć? Czyj styl okazał się bardziej porywający? Zapraszam do głosowania i komentowania! Podzielcie się z nami Waszymi wrażeniami!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...