Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Oczywiście, że zdołam. Bez zagrożenia, że ktoś nocą poderżnie mi gardło i obrabuje podczas zmiany warty. Bez konieczności dzielenia się zdobyczą. Ja pracuję sam, DeWett - stwierdził, wracając do przeszukiwania skrzyni. - A ty jesteś profesjonalnym zabójcą. Przynajmniej wierzę w twój profesjonalizm, choć, jeśli chcesz znać moje zdanie, raczej jest to kwestia talentu niż ciężkiej pracy. Profesjonalni zabójcy zaś zabijają, a jaki jest lepszy sposób na innego profesjonalnego zabójcę, niż morderstwo kiedy ten się nie spodziewa? Oczywiście, odrzucamy honor i inne bzdurne wartości. Jesteś z Noxus, posądzanie cię o honor byłoby nie na miejscu. Ha! - Wyjął ze skrzyni zwitek papieru i rozprostował go nad głową, usatysfakcjonowany. Ruszył w stronę Rennarda, pistolet uprzednio włożywszy do pochwy u pasa. Wyciągnął do rannego zabójcy mechaniczną rękę.

- Podsumowując, panie DeWett, witam w drużynie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak przekrzywił głowę na bok. Czy on przypadkiem przed chwilą nie powiedział że zdoła zrobić wszystko sam? Że pracuje sam? Więc jednak proponuje mu współpracę? Wyciągnął rękę. Było to naprawdę bardzo nieufne wyciągnięcie ręki.

- Skąd tak właściwie znasz moje nazwisko? - Zapytał. Nie przypominał sobie aby kiedykolwiek mu się przedstawiał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Noxus nie jest tak wielkie, jak się wydaje. Mała scena, znane nazwiska. Jeśli byłbyś uprzejmy, jest tu jeszcze parę rzeczy które są niezbędne. Między innymi kula z miedzi. Wzorzysta - określił. Dom może i nie był zbyt wielki, ale miał sporo potencjalnych kryjówek. Strych, szafy, tajne przejście ukryte pod podłogą, nie będące już do końca tajnym. Szafy, już przegrzebane, zawierały tylko stare zwoje i parę nieważnych drobiazgów. Klapa prowadząca do piwniczki była jeszcze zamknięta, podobnie jak wejście na strych.

- Powinieneś zrobić coś z tym nożem wystającym z ramienia. Psuje całą kompozycję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak. Uwierz mi że naprawdę chciałbym się tego pozbyć. - Jego ton wskazywał na to że była to oczywista oczywistość. - Problem tym że krew bardzo lubi sobie wyciekać z rany. Tak bardzo bardzo lubi. No a kiedy jest jej za mało to cała maszyneria się wyłącza i... przestaje działać. - Rennard po chwili pomachał głową. Za bardzo zaczął ględzić.

- Do cholery, czy nie macie w tej Ioni jakiegoś czarodzieja który by mógł mnie naprawić w kilka sekund? Jakoś nie mam czasu na powolne szpitalne kuracje... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mamy. Ale zamiast ruszać w wielomilową drogę której i tak nie przeżyjesz... - urwał, zapisując coś na przypadkowo znalezionej kartce. - Idź tam. - Podał kartkę z adresem Rennardowi. 

- Muszę się przygotować. Ty za ten czas też się przygotuj i wróć tutaj. To zaledwie dwie uliczki, jak zejdziesz ze wzgórza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwycił kartkę i przeczytał adres. Nie spodziewał się że ten ktoś może znać osobę która może mu pomóc. Wyglądał na takiego co strzela do każdego napotkanego człowieka. No w zasadzie to sam jeszcze oddychał, toteż to burzy jego teorię.

- Dziękuję. Spróbuj wytrzymać z czekaniem na mnie i nie zniknij gdzieś, dobrze? - Zapytał, wychodząc z domu. Nie oczekiwał odpowiedzi. Szybkim krokiem pognał do miejsca którego adres posiadał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wskazany medyk mieszkał w szeregowym domku, którego wejście było za bramką, na małym dziedzińcu wysypanym żwirem. Dom oznaczony był oczywiście ioniańskim pismem z symbolicznymi gwiazdami. Otwarła mu stara kobieta i natychmiast zaprosiła do środka. 

- Urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą, młody człowieku - oznajmiła, kiedy już zajęła się usuwaniem noża. - Milimetry dzielą metal od żyły tętniącej. 

Mimo że wyciągała nóż powoli, Rennarda odczuwał każdy ruch jakby rękę palił ogień. Operacja trwała dobre kilkanaście minut, a potem nadszedł czas na założenie szwów. Zakrzywiona igła nie budziła optymistycznych myśli. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zaciskał powieki najmocniej jak mógł, chcąc powstrzymać łzy. Na jego twarzy cały czas pojawiały się wykrzywione grymasy. 

- Bez znieczulenia? - Zapytał z jękiem. Jeżeli takie cierpienie miało oznaczać urodzenie się pod szczęśliwą gwiazdą... to nie wyobrażał sobie jak musiało być pod pechową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Taki duży chłopak nie potrzebuje znieczulenia. Zwłaszcza, że zjawia się u mnie w środku nocy, a nożem dostał w bitce. Mam rację? - zapytała, marszcząc karcąco brwi. Igłą po raz pierwszy przebiła skórę i zanurzyła się w tkankach. Każde przeciągnięcie jedwabnej nici bolało, chociaż samo przebijanie skóry nie było tak bolesne jak stykanie się nici i metalu z raną. W końcu po dłuższej chwili medyczka skończyła swoje dzieło, a ramię Rennarda zwieńczyła piękna, zaczerwieniona szrama.

- Za dwa tygodnie powinno się wzrosnąć. Smaruj to dwa razy dziennie tą maścią. To aloes i kilka innych - powiedziała, podając mu mały, gliniany słoiczek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dwa tygodnie?! - Zapytał z pretensjami. Chwycił słoik. - Kolejną nocną bitkę mogę mieć chociażby zaraz. Muszę być w pełni sprawny teraz, zaraz! - Mówił, wyciągając małą sakiewkę z monetami. Mimo wszystko kobiecie należała się zapłata za pomoc. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądała na urażoną nie tyle płomiennym przemówieniem, co sakiewką. 

- Nie wiem jak to wygląda u ciebie w kraju, ale w Ionii udzielamy pomocy bezinteresownie. Są u nas tacy, którzy leczą najcięższe skaleczenia od ręki, w kilka minut. Potrafią wyleczyć takiego, co jedną nogą jest już w grobie. Ale na to trzeba sobie zasłużyć. A teraz wyjdź stąd, póki jeszcze jestem miła - odpowiedziała, wskazując ręką drzwi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezinteresownie? u siebie Rennard nie dość że przez swoje nazwisko musiałby zapłacić za taki zabieg kilka razy więcej, to jeszcze by go wyśmiano. Chłopak nie zebrał się już na żadne słowa, schował pieniądze i posłusznie wyszedł. Wolał już bardziej nie denerwować kobiety.

Szybko zaczął wracać do miejsca, gdzie powinien czekać na niego ten artysta-wariat. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Artysta-wariat wywiązał się z obietnicy i pozostał na miejscu, choć zmienił lokalizację z wnętrza domu na dach i teraz siedział na jego skraju, szperając coś przy swojej broni.

- Mam nadzieję, że jesteś gotów do drogi - odezwał się. Obok niego leżała płócienna torba, zapewne z rzeczami z których ograbił nieszczęsnego trupa przewodnika. Drzwi do domu zostały zamknięte.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maź w słoiku miała zapach będący mieszanką ostrych, korzennych przypraw i ziół. Nie był to zdecydowanie zapach przyjemny.

- W takim razie czas ruszać - odparł artystyczny świr i zeskoczył z dachu. Wyjął z torby coś, co zapewne było kompasem. Odbiło się od niego światło księżyca.

- Ku przeznaczeniu powinniśmy kierować się... W tę stronę. Czego pan szuka na końcu drogi, panie DeWett? - zapytał. - To prywatne pobudki, czy może płatne zlecenie?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard aż się skrzywił, czując ten ostry zapach. Szybko zamknął słoik, po czym pomachał głową. Nieźle kopało.

- Co? - Zapytał zamroczony, straciwszy wątek. - Ach tak, to zlecenie oczywiście. Zlecenie od dowództwa Noxusu. Moim obowiązkiem jest służyć swojego miastu-państwu. Chociaż tak naprawdę traktują mnie jak chłopca na posyłki, nie traktują poważnie ani fair. Ogólnie dymają mnie jak chcą a ja nie mogę się temu przeciwstawić. Wiesz, na szafot mi nie śpieszno. Albo na pal. Albo strunę. Metody egzekucji mają naprawdę wykwintne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maska nie wyrażała zbyt wielu uczuć, ale miało się dobitne wrażenie, że jej właściciel się skrzywił. 

- Niewolnik? - ni to zapytał, ni syknął. - Nie masz kajdan na rękach ani obroży na szyi, a jednak służysz swojemu skrajnie niefinezyjnemu, nudnemu państewku. Jak... Pies - prychnął. - Chwilę temu sądziłem, że zasługujesz na moje zainteresowanie, teraz nie zdecydowałbym się na to, żeby do ciebie strzelić. Marnotrawstwo cennej kuli! 

Cyborg ruszył przed siebie, robiąc długie, pewne kroki. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zaczął podążać za cyborgiem a raczej lekko truchtać. Ciężko było z nim wyrównać krok...

- U nas w Noxusie nikt nie może sobie pozwolić na taki styl życia jak twój. Jeżeli ktoś zacząłby za bardzo pajacować, strzelać do każdego napotkanego człowieka, zaraz miałby na głowie gangi, zabójców, zbuntowanych magów, potężne rody, wszystko do cholery! To nie Ionia gdzie dookoła sami mnisi i pacyfiści! - Usprawiedliwiał się. Można było od niego wyczuć lekką dozę zazdrości. Ten cyborg posiadał właściwie nieograniczone możliwości tu w Ionii. 

- Nie żebym służył swojemu niefinezyjnemu, nudnemu państewku dla przyjemności. W końcu urodziłem się w potężnym i bogatym rodzie. Gdybym nie oddał swojego życia za ukochane państwo, gniłbym w lochu, codziennie katowany przez ojca...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyborg zatrzymał się i zgiął. Z początku wydawało się, że się krztusi. Szybko jednak się okazało, że się śmieje. 

- Ooo... Ehe, ekh... Wybacz. Może powinienem płakać? Jak nisko trzeba upaść, żeby mieć umiejętności, wiedzę i... Wymówki? Powiem ci. Trzeba być... Przeciętnym! - wypluł to słowo, jakby go sparzyło. 

- Mógłbyś być kimś wielkim, DeWett. Mógłbyś być moją konkurencją, a jesteś psem na łańcuchu. I spójrz tylko, jaki ten łańcuch długi. Gdzie teraz loch twojego ojca? Gdzie twój ojciec? To on? - zapytał, wskazując na kamień otoczony żwirem. - Powiedz mu, żeby schudł. Przy takiej nadwadze nie dożyje siedemdziesiątki. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo całego tego nieprzyjemnego tonu cyborga, Rennard w ogóle nie brał tego do siebie. W końcu był świadom tego że rozmawia z nieprzewidywalnym psycholem.

- I mówi to ktoś kto skrywa swoją twarz za maską. Jak mam brać cię na poważnie skoro nawet nie ukazujesz swojej tożsamości? Niech zgadnę, jesteś tak szpetny że twoja morda zaburza twoją artystyczną doskonałość? Nie pasuje do scenariusza? Źle prezentowałaby się na scenie? - Pytał złośliwie. - I zostaw ten kamień, nic ci nie zrobił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem bez skazy. Moja sztuka jest bez skazy. Skąd wiesz, że to moja twarz jest prawdziwą tożsamością, a nie maska? Ty też masz maskę. Każdy ma maskę. Ale nie każdy wie, jak jej używać. Ty nie wiesz. A gdybyś wiedział, pomyśl tylko jak wiele miałbyś możliwości. Bawiłaby cię wizja lochu ojca. Samego ojca. Zresztą... czy naprawdę chodzi o niego? - Wznowił marsz w dół wzgórza. Niebo zaczęło się szarzeć, gwiazdy zaczęły być coraz mniej widoczne. Na horyzoncie widniały teraz górskie szczyty w oddali i wysokie wzgórza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Widzisz, kiedy mamy na sobie maskę, wtedy stajemy się tym kim jesteśmy na prawdę. Bez niej, publicznie, boimy się tego pokazać. Może wstydzimy. Pewnego dnia wyjdź na środek wioski i zdejmij ten kawałek materiału z twarzy. - Zaproponował, stąpając w dół. Musiał przyznać że jeszcze nigdy nie miał tak "ekscentrycznego" towarzystwa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Właśnie! Ha! Zaczynasz rozumieć! - krzyknął radośnie odwracając się jak tancerz i strzelił palcami. Nachylił się do Rennarda i objął go ramieniem, gestykulując prawą ręką w stronę wzgórz, jakby przedstawiał mu plan.

- Wielki finał, tak. Ale to nie będzie wioska, DeWett. To będzie coś, po czym moje nazwisko rozsławi się nie tylko na Ionię. Ionia to próba generalna. Widzisz to? Zapamiętają. Wszyscy zapamiętają. Niekoniecznie docenią, ale to ryzyko na które jestem gotów. W końcu nie o to chodzi w wielkiej sztuce. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett patrzył w stronę, na którą gestykulował cyborg. Co chwila przytakiwał. Wyraz jego twarzy wskazywał na wielkie zainteresowanie. Chociaż było troszeczkę wymuszone.

- A-aha. No dobrze. Tylko że widzę tu małą nieścisłość. Chcesz by twoje imię się rozsławiło najdalej jak może... a mimo to ja go wciąż nie znam...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyborg zabrał mechaniczną rękę z ramienia Rennarda tak gwałtownie, jakby ten go w nią ugryzł. Potem odsunął się o krok do tyłu. Chwycił się za głowę.

- Co mogło... co mogło pójść nie tak? Przecież... - Tu odwrócił się od Rennarda i zaczął krążyć wokół niego, prowadząc dialog z samym sobą. - Jakim cudem nikt cię przede mną nie ostrzegał?! Wystarczy odsunąć się na trzy miesiące, a te niewdzięczne...

Odchrząknął, przejmując kontrolę nad sobą.

- ... Niewdzięczna publika zapomina. Po prostu. Nie, nie może tak być. Chodź czym prędzej, mój noxiański, psi towarzyszu! Kurtyna w górę! Czas przygotować się do aktu pierwszego! - Ruszył przed siebie jeszcze bardziej energicznie, nucąc i podrzucając pistolet.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...