Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Słysząc zbliżający się dźwięk, Rennard pomyślał że może w końcu los się do niego uśmiechnął. Byłaby to miła odmiana. Stanął na środku traktu po czym ostrożnie zaczął machać ręką.

- Halo! Zakapturzony Panie! Czy mógłbym liczyć na twoją pomoc?! - Wołał pełen nadziej. Słyszał że ludzie Ioni to mili i gościnni ludzie (nie licząc wcześniejszej trójki), toteż był pewny że ten ktoś mu pomoże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powóz zatrzymał się dziesięć metrów od niego.

- Napadli cię? - krzyknął mężczyzna. Z ochrypłego, niskiego głosu wywnioskować można było, że starzec. - Jeśli masz broń, młody człowieku, to ostrzegam cię, że chociaż ciało mam stare, to umysł trzeźwy i łatwo ci ze mną nie pójdzie. A teraz wsiadaj na wóz. I powtarzam: obserwuję - ostrzegł.

Dopiero teraz Rennard zauważył idące przy powozie ogromne psisko. Pies warczał, dopóki nie został uciszony przez właściciela.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak spojrzał na dużego zwierza. Nieco się zawahał. Dla niego widok psa był rzadkością. W Noxusie bogate rody nie zawracały sobie głowy nad zajmowaniem się jakimiś zawszonymi kundlami. 

- Tak, zostałem napadnięty przez trójkę bardzo niemiłych panów. - Odparł, po czym powoli wdrapał się na wóz. - Jak widzisz. Aktualnie mam dwie bronie. Jedną w kieszeni, drugą w ramieniu. Chyba nie myślisz że w takim stanie mam ochotę kogoś atakować?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Istotnie, to byłoby nierozważne - odparł starzec i popędził muła. - Masz jakiś cel podróży? Jestem medykiem, ale ręce mam zgrzybiałe, toteż więcej bym ci z tym krzywdy zrobił niż pomógł. Nie nadają się już do żadnych zabiegów. To jak, chłopcze? Gdzie szedłeś, zanim cię napadnięto?

Wóz podskakiwał na wybojach, co nie poprawiało komfortu podróży.

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zmierzałem... auć! Do... Shon-xan! - Powiedział przez zęby, trzymając się z ramię. Wyboje naprawdę nie ułatwiały mu tej podróży. 

- Długo to potrwa? Oczywiście nie winię cię o stan tej drogi... uch, ale czuje że zaraz zdechnę! - Dodał. Ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stary człowiek pociągnął za wodze i wstrzymał muła.

- Ale tylko dlatego, że gościnność nakazuje - powiedział. Wdrapał się na wóz i pogrzebał w bagażach. Wyjął stamtąd jasną tkaninę, którą owinął i usztywnił nóż w ranie. Ale nie o tym myślał, mówiąc o gościnności.

Chwilę później wyjął mały, skórzany woreczek z którego z kolei wyjął mętny, maleńki kryształek i podał go Rennardowi.

- Pod język, to się rozpuści. Niech cię nie zdziwią obrazy, które mogą się pojawić. To działanie uboczne, ale boleć przestanie - poinformował i usiadł z powrotem na pace.

- Masz chłopaku szczęście, bo też tam jadę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z zaciekawieniem wziął kryształ, uważnie mu się przyglądając.

- Halucynacje? Czyli to narkotyk? - Zapytał, podejrzanie podniecony. Od razu włożył to pod język, za instrukcją starca. Głęboko odetchnął, po czym próbował się zrelaksować. 

- Używka! Tego mi trzeba było!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewno, że narkotyk. Co lepiej uśmierza ból? Bierz, i nie gadaj. Obudzę cię, jak dotrzemy do celu. Mam na to antidotum - poinformował starzec. Popędził muła.

Pies tymczasem dając dowód na swój spryt, wskoczył na wóz i ułożył się dobry metr od Rennarda, obserwując go nieufnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak przymknął oczy, z zaciekawieniem czekając na te działanie uboczne. Podejrzewał że w takim miejscu jak Ionia, ich narkotyki będą o wiele ciekawsze w działaniu niż gówno rozprowadzane w Noxusie. 

Po chwili jednak otworzył oczy, rozproszony hałasem. Spojrzał zaskoczony na wielkiego psa.

- Co? - Zapytał, obdarzając zwierza tak samo nieufnym wzrokiem, jak on jego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pies, jak się można domyślić nie odpowiedział. Warknął za to w odpowiedzi i ułożył łeb w stronę zejścia z wozu.

Najpierw krajobraz zaczął falować, potem zmieniać kolory i mienić się jak opal. Pies zniknął, zastąpiony psim mędrcem z toną korali na szyi, siedzący ze skrzyżowanymi nogami. Palił fajkę, której dym nie wiedzieć czemu pachniał żelazem.

- Cały twój problem to zboże - rzucił psi mędrzec. - Tak, właśnie zboże. - Dmuchnął mu w twarz dymem, i Rennard odpłynął.

Obudziło go klepnięcie w policzek. Któreś z kolei.

- Pobudka. To twoje Shon-Xan. Idź znajdź sobie chłopaku jakiegoś medyka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zboże! - Krzyknął gdy się przebudził. Skupił wzrok na starcu. Wyglądał tak jakby nie wiedział co się dookoła niego dzieje. 

- Shon-Xan? Już? - Zapytał, podnosząc się i zeskakując z wozu. - Cóż, dziękuję za pomoc. - Ukłonił się po czym ruszył do miejsca, w którym miał czekać na niego kontakt od mapy. Wiedział gdzie na niego czekał.

- I pozdrów swojego psa! Dał mi naprawdę życiową lekcję!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jasne. Zawsze to robi, nie jestem w stanie go oduczyć - wymamrotał staruszek i ruszył dalej w swoją stronę.

Dom kontaktu był na przedmieściach. Niewielki, otoczony sadem wiśniowym. Prowadziła do niego perfekcyjnie wyłożona drobnym żwirem ścieżka, potem mały mostek nad strumykiem. Dom był typowo ioniański, stał samotnie na małym wzgórzu, równie małym jak sam dom. Okna były zasłonięte, ale w środku świeciły się świeczki, albo innego rodzaju słabe światło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolica była naprawdę urokliwa. Rennard zapatrzył się w nią tak bardzo że nawet przez chwilę zapomniał o ostrzu w jego ramieniu. Dotarcie do domu zajęło mu dwa razy dłużej, niż normalnie. Spacerował i podziwiał. 

Kiedy w końcu dotarł przed dom, zapukał w drzwi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza. 

Nikt nie odpowiedział, chociaż w domu paliło się światło. 

Minuta, dwie, trzy. Nikt nie odpowiadał w dalszym ciagu, a przez okna niewiele można było zobaczyć - były małe i zasłonięte drewnianymi żaluzjami. Tyle, że wcześniej Rennardowi wydawało się, że słyszał ze środka dźwięki. Ciche i subtelne, ale jego uszy to wyłapały.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miał niezbyt dobre przeczucie. Ba, miał nawet lekkie deja vu. W końcu już wcześniej miał iść do czyjegoś domu a zastał tam zimne zwłoki.

Chłopak zacisnął zęby i z całej siły kopnął w drzwi. Naprawdę w takiej sytuacji o wiele lepiej byłoby nie być rannym...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejne deja vu. Biała maska, wykonana solidniej niż kilka lat wcześniej. W dodatku posiadacz zadbał o kwiatowe detale. Biały płaszcz i mosiężna proteza ramienia. Nadzwyczajny wzrost... I biały pistolet wycelowany w Rennarda.
Zabójca który pokrzyżował mu plany kilka lat wcześniej stal pięć metrów od niego, wyłaniając się z półcienia. Wyglądał o wiele bardziej profesjonalnie i mniej bezkształtnie niż poprzednim spotkaniem. W dodatku znowu celował w DeWetta.

- Chyba się już znamy - stwierdził. Prawdopodobnie został przez Rennarda zaskoczony, ale pukanie w drzwi ostrzegło go przed nadchodzącym intruzem.

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc po raz kolejny tego tajemniczego osobnika sprzed kilku lat, DeWett poczuł mrowienie w głowie. Sam już nie wiedział czy jest zdenerwowany, zszokowany czy załamany. Może wszystko na raz. Na dodatek znów jego rana zaczęła niezwykle dokuczać.

Chłopak oparł się o framugę drzwi, po czym osunął się na ziemię. Jego oczy wyglądały tak jakby zaraz miały wystrzelić w stronę zamaskowanego gościa. 

- To te prochy tak? - Zapytał ni to oponenta, ni to siebie. Po prostu posłał pytanie w wiatr. - Długo trzyma ten Ioński towar, wiesz? Psi mędrzec kazał mi uważać na zborze a nie narkotyki! - Bełkotał. Nie był w stanie opisać tego, jak bardzo chciał by to był sen albo chociaż bardzo nieśmieszny żart... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czy to powszechny zwyczaj wśród noxiańskich zabójców, żeby chować swoją broń we własnym ramieniu? - zapytał zamaskowany typ przesadnie uprzejmym tonem. Drwił.

Nie zabezpieczył pistoletu, ale go opuścił, przyjmując trochę bardziej luźną pozycję.

- Kimkolwiek jest twój psi mędrzec, ja nie jestem zbożem. Ani narkotykiem... Chociaż czekaj. To całkiem zachęcająca wizja, nie sądzisz? - Odwrócił się plecami do Rennarda i wrócił do czynności, którą zapewne wcześniej przerwał - do grzebania w otwartej skrzyni. Ciało kontaktu Rennarda, szczupłego ioniańczyka w zdecydowanie nieioniańskim ubraniu leżało na podłodze, ułożone tak schludnie, że niemal z czułością. Jedyną oznaką tego że był martwy, była cieniutka strużka krwi płynąca z kącika ust. Wyjątkowo czysta robota.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To nie moja broń. Wbił sobie ją taki jeden drab. Wiesz, przewaga liczebna jednak robi swoje... - Odparł bez emocji. Złapał się ściany, po czym wstał. Zauważył że jego kontakt był martwy.

- Ej, dlaczego go zabiłeś? Był mi niezwykle potrzebny. Psujesz mi kolejne zlecenie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tylko głupiec psuje. Ja tworzę. Bardziej niż on potrzebne mi były jego mapy i zapiski.  To twój znajomy? Nie musisz dziękować, wprowadzanie barw tam, gdzie ich brakuje to moja rola. Teraz natomiast byłbym niezwykle usatysfakcjonowany, gdyby były tu mapy. Mapy, mapy... No, dalej - mruknął. O ile pierwsza część wywodu skierowana była do Rennarda, o tyle od pewnego momentu mówił do siebie, gorączkowo przegrzebując papier w skrzyni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna powoli wyciągnął mapę, z którą to właśnie przyszedł do swojego już martwego kontaktu. 

- Cóż, wygląda na to że wiesz o co z tym chodzi. - Powiedział cwaniackim tonem, po czym zaczął machać zwitkiem papieru przed sobą.

- Skoro mój człowiek nie żyje, ty mi powiesz o co z tym chodzi!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamaskowany mężczyzna wstał z klęczek, wyprostował się i naładował pistolet, po czym ponownie wycelował nim w Rennarda.

- Archetyp wojownika. Ranny po ciężkiej walce. Szukający schronienia, znajdujący śmierć. Jakieś ostatnie słowa? Mądra sentencja warta zapamiętania?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabójcy zrzedła mina. Nie zamierzał jednak tak po prostu dać się zastrzelić. Szybko rozwinął mapę, po czym złapał jej krawędzie palcami, jednocześnie ustawiając ją na linii strzału.

- Ostrzegam cię że mam bardzo szybkie palce. Jeżeli twój palec na spuście chociażby drgnie, podrę tą mapę na kawałki! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokiwał głową. Odsunął dłoń i błyskawicznie wystrzelił. Pocisk przeleciał obok głowy Rennarda ze świstem i wbił się w ścianę, wzbijając w powietrze drobne drzazgi. 

- I na ile kawałków ją podrzesz? Dwa? Trzy? Żadnego. Chwila zwłoki, przyjacielu. Jesteś desperatem. Dlaczego nie miałbym zmienić twojej marnej egzystencji w coś bardziej ambitnego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett uśmiechnął się bezradnie. Powoli opuścił ręce z mapą. Był w dupie. Bardzo, bardzo głęboko. Przez te kilka lat ten tajemniczy osobnik wyraźnie zwiększył swoje umiejętności. Rennard za to zamiast pracować nad sobą wolał uganiać się za panienkami. Teraz widać tego rezultat.

- I co zrobisz z tą mapą? - Zapytał, teraz już całkowicie improwizując. - Samemu, mimo twoim umiejętnością, nie zdołasz dotrzeć do miejsca która ta mapa wskazuje. Przynajmniej nie cały... Myślisz że po co był mi potrzebny ten tutaj? - Wskazał na martwego człowieka. - Do tej wyprawy potrzeba minimum dwóch ludzi. Bardziej ci się przydam jak moja egzystencja będzie żywa niż ambitna... i martwa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...