Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Słysząc kwotę jaką miał otrzymać, dosłownie na sekundę na ustach chłopaka pojawił się uśmiech. I nie był to ten rodzaj uśmiechu, który powstaje na wskutek otrzymania dużej ilości pieniędzy. Był to ten rodzaj uśmiechu, który powstaje po ty, kiedy z powodzeniem udaje się kogoś oszukać.

Rennard doskonale pamiętał na jaką kwotę umówili się wcześniej... i była o wiele, wiele mniejsza. 

Jednakże szybko zdał sobie sprawę że to bez znaczenia. I tak będzie musiał pozbyć się tych pieniędzy. Zapłacić rodzinom za śmierć ich bliskich. 

Szkoda, teraz już najmłodszy z DeWettów naprawdę zapracował na te pieniądze. Przyszły bardzo ciężko i bardzo łatwo pójdą. 

 

Chwycił dokument i szybko go przeczytał. Był jedną z niewielu osób, które czytały dawane mu dokumenty. Dzięki temu nigdy jeszcze nie dał się wrobić przez mały druczek... 

- Teraz? Teraz muszę sprawdzić co z Edwardem. Nie liczy się teraz dla mnie nic innego, jak jego przeżycie. Dwóch martwych DeWettów tego samego dnia? Zasłużyli, ale to cholernie dużo. Nie pozwolę na jeszcze jeden odnotowany zgon w mojej rodzinie! - Powiedział naprawdę zdeterminowany. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edward leżał w posiadłości Elise. Edward żył. Więcej: Edward był przytomny.

Dostał całkiem niezłą i obszerną komnatę. Leżał w wielkim, dwuosobowym łożu z obowiązkowym baldachimem. Dwóch lekarzy zmieniało opatrunki z kikutów w miejscu nóg.

Cała trójka podniosła głowy, gdy Rennard wszedł do środka.

- Dobra, wyjdźcie na chwilę - zarządził Edward. Blady jak ściana i z podkrążonymi oczami, ale trzymał się całkiem nieźle jak na to, co mu zgotowała Lucia. Kiedy już lekarze wyszli i zamknęli za sobą drzwi, skinął głową żeby Rennard podszedł bliżej. Jego twarz miała kamienny wyraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard wparował do pokoju tak szybko, że nawet stuknął czołem w drzwi. Widok jego brata, jego żywego i nawet mówiącego brata był tym, co właśnie chciał zobaczyć.

Na twarzy chłopaka mimowolnie zagościł uśmiech. Nawet jeżeli nie chciał pokazywać emocji przed starszym bratem, to opór był nadaremny. Jednak o ronieniu łez nie było mowy, musiał przecież utrzymać jakiś poziom.

Szybko doskoczył do dwójki lekarzy, po czym złapał ich za ręce i "pomógł im" szybciej opuścić pokój. Kiedy wyszli, z hukiem zamknął drzwi.

- Edward! - Rennard pojawił się przy łóżku i usiadł obok brata.

- Nawet tortury nie zdołały pozbawić cię tego kamiennego, ojcowskiego wyrazu twarzy! Rozumiem że nie wybierasz się do grobu? Będę mógł się opiekować moim starszym bratem-kaleką? Zobaczysz, dla ciebie mogę uruchomić moje uśpione, pielęgniarskie zdolności!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starszy brat zakrył ciężką kołdrą pozostałości nóg.

- Nie, do grobu się nie wybieram. Póki co. Ale rad jestem, że do grobu wybrała się Lucia i... Ech, nie wiem która z nich była gorsza. A teraz warto byłoby omówić pewne kwestie, skoro jest już prawie po wszystkim... - Zamilkł, wpatrując się w Rennarda poważnie. Jakby zbierał się do poważnego wyznania. Złożył zabandażowane dłonie w piramidkę - po liczbie palców można było określić, że przynajmniej w dłoniach nie było ubytków. Edward westchnął raz i drugi, po czym machnął ręką.

- Niech to. Skocz po alkohol, tak nie da rady. Mam mętlik w głowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lucia. Lucia była o wiele gorsza. - Powiedział w przerwie zdania Edwarda. To w końcu ich była młodsza siostra była winna temu wszystkiemu. 

Kiedy rozmowa zmierzała do tej poważnej części, Rennard umilkł i wpatrzył się w brata prawie tak samo poważnie jak on.

Jednak cała sztywna atmosfera poszła w diabły.

Pomieszczenie wypełnił śmiech. Chłopak wiedział jak kończyło się wspólne picie z bratem. Razem często nie pili, ale jak już pili to do wszelkich granic.

- Braciszku! Kochany braciszku! - Powiedział śpiewająco, wstając z łóżka. - Żadna butelka nie schowa się przede mną! - Dodał i poleciał upolować parę butelek. W zasadzi nie parę, tylko tyle ile jego kieszenie i ręce pomieszczą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W posiadłości Elise był barek. Bardzo dobrze zaopatrzony barek - czego tam nie było! Wina, absynt, brandy, likiery - czego tylko dusza zapragnęła. Wracając do komnaty Edwarda, Rennard przy najmniejszym nawet ruchu wybrzmiewał stukotem szkła po rozległych korytarzach.

Brat wyglądał na zadowolonego.

- Tam, w komodzie zdaje się są szkła. Nie pytaj, jak to odkryłem. Powiedziałbym, że jak się zeszmacimy to już nie wstanę, ale - he - nawet w stanie trzeźwości bym nie wstał, więc to bez różnicy. Polewaj, bracie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Rennard otworzył drzwiczki barku, zastygł. Szczęka mu opadła. Wyglądał jak zahipnotyzowany. Gdyby jego oczy mogły świecić, to zapewne świeciłyby tak mocno jak latarnia morska. Zaczął brać wszystko to, co tylko nawinęło się na dłoń...

Wracał bardzo, bardzo powoli. Butelki miał i w kieszeniach kamizelki, kieszeniach spodni, pod pachami i w dłoniach. Nosząc tyle alkoholu, właśnie został najbardziej ostrożnym człowiekiem na ziemi. Nie przyjmował do wiadomości, że cokolwiek mógłby upuścić. To byłby dramat. 

Ostrożnie otworzył drzwi do komnaty Edwarda, łokciem. Niosąc tyle butelek, musiał wyglądać naprawdę imponująco. Albo naprawdę żenująco, jeżeli ktoś nie akceptował alkoholu. 

- Zobacz! Zobacz co znalazłem! - Powiedział podniecony, ostrożnie stąpając do łóżka. Wszedł na nie i ostrożnie przykucnął, aby odłożyć wszystkie butelki. Potem zaczął je ustawiać, aby zrobić dogodny teren do "degustacji". 

- Szkło? Co ty? W głowę ci przypadkiem za mocno nie przyrżnęli? - Zapytał kpiąco. - Tutaj będzie wielka popijawa, nie jakiś sztywny bankiet. Chlejemy z gwinta! - Zarządził, po czym pozwolił starszemu bratu wybrać pierwszy trunek do wysuszenia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę wpatrywał się w Rennarda  z mieszanką podziwu i bezgranicznego szacunku na twarzy, bo i zbroja z butelek robiła niezaprzeczalne wrażenie. Ale zaraz potem Edward się opanował, a jego wyraz stał się równie nieodgadniony co zawsze.

- Rennard, do kurwy nędzy. Jesteś teraz głową rodu. Jak już chlejemy, róbmy to z pełną kulturą. Jak na cholerną arystokrację psia jej mać przystało - zarządził. - Zaraz sam wyjdę po to szkło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak jęknął i wywalił oczy ku górze. Jakby właśnie słyszał swojego dumnego, pysznego ojca. Wstał z niechęcią i poszedł do komody. 

- Jesteś teraz głową rodu, rób to z kulturą, bla bla bla! - Przedrzeźniał brata. Kiedy wyjął kieliszki, niespodziewanie otępiał. Właśnie doszło do niego to, co powiedział Edward. Odwrócił powoli głowę, podejrzliwie patrząc na rannego brata. 

- Czyli... czyli oddajesz ród w moje ręce? - Zapytał. Mimo wszystkich tych tortur, Edward nie wyglądał jakby jego umysł zaatakowała trauma. W zasadzie to wyglądał jakby już teraz mógł zająć się sprawami rodziny. To znaczy mógłby się zająć, dopóki ktoś pomógłby mu wstać. Raczej podnieść i zanieść. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edward spojrzał na Rennarda spode łba. I po raz pierwszy widać było, że w jego oczach siedziało coś niedobrego. Pustka. Wyrażał sobą przerażające żal i bezradność, mimo kamiennego jak zawsze wyrazu twarzy. Edward został złamany i utrata nóg nie powinna mu pomóc.

- Tak jakby kiedykolwiek któremukolwiek z nas na nim zależało. To tylko trójka z nas i posiadanie rezydencji. Póki nie postanowisz mnie z niej wywalić na zbity pysk, jak najbardziej mi to wyjście odpowiada. Zresztą i tak nie mam wyboru. Dobra, dość gadania. Polewaj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To prawda, nigdy nie zależało mi na tym rodzie... - Odpowiedział. Wrócił na wcześniejsze miejsce, po czym wręczył kieliszek Edwardowi. - Nie zależało, do dzisiaj. - Dodał. Brzmiał podejrzanie poważnie. Jakby nagle włączyły się jego głęboko skrywane ambicje. 

- Matka z ojcem są martwi, Lucia nie będzie sprawiać mi problemów. Teraz będę mógł zreformować tę rodzinę! Już dawno była przestarzała, czas aby DeWettowie znów stali się znaczącą siłą w Noxus. - Kontynuował swoją poważną mowę. Chwycił pierwszą lepszą butelkę, która tylko nawinęła mu się pod rękę. Rozlał sobie i bratu. 

- Nie mogę cię wywalić, kochany bracie. Ktoś będzie musiał zapewnić dalsze życie tej rodziny. Ty w końcu jesteś płodny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edward wychylił kieliszek jednym haustem, jakby od dawna tego potrzebował. Przymknął na chwilę oczy. Również po gardle Rennarda rozeszło się znajome ciepło i lekkie pieczenie alkoholu.

- Dobra, dobra. Pogadamy później o nieistotnych pierdołach. Powiedz mi lepiej, co robiłeś jak cię nie było - powiedział, oddając kieliszek i czekając, aż Rennard znów go wypełni. Na szafce niedaleko zmaterializował się Nocturne, zajęty oglądaniem swoich szponów. Nie był widoczny dla Edwarda. Nawet uprzejmie nie wywołał niepokoju i atmosfery grozy w pomieszczeniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wypiciu kolejki, chłopak odetchnął głęboko i postukał się po klacie. 

- Uch, dobre! - Rennard również wyglądał, jakby bardzo tęsknił za smakiem alkoholu. Jednak Edward wyglądał tak, jakby pił zwykłą wodę. Wziął kieliszek od brata, po czym powtórnie napełnił obydwa. 

- Miałem takie małe przygody w Ionii. Byłem tam w sprawach biznesowych, oczywiście. Chociaż wydarzyło się o wiele więcej rzeczy niż myślałem. Istne szaleństwo. - Powiedział, po czym wręczył Edwardowi kieliszek. 

- Pozwolisz że opowiem ci w małym skrócie. Chciałem przelecieć taką jedną dziewczynę, ale zastałem ją martwą w jej domu. Potem tłukłem się z trzema kolesiami. To była pierwsza sytuacja, gdzie prawie zdechłem. Współpracowałem z Jhinem, tym pieprzniętym artyście-mordercy, który kilka lat temu spieprzył mi zlecenie. Chyba pamiętasz. Zakumplowałem się z wielkim, potężnym gwiezdnym smokiem. Uratowałem mu życie, prawdę mówiąc. Gdyby nie ja, ten świat by już nie istniał. Poznałem też Kindred. Zabiłem Vilemawa. Dostałem solidny wpieprz od Jhina. Byłem wtedy jeszcze bliżej śmierci niż wcześniej. Na szczęście uratowała mnie jakaś syrena. Uprzedzę pytanie, nie dobierałem się do niej. Ograniczyłem swoje zapędy. Chociaż buźkę miała ładną... - Sam Rennard był zdziwiony, że w tak krótkim czasie wydarzyło się tyle rzeczy. 

- No ale najlepsze zostawiłem na koniec! Oddałem swoje wspomnienia z dzieciństwa jakiemuś mistycznemu, magicznemu czemuś, które sprawiło że taki jeden czarny, latający sukinsyn stał się moim posłusznym sługą! Najlepsza oferta mojego życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od czasu do czasu kiwał głową, słuchając opowieści brata. Wychylił kieliszek i przygotował do następnego strzału. 

- Jhin? Coś chyba kojarzę. Wariat z Ionii. Kiedyś było o nim głośno, ty wiesz jak ja pogardzam seryjnymi mordercami. Cholerny przygłup. Kindred? To ci dopiero... Mało kto może się pochwalić spotkaniem Kindred. To znaczy wszyscy, ale... No wiesz, co mam na myśli. Nikt, absolutnie nikt po tej stronie. Imponuje mi ten gwiezdny smok. Nie znam nawet bagiennego, a ty wyjeżdżasz z gwiezdnym. Co ty do cholery robiłeś na Shadow Isles? 

Sam rozporządził się butelką, nalewając najpierw Rennardowi, potem sobie. Co nieco cennego trunku rozlało się na pościel. 

- To uczciwa wymiana. Chociaż tym metafizycznemu stworowi mogłeś coś dorzucić w gratisie. Wspomnienia z naszego dzieciństwa są gówno warte. No a ten czarny? Co z nim? Zmył się już? - zapytał. 

Nocturne podniósł głowę, badając wzrokiem Rennarda. Gdyby miał mięśnie twarzy, to pewnie by się uśmiechał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bo widzisz, braciaku. Ten gwiezdny smoczek był troszku chory, takie potwory jak on też się czasami źle czują, no i okazało się że uleczy go pajęczy jad... - Mówił dalej. W przerwie zdania wychylił kielona, po czym postanowił przegramolić się przez łóżko, i położyć się obok brata. 

- No i wtedy poszedłem do takiej jaskini i siup, Shadow Isles. W ogóle to wiesz jak wróciłem z powrotem do Ionii? Kuźwa... lustrem! - Widząc jak Edward ulał nieco alkoholu na pościel, Rennard parsknął gniewnie.

- Kurw... dawaj to! Ty pijana kaleko. Po trzech kolejkach już ci dobrze? - Zapytał, po czym wyrwał butelkę z rąk brata. Rennard nie mógł patrzeć na takie marnowanie alkoholu. 

- Co z czarnym? - Zapytał, zapominając już o wcześniejszym ustaleniu i pijąc trunek z gwinta. Głośno mu się po tym odbiło.

- No ty, no tam jest. - Wskazał na szafkę. - Znaczy pewnie go nie widzisz, bo ogólnie ludzie go nie widzą, dopóki ja nie każę się mu ujawnić. Co nie, ty czarna chmurko? - Chłopak gestem zaprosił ducha do łóżka.

- Dobra, Nocturne! Cho tu! Mimo wszystko tobie też należy się świętowanie. Nawet jeżeli nie masz mordy i jesteś duchem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne zgęstniał, stając się widocznym dla każdego. Podfrunął do łóżka i przysiadł, czy też unosił się nad jego przeciwleglym krańcem, uwalniając odrobinę z atmosfery grozy która zwykła go otaczać.

- I na to są sposoby, Rennard - odezwał się.

Ale Edward nie wydawał się szczególnie poruszony. Wpatrywał się przez chwilę w Nocturne'a i tak mierzyli się wzrokiem, póki brat Rennarda nie postanowił westchnąć i tym akcentem wrócić do tego, co w tamtym momencie interesowało go najbardziej - do picia. Nalał sobie do kieliszka i podsunął butelkę w stronę Nocturne'a.

- Jak tam? Chcesz trochę? - zapytał.

Upiór przysunął się i chwycił szyjkę butelki.

- Tylko nie wychlej wszystkiego.

Nocturne zabrał dwa z kieliszków, które zostały jeszcze w szafce. Nalał alkohol do jednego, a drugim go zakrył i chwycił konstrukcję z góry i z dołu. Alkohol w środku zaczął parować, aż nie pozostała ani kropla cieczy. Wtedy Nocturne zdjął górny kieliszek i wciągnął chmurkę alkoholu potencjalnie przez miejsce, w którym powinny znajdować się usta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak z zaciekawieniem obserwował, co też wyczynia jego upiorny sługa. Kiedy alkohol zmienił swój stan, Rennard skwasił lekko minę. Położył głowę na ramieniu Edwarda.

- Widziałeś? Nawali się oparami... - Wybełkotał. 

Chłopaka nagle naszła pewna myśl. Podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął rozglądać się po reszcie butelek. Drapał się po brodzie, w zastanowieniu.

- Tylko że tu taki problem jest mały. Bo ja te butelki... to po moich wyliczeniach wyszło, że one to idealnie na dwie osoby są. Nie brałem pod uwagę jeszcze jednej mordy. Więc... - Chłopak ostrożnie sturlał się z łóżka i powoli wstał, opierając się o nie.

- Więc trzeba iść po więcej! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ta zabawa zaczyna mi się podobać - mruknął Nocturne i zniknął. Posłusznie poszedł zdobyć szlachetne bądź mniej szlachetne trunki.

- Najczęściej masz posrane pomysły, Rennard - skomentował Edward. - Ale ten koleś jest niezły. Naprawdę niezły. Dobra, co to ja miałem? A tak. Słuchaj... Ja wiem, że między nami nie zawsze było tak jak powinno. Wiesz, matka, ojciec, te sprawy... - Przerwał, zabierając butelkę. Puste szkło spadło na podłogę, ale się nie rozbiło. Edward machnął ręką, z wolna tracąc refleks i wziął porządnego łyka, uprzednio chwytając butelkę za szyjkę. Zapatrzył się na chwilę przed siebie.

-... No dobra, zmierzam do tego, że... No nie zawsze byłem dobrym bratem. Byłem paskudny, wiem. Wybaczysz... mi to? - Powoli zaczynał też plątać mu się język.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, ej zaraz! To ja miałem iść po następne flaszki! - Krzyknął z niezadowoleniem. Fakt faktem sam już powoli wchodził w stan upojenia, toteż powtórzenie przyniesienia tylu butelek naraz pewnie skończyłoby się katastrofą. 

- On niezły? Znasz go od dwóch minut! Jest koszmarny, dosłownie! - Po krótkiej chwili znów przysiadł na łóżku. Odetchnął głęboko. Zaczął słuchać Edwarda. Milczał, z racji tego że zeszli na poważny temat. 

- Edward, ja to się teraz wzruszyłem - Odpowiedział, wycierając powieki. - Też nie byłem idealny, wiem! Przynosiłem wam wstyd nie raz. Wiesz czemu? Bo chciałem... bo chciałem żebyście zwrócili na mnie uwagę! 

Chłopak zaczął czołgać się po łóżku, w stronę brata.

- Cho no tu! Dawaj pyska! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zacznij go troszeszke doceniać, Rennard... Wiesszz, jemu pewnie też nie jest łatwo. Może nie kochała go mamusia? Jak nas? - zapytał, niemal płacząc i gestykulując jakby mu miały wypaść ręce ze stawów. Objął brata w niedźwiedzim uścisku.

- Ja wiem, Rennard. ja wiem. Ja juszsz teraz szystko rozumiem. Szystko. Ty cierpiałeś w tym domu! Odosobniony i odizolowany... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja bym gho doseniał! Naprawdę chsiałbym go doseniać! No ale... aaale ten parszywy stwór mnie straszył i w ogóle...

Uścisk brata był naprawdę mocarny. Edward do słabych nie należał, ale każdy wie że alkohol zwiększał siłę przynajmniej z dziesięć razy.

- Brasie, jak ja pomysł mam! - Odezwał się po krótkiej chwili. - Chośmy do... burdelu! Ja cię zaniosę!

Długo mam czekać na jebany odpis? : )

Edytowano przez White Sheep
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do burdelu co prawda nie poszli, ale pili do samego rana. A przez cały następny dzień odczuwali tego skutki.

Ani młodsza siostra DeWettów, ani ich matka już nigdy nie wróciły do świata żywych. Rennard jako głowa rodziny przejął posiadłość i doprowadził ją do stanu używalności po burzliwych wydarzeniach w Noxus, a po paru miesiącach, choć z trudem, udało się nawet znaleźć służbę. W nieco skromniejszym składzie.

Edward wyruszył do Zaun celem skombinowania sobie sztucznych kończyn. Słuch zaginął po nim na długie miesiące, aż wreszcie wrócił, z nowymi kończynami i kompletnie spłukany. Christine dalej zamieszkiwała rezydencję rodzinną DeWettów.

Nocturne wkrótce opuścił Rennarda, zostawiając w spokoju jego duszę i umysł, w zamian za oddanie mu w posiadanie podziemi rezydencji. Od czasu do czasu dochodziły stamtąd co prawda dziwne dźwięki, ale to mała cena za wolność.

Od czasu do czasu, w cieniu jednego z przystrzyżonych drzew w rezydencji DeWettów stawała wysoka postać w masce. Zawsze nocą, zawsze gdy nikogo nie było w pobliżu.
Jhin lubił sobie wszystko dokładnie zaplanować. Czasem znikał na długie miesiące, by potem znów pojawiać się przez następne kilka nocy. Czekał na idealny moment i zamierzał tak czekać jeszcze przez kilka lat, z wolna uświadamiając Rennarda, że zamierza rzucić mu rękawicę.

Po wszystkim ród DeWettów wygasł i tak oto kolejne nazwisko figurujące na tabliczkach mauzoleów zniknęło z arystokratycznego życia Noxus.

 

  • Nie lubię 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...