Skocz do zawartości

Polowanie na smoka (Ares Prime)


Varthy

Recommended Posts

Olo wstąpił szybko w chmurę pyłu, jaka wydostała się spod zgliszczy zawalonego budynku i przysłaniając buzię kopytkiem, coby tego nie wdychać, począł szukać czegoś czym mógłby rzucić w smoczysko. Po chwili kopytko natrafiło na dość pokaźny kamień albo cegłę, widoczność nie pozwalała dokładnie określić. Olo wylazł skulony z chmury, cały pokryty szarym popiołem i umazany czarną sadzą. Nie zwlekając długo, cisnął znalezionym kamulcem nieco przed bestię. Ta przyjęła rzut na lewe skrzydło. Smok obrócił gwałtownie łeb i spojrzał co się dzieje. Oto masywny, niski kucyk w zbroi i szyszaku stał samotnie pośród ognia, ruin i uciekających cywili, rzucając głośno obelgi pod jego adresem. Wyglądało to jednak na dość oczywistą pułapkę. Smok wyszczerzył kły, otworzył paszczę i w jednym momencie posłał w Łamignata potężną kulę ognia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 89
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Pierwej to ja napierw uciekom przed tą kulą łognia piekielnego, na nieco bardziej przyjazny grunt. A jak mi się jakimś cudem udo to robię tak: - TE SMOKU!!! TAKI CWANIOK Z CIEBIE, ŻE INO OGNIEM UMISZ PLUĆ?! CHO NO TU I POKOŻ TE SWOJE MLECZOKI, ŻEBYM CI JE MÓGŁ WYBIĆ! CO?!! BOISZ SIĘ MAŁEGO KUCA! TCHÓRZLIWO GADZINO, WRACOJ TU I WOLCZ JAK ŁOGIER!!! Oddalam się od cywili aby mogli uciec za barierę, Po czym rzucam w niego kolejną cegłą, i dobywam swojej rąbanicy, i zastanawiam się jakby tu wyyjść z tego w jednym kawałku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olo szybko skoczył susem w bok, gubiąc szyszak. Kula ognia przywaliła o glebę i rozeszła się na boki. Łamignat czuł, jak przypala mu się grzywa. W mieście unosiło się już tyle dymu, że widoczność stawała się już naprawdę słaba. Wokół waliło samą spalenizną i zwęglonymi ciałami. Każdy dom naokoło płonął, zawalił się, lub został z niego tylko czarny, zwęglony szkielet. Upadek Canterlot to straszny widok... ale teraz trzeba było się skupić na smoku. W odpowiedzi na kolejne wezwanie Ola, bydlę warknęło gniewnie, a jego głos odbił się echem po całym Canterlot. Smok zarzucił łbem i już szykował się do posłania kolejnego ognistego podmuchu, gdy nagle uderzył go wielokolorowy snop świetlistej energii. Bestia zawyła, zakrywając łeb łapskami i zatrzepotała skrzydłami, po czym wzbiła się wysoko w powietrze. Olo odwrócił głowę. Na najwyższej wieży w pałacu stała ona. Cudowna księżniczka Celestia. Jej wspaniały róg błyszczał się i świecił, otoczony tą samą wielokolorową energią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cholibka... ja ten szyszak bardzo lubiłem... służył mi za łochronę głowy, i za talerz, a roz nawet za nocnik, jak mnie kiedyś przycisnęło, jak się nażarł wilczych jagód. Ale teraz to byłem skupiony na ucieczce, przed ogniem, mając nadzieję na przeżycie, i że choć część kucy zdoałała się uratować. Mom nadzieję że będę się do nich doliczał.. W chwili gdy smoczydło już miało znowu plunąć ogniem, chciałem choć raz go zranić ciskając w niego toporzyskiem, a tu ni z gruchy ni z pitruchy, jak coś w niego nie walnęło, to ino się ogonem zakrył. Toć to princessa Celestia, najkochańsza, niech wieczne będą jej rządy! Ufff... łacaliła kuper zacnemu, i pewno głupio łodważnemu Olowi. Szkoda że smok jest wysoko, ni ma szans co bym go trafić. Ale teroz to trza stąd się zabierać. Bierę więc topór, i za jego pomocą przebijam się przez pogorzeliska, wypatrując jednocześnie jakiś ocalałych, co mogą pomocy potrzebować. Mom nadzieję że choć paru więcej się uratowało, dzięki tej mojej dywersji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pył był tak gęsty, że Olo mimowolnie zaczął ciężko kasłać i się krztusić. Po chwili, z popiołowej mgły wyłonił się Dhok, a za nim Milo, Dibbin i Fibbin. - O, chłopie. Dobrze żeś cały, ale nigdy nie rób takich wyskoków wincy - parsknął zasapany Dhok, również pokasłując co słowo. - Może lepiej zwiewać zawczasu pod barierę Celestii, a nuż zachce mu się wrócić - rzucił Milo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hy hy.. kochane chlopoki. - Khe..kehe...Zapamintajta jedno... żadnego Bonecrushera nie da się zabić tak łatwo..keh..khe.. - mruknałem naprawdę zadowolony widząc kompanów. - Ale rację masz młody Milo, lepiej spierniczajmy pod barierę, pókiśmy cali! Nu i zaczeliśmy spierniczać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*A ta walka wydawała się być ciekawszą, niż na początku. Szkoda tylko, że została przerwana. Smok zionął, smok palił... robił wszystko ku uciesze swej pustej duszy... ku uciesze swych żądz i domagań, by odzyskać TO... szkoda tylko, że tak mu przerwano! I nie był to nawet kolejny głupi śmiałek, który myślał, że jest w stanie cokolwiek zrobić... oj nie, ten to był jedynie kolejnym małym elementem tego świata, który stał na drodze, niczym kamyk w bucie. Nic nadzwyczajnego, tylko lekko irytujące.*

*Przeszkodą okazała się Celestia. Jedyna na tyle potężna istota w mieście, by umieć przebić się przez jego łuski. Dało się to poczuć! Pocisk skierowany w niego, trafił gdzieś w okolicach obojczyka, znacznie odsłaniając go i odrywając łuski. A był to tylko jeden trafiony cios! Strach pomyśleć, co by było, gdyby oberwał seryjkę...*

*To jest ta chwila - pomyślał - Gdy trzeba przemyśleć strategię... I poleciał wysoko do góry! Teraz był w miejscu, gdzie mało kto mógł się zapuścić, na wysokości chmur. Zatrzymał się i czekał na to, na co miał czekać... Oto tuż przed nim wyłoniła się Księżniczka w całej swej okazałości. Róg był zapalony, co świadczyło o tym, że zaklęcie bariery wciąż było aktywne.*

-Och... - *Rzucił dramatycznie smok.* -Czyż to nie jest ta, o której mówią wszystkie legendy? Czyż to nie jest wielka władczyni... Celestia?

*I wyszczerzył się złowieszczo. Po chwili jednak jego uśmiech zniknął, a on sam przestał odgrywać dramatyczne sceny.*

-Masz coś mojego... - *Rozpoczął całkiem poważnie.* -A że teraz musisz bronić miasto... to ta walka szybko się zakończy!

*I nim zdołała coś powiedzieć, zawył z całych sił. Jego żyły zaczęły pompować całą krew dziesięć razy szybciej. Skóra napięła się do granic możliwości, a oczy spowiła czerwień. O tak... Volhaler (ze smoczego "Złoty syn" - tak się zwał smok - przeszedł w tryb furii. Teraz nie mogło go nic zatrzymać... ani rany, ani nawet śmierć. Był tylko on i ta, która skradła jego skarb!*

*Walka mijała szybko. Volhaler wysyłał każde kolejne ogniste kule, które rozbijały się o tarczę wokół Celesti. Ta nie pozostawała mu dłużna i celowała w niego kolejnymi uderzenia energii. Każde trafienie odrywało kilka łusek, ale także bardziej złościło smoka.*

*Cios za ciosem i zaklęcie za zaklęciem. Łusek mniej i tarcza coraz bardziej zniszczona... walki kresu nie było widać, chociaż...*

*Smok szybował z maksymalną prędkością. Jego prawa łapa wycelowana była prosto w tarczę. Nie zważał już na rany. Każdy kolejny strumień energii, jedynie uderzał w niego i jakby przechodził obok. Jak gdyby prędkość i gniew tworzyły jego własną barierę... aż doszło do zderzenia. Jeden cios, po całej serii ataków i całej długiej walce. Jeden, by rozbić tarczę i uderzyć w cel... jeden, by posłać oboje gdzieś daleko od siebie.*

*Zaraz po zderzeniu, doszło do wybuchy. Reakcja obronna tarczy, wysłał sumień mocy, który odrzucił Ksieżniczkę i Volhalera w przeciwne strony. Celestia leciała w dół, jakby bezwładnie... po chwili jednak złapali ją strażnicy, którzy przyglądali się walce. Smok nie miał jednak tyle szczęścia. Wybuch posłał go daleko, poza horyzont... dosłownie leciał w nieskończoność... każda myśl i każde wspomnienie leciały przez jego głowę... bezwładne ciało próbowało coś robisz...*

Czy umrę w taki głupi sposób... czy nie odzyskam mojego skarbu?

*Gdy już zaczął lecieć w dół, przez głowę przeszła ostatnia myśl...*

Zemsta smakuje tylko... gdy się ma o co walczyć...

*I uderzył prosto w ziemię. Jego ciało przetrwało uderzenie, a umysł wciąż był sprawny. Ha... przeżył i nawet dorównał jej... tylko teraz pozostała kwestia tego, że ona może w każdej chwili odzyskać siły...*

-Nie! - *Krzyknął w próżnię.* -Tak nie będzie!

*I zebrał w sobie całą energię, by zebrać się na nogi. Spojrzał na swoje ciało... brakowało wielu łusek, ale to żaden problem... odzyska je za dzień, czy dwa. Problemem był fakt, że miał kilka ran, które widocznie wniknęły z uderzeń w gołe ciało... Tych ran raczej tak szybko nie wyleczy. Ale coś za coś. Spojrzał jeszcze tylko na swój ogon - piękny ogon, który niczym rybi posiadał ozdobną płetwę... teraz był lekko naderwany...*

-Pływać się chyba da... - *Rzekł do siebie i wskoczył do najbliższego jeziora, które było w zasadzie tuż obok. Ono bowiem zaprowadzić go miało do domu, a chłodna woda była ulgą dla ciała i ducha...*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na ulicach Canterlot znów zapanowała wrzawa i chaos. Wszyscy ocaleli ruszyli tłumnie w kierunku pałacu, byle tylko dostać się pod magiczną tarczę Celestii. Sama księżniczka wyskoczyła sprzed paru chwil w górę, najpewniej podążywszy za uciekającym smokiem. Po chwili, głęboko ponad chmurami rozległy się huki i grzmoty, a na niebie zaczęły pojawiać się dziwne światła i zjawiska, co świadczyło o toczonej tam walce. Po chwili księżniczka runęła poprzez chmury i poszybowała bezwładnie w dół. Na szczęście, w porę została pochwycona przez czyhających w pogotowiu strażników i odprowadzona z powrotem do pałacu. Cóż to musiał być za pojedynek! Po chwili w niebo wzbiły się kolejne chmary pegazów, tym razem byli to dobrze opancerzeni, uzbrojeni w łuki żołnierze w barwach Cloudsdale. Widać cała Equestria zmobilizowała swoje siły przeciwko okrutnej sile, która dręczyła ich stolicę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oglądajac walkę księżniczki Celestii ze smoczydłem byłem pod tak wielkim wrażeniem że aż szczena opadła.

Zdjąbym szyszak z szacunko do naszej łumłowaniej władczyni gdyby ni to żem go zgubił.

Ale widok spalonego Centerlotu był straszliwy... tyle zniszczeń, i zobitych na śmierć. Aż się płakać chciało.

Pewno tyroz ilość ochotników na wyprawę na smoka się zmienjszy, ale Olo nie zrezygnuję! Pójdę, i albo zginę ja, albo ten smok! Nie będzie tak że gadzina przylatuje, podpola, i zabija bezkarnie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spod tarczy wyleciał pegaz w zbroi królewskiej straży.

- Mieszkańcy Canterlot! - zawył, a jego głos odbił się szerokim echem po spopielonych zgliszczach. - z rozporządzenia kapitana straży, każdy kucyk ma natychmiast udać się w górę miasta, pod pałac księżniczki! Porzućcie wszelkie bogactwa i kosztowności oraz zbędne dobra materialne. Zabierzcie tylko to co niezbędne!

Wrzawa panująca w tłumie nieco zagłuszała jego polecenia.

- Uformować się w kolumnę! Nie rozpraszać się! - darł się strażnik, z góry obserwując mobilizację tłumu.

Olo z ulgą stwierdził, że jego rząd zbliża się już coraz bardziej do granicy tarczy. Po chwili, przed oczami stanęła mu przezroczysta, świetlista ściana energii. Kucyk spojrzał ukradkiem na towarzyszy; Dhok wahał się chwilkę, zanim wstąpił do bezpiecznej strefy miasta. Olo również postawił krok. Nagle jego bóle dziwnie zniknęły, a ciało przeszył chłodny, niepokojący dreszcz. Po chwili wszystko ustąpiło. Byli pod kopułą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ni powim żeby przejście przez tę pieruńską barierę było przyjemne, ale jakżeśmy wreszcie przeszli przez nią, poczułem się ciut bardziej bezpieczniejszy.

Wyjąłem z plecaka zapasowy krótki ręcznik, com go używoł zwykle do polerowania toporka, i zbroi i zaczęłam wycierać się z nadmiaru sadzy i pyłu. Piso krew, jak ja teraz zbroję doczyszczę z tego brudu...

I idę tak ku pałacowi starajac się choć trochę wyczyścić z sadzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dhok rozejrzał się z zadumaną twarzą.

- Wszyscy cali, jak mniemam? Olo, Milo, Dibbin, Fibbin... jasna cholibka, robi się coraz ciekawiej.

- Jeśli ciekawym wydarzeniem można nazwać spalenie połowy miasta i jego mieszkańców przez smoka-psychopatę, to tak, robi się coraz ciekawiej. - burknął z ironią Milo.

- Ubić smoka, łubudubu - zaśpiewali chórem Dibbin i Fibbin.

- Tak, wypadałoby teraz iść do jakiejś szychy i zgłosić się na wyprawę, co myślicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z lekką krytyką spojrzałem na bliźniaków. Jo osobiście cenię subie łodwagę, u siebie , i u innych, ale od odwagi do głupoty niedaleka droga wiedzie.

- Hieh... przyśpiewki zachowojcie jak gadzina byndzie martwa, braty. - odparłem do bliźniaków.

- Łostatni roz jok tu byłem, to goście co wzywali chojraków na zamówieniem to mieli siedzibę gdzieś przy pałacu, bodojże w zachodniej części. Ale teraz kto wi... - wzruszyłem marmionami, i wywaliłem ubrudzony ręcznik w diabły. - Może się rozdzielmy i poszukojmy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Milo chyba chciał coś powiedzieć, ale jego zamiary pokrzyżowało pojawienie się niespodziewanego gościa. Między Dibbinem i Fibbinem nagle znikąd pojawił się niebieskogrzywy pegaz o twardych rysach pyszczka; Olo widział już go wcześniej, ale dopiero po chwili skojarzył - to był Rapid Wind. Ten sam, który wstawił się za szlachcica, którego Łamignat pozbawił zębów.

- Jeśli chcecie dostać się do ekspedycji, chodźcie za mną - powiedział chłodnym tonem i bez dalszych słów obrócił się i pomaszerował w stronę pałacu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ło porszę... toć to tyn ochroniorz od elecancika. Też przeżył co osobiście mni nie dziwi.

Hm.. skoro wi gdzie są zapisy to chyba warto go posłuchoć i pójść za nim.

Spojrzałem pytająco na Dhoka, w końcu on tu teraz jest moim szefem, ale chyba postąpi tak jak jo bym pustąpił - czyli pójdzie za pegozem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...