Skocz do zawartości

[Pojedynek] dinokuba vs. Nocturnal Light


Recommended Posts

- Z jednego placu boju na drugi... cóż, taka praca.

Mruknął pod nosem Hoffman zmierzając w kierunku kolejnej areny na której lada moment miał rozpocząć się następny pojedynek. W końcu dotarł na miejsce, po czym szybko otworzył wrota areny i wszedł na podest gdzie miał zamiar zaczekać na kolejnych śmiałków.

- Że też akurat teraz musiały zepsuć się wszystkie zegary. To chyba przez tą magię która emanuje z tego miejsca.

W trakcie czekania na następnych uczestników Hoffman jeszcze raz sprawdził czy arena jest należycie przygotowana a potem z nudów spróbował jakoś naprawić swój zegarek jednak na wiele się to nie zdało (tak jakby uderzanie w przedmiot kiedyś poskutkowało). W końcu usłyszał kroki co oznaczało, że nadszedł ten moment.

 

 

 

rain_of_thousand_flames_by_twilightsquar

 

 

 

 

 

Nadszedł czas rozpocząć kolejny pojedynek! Tym razem na przeciw siebie stają: dinokuba i Nocturnal Light! Dinokuba który sam o sobie mówi, że ma dobre pomysły jednakże rzadko kiedy mają one okazję ujrzeć światło dzienne. Poza tym wiemy o nim, że posiada bardzo dobrą średnią ocen w szkole co bez wątpienia jest godne podziwu. Po drugiej stronie areny widzimy Nocturnal Light, o której wiemy, że w wyniku stopniowo nabieranej bierności życiowej wielkie plany które miała zrealizować ostatecznie lęgły w gruzach, ale to nic, gdyż jak sama uważa - jest idealna. Bez wątpienia szykuje się ciekawy pojedynek!

Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak oficjalnie otworzyć pojedynek! Nie byłbym sobą gdybym nie przypomniał o zasadach, jednocześnie pragnę życzyć powodzenia i mam nadzieję, że publiczność nie będzie się nudzić.

 

 

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na arenie panował gwar. Widzowie czekali na kolejny pojedynek, wymieniając między sobą głośne opinie dotyczące ostatniego, po którym pozostały ledwo już widoczne szkarłatne plamy zasypane piaskiem.

W ciemności jednego z wejść pojawiła się zakapturzona postać ze świecącymi, żółtymi oczami. Po chwili dokładnego lustrowania otoczenia Nocturnal Light wkroczyła na arenę. Ubrana była w białą tunikę, poprzecinaną licznymi pasami zawierającymi różnej wielkości ostrza i sakiewki. Jej nogi okrywały czarne spodnie, od łydek zaś zaczynały się długie, skórzane buty, z ukrytymi kieszonkami - na noże. Nocturnal Light zdjęła kaptur. Oczom publiki ukazała się twarz z dużymi żółtymi oczami podkreślonymi czarną linią i złośliwym uśmiechem ukazującym spiłowane, równe zęby. Odrzuciła długie, rude włosy i oparła się o ścianę areny, czekając na przeciwnika. Rozprostowała długie palce jednej ręki i z dłoni uniósł się zielony, jaskrawy dym, z którego uformowała się wielka żmija. Kilka razy oplotła swoją właścicielkę, po czym rozwiała się. Z drugiej dłoni wystrzeliła druga dymna żmija, która wsunęła się po ścianie na widownię i rozwiała się po uprzednim ataku na kilku widzów - na szczęście dla nich była niematerialna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po jakimś czasie w przeciwnym wejściu pojawił się drugi kombatant, lewitując za sobą 3 książki. Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to siedzące na jego ramionach duże ptaki, z którymi wydawał się rozmawiać. Jeden z nich przypominał feniksa, tylko był jakby prymitywniejszy- posiadał w miarę długi ogon, z którego wyrastały pióra, po dwa pazury widoczne na obu skrzydłach i zęby wystające z dzioba. Drugi wyglądał jak duży jastrząb, z metalicznie połyskującymi piórami. Postać zakomunikowała coś do nich w dziwnej kombinacji skrzeków i pisków, i oba odleciały. Teraz można było lepiej przyjrzeć się przybyszowi- był w miarę wysoki, miał głęboko czarne włosy, takie same wąsy i krótką brodę. Jedno jego oko było na pewno brązowe, ale drugie było zasłonięte przez iście piracką przepaskę. Był ubrany w podniszczoną, czarno-białą koszulkę, na którą nałożone były różne kawałki pancerza, a na plecach znajdował się kołczan z 9 strzałami, na których jaśniały różne wzory, i długa rączka od... czegoś. Na nogach miał podniszczone spodnie 3/4, parę ciemnych adidasów i kilka kolejnych kawałków pancerza, a do pasa miał przypięty miecz, składany łuk i kilka sztyletów, zaś obok zwisała mała, pomarańczowa torba. Wyszedł trochę dalej na arenę podskakując i kręcąc piruety, ku zdziwieniu widowni. Jego książki lewitowały kilka metrów za nim. W końcu stanął, wyciągnął z torby czarną rękawicę w czerwone wzory i nałożył ją na rękę, po czym dobył nią miecza. Klinga zaczęła emitować dziwną, czerwoną poświatę, natężającą się z każdą minutą. Przybysz drugą ręką odpiął od pasa dwa sztylety i podrzucił je w górę. Zawisły one na chwilę w powietrzu, po czym zaczęły się bardzo gwałtownie wznosić, aż zniknęły z pola widzenia.

Tak przygotowany mag spojrzał na przeciwnika.

-Panie przodem- powiedział i przybrał pozę bojową, czekając na atak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiech ani na sekundę nie zszedł z jej twarzy. Odsunęła się od ściany i zbliżyła do środka areny, po czym ukłoniła się, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.

-Jak pan sobie życzy- odrzekła.

Pstryknęła palcami, co spowodowało pojawienie się małego, zielonego, plazmatycznego wężyka, który spełznął na ziemię i zniknął. W miejscu którego dotknął zajarzył się pentagram. Wzięła jedną z sakiewek i wyjęła z niej garść białego, lśniącego piasku. Otwarła dłoń i zdmuchnęła piasek na mały pentagram, który wcześniej nakreśliła. Wzięła jedno z ostrzy i nacięła skórę na dłoni, po czym upuściła kroplę krwi na kopczyk. W jej rękach pojawiły się migoczące, pulsujące zielono-fioletowe światła. Ziarenka piasku zaczęły wirować tworząc wąską kolumnę, z której po chwili ukształtowała się duża, czarna postać. Nocturnal zbliżyła się do kolumny i kopniakiem zatarła pentagram, po czym szybko odskoczyła. W tym miejscu pojawił się oślepiający błysk, po którym na piasku wylądował duży stwór, aparycją przypominający panterę. Stworzenie pokryte było czarnymi łuskami, poprzecinanymi zielonymi, fluoryzującymi żyłkami. Miał dwie pary jarzących się na zielono oczu. Zwrócił głowę ku postaci z książkami i skoczył na nią, obnażając kły. Nocturnal Light czekała na ruch oponenta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bestia zaatakowała z impetem, celując prosto w maga. Chybiła. Odwróciła się i znowu zaatakowała. I jeszcze raz. I jeszcze raz.

Dziwny przybysz unikał ciosów w czymś, co chyba można by było nazwać tańcem. Podskakiwał, obracał się, biegał i raz na jakiś czas pomagał sobie mieczem, kiedy stwór prawie trafiał. W pewnym momencie zaczął śpiewać- dla normalnych śmiertelników brzmiało to jak bełkot, ale wprawne ucho mogło wychwycić słowa zaklęcia. Po chwili, nie przerywając anni tańca, ani śpiewu, wyciągnął ze swego kołczanu strzałę z bardzo długim grotem i dwoma ostrzami wystającymi na boki u jego nasady. Wciąż się nie zatrzymując, podwinął rękaw drugiej ręki i wbił tam jedno z tych ostrzy, co wywołało rozjaśnienie wzorów na strzale, które po chwili zaczęły emitować czerwone światło. Podczas kolejnego ataku bestii mag wbił strzałę w jej skórę, na co ta prawie natychmiastowo zareagowała konwulsjami. Dalej śpiewając zatrzymał się i machnął ranną ręką, rozbryzgując krew na niezłą odległość. W końcu przestając śpiewać uderzył w ziemię, wywołując kilka wstrząsów i dziwną falę energii. Po chwili krew naokoło wciąż drgającego stwora wsiąkła w ziemię, w jakiś sposób ciągnąc stworzenie ze sobą. Kiedy zostało już w całości pochłonięte, ziemia w tamtym miejscu zaczęła się jakby kotłować, można było też ujrzeć dziwną czerwoną poświatę. Mag, na widok udanego zaklęcia, uśmiechnął się i zwrócił uwagę na resztę krwi, której nie użył do ostatniego czaru, a także na tą, która dalej wyciekała z jego ręki. Otworzył swoją torbę, z której wypełzł wąż zrobiony z bandaży, który szybko oplótł jego rękę. Kiedy to miał już z głowy, skupił się na czerwonych kałużach tu i ówdzie, które z jakiegoś powodu okropnie go denerwowały. Podniósł całą krew za pomocą psychokinezy, po czym wręcz namalował za jej pomocą koliste wzory w centrum areny.

-Od razu lepiej- rzekł do siebie i przygotował się na odparcie kolejnego ataku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Rozumiem troskę o warunki sanitarne, ale w ten sposób ginie cały klimat. -Powiedziała Nocturnal Light, trochę zawiedziona. Wyjęła z jednego z pasów pięć ostrzy ozdobionych obsydianami. Rzuciła nimi i wbiły się w ziemię dookoła maga. Kamienie błysnęły i zanim mag zdążył zareagować, z ostrzy wystrzeliły cienkie, świetliste kolumny. z ziemi wysunęły się cienie i powoli zaczęły przybierać niewyraźne kształty, coraz szybciej wirując. Pojawiły się szepty, a obok wiru utworzył się drugi, wzrastający w miarę zanikania poprzedniego. Wir tworzył się, pobierając energię od maga. I oto wyłoniła się z niego para czarnych, skrzydlatych skrzydeł, podobnie jak łuski przywołanej bestii - ich pióra poprzecinane były zielonymi żyłkami. Szepty ucichły, a razem z nimi zniknęły cienie. W miejscu w którym wcześniej był wir, lewitowała wysoka postać ubrana w fioletowo-srebrną zbroję ozdobioną szmaragdami. Czarny, poszarpany płaszcz powiewał na wietrze. Postać zdjęła kaptur i oczom wszystkich obecnych na arenie ukazała się żółtawa czaszka ze świecącymi na zielono oczami. Nocturnal ukłoniła się przed przyzwanym, który odwzajemnił ukłon. Odwrócił się w stronę przeciwnika, uniósł dłoń i strzelił w niego zielonym promieniem. Nocturnal Light dołączyła się do niego, strzelając kryształowymi odłamkami w maga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

-Raaaaany...-powiedział do siebie zawiedziony mag i znowu zaczął swoje dziwne uniki. Wiedział jednak, że przed tymi atakami długo nie ucieknie. Odlewitował więc od siebie swój miecz i chwycił "coś" przyczepione do jego pleców. Wyciągnął to przed siebie i mechanizm ruszył i po chwili czarodziej trzymał w ręce ogromny młot, niczym z gier komputerowych. Z pomocą umiejętności lewitacyjnych skoczył w stronę dziwnego stwora i wybił go młotem w stronę miejsca zniknięcia ostatniej bestii. Kiedy szpetna czacha próbowała się podnieść, została wchłonięta tak jak jej poprzednik, po czym poświata i kotłowanie zniknęły. Nasz bohater pewnie by się ucieszył, gdyby nie to, że nieźle oberwał podczas tego wyczynu i teraz leżał na ziemi. Zauważył, że przeciwniczka wstrzymała ogień.

Brak zabijania.

Uśmiechnął się do siebie.

1

Koło przeciwniczki z ziemi wystrzeliła duża, dziko-podobna bestia z krwistoczerwonymi oczami, wyrzucając ją z impetem w stronę środka areny.

2

Zanim zdążyła się otrząsnąć, została uderzona przez coś z metalowymi piórami. Uderzenie było potężne i wyrzuciło ją w bok, gdzie jednak czekał już kolejny agresor.

3

Ofiara zderzyła się w powietrzu z kolejnym, rozpędzonym i rozżarzonym do białości niezidentyfikowanym obiektem latającym, wybijającym ją w drugą stronę. Stworzenia na zmianę uderzały ją z obu stron, raz po raz zadając obrażenia i przekierowując jej lot, aż znalazła się dokładnie nad środkiem areny.

4

Sztylet, które nasz mag wylewitował w niebo na początku walki, spadły z prędkością dźwięku prosto na przeciwniczkę, przybijając ją do podłoża, ale nie zabijając.

5

Mag skupił się i aktywował krwawy krąg, który stworzył kilka chwil temu i na którego środku znajdował się cel. Ziemia wewnątrz okręgu stała się tak czarna, jak tylko czarny może być, a jego brzegi zaczęły jarzyć się jak neony. Z mrocznej tafli zaczęły wynurzać się rzeczy. Ręce. Szpony. Łapy. Macki. Ogony. Kopyta.

Wszystkie one chwyciły ofiarę i trzymały ją w miejscu, powoli wysysając jej energię.

-Szach- powiedział nasz bohater, zadowolony z tej kombinacji. Wiedział, że taki mag jak jego przeciwniczka wyswobodzi się pewnie pierwszym ruchem. Miał to gdzieś, jest ona teraz ciężko ranna. Tak jak on.

Wstał i sięgnął do swojej torby, wyciągając 3 zwierzęce ciastka. Jedno rzucił swojemu ptakowi stymfalijskiemu, drugie fenixoidowi, a trzecie stworowi przyzwanego z energii dwóch ofiar. Potem przylewitował do siebie kruczoczarną książkę, otworzył mniej więcej w połowie i zaczął czytać pod nosem tekst długiego zaklęcia, mając jednocześnie w pogotowiu swój łuk. Rany, dawno nie stracił takiej ilości energii.

Post Scriptum: sorry za długą przerwę, ciężki tydzień. Teraz byle do końca piątku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dłoni Nocturnal wystrzelił zielony płomień, który zwęglił łapę trzymającą jej rękę. Uwolnioną kończyną sięgnęła do sakiewki. Musiała się spieszyć, bo stwór przerażająco szybko zżerał jej energię i wysysał życie. Otwarła dłoń - kopczyk lśniącego proszku rozwiał się, a jego drobinki zaczęły opadać. Roznieciło to ogień o zielonych płomieniach, które nienaturalnie się wiły. Kończyny więżące zawodniczkę puściły ją, zwijając się w agonii. Chwilę później został z nich tylko popiół. Nocturnal Light sięgnęła do swojego boku. Wyrwała nóż, czemu towarzyszył zduszony jęk. Ucisnęła ranę. Nóż w jej ręce rozsypał się w pył. Z wysiłkiem wstała i otarła twarz, chwiejąc się na nogach. Wyjęła zza pasa jedno z ostrzy i nacięła nim palec. Kropla krwi upadła na ziemię. Popiół z podłoża wzniósł się i zawirował dookoła niej. Kiedy opadł, spojrzała na oponenta i uśmiechnęła się szeroko, szczerząc zęby. Te nagle zaostrzyły się i urosły, podobnie jak szerokość uśmiechu. Jej oczy wypełnił jaskrawy, zielony kolor, a źrenice stały się wąskie. Uniosła dłoń - zamiast paznokci palce zakończone były szponami. Włosy sczerniały i przekształciły się w węże. W dłoni pojawiła się kula światła, jarząc się oślepiająco. Niebo przecięły małe, podłużne kształty. Jej uniesionej ręki uczepił się niewielki gad z błoniastymi skrzydłami. Ciało smoka pokrywały czarne, opalizujące łuski, a w ślepiach płonął ogień. Na ramieniu Nocturnal zasiadł drugi, turkusowy - jego oczy jarzyły się na żółto, u jej stóp zasiadł czerwony gad z czarnymi oczkami. Wyszeptała kilka słów w dziwnym, chrapliwym języku, a dwa ze smoków szybko i zwinnie wzbiły się w powietrze. Dopadły ptakowatych stworzeń zajętych jedzeniem ciastek. Zakłębiło się, a po chwili było widać zwycięzców - z ofiar nie zostało wiele, smoki zaś dumnie powróciły do właścicielki i w locie chwyciły kawałki mięsa rzucone przez nią. Otrzymawszy nagrodę zajęły miejsce pod ścianą dzielącą arenę od widowni. Czerwony smok rzucił się na przeciwnika i wyrwał mu księgę z rąk, po czym wylądował na jego twarzy sycząc gniewnie, gryząc i drapiąc, oraz zadając ciosy ogonem zakończonym kościanym ostrzem. Nocturnal Light znalazła się nagle za magiem. Wbiła mu w kark szpony, po czym odskoczyła i szybko wróciła na miejsce.

-Pospiesz się, drogi panie. Jad rozprzestrzenia się już w twoim ciele, krąży w twoich żyłach. Kończy ci się czas. Kiedy trucizna dotrze do serca, będzie nieprzyjemnie. Śmiertelnie nieprzyjemnie. - Na jej twarzy znów zagościł upiorny uśmiech.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Mag szybko przemyślał sytuację.

W jego krwi krążyła śmiertelna trucizna- pikuś, oko ją wchłonie. Zresztą, przy jego hobby odporność na trucizny to podstawa.

Smoki zabiły jego chowańce, co nie było dobrą rzeczą, ale jeden z nich był cały upaprany w szczątkach fenixoida, co było dobrym znakiem.

Przywołany stwór siedział pod ziemią i czekał na rozkazy.

Mag był właśnie rozszarpywany przez czerwonego gada, który z ochotą jadł części jego ciała i spijał krew.

To były dopiero dobre wieści, i świadczyły też o tym, że przeciwnik po prostu nie uczy się na błędach.

Zza przepaski na oku zaczął wychodzić zielony blask. Tyle z trucizną, ale znowu będzie miał kłopoty z utrzymaniem w zamknięciu tego, co odizolował w oku. Oj tam, najwyżej dojdzie do kolejnej rzezi stulecia.

Dalej, potwór. W tej chwili przejęcie nad nim kontroli nie było już niczym trudnym, ale mag, zamiast wysłać go przeciw poprzedniemu właścicielowi, zaczął go wchłaniać, lecząc rany.

Ok, teraz wężowa dama. Czający się pod ziemią stwór wynurzył się i zaszarżował na nią, odwracając uwagę od bohatera, ale oczywiście nie na długo, po jej dwa pozostałe smoki już pikowały na przywołańca. Mag wziął więc łuk i wyjął z kołczanu strzałę o czerwonych oznaczeniach i wystrzelił w kierunku i lekko poparzonej jaszczurki. Po wykonaniu kilku nienaturalnych ruchach w powietrzu pocisk stanął w płomieniach i trafił prosto w gada, podpalając go na miejscu. Ten rozjarzył się białym ogniem i pognał w kierunku byłego towarzysza, odpędzając go od wciąż szarżującego potwora. Kiedy oponentka musiała zająć się bestią, mag wrócił do książki i powoli kończył zaklęcie, jednym okiem patrząc na wzmocnionego posiłkiem fenixida niszczącego właśnie latającego łuskowca. W końcu zaklęcie dobiegło końca i powietrze w około wzbogaciły smugi czarnej magii, powoli przyjmujące skomplikowane formy. Czarodziej wiedział, że chwilowo jest bezpieczny, więc upadł na twarz, oszczędzając energię. Wciąż miał nadzieję, że nie będzie musiał użyć Jego, ale miał przeczucie, że jego osobisty demon i tak się wydostanie, a wtedy przeciwniczka pożałuje, że pierwsza wyciągnęła pazury.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwór wysunął się spod ziemi i zaatakował. Nie zdążył zbliżyć się do Nocturnal, bo oto smugi zielonego dymu wystrzeliły niczym bicze i oplotły jego nogi. Będzie dobrą pożywką dla Węży. Monstrum zaczęło migotać i zaryczało gniewnie, powoli wyparowując. Chwilę później w miejscu gdzie istniał zostały tylko zielone smugi. To nie był problem. Problemem prawdopodobnie były czarne pasy na niebie, albo to, co zapowiadały. Najpierw więc ochrona. Wiedźma przejechała dłonią po twarzy, z której zniknął upiorny uśmiech. Źrenice i tęczówki przybrały normalny kształt i kolor, a włosy przestały się wić i znów opadły na ramiona. Pozostałością był tylko czarny kłąb energii w jej dłoni. Z sakiewki wyjęła garść piasku i złączyła go z pulsującą kulą. Gdy czarny kłąb zamigotał, rzuciła go na ziemię. Mały wybuch osłonił na chwilę przeciwniczkę owiniętą teraz przez niematerialnego smoka, poprzecinanego świecącymi pęknięciami. Ruchem ręki przywołała świetliste gady, które wpełzły na ściany areny. Czekała na ruch oponenta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...